Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Opisywałam już, że jestem świadoma wzorców, które nieświadomie ciągnę (teraz już jestem świadoma). 
Być dobrą żoną, matką, kucharą, troszczyć się o chopa, bo tak trzeba, ale chyba mój mózg/świadomość? tworzy se alternatywę. 
Po prostu nie chcę być zależna od faceta, bo... co jeśli go zabraknie? Gdy odejdzie, zdradzi, umrze?
Ojciec chciał nas zostawić i nigdy nie zapomnę jak moja Matka nie wiedziała co dalej. Ona wtedy nawet nie potrafiła się zalogować na konto, nawet nie pamiętała w jakim banku jest konto, jak się płaci rachunki, ubezpieczenia itd., wszystko na ojca. Ojciec w ogóle strażak/ratownik, także tez istniało prawdopodobieństwo, że matka mogła owdowieć. Wszystkie moje ciotki takie same pizdy życiowe. Niektóre siedzą teraz schorowane w biedzie, bo to któryś wujek zostawił, któryś ma wyjebane na nią i idzie chlać, ruchać, ale całe życie był podany obiadek, dzieci wychowane, zadbane, seksik...
Chciałabym mieć po prostu zrównoważony balans : związek - samodzielność. 
Coś się odpierdoli w życiu, ok, mogę sobie poradzić, przejąc na chwilę ster rodzinny, więc zostaje mi opcja budowania pewnej pozycji na rynku zawodowym. 
Tym bardziej człowiek ma jakąś niezbadaną potrzebę  "czegoś więcej". Kurde, zajebiście być w czymś dobrym, być w czymś specjalistą. Kurde, czujesz się potrzebny, coś Cię jara, Twoja pewność siebie jest nie do zachwiania, nawet jeśli popełnisz błąd w branży.

A czy byłabym atrakcyjniejsza - byłabym z kimś innym? Nie wiem. Po prostu - nie wiem. Pewnie byłabym za tymi atrakcyjnymi wizualnie, ale nie ukrywam, że Mój mi się podoba autentycznie (lubię facetów z jakimś tłuszczykiem, normalną sylwetką, nawet z tymi dodatkowymi kg). 

Czy uciekam od związku poprzez wyjazd za pracą? Nie. Zayebiscie by było, gdyby chciał jechać, ale to jest qrestwo rzucić mu warunek "jedź za mną, albo giń w samotności". xD Z resztą, w poprzednim związku przerabiałam takie "konkrety", uja to daje, kwas jak kosmos po takich bezsensownych tekstach.

W ogóle po wczorajszej rozmowie Mój jest zły, bo wg niego uważam go za ciecia, skoro mam w głowie alert "Gocha, musisz myśleć o przyszłości, musisz zarabiać sama na siebie, musisz mieć dobrą pracę". Nie uważam tak!, kurna, ale nie chcę w przyszłości np. doświadczyć tego, że w wyniku zdarzenia losowego nie będziemy mogli np. się utrzymać. Gdy pracowałam w szpitalach, w fundacjach spotykałam kobiety, które naprawdę były w upie. Mąż całe życie pracował, one chodziły do robót za najniższą krajową, czy na pół etatu/zlecenie, a potem maż zachorował, a one ani na rachunki, ani na leki dla męża, ani urlopu/chorobowego wziąć, by zając się mężem. 
Nie ogarniały baby takiej sytuacji, bo całe życie mąż odpowiedzialny za finanse.

Pewnie zarzucicie, że gdyby Mój byłby takim dziany jak Lewandowski, to na pewno o pracy n a w e t nie pomyślałabym. A uj wie. Może pomyślałabym o tym, by mi zasponsorował studia i biznes,  a potem sukces przypisałabym mojej "ciężkiej pracy". xD xD

Co do moich konfliktów wewnętrznych. 
Psycholog podsumowała w jednej linijce zdania. Nienawidzę siebie w tym wydaniu wizualnym, nie odpowiada mi mój sposób bycia, a to wszystko jest z powodu złych wzorców i doświadczeń (brak mentalny ojca; wzorzec mojej matki, która dzięki swojej naprawdę b.dobrej postawy nie doświadczyła od męża takiej prawdziwej i ciepłej relacji, miłości, zainteresowania ; pierwsze złe doświadczenia z facetami/facetem). 
Powiedziała, że ok, strój się, zoperuj się, napompuj se cycki, pośladki, ale to jak grochem o ścianę. Po prostu mam se taki lekko chłopawaty sposób bycia i muszę to w końcu zaakcpetować, bo to będzie rzutować na wszystko. Poniekąd taki mój sposób bycia jest ponoć wypadkową powyższych przyczyn, coś na wzór "skoro ojciec nie zwracał uwagi na Ciebie jak na córkę, to stałaś się synkiem", analogicznie do "skoro chłopcy nie zwracali uwagę na Ciebie jak dziewczynkę, to stałaś się dla nich kolegą". 
Takie fucking easy, sama widzę, że wiele frustracji może wynikać z takich podświadomych nieakceptacji, wzorców, ale co nie zmienia faktu, że chcę też być kowalem własnego losu. 
Także etap wqrwa na genetykę muszę se przerobić, choć idzie mi to słabo.

