Skocz do zawartości

W drodze by odbudować swój potencjał.


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie Bracia,

 

na wstępie chcę podziękować i pogratulować świetnego forum jakie założyliście. Od dłuższego czasu przeglądam posty lecz do tej pory nie miałem okazji aktywnego uczestnictwa w nim.

Proszę Was o pomoc w temacie jaki rozwinę poniżej.

 

 

Świeżo po maturze przeprowadziłem się do większego miasta celem pracy zarobkowej no i od tego czasu jestem już na własnym garnuszku, oczywiście rodzice w początkowym okresie wspomagali mnie finansowo. Teraz mając 23 lata jestem na samozatrudnieniu w branży finansowej. Zawodowo odniosłem sporo osiągnięć i praca pozwala mi się w tym spełniać. Z kasą również jest dobrze, mogę sobie pozwolić na dobre obiady, markowe ubrania czy kosztowne zabawki., mieszkam w kawalerce.

Problem zaczyna się w sferze prywatnej której tak na prawdę nie ma. W mojej historii nie miałem dużo przygód z kobietami (czego niektórym po prostu zazdroszczę) a także większość czasu spędzam sam niż w towarzystwie. Do tej pory miałem jeden długi związek który trwał 2 lata. 

Po rozstaniu czytałem sporo książek o rozwoju, słuchałem różnych audycji m.in DeMasty i początkowo zaczęło przynosić to efekty. Kolega był w tej samej sytuacji co ja i zaczęliśmy wychodzić na miasto a także bawić się dobrze na imprezach bez alkoholu i zagadywać na mieście do dziewczyn. Do dziś wspominam, że to był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu gdzie czułem, że właśnie przekraczam swoje możliwości i to się dzieje na prawdę. Była pewność siebie, była energia od rana do wieczora, był jasny umysł i milion myśli przychodziło w jednej sekundzie. Niestety trwało to może 4 miesiące ponieważ znajomy znalazł dziewczynę a ja samemu przestałem wychodzić i w ten sposób cofnąłem się do stanu pierwotnego.

 

Nurtuje mnie to, że z tyłu głowy siedzi jakiś głoś, że mój potencjał jest o wiele większy niż to co teraz robię i się znajduje ale czuję blokadę i bezsilność. Chodzę regularnie na siłownie, dużo podróżuję samotnie, uczę się nowych języków i staram się wykorzystywać jak najwięcej ten wolny czas a mimo głęboko w sobie czuję że to nie jest to czego szukam.

 

Porównując się z moimi rówieśnikami uważam, że stać mnie i zasługuje na więcej bo nie po to robię sobie pod górkę i realizuje cele by na koniec dnia mieć niższą samoocenę niż osoby które są w stanie pół swojego życia spędzić na kanapie pijąc browara.

Chciałbym dodać do swojego życia więcej kontaktów z ludźmi, jakieś ciekawe szalone przygody a także mieć tą pewność siebie, że jak dziewczyna mi się podoba to jestem w stanie do niej podejść i zainteresować ją swoją osobą.

 

Będę wdzięczny za wszystkie sugestie i wskazówki.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopie, nie porównuj się do innych,nie myśl w kategoriach "zasługuje, należy mi się".

