Skocz do zawartości

W jaki sposób wpadacie w najlepszy twórczy trans?


Rekomendowane odpowiedzi

Bez prochów. ;) Zrobiłam już cały powiedzmy szkic, ale nie chodzi o malarstwo. To jest przezajebiste. Tylko jak teraz temu nadać ostateczny kształt, tak żeby było doskonałe i żebym nie chciała nic zmieniać, żebym czuła, że to już jest to? Bo zmieniać można bardzo długo.. Co radzicie? Tak długo pracować aż to wyjdzie czy za jednym zamachem to zrobić w jakimś twórczym amoku? Jaki Wy macie styl pracy?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja piszę książkę.

 

Najpierw stworzyłem ogólną fabułę, później skonstruowałem postacie,(rysy psychologiczne, anatomiczne, mimika, mowa ciała),później nie wiedziałem co pisać, najgorsze były dla mnie opisy.

 

Wszystko zmieniło się dopiero wtedy, gdy wczułem się w głównego bohatera

 

Zabrzmi to dziwnie, ale zacząłem przeżywać podczas pisania to co przeżywał on(oczywiście w skali mikro-wyobrażałem sobie jego stany emocjonalne)

 

W sumie dałem mu trochę swoich cech. W sumie to nawet dużo.

 

No i mam już z 20 stron.

Edytowane przez dobryziomek
  • Like 6
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak piszesz książkę i wpadniesz w trans to zły znak. 

 

Zresztą ja tam nigdy nie byłem żadnym artystą po prostu piszę książkę, której pewnie nikt nie wyda, ale mam to w dupie :D

 

Artystów to nie rozumiałem nigdy ;)

Edytowane przez dobryziomek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej mi się twórczo piszę po alkoholu.

Typowe, ale chyba zazwyczaj tak jest. Jednak mam zbyt lenia by twórcze myśli przelać na papier. 

Czasami mam za dużo w głowie i mi się miesza, aż po prostu nie zabieram się za to. 

Jednak po alkoholu mi łatwiej wczuwać się w moją postać, którą tworzę, zarówno to co widzi jak i co może zaobserwować.

No i musowo musi to być wieczór/noc. Inaczej w dzień wszystko mi się rozmywa. 

 

Mam podobnie @dobryziomek piszę książkę, ale pewnie nigdy nie ujrzy światła dziennego. O ile będzie nawet kiedykolwiek skończona.. 

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o twórczość to działam pod wpływem chwili i jak poczuję, że mam typowo do tego nastrój. Jednym razem wychodzi lepiej, drugim gorzej. ale nie zniechęca mnie do tego, żeby całkowicie z tego rezygnować. :)  Mam pare swoich dzieł w domu na honorowych miejscach i czasem to one sprawiają, że chcę tworzyć coś nowego. 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potrzeba jest się wczuć, wtedy nadasz temu duszę :). Przepiękne uczucie :). U mnie bardziej przejawiało się to, za jednym zamachem. Wszystko zależy, co jest projektem. Ale jak głęboko wierzysz, wkładasz całość siebie, to efekt końcowy jest nieopisalny - człowiek niby stąpa po ziemi, ale de facto, unosi się, lata :). To uczucie zostaje do końca i działa jak narkotyk. 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak Wy ale ja lubię spuścić podświadomość ze smyczy. Przykładowo: tworzenie muzyki wygląda u mnie tak, że np. wybijam jakiś rytm albo gram w kółko kilka dźwięków i próbuję wymyślić do tego w miarę chwytliwe partie wokalne w języku który nie istnieje. Warto taki stan utrzymać dłuższy czas (>15 minut) bo dopiero gdy świadomy, logiczny umysł odpuści do akcji wkracza podświadomość a ona zawsze ma najlepsze pomysły. Np. sny wiele dają: obrazy, odczucia, historie, emocje, czasem nawet melodie. Nigdy nie są precyzowane i ograniczane logiką (bo w trakcie snu ośrodek w mózgu odpowiadający za logikę jest najczęściej wyłączony...). Dlatego warto trzymać przy łóżku notatnik lub dyktafon. Pomysły wpadają praktycznie same.

