Skocz do zawartości

dot. Jak wam się żyje w Polsce/ Za granicą


Rekomendowane odpowiedzi

Ahoj.

Ostatnio napatoczyłam się na ten dział u samców. Bardzo mi się spodobał więc postanowiłam założyć zbiorczy temat o tym w rezerwacie, byśmy my samice mogły też się wypowiedzieć w tej kwestii.

Chciałabym swoją drogą dowiedzieć się jak żyje wam się w Polsce/ za granicą. Plusy i minusy mieszkania w danym miejscu, według was. 

Jakie waszym zdaniem jest najlepsze miejsce do życia i dlaczego? 

Jak oceniacie warunki pracy w kraju, w którym mieszkacie? 

 

Ja przedstawię pokrótce swoje postrzeżenia na temat Anglii w której mieszkam od prawie 5 lat. 

Powiem tylko, że nie zamierzam się póki co w ogóle ruszać z tego kraju. Dobrze mi tu. Mam zdecydowanie mniej powodów do narzekań niż miało to miejsce w Polsce. Na ilość pracy nie narzekam. Podoba mi się fakt, że sprawy papierkowe większości załatwia się elektronicznie, przez internet. Nie trzeba czekać w tasiemcowych kolejkach w komunikacyjnym, by zarejestrować auto. Auta są tu tańsze, gdyż rynek zbytu jest bardziej ograniczony ze względu na kierownicę po drugiej stronie :P. Rzadziej dochodzi tutaj do szwindli przy kupnie tj cofanie liczników etc. Kupując auto można już wcześniej zapoznać się z informacjami o nim i jego przeglądach wklepując na pewnej stronie internetowej numer tablicy rejestracyjnej (tablice są przypisane pod auto, nie pod właściciela) Jednak zdarzają się cwaniacy, którzy na zdjęciu zamarzą tablicę - jest to niezawodny znak, że auto ma jakieś grzechy ;) 

Koszty utrzymania są bardziej adekwatne do zarobków niż w Polsce.

Fajna sprawa jest z prawem jazdy i nauką. Kursy nie są obowiązkowe. Można uczyć się jeździć swoim autem, pod warunkiem, że ma się doświadczonego kierowcę na miejscu pasażera, przyczepione "L-ki" z przodu i z tyłu pojazdu i wyrobione tymczasowe prawo jazdy ( Provisional Driving Licence), i fajnie, jak się ma kogoś bliskiego, kto ma nerwy ze stali by móc uczyć żółtodzioba jeździć. :P Można dzięki tym udogodnieniom zaoszczędzić kupę kasy. 

 

Osoby, które nie znają języka też nie mają najgorzej, spokojnie mogą znaleźć pracę. W agencjach pracy często spotka się rodaka. Jednak trzeba się liczyć z tym, że praca ta będzie większości za minimalną krajową i nie jakichś najwyższych lotów. ( czyt. fabryki, magazyny, sprzątanie etc) 

Anglicy z natury dość łatwi w obyciu i większości przyjaźnie nastawieni. Da się odczuć różnicę między Polską a UK w tym przypadku ogromną.

Służba zdrowia... porównywalna do polskiej jak nie ciut gorsza. Mam na myśli państwówkę. Tutaj wszystko leczy się Paracetamolem... Jak mam możliwość - wolę lecieć do polski i leczyć się prywatnie.

 

Więcej napiszę jak będę miała więcej weny. Jak macie jakieś pytania odnośnie emigracji. Walcie. ;) 

Zapraszam do dzielenia się swoimi przemyśleniami. :) 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja byłem u UK konkretnie w Londynie co opisywałem w innym temacie kilka dni temu. 

@Hippie plusy które podałaś to dla mnie żadne plusy aby w ogóle móc myśleć o wyjeździe do innego kraju.  
@Bruxa Jeśli chcesz wyjechać to akurat to czy łatwo się przestawić i jak jeżdżą angole powinno być ostatnią sprawą do przemyślenia. A wcale nie powiedziane, że będziesz tam jeździć. 

