Skocz do zawartości

Dzień ojca


simple

Rekomendowane odpowiedzi

Coś dla ojców, obecnych i przyszłych, co by nie stali się zamiennikami mamuś.

 

 


„Tato! Jesteś w domu? Nie. Tata poszedł na lunch. I powinien to zrobić. […] Jego zadanie znajduje się gdzie indziej […] ponieważ wartością fundamentalną, jaką wnosi on do rodziny, jest utrzymywanie związków i kontaktów z „gdzie indziej”.

*

Ojcowie od wieków byli nieobecni w domu: brali udział w kampaniach wojskowych; będąc żeglarzami wypływali na dalekie morza, skąd wracali czasami dopiero po paru latach; wędrowali, często zmieniali miejsce pobytu jako poganiacze bydła, podróżnicy, kupcy i handlarze, niewolnicy, piraci, misjonarze, robotnicy sezonowi. Kiedyś tydzień pracy miał 72 godziny. Termin „ojcostwo” bywał i bywa bardzo różnie pojmowany w różnych krajach, klasach społecznych, grupach zawodowych i epokach historycznych. To dopiero dziś nieobecność jest czymś zawstydzającym, uznawanym za naganne i karygodne zachowanie, a nawet takie, które ma charakter kryminogenny. Jako rodzaj zła społecznego, nieobecność ojca jest jednym z ulubionych „palących problemów”, nad którymi namiętnie debatuje się w naszej mającej na wszystko skuteczne remedium epoce, w tym historycznym okresie rozkwitu wszelkiego rodzaju terapii, poradnictwa i programów socjalnych, z których wszystkie starają się naprawić coś, czego nie rozumieją.”

*

„Dochodzę do przekonania, że to sofizmat rodzicielski jako taki stara się przywiązać ducha Ojca do fałszywego obrazu, w wyniku czego jego dajmonnabiera cech demona i energicznie protestuje przeciwko narzucaniu mu tych więzów, starając się zerwać krępujące go postronki. Tata został pochwycony niczym w pułapkę w sztucznym konstrukcie zwanym „ojcostwem w amerykańskim stylu”, stał się niewolnikiem moralnego przykazania, zgodnie z którym ma on być dobrym i miłym facetem, który lubi Disneyland, jedzenie dla dzieci, gadżety, różne opinie na różne tematy oraz dowcipy i żarty.

Ów mdły i uładzony model stanowi jawną zdradę wobec jego wewnętrznego, bezwzględnego anioła, obrazu tego wszystkiego, co nosi on w sercu, przebłysków wspomnień z dzieciństwa, które udało mu się zachować do chwili obecnej, tego, do czego posiadania ma on niezbywalne, przyrodzone prawo. […] Mężczyzna, który utracił swojego anioła, staje się osobnikiem demonicznym; a jego nieobecność, złość i kanapowy paraliż są symptomami, świadczącymi o rozterkach duszy poszukującej swojego utraconego powołania, głosu wzywającego ją do poszukiwania czegoś innego, czegoś poza tym, co „tu i teraz”. Oscylacja ojca między wściekłością a apatią, podobnie jak alergie i zaburzenia zachowania jego dzieci oraz depresje i pełne urazy rozżalenie jego żony, stanowi element pewnego ogólnego, wspólnego dla nich wszystkich schematu – jednak nie „systemu rodzinnego”, lecz systemu swoistej wypaczonej, rabunkowej ekonomii, który, zastępując pragnienie „czegoś poza tym” pragnieniem „więcej tego, co tu i teraz”, przyczynia się do zbiorowego znieczulenia i uniewrażliwienia wszystkich członków rodziny.”

