Skocz do zawartości

Brak seksu w małżeństwie, a jak jest to kiepski


Songohan

Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, Songohan napisał:

 

Mentalnie i osobowościowo czuje się piz*ą. Sam sobą gardzę Panowie.Nie ogarniam życia i związków chyba. Zawsze zdawało mi się, że miłość jest najważniejsza i trzeba dbać o swoją żonę , starać się jej uchylić nieba.

Ja na Twoim miejscu zacząłbym od zrozumienia faktu, że relacje damsko- męskie są budowane na zdecydowanie innych zasadach niż relacje z kumplami. Zajmuje się tym psychologia ewolucyjna. Zacznij od lektury literatury przedmiotu:

1. M. Kotoński  "Kobietopedia"

2. M. Kotoński  "Poradnik rozwodowy"

3. M. Kotoński  " Wystarczająco dobry"

4. Z. Lew- Starowicz  "O kobiecie"

5. R. Baker  "Wojny plemników"

 

Książek jest wiele z tej dziedziny, ale zacznij od tych trzech pierwszych. Dorzuć jeszcze audycje pana Kotońskiego. To tak na początek. Wydaje mi się, że Twoim podstawowym problemem (dość częstym wśród małżeństw) jest fakt, że Ty zupełnie nie pociągasz swojej żony jako mężczyzna i chyba zupełnie nie masz brania u kobiet. Organizm Twojej żony nie reaguje podnieceniem seksualnym na Twój widok i tyle. Zajmij się również swoim samorozwojem, aby być "najlepszą wersją siebie", znajdziesz informacje na ten temat na głównej stronie forum. Na Twoim miejscu, w ramach samorozwoju pochodziłbym trochę do dobrego psychologa (koniecznie faceta!), aby mieć wgląd w siebie i wiedzieć "o co kaman". To jest podstawą, bo bez lektury fachowych książek niewiele zrozumiesz z Forum.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, misUszatek napisał:

Podejrzewam, że nie masz już czasu na edukowanie. Nie zdążysz przed rozwodem. Lepiej zaznajamiaj się z tematami jak przejść przez rozwód suchą nogą i czyń przygotowania.

Dlatego konieczna jest lektura Poradnika rozwodowego i nauka ww. wypadku jest konieczna. Po rozwodzie życie toczy się dalej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko że ja się boje Panowie. Najbardziej boje się utraty kontaktu z dziećmi. 

Czy jest możliwość jakoś załagodzenia tego bez zostania podnóżkiem ?

Ja byłem wychowywany twardą ręką, to też miało wpływ na mój związek i też trzymałem ja krótko . Ona się podporządkowała. 

Ta sytuacja , już drugi raz, pokazuje mi , że jednak potrafi mnie złamać jak zapałkę używając magicznego słowa rozwód. 

Nie potrafię też ustąpić. Jeżeli znowu pobiegnę z kwiatami i wybłagam  o kolejną szansę , to wiem że będzie to we mnie siedziało bardzo długo i będę miał tego konsekwencje w psychice. 

 

Chyba że potraktować to jak przegraną bitwę, ale nie wojnę ?

 

Z drugiej strony patrzę , że mam jakiś problem z koniecznością rządzenia , jak nie jest po mojemu to zaraz się wkur*am. Może faktycznie nie nadaje się do życia razem . 

Jestem znowu (po nastu miesiącach) cholernie skołowany . 

Straciłem chyba już resztki szacunku do siebie. 

 

A ból głowy, ból w klacie chyba doprowadzi mnie do zawału . Chyba po jakieś psychotropy się zgłoszę bo nie zniosę tego. 

 

Czy jest jakiś sposób wyjścia z sytuacji, gdy ja nie chcę (powtarzam ja nie chcę) rozpadu tej rodziny ? Ale takiego wyjścia , żeby nie zostać dzi*ką tego związku i w konsekwencji życiową . 

 

Dzięki. 

 

P.s. Poradnik rozwodowy dzisiaj zamawiam. Ale jak czytałem recenzje , to tam jest sporo o tym, czego unikać podczas związku , jak się ustrzec przed problemami i rozwodem. W mojej sytuacji chyba już musztarda po obiedzie to będzie ? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Współczuję..

Jak sobie przypominam w takich sytuacjach czytając co Bracia przechodzą to aż mnie ciary biorą czego to ja nie robiłem żeby ratować straconą sprawę.

