Skocz do zawartości

Brak seksu w małżeństwie, a jak jest to kiepski


Songohan

Rekomendowane odpowiedzi

54 minuty temu, Songohan napisał:

Ogólnie mam teraz wrażenie, że krzywdzę swoją żonę i nie zasługuje na nią. Czuje się podle i jak ostatni skur*iel . 

Sam ze sobą zaczynam nie wyrabiać. Strasznie mnie cieśnie klata i głowa od stresu, żalu. 

Myślę, że chyba pora odwiedzić psychiatrę, może mam depresję czy inne gówno. Tylko mam obawy , żeby nie uzależnić się . Najłatwiej jest wziąć leki , które wycisza. Ale jak pojawia się w przyszłości  inne problemy to znowu do lekarza ? Przecież tak można całe życie. 

Zostaw na jakiś czas żonę w spokoju i zajmij się sobą i swoim zdrowiem psychofizycznym.

Podejmij decyzję w Twój sprawdzony sposób (doradztwo innych, głos serca, trzewi czy wróżka) co zrobić by zadbać o siebie.

Sama intencja by pomóc sobie już jest krokiem ku lepszemu.

Najczęściej nie same emocje a ich blokada powodują stres, znajdź swój sposób na to by miały prawo wybrzmieć (to tylko emocje nie działanie)

Tchórz to ocena a strach to emocja to dwie różne kategorie pojęć, przyjrzy się temu.

To czy będzie rozwód czy nie to nie jest tylko Twoja decyzja - spróbuj zaakceptować najczarniejszy scenariusz dla Ciebie w wyobraźni by poczuć to.

 

Nikt z zewnątrz nie jest w stanie Ci pomóc dopóki nie podejmiesz takiej decyzji i nie poprosisz o nią głośno i wyraźnie.

Forum to tylko opinie innych na to co piszesz, pisane przez pryzmat doświadczeń piszących.

 

Z mojego doświadczenia:

Znajdź kogoś w realu (najlepiej za pieniądze) i przedstaw swoją perspektywę tak jak ją widzisz na teraz bez zbędnego piepszenia, pamiętaj, że dostaniesz tylko narzędzia - całą robotę i tak będziesz musiał wykonać sam. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurde, masakra że chłopak tak daleko temat zapuścił. Przecież to się urywa przy symptomach a nie jak rak zżera mózg. Rozwódź się na wczoraj zaraz nie będzie co zbierać (z Ciebie) a jeszcze potem powrót do żywych odbudowa poczucia własnej wartości pochłonie sporo czasu. Zostaw tych terapeutów! Jak masz zawalczyć to nigdy nie wkręcaj sobie żadnego poczucia winy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
W dniu 4.05.2020 o 15:00, icman napisał:

 

Najczęściej nie same emocje a ich blokada powodują stres, znajdź swój sposób na to by miały prawo wybrzmieć (to tylko emocje nie działanie)

(....)

Nikt z zewnątrz nie jest w stanie Ci pomóc dopóki nie podejmiesz takiej decyzji i nie poprosisz o nią głośno i wyraźnie.

Forum to tylko opinie innych na to co piszesz, pisane przez pryzmat doświadczeń piszących.

Z emocjami problem mam taki, że one najsilniej na mnie działają po wystąpieniu jakichś zapalnych dla mnie akcji. Najlepszym działaniem dla mnie na emocje jest jazda na rowerze, długi spacer, wygadanie się komuś. Ale jest to trudne w realizacji , bo bym musiał w ciągu dnia wszystko rzucać , codzienne obowiązki i uciekać na rower. Wygadać też nie zawsze chce za każdym razem , bo raz że mam 3 zaufanych ludzi , a dwa nie chce im beczeć w kajet co chwila , bo mogą się tym zmęczyć i mieć mnie dość. Każdy ma jakiś limit. 

Terapeutka jest też osoba do której wylewam wszystkie swoje żale i taka też pełni częściowo funkcję i to mi pomaga, bo schodzą emocje. Generalnie wszystkie powyższe metody działają , ale nie są dostępne od ręki. A jak jest jakaś akcja , która działa na mnie w danym momencie , to mogę to tylko stłumić , a jak jest za dużo do jest erupcja wulkanu emocji (na szczęście zdarza się to w minimalnym stopniu) 

Jakie Ty masz metody na to ? 

Wiem że forum to opinie wielu ludzi. Ale tu też jak się wyglądam , to jest mi jakoś źle. Forum to taki trochę drugi terapeuta :) też jak czytam opinie innych , czy historię innych to widzę że nie jestem sam z problemem oraz że ludzie sobie poradzili i to mnie podbudowuje i pomaga. 

