Skocz do zawartości

Uchodźcy


Rekomendowane odpowiedzi

  • 2 tygodnie później...

Czy ktoś mi wyjaśni z czego oni w Polsce żyją ? Jakiś procent robi kebaba ale reszta łazikuje po mieście w którym teraz mieszkam i sobie wypoczywa - knajpki, kawiarnie, centra handlowe.

 

Dziś postanowiłem że za każdym razem gdy będę takie gówno mijał to celowo zajdę mu drogę by musiał mi ustąpić. Jeśli tego nie zrobi - zostanie potrącony barkiem. Tak zrobiłem dziś dwukrotnie. Nie wolno im popuszczać. To nasz kraj i nie mogą się panoszyć nam po ulicach.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Welldone napisał:

Czy ktoś mi wyjaśni z czego oni w Polsce żyją ? Jakiś procent robi kebaba ale reszta łazikuje po mieście w którym teraz mieszkam i sobie wypoczywa - knajpki, kawiarnie, centra handlowe.

 

Dziś postanowiłem że za każdym razem gdy będę takie gówno mijał to celowo zajdę mu drogę by musiał mi ustąpić. Jeśli tego nie zrobi - zostanie potrącony barkiem. Tak zrobiłem dziś dwukrotnie. Nie wolno im popuszczać. To nasz kraj i nie mogą się panoszyć nam po ulicach.

W tej chwili jest ich tak mało ze bardzo fikac nie beda, ale kto wie co bedzie jak przybedzie..... cóz zawsze pozostaje butelka,olej, benzyna,szmata...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



Czy w państwa byłym domu mieszkają już uchodźcy?

W czerwcu jeszcze nie mieszkali. Mieszkańcy wsi protestują, robią akcje, urzędnicy rzucają kłody pod nogi. Domu pilnuje uzbrojony w karabin ochroniarz. Kontrakt z niemieckim rządem jest dawno podpisany, ale nie tak dawno nowym właścicielom, którzy z ramienia rządu administrują szesnastoma domami azylanckimi, w tym także tym, który należał do nas, kazano zmienić elewację na bardziej ognioodporną. Zmienili. Ale i tak wszyscy wiedzą, że ten dom zostanie podpalony. Tak jak ponad 600 innych. Doszczętnie nie spłonie, bo zapewniam panią, że nasz dom ma naprawdę wyśrubowane zabezpieczenia przeciwpożarowe.

Kto podpala?

Policja nie wie, nie ogłasza tego. W mediach pojawiają się informacje, że to ludzie Pegidy, partii przeciwnej zasiedlaniu Niemiec przez uchodźców. My wiemy, że robią to sami mieszkańcy niemieckich wsi, którzy nie chcą, żeby w ich sąsiedztwie mieszkali uchodźcy.

Dlaczego to im przeszkadza?

Bawaria to najbardziej konserwatywny rejon Niemiec. Tam wszyscy obcy są niemile widziani.

Przecież kupiliście tam dom, zaaklimatyzowaliście się.

My jesteśmy bliscy kulturowo, do tego, jak oni, katolicy. I na początku sądziliśmy nawet, że jesteśmy akceptowani. Staraliśmy się nawet mówić dialektem frankońskim. Z niektórymi sąsiadami, głównie starszymi, zakolegowaliśmy się na tyle, że zaczęli nam pokazywać zdjęcia swoje albo swoich ojców „hajlujących”. I zaręczam, że te zdjęcia są dla nich jak relikwie. Widziałam dumę w oczach tych ludzi, którzy mi je pokazywali. W Bawarii jest taki problem, jak i w całych Niemczech, społeczeństwo się starzeje. W naszym rejonie wychodzi lokalna gazetka i tam co tydzień jest napisane, kto skończył 90 i więcej lat. I tych starców jest rzeczywiście bardzo dużo. I jak to oni mówią, te garnki ze złotem pożydowskim, z majątkiem popolskim, już się skończyły. I jest coraz biedniej. A jak się robi biedniej, to nastroje nacjonalistyczne ożywają. Któregoś dnia usłyszałam, żebym nie kaleczyła ich ojczystego języka i żebym lepiej w ogóle się nie odzywała.

Kto tak powiedział?

Sąsiad. Mieszkaniec wioski. Przez ostatnie dwa lata nie odezwałam się do nikogo po niemiecku. Mówiłam po angielsku. W urzędzie też po angielsku, odpowiadano mi po niemiecku. Któregoś dnia byłam w urzędzie, urzędniczka ze mną rozmawiała po angielsku do momentu, kiedy przyszedł jej zwierzchnik, przy mnie ją zbeształ, że to jest niemiecki urząd i ona nie ma prawa mówić w innym języku niż niemiecki. Przeprosiła mnie i powiedziała po niemiecku, że nie może rozmawiać po angielsku. To się zdarzyło w siódmym roku naszego mieszkania w Niemczech. Jedna znajoma Polka, księgowa, która od ponad 20 lat mieszka w Niemczech, mówiła, że kiedy jej się zdarzyło rozmawiać z koleżanką Polką po polsku w kolejce do kasy w sklepie, to uprzejmy starszy Niemiec stuknął ją palcem w plecy i mówi: Tu są Niemcy, tu się mówi po niemiecku. Wyobraża sobie pani, że w Polsce ktoś puka w plecy Anglika czy Niemca i mówi, że tu jest Polska, tu się mówi tylko po polsku? Mój mąż stał na stacji benzynowej, była jego kolej do zapłacenia w kasie, a właściciel stacji mówi: Ty poczekaj, najpierw Niemców muszę obsłużyć. Nigdy więcej nie zatankował na tej stacji. Strasznie nas to bolało. W Polsce coś takiego by się nie zdarzyło. Wie pani, kiedy w 2008 r. kupiliśmy stary, 200-letni dom, który przez lata był hotelem, w pięknej wiosce w tzw. Alpach Frankońskich, to było to miejsce idylliczne, przynajmniej tak nam się wydawało. Raj, rowery, spacery, kajaki, pięknie, powietrze rześkie, mikroklimat, groty, skałki, raj dla wspinaczy. Siedzieliśmy na tarasie i liczyliśmy przechodzących turystów, 700, 1000 dziennie. Wiedzieliśmy, że wyremontujemy tę naszą ruinę, że zrobimy tu hotel butikowy, a do tego piekarnię, kawiarnię, restaurację. Śmiałam się, że to takie miejsce, że wystawimy siatkę na motyle i będziemy łapać pieniądze. Mówię to pani po to, żeby pani sobie wyobraziła, co to było za miejsce. Uwielbiane przez turystów, piękne. A teraz nikt tam nie przyjeżdża, prawie wszystkie większe domy zamienione są w domy azylanckie, ciągle słychać o podpaleniach, choć media o tym już nie piszą, już przywykły. Na naszych oczach okolica stawała się muzułmańska. Proszę sobie wyobrazić ten niemiecki porządek, te wypielęgnowane ogródki, te krzaczki, kwiatki, ozdoby różne i żadnych płotów. I każdego dnia coś znikało. Mówię do faceta, że jego dziecko bierze z mojego ogrodu doniczkę z kwiatami, ale usłyszałam tylko, że przecież to jest dziecko, dziecko może brać co chce. W stawie sąsiedzi hodowali pstrągi. Okazało się, że uchodźcy, choć mają zapewnione dobre posiłki, to i tak nikogo nie pytając, wyłowili wszystkie ryby z prywatnego stawu. Przeżyliśmy coś, co wydaje się nie do uwierzenia, a jednak braliśmy w tym udział i to się działo niedawno. Nadal się dzieje. Ten raj zostaje powoli zamieniany w śmietnisko. Teraz Niemcy palą domy uchodźców. W ostatnim roku spłonęło ponad 600 takich domów. Dopiero od kilku tygodni jesteśmy w Polsce.