Poza tym może i auta są tanie ale ubezpieczenia, serwis to już kosmos do tego płatne wjazdy do centrów miast, za parkowanie itp Nie ma tak chop siup. 
 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bruxa Za wiele Ci nie w pomogę w tej kwestii, bo jeździć nauczyłam się w UK, więc nie mam za bardzo porównania. Mnie się dobrze jeździ z kierownicą po prawej stronie bo jestem mańkutem, wiec od samego początku z tym nie miałam problemów. Mojemu zajęło to z tydzień. Zdarzyło się, że szukał lewarka zmiany biegów w drzwiach i raz mu się zdarzyło na rondzie jechać pod prąd. Tak to ok. 

 

Anglicy mają lepsze pojęcie kultury jazdy niż Polacy. Wiedzą przynajmniej co to jazda na suwak i potrafią Cię przepuścić na skrzyżowaniu podczas natężonego ruchu (mnie się to zdarza bardzo często ;), zwłaszcza, że wyjazd z mojego osiedla jest upierdliwy, dlatego jestem bardzo wdzięczna :) i sama chętnie daję dobry przykład)

Prawo w UK jest jest surowsze, szczególnie w kwestii mandatów. Nie polecam łamać tu prawa. Sama jazda z telefonem w ręce to teraz 200 funtów mandatu. (ok 1000zł)

Podoba mi się tutaj oznakowanie dróg. Jest bardzo intuicyjne. Nie ma tak nasrane znaków na drogach jak w Polsce. Można spotkać się z oznaczeniami/ znakami na jezdni - do czego trzeba się tu przyzwyczaić. To Bardzo ułatwia szczególnie na dużych rondach (które swoją drogą są tu bardzo popularne i potrafią być ogromne. 

 

@MaxMen Moźe dla Ciebie nie...znajdą się osoby, które uznają to za plus. Ja bardzo odczuwam różnicę w oszczędzaniu i gospodarowaniu pieniędzmi w UK niz w Polsce. Jeśli to dla Ciebie nie jest plusem, to wymień mi wiec swoje ;). Biurokracja też jest zdecydowanie na wyższym poziomie. Przynajmniej nie marnuje się mnóstwa czasu na bezsensowne kolejki po jeden świstek papieru.

Londyn to zupełnie inna bajka, niż mieszkanie w małym mieście jak moje. Londyn w moim uznaniu to skok na głęboką wodę, szczególnie dla "świeżych emigrantów". Koszty mieszkań to kosmos. Dla przykładu: Mieszkanie takie jak moje ( 2 pokoje + salon) to cena ok 600 funtów miesięcznie ( z rachunkami ok. 900) W Londynie, za podobny metraż płaci się 2, a nawet 3 razy więcej...

 

 

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hippie w moim przypadku tak było, taki mini opisik możesz znaleźć tutaj :

Ale serio takie pierdoły jak pozorne ułatwienia dla kierowców mogą determinować wyjazd do innego kraju ? A gdzie chęć życia u siebie ? Wśród znajomych, rodziny tak po polsku po prostu u siebie ?  Nie pojmuje serio. 

Edytowane przez MaxMen
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie zastanawiałem się czy nie pojechać do UK lub Finlandii/Norwegii i robić nawet za najniższą krajową, przynajmniej do czasu jak nie znajdę tam lepszej roboty. Język znam dobrze, to wydaje mi się, że problemów ze znalezieniem czegoś lepszego od minimalnej nie będzie. Odłożyć trochę gotówki, wrócić i coś otworzyć w Polsce. O zajęcie w Polsce raczej nie mam co się martwić, w każdym momencie mogę wrócić i coś robić, ale kokosów nie ma. Tym bardziej, że obawiam się o złotówkę przy tym rozdawnictwie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też już dużo pisałam o swojej emigracji, tutaj, na swoim blogu szczególnie. Mnie nic w Polsce szczerze nie trzymało. Jak tylko nadarzyła się okazja, wyleciałam razem z moim partnerem. Zaczęliśmy od wynajmowania pokoi. Pomogła mi kuzynka, która później wypięła się dupskiem gdy mieszkaliśmy u niej nie całe 3 miesiace. Po dwoch latach mieszkania na pokojach w końcu udało nam się dorobić na wynajmowanie mieszkania. Można powiedzieć, że już na początku pobytu zostaliśmy oskubani z oszczędności które przywieźliśmy z Polski. Wiec zaczynaliśmy od kompletnego zera. Po  3 miesiacach mój facet kupił pierwsze auto ( za 300 funtow, w pełni sprawne)

 Pracę szukaliśmy sami przez agencje pracy. Angielski - coś tam się umiało ale na początku była blokada językowa. Po za tym fakt, że zaczynało się pracę na fabrykach z mięsem gdzie pracowali praktycznie sami Polacy, Litwini i Portugalczycy, wcale nie pomagało w rozwijaniu języka. Dopiero po ok. roku zaczęłam pewniej nawijać po angielsku. 

