Skocz do zawartości

Historia jakich wiele


Rekomendowane odpowiedzi

Nie będę tutaj zadawał pytań, nie będę się żalił, nie będę prosił o pomoc. Ten temat służy tylko do spisania mojej historii, podzielenia się nią ze światem. Jeżeli nie masz dużo czasu, a jednak chciałbyś poznać fragment mojego życia - na dole wpisu będzie skrócona wersja (tl;dr). Szanujmy swój czas.

 

~~~~~~~~ Wersja dla okupujących toaletę i znudzonych w pracy ~~~~~~~~

 

Dobra, skoro wybrałeś dłuższą wersję, to na początek będzie trochę o mnie sprzed kilku lat, zanim jeszcze zacząłem zdobywać jakieś większe doświadczenie życiowe. Przez całe swoje dzieciństwo i wczesne młodzieńcze lata byłem dobrym człowiekiem. Pomocnym. Naiwnym. Nie miałem problemów ze szkołą. Największym wybrykiem były kilkudniowe wagary, które jednak zbytnio mi nie zaszkodziły. Z większości przedmiotów miałem same 4 i 5, czasami 3. Taki przykładowy uczeń, trochę nerd. Praktycznie każdy w szkole darzył mnie sporym zaufaniem, w tym nauczyciele. Na brak atencji też nie miałem co narzekać - wpadłem kilka razy w jakieś pierdołowate 'związki', partnerki na różne szkolne imprezy typu połowinki same do mnie przychodziły, ogółem było fajnie. Beztrosko. Rodzice też nigdy nie podnieśli na mnie ręki, zawsze okazywali wsparcie, zarabiali sporo. Nie miałem na co narzekać. Nie miałem po co dorastać. Życie idealne.

 

Później dostałem się do jednej z najlepszych szkół w Polsce. Technikum oczywiście, ambicji nigdy mi nie brakowało. Pierwsze dwa lata były jak marzenie - przedmioty związane z zawodem miałem w małym palcu, z resztą też sobie radziłem całkiem nieźle. Dopiero w trzeciej klasie zniszczyłem sobie dotychczasowe życie. Przy pomocy dziewczyny oczywiście, inaczej byłoby zbyt nudno.

 

Poznałem ją w lato, tuż przed trzecią klasą technikum. Przez internet, ale nie przez żadne badziewia typu Tinder czy inne Badoo. Bardziej przypadkowo. Spodobała mi się praktycznie od razu, ja jej też. Zaczęliśmy rozmawiać przez Skype, dzień w dzień, noc w noc. Zdarzały się maratony rozmów trwające kilkanaście godzin bez najmniejszej nawet przerwy. Motyle w brzuchu? Jasne, że były. Haj emocjonalny? No pewnie. Mieszkała kilkaset kilometrów ode mnie. Nie było to dla mnie jednak przeszkodą. Już w pierwszym tygodniu naszej internetowej znajomości wyprosiłem pieniądze i podwózkę na dworzec od rodziców. Zgodzili się. A ja pociągiem pojechałem w nieznane, na drugi koniec naszego kraju. Szczerze - była to nawet fajna przygoda i przyjemne doświadczenie. W końcu spotkałem ją na żywo, poczułem ją fizycznie. Mogliśmy zweryfikować i utwierdzić się w niektórych naszych słowach i postanowieniach. Zakochałem się. Po raz pierwszy chciałem zbudować coś poważniejszego niż przelotny związek z jakąś ładniejszą koleżanką. Ona też. I stało się.

 

Jeździłem tak do niej średnio raz w tygodniu, w weekendy. Kilka godzin w pociągu. Byleby ją zobaczyć, dotknąć, spędzić razem miło kilka chwil. Haj emocjonalny pociągnął mnie na samo dno. Uzależniłem się od niego. Przestałem zauważać wady, które wcześniej po prostu akceptowałem. Przestałem się starać na innych polach życia. Schowałem swój wewnętrzny, pocieszny świat głęboko w sobie. Poddałem się całkowicie mojej wybrance serca.

 

Pierwszą konsekwencją było zawalanie szkoły. Ucieczka z lekcji, byleby do niej pojechać? Czemu nie, co mi szkodzi. Porzucenie nauki, bo jest możliwość rozmowy z ukochaną? Jak najbardziej! Nie trzeba mnie nawet zachęcać. I tak powoli się wszystko kumulowało. A ja jechałem na warunku, bo przez zbytnią ilość godzin nieusprawiedliwionych chcieli mnie wyrzucić ze szkoły. Tak, byłem już wtedy kilka tygodni po urodzinach. Więc mieli do tego prawo. Wychowawczyni jednak się za mną wstawiła. W końcu zawsze byłem dobrym człowiekiem i pilnym uczniem.

 

Drugą konsekwencją było zawalanie relacji. Wszystkich. Rodzina przestała mnie obchodzić, byleby dali pieniądze na podróż do ukochanej. Znajomych nie potrzebowałem, bo zajmowali mi tylko czas, który mogłem poświęcać dla wybranki. Cała moja uwaga skoncentrowała się na tej dziewczynie. Cieszyła się, że nikt nam nie przeszkadza. Ja też.

 

Trzecią konsekwencją było porzucenie swoich pasji i zainteresowań. Zakopałem je obok wewnętrznego świata. Nie były mi potrzebne, gdy mogłem siedzieć z moją myszką i razem się obijać, oglądać telewizję, chodzić na spacery. Było również sporo mniejszych konsekwencji, jednak szkoda na nie czasu. Nie są zbytnio ważne w mojej historii.

 

Ostatecznie doprowadziłem do tego, że zmieniłem szkołę w trakcie semestru. Z pomocą rodziców przeprowadziłem się do miasta ukochanej. Mieli nadzieję, że bliskość i wywalenie z życia czasu marnowanego na pociągi coś naprawi, polepszy. Chcieli dla mnie jak najlepiej. A ja wciągnąłem się jeszcze bardziej w haj. Tak bardzo, że zawaliłem do końca nową szkołę. Że odciąłem się praktycznie od wszystkich. Że nie robiłem nic innego jak tylko wykonywanie pętli 'wstań - spotkaj się z ukochaną - idź spać'. Pętla upadku. Na to, kim się wtedy stałem, nie ma określenia. Najbliższe prawdy będzie stwierdzenie, że byłem kimś w rodzaju uzależnionego od haju robota-służącego. Nie miałem honoru. Nie miałem godności. Nic nie miałem. Nie chciałem mieć. Chciałem tylko ją. Pusta skorupa.

 

