Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Szanowni,

 

czytam forum od dłuższego czasu i zaczynam zauważać u siebie niepokojące zjawiska. Często ostrzegacie przed pewnymi cechami, charakterystycznymi dla sporej części kobiet. To m.in. niezdecydowanie, szukanie "lepszej gałęzi", niepewność w kwestii uczuć, brak/słabe podniecenie przy "samcu beta" czy używanie określeń nie wprost ("miś, ja nie wiem, co czuję"; "musimy zrobić sobie przerwę"). Ze smutkiem przyznam, że powyższe cechy widzę u samego siebie.

 

 

Jak się to objawia?

 

- niezdecydowanie - od dziecka nie umiem podejmować ważnych (a czasem i błahych) decyzji. Utkwiła mi w pamięci sytuacja: jestem z mamą na rynku, chcemy kupić termometr do mojego pokoju. Są do wyboru trzy - jeden biały, drugi biało-czarny, trzeci chyba brązowy lub beżowy. Rzecz kosztowała wówczas (ok. roku 2000) kilka czy kilkanaście złotych. Stałem nad nimi dobre pół godziny, jakbym miał przynajmniej podpisać umowę o kredyt na nową S-klasę. Pani sprzedająca żartowała "przebiera, jakby miał do wyboru trzy dziewczyny". Dziś tego problemu by nie było, bo mam jakieś minimalne wyczucie estetyki i dobieram wyposażenie pod kolor mebli, sprzętu, ścian i wszystko w miarę się komponuje. Są natomiast inne kłopotliwe sytuacje - niedawno stałem przed decyzją o porzuceniu studiów, których nijak nie mogłem pogodzić z pracą. Dodam, że mam już magistra i to był kolejny etap. Czułem, że porwałem się z motyką na słońce - za wcześnie, bez dorobku naukowego, a w dodatku w innym mieście, niż moja praca. Ostatecznie zrezygnowałem, ale ta myśl chodziła za mną już od dwóch lat. Zmarnowałem trzy lata, bo nie umiałem tego uciąć. Gdyby nie to, być może byłbym już na kolejnym kierunku, w tym samym mieście, i miałbym za sobą jakieś fajne osiągnięcia. Tak chociażby, jak mój kolega, który zmienił kierunek po pierwszym roku.

 

- szukanie "lepszej gałęzi" - jeszcze nie byłem w związku, w którym czułbym się w 100% usatysfakcjonowany. Emocjonalnie ani seksualnie. Często czuję, że jest dobrze, naprawdę okej, po partnersku, seks też całkiem gra. Niby wszystko git. Ale to tak, jak z jazdą samochodem - po prostu przemieszczam się z miejsca na miejsce jakąś zwykłą skodą. Niby wszystkie funkcje samochodu są spełnione - jedzie, skręca, hamuje. Ale kurczę, to nie są wrażenia z bmw czy sportowego mercedesa. To po prostu się toczy.

 

- niepewność w kwestii uczuć - zawsze jestem ostrożny z deklaracjami, ale nie wynika to tylko z mojego ogólnie ostrożnego charakteru. Ja po prostu nie mam tych emocji, które popchnęłyby mnie do powiedzenia słowa "kocham". Wiecie, kiedy ostatni raz to powiedziałem? Gdy zrywałem z byłą. Rozpłakałem się wtedy, jak dziecko. Było to zupełnie bez sensu, bo to ja zrywałem, a jednocześnie płaczem sygnalizowałem, jak mi będzie źle bez niej. Gdzie tu logika? Wtedy nazwałem byłą "kochaniem". Wzruszyła się, czułem to w jej głosie. Pierwszy raz to powiedziałem, od kiedy się poznaliśmy. Ale decyzja została podjęta. Z obecnej perspektywy uważam, że słuszna, bo związek męczył nas oboje. To jednak poboczny wątek. Słowa o miłości padły pod wpływem emocji. Miłości tam nie było, jedynie przywiązanie.

