Skocz do zawartości

Jak w zdrowym związku powinno wyglądać inwestowanie ze strony kobiet?


Rekomendowane odpowiedzi

Jako absolwent Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego bardzo poważnie rozważam przebranżowienie się na podawacza frytek dla każdego kto rozumie praktycznie język polski i regulamin tego forum zabraniający zakładania multikont niezależnie od tego czy jest inżynierem czy nie.

Sorry za offtop.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, tytuschrypus napisał:

Ale co ja młody mogę wiedzieć o męskości, jak nie odziedziczyłem domku po tatusiu, tylko sam buduję?

Jesli coś z powyższego jest do mnie (a zakładam, że jest) - to nie pozostaje mi nic innego jak rzec dośc głośno:

 

Jak to powiadają nasi posłowie - "Panie Marszałku ja w trybie sprostowania"

 

Otóż jesli zakładałeś, że odziedziczyłem dom po tatusiu (a zapewne takie założenie można wysnuć z treści Twego posta) - to muszę stwierdzić, że po raz pierwszy w tym wątku otarłeś się o prawdę. Otarłeś - a to nie znaczy, że napisałeś prawdę.

Twoje otarcie się o prawdę konkretnie polega na tym, że prawdy w stwierdzeniu iż jakoby "odziedziczyłem dom po tatusiu" - jest dokładnie jedna szósta. Najwyżej jedna szósta.

Nie jest to więc cała prawda, nie jest to półprawda, nie jest to nawet ćwierćprawda. To szósta częśc prawdy. W dodatku obowiazująca od maksymalnie dwóch lat z lekkim okładem.


Dlaczego ? Skup się i przeczytaj trzy razy, lub daj komuś kto Ci to przeczyta.

 

Mianowicie - prawdą jest to, że mój ojciec miał dom. Mieszkał z nim do śmierci z moją matką, a zarazem jego żoną. W tym domu mieszkałem kiedyś także ja i moja siostra. Wiecej dzieci nie było.

Ojciec zmarł dwa lata temu. Testamentu nie pozostawił.

Zatem - dziedziczenie następuje ustawowo. Jest trójka spadkobierców (wdowa po zmarłym i dwójka dzieci zmarłego) - zatem kazdemu ze spadkobierców przypada po jednej trzeciej z połowy domu, ktory był małzeńską wspólnotą majątkową.

 

I na tej podstawie można powiedziec, że istotnie - na dzień dzisiejszy jestem spadkobiercą ustawowym 1/6 domu po moim ojcu.

Co nie znaczy, że część tę odziedziczyłem. Postępowania spadkowego w tej sprawie nie było.

 

I nie spieszy mi się. Nie wiem w ogóle czy ten spadek kiedyś przyjmę, czy się zrzeknę (np na korzyść siostry). Ale prawo jakby nie brać - mam.

Nie ma to dla mnie większego znaczenia - gdyż od 18 lat mieszkam w swoim własnym domu. Zbudowałem go w latach 1999-2001 - tak samo jak Ty teraz swój dom budujesz.

 

Z tą jednak róznicą, iż mój dom od samego początku był moją, jedyną i wyłaczną, niczym nie ograniczoną własnoscią - ponieważ zbudowałem go za własne pieniądze.

Ty natomiast - budujesz swój dom z kredytu hipotecznego. Jest to sprawa oczywista - bo skoro kupujesz samochody na kredyt - to oznacza, że na zakup za gotówkę takiego auta - nie stać Cię.

Wóz - nawet luksusowy (leksusowy ?), ktorym jeździsz - jako nowy w salonie nie jest wart więcej niż kawalerka w Trójmieście.

 

Zatem - Twój dom będzie tak naprawdę i całkowicie Twój dopiero wtedy kiedy spłacisz kredyt, ktory pobrałeś.

Do tego momentu nie będzie to Twoja jedyna i całkowita własność - a zaledwie ułuda własności. Taki matrix.

To samo tyczy się samochodu. Nie kupiony za Twoje pieniądze - Twój być nie może.

 

Chyba, że wierzysz w matrix.

 

Jakies 20 lat temu bym Cię zrozumiał. Ano jest sobie koleżka, ktoremu się wydaje, że jest królem życia. Ale jakoś ludzie mają o nim nieco inne, mniej majestatyczne zdanie. Bo wygląda tak samo jak oni.