 

Do tanga trzeba dwojga. Jak nie widzisz żadnej inicjatywy z jej strony a przerzucanie całego wysiłku / odpowiedzialności / winy na Ciebie - to cóż.. masz z kim grać? Bo jeśli ktoś się tak zachowuje to już nie jest w Twojej drużynie.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Songohan napisał:

P.s. Poradnik rozwodowy dzisiaj zamawiam. Ale jak czytałem recenzje , to tam jest sporo o tym, czego unikać podczas związku , jak się ustrzec przed problemami i rozwodem. W mojej sytuacji chyba już musztarda po obiedzie to będzie ? 

Jak najszybciej zamawiał, tą oraz inne polecane tutaj, jeśli jeszcze nie czytałeś!! Nie wiem czemu tego nie zrobiłeś wcześniej, bo lepiej było w łóżku? Teraz widzisz jak lepiej. Kupuj, czytaj, zacznij myśleć - powinno to tez pomóc na Twoje bóle, jeśli odpowiednio to wszystko przewartościowujesz w głowie. Wiadomo, to jest proces, czasem długi, ale już tu jesteś jakiś czas, którego paradoksalnie masz coraz mniej. 

 

Nie myśl też że czytasz je i robisz porządek w głowie aby naprawić związek - nie. Robisz to dla siebie, abyś wytyczył odpowiednią drogę dla siebie.

 

Kupuj i czytaj natychmiast!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Vishkah napisał:

Współczuję..

Jak sobie przypominam w takich sytuacjach czytając co Bracia przechodzą to aż mnie ciary biorą czego to ja nie robiłem żeby ratować straconą sprawę.

 

Do tanga trzeba dwojga. Jak nie widzisz żadnej inicjatywy z jej strony a przerzucanie całego wysiłku / odpowiedzialności / winy na Ciebie - to cóż.. masz z kim grać? Bo jeśli ktoś się tak zachowuje to już nie jest w Twojej drużynie.

 

Czasem wydaje mi się, ze ja nie chcę dopuścić do siebie myśli, że ona może już nie być w tej samej drużynie. Jakaś psychoza wewnętrzna (nerwica, czy coś) i blokuje takie myśli już na poziomie podświadomości.  Zastanawiam sie, czy nie mam jakiegoś syndromu uzależnienia - bo mimo, że mi wiele rzeczy nie pasuje, nie potrafię od niej odejść. Albo jestem zwyczajnym tchórzem. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Songohan napisał:

Czasem wydaje mi się, ze ja nie chcę dopuścić do siebie myśli, że ona może już nie być w tej samej drużynie.

Jeśli kobieta chce się rozwieść i nie zależy jej na utrzymaniu małżeństwa, a wygląda na to, że jej nie zależy, bo od lat jesteś jej obojętny jako mężczyzna, to trzeba przyjąć to na klatę i się rozwieść. Nie Ty pierwszy i nie ostatni. Ale weż się za siebie. Masz niezły sajgon w głowie. Idż do psychologa chłopie, bo to naprawdę zadziwiające, że Ty w czymś takim tkwiłeś tyle lat. Facet w związku (małżeństwie) nie może być petentem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Terapię mam już w sumie od dwóch lat tylko u dwóch różnych psychologów . Małe miasto , mały wybór.  Pierwsza u facecta okazało się klapą (przysypiał na sesjach ), druga u kobiety (mały wybór u mnie w miasteczku ) i jest lepiej. Ale dużo pracy jeszcze  przede mną , bo problemy mam też w życiu codziennym. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owszem, rozjechany jesteś kompletnie.

Wiesz co to zerowanie licznika?

 

Życie zaczyna się od dziś.

Bierzesz się tylko za siebie, wypie-dalasz w Bieszczady i przede wszystkim żadnych bab.

Baby za minimum rok.

Wyjdzie taniej niż psycholodzy, brak będzie czynników zakłócających i tak dalej.

Będziesz wiedział czy świr tkwi w tobie (jeśli tak - pojedzie z tobą w Bieszczady) czy też w sytuacji zewnętrznej (wtedy nie pojedzie).

 

Wielka szkoda, że dziś dla większości mężczyzn to opcja wyłącznie teoretyczna.

Nie przeżyliby w Bieszczadach miesiąca.