Następnym plusem jest ilość ofert pracy. Jak ktoś nie wybrzydza, to może mieć pracę już po tygodniu pobytu. 

 

Ok, zostawiłam znajomych i rodzinę w Polsce. Co z tego? Zawsze mogę kupić bilet lotniczy i ich odwiedzić. 

Czuję się tutaj lżej i nie mam takiego bagażu zmartwień jaki miałam w Polsce. 

@maggienovak Czego mi brakuje w PL? Dobrego pieczywa na zakwasie. :P I bardziej klimatycznej zimy/ świąt BN/ hucznych sylwestrów. 

Nic innego póki co mi nie przychodzi do głowy. :P 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Część mojej rodziny wyjechała za granicę, czasem ich też odwiedzam i powiem wam że jakby nie mój stan zdrowia też bym wyjechał z tego kraju.

Te całe bagno polityczne, wszystkie korupcje, afery i inne przekręty za które nikt nie chce się wziąć np. taki SKOK na kasę w Wołominie gdzie ewidentnie tuszują ile się da.

Przecież jakby była odpowiedzialność karna lub nawet i ludu kiedy każdy krętacz by wiedział że zawiśnie za drzewie za krętactwa zastanowiłby się 3 razy zanim by okradał nas obywateli.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@pillsxp Mam znajomych co pracują mają dzieci mają swoje sprawy czas wypełniony na maxa. Są to osoby nie spędzające czasu w necie, nie wiedzą co to instagram, Tinder nie mają pojęcia o polityce i tym co się dzieje i są szczęśliwsi. Państwo 500 na dziecko daje i jest zajebiście. Życie w niewiedzy też jest fajne ;)

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MaxMen poczekaj do czasu aż wprowadzą bykowe, podatek katastralny plus będą wywalać ludzi z mieszkań żeby dać Żydom majątki bezspadkowe.

Wtedy dopiero będzie płacz, zgrzytanie zębów i inne takie tam :D jak kasy braknie bo 500+ i inne dodatki nie pomogą wyżyć.

Ja już myślę jak się zabezpieczyć żeby mnie państwo jak najmniej łupiło i żeby nie mogło mnie opierdolić z tego co już mam.

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieszkam od kilku lat w Niemczech i w tym roku przeprowadzam się bliżej polskiej granicy. Za bardzo tęsknię za rodziną i przyjaciółmi. W obecnym momencie mam ok 800km do rodzinnego miasta, po przeprowadzce będzie to ok 2h jazdy smochodem, więc bez problemu można wyskoczyć na weekend. Zostaję w Niemczech, bo żyje mi się bezstresowo. Nie będę ukrywać, że głównym powodem są kwestie finansowe. Żyję z partnerem, ale również sama byłabym w stanie się utrzymać na obecnym poziomie i zaoszczędzić. W Polsce pracując w zawodzie niestety nie lub poświęcając na to dużo więcej czasu (pracując poza etatowe 8h), co jest niestety przykre. W Niemczech pracuję w zawodzie i jestem w stanie odłożyć na czarną godzinę, wakacje i kursy, które są i niezbędne w rozwoju i kosztowne (w tym momencie wydałam już ok 15tys zł, a z tego co planuję dojdzie jeszcze ok 20tys), ale też dają kopa i satysfakcję. W Polsce nie byłabym w stanie na to odłożyć. Mam to szczęście, że moje rodzinne miasto nie znajduję się daleko od granicy, więc po przeprowadzce już niczego więcej do szczęścia nie będzie mi potrzeba :) Również zakładając rodzinę, chciałabym, aby dziecko było przywiązane sercem do Polski, co byłoby trudne mieszkając daleko. 

Poza tym opieka zdrowotna i emerytalna jest dużo lepsza. Owszem, na emerytalna Niemcy narzekają, ale mając porównanie jakby to wyglądało za x-lat w Polsce, sytuacja jest o niebo lepsza. A na emeryturze prawdopodobnie wrócimy do Polski, gdzie utrzymanie będzie łatwiejsze.