Jeśli pracujesz w branży finansowej to zapewne masz gadane, prezencję, dochodzi kasa. To wszystko przyciąga kobiety jak magnes. Także przede wszystkim nie myśl w takich kategoriach,bo to jest zgubne i niczego się takim podejściem nie osiągnie, tak myślą i postępują głupie panienki, którym niby wszystko się należy za sam wygląd. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolega wyżej dobrze Ci radzi - wiem, że paradoksalnie odnosząc sukcesy nie jest to łatwe - ale podstawa to pewność siebie,
nie dopuszczaj w ogóle do siebie myśli, że to "twoja wina", rozwijaj się, dbaj o swoje samopoczucie, stawiaj sobie cele
kwartalne albo półroczne. Twoja historia bardzo przypomina mi siebie samego sprzed dekady i może napiszę ku przestrodze.
Ogólnie jestem bardzo otwartym na ludzi typem samotnika (to się nie wyklucza). W wieku 28 lat osiągnąłem już wiele (ogólnie
piszemy tu mniej więcej o latach 2007-2010) - miałem dobre studia (żaden tzw. "gówno-kierunek), w pracy właśnie awansowałem -
po dwóch latach rozwijania praktycznie od podstaw sprzedaży zagranicznej w firmie produkcyjnej zostałem szefem kilkuosobowego
zespołu eksportu, miałem pieniądze (spokojnie wyciągałem trochę ponad dwie ówczesne średnie krajowe), mieszkałem we własnej bardzo fajnie
zaaranżowanej kawalerce nieobciążonej kredytem z super widokiem z okna (drugą kawalerkę na kredyt - spłacała się sama przez najem), dobre autko,
bardzo często podróżowałem za granicę (głównie służbowo), stać mnie było na  dobre ciuchy, wypad na weekend do Budapesztu albo do Zakopca,
do tego trenowałem karate, ćwiczyłem na ściance wspinaczkowej, w wolnych chwilach żeglowałem (patent sternika) etc. Wszystko bardzo fajnie.
Ale u mnie był ciągle gdzieś ten podskórny ból, ta świadomość, że jestem gorszy. Pustka. To sprawiło, że trochę poszybowałem w dół.
Też pragnąłem kontaktu z kobietami, ale coś mi mówiło, że jeszcze nie teraz, że nie jestem wystarczająco dobry etc. 
To wszystko doprowadziło mnie do coraz większej izolacji, do tego bardzo dużo pracowałem - zajadałem stres.
Jadłem dużo, nieracjonalnie, kompulsywnie. W 2007 ważyłem 78 kg przy wzroście 180cm, w 2011 ... ponad 50 kg więcej czyli
131 kg. Z pracy oczywiście na własne życzenie zostałem wykolegowany, w sumie się im nie dziwię, musiałem zmienić na gorszą,
miałem jeszcze resztki pewności siebie, które zmarnowałem wchodząc w bezsensowny związek, który mnie tylko pogrążył.
Szczęście w nieszczęściu, że cały czas zdobywałem dość cenne doświadczenie zawodowe. W końcu od mniej więcej 2-3 lat 
wziąłem się za siebie, mocno schudłem, ogarnąłem się w miarę zawodowo. Mam 40 lat - ktoś powie, daruj sobie chłopie w tym wieku,
ale wiem, że jeszcze jestem w stanie wiele zawodowo i prywatnie osiągnąć (nie chodzi mi już tu o związki z kobietami),
a na pewno prześcignąć pułap, który osiągnąłem w 2007 r.  Brzmi może banalnie i pretensjonalnie - ale podstawa to kochać i szanować samego siebie. W 99% przypadków

nikt Ci nie poda bezinteresownie ręki, o ile Ty sam sobie nie zechcesz pomóc. Największym grzechem jest niedocenianie samego siebie i "karanie" wchodzeniem w nałogi, obżarstwo, pogrążaniem się w lenistwie. Dla mnie tak naprawdę impulsem do pozytywnych zmian jakie wprowadzam w życie mniej więcej od trzech lat było jak usłyszałem, że w 2008 r. to byłem super facet , świetnie wyglądałem, czemu taki teraz nie jestem..." I tak sobie wtedy pomyślałem ze złością -"teraz mi gadają jaki to kiedyś byłem super, ale wtedy jakoś wtedy nikt się do mnie nie garnął i nie słyszałem tego jaki to fajny jestem"... I dotarło to mnie, że to dziecinne myślenie - że może po prostu sam nie dostrzegałem świata wokół, widziałem wszystko w czarnych barwach, czyli w takich w jakich chciałem widzieć...