 

Edytowane przez JoeBlue
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 15.04.2020 o 20:38, Stefan Batory napisał:

Wydaje mi się, że Twoim podstawowym problemem (dość częstym wśród małżeństw) jest fakt, że Ty zupełnie nie pociągasz swojej żony jako mężczyzna i chyba zupełnie nie masz brania u kobiet. Organizm Twojej żony nie reaguje podnieceniem seksualnym na Twój widok i tyle. 

No to przecież jak większość mężczyzn, bo większość nie podnieca swoich kobiet, są na ten temat badania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, Songohan napisał:

 

Czy jest jakiś sposób wyjścia z sytuacji, gdy ja nie chcę (powtarzam ja nie chcę) rozpadu tej rodziny ? Ale takiego wyjścia , żeby nie zostać dzi*ką tego związku i w konsekwencji życiową . 

Nie możesz mieć jabłka i zjeść jabłka. 

Od razu uprzedzam, jestem po rozwodzie, mam dziecko, i miałem podobne rozterki dotyczące dziecka i rozwodu jak Ty. Przeczytałem cały temat i powiem Ci kolego jako ktoś kto wyszedł z matrixa (w którym nadal tkwisz), że z tej mąki chleba już nie będzie. Co byś nie robił nie będzie tak jakbyś chciał.

Jedyna droga to rozwód, a przypominam, miałem identyczne rozterki co do dziecka i rozwodu (moja ex mnie zdradziła więc widmo, że dziecko będzie miało kontakt z gachem było realne i tak jest). Uwierz mi na słowo - im szybciej się rozwiedziesz tym szybciej odżyjesz. Po wszystkim wspomnisz moje słowa i powiesz sobie w duchu "kur*a, bracia mieli racje, na ch*j tyle czekałem". Słowa Stilla i innych, którzy Ci tutaj w ostry sposób radzili też wspomnisz. Więcej... sam będziesz się dziwił jak przyjdzie świeżak i założy podobny temat. 

Skup się tylko na tym aby:

1. Dogadać się co do dzieci, najlepiej jakby się zgodziła naprzemiennie ale to ciężki temat. Nie jest to niemożliwe
2. Sensownie i spokojnie załatwić resztę rozwodu (twoja żona z tego co piszesz nie zdradza, przynajmniej nie masz o tym pojęcia więc nie masz pewnej karty przetargowej). 
3. Zachowaj zajebisty spokój we wszystkim! Nic tak nie rozpierdala innej osoby jak to, że potrafisz zachować spokój i równowagę!

Powodzenia

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, masculum napisał:

Nie możesz mieć jabłka i zjeść jabłka. 

Od razu uprzedzam, jestem po rozwodzie, mam dziecko, i miałem podobne rozterki dotyczące dziecka i rozwodu jak Ty. Przeczytałem cały temat i powiem Ci kolego jako ktoś kto wyszedł z matrixa (w którym nadal tkwisz), że z tej mąki chleba już nie będzie. Co byś nie robił nie będzie tak jakbyś chciał.

Jedyna droga to rozwód, a przypominam, miałem identyczne rozterki co do dziecka i rozwodu (moja ex mnie zdradziła więc widmo, że dziecko będzie miało kontakt z gachem było realne i tak jest). Uwierz mi na słowo - im szybciej się rozwiedziesz tym szybciej odżyjesz. Po wszystkim wspomnisz moje słowa i powiesz sobie w duchu "kur*a, bracia mieli racje, na ch*j tyle czekałem". Słowa Stilla i innych, którzy Ci tutaj w ostry sposób radzili też wspomnisz. Więcej... sam będziesz się dziwił jak przyjdzie świeżak i założy podobny temat. 

Skup się tylko na tym aby:

1. Dogadać się co do dzieci, najlepiej jakby się zgodziła naprzemiennie ale to ciężki temat. Nie jest to niemożliwe
2. Sensownie i spokojnie załatwić resztę rozwodu (twoja żona z tego co piszesz nie zdradza, przynajmniej nie masz o tym pojęcia więc nie masz pewnej karty przetargowej). 
3. Zachowaj zajebisty spokój we wszystkim! Nic tak nie rozpierdala innej osoby jak to, że potrafisz zachować spokój i równowagę!

Powodzenia

Na razie targają mną straszne emocje i nie jestem w stanie logicznie myśleć.  Pewnie się powtarzam, ale ja sobie nie wyobrażam, że nagle budzę się rano i jestem.... sam! Moje maluchy nie biegną do mnie z okrzykiem tata i uśmiechem na twarzy. Dla mnie jest to nie do wyobrażenia! To jakby ktoś obciął mi jedną rękę i jedną nogę i kazał biec maraton. 

