Skocz do zawartości

Filipiny po zmroku


Morfeusz

Rekomendowane odpowiedzi

Michał lubi hardcorowe sytuacje i dzielnice widzę, ale cóż wszystko jest dla ludzi.

 

Colon Street – Cebu, Filipiny

Do Cebu trafiliśmy trochę z przypadku, albowiem przedwcześnie uciekaliśmy z chyba najnudniejszej wyspy na całych Filipinach – Panglao. I tak, wiem, Panglao cieszy się sławą zajebistej miejscówki na nurkowanie, a w sąsiednim Boholu można sobie jebnąć sweet focię z małpiszonem o wielkich oczach. Jest też plaża która zapewne zachwyci każdego nooba, który nigdy nie widział fajnej plaży.  Jednakowoż patrząc na Panglao przez pryzmat Azji po zmroku, miejsce jest iście tragiczne. W Dosłownie kilku imprezowniach, na jedną filipinkę przypada pięciu kolesi, przez co lokalne dziewuchy są zmanierowane jak Karoliny nad Wisłą.

A zatem ewakuacja do Cebu. O Colon Street dowiedzieliśmy się w internetach. Ta znajdująca się przy porcie ulica słynie z gwarnego marketu nocnego i dużej ilości podejrzanych lokali, od tzw. “Bikini bar”, czyli coś na wzór lokalnych klubów go go, przez najbardziej syfiaste karaoke, w których dziewczyny mające więcej włosów na nogach niż ja na głowie, śpiewają piosenki w rytm których tańczą szczury i karaluchy. Wszystkie strony podają też informację, aby nigdy nie zapuszczać się tam po zmroku, gdyż jest niebezpiecznie.

Zawsze gdy słyszę, że gdzieś jest niebezpiecznie, działa to na mnie trochę jak płachta na byka. Bo jeśli jest niebezpiecznie, to znaczy, że większość foreignersów wymięka i nigdy tam nie pójdzie. A to znaczy, że jest co odkrywać, a miejscowi będą pozytywnie nastawieni. Przyznaje, że jest ze mnie trochę attention whore i lubię być w centrum uwagi. Wyjątkiem są  miejsca gdzie panoszą się przedstawiciele religii pokoju. Te pojeby nie zawahają się uciąć ci głowy, co zresztą zdarza się na Filipinach co jakiś czas.

Nie będę robił review każdego lokalu. Wspomnę tu tylko kilka ciekawostek. W karaoke generalnie nie działo się nic. W ramach inspekcji dla Azji Po Zmroku dowiedziałem się, że hostessy nie grzmocą się z klientami. Są tam wyłącznie w celach wspólnego śpiewania piosenek.

Odwiedziliśmy za to każdy bikini bar w okolicy i tu sprawy miały się inaczej. W pierwszym, tuż przy wejściu, gruba, acz sympatyczna babka około 40stki od razu zapytała “czy przyszedłeś na loda za 600 peso”. Patrząc na jej brudne włosy i widoczną nawet w półmroku próchnicę na zębach, poczułem się zaintrygowany i postanowiłem zrobić dokładniejszą inspekcję lokalu.

Po minucie przysiadła się jej koleżanka i pyta czy nie chcę loda od dwóch dziewczyn. Ta byłaby nawet fajna, gdyby nie brakujące jedynki i zasadniczo ciężko było stwierdzić, czy jest w ciąży, czy po prostu gruba. Po zakupie dwóch lady drinków (300 peso każdy), moje dwie nimfy dumnie wyeksponowały swoje zaawansowanie zwisające biusty i dość natarczywie atakowały moje krocze. Po odrzuceniu ich zalotów cena spadła do 400 peso. W między czasie dowiedziałem się też, że posiadanie nieobrzezanego ptaka jest na Filipinach wielkim obciachem. Ewakuacja z lokalu na ostatnią chwilę przed zostaniem ofiarą gwałtu przez dwa pasztety.

Następne lokale przypominały coś na wzór dyskoteki, płaciło się zawrotną sumę 10 peso za wejście, czyli całe 73 grosze! W środku nie było wielu ludzi, ale i tak szybko się skumaliśmy z ekipą, generalnie każdy chciał być naszym ziomalem do picia. Piwa kosztowały tam jakieś 40 peso / czyli niecałe 3zł.