Edytowane przez Avanti!
  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wolverine1993

dzięki kolego za kopniaka, tego potrzebowałem. Więc w takim razie na jakie zmienić myślenie? Czym się motywować codziennie? Ostatnie pół roku to życie prawie w samotności pomimo że od rana do wieczora jestem otoczony z ludźmi (sprawy zawodowe). Pewnie dobrze by było zacząć się pojawiać w barach, klubach ale raz że teraz dopiero bym miał czas na to głównie w weekendy a dwa to nie mam niestety towarzystwa z którym mógłbym wyjść. Mam opcję żeby wychodzić ze znajomymi ale nie moim celem jest tylko najebka i gry komputerowe, trzeba mieć też swoje standardy.

 

@Avanti!

ciekawa historia. Życzę powodzenia, kto wie co życie jeszcze pokaże. U mnie uzależnieniem jest porno choć raz na tydzień je ograniczam to mimo wszystko w weekendy ciężko jest mi się powstrzymać. Na pewno ma to tez wpływ na samopoczucie i zmęczenie które coraz bardziej się we mnie nasila. Chciałbym w taki dzień jak dziś pójść z ciekawą osobą na kawę/obiad i porozmawiać o jakiś pierdołach. Sęk w tym że albo jestem ślepy, albo noszę zbyt błyszczącą zbroję albo nie mam takich znajomych z którymi chciałbym wyjść. Dużo się pozmieniało bo do niedawna byli ale wyjechali z miasta.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba każdy z nas po dłuższym związku znajduję się w takiej sytuacji że na początku szukasz na gwałt kogoś nowego aby zaleczyć rany, a później jak zdajesz sobie sprawę że to bez sensu i nic na siłę to odpuszczasz całkowicie temat i totalnie masz to w tyłku. 

 

Ja aktualnie też to przechodzę i od jakiegoś czasu totalnie mi się nie chce poznawać nowych kobiet. Mam jakąś chyba awersję i niechęć. Totalnie mi na tym nie zależy żeby z jakąś się spotykać bo mam na głowie inne ważniejsze sprawy. Wychodzę z kumplami od czasu do czasu i w sumie tyle z mojego życia towarzyskiego. Coraz lepiej czuje się sam ze sobą, co prawda jestem introwertykiem, chociaż nie takim totalnym co to ma fobie społeczną i boi się wyjść do ludzi, ale myślę że tak w 60% .

 

Ale jednego jestem pewny, że życie zawsze zaskakuję w najmniej oczekiwanym momencie. Tak zawsze u mnie było i wiem że tak też będzie. I nie przejmuje się tym że aktualnie jest jak jest, bo to tylko przejściowy stan który trzeba przejść po rozstaniu żeby nabrać wiatru w skrzydła. 

 

Napisałem post wczoraj w którym stwierdziłem że poczułem się tak jakbym już się wyleczył z ex. Może nie w 100%, ale na pewno w zdecydowanej większości czuję że już jest bliżej niż dalej drogi i wkoncu z optymizmem patrzę w przyszłość ?

 

Tobie też radzę zmienić podejście i żyć z przekonaniem, że najlepsze dopiero przed Tobą i zawsze po nawet najgorszej burzy zawsze pojawia się słońce i tęcza ( nie mieszać w to lgpt ?

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, ShadowX napisał:

Chciałbym w taki dzień jak dziś pójść z ciekawą osobą na kawę/obiad i porozmawiać o jakiś pierdołach. Sęk w tym że albo jestem ślepy, albo noszę zbyt błyszczącą zbroję albo nie mam takich znajomych z którymi chciałbym wyjść. Dużo się pozmieniało bo do niedawna byli ale wyjechali z miasta.

Mogę odpowiedzieć trochę w żartobliwym tonie, że najlepsze panny u mnie na studiach, żeby wejść w odpowiednie towarzystwo celowały w bardziej ambitne kółka zainteresowań typu żelgarstwo, kluby wspinaczkowe, jeździectwo, nurkowanie itp. etc. jak to ujęła jedna z koleżanek "tam najprędzej pozna odpowiedniego faceta z charakterem". Myślę, że to dobry pomysł mimo wszystko - jakieś dodatkowe zainteresowania - szkoła tańca, wspinaczka, cokolwiek. 