Gdzieś czytałem na tym forum o poświęceniu rodzinie, że ktoś celowo poświęcił się dzieciom i został dla nich, odchował i potem się rozstał. 

 

23 godziny temu, Vishkah napisał:

Współczuję..

Jak sobie przypominam w takich sytuacjach czytając co Bracia przechodzą to aż mnie ciary biorą czego to ja nie robiłem żeby ratować straconą sprawę.

 

Do tanga trzeba dwojga. Jak nie widzisz żadnej inicjatywy z jej strony a przerzucanie całego wysiłku / odpowiedzialności / winy na Ciebie - to cóż.. masz z kim grać? Bo jeśli ktoś się tak zachowuje to już nie jest w Twojej drużynie.

 

 

O dom się stara, o dzieciaki też. Nie jest typem 100% leżaka. Nie jest też fanem sportu. Tak po środku. Jeżeli chodzi o pracę to pracuje, też dorabia jak trzeba. Ale między nami jest słabo. Brak więzi, rozmów, takiej przyjaźni. To wszystko przygasło z naszej winy i dlatego, że o to nie dbaliśmy. Czasem widzę, że się oddaliliśmy od siebie bardzo zajęci pracą, życiem i innymi tematami. Zginęło też gdzieś pożądanie, ona przestała pociągać mnie, ja pewnie ją. Smutne to wszystko. Rozkład rodziny. 

 

10 godzin temu, Silny88 napisał:

@JoeBlue I co dalej, jeśli świr tkwi w nim?

 

41 minut temu, trop napisał:

@Songohan

Przede wszystkim jesteś uzależnieniy emocjonalnie i w toksycznym związku. 

Zgłąb w ogóle co to jest. To tak na początek. 

 

I tutaj zatrzymam się na sobie. Też mam w bani niezły bajzel. Jestem typem choleryka, co lubi się przypier**ać o jakieś tam rzeczy. Pracuje nad tym na terapii. Ale jak się nakręcę to nie ma zmiłuj (nie mówię o żadnych wyzwiskach, biciu czy poniżaniu, nic z tych rzeczy) i wypalam co myślę , często krzycząc i raniąc swoją żonę. Wiadomo nigdy nie ma winy jednostronnej, małża też potrafi zaleźć za skórę. 

W związku z powyższym - sądzę, że w dużej mierze świr tkwi we mnie.

Też czuje się winny, że czasem opierdzielę żonę za mocno i męczą mnie wyrzuty sumienia. Ostatnio po reprymendzie słownej doszedłem do wniosku, że gdybym powiedział to spokojnie mówiąc co mnie boli, zamiast wydzierając się , to chyba zyskał bym więcej. Wtedy to ona czuła by się winna sytuacji i przemyślałaby może swoje postępowanie. Albo jestem naiwny i ona miałaby to gdzieś i czuła się jeszcze pewniejsza, że może wszystko, bo ja tylko jęczę, że jest mi przykro.

Kur*a nie rozumiem tego. 

Meritum jest jednak takie , że emocjonalnie jestem źle usytuowany i to emocje  mną żądzą - strach, lęk, chyba tylko zaleczona (a nie wyleczona) depresja  i nerwica. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.04.2020 o 07:16, Songohan napisał:

Z drugiej strony patrzę , że mam jakiś problem z koniecznością rządzenia , jak nie jest po mojemu to zaraz się wkur*am. Może faktycznie nie nadaje się do życia razem . 

Jestem znowu (po nastu miesiącach) cholernie skołowany . 

Straciłem chyba już resztki szacunku do siebie

To na pewno. Przeczytałem Twoje wypowiedzi w tym wątku i mogę Ci napisać jedno:

 

Chujowa ta Twoja terapia. Poszukaj innej. Albo zrezygnuj. I mówię to jako ktoś, kto wielokrotnie radził innym by na terapię iść. Dlaczego? 

 

Twój główny problem, praproblem, gigantyczny problem, większy niż brakcseksu, chujowe stosunki z żoną czy wizja rozwodu to:

 

POCZUCIE WINY

 

Twoje wypowiedzi są tym przepełnione. Poczucie winy i brak pewności siebie jeszcze je powiększający. Dałeś sobie wdrukować narrację że to Ty masz problem, to w Tobie on tkwi. Za bardzo. 