Fajnie by było, gdybym miała taką spoko przyszłość, siedzisz se nawet z dzieckiem na cycku, zajmujesz się domem, chłopem, ale też możesz coś znaczyć jako mózg/specjalista i mieć z tego kasę (zdalna praca). 
A kiedy mam coś robić? Jak będę siedziec w pieluchach?! Dla mnie i dla Mojego etap rodzicielstwa jest qrewsko ważny i nie ma karierowania w pierwszych latach życia dziecka. Dzieć ma mieć cycka na wyłączność - taka nasza maksyma. :D 
Dlatego mam zadecydowane, że trzeba teraz działać w branży. 

Ktoś tu wspomniał o pracy p.Petersona. Tak, też tak uważam, że przychodzi później rozdroże "dziecko vs. kariera". I tego się nie przeskoczy.
Ja chcę przygotowac się do etapu: rozkręcę się w branży, potem dziecko, a potem powrót do branży, nawet jeśli będę już mniej coś znaczyć dla branży. 


P.S. znalazłam przed chwilą ofertę u mnie w mieście. Nie znam firmy, ale zero konkretów w ogłoszeniu. 









 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak jestem w takim związku na odległość. Żona dostała propozycje zostania kierowniczką i pojechała do dużego miasta. 

Szczerze mówiąc to nic dobrego widujemy się w weekendy co 2 tyg. Jak się widzimy jest ok ale już dwa dni po wyjezdzie czuje się jakbym nie miał żony. Ona mieszka tam u rodziny a ja tutaj wszystko sam praca dom jedzenie zakupy itp. Po jakims czasie przychodzi refleksja że to bez sensu.

Oczywiście żona niby twierdzi że jak zajdzie w ciążę to na macierzyńskim tu będzie ale wiem po że liczy że ja tam pojadę a ja nie chce opuszczać rodzinnego miasta. A z drugiej strony wiem że jakbym ja ściągnął z powrotem to po jakimś czasie usłyszę ze zmarnowalem jej życie. 

Jak to zwykłe bywa i tak źle i tak niedobrze. 

@maggienovak a jaka będzie odległośc między wami u mnie jest to ok 2 godz drogi i powiem ze to za dużo 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Referent
Zależy gdzie mnie rzucą (najbliżej Poznań, najdalej Białystok) - odległość drogi (liczony w czasie przebycia drogi) od 2 h do 8-9 h. 

Oczywiście, że chciałabym z Moim siedzieć, ale czuję, że stanę się wyqrwiście zgorzkniała jeśli nie zacznę robić w tym, w czym się kształciłam, na co wywaliłam kasę, w czym się czuję dobra. 
Mój mi dzisiaj już proponował, że jeśli zostanę tutaj, to on mi pomoże (dołoży mi kasę) na studia (mam porobione kursy, certyfikaty, takie bajery, że studia, to dla zdobycia tytułu naukowego), a może się okaże w trakcie studiów, że tutaj znajdę branżową fuchę... On ma takie myślenie.
Heh, tak samo mogę gdybać w milionach różnych wersjach, kombinacjach sytuacyjnych. 
Fajnie, że chce mi pomóc, ale mam nadzieję, że nie robi tego w jakimś akcie desperacji, bo nie chciałabym od niego kiedyś usłyszeć "a weź już to zostaw, bo widzisz, roboty tu nie masz, szkoda czasu, tyle pieniędzy na to poszło"...
Mój, ok, zjechał do mnie (do Wlkp) - dla mnie i ZA PRACĄ, bo na Podkarpaciu w branży nie mógł znaleźć roboty, a dwa nie chciał żyć już na odległość.
Pomogłam mu tu na starcie, a teraz ma szansę na wymarzony awans i rozumiem go w pełni, że nie chce pakować manatek i znów się wyprowadzać. 
Pasuje mu obecne miasto. 

