Skocz do zawartości

Byłem orbiterem, białym rycerzem, miłym i nieśmiałym chłopcem.


Rekomendowane odpowiedzi

Szanowni Bracia, jeśli ktoś chciałby poczytać ku przestrodze, jak bardzo można białorycerzyć - zapraszam! Wszystko sprowadza się do prostej zasady: mężczyzno, miej do siebie szacunek.

 

Moje doświadczenia z kobietami na poważnie zaczęły się w liceum. Wcześniej (w gimnazjum) co prawda zdarzyła mi się propozycja spotkania od koleżanki z klasy, ale odmówiłem. Obecnie trochę się z siebie śmieję, bo dziewczyna była mądra, ciekawa świata, wygadana i atrakcyjna. Typ ciekawskiej, niekoniecznie kujonki, acz zadającej pytania na lekcjach, wchodzącej w dyskusje, niezadowalającej się prostymi odpowiedziami. Aż mi żal, że wówczas nie skorzystałem. Kolega, z którym wtedy spędzałem najwięcej czasu, widząc całą sytuację powiedział "chyba głupi jesteś, taka laska". No, byłem.

 

Opiszmy mnie. O ile w gimbazie wyglądałem w miarę (5/10), o tyle na początku liceum przytyłem i prezentowałem się okropnie. Nie dbałem też o fryzurę, nie ćwiczyłem. Nie miałem nadwagi, ale zdecydowanie nie należałem nawet do przeciętniaków. Dałbym sobie w porywach 3/10.

 

W połowie liceum zabujałem się na amen w koleżance, z którą działaliśmy w jednej z organizacji uczniowskich. Lubiła motoryzację, znała się na sprzęcie nagłośnieniowym - to wystarczyło. Uznałem, że jest ideałem i "takiej już więcej nie poznam". No po prostu musi być ta i żadna inna. To były jeszcze czasy "naszej klasy", więc poleciało zaproszenie (oczywiście odrzucone), były liczne sms-y, propozycje spotkań, wyjść do miasta (choć nie bardzo było gdzie u nas wychodzić). Cały czas mnie zbywała, a ja ryczałem przed komputerem, przeglądając jej zdjęcia, a w tle słuchając zespołu, który lubiła. Za którymś razem napisała mi wprost, że nic nie wskóram tym narzucaniem się. Uznałem to za porażkę i poprzysiągłem sobie życie singla, bo oczywiście "każda kolejna będzie tylko kompromisem", bo "już takiej nie spotkam".

 

Następna w kolejności była pani z mojego województwa, ale mieszkająca nieco dalej. W międzyczasie schudłem, więc mogłem się już jako tako podobać. Nie widzieliśmy się na żywo, ale pomagałem jej w lekcjach - m.in. pisałem wypracowania. Wymienialiśmy zdjęcia, pisaliśmy na gg i nk. Mieliśmy się kiedyś spotkać, planowałem wyjazd nad jezioro. Miałem już prawo jazdy. Nie mogłem się jednak zdecydować co do konkretnej daty, tylko ciągle pytałem, proponowałem, wychodziłem z pozycji petenta, a najbardziej komfortowo czułem się, gdy jedynie pisaliśmy. Nawet dzwonienie do niej było wówczas dla mnie takim przeżyciem, jakbym miał zadzwonić do Elona Muska i zaproponować mu biznes. Trwało to całkiem sporo czasu, w końcu poszedłem na studia do innego miasta. W międzyczasie na jej profilu zaczęły pojawiać się słodziaśne wpisy od jednego ze znajomych. Gdy zapytałem o nie (wcześniej 10 razy upewniwszy się, że tak napisałem wiadomość, by myszki nie urazić), ona twierdziła, że to kolega, że nic jej z nim nie łączy, że tylko on świruje. Wpisów jednak ciągle przybywało. Chłopak wyglądał na typowego dresika. Jakiś czas jeszcze żyłem sentymentem i płakuniałem, ale w końcu udało mi się zapomnieć.

 

Moje białorycerstwo występowało także na studiach. Wtedy wyglądałem już znacznie lepiej - przede wszystkim ciągle poprawiała się moja figura. W niczym nie przypominałem już tamtego pulpeta, którym byłem na początku liceum. W ramach matriksowych czynów m.in. zbierałem dla pani karteczki z Muzeum Powstania Warszawskiego, gdy ta nie mogła się wybrać ze względu na złe samopoczucie, dla innej pani przywiozłem płytę z autografem artystki, kupowałem jakieś pamiątki z wycieczek, pisałem odręczne listy, zagadywałem na fb, dawałem czekoladki. W odpowiedzi, że oczywiście ona mnie bardzo lubi, jestem fajnym chłopakiem, ale teraz nie chce się wiązać. Klasyka tak mocna, że aż żółte tablice by podpasowały.