 

- brak/słabe podniecenie przy "samicy beta" - miałem już trochę doświadczeń z kobietami i wiem, że u nas (a przynajmniej u mnie) działa to identycznie, jak opisujecie, że działa u pań. Nie wystarczy fajna relacja. Nie wystarczy partnerstwo. Są pewne fizyczne cechy kobiet, które sprawiają, że facet wariuje. Nie wiem, czy to proporcje długości nóg, kształt twarzy czy np. szerokość bioder. Fakt faktem, jest coś na rzeczy. Zdarzało mi się już, że relacja była fajna, osobę baaardzo lubiłem, ale seks był taki sobie. Nie chcąc stracić wartościowej relacji, sam "robiłem swoje" w wolnych chwilach, żeby ciągle nie myśleć o jednym i móc osiągnąć satysfakcję w taki sposób, jaki mi pasuje - zwykle wystarczało lekkie porno w lubianych przeze mnie klimatach, a nawet odpowiednie tagi na instagramie, pintereście itp. "Samica beta"? Owszem, istnieje. Nawet się z tym typem zetknąłem, choć samo określenie wydaje mi się okropne i odczłowieczające. To typ miłej dziewczyny, która nie myśli prawie wcale o sobie, a chłopaka traktuje, jakby był jej synem. Tzn. przynosi coś do jedzenia, zaprasza do domu na ciastka, sama z siebie kseruje notatki i przynosi, żeby tylko czegoś na studiach nie przegapił itp. Jest ogółem na każde zawołanie. Szczerze? To bardzo miłe, ale w równym stopniu krępujące. Nie wyobrażam sobie związku z kimś takim. Lubię, gdy dziewczyna myśli trochę o sobie, opowiada o planach, ambicjach. Nie chodzi o narcyzm i chwalenie się. Chodzi o to, żebym widział w niej wyrazisty, fajny charakter.

 

używanie określeń nie wprost - robiłem tak, gdy związek z byłą chylił się ku upadkowi. Twierdziłem, że potrzebujemy przerwy. Ona uznała, że skoro mają wchodzić w grę jakiekolwiek "przerwy", to tak, jakbyśmy mieli się rozstać. Pod tym względem bliżej do Waszej wiedzy było jej, niż mi. To było jakieś pół roku przed spróbowaniem przeze mnie czerwonej piguły.

 

Tylko właśnie - czy to ja potrzebuję owej piguły, czy może dziewczynom przydałaby się ona przed kontaktem z takimi facetami, jak ja? Od jesieni mocno zmieniło mi się myślenie, m.in. pod wpływem Marka oraz Rafała Olszaka z OcalSiebie, ale i tak zauważam u siebie białorycerskie cechy, a teraz zacząłem się zastanawiać, czy to nie są wręcz cechy typowe dla przeciwnej płci.

 

Co jeszcze dało mi do myślenia? Moja ex (osoba biseksualna) powiedziała kiedyś po intymnych chwilach, że "kocham się z nią, jak kobieta". Nie stanowiło to wyrzutu, raczej komplement. Dodała, że jeszcze z żadnym facetem nie kochała się w ten sposób i dawno nie czuła się "tak wypieszczona i zaopiekowana". I przypomina jej się to, co robiła z kobietami.

 

Jestem też osobą bardzo emocjonalną, skorą do łez i ostrych słów - głównie pod swoim adresem. Potrafię ranić psychicznie, dawniej wiele osób przekonywałem, że nie nadaję się do związku z nimi. Przez swoje niepowodzenia w pracy usuwałem ze znajomych osoby, na których mi zależało, żeby siebie samego ukarać. Twierdziłem, iż "nie zasługuję na związek z kimś takim".

 

 

Nakreślę jeszcze pokrótce, jak wyglądało moje wychowanie:

 

Jestem z małego miasta. Nie mam ojca - zostawił matkę, gdy zaszła w ciążę. Nie było alimentów ani testów. Wrócił do niej po kilku latach. Ona ze względu na moje dobro zacisnęła zęby i wybaczyła, ale ostatecznie nie przetrwało to i dorastałem bez męskiego wzorca. W domu był co prawda dziadek, ale miał problem z alkoholem. Nie był to skrajny alkoholizm - zwyczajnie lubił sobie wypić małpkę lub tanie wino, lecz nie miał do tego zdrowia i szybko się upijał. Mama i babcia raczej krytycznie go odbierały, choć nie dochodziło do poważnych scen, kłótni itp. Gdy dziadek przychodził po wypiciu, był kierowany do swojego pokoju, a ja słyszałem "dziadek źle się czuje, musi odpocząć" albo "dziadek dziś nie jest w stanie, jutro z nim porozmawiasz". Babcia z mamą co jakiś czas spierały się w kwestii wychowania mnie. Czasem też jedna z nich miała mi coś za złe, a druga - przynajmniej częściowo - stawała po mojej stronie.