Zobaczymy jaka oferta będzie w moim mieście (ta, którą dzisiaj znalazłam). 
Do wyboru mam:
- kierownictwo ; na start 2500-3000 zł na rękę (umowa o pracę) + premie, za to sama się utrzymać w innym mieście; do Mojego 4 godziny drogi '
- zwykłe stanowisko : na start 2500 zł na rękę (umowa o pracę) + ewentualne pokrycie kosztów przez szefostwo kolejnego kursu; 2 godziny drogi do Mojego; samej się utrzymac na miejscu ;
- (jeśli brać uwagę tą ofertą z dzisiaj w moim mieście) : pewnie to będzie umowa zlecenie, nie znam stawki, nie znam godzin pracy, nie znam lokalizacji miejsca pracy ; Mój powiedział, że jeśli będzie to umowa zlecenie, to nie mam się martwić, on weźmie na klatę utrzymanie nas, będę miała status studenta, to też jakieś zniżki itd... Dla niego jeden uj wychodzi zarobkowo, jeśli wyjadę i będe zarabiać sama na siebie, a jeśli zostanę tu nawet na śmieciówce i będę na jego utrzymaniu, ale w końcu będę tu na miejscu.
Kurde, miłe i wspierające z Jego strony, ale nie chcę, by to wychodziło z powodu desperacji, a tym bardziej chodzi o szansę...

Przemyślę to wszystko jeszcze przez dwie noce, a tym bardziej muszę mieć konkrety odnośnie tej oferty na miejscu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem w związku na odległość 9000 kilometrów przez półtora roku i opowiem, jak to wyglądało w moim przypadku:

 

- praca na statkach, kontrakt 3-4 miesiące na statku / 3-4 miesiące urlopu i tak w kółko 

 

- ja 28 lat, ona 22, studentka 

 

-zarobki roczne: ja 250 tysięcy złotych netto, ona po studiach ma realistyczne szanse na 30-40 tysięcy rocznie netto

 

na początku naszej znajomosci zakomunikowała, że chciałaby, abym w perspektywie kilku lat przestał pływać na statkach. Mnie to się nie za bardzo uśmiechało, bowiem za kilka lat mam szansę na kontrakty 10/10 lub 8/8 tygodni i wyższe zarobki. 

 

Na dwa miesiące przed rozstaniem zauważyłem, że dziewczyna stała się bardzo zaborcza, zazdrosna o moje wizyty u rodziny i znajomych (według niej powinnismy byli spędzać cały dostępny czas razem). Potem zaczęły się oskarżenia o to, że ze sobą nie rozmawiamy i, że jej nie wspieram (przy czym sam organizowałem 90% naszych wspólnych wyjazdów/aktywności i 80% rozmów inicjowałem sam). 

 

Zwiazek był w zasadzie stracony, gdy powiedziała mi obrzydliwym tonem, że „jeśli dalej będę pływał za 5-8 lat to się rozstaniemy”. 

 

Czy rozstaliśmy się ze względu na moją pracę? Moim zdaniem nie. Główną winę ponosi moje bialorycerzenie i bardzo silne przywiązanie emocjonalne do dziewczyny. W kościach czułem, jak jej szacunek do mnie powoli topnienie, jednak dalej starałem się ją udobruchać, gdy miała fochy (które pod koniec związku wszczynała za kazde zwrócenie jej uwagi, niepochlebny komentarz, a nawet zwykłą ludzka różnicę zdań). Z czasem zaczęła wykorzystywać moja pracę do sugerowania, że robię jej przez nią krzywdę i muszę to „odpracować” poświęcając maximum uwagi itd, itp. Niemniej to nie moja praca pozwoliła jej na takie zachowania, tylko mój brak jaj.

 

osobna kwestia to orbiterzy, którzy chyba zdawali sobie sprawę z naszej sytuacji i bezczelnie zaczepiali moją eks w social media. Być może znalazła tam lepsza gałąź i dlatego zaczęła mnie mocniej shit testować - tego nie wiem.

 

wiem jednak, że potrafiła pieprzyć o zaufaniu, a z mojego laptopa korzystać tylko w trybie incognito (gdzie ja zostawiałem pełną zawartość dysków i hisotrię przeglądarki wolną do wglądu). 

 

Innymi słowy, jeśli ty i twój partner macie mocną psychikę i zdrowy fundament to dacie sobie radę. Jeśli nie, to prędzej czy pozniej i tak wszystko jebnie.

Edytowane przez LSD
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Wszystko zalezy od charakteru. Są ludzie dla których odległość jest spoiwem dla związku, którzy dzięki tym przerwom dopiero doceniają swojego partnera, którym tęsknota pozwala nie znudzić się sobą i seksem z jednym partnerem. I żyją tak cały czas. Mówię oczywiście o tych co na morzu, albo na kontraktach zagranicznych. 

Wolność a jednocześnie swój bezpieczny port. 