To dawaj - kredyt na dom i kredyt na samochód.

20 lat temu tu u mnie na zapadłej wsi kaszubskiej - miałbyś pewne szanse "przytwarzować" tego typu cudzymi (przeciez banku, nie Twoimi) dobrami.

Bo ludzie wyciągaliby jeszcze wtedy - niekompletny wniosek ze stwierdzenia:

"Jeździ nowym samochodem, mieszka w nowym domu" po czym jeszcze wówczas - wysnuliby pochopny wniosek - "musi to znaczny kto"

 

Z powyższego wynika jedno - istotnie - jeździ nowym samochodem. Kropka.

Oraz wynika drugie - istotnie - mieszka w nowym domu. Kropka.

 

Teraz nalezy się zastanowić czyj naprawdę jest dom i samochód a po uzyskaniu odpowiedzi na te pytania (dziś oczywiste w odróżnieniu od sytuacji 20 lat temu) - wychodzi, że "król zycia" jest nagi. Tak samo jak Polska po rządach Gierka. I nie tylko.

 

I świeci gołą dupą :)

 

Tyle w ramach sprostowania. I dalszych dyskusji z Tobą.

Po prostu nawet z nudów mi się już nie chce. Plujesz bowiem jadem jak każda gadzina - a gadziny albo się ubija, albo omija. Wybieram to drugie

 

23 godziny temu, tytuschrypus napisał:

O, czyli jakiej?  

Paradne :)

Pytasz mnie o nazwę uczelni, którą sam skończyłeś ?

Toż to p. Ryszard Petru nie wpadłby na tak malownicze samozaoranie :)

Edytowane przez Bonzo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że obszedłem system, choć zadanie miałem uproszczone bo moja kobieta jest dobrze wychowana - trochę staroświecka, mało rozwydrzona, mocno konserwatywna (może poza sypialnią, ale to moja zasługa).

 

Do rzeczy: gdy ją poznałem miałem już w głowie końską dawkę wiedzy od naszego Marka. Stare, "białorycerskie" wzorce odpuszczały więc łatwiej było określić granice i zasady.

 

Początkowo byłem dość hojny ale bez przesady. Zwyczajnie spełniałem te potrzeby, których mogła oczekiwać wyłącznie od partnera (dużo fikuśnej rozrywki, potem dużo seksu, dużo rozrywki, drobna pomoc w codziennych czynnościach itd.). Naftowa to doceniała i czasem podkreślała, że jest bardzo zadowolona z mojego zaangażowania. Wtedy powtarzałem, że mamy "udaną transakcję" albo "wymianę" itd. Początkowo była trochę oburzona - bo "przecież w nie można drugiemu człowiekowi tak wszystkiego liczyć". Więc ja kontrowałem tekstami w stylu "oddaję ci wartość którą od ciebie dostaję. To samo tylko w formie dostosowanej do twoich potrzeb. Tak funkcjonuje udana relacja. Obie strony zadowolone".

 

Tyle razy jej to powtórzyłem w ciągu paru lat, w tej czy innej formie, że zrozumiała i myślę, że podoba jej się przejrzystość układu. Ona wie, że ja wiem, że to nie gra w jakieś bezwarunkowe, wszystko znoszące ckliwe pierdoły typu bezgraniczne poświęcenie. Ja cenię swoją ofertę i jej ofertę. Ona tak samo. Gdy jest posucha zwalniam tempo, idę w stronę hobby, pracy, spotkań ze znajomymi. I za jakiś niedługi czas Naftowa wraca zaspokoić moje potrzeby, bo sama chce zaspokoić swoje. Jest jedno "ale" - wydaje mi się, że trzeba to wcielić na samym początku, bo gdy już pannę nauczyliście pasożytować do końca będzie tak robić.

 

Co do kasy - nie bawię się w procentowe podziały. Jeśli ją gdzieś zapraszam to znaczy, że mnie stać i pokryłem koszty. W drugą stronę identycznie. Zapraszasz mnie? To płacisz, ewentualnie możemy się jakoś dogadać jeśli nam obu zależy. I nie mieszkamy razem co finansowo (i nie tylko) ułatwia sprawę.