Trochę się obawiam kontaktów z Niemcami na wschodzie, bo słyszałam dużo niepochlebnych opinii - jakoby nie lubili Polaków i się do nich źle odnosili. W obecnym miejscu nic złego nie mogę powiedzieć, wręcz przeciwnie, spotkało mnie dużo życzliwości i pomocy z ich strony.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak A i brakuje mi jeszcze Polskich gór i harcerstwa, tego starego, którego miałam jeszcze okazję chwilę doświadczyć. Brakuje mi wycieczek w większej grupie, takich spontanicznych, gdziekolwiek, bez żadnych wykrętów i wymówek. Jedno słowo " Jedziemy?" I dalej samo się toczyło, z marszu. ;) . Emigracja ma to do siebie, ze bardziej się odczuwa rutynę. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. A może to też kwestia wieku? Nie wiem. Jednak może to też to, że zostawiłam w Polsce paru dobrych znajomych. Teraz widzę ich tylko raz, dwa trzy razy do roku. 

 

Tutaj jest też większa selekcja znajomości. Tutaj trzeba bardziej uważać na ludzi. Niestety w szczególności na naszych rodaków. 

Miałam tutaj przygody z Polakami w pracy, im więcej ich było na hali, tym większy burdel. Rozstawianie po kątach, pokazywanie kto tu rządzi etc. Miałam okazję być oszukaną przez polskiego mechanika.

W moim mieście jest kumulacja Sebiksów, Karynek, Bożenek i Januszy. Ludzie bez ambicji i bez podstawowych zasad dobrego wychowania. I tutaj Polacy przywieźli ze sobą swoje kompleksy, i najgorsze cechy naszej narodowości tj. zawiść, zazdrość, skąpstwo i krytykanctwo. Przywieźliśmy też pracowitość i solidność i za to jesteśmy cenieni w pracy, ale trzeba z tym uważać, żeby inni za bardzo nie wykorzystywali. Najlepiej pod tym względem nauczyć się angielskiego tempa pracy i wyluzowanego podejścia. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według mnie bardzo dużo zależy od regionu w którym się mieszka. Ja pochodzę z regionu częstochowskiego, jednego z najbiedniejszych w Polsce - marność nad marnościami. Część mojej rodziny mieszka na pograniczu polsko-niemieckim, a część w Łodzi. Jakość życia tam jest o wiele lepsza. Jeszcze w samej Częstochowie jest znośnie, ale jak wyjedzie się kilkanaście kilometrów poza miasto to widać gołym okiem ciężkie warunki materialne, zdecydowana większość osób nie zarabia ponad płacę minimalną  i wszyscy oczywiście stąmtąd uciekają byleby uciec z tego pierdolnika.

  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, pillsxp napisał:

W każdym kraju tak jest i niektórych Polaków trza unikać jak ognia.

Znajomy który pracuje w Czechach w zakładzie w którym pracuje wielu Polaków, powiedział że jeśli kiedyś będę pracować za granicą z Polakami to lepiej ich unikać  jak ognia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hovaki Potwierdzam. Sam pochodzę spod Częstochowy. Tam większość młodych pracuje za 1800-1900 netto. Najgorsze że NIE MAJĄ żadnej alternatywy aby zmienić prace na lepiej płatną. Sam przeprowadziłem się do Krakowa właśnie z tego powodu. 

Jak odwiedzam rodzinę na święta to aż smutno mi jest jak na to patrzę. Dlatego nie lubię tam jeździć bo zaraz popadam w marazm i wspomnienia biedy powracają.

 

Jakbym miał emigrować to głównie Szwajcaria lub Bawaria. Ewentualnie coś ciepłego czyli Sycylia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny temat. Z racji tego że sporo po świecie podróżowałem zawodowo, mieszkałem w różnych miejscach dłużej, bądź krócej to mogę co nieco powiedzieć. 

Najfajniej mieszkało mi się w Luxemburgu, mili otwarci ludzie bardzo fajne okolice i niezłe jedzenie. Trochę ciasna zabudowa jak na mój gust no i przyznam się że koszty życia też były wysokie.
Mieszkałem tam około 4 miesięcy.