Nie mogliście wcześniej sprzedać domu?

Pierwsze dwa lata remontowaliśmy, z wielką pasją w dodatku. I widząc te tłumy turystów, każdego dnia utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że dobrze zainwestowaliśmy, że nasze hotel i knajpa będą dobrze prosperować. Turyści już wtedy pytali, czy mogą przenocować, gdzie jest jakiś hotel, pensjonat, gdzie można coś zjeść. Mówiłam, że zapraszamy do nas za kilka miesięcy. Nasz dom był największym budynkiem we wsi. I jednym z najstarszych. Ale nie zabytkiem, bo przez lata co rusz do niego coś dobudowywano. Zresztą prawie wszystkie stare budynki były wystawione na sprzedaż. Potem się okazało dlaczego. Żaden Niemiec nie podejmuje się remontu starego budynku, ze względu na przepisy, głównie przeciwpożarowe. Lepiej zburzyć i postawić nowy, no ale my wtedy o tym nie wiedzieliśmy. Nikt też nam nie powiedział, że gmina wymagała postawienia za naszym domem ściany oporowej, której koszt wielokrotnie przewyższał wartość tego domu. Wszyscy we wsi myśleli, że polegliśmy, że nic z nas nie będzie, że hotel nigdy nie ruszy, bo nie dostaniemy żadnych pozwoleń na działalność. Zrobiliśmy. A właściwie firma, która robi szklane tarasy widokowe w Alpach, która akurat robiła jakąś wielką inwestycję niedaleko naszej wsi. Pojechałam do kierownika i zapytałam, czy nam nie pomogą. Pomogli. Za dobrą dla nas cenę. W sobotę i niedzielę. Sąsiedzi nie wierzyli. Pamiętam, jak dostaliśmy zrobiony plan przeciwpożarowy, ściany narysowane na różne kolory, każdy kolor coś oznacza w przeciwpożarowości, a kiedy zadaję kierownikowi pytanie, jaki materiał ma być użyty, to mówi, że nie może mi powiedzieć, bo ja muszę mu najpierw zadać pytanie, a on mi wtedy przygotuje ofertę. W końcu sama przeczytałam księgę dotyczącą przeciwpożarowości i wiedziałam, jakich materiałów, do jakich ścian czy wylewek używać. Już w 2011 r. zaczynaliśmy rozumieć, że nasz hotel to mrzonka, że okoliczni Niemcy nie przyjdą do nas na kolację i piwo, bo jesteśmy Polakami. Choć była jeszcze nadzieja w turystach. I wtedy Angela Merkel zmienia swoją politykę.

Kiedy? W 2009 r. wygrała wybory.

W 2010 r. mówiła, że polityka multikulti się nie sprawdza, ludzie obcy kulturowo się nie asymilują z niemieckim społeczeństwem, a w 2011 r. rząd niemiecki zaczyna ganianie, a w zasadzie polowanie, na duże domy, w których mogliby zamieszkać imigranci, uchodźcy, choć jeszcze przecież wtedy nie było uchodźców. Nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Arabska wiosna się dopiero zaczynała. Nikt nie słyszał o uchodźcach. A napór na skupowanie domów był ogromny. Zastanawialiśmy się, skąd mają być ci uchodźcy, szał trwał. W listopadzie 2013 r. rozpoczął się w Kijowie Majdan, potem w 2014 r. Rosjanie anektowali Krym, więc myśleliśmy, że może Putin ruszy na Zachód i te domy dla uchodźców to są dla Ukraińców i Polaków. I nagle słyszymy w mediach, jak Angela Merkel zaprasza wszystkich z Syrii, że Niemcy wszystkich przyjmą. Wtedy jeszcze nie wiemy, że do Europy płyną setki tysięcy ludzi. Po chwili zaczynamy rozumieć, co się dzieje. Skąd jednak niemiecki rząd wiedział, że coś takiego nastąpi? Zaczęła się akcja propagandowa, wmawianie ludziom, że uchodźcy to nowa siła, która sprawi, że niemiecka gospodarka się dźwignie, ci ludzie pójdą do pracy, będą też rodzić dzieci, więc społeczeństwo się nie zestarzeje.

Dostaliście propozycję od rządu przejęcia waszego domu?