 

Do pewnego czasu nie potrzebowałem nawet i nie lubiłem towarzystwa chłopaków. W szkole kumplowałem się głównie z dziewczynami, miło siedziało mi się z nimi w ławce czy dyskutowało. Kolegów i przyjaciół zacząłem poznawać w gimnazjum. W liceum nauczyciel prowadzący zajęcia dodatkowe stał się moim nieoficjalnym idolem. Mogłem z nim gadać przez wiele godzin, odwiedzałem go w domu, słuchaliśmy płyt winylowych i robiliśmy różne rzeczy związane ze sprzętem audio. Mama twierdziła, że lubię go, bo brakuje mi ojca. Nawet wyrzucała sobie, że z nikim się nie związała, bo może miałoby to lepszy wpływ na mnie. Miałem w pewnym momencie coś takiego, że starałem się przemycić w rozmowach z nauczycielem pewne fakty z mojego życia prywatnego - np. "będę z dziewczyną gdzieś tam". Wydawało mi się, że to powód do dumy, iż układam sobie sprawy osobiste i właśnie tego nauczyciela widziałem w kręgu osób, którym chciałbym o tym powiedzieć.

 

Dodam, iż nigdy nie miałem wątpliwości co do mojej tożsamości płciowej, choć znam kilka osób trans. Moje podejście do LGBT jest neutralno-pozytywne. Lubię te osoby, staram się rozumieć. Ja sam od zawsze czuję się mężczyzną. Gdy widzę atrakcyjnych mężczyzn o dobrej budowie ciała, czuję motywację, by wyglądać podobnie. Lubię patrzeć na siebie, gdy ćwiczę albo tuż po ćwiczeniach. Nie sądzę, że jestem wyjątkowo atrakcyjny (kiedyś napisałem, że 7/10 - dziś myślę, że przeceniłem się, bo porównałem do dawnych czasów, gdy byłem pasztetem), ale lubię samego siebie. Moja tożsamość jest jak najbardziej okej. Nie zgadzam się natomiast ze społecznym schematem męskości. Chcę być po prostu sobą, a nie społecznym oczekiwaniem pt. "mężczyzna".

 

Wybaczcie, że tak się rozpisałem. Tym z Braci, którzy przebrnęli, gratuluję wytrwałości i dziękuję. Podrzućcie swoje rady. Jak dalej tym wszystkim kierować? Jak być dobrym mężczyzną w pozytywnym rozumieniu tego słowa - czyli nie toksycznym, niedojrzałym emocjonalnie samcem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, wolnystrzelec napisał:

Nie mam ojca - zostawił matkę, gdy zaszła w ciążę.

 

5 godzin temu, wolnystrzelec napisał:

Dodam, iż nigdy nie miałem wątpliwości co do mojej tożsamości płciowej, choć znam kilka osób trans.

Nawet nie wiesz jak wiele mężczyzn deklarujących homoseksualizm wychowywało się w domu z nieobecnym ojcem. To smutne że nie zwraca się na to uwagi.

Wiesz nad czym pracować - to już połowa sukcesu. Przeczytaj raz jeszcze to, co napisałeś a potem to "odwróć". Dostaniesz opis idealnego siebie. Wydrukuj sobie to i świadomie pracuj nad każdym punktem powiedzmy po jednym na tydzień.

"Kto wejdzie między wrony.." -  przebywanie w towarzystwie osób, które uważasz za "nie toksycznych, niedojrzałych emocjonalnie samców" też na pewno pomoże.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.07.2019 o 14:44, wolnystrzelec napisał:

Nie zgadzam się natomiast ze społecznym schematem męskości. Chcę być po prostu sobą, a nie społecznym oczekiwaniem pt. "mężczyzna".

Mam podobnie. Nie staram się na siłę dopasować do schematu, ani nie mam zamiaru spełniać żadnych społecznych oczekiwań. Lepiej żyć w zgodzie ze sobą, niż wiecznie patrzeć na innych i próbować wszystkich zadowolić.

 

Brak ojca to jest niestety coś, co będzie nas prześladować do końca życia. Nic nie jest w stanie zapełnić dziury po kimś tak ważnym w życiu człowieka. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu ‎01‎.‎07‎.‎2019 o 14:44, wolnystrzelec napisał:

- niezdecydowanie

- szukanie "lepszej gałęzi" - jeszcze nie byłem w związku, w którym czułbym się w 100% usatysfakcjonowany. Emocjonalnie ani seksualnie. Często czuję, że jest dobrze, naprawdę okej, po partnersku, seks też całkiem gra. Niby wszystko git. Ale to tak, jak z jazdą samochodem - po prostu przemieszczam się z miejsca na miejsce jakąś zwykłą skodą. Niby wszystkie funkcje samochodu są spełnione - jedzie, skręca, hamuje. (…)

- niepewność w kwestii uczuć - zawsze jestem ostrożny z deklaracjami, ale nie wynika to tylko z mojego ogólnie ostrożnego charakteru. Ja po prostu nie mam tych emocji, które popchnęłyby mnie do powiedzenia słowa "kocham". Wiecie, kiedy ostatni raz to powiedziałem? Gdy zrywałem z byłą. Rozpłakałem się wtedy, jak dziecko.