W dniu 8.05.2020 o 21:27, Shit test odbiłem rozwodem napisał:

Kurde, masakra że chłopak tak daleko temat zapuścił. Przecież to się urywa przy symptomach a nie jak rak zżera mózg. Rozwódź się na wczoraj zaraz nie będzie co zbierać (z Ciebie) a jeszcze potem powrót do żywych odbudowa poczucia własnej wartości pochłonie sporo czasu. Zostaw tych terapeutów! Jak masz zawalczyć to nigdy nie wkręcaj sobie żadnego poczucia winy.

 

Staram się odrzucac myśli obwiniające  mnie, uczę się tego. Dlaczego mam zostawić terapeutów ? Jest mi to potrzebne. Ja tego potrzebuje , czuje to. 

 

Wiem , że tutaj jedynym to wszystko zaszło już bardzo daleko i rozwód jest pewnie jedynym rozwiązaniem. Ale na dziś , na ten moment nie jestem nadal na siłach (wiem , że pół roku temu było tak samo ? ) . Nie potrafię . Gdy sobie pomyślę, że moje dzieci będą żyły w gorszych warunkach niż mają teraz a mają dobre , ponad przeciętne warunki życia , to serce mi się kroi. Po rozwodzie nie będzie ich stać na wyjazd na wakacje, na pewne przyjemności , na jakieś dziecięce swawole. Oczywiście po rozwodzie , jak mi szanowna żona nie zabierze wszystkiego , nie będę żałował na atrakcje dla dzieciaków , ale też ex złotówki nie dam więcej niż będę musiał. Gdyby doszło to rozwodu to dla mnie ex będzie zamknięta księga, na którą nie będę chciał patrzecz a jeżeli będę musiał to z obrzydzeniem! Aczkolwiek jeżeli będę chciał mieć kontakt z dziećmi to będę musiał zagryzać zęby i z nią się kontaktować. 

Kuw*a te życie jest pojebane i pasmo porażek. Wyżale się tu Wam , że mam dość wszystkiego , tego jebanego życia. 

A na dokładkę nakryłem żonę na kłamstwie , niby drobne kłamstwo, ale z premedytacją , bo prosto w oczy. Tylko ona nie wiedziała, że ja wiem że to kłamstwo. Zastanawiam się jak się odegrać , żeby się nie wydało (i moje źródło) , że znam prawdę. 

Edytowane przez Songohan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Songohan Jesteś tam, gdzie ja byłem ok. 2017 roku, w środku przemocowego (bez prz. fizycznej) małżeństwa, tkwiący tam tylko dla ochrony córki. Trochę nie chce mi sie wchodzić w szczegóły bo mi się flaki wywracają choć już rok minął od wyprowadzki (w czerwcu rok od rozwodu będzie), ale w skrócie ci powiem - ja dwa lata nagrywałem awantury, choć z myślą że rozwiodę się dopiero za 5-7 lat ze względu na córkę (nagrań ostatecznie nie wykorzystałem, choć nimi postraszyłem).

 

W 2017 zabrałem się za siebie kondycyjnie żeby nie zwariować do reszty (spacery, bieganie, hantle - zresztą po 21-22 bo wcześniej tyrałem w domu). We wrześniu 2018 byłem już na tyle podbudowany, że w trakcie kolejnej awantury wygarnąłem (wreszcie!) żonie sporo słów prawdy, poparła mnie córka (7,5 lat wtedy), no i żona się wyprowadziła. Niestety po 10 godzinach wróciła, ale ja już zdążyłem zdecydować że to koniec i poczułem nieprawdopodobną ulgę (zwłaszcza, że Młoda, choć bardzo się z matką kochają, powiedziała: "No, to skończyły się krzyki i strach"). No i jak żona wróciła przepraszająca we łzach to ja nie potrafiłem się już cofnąć, byłem już jakby na drugim brzegu rzeki. Nie zmieniłem decyzji.

 

W toku uzgodnień rozwodowych zacząłem od ostrzału z grubej rury (pozew z orzeczeniem o winie plus walczę o opiekę nad Młodą), ale z góry wiedziałem że to pozycje nie do obrony. Oczywiście miałem prawniczkę. Zresztą miałem świadomość, że Młoda bardzo matkę kocha (choć ze mną też jest niebywale zżyta) i nie chciałem wieloletniej batalii o dziecko. Założyłem (ryzykownie, ale szanse były i się sprawdziły), że kiedy na zniknę żonie z celownika, to też jej relacje z Młodą ulegną poprawie, bo to ja żonę "prowokowałem" - i to się sprawdziło, tzn. od rozwodu relacje matki i córki są o niebo lepsze niż przed, takie jak powinny być od zawsze. Wywalczyłem też szeroki kalendarz kontaktów z Młodą, spędza ze mną średnio 3 doby tygodniowo (w tym standardowo co drugi weekend).