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzejkNaftowyna pewno ważne dla końcowego sukcesu jest to, żeby stan rzeczy utrzymywał się od samego początku - jeśli ktoś sam kobietę przyzwyczaja do fundowania jej wszystkiego, bo ma więcej, to popełnia błąd. Dlatego zawsze powtarzam - dobierać sobie partnerkę podobną. Z podobnego kręgu kulturowego, z podobnymi dochodami (na ile to możliwe) - a w każdym razie, żeby dochody umożliwiały jej samodzielne życie na takim poziomie, jaki dla Twojego kręgu kulturowego jest właściwy. To znacznie minimalizuje ryzyko. Jeśli bierzemy sobie partnerkę, której na styl życia jaki prowadzimy zwyczajnie nie stać, to ryzyko wpadnięcia w płacenie w związku jest znaczne. 

 

Podoba mi się określenie "obejście systemu" - patrząc na powszechność tych problemów z podziałem wydatków, na pewno uniknięcie ich to jakieś obejście matrixa. 

 

---

 

Jeszcze ostatni raz, co do Ciebie, kolego @Bonzo, bo ktoś Ci to musi napisać, padło na mnie :) Poza tym, jesteś bardzo reprezentatywny dla pewnej grupy ludzi, także na Twoim przykładzie można przy okazji opisać również ich, być może z korzyścią dla innych Braci. 

 

 

 

11 godzin temu, Bonzo napisał:

Z tą jednak róznicą, iż mój dom od samego początku był moją, jedyną i wyłaczną, niczym nie ograniczoną własnoscią - ponieważ zbudowałem go za własne pieniądze.

 A żeby zbudować go za własne pieniądze, gdzieś mieszkać w tym czasie musiałeś. Jeśli nie w czymś za kredyt hipoteczny, którymi się brzydzisz - to zapewne z rodzicami, czyli do zbierania pieniędzy miałeś warunki komfortowe. Innego wyjścia raczej nie ma. Działkę też musiałeś albo kupić, albo odziedziczyć. Jeśli budowałeś go w tych latach, w których piszesz, to wnosząc po Twoich innych opowieściach - robiłeś to bynajmniej nie po ukończeniu szkoły średniej i staniu się formalnie dorosłym. 

 

Czyli już jako dorosły chłop, który winien utrzymywać się samodzielnie, albo wziąłeś kredyt hipoteczny, albo dostałeś spadek, albo sobie mieszkałeś u rodziców. Czyli w istocie, Twoje gadki o domu zbudowanym za "własne pieniądze" niczym nie różnią się od gadania bab, jak to się "same utrzymują". Bo żeby te pieniądze zebrać, ktoś sponsorował Ci coś innego. Reasumując - "tak to każdy potrafi". Ale ja wiem, że Ty naprawdę wierzysz, że zrobiłeś to sam - to jest dopiero matrix. Taki matrix ludzi Twojego pokolenia. 

 

Chyba, że od 16 roku życia pracowałeś, mieszkałeś na squocie albo w szałasie, zrobiłeś błyskawicznie karierę, zarobiłeś kupę szmalu i sam, samodzielnie, bez pomocy rodzinki zbudowałeś dom - wtedy to miałbyś się czym szczycić. 

 

11 godzin temu, Bonzo napisał:

Jest to sprawa oczywista - bo skoro kupujesz samochody na kredyt - to oznacza, że na zakup za gotówkę takiego auta - nie stać Cię.

Widzisz, po raz kolejny mądrzysz się, mądrzysz, a te Twoje filozofie wiejskie niewiele warte. Pomijając fakt, że nie rozróżniasz takich instrumentów finansowych jak kredyt i leasing - a to instrumenty zupełnie różne. Żadnego auta bym nie kupił za gotówkę, tylko wziął właśnie w leasing - ale szkoda mi czasu, by Tobie tłumaczyć jakie to różnice i czemu leasing dla przedsiębiorcy to jest dobry instrument. 

 

11 godzin temu, Bonzo napisał:

Ty natomiast - budujesz swój dom z kredytu hipotecznego.

Widzisz po raz wtóry - ponieważ pojęcia nie masz o instrumentach finansowych, poczyniłeś fałszywe założenie. Owszem, swoje pierwsze mieszkanie wziąłem na kredyt hipoteczny - bo zwyczajnie nie miałem skąd pieniędzy wziąć. To już temat jednak nieaktualny, do mieszkania tego, już spłaconego, dołączyło inne, a z domem - nie spieszy mi się. Natomiast zakładam, że obracamy się w nieco innych widełkach zarobkowych, więc z pobłażaniem, ale rozumiem Twoje wąskie horyzonty. 