Austria też jest fajna, mieszkałem w Austrii prawie 7miesięcy i mogę powiedzieć że, było całkiem przyjemnie austriacy są zwykle bardzo wporządku i wyluzowani. 
Mają nieco restrykcyjne przepisy momentami, ale nigdy nie ma się wrażenia jakiejś patologii-urzędniczej jak to w Polsce czasem bywa a i Wiedeń trochę drogi.

W Chinach bywałem od 1 miesiąca do 2 miesięcy więc za dużo powiedzieć nie mogę. Ale w wielu miejscach panuje straszliwy syf i mega bieda a w niektórych są mega noweczesne/bogate.
Tyle sprzeczności w jednym miejscu dawno nie widziałem. A i takiej ilości ludzi również, uwierzcie mi godziny szczytu w waszych miastach to pryszcz. Powietrze też mega słabe szczególnie w miastach.

No i dochodzimy do UK, akurat tutaj mam największe doświadczenia, bardzo negatywne. Po dziś dzień gdy słyszę problemy i zespół z wielkiej brytanii w jednym zdaniu wpadam w histeryczny śmiech i natychmiastowo znam źródło problemów (podpowiem wam to najczęściej zespół z Wielkiej Brytanii jest problemem). Ale do meritum, mieszkałem w UK 16miesięcy i nie mam dobrego zdania. Owszem może niektóre sprawy typu urzędy itp są lepsze niż w PL, za to reszta już nie tak bardzo. 
Moje pierwsze wrażenie jak przyjechałem było: "Niby wszystko jest spoko ale strasznie wszystko wydaje się być nudne." I tak mógłbym podsumować całe UK jest przeraźliwie nudne, do tego stopnia że omal nie nabawiłem się depresji mieszkając tam. Drugim wielkim punktem który, bardzo nie przypadł mi do gustu byli sami Brytyjczycy. Takiego natężenia debilizmu i umysłowej dzbanowatości na metr kwadratowy nie widziałem w żadnym innym kraju UE nawet w Polsce. Oczywiście moje odczucie jest spowodowane tym że, musiałem przez ponad rok współpracować z ludźmi którzy nie byli zbyt lotni nawet w swoich własnych dziedzinach a mnie próbowali traktować jak swojego osobistego niewolnika/białego murzyna. Próbowali bo nie byli zbyt inteligentni i ostatecznie udało mi się ich utemperować ale po tym doświadczeniu jestem poważnie uprzedzony do Brytyjczyków. Druga rzecz która mnie w nich wkurwia to ich udawana uprzejmość, brytyjczycy są zwyczajnie fałszywi a ich uprzejmości są często nacechowane pasywno-agresywnymi przytykami. 

Osobiście nie mam zamiaru wracać do UK pod żadnym pozorem, a swoją współpracę z ludźmi z UK ograniczyć do minimum.

Obecnie mieszkam w PL i żyje mi się całkiem spoko, z racji niezłych zarobków i oszczędności które sobie wypracowałem, żyje mi sie nieźle. Nie mogę narzekać a i do naszych rodzimych Januszy się przyzwyczaiłem. 
Czy zostanę na zawsze w PL, no to czas pokaże moży zmienię kraj, może tym razem będą to Stany Zjednoczone. W sumie może sie wybiorę do Stanów na urlop i zobaczę jak tam jest, jechać nie miałem okazji.
@Hippie Widzisz co zrobiłaś teraz muszę się wybrać do stanów :P 
 

Edytowane przez Reflux
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pracowałem w Holandii, ale to w czasach gdy Polska jeszcze nie była w Unii. Pracowałem legalnie, wtedy dla mnie pod względem zarobków, kultury gospodarczej oraz atmosfery w pracy to był raj na ziemi. Pracowałem z samymi Holendrami, którzy byli niezwykle wyluzowani, praca spokojna praktycznie można było tak pracować do emerytury. Wróciłem, bo chciałem dokończyć studia  później już tam nie wracałem, chociaż uczyłem się Niderlandzkiego. Oprócz tego posiadam większą część mojej rodziny w Niemczech i jest to rodzina wielopokoleniowa, dlatego wiem jak ten kraj się zmieniał w ostatnich dziesięcioleciach. W porównaniu z latami 60 i 70 czy nawet 80 XX wieku (naturalnie piszę o RFN) to teraz są nędzarzami, wtedy salowe w szpitalach jeździły nowymi mercedesami. Mój wujek, zwykły pracownik fizyczny wykonujący najprostsze prace, kupował sobie co roku lub góra co dwa lata nowe auto, i to takie marki jak Volvo czy BMW.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieszkam w UK. 