Te problemy są udziałem nie tylko kobiet, ale w ogóle większości ludzi, choć ze względu na emocjonalność i nasz układ społeczno-kulturowy, w ich przypadku prowadzi to częściej do dramatów dla nich i dla partnerów.
Twój problem polega na tym, że dryfujesz i nie wiesz, czego od życia chcesz. Na to musisz sobie sam odpowiedzieć. Nikt tego za Ciebie nie zrobi. Drugi problem jest jeszcze częstszy. 
Jak 99,9% ludzi mylisz szczęście z ekscytacją. Nie jesteś w związkach usatysfakcjonowany, bo oczekujesz fajerwerków, doznań intensywnych i niesłabnących. A tak się nie da. W takim układzie nawet jak poznasz przepiękną kobietę 10/10, z którą będziesz miał świetny kontakt, a w łóżku ogień i wszystko co o czym tam sobie fantazjujesz, to za chwilę się znudzisz. Emocje wyblakną, a Ty stwierdzisz, że to nie jest to czego szukasz... 
 

W dniu ‎01‎.‎07‎.‎2019 o 14:44, wolnystrzelec napisał:

Było to zupełnie bez sensu, bo to ja zrywałem, a jednocześnie płaczem sygnalizowałem, jak mi będzie źle bez niej. Gdzie tu logika? Wtedy nazwałem byłą "kochaniem". Wzruszyła się, czułem to w jej głosie. Pierwszy raz to powiedziałem, od kiedy się poznaliśmy. Ale decyzja została podjęta. Z obecnej perspektywy uważam, że słuszna, bo związek męczył nas oboje. To jednak poboczny wątek. Słowa o miłości padły pod wpływem emocji. Miłości tam nie było, jedynie przywiązanie.

… i zrobisz komuś krzywdę znowu.  Takie zakończenie relacji jest bardzo krzywdzące. Nie rób tak nigdy więcej. 


Jest wielu ludzi, którzy poszukują szczęścia. Jeszcze gorzej- poszukują szczęścia w innych ludziach. A to jest droga do katastrofy i sporej krzywdy albo dla Ciebie, albo kobiety która wchodzi z Tobą w związek.  Znów kwestia pojęć. Jeśli utożsamiasz szczęście z ekscytacją, to w żadnym związku Ci się nie powiedzie. Fizjologia- za pierwszym razem fajerwerki, ale później reakcja na bodziec słabnie. Ty wpadasz na pomysł "to nie to czego szukałem" wycofasz się z relacji po to tylko, żeby za chwilę powtórzyć ten sam schemat z inną kobietą. I tak w kółko.
Poszukiwacze i poszukiwaczki szczęścia to ludzie niezwykle niebezpieczni. Nie mają złych intencji i wchodzą w związek szczerze. Dramat zaczyna się dziać kiedy opadają największe emocje, a oni znów czują pustkę. Tacy ludzie potrafią zostawić po sobie zgliszcza. 

Jesteś facet. Postaw sobie cele. Pomyśl czego byś chciał od życia. Naucz się cieszyć z tego co masz, kim jesteś i z pracy nad sobą. Musisz wiedzieć kim jesteś i sam ze sobą dobrze się czuć. Wiem- to jest bardzo trudna sztuka, zwłaszcza w dzisiejszym świecie. Szczęście masz mieć w środku, a nie szukać go na zewnątrz. 

Nie pakuj się w związki, póki tego nie ogarniesz, bo będziesz ranić ludzi. A za którymś razem trafisz na taką zawodniczkę, która przywiąże Cię na dłużej. Wtedy Ty możesz dostać łomot od życia, bo sytuacja w któej Twoje szczęście zależy od kogoś innego jest zawsze bardzo niebezpieczna. 