 

A z hipotekami, nawiasem mówiąc, to można robić różne ciekawe rzeczy - jeśli ktoś połączy to, co piszę o sobie w różnych wątkach, zrozumie o co chodzi ;) Po Tobie się jednak tego nie spodziewam. I dobrze -im więcej takich nieświadomych jak Ty, tym lepiej. 

 

11 godzin temu, Bonzo napisał:

muszę stwierdzić, że po raz pierwszy w tym wątku otarłeś się o prawdę

Widzisz - to jest właśnie Twój problem (nie dziękuj za gratisową poradę, znaj mój gest) - masz po prostu problem, charakterystyczny dla ludzi tzw. "twardogłowych" z akceptowaniem tego, że ktoś może coś zrobić lepiej od Ciebie, lepiej przemyśleć, wyegzekwować, wprowadzić w życie czy też po prostu mieć rację tam, gdzie Ty jej nie miałeś albo sądziłeś co innego. Nie jesteś w stanie zweryfikować swojego poglądu na podstawie argumentów innych, a to spore ograniczenie. Dlatego jedyne co jesteś w stanie zrobić, to nie dyskutować rzeczowo, a pomądrzyć się i to tylko w przypadku, gdy ktoś z Tobą nie polemizuje - wtedy bowiem reagujesz złośliwością lub agresją. Ewentualnie pogłaskać po fiutkach z kimś, kto akurat w tej sprawie ma pogląd zbieżny.

 

 Tego właśnie pokłosiem jest fakt, że zarzucasz mi kłamstwo, chociaż nie masz na to żadnych dowodów, a ja rzeczowo wytłumaczyłem Ci, podając argumenty, dlaczego akurat ja do kobiety nie dokładam w ogóle. Nie chcesz - nie wierz. Ale zarzucanie mi jeszcze bycia beta-providerem świadczy tylko o Twojej miałkości, bowiem z dyskusji wychodzi, że jedynym beta - providerem w swoim związku byłeś Ty. Dlatego, z powodu powyżej objaśnionego ograniczenia - po prostu nie dopuszczasz do siebie faktu, że jest inaczej. Podobnie jak nie jesteś w stanie zaakceptować, nawet po zobaczeniu konkretnych cytatów z opracowań prawnych wraz ze wskazaniami konkretnych orzeczeń sądu, że myliłeś się co do stwierdzenia "mam rozdzielność". Z grubsza normalny człowiek napisałby "ok, dobrze wiedzieć" i cieszyłby się nawet, że czegoś się nauczył. Ale Ty się nie uczysz, dlatego pewnie tkwisz w miejscu i wyżej już nigdy w życiu nie ruszysz. 

 

Bo jeśli ktoś potrafi pisać wprost i bez żenady, że on z kobietami żadnych problemów nie miał przy jednoczesnym gigantycznym failu, jakim jest wzięcie ślubu i rozwód po dwóch latach będąc już w sile wieku (bo jeśli daty które podajesz są prawdziwe, to młokosem na haju emocjonalnym nie byłeś) to oznacza, że absolutnie tkwi w innej rzeczywistości. 

 

11 godzin temu, Bonzo napisał:

Paradne :)

Pytasz mnie o nazwę uczelni, którą sam skończyłeś ?

Jak się trochę naszego chłopka - roztropka Bonza przyciśnie, to wychodzi z niego mały manipulant :) Chłopcze, przypomnijmy dla porządku fakty. Napisałeś:

 

Dnia 7.04.2019 o 21:45, Bonzo napisał:

Szczególnie jesli jest to tytuł z takiej uczelni jaką Ty skończyłeś.

 

Więc dla każdego znającego podstawy języka polskiego jasnym jest, że moje pytanie "Jakiej?" nie dotyczy jej właściwości miejscowej, tylko jest chęcią doprecyzowania cech tej uczelni, bo pisząc "takiej", zapewne to miałeś na myśli. No, ale widać że komuna odcisnęła piętno i małych manipulacyjek akurat się nauczyłeś. 

 

A jest to uczelnia całkiem dobra, państwowa, studia dzienne, potem doktorat - wstydzić się nie mam czego i nie zamierzam. 