Nie chciałam wyjeżdżać,  ale poznałam mojego narzeczonego jak juz mieszkał w UK i nie chciał wracać do Polski wiec wyjechałam ja.  Żeby było prościej wypunktuję:

 

ZALETY:

-Życie jest dużo tańsze.  Przykładowo zarabiasz w Polsce 1500zl i za,  no nie wiem,  dużą paczkę Laysów płacisz 6zl. W Anglii zarabiasz 1500£ i za paczkę Walkersów (to to samo co Lays tylko nazywają się inaczej)  płacę 2£.  Ta różnica tyczy się dosłownie wszystkiego. Jedzenia,  benzyny, rachunkow, czynszu.... 

2. To wszystko. 

 

WADY:

1. Daleko od Polski. Jestem patriotką mocno,  kocham mój kraj i nie wyjechałam z wielkim entuzjazmem z Polski. Siedzę tu bo mój narzeczony ma tu prace która uwielbia i spełnia się w niej.  Ja nie miałam pracy marzeń i w sumie tu mam prace która podoba mi się bardziej wiec nie jestem meczennica. Jeśli nasz związek miał mieć racje bytu,  ktoś musiał się poświęcić,  ja miałam mniej do stracenia :)

 

2. Daleko od rodziny. Moja cala rodzina i wszyscy przyjaciele zostali tam,  tutaj mam w sumie tylko narzeczonego.  Nie zawarłam tu żadnej przyjaźni i nie zamierzam na siłę tylko po to,  by móc z kimś wyjść czy cos,  wiec kontakt mam z kimś bliskim tylko przez internet.  W Polsce nie bylam juz 10 miesiecy,  tęsknota za rodzicami,  babcią lub przyjaciółką jest ogromna,  jej 2,5 roczny synek juz mnie nie pamięta,  nie poznaje...  To smutne i strasznie trudne do pogodzenia się z tym. 

 

3. Ciągły lęk.  Wiem,  ze większość ludzi na emigracji tego nie ma,  wiec przytocze własne doświadczenia. 

Kilka miesiecy temu kilka minut przed północą wybito mi szybę w domu od strony ogrodu i 8 chłopa wlazło mi na chatę myśląc ze mam w domu planta marihuany. Jak przeszukali dom i zorientowali się ze to pomyłka to okradli mnie z kompa,  konsoli,  telefonu i reszty co cenniejszych rzeczy.  Sąsiedzi wezwali policje słysząc wybita szybę w środku nocy ale przyjechali juz po tym jak tamci zdążyli odjechać z moimi rzeczami.  Nic nie odzyskalam,  nikogo nie znalezli. 

Mam teraz traumę,  nie spis w nocy od kilku miesiecy,  wzdrygam się na każdy stuk w domu gdy juz się ściemni. 

 

4. Praktyczna bezkarnosc.  

Nawiąże ponownie do hodowców trawki. Nie wiem jak w innych miejscach w UK,  ale u mnie w mieście to jest na taką skalę, ze gdyby ktoś mi to opowiedział przed moim przyjazdem tu to nigdy bym nie uwierzyła. 7/10 osób z którymi pracuje ma swoja hodowle,  polowe z nich ściągała policja i ANI JEDNA nie spędziła w areszcie za to dłużej niż 24 godziny.  Żadnych konsekwencji jeżeli masz mniej niż 20 krzaków. 20 krzaków to jakieś,  przy naprawdę słabym rzucie,  4-4,5 kg czyli na czysto jakies 17 tysięcy funtów.  I fakt,  ze nie ma tutaj praktycznie żadnej odpowiedzialności za hodowle ludzie masowo to robią,  często wpadają przed innymi spółkami które ich napadają,  kradną,  strzelają do siebie,  okaleczaja a i często zabijają. A pamiętajmy ze spółki potrafią mieć po 10 domów najeżonych doniczkami,  wiec wojenki toczą się o setki tysięcy funtów. Codziennie. Na co drugiej ulicy tego zjebanego miasta. 