 

W dniu ‎01‎.‎07‎.‎2019 o 14:44, wolnystrzelec napisał:

- brak/słabe podniecenie przy "samicy beta" 

To wynika z powyższych. Nie wiesz czego chcesz i szukasz ekscytacji mylnie uważając ją za szczęście. Samica Alfa 10/10 i mistrzyni sztuki miłosnej nie da rady temu sprostać na dłużej.

 

W dniu ‎01‎.‎07‎.‎2019 o 14:44, wolnystrzelec napisał:

Jestem też osobą bardzo emocjonalną, skorą do łez i ostrych słów - głównie pod swoim adresem. Potrafię ranić psychicznie, dawniej wiele osób przekonywałem, że nie nadaję się do związku z nimi. Przez swoje niepowodzenia w pracy usuwałem ze znajomych osoby, na których mi zależało, żeby siebie samego ukarać. Twierdziłem, iż "nie zasługuję na związek z kimś takim".

Przeczytaj "Stosunkowo Dobry" i "Wyprawa po Samcze Runo". Dla Ciebie lektura obowiązkowa. Masz w sobie bardzo dużo niechęci do samego siebie. Karmisz tym podświadomość, a ona nigdy nie pozostaje dłużna. To czym ją karmisz dostaniesz w zwielokrotnione. A rykoszetem dostaną ludzie z Twojego otoczenia. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.07.2019 o 14:44, wolnystrzelec napisał:

dorastałem bez męskiego wzorca. W domu był co prawda dziadek, ale miał problem z alkoholem

Ech, a u psychoterapeuty z tym byłeś? 

Dobrze by było, taka moja sybiektywna rada.

W dniu 1.07.2019 o 14:44, wolnystrzelec napisał:

Podrzućcie swoje rady. Jak dalej tym wszystkim kierować? Jak być dobrym mężczyzną w pozytywnym rozumieniu tego słowa - czyli nie toksycznym, niedojrzałym emocjonalnie samcem?

Ech, już samo to Twoje pytanie pokazujekim NIE CHCESZ być. 

 

Sformułowałeś pytanie "jak być pozytywnym czyli jak NIE BYĆ toksycznym".

Jakbyś wiedział czego NIE CHCESZ, ale nie wiedział CZEGO CHCESZ.

 

 

W dniu 4.07.2019 o 01:30, Esmeron napisał:

Przeczytaj "Stosunkowo Dobry" i "Wyprawa po Samcze Runo".

Dodałbym "Żelaznego Jana" i zacznij przebywać w męskim towarzystwie, żeby się zacząć określać. Otrzaskać się samemu z różnorodną męskością, żebyś naocznie poznał co to do cholery jest.

W dniu 1.07.2019 o 14:44, wolnystrzelec napisał:

"kocham się z nią, jak kobieta". Nie stanowiło to wyrzutu, raczej komplement. Dodała, że jeszcze z żadnym facetem nie kochała się w ten sposób i dawno nie czuła się "tak wypieszczona i zaopiekowana". I przypomina jej się to, co robiła z kobietami

Wszystko spoko, pytanie ile razy w ten sposób "się kochaliście". Bo jeśli regularnie np. rok, a ona w tym czasie nikogo innego nie miała, to ewenement.

 

Ale raczej myślę że tęskniła do brutalnego porządnego rżnięcia lub je sobie zapewniała z innymi panami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.07.2019 o 02:53, Imbryk napisał:

myślę że tęskniła do brutalnego porządnego rżnięcia lub je sobie zapewniała z innymi panami

W tym przypadku akurat wątpię. Z tego, co rozmawialiśmy, miała przykre doświadczenia z innym mężczyzną. Posunął się za daleko wbrew jej woli. De facto doszło do gwałtu.

 

Byłem oczywiście na etapie białorycerstwa, ale dziś również zaoferowałbym takiej osobie wsparcie emocjonalne i starał się pokazać męskość od dobrej strony.

 

Swoją drogą, były sugestie z jej strony, żebyśmy czasem zrobili coś mocniejszego. Oczywiście za zgodą obu stron. O dziwo czasem ja się na coś nie godziłem i ona to szanowała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...

@wolnystrzelec

Nie jestem fachowcem, ale pochodzisz z rodziny dysfunkcyjnej w której był problem z alkoholem - ukrywany lub wyśmiewany, obracany w żart. To warty zrozumienia i zaakceptowania fakt.

 

Sposób w jaki się angażujesz jest też specyficzny, poczytaj czy nie masz zaburzeń w kierunku osobowości chwiejnej z elementami unikającymi czy borderline. 