 

Decyzja to jak wspomniałem wrzesień 2018, pozew listopad 2018, sprzedaż mieszkania i wyprowadzka marzec 2019, orzeczenie czerwiec 2019. Exżony prawie nie widuję choć pracujemy w jednej instytucji. Kontaktujemy się smsami, a jak trzeba porozmawiać to rozmowy są chłodne ale rzeczowe. Ja w 2019 zaliczyłem jeszcze jedną historię (smutno zakończoną i dopiero się po niej pozbierałem, ale warto było, bo przyćmiła traumę małżeństwa; przy czym ta opowieść w tym miejscu nie jest istotna), ale jeśli chodzi o rozwód jako taki, to z całą mocą stwierdzam, że od 14 lat nie czułem się tak wolny i szczęśliwy. Buduję ramę z reżimu treningów, hobby, dodatkowej pracy (buduję poduszkę finansową), dużo czytam (jak zawsze, tylko w tym roku głównie psychologia), często ogarniam Młodą, z którą mam znakomity, bliski kontakt - ma swój pokój u mnie w domu, razem go urządziliśmy, Młoda czuje że to też jej mieszkanie, razem gotujemy, robimy zakupy, plus zabawa, gry, aktywność fizyczna, lekcje, wiadomo. Ona sama twierdzi, że jest znacznie lepiej niż było.

 

Zmierzam do tego, że w mojej sytuacji - a podejrzewam że i Twojej - rozwód jest jedynym rozsądnym wyjściem. Nawet moja exż wygląda na zadowoną (rozliczyliśmy się bez jej straty, a pozbyła się śmiecia z oczu). Odpoczywam też od relacji d-m, dałem sobie rok (w sensie cały 2020) na posprzątanie emocji i łba po obu tych historiach. Przypadkowo nawiązane znajomości z marca korona zamroziła, a w sumie nie wiem czy je będę ciągnął, nie chce mi się teraz ganiać z czyimiś oczekiwaniami. Jak mi trzeba seksu to raz w miesiącu idę do fajnej divy i wychodzę wymasowany wszystkim i na wszystkie strony ;). I na tym etapie więcej mi nie trzeba. Uczę się od nowa być sobą, na luzie i bez spiny, zagadywać kobity w różnych sytuacjach, ale beż żadnych oczekiwań (jak mówię - nie chcę teraz żadnych zobowiązań), tylko tak dla samej przyjemności pogadania człowiekiem płci przeciwnej. Mam 43 lata, w portfolio - i romantyczną miłość, i namiętny seks,  i małżeństwo i dziecko - w związku z czym tak naprawdę nie zależy mi na niczym poza samorozwojem. Przyjaciół mam też, sprawdzoną paczkę od ponad 25 lat. Żyć nie umierać. Polecam rozwód, poważnie. Jak myślę o sobie sprzed 2019 roku - to mi siebie szkoda. To była najlepsza decyzja w moim życiu. Wcześniej to w ogóle nie było życie tylko senny koszmar, jak dziś u Ciebie.

 

Dodam, że całe życie panicznie bałem się samotności (w innych wątkach, m.in. w wątku brata @bassfreaki w Enneagramie, piszę o tym szerzej), a jak stanałem z nią w twarzą w twarz, okazała się znakomitym etapem, bardzo potrzebnym i bez wątpliwości najbardziej rozwojowym ze wszystkich. Zajrzyj do mojej "stopki" poniżej, zwłaszcza do wiersza Bukowskiego - on jest też o Tobie.

Edytowane przez Feniks77
  • Like 8
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Songohan

Ja to przede wszystkim podobnie jak większość ludzi musiałem dotknąć dna by coś do mnie dotarło.

Około 5 lat taplałem się we własnym szambie i nawet zaczynało mi się to podobać :)

W końcu jednak uświadomiłem sobie, że to ja jestem źródłem wszystkiego - to jest trochę zwodnicze sformułowanie ale język zawsze jest wtórny wobec zjawiska więc to trzeba doświadczyć by zrozumieć.

To był punkt zwrotny, moje emocje, moje szczęście to moja odpowiedzialność.

 

Z emocjami to ja mam tak, że staram się je dopuszczać w każdej chwili jak tylko się pojawiają, nie ma opcji by były tylko przyjemne, można co najwyżej zaniżyć bodźce i się schować w jaskini lub klasztorze ale to niczego nie zmienia choć pomaga spojrzeć na siebie.

Czyli emocje będą się pojawiać zawsze te co lubimy i te co nie lubimy i każde z nich miną.

Mamy prawo czuć to co czujemy bo to po prostu jest - narracja jaką tworzy nasz mózg by coś z tymi emocjami zrobić to osobny temat.

Tak więc przyjęcie emocji to po prostu otwarta przestrzeń świadomości, w której może się pojawić wszystko i to jednocześnie, można czuć w tym samym momencie radość i smutek lub inne konfiguracje poza logiczne bo to sfera ciała.

