Skocz do zawartości

Związek 7-letni, ciąża - co dalej?


Rekomendowane odpowiedzi

Drodzy Bracia, po długiej nieobecności powracam z aktualizacją informacji odnośnie swojej sytuacji z prośbą o ewentualne porady i wytknięcie błędów.

 

Otóż postanowiliśmy wspólnie z narzeczoną przeprowadzić się do innego miasta, gdzie perspektywy zarobków w naszym zawodzie są zdecydowanie bardziej atrakcyjne. Jest to decyzja trudna, bo pozostając w dotychczasowym mieście (wojewódzkie; miasto w którym studiowaliśmy; miasto,z którego pochodzi moja partnerka; tutaj też posiada własne mieszkanie, którego koszt miesięczny oscyluje wokół 500 zł/mies, do czego oczywiście się dokładam) mielibyśmy opcję pomocy ze strony jej rodziców i przede wszystkim byłoby to tańsze niż wynajem, na który zdecydowaliśmy się w drugim mieście (wprawdzie kwestia zarobków tam i tak pozwoli nam być na plus, ale jednak patrząc pod kątem psychologicznym na wszystko, to mam wątpliwości odnośnie zmiany miejsca zamieszkania).

 

Jeżeli chodzi o mnie - nie wiem na ile to normalne, ale stan psychiczny, który aktualnie przechodzę to jakaś karuzela emocjonalna oscylująca na granicy depresji, totalnej niepewności odnośnie przyszłości, niepewności odnośnie tego, czy podołam/podołamy (nie jako rodzice, ale jako związek) - mówiąc wprost jest to jakaś psychiczna karuzela. Wiem, że czytanie tego forum od bardzo dawna już bardzo wpłynęło na mój sposób postrzegania związków i relacji z kobietami, dlatego jedyne co mam w głowie w tej chwili to masa wątpliwości - a wewnętrzny głos podpowiada konsekwentnie "nie żeń się", "lepiej być samotnym ojcem niż żyć w zwiazku z tyloma wątpliwościami". Postanowiłem nawet - a co! - przejść się do psychoterapeuty, żeby może zyskać jakieś nowe spojrzenie na wszystko - zmiany, które czekają mnie w najbliższym i nie tylko czasie, dokonać lepszego wglądu w samego siebie. Uważam te spotkania za udane i potrzebne. Moja psychoterapeutka robi świetną robotę - tak uważam.

 

Generalnie biję się z myślami odnośnie samego siebie. Przydarzyła nam się ta ciąża, ale ja wcześniej wewnętrznie nie podjąłem decyzji odnośnie dozgonnego bycia razem (wiem moi mądrzy przyjaciele - trzeba było się zabezpieczać skoro tak - powiecie, ale rozmawiajmy o tym co jest, a nie mogłoby być gdyby) - i nie chcę, aby to dziecko podejmowało za mnie tę decyzję. Wiem, że stan próżni między nami nie będzie trwał wiecznie, ale czuję, że to nie jest moment na podejmowanie decyzji odnośnie bycia razem "dopóki śmierć.." i te inne szmery bajery. Rozmawiamy o tym otwarcie i ze zrozumieniem każdej strony. Praca w zawodzie zarówno mi jak i mojej (aktualnej) narzeczonej umożliwi naprawdę godne życie, będziemy lekarzami, więc o kwestie materialne tu nie chodzi. Brakuje mi po prostu w tym wszystkim tej wewnętrznej pewności, swobody w myśleniu, że to ta osoba, że wszystko jest na dobrej drodze. Mam ogromą nadzieję, że to tylko tymczasowe, rozchwiane przez nadchodzącego małego człowieka.

 

Relacje między nami określiłbym jako pozytywne, Pani dzielnie znosi czas ciąży, może liczyć na moją pomoc. Mieszkamy cały czas razem i czuję się szanowany i ważny w całej tej układance. Wiedza z forum jednak robi swoje - sieje ziarno niepewności i włącza we mnie wewnętrznego krytyka, kogoś, kto jest w stanie podważyć dootychczasową sielankę, usprawiedliwiając ją okolicznościami, a nie faktycznym stanem rzeczy.

 

Za wszelkie sugestie i wasze przemyślenia - dziękuję z góry.

To forum to jakiś społeczny cud dla nas facetów!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czołem @pawell

 

Co o ślubie mówią rodzice i teściowie, jakie są naciski?

 

Skoro masz tak zdrową relację, co dziewczyna sądzi o ślubach?

 

Zadam proste pytanie, po co TOBIE jest ślub, co to zmieni. Po co WAM ślub jeśli przykładowo nie było by rodziców i społecznego nacisku.