Nie każdy bedzie umiał tak żyć, ale - są ludzie ktorym to odpowiada i nie meczą sie w takim ukladzie, a wręcz uważają go za najbardziej optymalny.

W tym przypadku jednak... Ty znajdujesz tam prace wiec chcesz tam mieszkac i tam prowadzic zycie. Widywalibyscie sie jedynie na weekend albo jakby ktorej z was mialo urlop. 

Trochę bez sensu. 

Bo kiedyś musi dojść do tego, że trzeba zadecydować gdzie sie zyje wspolnie. A skoro on chce tu, a nie tam z tobą... To po co się łudzić, że kiedyś się zmieni? 

Jesli perspektywa pracy wydaje ci sie bardziej pociagajaca niz zwiazek z nim to po co zawracac jemu (i sobie) takim sztucznym tworem głowę? Nie lepiej dać mu wolnosc, zeby znalazl kobiete ktora chce z nim mieszkac, a ty bys byla wolna tam gdzie marzysz by żyć. Nie widzę w takim związku większego sensu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.07.2019 o 20:31, maggienovak napisał:

Czy ktoś pozostaje w relacji na odległość? 

Pozostawałem dwa lata. Do tego dochodziły jeszcze różnice kulturowe (różne kontynenty i religie) a czasami nawet kilkutygodniowe problemy w komunikacji przez słaby internet. Obie strony były przez to podejrzliwe i niepewne siebie a komunikacja czasami mega uciążliwa. Zdarzało się, że któreś z na miało dość i zaczynało żyć swoim własnym życiem, w którym to drugie, desperacko próbujące się dodzwonić zwyczajnie przeszkadzało. Wielką trudność sprawiało nierozumienie wzajemnych nawyków i zachowań. Ona np. mówiła mi, że idzie do sklepu po coś małego a następnie nie było jej 6 godzin. Ja ją zaskakiwałem tym, że w środku nocy odbieram telefon w samochodzie. Zwyczajnie w tej naszej ułomnej przez odległość komunikacji nie było miejsca na banalne informowanie się np. o tym, że u niej zbliża się jakieś muzułmańskie święto i dostać się na targ, kupić i wrócić graniczy z cudem albo, że ja od trzech tygodni mam zaplanowaną wizytę u klienta na drugim końcu Polski i pojadę w przeddzień, żeby spać na miejscu i rano być na chodzie.

 

Czasami zdarzały się zwykłe awarie - telefon wpadł jej do sracza albo mój się rozładował. O to były potem wzajemne jazdy. Generalnie - jeden wielki kurwa jego mać KOSZMAR do którego nigdy bym nie chciał wrócić.

 

Po dwóch latach zamieszkaliśmy w końcu razem w Polsce i okazało się, że kompletnie tak naprawdę się nie znamy. Rozpieprzyło się szybciej, niż się zaczęło.

 

W dniu 5.07.2019 o 20:31, maggienovak napisał:

Na weekend zjeżdżałabym do Niego. 

Te weekendowe ładowanie baterii utrzymywałoby Was tylko w stanie większej lub mniejszej frustracji, którą byście ciągnęli od weekendu do weekendu, aż jedno z Was zmęczyłoby się i zbuntowało przeciwko lataniu w te i we wte.

 

25 minut temu, MalVina napisał:

Są ludzie dla których odległość jest spoiwem dla związku, którzy dzięki tym przerwom dopiero doceniają swojego partnera, którym tęsknota pozwala nie znudzić się sobą i seksem z jednym partnerem. I żyją tak cały czas.

To się nazywa uzależnienie psychiczne i tak naprawdę polega na balansowaniu pomiędzy totalną frustracją połączoną z chęcią rzucenia wszystkim w cholerę a totalną miłością, jakiej człowiek doświadcza, kiedy jest się ten krótki czas razem. W gruncie rzeczy jest to regularne cierpienie rozłożone w interwałach - spotkanie i miłość -> rozłąka i tęsknota -> frustracja, czasem zdrada, chęć odejścia -> spotkanie i miłość... itd.

 

25 minut temu, MalVina napisał:

Wolność a jednocześnie swój bezpieczny port.

A w każdym porcie inna kobieta - remedium żeby nie zwariować z tęsknoty i potrzeby bliskości.

 

W dniu 12.07.2019 o 16:47, LSD napisał:

Innymi słowy, jeśli ty i twój partner macie mocną psychikę i zdrowy fundament to dacie sobie radę. Jeśli nie, to prędzej czy pozniej i tak wszystko jebnie.

Idę o zakład, że jebnie nawet, jak oboje mają mocną psychikę, tyle że trochę później.