*

„Celem rodzicielskiego wychowania nigdy i nigdzie nie było „szczęśliwe dziecko”. Pracowite, użyteczne dziecko; uległe, dające sobą kierować dziecko; zdrowe dziecko; posłuszne, zdyscyplinowane dziecko; dziecko, które wie jak unikać kłopotów i nie wpadać w tarapaty; bogobojne dziecko; zabawne dziecko – wszystkie te odmiany i warianty, owszem. Jednak sofizmat rodzicielski zastawił na rodziców także pułapkę w postaci obowiązku zapewnienia dziecku szczęścia, podobnie jak zaopatruje się w nowe buty i podręczniki szkolne czy organizuje wspólny wyjazd wakacyjny. Czy ci, którzy sami są nieszczęśliwi, mogą być dostarczycielami szczęścia dla innych? Pamiętajmy, że pojęcie szczęścia ma źródło w starożytnym greckim słowie eudaimonia, które znaczy dosłownie „dobry/zadowolony dajmon”; tak więc tylko dajmon, o którego się dba i który dostaje to, co mu się należy, może zaszczepić w duszy dziecka uczucie, które nazywamy szczęściem. Tak, chcę przez to powiedzieć, że „troska o duszę”, jak napisał Thomas Moore, może wyjść dziecku tylko na dobre.

Jeśli jednak w przypadku rodzica obowiązek stwarzania własnej duszy zostanie zastąpiony obowiązkiem stwarzania duszy swojego dziecka, wówczas rodzic zaniedbuje lub całkowicie uchyla się przed spełnieniem zadania powierzonego mu przez własnego żołędzia [dajmona, geniusza, swojej drogi-dopisek mój]. Rodzic czuje, że jego dziecko jest wyjątkowe i że wobec tego troska o nie, sprzyjanie pełnemu rozwojowi żołędzia w dziecku jest jego powołaniem [… Kiedy dziecko staje się substytutem naszego własnego dajmona, wówczas po jakimś czasie zaczynamy mieć mu to za złe i w konsekwencji żywić doń urazę, a nawet odczuwać wobec niego nienawiść, pomimo wszelkich wysiłków i dobrej woli z naszej strony oraz wysokich standardów etycznych, do jakich się zwykle stosujemy”.

*

„Kiedy twoje dziecko staje się powodem twojego życia, znaczy to, ze całkowicie wyrzekasz się niewidzialnego powodu, dla którego ty tu jesteś”.

*

„Każdy ojciec, który nie chce dosłyszeć słabego głosu swojego geniusza, odwraca się odeń i zamiast tego dokonuje jego transpozycji na małe dziecko, które spłodził, nie może następnie ścierpieć tego, co sam w sobie zaniedbał. Nie potrafi on tolerować idealizmu, który rodzi się w dziecku w tak naturalny i spontaniczny sposób, romantycznego entuzjazmu, poczucia sprawiedliwości, naiwnej uczciwości, wrażliwości na piękno, przywiązania do małych rzeczy i spraw, poszukiwania odpowiedzi na wielkie pytania. Wszystko to staje się nie do zniesienia dla mężczyzny, który zapomniał o swoim własnym dajmonie.

Zamiast uczyć się od dziecka, które jest żywym świadectwem i dowodem tego wszystkiego, co niewidzialne w naszym życiu, ojciec kapituluje przed dzieckiem, zaburza jego proces wzrastania w dół [do świata, do życia- przyp. mój], usadzając je prosto w świecie zabawek. Rezultat:zdominowana przez dziecko, pozbawiona ojca z prawdziwego zdarzenia kultura z dysfunkcyjnymi dziećmi terroryzującymi otoczenie swoimi plastikowymi pistoletami. Niczym wampiry, które tak bardzo je fascynują, dzieci w naszej kulturze – nad którymi albo się roztkliwiamy z powodu ich niewinności, albo je zaniedbujemy z powodu kłopotów, jakich nam one przysparzają – wysysają całą krew z życia dorosłych”.

James Hillman „Kod duszy. W poszukiwaniu charakteru człowieka i jego powołania”Laurum, Warszawa 2014

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powrot do tradycjonalizmu tez nie jest dobrym rozwiazaniem, nie wolno zapominac ze tradycjonalizm jest oparty o ginocentryzm i jego celem jest zrobienie z nas, mezczyzn niewolnikow. Uwazam ze wspolczesnym zadaniem ojca jest (w skrocie) zaczepienie w dziecku umilowania wolnosci, ciekawosci swiata, checi samodoskonalenia i poznawania wiedzy.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak The_Man, zgadzam się że ojciec jest od inspirowania i twórczego, intelektualnego pobudzania. Ale to zdecydowanie od późniejszych lat. Nie dziwię się, że u dawnych Słowian chłopak do 7 roku życia był wychowywany przez kobiety, dopiero potem po postrzyżynach przechodził pod opiekę mężczyzn.

 

S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.