 

Strach i nienawiść najmocniej powodują skurcz świadomości gdzie nie może ona sobie poradzić z bodźcami i często wybucha.

Cała duchowość jest o tym.

Tak jak pisałeś to mi również pomaga:

- ruch fizyczny taki jak lubię czyli w komforcie (za długo się katowałem narzędziowi by coś udowodnić sobie lub komuś)

- rozmowa z odzwierciedlającym słuchaniem czyli przyjaźń

- medytacja 15 minut z rana

- kilka sesji u psychologa czy innych lekarzy duszy

 

Jednak kluczowe jest w tym wszystkim zobaczyć siebie jako źródło wszystkiego w Twoim życiu.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.05.2020 o 11:01, Feniks77 napisał:

ale ja już zdążyłem zdecydować że to koniec i poczułem nieprawdopodobną ulgę (zwłaszcza, że Młoda, choć bardzo się z matką kochają, powiedziała: "No, to skończyły się krzyki i strach").

WOW, 7,5 dzieciak powiedział coś takiego? wow!

Ludzie myślą że dzieci są głupie, otóż nie, dzieci widzą WSZYSTKO i czują WSZYSTKO. Bez słów nawet...

 

W dniu 17.05.2020 o 11:01, Feniks77 napisał:

Nawet moja exż wygląda na zadowoną (rozliczyliśmy się bez jej straty, a pozbyła się śmiecia z oczu).

Nigdy więcej tak o sobie nie pisz...

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Ramaja Awantura said:

WOW, 7,5 dzieciak powiedział coś takiego? wow!

Ludzie myślą że dzieci są głupie, otóż nie, dzieci widzą WSZYSTKO i czują WSZYSTKO. Bez słów nawet...

Młoda sama włączyła się w tą pyskówkę jak usłyszała, że matka wypiera się tekstów jakie sadziła do Młodej kiedyś jak były same 9a wiedziałem o nich od Młodej właśnie). Exż: nigdy tak jej nie powiedziałam! Młoda: Mamo, powiedziałaś mi to w samochodzie! Ech kurva, nie chce mi się chyba do tego wracać, to juz na szczęście historia.

 

1 hour ago, Ramaja Awantura said:

WOW, 7,5 dzieciak powiedział coś takiego? wow!

Ludzie myślą że dzieci są głupie, otóż nie, dzieci widzą WSZYSTKO i czują WSZYSTKO. Bez słów nawet...

 

Nigdy więcej tak o sobie nie pisz...

Wiem, zapomniałem. moja porozwodowa exgf była porąbana jak drewno w drewutni, ale nie była głupia i zawsze mnie stopowała jak wracałem do epitetów exż (ten to i tak z tych łagodniejszych). Kiedy dzisiaj, ieco ponad rok od wyprowadzki, myślę o tym jak było, to mi się zdaje jakbym się obudził z koszmarnego snu. Potem miałem prawie rok cudownego snu erotycznego, zakończonego co prawda lodowatym prysznicem, no ale dzięki tej drugiej historii łatwiej trafiłem z powrotem "do siebie". 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Feniks77 Przywalę cytatem który ludzie powtarzają ale nie stosują i "nie czują go" a mi on wiele dał i wiele z niego wyniosłem:

 

"Co cie nie zabije, uczni cię silniejszym..."

 

Lepiej coś przeżyć i niż NIC nie przeżyć i zastanawiać się "a może jednak było trzeba to przeżyć?" XD

Edytowane przez Ramaja Awantura
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minutes ago, Ramaja Awantura said:

@Feniks77 Przywalę cytatem który ludzie powtarzają ale nie stosują i "nie czują go" a mi on wiele dał i wiele z niego wyniosłem:

 

"Co cie nie zabije, uczni cię silniejszym..."

 

Lepiej coś przeżyć i niż NIC nie przeżyć i zastanawiać się "a może jednak było trzeba to przeżyć?" XD

No jasne. Ja, pomijając porąbane charaktery obu moich ostatnich pań, z obu związków wyciągnąłem wnioski na temat swoich błędów: od selekcji zakorzenionej jeszcze w rozwodzie rodziców, po totalną uległość, rezygnację z wałasnych potrzeb i zbędną nadopiekuńczość (jestem "parentified child", to charakterystyczne zachowania). Dziś pracuję na nowo nad samooceną i asertywnością, bez partnerki jest to dużo łatwiejsze. A co przyniesie rzeka życia to się zobaczy, potrafię zadbać sam o właściwy poziom swoich endorfin :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.05.2020 o 09:47, Songohan napisał:

Wiem , że tutaj jedynym to wszystko zaszło już bardzo daleko i rozwód jest pewnie jedynym rozwiązaniem

Jak rozumiem poradnik rozwodowym zakupiłeś i przyswoiłeś? 