 

11 godzin temu, Bonzo napisał:

"król zycia" jest nagi.

No właśnie - okazuje się, że nasz sprytny, nieomylny, znający życie i doświadczony, zawsze wychodzący cało z opresji dzięki swej błyskotliwości Bonzo potrafi zwyczajnie popisywać się ignorancją, maskowaną swadą, którą łatwo uwydatnić, jeśli tylko ktoś ma chęć i opowiadane wesołe historyjki nie robią na nim wrażenia i nie daje się na to nabrać. 

 

A dlaczego, jeśli kogoś najdzie ciekawość, nazywam Cię chłopcem? Nie lubię tego tłumaczyć, ale dla Ciebie zrobię wyjątek. 

 

Bo między nami, mimo że te paręnaście lat jestem młodszy, już teraz jest gigantyczna różnica, jeśli wierzyć suchym faktom, które podajesz - a zakładam na potrzeby tej rozmowy, że są prawdziwe. Zarabiam więcej (a wkrótce jeszcze więcej, jak mi dwie spółki wypalą, a raczej wypalą, bo nisza jest dobra), posiadam wyższy tytuł naukowy, zarządzam znacznie większymi zespołami, jednocześnie piastując wyższe i bardziej prestiżowe stanowisko, dzięki czemu w swojej działalności doradzam w kluczowych kwestiach firmom i korporacjom, którym Ty możesz co najwyżej położyć gładzie i płytki na powierzchniach biurowych - choć i to nie sądzę, bo za mały bolek (he, he) jesteś w budowlance. Dokonuję operacji finansowych o złożoności, która dla Ciebie jest nie do pojęcia, skoro nie rozróżniasz kredytu od leasingu. 

 

Tu na forum sobie dyskutujemy, ale w realnym życiu nawet nie naprawiłbyś mi auta, bo go do takich warsztacików nie oddaję, po prostu zmieniam auto. Inny świat, kolego Bonzo. 

 

A co najważniejsze i z czego jestem całkiem dumny - od 18 roku życia wszystko to zrobiłem sam, "tymi rencami" - ani złotówki nie dostałem od nikogo, nie mieszkałem u rodziców, nie dali mi samochodziku itd. A było to kurewsko ciężkie, studiować dziennie i jakoś się utrzymać w dużym mieście, a potem jakoś stanąć na nogi. Potem doktorat - niestety (albo stety), studenckiego życia w ogóle nie zaznałem - przez wiele lat zapierdol z paroma godzinami snu to była moja rzeczywistość. 

 

Jedyne, czego masz więcej, to lat - ale w tym zasługa Twoja żadna i raczej działa to na Twoją niekorzyść, nie moją. Dlatego jeśli ktoś tutaj może kogoś nazywać chłopcem - to raczej ja Ciebie. 

 

11 godzin temu, Bonzo napisał:

Plujesz bowiem jadem jak każda gadzina - a gadziny albo się ubija, albo omija. Wybieram to drugie

I tu się zgadzamy, gadzinko. Dla dobra wszystkich najlepiej będzie, gdy się będziemy ignorować. Adieu!

Edytowane przez tytuschrypus
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, tytuschrypus napisał:

Czyli już jako dorosły chłop, który winien utrzymywać się samodzielnie, albo wziąłeś kredyt hipoteczny, albo dostałeś spadek, albo sobie mieszkałeś u rodziców.

I znów w trybie sprostowania bo znów posługujesz się ćwierćprawdami.

Bo nadal ocierasz się o prawdę.

 

A było tak. Od chwili zdania matury (a był to maj 1991 roku) - nie dostałem na tzw "życie" od rodziców ani grosika.

I nie mieszkałem wtedy u rodziców a co najwyzej blisko rodziców. Bo w tym samym domu. W wydzielonym, istniejącym do dzis nawiasem mówiąc mieszkaniu (i to dwupoziomowym) bo wykonanym ze strychu i jednego pokoju na piętrze. Wydzielonym, wyremontowanym i dostosowanym pode mnie za jakże by inaczej - moje własne pieniadze.

Za prad, węgiel, inne opłaty - normalnie płaciłem adekwatnie do używanej częsci budynku. Tak zadecydował ojciec i może jest to szokujące - ale było naprawdę świetnym rozwiazaniem.