 

Po skończeniu studiów zacząłem stawiać pierwsze "poważniejsze" kroki. Praca w wyuczonym zawodzie, jakaś tam niezależność finansowa, zamieszkanie poza akademikiem i jeszcze lepsza atrakcyjność fizyczna (oceniłbym się wówczas na 6-7/10) sprawiły, iż odważyłem się wychodzić z propozycjami randek (przede wszystkim nie bać się tego słowa), zostawać na wieczór, otwarcie flirtować z zamiarem kontynuacji w realu. Wcześniej co prawda zdarzał mi się już sexting, ale trudno mi było wyobrazić sobie, iż przeniosę to do świata rzeczywistego.

 

Czy na tym etapie było białorycerstwo? Ależ owszem, jakże mogłoby go zabraknąć?! Gdy dostałem kosza ze względu na różnice w poglądach religijnych (wierząca/agnostyk), rozpłakałem się i mimo propozycji kontyunowania znajomości na stopie przyjacielskiej zerwałem kontakt, wybiegając ze łzami w oczach z jej domu w środku nocy.

 

W kolejnej relacji wyszły na jaw moje problemy emocjonalne. Nie mam ojca - myślę, że to może mieć znaczenie. Nie miałem też wtedy zbytniego doświadczenia w związkach. Zdarzało mi się poniżać samego siebie, gdy partnerka krytykowała mnie za coś. Zamiast próbować nad sobą pracować, mieszałem się z błotem i sugerowałem, że ona robi błąd spotykając się ze mną, bo nic nie jestem wart. W końcu związek upadł z jej inicjatywy.

 

Kolejny związek był najdłuższym w moim dotychczasowym życiu - trwał blisko pół roku. Pani o poglądach lewicowych (podobnie, jak poprzednia) - dzięki temu się sobie spodobaliśmy. Starsza o kilka lat. W związku również moje problemy z samooceną, wywalanie jej ze znajomych na fb, jeżdżenie po samym sobie, a przy tym jej zazdrość i zaborczość oraz wymaganie, bym to ja odzywał się do niej pierwszy (choć teoretycznie była za równością). Gdy nie odzywałem się sam kilka dni, uważała, że mi nie zależy. Gdy ona nie odzywała się, to miała nieopłacony telefon i "to tylko przejściowe, wiesz jaką mam sytuację". Powiedziałem kiedyś, że fajnie byłoby mieszkać w innym mieście (jest w nim firma, w której chciałbym pracować, ale bardziej to sfera marzeń, niż coś realnego). Partnerka uznała, że nie zależy mi na niej, bo gdybym się przeprowadził, nie spotykałbym się z nią już prawie wcale (i tak widywaliśmy się maksymalnie raz w tygodniu) i ona związku na odległość nie uznaje, więc lepiej już całkiem się rozstać. Uznałem, że to irracjonalne, bo nawet nie było na horyzoncie takiej opcji, abym we wspomnianej firmie pracował. To było coś na zasadzie "ech, fajnie byłoby mieszkać w Australii" - podobny poziom abstrakcji. Tak czy owak związek się rozpadł - tym razem ja podjąłem decyzję o odejściu.

 

Mnóstwo razy byłem też chłopczykiem, który skakał, jak mu pani zagrała. Jedna z poznanych przez internet dam zażyczyła sobie, bym wysłał ubranie, w którym przyjdę na spotkanie. Jak się potem okazało, była panią z wyższych sfer, dość dobrze zarabiającą i podróżującą po świecie. Zdjęcie dostała, choć nie bez marudzenia. Swoje również przysłała. Związku ani ONS tutaj nie było, zresztą i tak bym nie chciał, bo w końcu hipergamia dałaby o sobie znać. Nie byłbym dla niej równorzędnym partnerem, a jedynie kimś do zapewnienia atencji.

 

Dałem się również złapać na orbitę. Pani z korpo, ambitna, studia III stopnia, mój rocznik, inne, najbliższe miasto wojewódzkie. Wielokrotnie teksty o niskiej samoocenie, o tym, że czuje się jak [panna lekkich obyczajów], odzywanie się w kratkę. Na moje oko także problemy psychiczne. Spotkaliśmy się raz w jej mieście, potem planowała przyjechać do mojego. Nie przyjechała. Raz się odzywała, raz nie. Po dłuższym okresie nieodzywania się zdarzało się jej przepraszać mnie, pisać o trudnym czasie, opisywać co u niej i proponować coś dotyczącego naszej znajomości, np. spotkanie. Ostatnio znów się to zdarzyło. Napisałem szczerze, że dla mnie ta znajomość praktycznie nie istnieje, ale niestety zabrakło mi odwagi, żeby damę całkowicie spławić. Dostałem jeszcze od niej opisy aktualnych problemów. Nie odpisałem już.