 

U mnie w ogóle szok, bo  w okolicach 2007 - 2008 r. okupiłem się w sporą ilość trochę lepszych ciuchów, potem zaraz szybko przytyłem więc praktycznie leżało to nieużywane gdzieś po szafach u rodziców przez 10 lat. Ostatnio zacząłem przymierzać i w większość rzeczy już się mieszczę, więc mogę brylować najnowszą modą sprzed dekady ;) 

Edytowane przez Avanti!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, WladcaKlatekSchodowych napisał:

Laski lecą na pasje, bo same są puste jak rzymskie wazy. Nie potrafią się wznieść ponad to co subiektywne. Pasja to wzrok podniesiony ku górze, ku metafizyce. Dla nich to jakieś zjawisko nadprzyrodzone i wszystko co z tym związane je pociąga.  

U mnie na studiach dziewczęta do tzw. pasji miały dość mocno utylitarne podejście, a było to 15-20 lat temu. Kiedy zaproponowałem jednej koleżance z grupy, by wpadła na trening karate to stwierdziła, że nie bo "tam nie pozna nikogo interesującego", woli latem obóz żeglarski, a w ciągu roku klub wspinaczkowy i tenisa, bo "tam chodzą faceci na poziomie z lepszych kręgów, żeby mieć taką pasję to trzeba mieć i kasę". 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Wracam po krótkiej przerwie.

Niestety problem z moja psychiką się coraz bardziej zagłębia. Przez ten czas zacząłem chodzić do psychologa ale mam wrażenie paradoksalnie, że po rozmowach z nim podświadomie czuje się jeszcze bardziej słabszy. Nie wiem czy tak sobie wmawiam czy może faktycznie taki jestem i zaczynam patrzeć na rzeczywistość trzeźwo. Gdy mówię mu, że nie potrafię spojrzeć komuś prosto w oczy co jeszcze pare miesięcy temu nie stanowiło to żadnego problemu - odpowiada mi, że to normalne. Gdy mówię mu, że czuję brak pewności siebie - mówi żebym dał sobie czas a to powróci, gdy mam ambicje by się rozwijać - mówi, że gonię marchewkę a nie skupiam się na normalnym życiu.

Zainstalowałem sobie aplikacje randkowe. Daje mi to pewnego rodzaju odprężenie bo ciekawie popisać sobie z jakąś kobietą ale zauważyłem, że za często to robię - sięgam po telefon cały czas czy to aby wejść na fb czy na insta czy właśnie na tindera.

Dodatkowo powróciłem na stare swoje szlaki czy walenie kapucyna do monitora prawie codziennie. Wróciły lęki i brak siły na cokolwiek. Paradoksalnie kilka miesięcy temu gdy miałem tej energii ponad normę zapisałem się na różne kursy i teraz mam wrażenie że ten z pozoru obecny "nadmiar" rzeczy do robienia mnie jeszcze bardziej dobija. (oczywiście tak sobie tylko wmawiam bo czasu mam za dużo skoro mogę trzepać do pikseli). Mam wrażenie, że właśnie powoli sprowadzam się do dna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Paradoksalnie w czasie takiego kryzysu postępuje największy wzrost, ale może być też to fałszywy wzrost lub spadek na samo dno. Z tego co piszesz "markowe ubrania, dobre obiady, kosztowne zabawki" to prawdopodobnie jakaś rekompensata za braki w dzieciństwie. Do tego dochodzi system, w którym dorastamy nakierowujący nas na wyścig szczurów, który mimowolnie przyswajamy za nasz i z perspektywy naszej wydaje się nam, że dużo myśli wychodzących z naszej głowy należy do nas, gdy tak na prawdę przejmujemy te mechanizmy uważając je za swoje. Ocenianie w szkole, wyniki, popularność itp to później wszystko przekłada się na dorosłe życie, gdzie też żyjemy w systemie dostosowując się do niego i tym samym porównujemy się z innymi pod względem zarobków, urody kobiety, samochodu, domu itp. Jak widzimy te wartości nie wychodzą od nas samych, tylko mimowolnie je przejmujemy, bo dziecko przecież nie ma możliwości obrony przed przejęciem czyichś ideologii. To co piękne się zmienia na przestrzeni wieków. Trudność dzisiaj polega na tym, żeby dotrzeć do samego siebie, żeby nie robić tego czego tak naprawdę nie potrzebujemy.