Po niedługim czasie jeden z Filipińczyków któremu postawiłem Red Horsa, w ramach podziękowań przyprowadza mi laskę i pyta czy mi się podoba. Była ok, nic specjalnego, ale też nie żeby był inny wybór na podłej dyskotece w środku tygodnia. Miała za to wszystkie zęby i na pewno nie więcej niż 25-30 lat. Trochę razem potańcowaliśmy i zaczęła się filipińska miłość. To znaczy ona się przykleiła i nie za bardzo dało się z tym nic zrobić. Gdy chciałem wychodzić, laska złapała mnie za fraki i mówi, że idzie ze mną. Nie bardzo mi to pasowało, bo jeszcze nie był to czas powrotu. Grzecznie więc odmówiłem. Moja nimfa na to krzyczy: “Ale ja NIE jestem prostytutką! Mam pracę. Zabierz mnie ze sobą.”. Ogólnie śmiechy, natomiast ja chce ruszać dalej. Smerfetka zabrała mi telefon i wpisuje do niego swój numer. “Proszę zadzwoń do mnie kiedy będziesz wracał, przyjdę do twojego hotelu”.

Swoja droga wszystkim odwiedzającym Cebu polecam hotel Pillows w którym zostaliśmy. Bardzo przyzwoita miejscówka za rozsądne pieniądze, czysto i w dobrej lokalizacji.

Na następnej, jeszcze bardziej podłej dyskotece, wejście było droższe – całe 15 peso za łeb. Tutaj ponownie byliśmy główną atrakcją wieczoru, a po postawieniu kilku piwerek miejscowej ekipie, staliśmy się ulubieńcami lokalu. Na 10 osób w klubie, znalazły się nawet ze dwie ładne dziewczyny. Miejscowy ladyboy, uradowany otrzymanym piwem, pyta się mnie którą chce dziewczynę. “Masz do wyboru tą i tą” – pokazuje grubym, męskim palcem z niedopasowanym pierścionkiem. Kiwam głową na tą pierwszą. Ladyboy ją przywołuje i zaczynamy rozmowę.

Sama pogawędka kleiła się trochę chujowo, bo ciężko się rozmawia z kimś kto nie zna angielskiego. Tutaj po raz kolejny pada mit, ze wszyscy Filipińczycy znają mowę Szekspira. Laska generalnie całkiem ładna, tylko strasznie zaniedbana. Przetłuszczone włosy, niemyte na oko od tygodnia. Czerwona szminka za pól dolara, która rozpuszcza się chyba od temperatury i wilgotności. Nie wiem po chuj one się smarują tym czymś czerwonym na ustach, nawet ciężko stwierdzić czy to jest faktycznie szminka, czy jadła buraczki i się pobrudziła. Odzienie niby całkiem seksowne, ale mimo wszytko trochę jakby z donacji od Caritasu. Tak czy inaczej, 19 letnia buzia, niewinność i wstydliwość zauroczyły mnie.

Chcesz, to ci załatwię ze ja przelecisz – mówi ladyboy. – Ale jak to? – pytam – ona jest dziwką, czy o co chodzi? Co to znaczy, że załatwisz?Nie, nic takiego – mówi koń nieumiejętnie próbując zakamuflować męski głos – ustalicie sobie wszystko miedzy sobą w hotelu.

Mój hotel jest daleko. Nie jestem gotowy jeszcze kończyć noc – odpowiadam. Nie ma problemu – szybko stwierdza ladyboy – załatwię wam pokój na godzinę.

Cala sytuacja, choć mocno podejrzana, zaintrygowała mnie. Czy ona na serio tak bardzo chce spróbować białej kiełbasy? A możne chcą mi wyciąć nerkę i sprzedać za 1000 peso na czarnym rynku? A może jednak jest kurewką, tylko się nie przyznaje? Idę z nimi!

Na zewnątrz wsiedliśmy w jakąś riksze która pedałował dziadek w zaawansowanym wieku. Taki już trochę rozkładający się, możne nawet pamiętający czasy kolonialne i hiszpańską okupacje. Generalnie sprawiał wrażenie, że dostanie zawalu serca szybciej niżeli dowiezie nas na miejsce.

Po 10 minutach dotarliśmy na jakieś slumsy. Fajnie, zawsze marzyłem, żeby zrobić laskę na slumsach. Pokój na godzinę kosztował 60 peso, czyli 4zł, 50 gr. W środku zapach płynów ustrojowych i nasienia. Brak okna, zakurzony wiatrak wydający dziwne dźwięki i łazienka, w której stoi beczka wody. Moja laska kuca i bezpardonowo leje na podłogę. Mocz spływa do dziury w rogu, a ona oblewa to kubkiem wody, którą wyciągnęła z beczki.