 

Tutaj co uczyniłem dla pary ścisłowców

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, pawell napisał:

Otóż postanowiliśmy wspólnie z narzeczoną przeprowadzić się do innego miasta, gdzie perspektywy zarobków w naszym zawodzie są zdecydowanie bardziej atrakcyjne. Jest to decyzja trudna, bo pozostając w dotychczasowym mieście (wojewódzkie; miasto w którym studiowaliśmy; miasto,z którego pochodzi moja partnerka; tutaj też posiada własne mieszkanie, którego koszt miesięczny oscyluje wokół 500 zł/mies, do czego oczywiście się dokładam) mielibyśmy opcję pomocy ze strony jej rodziców i przede wszystkim byłoby to tańsze niż wynajem, na który zdecydowaliśmy się w drugim mieście (wprawdzie kwestia zarobków tam i tak pozwoli nam być na plus, ale jednak patrząc pod kątem psychologicznym na wszystko, to mam wątpliwości odnośnie zmiany miejsca zamieszkania).

 

Ze swojego doświadczenia powiem, że było wiele sytuacji gdzie pomoc w opiece nad dzieckiem przydałaby się. Od nagłych wypadków po zwykłe wieczorne wyjście. Z drugiej strony mam przykłady, że codzienna wizytacja babci i wchodzenie butami w cudze życie również nie jest fajne. Ty musisz ocenić sytuację i dziadków: praca/emerytura, stan zdrowia, chęci, charakter, odległość zamieszkania, mobilność itd. W dużym mieście bez dziadków cała logistyka z dzieckiem spadnie na was. Startujecie z karierą to pewnie nie będzie was stać na opiekunkę i dacie po roku dziecko do żłobka a tam 2-3 tygodnie chodzi i 1-2 tygodnie w domu choruje i ktoś musi z nim siedzieć itd... Jak zawsze w życiu każda decyzja to plusy i minusy

 

Nie chcę cię zmartwić co do związków lekarzy z jednej lub dwóch stron, ale wśród rodziny i znajomych to 90% jest po rozwodzie. Z jednej strony stres, dyżury, zmęczenie, niewyspanie kilka etatów a z drugiej sympozja, szkolenia, konferencje i ciągła praca z ludźmi. To nie sprzyja a po latach może jeszcze dojść aspekt finansowy gdzie twoja Pani ma specjalizację która płaci większy kupon... 

Edytowane przez Jimmy
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co za gość z Ciebie. Pytasz o porady forumowiczów, mówisz, że znasz "temat" od dawna, a wszystko robiłeś odwrotnie. Ile razy to wałkowane było.

 

"Nie bierz dupy z grupy" - to w podstawówce już wiedzą...

"Nawet nie myśl o poważnym  związku przed 30-tką" To ty na IV roku mieszkasz u myszki

"Nie uprawiaj seksu bez zabezpieczenia" To oboje pół roku, świadomie rzekomo, się nie zabezpieczacie, to na co Ty liczyłeś? Ona dokładnie wiedziała co robi i jak to się skończy, bo sam mówiłeś że przebąkiwała o ślubie.

 

Wybacz, ale te Twoje pytania "Ale jak to?", "Ale co my teraz zrobimy?", "Ale za co?" no to brzmią teraz trochę komicznie...

 

Trzymałeś się tej jedynej, nie wiem cy miałeś na boku jakieś przygody, nie piszesz o tym, no to się uzależniłeś i siedziałeś w bezpiecznej bańce.

 

Mam stałą dziewczynę, skończyłem studia, mieszkamy razem, dogadujemy się, mam ok prace, a tu trach ... dzieciak.

No w sumie to chyba chciałeś, skoro postępowałeś jak postępowałeś...

 

Teraz to co możesz zrobić, to po prostu nie bierz ślubu, na co Ci to. Zastosuj pierwszy raz zasady z forum, "myśl o sobie" i nie daj się wpakować w małżeństwo. Jak się przywiązałeś to bądźcie sobie razem, ale bez tych kwitków, będzie Ci łatwiej odejść.

 

Ale, ja jestem pewien, że Ty się oświadczysz, weźmiesz ślub i za parę lat będziesz żałował, albo wcześniej....

Jedziesz schematem, niby coś tam wiesz, ale ostatecznie dajesz się wodzić za nos. Wkręciłeś sobie, że ją kochasz, musicie być razem i jesteście wyjątkiem, czar pryśnie szybko, jeżeli już nie pryska...

 

Ale dzięki, że się tym podzieliłeś, jak sobie pomyślę, że miałbym teraz być na Twoim miejscu to bym oszalał....

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 hours ago, pawell said:

Przydarzyła nam się ta ciąża, ale ja wcześniej wewnętrznie nie podjąłem decyzji odnośnie dozgonnego bycia razem

 

15 hours ago, pawell said:

i nie chcę, aby to dziecko podejmowało za mnie tę decyzję

 

15 hours ago, pawell said:

głos podpowiada konsekwentnie "nie żeń się", "lepiej być samotnym ojcem niż żyć w zwiazku z tyloma wątpliwościami

A pomyślałeś chociaż raz, co chciałoby to dziecko? Bo cały czas tylko piszesz o sobie, swoich watpliwosciach, ze Ci do końca nie pasuje ta sytuacja, bo `nie wiesz co czujesz`.  Dziecko chce mieć tatę i mamę  i w tej opowieści nie widać żadnych elementów, które by w tym przeszkadzały. Szykuj kołyskę i bety i czytaj juz czasopisma tematyczne, żeby wiedziec jak dziecko trzymac i takie tam. O ślubie nie wypowiadam się, nie mam w tej materii wiedzy ani skrystalizowanych przekonań:)

No ale dziecko wypada wychować, jak się je powołało na świat a nie `przeżywać karuzelę`. Dzieci chowane przez samotnych rodzicieli mają zrytą psychikę. Czas zmężnieć i jakoś ogarnąć sytuację. 