My wszyscy, właściciele dużych budynków w okolicy, znaliśmy się. I już słyszeliśmy, że jeden, drugi rozmawia z urzędem do spraw uchodźców. Te urzędy są bardzo dobrze zorganizowane, bo funkcjonują już na poziomie gminy, większe są w stolicach landów, a główny, narodowy, ma siedzibę w Berlinie.

Właściciel z sąsiedniej wsi powiedział nam, że w urzędzie dostał informację, że we wszystkich dużych budynkach w naszej okolicy będą mieszkać uchodźcy. Pamiętam, jak przyszło do nas dwóch smutnych panów. Powiedzieli, że mają dla nas taką ofertę i że nasz hotel ma być wzorcowym domem dla uchodźców. Nie zgodziliśmy się, ale i tak cała wieś przestała się do nas odzywać, bo byli przekonani, że robimy z urzędnikami jakieś interesy. A rada gminy zrobiła nawet głosowanie, w którym wszyscy byli przeciwko utworzeniu nowego domu dla uchodźców. Nie pomogły nasze tłumaczenia, że nie przyjęliśmy rządowej oferty.

Na czym ta oferta polegała?

Dom dla uchodźców to jest w Niemczech bardzo intratny biznes. Proszę sobie wyobrazić, że prowadzi pani hotel, przychodzi klient i mówi, że chce wynająć od pani wszystkie pokoje na 20 lat za czterokrotność rynkowej stawki hotelowej, a do tego ponosi wszystkie koszty remontowe, płaci za wodę, ogrzewanie, ubezpieczenie. Prawda, że się pani godzi? Tak się zgodziło bardzo wielu właścicieli hoteli i dużych domów. Oni po prostu zostali przekupieni przez rząd Angeli Merkel.

A wy?

A my na początku nie. Choć zastanawialiśmy się, jak fakt, że w okolicy będzie wiele takich azylanckich domów, będzie miał wpływ na nasz hotel, na turystykę w naszym regionie, na nasze życie. Właściciele, którzy poszli na układ z rządem, mówili, żebyśmy nie robili hotelu, tylko zgłosili się do urzędu. Nas to nie interesowało. Mieliśmy swoją wizję hotelu, chcieliśmy tu żyć. Nawet się zastanawialiśmy, czy nie zgłosić gdzieś do prasy, że mamy takie propozycje, ale ich nie przyjmujemy, bo chcemy, żeby ten rejon był nadal turystyczny, sielankowy, piękny, odwiedzany.

Poza tym baliśmy się. Niedługo potem, jak jeden z właścicieli dużego domu podpisał kontrakt z rządem, jego dom spłonął podpalony przez ludzi z Pegidy. Zrozumieliśmy, że musimy sobie szukać innego miejsca, że tu zostać nie możemy. Zwłaszcza że jeden z naszych sąsiadów już zamienił swój prywatny dom w mieszkania azylanckie.

Gmina się zgodziła?

Nie musiała się godzić, bo on miał mieszkania, a nie pokoje hotelowe i mógł według prawa wynająć te mieszkania komu chciał. My postanowiliśmy nasz dom sprzedać.

Rządowi?

Nie. Zaczęliśmy rozmawiać z agencjami nieruchomości. Dom był już wyremontowany, wykończony, gotowy do wynajęcia, do sprzedaży, do otwarcia, umeblowany i wyposażony. Szybko się okazało, że sprzedanie go na wolnym rynku jako hotelu w sytuacji, kiedy w okolicy już powstają domy dla uchodźców, graniczy z cudem. Potencjalni kupcy rozumieli, że interesu na niemieckich turystach już tu nie zrobią, że turystyka upada. Jak wcześniej przechodziło 700 osób dziennie, tak teraz 8–10. Słyszeliśmy, że nasz hotel jest niesprzedawalny, nic nie kosztuje, jest nic nie warty, no może co najwyżej tyle, ile zapłaciliśmy za niego, kiedy kupowaliśmy ruinę. Usłyszeliśmy wprost, że nikt nie kupi hotelu w miejscowości, gdzie są uchodźcy. Sama byłam ideologicznie przeciwna zasiedlaniu całych wsi przez uchodźców, wiedziałam, że jak się więcej takich ludzi jak my przeciwstawi, to urzędnicy pójdą po rozum do głowy, zrozumieją, że osiedlanie ludzi w małych niemieckich wsiach to głupota. Że oni i tak chcą do miast. Pamiętam, jak któregoś dnia wcześnie rano pod dom azylancki w naszej wsi podjechało kilka dobrych samochodów. Za kierownicami nie biali. Mieszkańcy domu wychodzą, każdy coś dźwiga, jakieś wory, wsiadają do tych samochodów i odjeżdżają. Zaraz potem się dowiadujemy, że uciekli do miast, do swoich krewnych. W ogóle nas to nie dziwiło. Tam, w dużych miastach, mają swoje dzielnice, swoje zwyczaje, nikt im nie przeszkadza. Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby przewidzieć, co się stanie z tym rejonem, jeśli się wpuści tu za dużo ludzi z zupełnie innej kultury, którzy nie mają tu nic do roboty oprócz mieszkania. Którzy na pewno nie będą się asymilowali, bo doświadczenie niemieckie z poprzednich lat pokazuje, że polityka multikulti po prostu się nie sprawdziła. Siedliśmy więc naprzeciwko siebie i powiedzieliśmy, że skoro się nie udaje sprzedać, to wracamy do Polski, a tu będziemy z rodziną i przyjaciółmi przyjeżdżać na urlopy, jak na działkę.

A wynająć nie można było?