Zresztą - ojciec sam to kiedyś "przerabiał" - jak będąc młodym inżynierem (lata 60-te) mieszkał w Gdańsku u swoich rodziców (a moich dziadków). Też płacił.

 

Dzięki temu nie miałem żadnego problemu by w wieku 27 lat (a więc w 1999 roku) - zacząć budować własny dom i po dwóch latach go skończyć.

 

2 godziny temu, tytuschrypus napisał:

albo wziąłeś kredyt hipoteczny, albo dostałeś spadek, albo sobie mieszkałeś u rodziców.

I to co podkresliłem - ma być równoznacznym argumentem z wzięciem kredytu czy otrzymaniem spadku - wskutek czego stać Cię na budowę ?

Naprawdę sam się chłopcze ośmieszasz.

 

To czy budujesz dom mieszkając u rodziców za darmo (czyli nic Cię lokum nie kosztuje) czy też mieszkasz w mieszkaniu wynajętym - do kosztów budowy domu nie ma żadnego znaczenia.

Dlatego że dzisiaj, tu u nas na wiosce - musisz mieć co najmniej 700 tysięcy złotych by zbudowac dom i zakupić działkę. I to naprawdę skromnie licząc.

 

Mieszkanie (np 50 m kw) tu u nas na wiosce wynajmiesz za 1500 złotych miesięcznie (a może i nawet taniej). Rocznie najem kosztuje Cię więc 12*1500 = 18 tysięcy, zaś przez dwa lata (a tyle budowałem dom) robi się z tego 36 klocka.

 

36 tysiecy do 700 tysiecy to 5%. Czyli - suma kompletnie bez znaczenia w kategorii "dzięki temu stać mnie bądź nie stać na budowę domu"

 

20 lat temu tu u mnie na wiosce budowa domu kosztowała jakieś 250-350 tysiecy. Na ówczesne pieniądze. Sam tyle wydałem, bliżej tej wyższej wartości (na co nawet chyba gdzieś są jeszcze jakieś kwity) Pensja przeciętna wówczas wynosiła tu nie wiecej niż 1500 złotych.

Mieszkanie wynająć wtedy mogłeś za 500-700 złotych - i to raczej takie lepsze.

Jak wiec widzisz - proporcje były podobne.

 

Ty naprawdę masz sieczkę w mózgu.

 

Edytowane przez Bonzo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Bonzo napisał:

I nie mieszkałem wtedy u rodziców a co najwyzej blisko rodziców. Bo w tym samym domu.

? Czy Ty zdajesz sobie sprawę, jak żałośnie to zdanie brzmi?

 

Racjonalizacja level master. Rzeczywiście, nie u nich, tylko w ich domu, ale na osobnym piętrze, czyli nie u rodziców ? Ale czujesz się dorosły, bo płaciłeś rachunki - no, jeszcze by tego brakowało, żebyś pasożytował na nich przez te X lat. 

 

Czyli tak jak pisałem - jak baba, która mówi, że sama się utrzymuje. A jak podrążyć temat, to się okazuje, że niby sama, ale mieszkanie w centrum to za hajs faceta, samochód faceta, a jej pracę też w sumie on załatwił. 

 

A dodajmy jeszcze, że tak jak pisałem mały manipulant z Ciebie (taki, jak to piszesz, TW Bolek), bo liczysz kwotę za dwa lata jak go zacząłeś budować, tymczasem zaś od 1991 do 1999, gdy każdy dorosły i naprawdę samodzielny człowiek musi płacić za mieszkanie, zbiera się już znacznie większa suma - według Twoich (na ten moment nieweryfikowalnych) wyliczeń - 84 tysiące. A to już 1/3 niemal. Czyli coś, co miałeś za free. 

 

Powiedz chociaż,  przynajmniej sam zarobiłeś na działkę? Czy dostałeś od rodziców? Chociaż patrząc na poziom racjonalizacji, to pewnie napiszesz, że nie dostałeś od rodziców, ponieważ jej nie przepisali, tylko pozwolili wybudować dom. No i tata inżynier pomagał przy budowie z połową rodziny albo załatwił tańsze materiały, a na jedzenie nie wydawałeś przez te 8 lat, bo na obiad schodziłeś na dół. Ale w to już nie warto się zagłębiać, bo do meritum dotarliśmy. Faktycznie bardzo samodzielny z Ciebie człowiek ?