 

5. Tu jest po prostu brzydko. 

Ulice brudne,  śmieci gęsto,  rozwiewa je wiatr po długości i wygląda to jak dywan z puszek,  butelek,  opakowań itp.  Sprzata się tylko w samym centrum,  kilkaset metrów dalej czujesz się jak na wysypisku.  Przez sytuacje jaka opisalam powyżej krajobraz osiedli domków składa się z wybitych szyb,  drzwi i okien zabitych płytami wiórowymi,  czasem można się nawet natknąć na zużyte strzykawki. Bezdomne ćpuny są głównie tylko w centrum,  przez wakacje robi ich się dużo,  ale świeżo po zimie jest ich dużo mniej,  zwłaszcza tych starszych stażem bo łatwiej zamarzają na niewielkim mrozie. 

 

 

Podsumowując,  jeżeli zależy Ci tylko na pieniądzach droga wolna. Nie patrząc na to co się dzieje dookoła Ciebie możesz nawet spoko sobie żyć a nawet sporo odłożyć. 

Ja ze swojej strony czuje się tu źle: wiecznie wystraszona,  w przeświadczeniu o braku bezpieczeństwa i sprawiedliwości,   rozgoryczona i stęskniona. Jedyne co mnie tu trzyma to mój Miły,  oboje chcemy żeby osiągnął swój cel i zabieramy się stad :) Gdyby nie on i to ze umiemy sobie wspólnie zapewnić poczucie ważności i bliskości to bym zwariowala.  

 

  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, Falka Elen napisał:

Życie jest dużo tańsze

Z tym to prawda bo towary kosztują praktycznie tyle samo co w PL a funt prawie 5x silniejszy. 

Pamiętam jak to było z paliwem w ok 2006r  Płaca min w uk to było ok 1200Ł (ok 6000zł) a w Polsce ok 1200zł Litr 95 kosztował ok 85p -0,85Ł czyli ok 5zł u nas cena taka sama ale zarobki 5x mniejsze. Pamiętam jak angole narzekali, że paliwo takie drogie i jak jeździć. To jak im mówiłem, że u nas cena ta sama a zarabia się 250Ł to nie chcieli w to wierzyć. 

To teraz my sobie wyobraźmy, że zarabiamy 1200zł a paliwo 86gr Marzenie co haha. 

57 minut temu, Falka Elen napisał:

4. Praktyczna bezkarnosc

No to na grubo ja podobnych rzeczy nie widziałem nie słyszałem. 

57 minut temu, Falka Elen napisał:

5. Tu jest po prostu brzydko. 

Mieszkałem w różnych dzielnicach Londynu i wiem, że oni to ogólnie syfiarze ale to co opisujesz to na prawdę straszne i czegoś takiego nie widziałem i brzmi strasznie. 

 

Edytowane przez MaxMen
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od 4 lat mieszkam w Australii. Australia jest bardzo dobrym miejscem do życia, planuję zostać tu na stałe. Słyszałam wiele mitów przedstawijących ten kraj jako raj na Ziemii, niestety aż tak dobrze nie jest, jednak w moim osobistym rankingu zajmuje pierwsze miejsce (wcześniej mieszkałam rok w USA i dwa lata w Niemczech). 

 

WADY:

- Najbardziej doskwiera mi odległość, mogę sobie pozwolić na wyjazd do Polski tylko raz w roku. Bardzo tęsknię za rodziną i przyjaciółmi. Do tego różnica czasu,nie mogę pogadać, przez telefon kiedy chcę. Zawsze trzeba się umawiać na konkretną godzinę, bo albo praca, albo noc, za wcześnie za późno... Jest to bardzo frustrujące. To jest jedyny powód, dla którego wzięła bym pod uwagę przeprowadzkę. 

 

- Początki też są bardzo trudne. Skomplikowane prawo migracyjne, koszty związane z przeprowadzką, pierwsze mieszkanie jest to trudne do ogarnięcia. Przyjeżdżając tutaj, trzeba mieć stalowe nerwy i spore zabezpieczenie finansowe. 