No to bawcie się dobrze, adios! – mówi ladyboy i zatrzaskuje za sobą drzwi.

Nie tracąc czasu zabieram się za laskę, na co ona reaguje niepewnie i wycofuje się. Nie czaje o co chodzi, pytam się czy tego chce, czy po co właściwie tu przyszliśmy. Łamanym angielskim najpierw wyjaśnia, że nigdy nie miała białego i się wstydzi, a potem wymyśla jakiś absurd, że mamy to zrobić w dwóch prezerwatywach. Nie wiem skąd jej taki pomysł przyszedł do głowy, w ogóle to dziwne, ze Filipinka chce używać gumek, zazwyczaj jest na odwrót – bo prezerwatywy to grzech, a one wszystkie takie pobożne. Mimo to wyciągam dwa kondomy, pokazuje jej i pytam, czy wszystko ok.

A czy masz mydło? – nagle pyta niespodziewanie – Bo musisz się umyć mydłem przed seksem. – stwierdza. Zupełnie tego nie czaje. Ona, włosy nieumyte od tygodnia, zatłuszczone, w starych brudnych ubraniach, sika na podłogę jak dziki zwierz i nagle robi wykład o higienie i czystości. Nie muszę chyba wspominać, ze żadnego mydła w pokoju nie było. Stwierdzam wiec, ze laska wcale nie chce się ruchać, straciłem 60 peso i wychodzę z pokoju. Jakiś przekręt, nie wiadomo o co chodzi.

Na zewnątrz zatrzymuje mnie ladyboy i pyta dlaczego wychodzę. Odpowiadam jej, że koleżanka wcale się nie chce ruchać, a ja jej przecież nie będę gwałcił. Wracam na imprezę. Ladyboy ciągnie mnie za rękę z powrotem i wracamy do pokoju. W środku zaczyna krzyczeć na Filipinkę w języku Visayas, wiec nic nie rozumiem. Domyślam się, że było to coś w rodzaju “masz się z nim kurwa natychmiast ruchać!!!”. Nie wiem czy się śmiać, czy bać, czy uciekać, czy co robić, ale Filipinka momentalnie ściąga majtki i pokazuje, żebym do niej przyszedł. Ladyboy ponownie życzy nam udanej imprezy i zamyka drzwi.

Od tego momentu wszystko już szlo przyjemnie i jak należy. Po 20 minutach wychodzimy z hotelu, na zewnątrz czeka na nas znajomy ladyboy.

I jak było? – Pyta zadowolony. – Spoko – odpowiadam. – A to jak spoko, to daj mi jakiegoś tipa. – domaga się ladyboy.

Za co ten tip? – pytam zdziwiony – No jak to za co? Załatwiłam ci ruchanie mojej siostry, to daj mi za to jakiegoś tipa.- Wyciągam 100 peso i daje ladyboyowi.

Tip dla mnie to 1000 peso – mówi żądającym głosem. Co za akcja. Ladyboy chyba zalfonsował swoją siostrę, która ewidentnie nie była dziwką, wnioskując po zachowaniu (albo zaczyna karierę?). Ogólnie śmiesznie, tylko się zastanawiam czy ta Filipinka w ogóle miała coś do gadania w tym całym interesie, czy ladyboy zadecydował za nią?

Tak czy inaczej, ostatnia rzecz w której chciałem brać udział to awantura o jakieś drobne pieniądze z ladyboyem na slumsach, w dzielnicy gdzie podobno jest niebezpiecznie, wiec dałem im to 1000 peso (73zl). Koń oddał Filipince 500 i zatrzymał drugie 500 dla siebie. Brudno włosa Filipinka szeroko się uśmiechnęła, ewidentnie szczęśliwa z łatwych pieniędzy. Poczułem się lepiej, bo przez chwilę myślałem, że nieświadomie brałem udział w wykorzystywaniu biednej dziewczyny, ale sądząc po jej reakcji, chyba jednak obie uknuły ten perfidny plan, żeby wydoić mnie na kasę.

Co za noc, zrobiłem face palm i uciekłem, bo to była jakaś mega dziwna akcja. Nie żebym się od początku nie spodziewał, ze wyjdzie z tego jakiś przekręt, mimo wszystko to jak się potoczyła sytuacja trochę mnie rozwaliło.

