Skocz do zawartości

Terapia małżeńska


Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, SSydney napisał:

@Punisher jak idą przygotowania? Wziąłeś sobie moje i braci rady do serca? Mam nadzieję, że masz już parę gb dowodów na "ukochaną". 

Jeśli nie to już spaliłeś start ale myślę, że da się to nadrobić.

It's time to start the game. 

 

Jeszcze jedna rada nie miej skrupułów ona nie okaże ci litości, gdy już będziesz na dnie, nie miej złudzeń.

 

Powodzenia bracie. 

 

Chyba nie do końca się Was posłuchałem, bo sumie wylądowałem sam u Pani terapeutki. Ale już pędzę się tłumaczyć.

1. Cała ta terapia z żoną dla mnie była bez sensu, wysłuchiwałem tylko na niej jaki to jestem zły, że to, że tamto. Gdy mówiłem o swoich odczuciach, to zaczynało się beczenie. Ze strony terapeutki mogło to wyglądać bardzo na moją niekorzyść, bo żona przedstawiała siebie jako tą poszkodowaną, a ja się tłumaczyłem.  Po spotkaniach wychodziłem wkurwniony i miałem ochotę piznąć wszystko i odejść. Gdyby nie dzieciaki to bym tak zrobił. Nie wiem jaki jest sens takich terapii, być może tak musi być. Nie wiem, nie znam się. Ogólnie nie widziałem jakichś postępów (zadania domowe nie były odrabiane) to po chuj to ciągnąć.

 

2. Podejście terapeutki. Gdy słyszała cały czas, jaki to ja jestem zły itp. I wszystkie sytuacje w domu (nie mam lekkiego charakteru) były opisywane przez żonę z odpowiednim wyolbrzymieniem, to ona mogła czasem stwierdzić, że np.  ja buduje napięcie. Ale jak jej mówiłem, że czuje się tutaj szykanowany, że jak coś powiem to zaraz jest płacz i lament, że nie jestem w stanie nic powiedzieć, to terapeutka miałem wrażenie, że staje po mojej stronie i mówi, że to nie moja wina , że nie jestem tutaj "tym złym". Chociaż też zwracała uwagę, że coś mogłem zrobić inaczej (nie dosłownie, tylko w ramach sugestii, np. "czy nie sądzi Pan, że byłby lepiej, gdyby powiedział Pan tak ...)  Więc nie wiem, może mylnie, ale jakoś nie jestem do terapeutki wrogo nastawiony po tych kilku spotkaniach. Więc przystałem na indywidualne spotkania, na razie dwa razy byłem. Zresztą kilka razy sam sugerowałem spotkanie z nią w 4 oczy, bo przy żonie nie da się rozmawiać. Ale nie miałem na celu (wtedy jeszcze) indywidualnej.

 

3. Terapia indywidualna. Na niej mają być poruszane moje problemy . Powiem Wam (chyba, że już pisałem), że sam potrzebowałem jakiejś terapii, bo mam problemy ze stresem, emocjami. Więc wspólna mi nie odpowiadała, to przystałem na indywidualną. Zasady jakie ustaliliśmy , to że będziemy rozmawiali o mnie i nie ma już możliwości powrotu do terapii wspólnej u tej terapeutki. Powiem Wam, że naprawdę potrzebowałem konsultacji z psychologiem, już nawet przed małżeńską  szukałem kogoś. Tylko u mnie w mieście znaleźć dobrego terapeutę, to jakby szukać igły w stogu siana. A ta babka ma dobre opinie w mieście no i znała już trochę mnie i sytuację. Zresztą pomyślałem sobie , że pierdolę co myśli żona, ja chcę to zrobić dla siebie i ma to tylko i wyłącznie mi pomóc , wiec w tym momencie jestem egoista i robię co czego JA potrzebuję. 

Jednak cały czas się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem.  Bo indywidualna mi pomoże, ale nie zmieni nic w związku. Z drugiej strony jak sobie poukładam w tej pomieszanej bani , to będę spokojniejszy i logiczniej będę w stanie ocenić sytuacje i podjąć pewne stanowcze decyzje. Związku moim zdaniem nie naprawi się na terapii, tylko w domu. Terapia ma być tylko drogowskazem, a praca jest w domu.