 

Żona chce rozwodu ale wiecie, też muszę jej zalety wypisać. 

 

Kurde może ja za bardzo rządzę. Kurde za dużo myślę o seksie może ze mną coś nie tak. Tego jest mnóstwo. Proponuję Ci niniejszym auto terapię. Cofnij się do początku wątku sam i znajdź, ile w Twoich wypowiedziach jest zdań które są w podobny sposób zbudowane. Bije z nich brak pewności siebie i poczucie winy. Źle się czujesz sam ze sobą i to nomen omen czuć. 

 

Nie jestem w stanie uwierzyć, że kiedykolwiek kogokolwiek krótko trzymałeś z takimi problemami w bani. 

 

Musisz się poczuć dobrze we własnej skórze. Cieszyć się z tego jaki jesteś. Pierdolić głupie gadki innych jaki powinieneś być i co z tym powinieneś robić bo coś tam coś tam. To jest klucz. Ale to wymaga pracy nad sobą. Nie destrukcyjnej czyli zapewne na terapii rozgrzebywania od dzieciństwa co też powoduje, że teraz jesteś "taki". Dobra terapia powinna Cię podnosić na duchu, dodawać motywacji, a nie wprawiać w biczowanie i budować narrację, że przez dzieciństwo masz problemy i teraz musisz coś zrobić żeby je usunąć. Powinna budować poczucie własnej wartości i tłumaczyć Ci, że owszem wiele z tych rzeczy które uważasz za problemy to są fikcyjne problemy, o których przekonanie powstało z jakichś tam przyczyn faktycznie w dzieciństwie. Zauważ, że to duża różnica. 

 

WSZYSTKO JEST Z TOBĄ OK. NIC NIE JEST Z TOBĄ NIE TAK. 

 

To ma być Twój sposób myślenia. 

 

Zabrzmi dziwnie, ale jeśli to będziesz miał, to cała reszta problemów albo się rozwiąże, albo sobie z nią z łatwością poradzisz.

 

P.S. Kurwa, widzisz? Jak pisałem swojego posta dodałeś swojego. I co tam czytam? "Świr tkwi we mnie" i inne samokrytyczne akty biczowania jaki to chujowy jesteś. To nie jest konstruktywna praca nad sobą. Tylko jej szkodliwa podróbka. Uwierz, wiem z doświadczenia. 

Edytowane przez tytuschrypus
  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, tytuschrypus napisał:

To na pewno. Przeczytałem Twoje wypowiedzi w tym wątku i mogę Ci napisać jedno:

 

Chujowa ta Twoja terapia. Poszukaj innej. Albo zrezygnuj. I mówię to jako ktoś, kto wielokrotnie radził innym by na terapię iść. Dlaczego? 

 

Twój główny problem, praproblem, gigantyczny problem, większy niż brakcseksu, chujowe stosunki z żoną czy wizja rozwodu to:

 

POCZUCIE WINY

 

Twoje wypowiedzi są tym przepełnione. Poczucie winy i brak pewności siebie jeszcze je powiększający. Dałeś sobie wdrukować narrację że to Ty masz problem, to w Tobie on tkwi. Za bardzo. 

 

Żona chce rozwodu ale wiecie, też muszę jej zalety wypisać. 

 

Kurde może ja za bardzo rządzę. Kurde za dużo myślę o seksie może ze mną coś nie tak. Tego jest mnóstwo. Proponuję Ci niniejszym auto terapię. Cofnij się do początku wątku sam i znajdź, ile w Twoich wypowiedziach jest zdań które są w podobny sposób zbudowane. Bije z nich brak pewności siebie i poczucie winy. Źle się czujesz sam ze sobą i to nomen omen czuć. 

 

Nie jestem w stanie uwierzyć, że kiedykolwiek kogokolwiek krótko trzymałeś z takimi problemami w bani. 