 

- Robactwo, w szczególności karaluchy. Dom można zabezpieczyć, moskitiery, opryski ale i tak nie masz gwarnacji, że jakieś cholerstwo nie wlezie Ci do domu. Strasznie ciężko to wytępić. Na zewnątrz w szczególności wieczorem są dosłownie wszędzie. 

 

- Kosmiczne ceny nieruchomości.

 

- Ostre słońce, bardzo duża zachorowalność na raka skóry. Latem bez kapelusza, okularów, długiego rękawa i kremu z filtrem z domu nie wyjdziesz. 

 

- Odległość od reszty świata. Ciężko wyjechać gdzieś na weekend lub krótkie wakacje. Tym bardziej, że cały urlop przeznaczam na wyjazd do Polski. 

 

- Opieka medyczna. Ja nie mam problemów ze zdrowiem, u lekarza w przeciągu ostatnich 4 lat byłam raz. Dużo się nasłuchałam narzekań znajomych. Ponoć jest bardzo źle. Ludzie jeżdżą leczyć zęby do Tajlandii, bo bardziej się opłaca, ja to załatwiam przy okazji wizyty w Polsce :) .

 

ZALETY:

- Jeśli przeżyjesz pierwsze dwa lata, możesz aplikować o PR jest już z górki. 

 

- Balans pomiędzy pracą a życiem prywatnym. Australijczycy bardzo sobie cenią wolny czas.

 

- Niska przestępczość. Małe zagrożnie terrorystyczne, były przypadki ataków jednak na nieporównywalnie niższą skalę niż w Europie.

 

- Pogoda (mimo tego słońca), większość dni w roku jest słoneczna. Łagodna zima, gorące lato.

 

- Natura, która zachwyca mnie każdego dnia. Roślinność, ocean... Dla mnie, osoby która uwielbia sporty wodne, hiking, treking, biwakowanie to raj na ziemi. 

 

- Rynek pracy. Moje początki były takie sobie, jednak mimo wszystko nigdy nie miałam problemu ze znalezieniem pracy. Jeszcze przed wyjazdem do AU myślałam o przekwalifikowaniu. Potraktowałam przeprowadzkę jako moment, w którym zaczynam wszystko od nowa. Nie szukałam pracy w zawodzie (nostryfikacja dyplomu itp.), na początek starałam się gdzieś "zahaczyć". Zaczęłam pracować 2 tygodnie po przyjeździe i w ciągu 4 lat byłam w stanie się przekwalifikować i znaleźć bardzo dobrą pracę. Pracodawca stworzył mi bardzo dobre warunki, mogłam pogodzić pracę ze szkołą, dostałam także dofinansowanie. Bardzo podoba mi się podejście ludzi, dla których wiek nie jest ograniczeniem. Osoby po 50. zmieniają zawód i nikogo to nie dziwi.

 

- Ogólnie życie jest tutaj trochę bardziej leniwe, ludzie bardziej zrelaksowani, jest mniej formalnie. 

 

Dodam, że moja sytuacja była bardzo komfortowa. Do AU przyjechałam ze swoim partnerem, który dostał tutaj ofertę pracy. Sami z siebie nie zdecydowalibyśmy się na przyjazd. Odpadło nam dużo stresu związanego z załatwianiem wizy i szukaniem pracy. Mieliśmy też nie najgorsze zabezpieczenie finansowe, wcześniej pracowaliśmy w Niemczech, stosunek euro do aud nie jest zły więc mieliśmy dużo łatwiej niż osoby, które musiały same przechodzić przez ten cały proces.

Dużo osób pyta się, czy polecam Australię jako kraj do życia. Tak, polecam jednak nie dla wszystkich. To kraj ogromnych możliwości, jeśli już jesteśmy w jakimś stopniu ogarnięci lub mamy ogromne wsparcie od innych. Rynek pracy jest otwarty dla ludzi z doświadczeniem. Ja mogłam sobie pozwolić na zmianę zawodu tylko zw na stabilną sytuację zawodową mojego partnera. Poznałam kilka osób, które przyjechały do Australii na wizach studencki lub Work&Holiday, z planami na znalezienie pracy i przedłużenie wizy. Niestety mimo ogromnej determinacji nie wszystkim się udało. Dlatego, jeśli ktoś myśli o przeprowadzce do AU, powinien wziąć pod uwagę, że początki są koszmarnie trudne i trzeba mieć plan A, B, C i D. 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.