 

To zrywanie i mówienie kocham jest częste u osób cierpiacych na dda i borderline. Możesz mieć jedno zaburzenie i najpewniej coś współistniejącego.

 

Jak wygladały randki z tą dziewczyną? W środku cieszyłeś sie spotkaniami? Czy przypuszczasz, że będą powroty? Czy jesteś zazdrosnikiem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.08.2019 o 17:41, Czlowiekronaldo napisał:

Jak wygladały randki z tą dziewczyną? W środku cieszyłeś sie spotkaniami?

Randki wyglądały dość standardowo - restauracja, spacer, galeria sztuki itp. Cieszyłem się na randki, bo związek był bardzo emocjonalny, pełen czułości i bardzo szczerych rozmów. Pozwalałem sobie nawet na płacz przy niej, co - jak wiem obecnie - nie jest dobrym pomysłem. Choć ona w takich sytuacjach lubiła mnie przytulać, proponowała to sama i miałem wrażenie, że podoba jej się męska wrażliwość. Aż teraz mi się oczy spociły, gdy o tym piszę. Pamiętam, jak siedzieliśmy u mnie na podłodze po jednym nieporozumieniu i oboje mieliśmy ochotę po prostu się do siebie przytulać bez końca.

 

Ta dziewczyna jest starsza o kilka lat i sam ten fakt bardzo mnie pociągał. Jest też niezwykle wrażliwa, co z jednej strony wielokrotnie mnie irytowało w codziennych sytuacjach, z drugiej - w sytuacjach łóżkowych - dawało efekt niesamowity.

 

W dniu 7.08.2019 o 17:41, Czlowiekronaldo napisał:

Czy przypuszczasz, że będą powroty? Czy jesteś zazdrosnikiem?

Powrotom mówię stanowcze nie, choć w rozmowach z nią pojawił się ten wątek. Sama o tym wspomniała. Mówiła w stylu "gdybyśmy znów mieli być razem, musielibyśmy przepracować to i tamto". Obgadywaliśmy nasz zakończony związek po paru miesiącach, z dystansu, trochę żartując, a trochę poważnie wymieniając obszary, w których oboje nawaliliśmy. Zasygnalizowałem, że powrotu nie biorę pod uwagę. Owszem, zdarza mi się ją wspominać, włączać jej ulubioną muzykę, popłakać sobie. Ale szybko przechodzi. Kontaktu już nie mamy. Przez jakis czas był kontakt czysto koleżeński, ale sama go zerwała, gdy zobaczyła post mojej znajomej sugerujący, że może mnie z nią łączyć coś więcej (to wynikało z charakteru znajomej, nic nie było). Poszło też o moje zasady - nie zareagowałem krytycznie na szowinistyczny żarcik tej znajomej, tymczasem w oczach byłej uchodziłem za feministę.

 

Zazdrość? U mnie nie była na takim poziomie, jak u niej - tego jestem pewny. Była raz zazdrosna o koleżankę, o której pozytywnie się wypowiedziałem. Potrafiła też mocno przeżywać to, że nie napisałem/zadzwoniłem przez kilka dni (ona też tego nie zrobiła, ale tłumaczyła brakiem środków). Sam nie należę do osób bardzo zazdrosnych. Jeśli nawet jestem, nie okazuję tego wprost. Raczej pochlebnie wypowiadam się o osobie, o którą jestem zazdrosny i próbuję zobaczyć, jaka będzie reakcja partnerki. Zazwyczaj u mnie działa to tak: skoro ona lubi tego gościa, to na pewno jest lepszy ode mnie. Wtedy odzywa się moje niskie poczucie własnej wartości i muszę podkreślić różnice między mną a nim, na korzyść tamtego.

 

Lektura forum pomogła mi sporo naprostować. Gdyby nie to miejsce, pewnie dużo trudniej byłoby mi się podnieść po zakończonym związku, chciałbym wracać i ogólnie byłby kocioł pełen emocji. Choć nie ukrywam, że niektóre Wasze posty trudno się czyta i mój wewnętrzny feminista krzyczy wniebogłosy, bo całkiem inaczej to wszystko sobie wyobrażałem. Bardziej równościowo, mniej zwierzęco i instynktownie. Trudno słucha się też Marka cytującego psychologów i mówiącego o tym, że mężczyzna najlepiej sprawdza się w zdobywaniu, a kobieta w dbaniu o dom. Widocznie ja nie pasuję do tego świata, bo taka wizja mnie po prostu odpycha i żadnej strażniczki domowego ogniska nie chcę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.