Nie jestem pewien jak, ale po pewnym czasie ze środka mnie zaczęło coś wychodzić. Potrafiłem być uśmiechnięty i w tej samej chwili ronić łzy. Zacząłem mieć problemy z zasypianiem, ciągle się trzęsąc, mając drgawki. Momentami wyłączałem się, przestawałem reagować na świat i bodźce. Nie kontrolowałem tego. I to było największe szczęście, jakie mogło mi się przytrafić. Bo to nie było złe. To były przejawy normalności. Fragmenty tego, czym kiedyś byłem. Psychicznie upadłem do tego stopnia, że haj i służalcza wersja mnie nie miały już siły trzymać wszystkich moich emocji i uczuć z daleka od świata zewnętrznego. Pękałem. Zaczynałem zauważać to, co się dzieje ze mną, z moją lubą, ze wszystkim.

 

Zauważałem codzienne kłótnie, które kończyły się seksem. Zauważałem moje pocięte ręce, które były przez nią znakowane nożem. Zauważałem swoje próby samobójcze, do których jednak brakło mi odwagi. Zauważałem, że nie czuję upływu czasu, że całe dnie potrafię siedzieć i bezmyślnie płakać. Zaczynałem rozumieć swój stan. Zaczynałem rozumieć z kim mam do czynienia. Na pewno wiecie jakie są borderki, prawda? Ona była gorsza. Przynajmniej od sporej części borderek. Znęcała się nade mną psychicznie i fizycznie. Czerpała przyjemność z tego, że byłem wrakiem.

 

Pierwsza próba wyzwolenia się była typowa - zakończona niepowodzeniem. Udało mi się wytrwać bez niej niecały miesiąc. Przez ten czas dużo do mnie pisała i próbowała zrobić wszystko, by się ze mną spotkać. A ja wegetowałem. Nie byłem w stanie nic zrobić. W końcu uległem i powróciliśmy do siebie. Oczywiście na zgodę był znów seks. I po kilku dniach spokoju - powrót do starych nawyków. Ile razy się nasłuchałem kłamstw, że ona się zmieni, to głowa mała. Nawet poszła do psychologa i psychiatry, ale nic z tego nie wyszło. Okłamywała ich. Udawała świętą i biedną, taką z lekką depresją i smutnym życiem.

 

Mijały kolejne miesiące w horrorze. Cały ten czas byłem na utrzymaniu rodziców, cały czas płacili za wynajem mieszkania i przelewali pieniądze na przeżycie. Nigdy mnie nie porzucili, nawet jak ja ich porzuciłem. Za co jestem im dozgonnie wdzięczny. Nie wiedzieli jednak co się ze mną działo, w jakim byłem stanie. Nigdy im się nie przyznałem. Nie chciałem ich ranić. Lubą też widzieli jako dobrą dziewczynę, która czasami tylko robiła fochy, ale na ogół była spokojna i kochana. Pierdolona zgniła książka w złotej okładce.

 

Na początku tego roku nastąpiło drugie pęknięcie. Przebłysk rozsądku. Wykopałem swój wewnętrzny świat i spojrzałem na niego. Przez bite dwa dni siedziałem na łóżku, prawie bez ruchu. Myślałem. Zwalczałem samego siebie. Przeżywałem w głowie na nowo cały ten okres czasu odkąd poznałem tą dziewczynę. Poszukałem ostatków haju, który utknął gdzieś we wspomnieniach. A gdy się już nim nacieszyłem, podjąłem pierwszą męską decyzję. Postanowiłem żyć. Żyć i być szczęśliwym. Żyć dla siebie, nie dla innych. Żyć tak, bym niczego nie żałował w dniu, gdy wydam ostatnie tchnienie.

 

Spotkałem się z nią. I powiedziałem, że to koniec. To był ostatni raz, gdy ją widziałem czy słyszałem. To było ponad pół roku temu. Początek był bardzo trudny, bo musiałem jeszcze odzyskać część swoich rzeczy. Ubrania, książki, nawet choinkę. Mogłem to olać, ale nie chciałem jej zostawiać profitu z tego całego niewolniczego związku. Gdy odzyskałem rzeczy, przez długi czas musiałem nadal ze sobą walczyć. Było sporo pokus, by sięgnąć po telefon i napisać lub zadzwonić. By się spotkać. Nawet tylko na seks. Ale wytrzymałem. Nie dałem się. Zero kontaktu, jak bardzo by mnie to nie bolało. Musiałem pozbyć się tej zepsutej części mnie, która była łańcuchem u dna.

 

Teraz jestem tu z wami. W okresie, gdy zaczynam żyć. Nie mam szkoły. Nie mam pracy. Nadal jestem częściowo na utrzymaniu rodziców. Ale prę do przodu. Przywróciłem cały swój wewnętrzny świat, swoje pasje i zainteresowania, swoją wiedzę i marzenia. Częściowo jestem dawnym sobą, sprzed okresy upadku. A częściowo jestem zupełnie nowym człowiekiem, z zupełnie innym spojrzeniem na świat, bogatym w bolesne doświadczenia, które jednak sporo o życiu mnie nauczyły. Zacząłem być zaradny życiowo. Z wykorzystaniem swoich umiejętności i wiedzy potrafię zarobić w ciągu miesiąca kilka tysięcy na rękę - tworząc własne projekty, które okazują się nawet dochodowe. Moim celem jest zebranie kilkudziesięciu tysięcy złotych oszczędności, całkowita niezależność i powrócenie do dawnej formy fizycznej. O psychikę już się nie martwię. Daję radę. I kieruję się ku swojemu szczęściu.

 

Oto moja historia.

 