Wróciłem na imprezę gdzie wciąż przebywał mój kumpel. Tutaj tez opowiedział ciekawą historie, a mianowicie podczas mojej nieobecności, po tym jak zagadał do jakiejś dziewczyny, jej jak się okazało obecny chłopak, zrobił się dość agresywny i wybuchła awantura, którą momentalnie ukróciła ochrona wielkich napakowanych miśków, którzy szybko przygwoździli kolanami agresywnego Filipińczyka do podłogi i z uśmiechem na twarzy powiedzieli kumplowi, żeby się nie przejmował i dalej bawił w lokalu. Na koniec przeprosiła go dziewczyna agresora i znowu wszystko wróciło do normy – cała impreza nas kocha.

Noc powoli dobiegała do końca, wiec wróciliśmy na Mango Square, gdzie znajduje się nasz hotel. Tutaj banda bezdomnych dzieci bez butów i z potarganymi ubraniami rzuciła się na nas trochę jak muchy na gówno. Po tym jak zignorowaliśmy ich wyciągnięte ręce, dzieci zaczęły się kłaść na ruchliwej ulicy, tak jakby dawały nam do zrozumienia “albo dajecie kasę, albo popełniamy samobójstwo”. Niezły qrwa hardcore. Samochody generalnie umiejętnie wymijały dzieciaki, ale to było naprawdę niebezpieczne zachowanie, zwłaszcza, że takie gówniarze po 8 lat są na tyle małe, że któryś kierowca mógł zwyczajnie ich nie zauważyć.

Btw nigdy nie daje się kasy dzieciom. Co innego kupić im jedzenie, ale dając im pieniądze, skazujecie ich na takie życie już do końca żywota. W Tajlandii i Kambodży to są zwykle mafie i gówniarze oddają kasę dorosłym za rogiem, a przez to, ze biznes jest dochodowy, dzieci nigdy nie pójdą do szkoły i nie skończą z życiem na ulicy.

Na Filipinach jest dużo tragiczniej, to są zazwyczaj sieroty które nie mają niczego, natomiast rząd Filipiński ma dużo programów pomocy dla takich ludzi. Przykładowo, każdy bezdomny ze slumsów w Manili może dostać pieniądze na powrót do swoich domów na prowincji, a mimo wszystko tego nie robią. Goście ze słynnej Smokey Mountain dostali nawet mieszkania socjalne, które bardzo szybko odsprzedali i powrócili do życia na śmietnisku.

Analogicznie jest z dziećmi w Cebu, powiedziano nam, że co jakiś czas policja je wyłapuje, odwozi do dzielnicy z której pochodzą i wsadza do szkoły, po czym one uciekają z tej szkoły aby znowu żebrać przy Mango Square. A dlaczego tak robią? Bo zachodni turyści myślą, że pomagają dzieciom dając im pieniądze, które zresztą w dużej mierze te dzieci wydaja na klej do naćpania się.

I tak oto minęła nocka w Cebu. Na Filipinach bylem w sumie 2 tygodnie. Manila to na dzień dzisiejszy moje ulubione miasto na świecie, same epickie przygody. Byliśmy w Angeles na imprezie, z czego wyszła tak hardcorowa nocka, ze nie nadaje się nawet do opisania na tej stronie (chyba wreszcie będę musiał napisać ebooka!). Byliśmy tez kilka dni na Panglao, o którym chciałem napisać dużo negatywnych rzeczy. Powstrzymam się jednak, gdyż znajdują się tam ze dwie polskie firmy, którym chyba nie do końca będzie się podobać taka reklama ich sąsiedztwa. Podsumowując: Filipiny są jak zawsze epicko zajebiste, każdy dzień był intensywny i zostanie w pamięci.

Przy okazji w zeszłym tygodniu wróciłem z Indonezji, dajcie znać jeśli interesuje was najnowszy raport. Jak chodzi o scenę P4P, Dżakarta bije Bangkok na głowę!

Przypominam też, że organizuje wycieczki na Filipinach. Przykładowy program zwiedzania Manili znajdziesz klikając tutaj, natomiast proponuje 3 dniowy pakiet, połączony ze zwiedzaniem slumsów, prowincji Papanga oraz wspólnej imprezy w Angleles, czyli filipińskiej wersji Pattaya.

https://azjapozmroku.pl/2019/04/colon-street-cebu-filipiny/

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 lata później...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.