Edytowane przez mirek_handlarz_ludzmi
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, mirek_handlarz_ludzmi napisał:

 

 

To się nazywa uzależnienie psychiczne i tak naprawdę polega na balansowaniu pomiędzy totalną frustracją połączoną z chęcią rzucenia wszystkim w cholerę a totalną miłością, jakiej człowiek doświadcza, kiedy jest się ten krótki czas razem. W gruncie rzeczy jest to regularne cierpienie rozłożone w interwałach - spotkanie i miłość -> rozłąka i tęsknota -> frustracja, czasem zdrada, chęć odejścia -> spotkanie i miłość... itd.

Miałam na myśli zdrową tęsknotę, a nie utęsknienie z lamentami i rwaniem włosów z głowy. Znam kilka takich par i nie ma czegoś takiego. Oboje mają do siebie zaufanie i podchodzą do życia z rozsadkiem. A czas bez siebie uważają za super okres w ktorym mozna odpoczac i ZDROWO zatęsknić. A nie tak do bólu. 

W długoletnich związkach nie ma już haju zakochania tylko (mowie o tych opartych na prawdziwym uczuciu a nie zaleznosci) miłość rozsadna i przyjazn. Ale nie każdy tak potrafi. Powiedziałabym, że to raczej rzadkość. 

Wiekszosc ludzi lubi sie wklejac jedno w drugie i im sie wydaje ze na tym polega "prawdziwy związek".

Przykład jak ktoś ma wspolne konto na fb. Dla mnie to przeginka.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, MalVina napisał:

Miałam na myśli zdrową tęsknotę, a nie utęsknienie z lamentami i rwaniem włosów z głowy. Znam kilka takich par i nie ma czegoś takiego. Oboje mają do siebie zaufanie i podchodzą do życia z rozsadkiem. A czas bez siebie uważają za super okres w ktorym mozna odpoczac i ZDROWO zatęsknić. A nie tak do bólu. 

IMO wszystko jest kwestią czasu rozłąki, ale może ja  w jakiś skrzywiony sposób na to patrzę, bo miałem związek na baardzo dużą odległość.

 

2 minuty temu, MalVina napisał:

Przykład jak ktoś ma wspolne konto na fb. Dla mnie to przeginka.

Znaczy się - jedno z nich ma to konto a drugie milcząco musi zgodzić się na upublicznienie przed partnerem swojej prywatności ? 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, mirek_handlarz_ludzmi napisał:

Znaczy się - jedno z nich ma to konto a drugie milcząco musi zgodzić się na upublicznienie przed partnerem swojej prywatności ? 

 

 

Tak ? Choć nie wiem co gorsze - gdy oficjalnie oboje odrzucają swoją prywatnośc w imieniu BigLove (i wiesz ze jak piszesz do konta np. Brajan Żaneta Kowalscy to piszesz do nich a nie do jednego z nich i nie mozesz pisac czegos co mialoby byc przeznaczone tylko dla jednego z nich), czy gdy robią to nieoficjalnie i jedno drugiemu daje swoje hasła do wszystkich kont (no bo przecież BigLove wymaga pseudozaufania w postaci dowodu - okazania haseł ?) i tak naprawde nie wiesz czy jak pisałaś/eś z Brajanem i mu się zwierzyłeś z jakichś tajemnic to Żanetka tego nie odczyła i nie wypaple swoim psiapsiułom. 

Sorry za offtop

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, MalVina napisał:

(no bo przecież BigLove wymaga pseudozaufania w postaci dowodu - okazania haseł ?)

Sorry za offtop

Wcale nie offtop, tylko kliniczny obraz związku na odległość. Np. mój tak funkcjonował. Co prawda konta mieliśmy osobne, ale hasła sobie udostępniliśmy. :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.07.2019 o 22:16, maggienovak napisał:

Do wyboru mam:
- kierownictwo ; na start 2500-3000 zł na rękę (umowa o pracę) + premie, za to sama się utrzymać w innym mieście

Zabezpiecz się: Tylko umowa o pracę, jakieś benefity, multisporty, składki emerytalne, ubezpieczenia, konkretne kompetencje które tam podszkolisz i dobry wpis w  CV.

 

Dasz radę coś zaoszczędzić miesięcznie?

 

Jedź, przecież świat się nie wali. Rok popracujesz, wpis do CV będzie, trzaśbie szybko, Twój miś nawet nie zauważy bo będą akurat powtórki seriali w TV. Chyba że będzie naburmuszony bo będzie chciał zaruchać.

 

Może będziesz chciała wrócić bo się znajdzie stanowisko w w Twoim mieście. Albo on przemyśli i ten awans wykorzysta i przprowadzi się do wielkiego miasta, gdzie Ty już wymościsz gniazdko. 