Powiesiliśmy ogłoszenie, że chcemy wynająć i zgłosiła się agencja. Okazało się, że jest klient, ale klientem jest rząd. I że oni od nas to wynajmą, po czym wynajmą rządowi, a ten zamieni hotel w dom dla uchodźców. Zgodziliśmy się. Już innego wyjścia nie było. Zobowiązali się załatwić wszystkie formalności, przystosować dom do wymogów rządowych. Minął rok. W zasadzie zmarnowaliśmy rok. Dostaliśmy umowę najmu, która w rzeczywistości była umową na przejęcie całego budynku. Absurd gonił absurd. Kiedy rozmawiałam z tymi agentami, pytałam, dlaczego chcieli nas oszukać, jeden z nich powiedział, że ma rodzinę i musi zarabiać. Zerwałam umowę i znowu pomyślałam, że ten dom będzie naszym domem letniskowym. Pojechaliśmy do Polski, do rodziny. W tym czasie lokalne media zaczęły pisać, że nasz dom będzie domem dla uchodźców, mieszkańcy protestują, a w internecie są już zdjęcia naszego domu, dokładna lokalizacja, liczba pokoi, liczba przyszłych mieszkańców, data otwarcia. A przecież żadnej umowy nie podpisałam. Wystraszyłam się, że nam dom spalą. Przecież stoi pusty, piękny, wyremontowany. Wróciliśmy więc i pilnowaliśmy domu. Zawsze ktoś był. Przez prawie dwa lata nigdy nigdzie razem nie wyszliśmy. Boże, żeby tylko nie nas, żeby się do nas nie zbliżyli, żeby nas nie podpalili. Ostatni rok przeżyliśmy w strasznym stresie. Opór społeczności lokalnej, sprzeciw wszystkich władz był tak duży, że wiedzieliśmy – albo nas spalą, albo obleją kwasem, albo ostrzelają. Nie chcieliśmy już ryzykować. Kiedy opowiadaliśmy znajomym i rodzinie w Polsce, co się dzieje w naszej najpiękniejszej wsi świata, w naszej idylli, w naszym raju, nie chcieli wierzyć. Nie chcieli wierzyć, że zapalamy na noc światła, że kupiliśmy lampy, które symulują światło migającego telewizora, że założyliśmy atrapy kamer wokół domu z takimi mrugającymi czerwonymi lampkami, bo prawdziwe kamery wokół domu są zakazane, choć każdej nocy o północy w naszej wsi gasną latarnie i robi się absolutnie ciemno. Nasz dom w tych ciemnościach wyglądał jak latarnia morska, światło z niego aż biło. Koło łóżek mieliśmy pałki. Mieliśmy swoje mieszkanie na czwartym piętrze, przenieśliśmy się na parter, żeby lepiej widzieć i słyszeć, co się dzieje wokół domu. A cały czas się działo. Normalnie nocą przez naszą wieś przejeżdżało niewiele samochodów. Jednak, kiedy działania Pegidy się nasiliły, koło naszego domu przejeżdżały nocą samochody, 30 km na godzinę. Sprawdzano, czy ktoś jest w domu. Spałam z gaśnicą pod łóżkiem. Miałam torbę ze wszystkimi dokumentami i ubraniami na jeden dzień, spakowaną przy drzwiach. To na wypadek, gdyby nas podpalili.

Policja orientowała się, kto podpalał?

Moim zdaniem się orientowała, ale nikt nic z tym nie robił. Palono domy tuż przed otwarciem, zanim jeszcze w nich zamieszkiwali uchodźcy. Odremontowanie i przystosowanie takiego domu to znowu dwa lata i potem znowu można spalić. Rząd za remont płaci, ludzie mają pracę. Pierwszy dom, który podpalono i spłonął, stał cztery kilometry od nas. Mam zdjęcia z czerwonymi swastykami namalowanymi na ścianach. Zresztą, tej nocy, kiedy tamten dom płonął, samochody podjeżdżały także pod nasz dom. I nagle o trzeciej nad ranem oglądamy coś w telewizji, oczy nam się kleją, słychać straż pożarną, jedno auto za drugim. Pod naszym domem stoją dwa radiowozy. Stoją tak, jakby nas pilnowały. To po tej akcji mapy z rozmieszczeniem uchodźców zniknęły z internetu. Helikoptery, siły specjalne, płetwonurkowie (do dziś nie wiemy po co). Różne służby pilnowały, żeby dziennikarze nie podchodzili zbyt blisko i żeby nie rozmawiali z ludźmi. Gmina dowiozła wtedy autokarami manifestantów, w szkołach były happeningi, dzieci pisały na prześcieradłach: „Serdecznie witamy”. Gdyby ktoś mi to opowiadał, tobym nie wierzyła. Tyle że ja to wszystko widziałam.

Myśli pani, że mieszkańcy wsi powiedzieliby, co myślą o zasiedlaniu wsi imigrantami?

Niemcy są bardzo ostrożni, samozachowawczy, ale to wynika z tego, że mandat za mowę nienawiści wynosi 1200 euro. Głośno było o ukaranym facecie, który publicznie powiedział, że w swojej wsi nie chce azylantów. Teraz tam wszyscy się boją odezwać, nie wolno im protestować, choć nie podoba się, że ludzie w Niemczech muszą oszczędzać na wszystkim, że ogrzewanie jest drogie, a w domach azylanckich okna pootwierane na oścież, bałagan, a śmieci i jedzenie walają się po podwórku. Pamiętam, że czterech młodych muzułmanów mieszkających w sąsiednim domu przyjechało skądś rowerami, ale porzucili te rowery koło naszego domu. Nie chciało im się wjeżdżać pod górkę, więc zostawili i poszli. I te rowery tak leżały wiele dni. Okazało się, że je ukradli spod sklepu w większej wsi. O, przepraszam, wzięli sobie, bo przecież stały bez żadnego przypięcia. Kasjerka w sklepie mi opowiadała, że jeśli azylant coś ukradnie, to sklep nie ma prawa wzywać policji, tylko wypisuje rachunek, stratę i wysyła do gminy, gmina to reguluje, więc nie ma się co dziwić, że społeczeństwu niemieckiemu się to nie podoba. Kiedy wchodzi do sklepu kilku imigrantów, to wszyscy inni wychodzą, boją się. Pod koniec naszego pobytu tam mąż mnie nie puszczał samej do sklepu.

Sprzedali państwo w końcu ten dom przez agencję?