 

Jeszcze inna pani z korpo, na miejscu. Były może 3 spotkania w różnych kawiarniach, spacery itp. Proponowałem inne wyjścia, np. na film - kręcenie nosem, niekoniecznie może, nauka, praca, delegacje. A jeśli może, to żebym się jeszcze odezwał, żebym coś wybrał itd. Żadnej decyzyjności, totalna bierność. Zdarzało się wcześniej tak, że po zaproponowaniu czegoś i dłuższym moim niepisaniu odzywała się i pytała, co z tym spotkaniem, wychodziła z jakąś tam inicjatywą. Ostatnio tego brak, więc odpuszczam.

 

Powoli urywam takie kontakty, choć chyba jeszcze brak mi odwagi. Piszę to po to, abyście mogli zobaczyć, jak wyglądają matriksowe znajomości i przy okazji - abyście uniknęli rozczarowań. Kobieta musi dawać z siebie tyle samo, co mężczyzna albo przynajmniej na zbliżonym poziomie - inaczej macie wyraźny sygnał, że nie jest wami zainteresowana.

 

Na koniec coś lekko optymistycznego. Niedawo pani poznana w internecie wyznała mi, że chciałaby ze mną [zrobić coś więcej - nie chcę być wulgarny]. Zamurowało mnie i uznałem, że jest pod wpływem. Kulturalnie i bez podtekstów (to nie w moim stylu) poprosiłem, by odezwała się rano, a teraz odpoczęła, wyspała się itd. Rano napisała znów i potwierdziła słowa z wieczora. Pomyślałem, że chyba nie jest ze mną aż tak źle, choć często czuję się bardziej "przegrywem", niż "chadem". Niepokoją mnie jednak tego typu wyznania. Uważam, że jeśli coś się klei, to idzie naturalnie i nie trzeba tego nazywać w sposób dosłowny. Gdybym faktycznie umówił się na to [zrobienie czegoś więcej], to od początku wiedziałbym, jaki ma być finał i nie byłoby żadnej nutki tajemniczości, ekscytacji itp. Owszem, czasem czuje się pismo nosem i wiadomo, że wieczór może się tak skończyć, ale nazywanie tego po imieniu i w wulgarny sposób odbiera całą atmosferę. I coś, co pewnie Was nie zdziwi - wyznanie dostałem od osoby, którą sam traktuję na maksa po kumpelsku. Owszem, bardzo spoko znajoma, ale nie widzę tam opcji na nic więcej. Nie piszę za często, ale jeśli już, to miło się gada, bez białorycerzenia, na równi. Czemu nie chcę nic więcej? Nie podoba mi się ta osoba, poza tym przejawia pewne cechy kobiecości, które mnie odrzucają - np. lubi planować i mnie z automatu umieszczać w tych planach: pojedźmy gdzieś, zróbmy to i tamto itd. Chyba jestem na to za stary i za długo czułem wolność, by dać się tak usidlić.

Edytowane przez wolnystrzelec
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kto tego nie przerabiał, niech pierwszy rzuci...;)

Choć, w tym wieku powinieneś mieć to już za sobą.

Popracuj nad pewnością siebie, bo mimo całej forumowej wiedzy będziesz sobie dawał wchodzić na głowę.

Dobra pewność siebie to podstawa, wtedy nawet brak dostępnej tu wiedzy w głowie potrafi uchronić przed wieloma błędami, lepiej zadbać o siebie.

 

Piszesz, że nie masz taty i w tym widzisz przyczynę problemów. Może czas wejść w męskie towarzystwo, ludzi z kręgów do ktorych masz szacunek, byś mógłbyś złapać trochę dobrych wzorców.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

36 minut temu, wolnystrzelec napisał:

w tle słuchając zespołu, który lubiła.

?

 

Amplituda osiągnęła maksimum, takiego białego tu jeszcze nie było. 

38 minut temu, wolnystrzelec napisał:

pisałem wypracowania.

Szlag mnie zaraz trafi. 

 

Lurwa ja jestem największym białym rycerzem na tym forum i w maju 2019 zostałem zdetronizowany.  

  • Like 1
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, wolnystrzelec napisał:

Cały czas mnie zbywała, a ja ryczałem przed komputerem, przeglądając jej zdjęcia, a w tle słuchając zespołu, który lubiła.