 

On z awansem znajdzie szybko 

lepszą robotę. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem ze swoim partnerem od 19. roku życia, obecnie mam 31. Można powiedzieć, że 1/3 naszego wspólnego życia toczyła się na odległość. Najpierw studiowaliśmy w różnych miastach, ale widywaliśmy się co weekend, ewentualnie co 2. Po licencjacie wyjechałam na kilka miesięcy za granicę do pracy, na magisterce zamieszkaliśmy już razem w tym samym mieście. Po studiach znów wyjeżdżałam do pracy za granicę na kilka miesięcy. 3 lata temu partner dołączył do mnie, żyjemy razem i tak już zostanie.

Wiele osób próbowało mnie podburzać (przede wszystkim mężczyźni), że związek na odległość nie przetrwa, że zacznie mnie zdradzać, bo facetowi ciężko wytrzymać, skąd u mnie takie zaufanie itp. Ale jak się ze sobą szczerze rozmawia, kocha i obie strony starają się zrozumieć drugą stronę, a nie widzieć tylko czubek własnego nosa, może się udać.

Powodzenia!

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Oferta w moim mieście - odrzucili moją kandydaturę z racji tego, że jestem młodą mężatką... potencjalny pracodawca nie chce ryzykować i zatrudniać kobiety, która potencjalnie może mu pójść na L4 i macierzyński... 
Śląsk - odrzuciłam ofertę pracy, choć to była najlepsza oferta w moim życiu. Tak, odrzuciłam ją z racji Mojego. Mój sobie nie wyobraża życia na odległość. Przede wszystkim - zamknęłam mu twarz! W końcu nie użyje argumentu, że on przyjechał do Wlkp dla mnie. Jest bilans zerowy. On przyjechał dla mnie, ja nie wyjechałam dla niego. I to jest mega plus w tej całej sytuacji. Nie będzie mi wypominał! 
Tak, czuję się źle, że nie wyjechałam. Było mi bardzo miło, wręcz samoocena podskoczyła mi nieźle w górę, że ktoś chciał mnie jako pracownika, ktoś docenił moje CV, kompetencje i z tej racji potencjalny pracodawca chciała mi dać b.dobre warunki do pracy.
I otóż z tego powodu z Moim poszłam na konkret układ, sam zaproponował większość warunków.
Biorę tabletki, nie ma mowy o dziecku przez 4-5 lat! 
Nie przedłużam umowy z dotychczasową firmą, zmieniam pracę, nawet na byle sraką. 
Pomaga mi w opłaceniu studiów. 
On ma obiad, posprzątane mieszkanie no i w końcu mnie na miejscu (ponoć dla niego to istotna kwestia). Wiecie, że u mnie z seksem nigdy nie jest problem, więc :D 
Zjedziecie mnie panowie, ależ proszę. Mówcie, że strzeliłam focha, czy chcę się odgryźć. Po prostu teraz chcę pokazać Mojemu, że niestety coś jest za coś. 
Ja zapłacę cenę tego, że przez ileś lat może nie będę miała możliwości pracować w branży, a on dłużej poczeka na dziecko. Trudno. 
On podchodzi do tematu, że nic się nie stało, że znajdę sobie w naszym mieście pracę, że mi pomoże i inne blabla. Ma możliwość awansu, spoko, niech z tego korzysta. Nie śmiałam go zmuszać do tego, żeby wyjechał za mną, bo wiem, że na swój awans zapieprzał 3 lata. Zmuszanie go do tego, żeby zrezygnował ze swojego awansu jest czymś okropnym. 
Nie chciał, żebym wyjeżdżała. Miłe, ale co dalej? 
Też biorę pod uwagę opcję : on ma awans, rozwija się, b.dobrze zarabia, stać nas na posiadanie dziecka. Ale wiem, że potrzeba robienia tego, czego się chce (w sensie zawodowym) jest u mnie duża. Też chcę mieć swoje wypracowane zabezpieczenie na życie (gdyby Mój stracił pracę, zostawiłby mnie), też chcę coś znaczyć jako pracownik, specjalista.
Spoko zakładałoby mi się rodzinę, gdybym była już w branży. 
Teraz chcę wykobiecieć, chcę znaleźć pracę w branży i tyle. Zobaczymy co dalej życie przyniesie. 
Choć opcja wyjazdu za pracą nadal mnie nie opuszcza. Ani na krok. 

  • Dzięki 1
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, maggienovak napisał:

Jest bilans zerowy.

Sprytnie lisico. Bardzo sprytnie. Wow. Obyś nie zjadła własnego ogona.  Niby bilans zerowy, ale teraz to Ty przejdziesz do kontraktaku... Post jest tak napisany w moim odczuciu - to początek końca....  i obym się mylił. 