Architekt, z którym współpracowaliśmy, zabrał nas na kawę i mówi, żebyśmy sprzedali dom, ale nie przez agencję, tylko spróbowali dotrzeć do urzędników. I pomógł nam. Ludzie z agencji wydzwaniali do mnie, pytali, z kim rozmawiam, jak nazywają się urzędnicy, w którym pokoju siedzą. W urzędzie doradzono nam, że sami musimy doprowadzić do kontraktu z rządem, a potem to sprzedać. Ale musimy mieć wszystkie zgody władz gminy i landu. Jeśli one się nie zgodzą, kontrakt wygasa. Wiedzieliśmy, że to nierealne, że wieś, gmina się nie zgodzą. I wtedy okazało się, że Angela Merkel zaostrza politykę. W sierpniu 2015 r. dostajemy pismo z Berlina, że decyzja o stworzeniu domu azylanckiego w naszym domu jest pozytywna. Kiedy przyszło to zezwolenie, w ciągu tygodnia znalazło się siedmiu klientów na nasz dom. Wszyscy chcieli płacić potężne pieniądze. Pierwsi, którzy przyszli, kupili – dwóch chłopaków, którzy prowadzą 16 takich domów dla uchodźców. Rząd im płaci czterokrotne stawki hotelowe, a oni administrują.

Sprzedaliście dom z czterokrotnym zyskiem?

Sprzedaliśmy go za wartość kontraktu. Pamiętam ten dzień. Podpisaliśmy akt notarialny, ale dziwiliśmy się, dlaczego nie przychodzą pieniądze. Sprawdzaliśmy co chwilę stan konta, bo wiedzieliśmy, że przestajemy być odpowiedzialni za dom wtedy, kiedy pieniądze wpłyną na nasze konto. Okazało się, że gmina znalazła haczyk. Wymyśliła sposób, żeby wszystko zablokować. Dowiedzieliśmy się, że Niemczech gmina musi się zrzec prawa pierwokupu i od niej zależy, kiedy to zrobi. Może być i za 10 lat. A bez tego dokumentu nic nie można zrobić. Wiedziałam, że burmistrz nam tego nie podpisze. Wyczekałam jednak, aż poszedł na urlop, i poszłam do jego zastępcy. Wiedziałam, gdzie stoi segregator z naszymi dokumentami, wyciągnęłam ten dotyczący zrzeczenia się pierwokupu, pokazałam go wiceburmistrzowi i poprosiłam, żeby podpisał. Najpierw się wykręcał, ale kiedy powiedziałam, że przecież tu jest napisane, że władze gminy mają się podpisać, a on jest teraz właśnie władzą. Podpisał. Chwyciłam kartkę i pobiegłam z tym papierem do notariusza. I znów czekanie na pieniądze. I dalej pilnujemy domu, bo się boimy, że nam spalą. Pamiętam, jak wstałam o piątej rano, patrzę – są pieniądze. Budzę męża, krzyczę, żeby wstawał, że jedziemy, że wreszcie możemy stąd wyjechać. O siódmej dzwonię do nowych właścicieli, pytam, kiedy mogą odebrać klucze. Odpowiadają, że w przyszłym tygodniu. Ja ich proszę, żeby zrobili to następnego dnia. Siedzimy sobie wieczorem w domu, pilnujemy, idzie burmistrz. Podchodzi do naszej bramy i sika. Obsikuje naszą bramę, rozumie pani?! Następnego dnia przyjechali nowi właściciele, zrobiliśmy protokół, spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i przyjechaliśmy do Polski, do Gdyni, nad morze.

http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/958 ... d-dgp.html

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
  • 1 miesiąc temu...
  • 3 miesiące temu...

Jedyne co mogę dodać: TADAM.

Cytuj

Federalny Urząd ds. Migracji i Uchodźców może wypłacić 1200 euro, dzieci do lat 12 otrzymają 600 euro, a rodziny liczące więcej niż cztery osoby - dodatkowe 500 euro. Dochodzi do tego pomoc finansowa za dobrowolny powrót do swoich krajów. Dorośli, którzy przybyli do Niemiec z Etiopii, Afganistanu, Erytrei, Gambii, Ghany, Iraku, Iranu, Nigerii i Pakistanu otrzymają w ramach tego programu po 500 euro, a ich dzieci - po 250 euro. Jedna rodzina może otrzymać maksymalnie 1500 euro.
Uchodźcy z państw Maghrebu, innych państw afrykańskich, Rosji oraz takich państw azjatyckich jak Indie czy Sri Lanka, mogą dostać 300 euro, a ich dzieci po 150 euro, ale maksymalnie 900 euro na rodzinę.
Na żadną pomoc finansową nie mogą liczyć przybysze z państw bałkańskich. Otrzymają jedynie zwrot kosztów podróży do domu. Wyjątkiem jest Kosowo. 
Unia Europejska oferuje też pomoc uchodźcom z Afganistanu, Iranu, Nigerii, Pakistanu i Somalii - w wysokości 700 euro. Jeśli zgłoszą oni chęć prowadzenia działalności gospodarczej w swoim kraju, mogą otrzymać dodatkową wsparcie finansowe, maksymalnie 2700 euro. Po powrocie do kraju zostaną poddani darmowym badaniom lekarskim i umieszczeni w bezpłatnych kwaterach. 

http://m.niezalezna.pl/92742-kleska-polityki-merkel-teraz-niemcy-beda-placic-imigrantom-za-wyjazd

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@EnemyOfTheState cos niesamowitego, tutaj poziom logiki zostal pobity setki razy na glowe :) kobiety narzekaja na Trumpa ze wyglasza hasla dyskryminujace-ich zdaniem- kobiety, a jednoczesnie wyglaszaja hasla religii ktora traktuje kobiety jak szmaty do podlogi :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Niemiecka propaganda wymierzona w dzieci:

 

 

A tu manipulacja Gazety Wyborczej:

http://wyborcza.pl/7,75398,21332243,niemilosierny-rzad-szydlo-sopot-chcial-przyjac-10-syryjskich.html

 