Mam nadzieję, że przygotowujesz się do do tego? Takie działania należy zaplanować minimum rok wcześniej. 

Chociaż znając życie pewnie czekasz w nadziei aż coś się zmieni. Czyli de facto dostaniesz obuchem w łeb, jak żonka rzuci papierami rozwodowymi a ty będziesz miał niebieską kartę. 

Wtedy też będziesz stał jak ciele z rozwaloną gębą i pytał "ale jak to?".

W dniu 17.05.2020 o 09:47, Songohan napisał:

Staram się odrzucac myśli obwiniające  mnie, uczę się tego. Dlaczego mam zostawić terapeutów ? Jest mi to potrzebne. Ja tego potrzebuje , czuje to. 

Tak jako wentyl bezpieczeństwa, jednak ma to jeden dodatkowy minus.

Pójdziesz wygadasz się i nie zrobisz NIC. 

Masz strasznie bierną postawę, w życiu potrzeba SPRAWCZOŚCI. 

W dniu 17.05.2020 o 09:47, Songohan napisał:

A na dokładkę nakryłem żonę na kłamstwie , niby drobne kłamstwo, ale z premedytacją , bo prosto w oczy. Tylko ona nie wiedziała, że ja wiem że to kłamstwo. Zastanawiam się jak się odegrać , żeby się nie wydało (i moje źródło) , że znam prawdę

Ty zacznij ją baczniej obserwować, tam takich kłamstw może być całe mnóstwo.

Nie swędzi Cię głowa ostatnio? Może poroże zaczyna Ci się wyżynać? 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
W dniu 17.05.2020 o 11:01, Feniks77 napisał:

@Songohan

Dodam, że całe życie panicznie bałem się samotności (w innych wątkach, m.in. w wątku brata @bassfreaki w Enneagramie, piszę o tym szerzej), a jak stanałem z nią w twarzą w twarz, okazała się znakomitym etapem, bardzo potrzebnym i bez wątpliwości najbardziej rozwojowym ze wszystkich. Zajrzyj do mojej "stopki" poniżej, zwłaszcza do wiersza Bukowskiego - on jest też o Tobie.

 

Cześć. Możesz przesłać mi priv z linkiem , nie mogę znaleźć tego wątku , o którym piszesz. Będę wdzięczny. Dzięki 

17 minut temu, Songohan napisał:

 

Cześć. Możesz przesłać mi priv z linkiem , nie mogę znaleźć tego wątku , o którym piszesz. Będę wdzięczny. Dzięki 

Dobra chyba mam.

 

Edytowane przez Songohan
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.04.2020 o 09:02, tytuschrypus napisał:

Znam kolesi, którzy są łagodni jak baranki, a ich kobiety malują ich jako despotycznych tyranów, co jest w istocie projekcją i bzdurą, albo robi za element manipulacji w kłótni. 

Skoro tak to są w związkach z toksycznymi, zaburzonymi babami. W miarę normalna kobieta, do osób trzecich, nie napierdala bzdur na swojego męża, faceta z którym jest w związku. 

Edytowane przez trop
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, trop napisał:

Skoro tak to są w związkach z toksycznymi, zaburzonymi babami

Widać sporo takich :) Ale tak, też uważam, że nie jest to zdrowe, jednak jest powszechne. Kobiety zwykle narzekają na swoich partnerów, jak się spotkają. Wyjątkiem są te, które "chwalą wszystko co swoje" i ich pies jest najlepszy, dom jest najlepszy, facet też najlepszy :) 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 5/20/2020 at 12:22 PM, Feniks77 said:

Młoda sama włączyła się w tą pyskówkę jak usłyszała, że matka wypiera się tekstów jakie sadziła do Młodej kiedyś jak były same 9a wiedziałem o nich od Młodej właśnie). Exż: nigdy tak jej nie powiedziałam! Młoda: Mamo, powiedziałaś mi to w samochodzie! Ech kurva, nie chce mi się chyba do tego wracać, to juz na szczęście historia.

@Feniks77Brawo, zajebiście. :) . Uratowałeś Młodą przed zwątpieniem we własne zmysły, we własny osąd sytuacji i pamięć. Dlatego jest teraz zadowolona z takiego biegu akcji, bo może być sobą, nie podwyłeś jej zdania. Dzieci tracą wiarę w siebie, gdy rodzice podważają to co widzą, słyszą, czują (np. "tatuś się wywrócił bo jest zmęczony" , zamiast pijany). W konsekwencji, w dorosłym życiu taka osoba nie ufa sobie ? 
 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 2 tygodnie później...

Oj stary... jakbym czytał moją własną historię...

 

Ogólnie koledzy mądrze mówią i mają rację ale niestety... zrozumiesz to tak naprawdę dopiero po czasie...