 

Inny przykład: po ciężkim dniu warto się zamknąć w kompletnej ciszy i ciemności i siedzieć nieruchomo - coś jakby medytacja (może nawet nie jakby...). Po jakimś czasie samoistnie przychodzą myśli i wyobrażenia które przeistaczają się z jednego w drugie. I trzeba pozwolić im płynąć. A potem tylko wyławiać stamtąd najlepsze kąski.

 

Jak sobie przypominam to najlepsze co ze mnie wyszło wcale nie było stworzone za pomocą logiki, jakiejś tytanicznej pracy tylko jakby gotowe "przyszło z góry". Jedyna praca do wykonania to dopieścić co się dostało. Nie dziwię się, że wielu ludzi wiąże sztukę z duchowością, wrażeniem opętania czy sięgania do innego wymiaru. Umiejętności od strony technicznej trzeba ćwiczyć jak chce się osiągnąć jakikolwiek poziom ale esencję tego co chce się z siebie wydobyć dostaje się za darmo.

Edytowane przez SzejkNaftowy
  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, dobryziomek napisał:

Wszystko zmieniło się dopiero wtedy, gdy wczułem się w głównego bohatera

Aaa, wejść w to emocjonalnie na maxa. Dobry pomysł, dzięki.

 

11 godzin temu, Yolo napisał:

Jesteś kobietą, to niemożliwe.

Wszystko jest możliwe.

 

10 godzin temu, devil napisał:

Najlepiej mi się twórczo piszę po alkoholu.

Typowe, ale chyba zazwyczaj tak jest. Jednak mam zbyt lenia by twórcze myśli przelać na papier. 

Czasami mam za dużo w głowie i mi się miesza, aż po prostu nie zabieram się za to.

Ja się właśnie ciągle tj. ogłupiam, odpływam. Nie mogę myśleć o ryzyku, że ładuję w to czas i pieniądze, jak to ludzie przyjmą itd. Myślę, że właśnie alkohol daje taki stan wyjeb* i dlatego pomaga. Tylko, że ja bardzo dobre rezultaty osiągnęłam bez alkoholu, można naturalnie wywołać podobny stan. Poza tym alkohol to trucizna, a ja muszę dbać o zdrowie.

 

Zresztą ja już wiem, że umysł jest cholernie potężny i nie muszę przejmować się tym jak to ludzie odbiorą. Jeśli sobie ustawicie cel, że coś ma być zajebiste, to po prostu z czasem będzie, bo będą napływać dobre pomysły, dostaniecie dzięki temu pierdolca na tym punkcie i zechcecie zrealizować ten cel.

 

10 godzin temu, dobryziomek napisał:

@Bruxa A co Ty tworzysz?

M.in. piszę.

 

4 godziny temu, Hippie napisał:

Jeśli chodzi o twórczość to działam pod wpływem chwili i jak poczuję, że mam typowo do tego nastrój.

Też tak sądzę, że musi być nastrój. :) Włączę muzykę, kupię se jakieś świeczki zapachowe i poodpływam. :>

 

58 minut temu, Nefertiti napisał:

Potrzeba jest się wczuć, wtedy nadasz temu duszę :). Przepiękne uczucie :). U mnie bardziej przejawiało się to, za jednym zamachem.

Ja też mam wrażenie, że lepiej coś zrobić za jednym zamachem, tj. od serca? Szczerze? :D Coś takiego.

 

32 minuty temu, SzejkNaftowy napisał:

Warto taki stan utrzymać dłuższy czas (>15 minut) bo dopiero gdy świadomy, logiczny umysł odpuści do akcji wkracza podświadomość a ona zawsze ma najlepsze pomysły.

Wiem.

 

32 minuty temu, SzejkNaftowy napisał:

Jak sobie przypominam to najlepsze co ze mnie wyszło wcale nie było stworzone za pomocą logiki, jakiejś tytanicznej pracy tylko jakby gotowe "przyszło z góry".

Bo to dokładnie tak działa, my tylko odbieramy pomysły i nadajemy temu jakiś nasz styl, a nawet bardziej szlif. Właśnie niedawno mnie natchnęło i wiem o co chodzi. Ja bym sama z siebie nie zrobiła czegoś takiego co właśnie robię, bo parę miesięcy temu nie miałam ani jednego pomysłu albo pojawiały się rzadko, wszystko szło bardzo wolno, dopiero jak zrozumiałam o co chodzi wszystko przyśpieszyło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Bruxa napisał:

Wszystko jest możliwe.