Piszą jak niedobry rząd PIS-u odmówił przyjęcie 10 syryjskich sierot. Tymczasem prezydent Sopotu napisał w swojej prośbie do rządu o osiedleniu dzieci z rodzinami, bez podawania wieku i ilości tych osób. Czyli typowa prowokacja:

http://www.tvp.info/28932120/jacek-karnowski-nie-zwracal-sie-o-przyjecie-10-sierot-portal-tvpinfo-publikuje-pismo-od-prezydenta-sopotu

 

Cytuj

Tymczasem w odpowiedzi dla prezydenta Sopotu MSWiA podaje, że „najliczniejszą grupą obywateli, której przyznano w Polsce status uchodźcy byli Syryjczycy”. Taki status otrzymało 40 osób. Ministerstwo dodaje, że w 2016 roku między innymi na pomoc humanitarną dla Syryjczyków oraz przyjmującej ich ludności lokalnej na Bliskim Wschodzie Polska przeznaczyła ok. 46 mln złotych.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 miesięcy temu...

Cynik, jak zwykle celnie:

Cytuj

Kto zdetonował bombę masowej migracji (3)

broń masowej migracji

is fecit, cui prodest

Okay, no więc najciekawsze pytanie teraz – kto?   Jak  inny drogi czytelnik zauważył pod wcześniejszym  wpisem, jest wielu graczy z których każdy w inwazji obcych ludów na Europę,  w jej osłabieniu, pogrążeniu w chaosie i/lub  w jej genetycznej degrengoladzie mógł mieć swój interes.

Od hegemona amerykańskiego poczynając który jest odpowiedzialny w pierwszym rzędzie za spowodowanie swoimi agresjami warunków umożliwiających inwazję – niekończącej się serii wojen na całym Bliskim Wschodzie, generujących miliony uciekinierów, ergo displaced persons. Bez  jego wojen nie byłoby agresji na Europę, w tej skali przynajmniej, bo nie byłoby tych displaced persons.

Co niekoniecznie jednak oznacza aby hegemonowi zależeć mogło na kompletnym rozkładzie Niemiec pod wpływem wyzwolonych przez siebie ruchów demograficznych. Zależy mu na tym co posiada – posłusznych sobie wasalach w Europie. Niech tylko nie przyjdzie komuś  do głowy jakakolwiek emancypacja spod jego objęć!  Wasal dobry to wasal posłuszny i  zajęty.  Zajęty jak nie handlem to zwalczaniem wewnętrznych niepokojów jakie obłęd  multi-kulti masowo generuje i  wasal drenowany tym ze swoich zasobów. Im słabszy i im bardziej zajęty tym mniej skory do heretycznej myśli o usamodzielnieniu się. To wasal który sam z siebie wyłoni, bez żadnych puczy czy mokrej roboty, i to w dodatku całkiem demokratycznie, posłusznego leadera który sam otworzy drzwi  milionom migrantów.  I, gdyby nie wiek, sam dałby do tego dobry przykład co z tym fantem robić…

 

Swoją oczywistą pieczeń w inwazji na Europę upiekł już także turecki satrapa Erdogan, który za czasowe przyhamowanie napływu “uchodźców” od razu zafutrowany został miliardami euro  przywiezionymi przez Angelę. Najwyraźniej skala inwazji przeszła oczekiwania jej organizatorów i trzeba było wdepnąć na hamulec bezpieczeństwa. Byle by tylko nie wdepnąć na hamulec prawdziwy, czyli na Orbana, który własnoręcznie, jak na razie przynajmniej, ocalił Europę swoim płotem!   Nie wolno też nawet wspomnieć o innym przełomowym dokonaniu Orbana – o wyrzuceniu dywersji Sorosa z Węgier. Pewnie dlatego że wcześniej ten sam niezbędny zabieg wykonał inny antychryst Putin i też wyciął żydowskie NGO’s.

Erdogan jest bez wątpienia jedną ze stron która na agresji na Europę mogła zyskać najwięcej,  najmniej jednocześnie ryzykując. Trzyma teraz Europę by the balls szantażując kamarylę w Brukseli ponownym odkręceniem kurka z „uchodźcami” jeśli EU nie otworzy granic dla  Turków. Plan całkiem przejrzysty. Mając idiotów u władzy po przeciwnej stronie Erdogan oczywiście ani myśli o pozbywaniu się całej swojej populacji. Chciał przede wszystkim podrzucić Europie parę milionów opornych Kurdów, z którymi ma problemy. Bombardował ich więc wytrwale i bez litości tak aby się ich pozbyć  i w tym „humanitarnym”  kontekście podesłać ich Junckerowi.  Mimo wszystko jednak Erdogan był, jak się wydaje, co najwyżej chętnym współreżyserem inwazji, nie zaś jej mastermindem którego szukać trzeba gdzie indziej. Na pomysłodawcę imprezy Erdogan nie ma po prostu dostatecznego IQ;   ledwie przeżył zamach który sam na siebie zorganizował… :-D

Z kolei z polskiego punktu widzenia sytuacja też jest zupełnie jasna. Za wszystkim stoi złowrogi ruski czekista Putin, diabeł incarnate i sprawca wszystkich nieszczęść. Tak przynajmniej twierdzi hegemon i rządzący nim żydowscy neoconi. Okładany raz po raz sankcjami z Brukseli, która nie może mu darować że pozbawił NATO  bazy na Krymie  a ją samą przyjęcia pod dach Banderastanu, Putin może mieć pewną Schadefreude widząc tłumy islamitów oblegające teraz Angelę. Ale czy się do tego przyczynił?

Dosyć wątpliwe. Inwazja obliczona jest przede wszystkim na Niemcy, głównego partnera Rosji w Europie. Jest mało prawdopodobne aby Rosja chciała je akurat podminowywać i to w tym właśnie momencie. Gdyby chciała posiać chaos w EU znaleźć zawsze może paru terrorystów czeczeńskich  którzy widowiskowo wysadzą się w Paryżu czy paru banderowców do urządzenia małej jatki w Warszawie.  Ale Rosja, w odróżnieniu od hegemona, nie ma interesu w Niemczech słabych lecz silnych, chociaż oczywiście w miarę. Możliwe załamanie się EU w konsekwencji inwazji migracyjnej czy chaosu wewnętrznego, i w rezultacie erozja jej pozycji gospodarczej, nie jest natomiast w interesie żadnego z głównych mocarstw, z Rosją i Chinami na czele.