Edytowane przez zuckerfrei
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@zuckerfrei, chyba myślimy podobnie :D. Tylko dodam, że ja ten koniec widziałam na samym początku @maggienovak postów. Dla mnie to kwestia czasu. 

 

Czytając Twoje posty przeoczyłam, że jesteś młodą mężatką. Co mnie zastanawia takie jedno wezmę z brzegu, a to to, że piszesz, że chcesz, 

1 godzinę temu, maggienovak napisał:

Teraz chcę wykobiecieć,

 ?

Czyli co? Chcesz przykładać mu rogi? Bo nie rozumiem? Skoro zdecydowałaś się z nim być i do tego jeszcze formalnie to musiałaś się czuć kobietą, poczuć to tak mocno, że innych odrzuciłaś. A teraz co? A już nie wspomnę, gdzie w tym wszystkim miało by być miejsce na dziecko? Wybacz, ale to wszystko mi się nie klei. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Nefertiti o zgrozo muszę przyznać, że jest nas dwoje. 

 

@maggienovak odw

 

@Nefertiti o zgrozo muszę przyznać, że jest nas dwoje. 

 

@maggienovak odwrót, uspokojenie "przeciwnika". Show must go on! Ta odmowa będzie niezłą pożywką

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Nefertiti
wykobiecieć muszę, widzę jak cholernie wygląd ma znaczenie, a to jest moja yebana pięta achillesowa/wada? 
Uj z moim tzw.ciepłym sposobem bycia, obiadkiem, czystym domem, skoro natura/wzorce społeczne są takie jakie są. 
Jak tu być zadowoloną skoro w moim mieście nie widzę na razie szansy na to, by zacząć robić w branży, a tym bardziej temat dzieci... Na każdej rozmowie kwalifikacyjnej każdy pyta o te dzieci : "Czy ma Pani dzieci?", "Czy Pani planuje mieć dzieci w najbliższym czasie?", "Firma jak na razie nie może sobie pozwolić na wysłanie pracownika na L4 i urlop macierzyński, także szukamy pracownika, który na ten moment ma optymalną. rozwojową sytuację życiową, dzięki czemu będzie skoncentrowany na powierzonych mu obowiązkach, co przełoży się na rozwój firmy. ". I jak tu się cieszyć z bycia mężatką skoro dla pracodawcy jesteś już jakimś potencjalnym dzieciorobem, któremu się nie chce pracować?
Nawet w głupim sklepie odzieżowym na rozmowie o pracę są pytania z tej serii. Po prostu - jpd!
Chciałabym mieć spoko pracę, dziecko w odpowiednim etapie życia, mieć jakieś zabezpieczenie na życie wypracowane przez siebie, nie chcę być skazana finansowo na Mojego. Życie bywa różne. Nie ma takiego komfortu, że baba może zająć się wyłącznie domem. I co ma do tego małżeństwo? To chyba dobrze, że myślę o tym, że chce mieć podobne zarobki co Mój. Obojętnie z jakim chłopem by nie być. 
Będę na jego utrzymaniu i co? Straci pracę, zachoruje, to z czego rodzina będzie żyć? W rodzinie się już napatrzałam na ciotki, babki, które żyły wg tradycyjnych ról, tsa... na stare lata "miły" los se spotkał. 
Pół roku temu myślałam, że tradycyjny model rodziny i podział obowiązków jest spoko, niestety rzeczywistość nie pomaga, ani trochę, a tym bardziej rynek pracy.
Baba nie pracuje - źle, baba pracuje - źle. 
Czy jest to początek końca małżeństwa? Nie sądzę. Nie wyciągnęłam działa bojowego w postaci "patrz, nie wyjechałam, to przez Ciebie", bo uważam, że nie mam po co robić mu szantażu emocjonalnego, bez sensu, nie mam ani potrzeby, ani celu.
Zrobienie układu - b.dobry pomysł. Mężczyźni mają ciągle oczekiwać ohh i ahh od strony kobiety? Zostanie w moim mieście przyczyniło się do tego, że teraz nie mam możliwości na założenie rodziny, pracowania w tym, w czym się chce. Mój żyje w przekonaniu, że oh, najwyżej za parę lat będziesz miała wymarzoną pracę, najważniejsze, że jesteś na miejscu, dobrze, że ja mam dobrą pracę, utrzymam nas... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, maggienovak napisał:

Na każdej rozmowie kwalifikacyjnej każdy pyta o te dzieci : "Czy ma Pani dzieci?", "Czy Pani planuje mieć dzieci w najbliższym czasie?", "Firma jak na razie nie może sobie pozwolić na wysłanie pracownika na L4 i urlop macierzyński, także szukamy pracownika, który na ten moment ma optymalną. rozwojową sytuację życiową, dzięki czemu będzie skoncentrowany na powierzonych mu obowiązkach, co przełoży się na rozwój firmy. ". I jak tu się cieszyć z bycia mężatką skoro dla pracodawcy jesteś już jakimś potencjalnym dzieciorobem, któremu się nie chce pracować?
Nawet w głupim sklepie odzieżowym na rozmowie o pracę są pytania z tej serii. Po prostu - jpd!