 

Z moją żoną było tak, że zwyczajnie robiła sobie dobrze sama... praktycznie co dziennie! Przyznała się po jakimś czasie jak proponowałem, żebyśmy poszli do seksuologa. Przypuszczam, że w waszym przypadku jest podobnie. To jest taki typ kobiety, która bliskość z facetem (przytulania itd) przelała na dzieci a tematy zadowolenia seksualnego robi sobie sama, bo każda normalna kobieta ma potrzeby! Rozmawiałem na ten temat z wieloma dziewuchami i to jest tak, że:

     a) one wolą same zrobić sobie dobrze niż robić to na siłe z mężem;

     b) mają kogoś na boku, żeby od czasu do czasu porządnie je zerżnał, a potem przychodzą do domu i dają buziaka swojemu mężowi, czasem jeszcze świeżo po połknięciu spermy drugiego kolesia...

 

Milion razy zastanawiałem się nad tym dlaczego tak się stało u mnie i powody są tak naprawdę dwa:

  1. Gdzieś po drodze w małżeństwie się rozjechaliśmy/ście... przestaliśmy/ście przebywać ze sobą (ja zająłem się budową domu np i spędzałem tam 99% wolnego czasu). Dla mnie sex był czysto fizycznym przeżyciem, dla żony (jak dla każdej kobiety) to nie tak... one potrzebują uwagi, zainteresowania, kwiatów, dotyku (bez podtekstów seksualnych).... i całej reszty tego wszystkiego na co nie ma za bardzo czasu/siły w normalnym życiu (bo robota, bo obowiązki, bo zmęczenie, bo problemy finansowe)... One chcą jak w komediach romantycznych. Tyle, że tego nie da się zrobić w normalnym życiu!

  2. Są takie typy kobiet, którym zwyczajnie wystarczy tak forma seksu (tj masturbacja). Ale to wynika z pewnego rodzaju braku empatii i czystego lenistwa! Bo normalnie ludzie w związku zastanawiają się czego wzajemnie potrzebują, tj co mogę dać drugiej osobie, żeby była szczęśliwa i zadowolona w związku ze mną.

 

Co dalej? Dobre pytanie. Jak jesteś takim typem faceta jak ja, że widać po Tobie że coś Cię męczy to to co mówią bracia Ci teraz nie pomoże, bo będziesz sztuczny a Twoja wybranka będzie widzieć, że jesteś tak naprawdę w rozsypce.

 

Moim zdaniem opcja są dwie:

  1. Terapia wstrząsowa - obwieszczasz, że podjąłeś decyzję, że się rozchodzicie. Zbierasz rodziców, teściów i wygarniasz co jest powodem. Prosto z mostu.

    Jeżeli żonie zależy (tak naprawdę tylko dlatego, że będzie się bała co ma dalej uczynić) to będzie zwrot o 180 stopni, ale na jakiś czas tylko (u mnie to pół roku trwało, poźniej dopadły ją koleżanki i zaczęły prać mózg, że ona nic nie musi robić dla faceta i ogolnie faceci to zło konieczne... ale każda z nich to mężatka!). W tym czasie musisz ustalić nowe granice i zasady, ale to będzie kompromis - na pewno finalnie nie dostaniesz tego czego byś chciał. I musisz się z tym pogodzić. Tj. nigdy nie będzie już jak dawniej, zawsze jakiś tam kwas będzie między wami. Może z czasem to zniknie. Ale od tego momentu ostro oboje pracujecie nad związkiem.

    Niestety jest też taka opcja, że żona na Twoje obwieszczenie o rozwodzie powie... OK... ale wtedy to sprawa jasna. Sama o tym od daaaaawna myślała. Rozchodzicie się na porozumieniu stron, każdy w swoją stronę. Ale o ile sex to jedyny problem to generalnie jest to dla Ciebie słabe rozwiązanie, będziesz patrzył jak przeżywa to dziecko i to w tym wszystkim jest najgorsze.

  2. Dajesz sobie czas - może rok, może dwa i faktycznie sie ogarniasz. Odpuszczasz w ogóle temat seku z żoną - nie zagadujesz, nie prosisz nie skamlesz, masz to zwyczajnie w dupie. Jest masa różnych filmików na necie jak poukładać swoje życie żeby być wyluzowanym i radzić sobie z emocjami... Wtedy po jakimś czasie BYĆ MOŻE staniesz się aktrakcyjny dla żonki i zacznie się zwyczajnie bać, że straci zajebistego kolesia a zegarek jej tyka...

I tak jak pisano... żeby Cię czasem na żadnym skoku w bok nie nakryła bo wszystko się odwróci i przyjebie w Ciebie i to Ty będziesz ten najgorszy.