A co w takim razie z wariantem głupoty własnej EU?  Dwie rzeczy są nieskończone, odkrył Albert Einstein, wszechświat i ludzka głupota. „I nie jestem całkiem pewien co do wszechświata” – dodał. Czy nieludzko głupia warstwa euro lewactwa nie mogła zatem sama sprokurować  inwazji na siebie i na swoje społeczeństwa? Cóż, nic w EU nie jest teraz całkiem wykluczone…

Europejscy klauni sami przecież  czynnie uczestniczyli  w rozpalaniu wojen na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Brytyjczycy ramię w ramię z hegemonem siali śmierć i zniszczenie w Iraku i Syrii,  które im nic nie zawiniły.  Korzystając ze spódnicy NATO Francuzi i Włosi natomiast, znani z nieustraszonej odwagi, wraz ze swoimi askarisami na gruncie odwalili mokrą robotę w Libii. To otwarło drzwi do inwazji Afryki na Europę od południa. Polska miałaby czyste konto gdyby nie Irak. Ciekawe czy teraz, opierając się „uchodźcom”, zrobi mały wyjątek dla Irakijczyków którym w staniu się „uciekinierami” w walny sposób pomogła. Może paru przyjmie pod swój dach tow. Miller?  Inaczej stracimy cenną szansę na moralną wyższość i na punktowanie innych za ich udział w podpalaniu Bliskiego Wschodu czego żniwo zbieramy dzisiaj.

Do tego dochodzi jeszcze eksploatowany od lat lewacki straszak katastrofy demograficznej pt. „kto będzie pracował na nasze emerytury”. Czy nie mogąc ratować demografii importem Ukraińców lewactwo europejskie nie zdecydowało się czasem na import murzynów w zamian? Europa nie chce się przecież rozmnażać od lat, preferując udział w tęczowych paradach. Afryka zaś rozmnaża się aż zanadto bo tylko to potrafi. No więc czemu by tak… tego tamtego… nie połączyć sił? Problem w tym że katastrofa owszem, nadejdzie, piszemy o tym od lat. Będzie to jednak katastrofa emerytur i lewackich obietnic, a nie musi być to  katastrofa Europy per se. Mniejsza gęstość  zaludnienia i  drastyczna redukcja socjalu okaże się w końcu PLUSEM dla Europy. Minusem będzie tylko dla lewactwa!  Nad katastrofą Europy natomiast lewacy dopiero usilnie pracują sprowadzając właśnie te dziesiątki milionów niepiśmiennych buszmenów, którzy pracy nigdy nie znali i nie zaznają jej tutaj, wisząc całymi szczepami na 500+ czy na jego ekwiwalencie gdzie indziej. Sama lewacka nadzieja że buszmeni ściągający tutaj na socjał i rozmnażający się jak króliki  nawyki swoje nagle zmienią i zaczną pracować jest śmieszna.

Hegemon daje tutaj, jak rzadko kiedy, przykład racjonalnego postępowania  ale europejskie lewactwo nie chce tego słuchać. Ponad połowa wszystkich „uchodźców” na świecie importowana jest do Europy jak leci, przez nie istniejące granice. Natomiast nie zidiociała jeszcze do końca Ameryka, poprzez specjalne narodowe  quotas, przyjmuje selektywnie ponad połowę światowej puli „uchodzców” wysoko kwalifikowanych. To spora różnica! Ma też politykę melting pot wg której, pro forma przynajmniej, przybysze do USA mają się zasymilować. Mają  porzucić własne nacjonalizmy i fobie w szatni i wejść do społeczeństwa jako obywatel amerykański.  Którego,  nota bene, przeegzaminują wcześniej czy zna aby dostatecznie język kraju  oraz jego konstytucję. W EU zaś całkiem na odwrót. Lewacka EU ma politykę multi-kulti – każdemu wszystko czego jego wahhabicki mufti sobie zażyczy. A o tym czego sobie nie życzy to zapomnieć,  razem z tzw. „wartościami europejskimi”. (Chce {leonsjo} jeszcze link? Proszę  bardzo: Buschkovsky).   Wniosek stąd taki że maczanie przez hegemona palców w inwazji na Europę, wprawdzie prawdopodobne, konieczne per se nie jest. Na skutek własnej głupoty Europa rozłoży się sama a zadba o to lewactwo u władzy.

No i w końcu jest jedna mała enklawa na Bliskim Wschodzie,  o której wiele się nie mówi a bez której przegląd możliwych beneficjentów inwazji “uchodźców” na Europę jest mocno niepełny. Otoczona morzem Arabów enklawa,  powstała ich kosztem na odebranych im terenach, w sposób cudowny unika ich gniewu i retrybucji.  Nadzwyczajnym trafem unika także publicity i presji medialnej aby przyjąć „uchodźców” mających do niej zdecydowanie najbliżej. Enklawa przyjęła dotychczas 0, słownie zero „uchodźców”, mimo że u sąsiada za miedzą trwa wojna domowa którą enklawa aktywnie podsyca.   Jest dobra szansa że enklawa doskonale wie co robi, podczas gdy inni zachodzić muszą dopiero w głowę jak to jest. Arabowie licznie i ochoczo mordują  się  nawzajem wokół niej, jak chociażby w Syrii czy w Iraku,  inni pracowicie wysadzają się w powietrze w stolicach Europy, a jakoś nikomu nie po drodze walka z wrogiem znacznie bliższym i  prawdziwym. 8 milionowa enklawa macha też 300 milionowym ogonem amerykańskim tak skutecznie że w 15 lat ogon ten dokładnie wymiótł wszystkich jej wrogów na około. Czy nie graniczy to z cudem? O zleconej  liście wojen do zwalczenia, ujawnionej zaraz po ustawce 911, mówił interesujące rzeczy gen W. Clark przed kongresem USA.