"Pocieszę" Cię - mając już dzieci również takie pytania słyszysz. Tylko wtedy pytają "Czy zamierza Pani mieć więcej dzieci?".

 

Miałam kiedyś taką sytuację, że w 2 miejscach chcieli mnie przyjąć. W miejscu A. czekali na mnie z gotową umową i miałam zacząć od razu (cieszyło mnie to, bo miałam dziecko na utrzymaniu, a było marnie z pracą), a w miejscu B. facet -notariusz, niby konkretny, ale zamiast mnie od razu przyjąć powiedział, żebym nie szła do miejsca A., bo on bardzo chce mnie zatrudnić (!), tylko ma jeszcze 2 kandydatki wieczorem, i musi dbyć z nimi rozmowy (skoro sie umowil to musi). Praca u B. odpowiadała mi bardziej, bo godziny bardziej mi pasowały.

Więc odmówiłam w miejscu A., przyszłam na rozmowe do miejsca B. gdzie niedoszły szef powiedział, że niestety, ale przyjął inną osobę, gdyż ja mam dziecko i pewnie będę chcieć drugie i mu "zwieje na L4".

 

Tak właśnie podchodzą do kobiet w wieku rozrodczym, i tych co mają i tych co nie mają dzieci.

Porażka

Edytowane przez MalVina
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@MalVina
Wiesz, ja rozumiem pracodawców. Tylko ja nie mam na ten moment możliwości olania obecnych warunków na rynku pracy. 
Moja znajoma, której mąż przynosi do domu prawie 20 000 zł miesięcznie dziwi mi się, bo ona po urodzeniu trzeciego dziecka otwiera se biznes i mówi mi, że otwieranie biznesu to żaden problem, skoro jesteś specjalistą, i ona ma wyjebane na obecny rynek pracy. Także no. :D Jej pierdolo jest dopiero wqrwiające. Uwielbiam nowobogackie karynki, dla której praca jest wymysłem społecznym. :D
Na ostatniej rozmowie - na pierwszym etapie rozmawiałam z asystentką dyrektora. Oczywiście seria pytań ciążowych. Zadeklarowałam, że nie chcę mieć dzieci. Asystentka oczywiście, że to nie problem, że firma nie wchodzi, aż tak w życie prywatne pracowników, a tak w ogóle, to ona ma dwójkę dzieci i firma właśnie szuka pracowników, którzy potrzebują pracy na stałe, a matki są najczęściej b.zorganizowane, nie powinnam bać się o to, że moja kandydatura będzie odrzucona z racji potencjalnego macierzyństwa i inne blablabla... Na drugim etapie dyrektor pyta o dzieci, odpowiadam tak samo, jak na pierwszym etapie, a dyrektor do mnie "Pani CV jest bardzo interesujące, szukamy takiego pracownika jak Pani, ale niedawno wyszłaś za mąż. więc na pewno zaciążysz, firma nie może sobie pozwolić na pracownika, który za chwilę idzie na L4 i urlop macierzyński...". :D 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Związek na odległość jest z góry skazany na niepowodzenie, chyba , że nie będziesz miała w ogóle kontaktu z mężczyznami albo jesteś osobą bardzo świadomą swej sfery energetyczno- duchowej (ale gdyby tak było to nigdy nie pojechałabyś za pieniędzmi do innego miasta zostawiając ukochanego). proponuje przeczytać https://michalxl600.blogspot.com/2014/12/energetyczne-roznice-miedzy-mezczyzna-i.html  i obejrzeć

Film ma tytuł nieadekwatny do treści, gdyż tak naprawdę wyjaśnia jakie zachodzą przepływy energii w związku dwojga ludzi. Dla osób, które pierwszy raz spotykają się z pojęciami energii, nie orientują się w podstawach fizyki kwantowej to o czym piszę i zrodła, które podałam mogą wydać się niezrozumiałe i smieszne. Dlatego zacytuje laureata Nagrody Nobla Nielsa Bohra - ,,Wszystko co zwiemy prawdziwym w naszym świecie jest zbudowane z elementów , które nie mogą być uznane za prawdziwe" Wszystko w naszym Wszechswiecie zbudowane jest z Energii.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.