 

Edytowane przez Les
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jaśnie Wielmożny Dzięki za odpowiedź! Ani teściowie, ani rodzice na ślub nie naciskają. To taki stan rzeczy tymczasowy i wiem o tym, że po narodzinach malca zapewne zaczną się przytyczki odnośnie legalizacji związku (czyli nic ponad to, czym jest zabezpieczenie interesów przyszłej małżonki). Odsuwając na bok presję społeczną, rodzinę, będąc sam ze sobą stwierdzam, że ślub absolutnie nie jest mi potrzebny. Sama wybranka stwierdza, że nie jest gotowa na ślub - w tej kwestii myślimy podobnie (ja myślę podobnie, ona mówi podobnie:)). Absolutnie odpada dla nas opcja przyspieszania pewnych spraw. W szczerych rozmowach poruszamy wiele kwestii odnośnie naszej przyszłości, łącznie z założeniem, że jeśli nam nie wyjdzie, to się rozstaniemy i ułożymy wszystko tak, żeby miało ręce i nogi - ze strony narzeczonej to dla mnie naprawdę świetna postawa. 

@Jimmy Dzięki za odpowiedź! Sam znam trochę środowisko od środka i uważam, że wieloletnie, udane związki lekarzy to rzadkość. Odnośnie deklaracji i wtłaczania nas sobie samym na siłę mamy spokój - ze strony rodziny nie pojawiają się żadne naciski. Jedyny nacisk, który odczuwamy, to ten w samych sobie - że jakoś to trzeba ogarnąć, coś zmienić w dotychczasowym układzie sił, więc naturalnie temat ślubu gdzieś tam w świadomości też świta. Nie uważam, że jestem za młody na rodzicielstwo - w sumie to jak pomyślę, że będę miał syna, to ogarnia mnie naprawdę cholerna satysfakcja już teraz. Zmiana miejsca zamieszkania to ryzyko, ale plusy przeważają tutaj nad minusaami.

@GregTomassi dzięki za odpowiedź. O taki zimny prysznic mi chodziło. Miłego dnia! ...i bez przesady z tą pewnością, odnośnie mojej przyszłości. Trochę sprawczości w rękach odnośnie jej jeszcze mam. 

@Les dzięki za odpowiedź. Kołyska i bety już przygotowane, teoretyczne opanowanie kwestii rodzicielstwa powoli też. Myślę o dziecku, nie rób ze mnie proszę takiego egocentryka. Każdy z nas nim troszkę jest, ale panuje nad tym i los mojego chłopca nie będzie mi obojętny. Odnośnie dzieci wychowywanych przez rodziców osobno mam inne zdanie - częściej to lepiej ułożeni i normalnie wychowani ludzie niż Ci z kompletem rodziców pod nosem. Za dużo własnych obserwacji moich, jeśli chodzi o tę materię. "Karuzela" to chyba nie błąd z mojej strony, a raczej taka reakcja na zmianę, dosyć istotną w życiu - określiłbym t o raczej, jako pewnego rodzaju adaptacyjny wstrząs. "Czas zmężnieć i jakoś ogarnąć sytuację" - dzięki!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Odnoszę wrażenie, że w Twoim przypadku mądrości z tego forum niepotrzebnie mieszają Ci w głowie. 
Wydaje się, że masz zupełnie normalną (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) sytuację. Nie widać żadnych oznak patologii. To dobrze rokuje na przyszłość.
Faceci tak już mają, że najpierw nie chcą się żenić; potem nie chcą mieć dzieci. Albo się boją. Albo sam nie wiem jak to nazwać. W każdym razie ze swoimi niepewnościami i lękami wpisujesz się w sam środek mainstreamu. Tak po prostu jest. 
Dobra rzecz jest taka, że jak już facet jest po tzn. w małżeństwie i w charakterze taty to jakoś te wszystkie lęki i "bardzo" ważne wątpliwości znikają. Nawet trudno sobie przypomnieć czy zrozumieć o co mi tak na prawdę chodziło. Poczytaj z jakim uczuciem faceci ciężko doświadczeni i nastawieni na wojnę z samicą, piszą o swoich dzieciach. Jak zależy im na ich dobru. Nic nie bój, pod tym względem czeka Cię jedna z najfajnieszych przygód w życiu :)
Na tym forum bracia opisują bardzo ciężkie jazdy, prawdziwe trudności jakich doświadczyli. Jeśli sprawy przedstawiają się tak jak piszesz to nie ma powodu, żeby takim ciężkim kalibrem zatruwać sobie coś co wygląda na początek fajnego życia i fajnej rodziny. To byłaby najgorsza rzecz, taka racjonalizacja typowych mainstreamowych męskich lęków doświadczeniami nierelewantywnych ciężkich patologii. Moja sugestia - nie idź tą drogą ;))) Głowa do góry :)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.