 

Musisz się poczuć dobrze we własnej skórze. Cieszyć się z tego jaki jesteś. Pierdolić głupie gadki innych jaki powinieneś być i co z tym powinieneś robić bo coś tam coś tam. To jest klucz. Ale to wymaga pracy nad sobą. Nie destrukcyjnej czyli zapewne na terapii rozgrzebywania od dzieciństwa co też powoduje, że teraz jesteś "taki". Dobra terapia powinna Cię podnosić na duchu, dodawać motywacji, a nie wprawiać w biczowanie i budować narrację, że przez dzieciństwo masz problemy i teraz musisz coś zrobić żeby je usunąć. Powinna budować poczucie własnej wartości i tłumaczyć Ci, że owszem wiele z tych rzeczy które uważasz za problemy to są fikcyjne problemy, o których przekonanie powstało z jakichś tam przyczyn faktycznie w dzieciństwie. Zauważ, że to duża różnica. 

 

WSZYSTKO JEST Z TOBĄ OK. NIC NIE JEST Z TOBĄ NIE TAK. 

 

To ma być Twój sposób myślenia. 

 

Zabrzmi dziwnie, ale jeśli to będziesz miał, to cała reszta problemów albo się rozwiąże, albo sobie z nią z łatwością poradzisz. 

 

Trafna ta diagnoza. W szoku jestem, że można tak podsumować osobe, czytają jakies posty na forum. Dzięki. 

 

Jeżeli chodzi o terapię, to nie wychodzę z niej zdołowany. Negatywne odczucia po terapii to ewentualnie odczucia typu - nic nie czuje po spotkaniu, jakiś stracony czas był. Ogólnie terapia podnosi na duchu, mogę się tam też wygadać, schodzą ze mnie emocje, terapeutka potrafi wskazać inne punkty widzenia, o których ja bym nie pomyślał.  I przerabiamy przeszłość, związku przyczynowo-skutkowe problemów nawet z czasów podstawówki, a nawet poczucie winy, którym byłem karmiony przez lata przez rodzinę. Ale to jest tak zarytę w moją banię, że nie wiem czy jest możliwe w ogóle zmiana myślenia. 

 

Ale za podsumowanie dziękuję. Doskonale określiłeś mnie, z naciskiem na poczucie winy.  Zastosuje się do rady i postaram się na chłodno jeszcze raz przestudiować wątek i wyciągnąć jakieś obiektywne wnioski. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SongohanTe terapię to zamiast pomagać, wywołują u Cb większe wyrzuty niż wcześniej, za wszystko co robisz, myślisz, czy planujesz chcesz z góry przepraszać. Ostry bajzel w głowie, a wydaje mi się, gdybyś złapał do tego dystans, po spędzać czas sam, to przeszło by większość samo. Aż żal czytać jak dorosły facet ma postawę przepraszającą, za to, że się wkurwia na prawie eks żonę, teraz pytanie czy taki byłeś, czy terapia i żona Cię tak cudownie odmieniły. Jak dla mnie wrak emocjonalny i psychiczny, ratuj się chłopie jakoś, ja jestem za młody żeby doradzać w rozwodach, ale poprostu mi Ciebie żal, to w jakim stanie jesteś to drama. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Silny88 napisał:

@JoeBlue I co dalej, jeśli świr tkwi w nim?

Dużo rzeczy.

 

1. Odetnie się od czynników pogarszających sytuację.

2. Stworzy warunki laboratoryjne, będzie tylko on i świr.  Wtedy będzie widać jak pod mikroskopem co i jak. Nie będzie można zwalać na wszystkich innych winnych. Cokolwiek zrobi - zasługi i winy będzie mógł przypisać tylko sobie. Zobaczy co jest wart.

3. Trzeba będzie walczyć o przetrwanie. Nie będzie czasu na pierdoły. Najpierw jeść, potem filozofować. Zobaczy, że są gorsze problemy niż jego. To reguluje skalę wartości jakie się ceni.

 

Jeśli to wszystko nie pomoże - pewnie nic nie pomoże. Będzie żył dalej, tak czy owak będzie mądrzejszy jeśli chodzi o doświadczenia. Nie darmo mówi się, że podróże kształcą.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Songohan napisał:

Jeżeli chodzi o terapię, to nie wychodzę z niej zdołowany. Negatywne odczucia po terapii to ewentualnie odczucia typu - nic nie czuje po spotkaniu, jakiś stracony czas był. Ogólnie terapia podnosi na duchu, mogę się tam też wygadać, schodzą ze mnie emocje, terapeutka potrafi wskazać inne punkty widzenia, o których ja bym nie pomyślał.

Nie wychodzisz zdołowany ŚWIADOMIE. Natomiast podświadomie jest tak, jak piszę. Poczucie ulgi po wygadaniu się jest naturalne, zwłaszcza że często dla ludzi to jest jedyna okazja, że komuś mogą szczerze i otwarcie powiedzieć o takich rzeczach, które w nich siedzą. 