To był żart, wpisujący się w linię forum.

Wiem o czym piszecie. Sam (nomen omen) pisuję czasem i rzeczywiście są momenty, kiedy idzie 'samo'.

Ale to chyba zależy od osobowości. Jedni stawiają na natchnienie, sprzyjający moment, inni na systematyczność.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli o mnie chodzi, to czekam. Wena przychodzi wraz z ilością przeżyć.

Czyli, tkwiąc w niczym - nie spłodzimy niczego nadzwyczajnego.

 

Czasem czytam takie gnioty że nie wiem jak to się znalazło na półkach, a jednak ktoś to wydał bo znał? Tak samo jest z filmami i wszystkim innym.

A recepta?

Nie ma recepty. Są jedynie formy. Czyli albo forma na odpierdol (ktoś doceni szczerość bez przeplotu), albo robienie czegoś wg. scenariusza - tutaj jednak większość rzeczy odbywa się mechanicznie i brak temu spontaniczności, która niejednokrotnie potrafi wprowadzić pierwiastek wyjebistości i spotęgować go o nowe pomysły.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzę w domu na wolnym, nic nad mną nie wisi, mogę leżeć w wyrku do późna, skupić się na sobie.

I jak tak leżę przychodzą mi do głowy zajebiste pomysły, oraz nabieram zajebistego motywacji do działania - jak produktywnie spędzać wolny czas ....

 

Więc żeby wpadać w twórczy trans trzeba być zrelaksowany i skupionym na sobie, pozatym to co robi się musi przynosić przyjemność i satysfakcję.

Ot i tyle.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Regularnie miałem "wenę" tak do 20 roku życia, nie musiałem nic robić w tym kierunku, spontanicznie łapałem flow i siedziałem w fl studio, albo przy czymś innym z uczuciem sporej ekscytacji.

Później jakoś nagle mi to przeszło na długie lata, pomijając jakieś krótkie ekscesy. Co ciekawe, zbiegło się to czasowo wraz z pojawieniem się większego spokoju umysłu, zniknięciem stanów

[quasi] maniakalno-depresyjnych, różnych fobii i natręctw.

 

Wiadomo, korelacja nie oznacza z automatu związku przyczynowego, ale od dawna myślę, że neurotycy często są bardziej twórczy niż osoby stabilniejsze psychicznie [ale nie mówię, że

to jakaś reguła]. :) 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi dużo nie trzeba. 

Nawet jak jestem zajebiście zmęczona, że już śpię, a wejdę do pracowni, wyciągnę farby, wystawię sztalugę, złapie za szpachle to już mam orgazm mózgu. Nigdy nie wiem co maluje, a zawsze wiem kiedy jest koniec. 

Z resztą, każdy musi to sam w sobie odkryć. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Dworzanin_Herzoga napisał:

Później jakoś nagle mi to przeszło na długie lata, pomijając jakieś krótkie ekscesy. Co ciekawe, zbiegło się to czasowo wraz z pojawieniem się większego spokoju umysłu, zniknięciem stanów

[quasi] maniakalno-depresyjnych, różnych fobii i natręctw.

 

Wiadomo, korelacja nie oznacza z automatu związku przyczynowego, ale od dawna myślę, że neurotycy często są bardziej twórczy niż osoby stabilniejsze psychicznie [ale nie mówię, że

to jakaś reguła]. :) 

 

Moim zdaniem trzeba być w połowie trochę zwariowaną osobą. Ale w drugiej połowie jak najbardziej normalną by jakoś ujarzmiać swoje  "wariactwo", właśnie wchodząc w taki błogi stan kreatywności, widzieć logikę w tym co się robi. Całkowicie normalna osoba trzyma się sztywno reguł i nie wyjdzie poza nie. Czasami by zrobić coś nowego trzeba zburzyć stare zasady, co z początku może się wydawać kompletnym idiotyzmem, bo byliśmy przyzwyczajeni do czegoś innego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Lalka napisał:

Nawet jak jestem zajebiście zmęczona, że już śpię, a wejdę do pracowni, wyciągnę farby, wystawię sztalugę, złapie za szpachle to już mam orgazm mózgu.

Może pokażesz jakieś swoje prace? Podeślesz jakiś link, czy coś??

Ciekawa jestem.