 

Edytowane przez tytuschrypus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

35 minut temu, tytuschrypus napisał:

Faktycznie bardzo samodzielny z Ciebie człowiek

Na tyle synku samodzielny, że nie muszę uciekać się do kredytów za ktore kupuję samochody po to by pozyskiwac kobiety, na ktore przecież "nie wydajesz ani złotówki (czyli ruchasz też na kredyt)"

 

Chłopcze - ja jestem zazwyczaj grzeczny. Ale jesli prosisz mnie o ad personam pod Twym adresem - niechętnie acz celnie to zrobię:

Jesli jest prawdą to co tu o Tobie napisano (ano że kobieta, którą teraz "masz" jest przeciętnej urody i starsza od Ciebie) - to faktycznie i ja i Bracia zaczynają mieć pewien ciekawy obraz Twej osoby.

 

Czyli - wielkomiejski leming, z poglądów klasyczny lewak, ktory żyje na kredyt. Rucha też na kredyt. A z racji że dam chętnych do posuwania z odroczonym terminem płatnosci wiele nie ma - pozostają siłą rzeczy te tak zwane "gorszego sortu".

W dodatku - nieudacznik życiowy - bo majątek zgromadzony w małzeństwie do dziś nie podzielony.

Dlaczego ? Ano dlatego, że to majątek teściów zapewne i cięzko cokolwiek z tego wyrwać.

 

Szkoda, że Cię nigdy osobiście nie poznam. Ale szkoda nie dlatego, ze mam chęć mieć cokolwiek z Tobą wspolnego - tylko dlatego, że zatykając nos i poznając Cię - miałbym pewne szanse dowiedzieć się kim jest Twoja była żona.

A wtedy - kto wie - może bym się umówił z nią na kolację ze śniadaniem - i uzyskał ostateczne potwierdzenie słusznosci powyższych przypuszczeń, okraszone zapewne czymś jeszcze ciekawszym.

 

Kosztowałoby mnie to być może kilka stówek (na ktore Cię stać nie było i dlatego Cię z dupę kopnęła) - ale w zamian za to byłby stosunkowo udany wieczór i ciekawych informacji moc.

 

No cóż. Nic takiego się jednak nie stanie  - więc możesz synku spać spokojnie.

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

51 minut temu, Bonzo napisał:

W dodatku - nieudacznik życiowy - bo majątek zgromadzony w małzeństwie do dziś nie podzielony.

Co? O kurwa? Miotasz się we własnym trollingu. A kto powiedział, że nie podzielony? Kto powiedział, że starsza? Arch? ?

 

Ogarniasz jeszcze mniej, niż się spodziewałem, a nie spodziewałem się wiele. Mniej bon mocików, więcej czytania ze zrozumieniem, bo naprawdę masz problem ze skojarzeniem najprostszych faktów. Czyli skoro unikasz odpowiedzi tak jak pisałem zapewne - mamusia gotowała obiadki, działeczka za darmo, pół domu udostępnione (za co samodzielny człowiek musi zapłacić) a masz czelność głosić swoją samodzielność. 

 

Kurewsko to niewdzięczne w stosunku do rodziców, nawiasem mówiąc, tak udawać samodzielność. Jak baba. 

 

Ale fajnie, że Ci się w końcu wylały Twoje frustracje. Tylko nazywanie mnie nieudacznikiem w świetle różnic między nami o których pisałem, jest co najmniej zabawne?

 

51 minut temu, Bonzo napisał:

No cóż. Nic takiego się jednak nie stanie 

Bo, tak jak pisałem, nie spotkamy się, u ludzi na Twoim poziomie społeczno - kulturowym nie zmieniam nawet opon.

 

@Obliterarorwybacz, doceniam Twój pojednawczy gest, ale nie bardzo czuję się winny. Kto śledził wątek, ten wie kto nie wytrzymał ciśnienia merytorycznej dyskusji, nie mogąc ani przyswoić, ani znieść tego że ktoś może inaczej, lepiej, a potem zaczął ignorować argumenty i popisał się ignorancją w dziedzinach, w których udaje eksperta. Innymi słowy - wyszedł prawdziwy "autorytet" bonza. 

 

A teraz ja zaczynam ignorować tego chłopca, korzystając z funkcjonalności forum. 

Edytowane przez tytuschrypus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.