 

Wskazuje te punkty widzenia, ale do czego one prowadzą? Ja na podstawie Twoich wypowiedzi zauważyłem same negatywne, anty rozwojowe myśli. Nazwałbym Twoją terapię "Poznaję dlaczego jestem zjebany i wnikam jak głęboko". 

 

Mimo posiadania wykształcenia kierunkowego sam kiedyś z terapii skorzystałem. Ale ona wyglądała zupełnie inaczej niż Twoja i prowadziła do zmian w życiu z powerem. Mój najgorszy okres w życiu w sensie psychicznym przypadł właśnie na moment, w którym - jak widzę z perspektywy - przyjąłem narrację bliskich osób (w tym nawet kumpli!) na swój temat i zacząłem się gubić w tym. Można dla uproszczenia powiedzieć, że trochę próbowałem być taki, żeby inni byli zadowoleni - rodzina, znajomi, żona (wtedy jeszcze nie - była). Zawsze byłem człowiekiem, który ma w dupie zdanie innych na swój temat. To jest mój plus, to była moja siła w życiu prywatnym i zawodowym. I to właśnie zmiana tego słusznego nastawienia sprowadziła mnie do najgorszego punktu. Czyli paradoksalnie - chciałem się zacząć liczyć ze zdaniem innych na mój temat bo dałem sobie wmówić, że tak się powinno robić, a to sprowadziło na mnie... jeszcze gorsze zdanie.

 

Wszystkie najlepsze rzeczy, które potem się zadziały, były właśnie rezultatem pracy nad sobą, ale przede wszystkim oparciu tej pracy na AKCEPTACJI SIEBIE. Wróciła pewność siebie, poczucie jasności i celu, zmieniłem swoje podejście do ludzi, wszystkich z otoczenia na poprzednie. Wziąłem rozwód. Oczywiście nie stało się nic złego - ci, którzy i tak mnie lubili i szanowali nie odwrócili się, reszta ludzi na których i tak mi w sumie nie zależało - oczyściłem swoje życie z ich obecności tak naprawdę. Poczułem się świetnie i tak się czuję do teraz. Jest zajebiście. Tego Ci życzę za kilka lat.

 

Rzadko się bardziej uzewnętrzniam, ale gdzieś w tych Twoich wypowiedziach widzę siebie z tamtego okresu więc postanowiłem się trochę podzielić. Mi też wmawiano, że to ze mną coś nie tak, że przesadzam z tym i z tym, ówczesna żona oczywiście też próbowała mnie wpędzić w poczucie winy, że to ja niby jestem ten zły i ze mną jest źle, podczas gdy rzeczywistość była (jak zwykle w takich razach) wręcz odwrotna. Wmawiano mi, że jestem złym szefem, którego się boją, że nie jestem taki czy śmaki, że powinienem być inny. I ja w końcu też zacząłem się zastanawiać, czy tak nie jest. Uważaj na to. 

  • Like 4
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.04.2020 o 07:16, Songohan napisał:

Tylko że ja się boje Panowie. Najbardziej boje się utraty kontaktu z dziećmi. 

 

A ból głowy, ból w klacie chyba doprowadzi mnie do zawału . Chyba po jakieś psychotropy się zgłoszę bo nie zniosę tego. 

 

Czy jest jakiś sposób wyjścia z sytuacji, gdy ja nie chcę (powtarzam ja nie chcę) rozpadu tej rodziny ?

1. Nie wszystko od ciebie zależy. Kobiety używają dzieci do manipulacji mężczyzną. Moja dzieci w ten sposób zniszczyła. I nie miałem sposobu, żeby temu zapobiec. Efekty widoczne do dzisiaj, po 20 latach.

2. Jasne. I wtedy wszystko będzie różowe. Psychotropy to może powinieneś dać żonie. Żeby nie wyszła ze stanu haju.

3. Nie wszystko od ciebie zależy.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Później odniosę się do reszty komentarzy . Jednak teraz, na szybko, potrzebuje pochylić się nad tematem terapii. Dlaczego Waszym zdaniem terapia wywołuje większe poczucie winy ? 