 

Tak na szybko jak to u mnie poszło... po dwóch latach szarpania padło jednak na rozwód i:

  • Dogadaliśmy się i czekam na termin rozprawy - bez orzekania o winie, wszystkie kwestie dogadane. Podobno 15 min w sądzie i po temacie.
  • Widzę, że zainteresowanie mną jako facetem jest niezłe (chociaż nie szukam narazie nic na siłe), jest masa dziewczyn, które chcialby się umówić więc świat się na tej jednej nie kończy. Ale sam muszę się rozwieść + poukładać;
  • Dzieciaki w miarę się odnalazły w tym syfie jedyne co mnie gdzieś tam męczy to potencjalny przyszły lover żony... tj żeby krzywdy im nie robił i żeby kiedyś do niego tatusiu nie mówiły... Ale to już zależy od żony i tego czy ma równo pod sufitem czy będzie się mścić w takiej formie...

A najlepsze w tym wszystkim... po rozstaniu żonka zaczeła robić się na bóstwo, pod bylem pretekstem przyjeżdża do naszego nadal wspólnego domu odjebana jakby zeszła z wybiegu dla modelek... powody trzy:

  • musi się dowartościować;
  • chyba ma nowego adoratora (w pracy) wiec świeci mu cyckamim;
  • chce mi dojebać tj "patrz co straciłeś dziadu";

Ale jak byłem kiedyś u niej w mieszkaniu po dzieciaki to w łazience leży sobie nowy wibrator wiec nadal jedzie na "ręcznym"...

 

Takie życie, powodzenia kolego ;)

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.08.2020 o 12:03, Pablo85 napisał:

Oj stary... jakbym czytał moją własną historię...

 

 

 

Ogólnie koledzy mądrze mówią i mają rację ale niestety... zrozumiesz to tak naprawdę dopiero po czasie...

 

 

 

Z moją żoną było tak, że zwyczajnie robiła sobie dobrze sama... praktycznie co dziennie! Przyznała się po jakimś czasie jak proponowałem, żebyśmy poszli do seksuologa. Przypuszczam, że w waszym przypadku jest podobnie. To jest taki typ kobiety, która bliskość z facetem (przytulania itd) przelała na dzieci a tematy zadowolenia seksualnego robi sobie sama, bo każda normalna kobieta ma potrzeby! Rozmawiałem na ten temat z wieloma dziewuchami i to jest tak, że:

 

     a) one wolą same zrobić sobie dobrze niż robić to na siłe z mężem;

 

     b) mają kogoś na boku, żeby od czasu do czasu porządnie je zerżnał, a potem przychodzą do domu i dają buziaka swojemu mężowi, czasem jeszcze świeżo po połknięciu spermy drugiego kolesia...

 

 

 

Milion razy zastanawiałem się nad tym dlaczego tak się stało u mnie i powody są tak naprawdę dwa:

 

  1. Gdzieś po drodze w małżeństwie się rozjechaliśmy/ście... przestaliśmy/ście przebywać ze sobą (ja zająłem się budową domu np i spędzałem tam 99% wolnego czasu). Dla mnie sex był czysto fizycznym przeżyciem, dla żony (jak dla każdej kobiety) to nie tak... one potrzebują uwagi, zainteresowania, kwiatów, dotyku (bez podtekstów seksualnych).... i całej reszty tego wszystkiego na co nie ma za bardzo czasu/siły w normalnym życiu (bo robota, bo obowiązki, bo zmęczenie, bo problemy finansowe)... One chcą jak w komediach romantycznych. Tyle, że tego nie da się zrobić w normalnym życiu!

     

  2. Są takie typy kobiet, którym zwyczajnie wystarczy tak forma seksu (tj masturbacja). Ale to wynika z pewnego rodzaju braku empatii i czystego lenistwa! Bo normalnie ludzie w związku zastanawiają się czego wzajemnie potrzebują, tj co mogę dać drugiej osobie, żeby była szczęśliwa i zadowolona w związku ze mną.

     

 

 

Co dalej? Dobre pytanie. Jak jesteś takim typem faceta jak ja, że widać po Tobie że coś Cię męczy to to co mówią bracia Ci teraz nie pomoże, bo będziesz sztuczny a Twoja wybranka będzie widzieć, że jesteś tak naprawdę w rozsypce.

 

 

 

Moim zdaniem opcja są dwie:

  1. Terapia wstrząsowa - obwieszczasz, że podjąłeś decyzję, że się rozchodzicie. Zbierasz rodziców, teściów i wygarniasz co jest powodem. Prosto z mostu.