To wszystko sprowadza się do naszego ego, które chce dla nas jak najlepiej, ale zapomina o innych. Jak sama nazwa wskazuje jest egoistyczne. Jest też id, z których nasze potrzeby się rodzą, a także superego, które jest zbiorem wartości moralnych. No i jest jeszcze nieszczęsny mózg, który z odpowiednia wiedzą jest w stanie wybić się ponad te 3 wspomniane i zacząć żyć zgodnie z zasadą równości do wszystkich i wszystkiego, z szacunkiem, miłością itd (nie mylić z altruizmem). ;)

Edytowane przez ajstos
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ajstos

jeżeli dobrze Cię zrozumiałem - za dużo używam głowy a nie słucham siebie samego? Co masz na myśli pisząc fałszywy wzrost/upadek? 

 

Braki w dzieciństwie były, w domu rządziła matka która była stanowcza i prawie nieugięta w decyzjach, z ojcem za to kontaktu wiele nie miałem, nie mówiąc o jakiś poważnych rozmowach czy przekazanych wartościach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Póki co to kierujesz się tym co inni, społeczeństwo uważa za ważne, dobre, prawidłowe czy jakkolwiek to nazwać. Myślisz może głową, ale dajesz się ponosić złym emocjom. Nie mówię, żeby kompletnie odcinać się od emocji, ale nie poddawać się im. Fałszywy wzrost to między innymi popadanie w nadmierne doskonalenie się. Większość ludzi w takich kryzysach popada w jakąś pułapkę hobby, trenowania nie dla samej satysfakcji, ale z powodu poprawienia się, osiągnięcia jakiegoś celu poprzez to zajęcie. Niestety braki w dzieciństwie nie mogą zostać uzupełnione. Możesz tylko sam wypracować sobie swoje zasady, dzięki którym będziesz funkcjonował. Najważniejsze to wypracowanie i zachowanie autokrytyki biorąc odpowiedzialność za swoje życie. Myślenie o jakimś superpotencjale też jest wpojony Tobie, żebyś właśnie gonił marchewkę. Człowiek ogólnie ma tendencję do myślenia, że jest lepszy od drugiego, co ma swoje korzenie w ego. Co do związków, to mając braki w dzieciństwie chcemy je zrekompensować w nich. Często przeceniając ich moc. Po odrzuceniu zalewają nas złe emocje i przejmują kontrolę by bronić się przed następnym razem, jednocześnie uniemożliwiając budowanie zdrowej relacji. Oczywiście daj sobie czasu na przemyślenie wszystkiego. Jak to mówią "czas leczy rany". 

Edytowane przez ajstos
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ajstos

nikt nie mówi tu o "superpotencjale", skoro potrafiłem robić rzeczy na które wcześniej nigdy bym się nie odważył to skąd to się wzięło? Nadprzyrodzone moce we mnie wstąpiły? Skoro wcześniej tak potrafiłem to wiem, że to we mnie siedzi. 

 

Dzisiaj dzień w porównaniu do wczorajszego totalnie odwrócony o 180 stopni. W pracy byłem zrelaksowany i skupiony na zadaniach, dobry nastrój towarzyszył mi od samego rana. Później gdy poszedłem na crossfit miałem wrażenie że każdy się do mnie uśmiecha, spontanicznie zagadałem do kilku dziewczyn które odwzajemniły się szczerym uśmiechem, nawet największe koksy piątke ze mną zbijali gdy zamieniłem z nimi kilka słów. Daje mi to pocieszenie że większość negatywnych rzeczy sobie wmawiam. 

Najważniejsza lekcja z dzisiejszego dnia - nie potrafię sam ze sobą przebywać ani odpoczywać - dowodem na to jest miniony weekend gdzie miałem wrażenie że popadam w jakąś głęboką depresję i nad tym muszę popracować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.