 

4. Jednak mam gdzieś z tyłu głowy myśl, że idąc tam postawiłem siebie w roli winnego rozjebanego małżeństwa (tutaj zaznaczam, że mówiłem o tym terapeutce i ona zaprzeczała temu wielokrotnie) oraz druga sprawa, że na terapii przynajmniej konfrontowane były nasze uczucia, nasze problemy. A teraz nie ma o tym mowy, bo w domu specjalnie nie rozmawiamy o nas. Ja nie mam zamiaru znowu biegać za żoną i dopytywać się . Sam nie wiem, czy dobrze zrobiłem. W sumie teraz mogę zaciągnąć żonę do innego terapeuty faceta, bo terapeutka jest już moja :) to tak trochę żartobliwie, ale jest to jakaś z opcji.  Ogólnie miałem tylko dwie sesje z terapeutką, więc jeszcze nie jest za dużo, aby wrócić do starego systemu wspólnych spotkań. Tutaj proszę Was o poradę dla zagubionego brata, czy dobrze postąpiłem. Z drugiej też strony w przypadku rozwodu terapeutka nie będzie mogła być stroną, bo jest moją indywidualną terapeutką  teraz, więc gdyby coś zeznawała, to by straciła mandat na prowadzenie terapii w mieście. Etycznie byłaby ubita. 

 

5. Jeżeli chodzi o rady od Was, to generalnie wywaliłem jajca na większość rzeczy . Nie zabiegam o względy, nie biegam za dziurą, nie błagam o jej uwagę, jestem obojętny - ma teraz sama do mnie przyleźć i błagać o uczucia. Albo skończy się rozstaniem, albo się ogarnie. Ale wiem, że sama też nie odejdzie. Przestałem skupiać się nad porządkiem w domu, często leże i odpoczywam, gdy mam ochotę. Mam w planach wdrożyć wyjścia z kumplami na miasto, ale muszę odnowić trochę znajomości. Skupiam się na sobie, na sporcie, na rozwoju oraz na dzieciakach. Spędzam z nimi czas, bawię się i nimi zajmuję. Ogólnie teraz jestem ja i dzieci. Ona ma się dopasować.

 

Wiem, że pewnie niektórzy z Was mnie nie zrozumieją i szykuje mi się opierdol, ale trudno. Konstruktywny opierdol nie jest zły.

Edytowane przez Punisher
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spotkania u terapeuty cudów nie przyniosą A Panie są bardzo odporne na to, co słyszą w trakcie spotkań. Szybko sobie racjonalizują i są przekonane o swoich racjach. Szkoda czasu moim zdaniem, w Twojej sytuacji.

 

Pracuj nad sobą i nie zwracaj uwagi na kobietę bo ona na Twoje potrzeby i rozterki ma wyjebane totalnie.

Gdy za kilka miesięcy ustabilizujesz sobie głowę to wtedy podejmuj decyzje. 

 

PS. Poczytaj wątek brata @Szkaradny o technice szarego kamienia. Powinno Ci się spodobać 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zdążyłem wyedytować poprzedniego postu, więc  tutaj dopiszę końcówkę:

(...)

Wiem, że pewnie niektórzy z Was mnie nie zrozumieją i szykuje mi się opierdol, ale trudno. Konstruktywny opierdol nie jest zły.  Żyje już za długo w tej toksycznej sytuacji, a jestem gościem emocjonalnym i przeżywam strasznie, że mi się pierdoli związek. A zawsze był to dla mnie fundament, zawsze chciałem mieć szczęśliwą rodzinę, bo sam jej nie miałem w domu i obiecywałem sobie, że tak u mnie nie będzie. A teraz sytuacja się powtarza ;(. Więc wewnętrznie mnie to rozpierdala.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Punisher, popraw mnie jeżeli się mylę, ale nie zerknąłeś do żadnej z proponowanych pozycji literatury. Czy masz w ogóle jakiś plan naprawczy? Czy terapia dała ci coś pozyteywnego oprócz wbijanie cię w poczucie winy, bo mimo uczęszczania na tareapie wydaje się że nadal kręcisz się w miescu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Własna terapia jest OK na tym etapie. Zawsze to możliwość wygadania się. Koledzy nie zawsze mają czas i nie zawsze rozumieja. Co do związku ? Na to nie ma recepty innej niż powtarzana tutaj. Zacznij od siebie. Bez tego związek jest skazany na zagładę. Jak pisałeś , zajmij się dziećmi,sobą. Pokaż że jesteś mężczyzną. Może się uda, może coś zaskoczy w głowie żony. Bez tego to równia pochyła.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.