Może po prostu za krótko trwa ? Nigdy na terapii nie usłyszałem, że to ja jestem taki czy śmaki. Opowiadam o swoich przeżyciach , o sytuacjach i emocjach. Babka np wyłapuje jakieś powiedzmy punkty stałe, które pojawiają się często w innych postaciach (nie wiem czy mnie dobrze zrozumiecie ), tak jakby te moje źle zaprogramowane cechy , jak właśnie poczucie winy i później zatrzymujemy się nad tymi punktami . Następnie analiza ich i wgląd w przeszłość . I tam znajdujemy często przyczynę i o tym rozmawiamy . To oczywiście jeden z wielu elementów jakie mają miejsce na terapii. 

Jeżeli twierdzicie, że terapia mi nie pomaga i powinienem szukać innego terapeuty (to już będzie 3ci ) to powiedzieć mi jak taka terapia z Waszego doświadczenia czy wiedzy powinna wyglądać. ? Powinny być jakieś zadania po terapii do wykonania , np w celu przełamania leków ? Jak to u Was wyglądało?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.04.2020 o 07:39, tytuschrypus napisał:

WSZYSTKO JEST Z TOBĄ OK. NIC NIE JEST Z TOBĄ NIE TAK. 

 

To ma być Twój sposób myślenia. 

 

Zabrzmi dziwnie, ale jeśli to będziesz miał, to cała reszta problemów albo się rozwiąże, albo sobie z nią z łatwością poradzisz.

Znam wielu takich, którzy tak myślą.. Wszystkie problemy, to inni, nie ja. Potem dziwią się, że każdy związek, każda przyjaźń, każda relacja z innymi się rozwala. Zawsze winni są inni, nigdy oni sami, z nimi nic nigdy nie jest nie tak... Bardzo błędna ścieżka, nie mająca nic wspólnego z samorozwojem. A wręcz będąca jego zaprzeczeniem.  

 

Z jednej strony rozumiem twoją motywacyjną mowę dla kolegi, z drugiej nie do końca to adekwatne. Problemy między nimi nie są probemem "tylko" jego żony.  Bo problemy w relacjach między ludźmi są zawsze problemami dwóch stron.  Każdy z nas ma swoją historię rodzinną, swoje toksyczne schematy.  Kolega @Songohan też ma swoją historię rodzinną, typu powielanie cholerycznych zachowań dominująco kontrolującego ojca, co w połączeniu  niskim poczuciem wartości, w rozwoju jego związku mu nie pomogło.  Jego żona swoje toksyczne schematy też ma, co doprowadziło do sytuacji jaka jest. Ale nie twórzmy nieprawdziwej narracji, że za rozwalenie związku odpowiedzialna jest w 100% jedna  osoba, a druga to niewiniątko. Sorry, ale taka sytuacja to w przyrodzie raczej nie występuje.   

 

Większość związków da się naprawić, ale muszą być do tego warunki. Obie strony chcą pracować nad sobą (terapia indywidualna jeśli potrzeba), obie strony są gotowe do zmian na rzecz związku i pracy na rzecz związku (terapia małżeńska). Podstawą jest wzajemny szacunek żony do męża i odwrotnie. Bez tego nie ma już dalej czego budować. W tym przypadku , wnosząc z opisu, myślę, że sprawy zaszły za daleko a światełka w tunelu nie widać. 

Edytowane przez Tyson
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Tyson napisał:

Z jednej strony rozumiem twoją motywacyjną mowę dla kolegi, z drugiej nie do końca to adekwatne

Moim zdaniem to, czy Twoje lub moje spojrzenie jest prawidłowe ma zastosowanie w różnych scenariuszach. Jasne, że są tacy ludzie których opisujesz. Ja czytając posty autora i analizując jego wypowiedzi doszedłem do wniosku, że to raczej ten typ z mojego scenariusza - czyli normalny koleś, któremu inni wmawiają że to wszystko jego wina. Taki jak opisujesz typ moim zdaniem nie pisałby tyle razy, że to z nim coś nie tak. Raczej szedłby w racjonalizację swoich zachowań bo to dobra racjonalizacja pomaga właśnie nie czuć się winnym takim osobom. 

6 godzin temu, Tyson napisał:

nie twórzmy nieprawdziwej narracji, że za rozwalenie związku odpowiedzialna jest w 100% jedna  osoba, a druga to niewiniątko

Nikt tego nie stwierdził. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Marek Kotoński zmienił(a) tytuł na Brak seksu w małżeństwie, a jak jest to kiepski
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.