Czego więc może życzyć sobie enklawa otoczona wrogim jej elementem dokoła? Oczywiście jednej rzeczy – eliminacji tego wrogiego elementu i stania się przez to enklawą większą i bezpieczniejszą, anektując czy przynajmniej wasalizując opustoszałe i zdemilitaryzowane terytoria sąsiadów. A ponieważ całkowita eliminacja zamieszkującego je jeszcze nieporządanego elementu etnicznego metodami III Rzeszy łączy się z pewnym  ryzykiem znacznie lepszą metodą niż mordowanie  milionów jest przekierowanie ich won,  gdzieś daleko,  za horyzont.  Jak na przykład do Europy  w której nie brakuje durni przekabaconych przez NGOs do punktu otwartego zapraszania tych milionów do siebie. W końcu o czymś musiano przecież dyskutować kiedy jakiś czas temu cały niemiecki rząd, z Angelą Merkel na czele, udał się z pielgrzymką do Tel Avivu po osobisty odbiór instrukcji.

I jeszcze co do enklawy pryncypialnie stojącej zawsze na humanitarnym gruncie przyjmowania “uchodźców” jak leci   – byleby przez innych.  Nie należy zapominać że w powojennym zamieszaniu hegemon dochodził do swoich zmysłów stopniowo.  Niewielu pamięta,   a jeszcze mniej ma ochotę pamiętać,   że przed znanym wszystkim dzisiaj i podziwianym za dalekowzroczność   planem Marshalla i konstruktywnym zaangażowaniu Niemiec po wojnie,   hegemon miał całkiem inny plan Morgenthaua.   Był to plan przemysłowego zaorania Niemiec i ich podziału na czysto rolnicze bantustany.  Od strony humanitarnej ideą ostatecznego rozwiązania kwestii niemieckiej  i położenia kresu agresywności rasy germańskiej raz na zawsze (obok planu masowej kastracji – patrz jeszcze inny plan Kauffmana) było jej masowe rozcieńczenie infiltracją obcego elementu genetycznego. Ten głośny swojego czasu tzw.  plan Hootona,   rodzaj Endlösung kwestii niemieckiej, był  powszechnie znany i aprobowany na najwyższych szczeblach. Sformułował go i ogłosił nie żaden skrajny reakcjonista ale utytuowany i poważany profesor Uniwersytetu Harvarda Ernest Hooton.   Przez przypadek jedynie jego planu nie wcielono w życie siedemdziesiąt lat temu. Kto wie jednak czy  jego  dzisiejsi adherenci, tej samej nota bene przynależności etnicznej co oryginalny pomysłodawca, nie odkurzyli starej dobrej idei  i  czy raz jeszcze nie postanowili jej wypróbować.

bron masowej migracji

Hooton bis? źródło: Bundesministerium für Gesundheit

Jeśli tak to tym razem plan Hootona bis realizowany jest dużo bardziej inteligentnie niż w swoim oryginalnym zamierzeniu. Nie chodzi w nim  oczywiście dłużej o żadne zarżynanie rasy germańskiej, co to to nie.  No, może jedynie o przydanie jej odrobiny koloru. W miejsce przemocy jest sama miłość i kompasja. Nie ma w nim nic z odwetu a tylko  szlachetna chęć niesienia pomocy innym w uniknięciu katastrofy.  Demograficznej, to jest. Niemcy plan Hootona bis witają z radością  i ze śpiewem na ustach   sami wchodzą na szafot, bez widocznej pomocy zewnętrznego koordynatora. 

Może więc inwazja Europy ma niekoniecznie swój makiawellistyczny wymiar, od którego zaczęliśmy?  Może w planie nie chodzi  nawet w ogóle o Europę i  podstępną zmianę jej genetycznego footprintu,  a to co się jej przytrafia to jedynie niefortunny collateral damage?   Chodzić może po prostu o wielkie sprzątanie na Bliskim Wschodzie, o zrobienie miejsca enklawie  po wszystkich tych wojnach naokoło niej o których mówił gen. Clark.  Europa może tu pełnić rolę wygodnego kontenera w którym zdeponować można niepotrzebny tam dłużej element etniczny.

Normalnie byłoby to conajmniej tak trudne jak pozbycie się odpadów radioaktywnych.  Mimo zachęt, nie wszyscy Arabowie wokół się jednak wymordują wzajemnie, wysłać ich do Ameryki nie idzie, wysyłania na Madagaskar też już próbowano.  Oczywistym adresem dla niechcianego elementu jest tylko Europa.  Zwłaszcza gdy ktoś  sprytny,  jak Soros na przykład,  przekonał europejskie lewactwo że zastrzyk nowej krwi  jest Europie niezbędny dla ratowania „emerytur” i uniknięcia katastrofy demograficznej. Europa tedy,  jak każdy zagrożony katastrofą,  otrzyma tę konieczną jej pomoc niezwłocznie i do tego gratis.  

Zwłaszcza  jeśli sama wszystkich zaprosi i obieca nie tylko nie zrobić im krzywdy,  jak dawniej,   ale odwrotnie,  życzliwie wytłumaczy wszystko i  da socjał.  Od Kindergeld poczynając.

https://dwagrosze.com/2017/07/bron-masowej-migracji-3/

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
1 godzinę temu, Łapinski napisał:

Zna ktoś statystyki ile nowych przybyszów pojawiło się w EU do grudnia 2017?

Raczej nikt tego nie liczy albo są oszukiwanie takie statystyki przez lewacki nurt . 

Jest jeszcze strona www.niedlaislamu bardzo dobra i zagranicznychna infowar .

 

Dosyć sporo tam artykułów o tym co oni odpierdalaja (gwałty ataki itp.) Wszystko to co tvn i inne soroskie organizacje media tak namiętnie ukrywają .

 

Jedno pozostaje pewne zero głosów na partie lewicowe (złodzieji z Po i PSL ) i anty polskiej partii (nowoczesna )

Bo inaczej to będzie się dziać u nas 

 

 

 

  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.