Tu zachowywałeś się jak białorycerz, chciałeś planować z nią wszystko i wszędzie, a tu:

 

Godzinę temu, wolnystrzelec napisał:

Nie podoba mi się ta osoba, poza tym przejawia pewne cechy kobiecości, które mnie odrzucają - np. lubi planować i mnie z automatu umieszczać w tych planach: pojedźmy gdzieś, zróbmy to i tamto itd.

A tu zachowujesz się całkowicie odwrotnie.

 

Skutek ten sam. Siedzisz sam przed kompem :)

 

Samo przyjdzie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, wolnystrzelec napisał:

W ramach matriksowych czynów m.in. zbierałem dla pani karteczki z Muzeum Powstania Warszawskiego, gdy ta nie mogła się wybrać ze względu na złe samopoczucie,

To zdanie mnie rozwaliło - z dystansem, autoironią.

Ogólnie cały tekst się przyjemnie czytało. 

No cóż, większość mężczyzn takie frajerstwo przerabia w takiej czy innej formie, w mniejszym czy większym natężeniu.

 

 

Tu moja ulubiona wersja "Białego misia":

 

 

I oby z Twojego białorycerstwa zostało tyle, ile białości jest we "wnętrzu" tego Misia :)  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Gradhach napisał:

Skutek ten sam. Siedzisz sam przed kompem :)

Na szczęście muszę Cię rozczarować. :)

Przed kompem owszem, siedzę sam, ale wtedy, gdy mam na to ochotę. A zdarza się też niejednokrotnie, że siedzę z kimś albo z tym kimś wychodzę.

 

Przede wszystkim dużo zmieniło nastawienie do samego siebie i związków. Zdjąłem związek z piedestału, zacząłem pracować nad wyglądem, postawiłem na pierwszym miejscu siebie i swój rozwój. Związki traktuję jako rozwinięcie przyjacielskiej relacji, ale zdecydowanie przeciwny jestem ślubom i dzieciom, nie lubię wielkich słów i deklaracji, zero narzucania. Sfera prywatna zaczyna układać się sama. I na zainteresowanie nie narzekam. :) W ostatnim czasie sam musiałem wybierać spośród trzech osób. I wybrałem. Chyba całkiem nieźle wybrałem.

Edytowane przez wolnystrzelec
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twój post to po prostu "ból zdobywania doświadczenia". Jeśli zebrałeś w sobie siły żeby wskoczyć z 3 na 7/10, to znaczy że masz kawał jajec. 

 

Brać czerwoną pigułkę, czytać forum a będzie git :)

 

Poczytaj sobie moje wcześniejsze tematy to zobaczysz jaką pizdą byłem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, panicz74 napisał:

Jeśli zebrałeś w sobie siły żeby wskoczyć z 3 na 7/10

Wiadomo, że to kwestia subiektywna. Może się przeceniam - jeśli tak jest, to wynika to z faktu, że widzę kolosalną różnicę między mną 09 a mną 19.

Niedawno znajomemu pokazałem swoje zdjęcia z tamtych czasów, a on „co to za typ, przecież ty mi jakiegoś obcego gościa pokazujesz”.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zapomnę akcji z podstawówki kiedy z kumplem sobie przysięgliśmy że nie będziemy mieć żadnej kobiety.

Teraz się ostatnio z nim spotkałem i kumpel totalnie załamany że sobie za młodu taką przysięgę złożył bo teraz szuka i znaleźć nie może.

Ja mam dobrze że mnie aż tak na kobiety nie bierze i nie szukam bo już tyle akcji widziałem w wykonaniu kobiet że odechciewa się związku.

Ja chyba raczej zostanę starym kawalerem bo nie planuje już siebie zmieniać, i tak się zmieniłem od tamtego czasu.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczęśliwie, przy odrobinie doświadczenia i oleju w głowie z tego się wyrasta jak z dziecięcych spodenek na szelkach. Tak już musi być, mam chwilami wrażenie że to filar reprodukcji a w konsekwencji hartowania się jako mężczyzna (chociaż większość "materiału" przy tym zmięknie lub pęknie).

 

Przypomnę słowa dziadka niegdysiejszego forumowicza, przekazane mu w młodzieńczym wieku, że "gdyby 20-latkowie mieli świadomość 40-latków, to panie biegałyby po ulicach i wyły". Matuszka biologia by się okrutnie wkurzyła, bo kto by miał w końcu ciągnąć na swoich grzbietach ten cały bajzel?

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, self-aware napisał:
19 godzin temu, wolnystrzelec napisał:

Cały czas mnie zbywała, a ja ryczałem przed komputerem, przeglądając jej zdjęcia, a w tle słuchając zespołu, który lubiła. 

Łoo wpiździet! Wypierdol te kolczugę. 

Nic nie pisał o polerowaniu lancy, więc to ekstra level - rycerz zakonnik. Podwójnie szanuję!

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.