 

Co do mnie - kiedyś dużo kofeiny, nikotyny, owocowych gum do żucia. I późne godziny nocne.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Jako że artystyczny jestem od urodzenia (już w przedszkolu wolałem rysować w kącie niż bawić się samochodami) powiem tak: przez szkołę artystyczną po studia takowe schemat pracy twórczej zawsze wyglądał tak samo. Wpadałem w istny trans podczas malowania, jak ktoś do mnie coś mówił to jakby mówił po chińsku - nie zwracałem w ogóle uwagi na otoczenie.

Z tymże malowanie trwało krótko - około godziny do dwóch, bardzo szybkie, dynamiczne, z ogromną ilością nagromadzonych emocji przelanych w bardzo krótkich czasie.

Po tej sesji zawsze padałem na glebe, byłem wyczerpany jakbym pracował cały dzien w kopalni. Musiałem iść spać, zdrzemnąć się, odpocząć... Z tego co pamiętam to wielu kolegów miało tak samo.

 

Za to dziewczyny skubały swoje obrazy niczym kurki przez całe lekcje malarstwa, powoli, wraz ze szkicowaniem (ja nigdy nie szkicowałem, od razu malowałem co trzeba).

Za to przykładowo nigdy nie cierpiałem rysunku bo nie miałem do niego cierpliwości. 

 

Nie ujmuje teraz koleżankom bo niektóre miały duuuużo lepszy warsztat ode mnie :) 

 

A co do sztuki obecnie jak to mawiał mój profesor od malarstwa i kompozycji: "Ostatni mistrzowie umarli wraz Młodą Polską".

Tak naprawdę nie ma już prawdziwej sztuki, pozostało jej tylko dawne echo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, Słowianin napisał:

A co do sztuki obecnie jak to mawiał mój profesor od malarstwa i kompozycji: "Ostatni mistrzowie umarli wraz Młodą Polską".

Tak naprawdę nie ma już prawdziwej sztuki, pozostało jej tylko dawne echo.

Ach te wszechwiedzące dziadki z ASP, które nie osiągnęły nic poza zasiedzeniem etatu. A Wróblewski, Nowosielski, to są ludzie którzy swoją sztuką stawiają interesujące pytania. Ja uważam, że tak twierdzą ludzie którzy ze sztuka nić nie mają wspólnego. Łatwo się podpiąć pod wymowną tezę i bezmyślnie obstawać w imię czego?  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minutes ago, Jaśnie Wielmożny said:

Ach te wszechwiedzące dziadki z ASP, które nie osiągnęły nic poza zasiedzeniem etatu. A Wróblewski, Nowosielski, to są ludzie którzy swoją sztuką stawiają interesujące pytania. Ja uważam, że tak twierdzą ludzie którzy ze sztuka nić nie mają wspólnego. Łatwo się podpiąć pod wymowną tezę i bezmyślnie obstawać w imię czego?  

Akurat o nim mam najlepsze zdanie. Chyba jedyny który mi podpasował. Fakt, sam wskazywał że istnieją nadal wybitne jednostki ale nadal to jednostki. Bo na uczelnie artystyczne wkroczyła ideologia, polityka, feminizm, skrajne lewactwo. Jest to ocena całościowa. Zobacz co się teraz odwala na ASP, nawet naszej krakowskiej....  Wszystko zepsuło się po II wojnie światowej. 

 

Ponadto barwna postać, w wieku 40 kilku lat jako doktor strzelił dzieciaka swojej studentce pierwszego roku, po kilku latach wyprowadzili się na wieś gdzie strzelił znowu ale swojej sąsiadce, po czym po kilku latach znowu swojej żonie. (dziwne że się nie rozstali) Tak apropo żony, trafił idealnie: w wieku 52 lat nadal wygląda jak modelka tylko trochę nagryziona zębem czasu. Widziałem ją wielokrotnie z nim. Skąd wiem? byłem kilka razy na "randce" z jego córką ale że byłem białym rycerzem, nic z tego nie wyszło :( 

Edytowane przez Słowianin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetny temat :)

U mnie to albo przychodzi niespodziewanie, albo po odrobinie alkoholu (choć nie jest on żadnym gwarantem). Najczęściej idzie to tak, że mam wolny wieczór, jestem sama, zabieram się za coś i łubudu, 5 godzin później orientuje się ile zrobiłam i że jestem z tego zadowolona. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.