~~~~~~~~ Wersja dla tych bez czasu (tl;dr) ~~~~~~~~

 

Byłem kiedyś dobrym dzieciakiem, z dobrymi ocenami i dobrym zachowaniem. Żyć nie umierać. Potem poznałem przez internet pewną dziewczynę, która mieszkała kilkaset kilometrów ode mnie. Zacząłem do niej często jeździć i wpadłem w uzależnienie od haju emocjonalnego. Zawaliłem całkowicie szkołę i wszelkie relacje z innymi ludźmi. Utraciłem pasje i zainteresowania. Przeprowadziłem się do miasta mojej wybranki, gdzie rodzice wynajmowali mi mieszkanie i przesyłali co jakiś czas pieniądze na życie. Stałem się czymś gorszym niż wrak człowieka. Stałem się pustą skorupą, niewolnikiem skrajnej borderki i psychopatki. Doprowadziła mnie do wegetacji i prób samobójczych. W końcu moje wnętrze nie wytrzymało i cała psychika mi siadła, przez co zacząłem się uwalniać ze swojego uzależnienia. Zacząłem dostrzegać wszystkie problemy. Spróbowałem się od niej uwolnić, ale po kilku tygodniach do niej wróciłem. Potem dalej trwałem w piekle. Aż w końcu zamknąłem się w sobie i w mieszkaniu na jakiś czas, gdzie poświęciłem się wspomnieniom. Potem podjąłem swoją pierwszą męską decyzję i urwałem kontakt z lubą. Udało mi się wytrwać w moim postanowieniu i nigdy więcej już jej nie widziałem, a także nie słyszałem. To było pół roku temu. Teraz zaczynam nowe życie. Jako nowy człowiek. Z częściowo odzyskanym dawnym mną. Obrałem kilka celów, które mają uczynić mnie w pełni niezależnym. I kieruję się ku szczęściu.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.