     

    Jeżeli żonie zależy (tak naprawdę tylko dlatego, że będzie się bała co ma dalej uczynić) to będzie zwrot o 180 stopni, ale na jakiś czas tylko (u mnie to pół roku trwało, poźniej dopadły ją koleżanki i zaczęły prać mózg, że ona nic nie musi robić dla faceta i ogolnie faceci to zło konieczne... ale każda z nich to mężatka!). W tym czasie musisz ustalić nowe granice i zasady, ale to będzie kompromis - na pewno finalnie nie dostaniesz tego czego byś chciał. I musisz się z tym pogodzić. Tj. nigdy nie będzie już jak dawniej, zawsze jakiś tam kwas będzie między wami. Może z czasem to zniknie. Ale od tego momentu ostro oboje pracujecie nad związkiem.

     

    Niestety jest też taka opcja, że żona na Twoje obwieszczenie o rozwodzie powie... OK... ale wtedy to sprawa jasna. Sama o tym od daaaaawna myślała. Rozchodzicie się na porozumieniu stron, każdy w swoją stronę. Ale o ile sex to jedyny problem to generalnie jest to dla Ciebie słabe rozwiązanie, będziesz patrzył jak przeżywa to dziecko i to w tym wszystkim jest najgorsze.

     

  2.  

    Dajesz sobie czas - może rok, może dwa i faktycznie sie ogarniasz. Odpuszczasz w ogóle temat seku z żoną - nie zagadujesz, nie prosisz nie skamlesz, masz to zwyczajnie w dupie. Jest masa różnych filmików na necie jak poukładać swoje życie żeby być wyluzowanym i radzić sobie z emocjami... Wtedy po jakimś czasie BYĆ MOŻE staniesz się aktrakcyjny dla żonki i zacznie się zwyczajnie bać, że straci zajebistego kolesia a zegarek jej tyka...

I tak jak pisano... żeby Cię czasem na żadnym skoku w bok nie nakryła bo wszystko się odwróci i przyjebie w Ciebie i to Ty będziesz ten najgorszy.

 

 

Tak na szybko jak to u mnie poszło... po dwóch latach szarpania padło jednak na rozwód i:

  • Dogadaliśmy się i czekam na termin rozprawy - bez orzekania o winie, wszystkie kwestie dogadane. Podobno 15 min w sądzie i po temacie.
  • Widzę, że zainteresowanie mną jako facetem jest niezłe (chociaż nie szukam narazie nic na siłe), jest masa dziewczyn, które chcialby się umówić więc świat się na tej jednej nie kończy. Ale sam muszę się rozwieść + poukładać;
  • Dzieciaki w miarę się odnalazły w tym syfie jedyne co mnie gdzieś tam męczy to potencjalny przyszły lover żony... tj żeby krzywdy im nie robił i żeby kiedyś do niego tatusiu nie mówiły... Ale to już zależy od żony i tego czy ma równo pod sufitem czy będzie się mścić w takiej formie...

A najlepsze w tym wszystkim... po rozstaniu żonka zaczeła robić się na bóstwo, pod bylem pretekstem przyjeżdża do naszego nadal wspólnego domu odjebana jakby zeszła z wybiegu dla modelek... powody trzy:

  • musi się dowartościować;
  • chyba ma nowego adoratora (w pracy) wiec świeci mu cyckamim;
  • chce mi dojebać tj "patrz co straciłeś dziadu";

Ale jak byłem kiedyś u niej w mieszkaniu po dzieciaki to w łazience leży sobie nowy wibrator wiec nadal jedzie na "ręcznym"...

 

Takie życie, powodzenia kolego ;)

 

 

 

 

 

 

 

Dzięki stary za wiadomość. Widzę, że jesteś ostro ogarniętym gościem. Chłodna analiza to podstawa. 

Nie chcę Wam tu skamlec , ale u mnie jest nadal chujnia. Czuje jak staczamy się psychicznie po równi pochyłej. Generalnie już podjąłem decyzję o wizycie u psychiatry , bo mi łeb rozsadza. Myślę , że nigdy nie odważę się na takie rozmowy z teściami , zaszczekaliby mnie. Najlepsze w tym wszystkim jest to , że ja czuję się słaby psychicznie , a żona z jej rodzina robią że mnie tyrana i gbura. Faktem jest , że potrafią mnie sprowokować to wybuchu. A potem skwitować pytaniem , dlaczego ja się denerwuje i jestem taki niemiły , gburowaty... 

Teraz, Songohan napisał:

Dajesz sobie czas - może rok, może dwa i faktycznie sie ogarniasz. Odpuszczasz w ogóle temat seku z żoną - nie zagadujesz, nie prosisz nie skamlesz, masz to zwyczajnie w dupie. Jest masa różnych filmików na necie jak poukładać swoje życie żeby być wyluzowanym i radzić sobie z emocjami... Wtedy po jakimś czasie BYĆ MOŻE staniesz się aktrakcyjny dla żonki i zacznie się zwyczajnie bać, że straci zajebistego kolesia a zegarek jej tyka...

Możesz odezwać się na priv , mam parę pytań w tej kwestii i nie chce tu spamować . Dzięki 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.