Skocz do zawartości

Żywot doktora bezdomnego


Rnext

Rekomendowane odpowiedzi

Wybaczcie nieco przewrotne nawiązanie do Reja w tytule, ale myślę że warto spojrzeć na rzeczywistość również przez pryzmat zmagań a nie tylko samych "założeń programowych". 

 

Historia właściwa: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,24988253,od-ponad-20-lat-jest-bezdomny-dzis-pisze-prace-doktorska-zycie.html

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny wywiad. Moje wnioski z wywiadu:

1) Fascynujące jest to jak w życiu potrafi się wszystko zmienić w przeciągu 2 tygodni czy miesiąca. Starannie zaplanowany świat może lec w gruzach w sekundy, z drugiej strony jak w życiu nie idzie to wszystko się może zmienić na lepsze też w chwilę. Życie to taka sinusoida. Nie można ciągle utrzymywać dobrego nastroju, spadki są naturalne. 

2) Świat nie jest taki jak nam się wydaje. 

3) Bardzo cienka jest granica między sukcesem a porażką. Jedna decyzja, emocja, impuls pociąga za sobą gwałtowne zmianę. Rzadko kiedy upadek jest stopniowy.

4) W życiu bardzo wiele zależy od przypadku i nie da się wszystkiego zaplanować, ale wywiad doskonale pokazuje, że człowiek ma bardzo silną wolę i daje nadzieje, że człowiek jest bardzo silny, zawsze ma możliwość podjęcia decyzji, że wstaje i walczy dalej. 

5) Taka przyziemna uwaga- bardzo łatwo się uzależnić i spaść na dno. Wszystko zaczyna się od jednego piwa, jednego papierosa i człowiek nie wie nawet, kiedy stał się więźniem nałogu. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę mnie przybił ten artykuł. Pokazano człowieka bardzo inteligentnego, teoretycznie potrafiącego sobie radzić w świecie. 

 

A tu upadek za upadkiem. Spektakularne wstawanie z kolan, by znów upaść. I to na samo dno.

Cholernie mało mobilizujące dla innych, gdy ktoś taki nie umie wyciągnąć lekcji ze swojego życia, wpada wciąż w to samo.

 

Czego brakuje bohaterowi, skąd się to bierze?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Yolo może mnie nie tyle przybił, co w jakimś stopniu przeraził. Ale głównie takim podskórnym poczuciem, ile to razy w życiu, sami jesteśmy blisko katastrofy. Blisko na kilka machnięć skrzydeł motyla. Że wokół nas istnieje chaos, który może się potoczyć w nieobliczalnym kierunku, że sami w sobie nosimy taki sam pierwiastek/skłonność/zdolność tak do klęski jak i sukcesu. I że to wszystko ze sobą interferuje w chaosie, konstruując nam rzeczywistość taką a nie inną. Jest w tym jakaś deterministyczna bezwzględność i trochę w niej zabawy naszym (bezwolnym) kosztem. Jeśli przyroda eksperymentuje z rekombinacją genetyczną, poszukując ewolucyjnie super-osobników, to świat eksperymentuje z różnymi kierunkami rozwoju rzeczywistości. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu z dnia na dzień praktycznie tak zachorowałem, że myślałem o rozwiązaniu ostatecznym. Dopiero wprowadziłem się do nowego mieszkania. 

 

Wiem, mniej więcej, w jakim stanie był gość. Cierpisz kompletnie, a tu trzeba pracować, zlecenia nowe ogarniać, całą codzienność. Niewiele brakuje, aby się stoczyć, a każdego dnia walczysz ze sobą. Miałem bliskich ludzi, co mnie uratowało, a gość i to utracił. Współczuję szczerze. Czasami dostajesz taką dawkę cierpienia, że nie ma innej drogi niż tylko zapomnieć. 

 

Żyłem przez kilka tygodni bez kasy (3 euro wydałem przez 2 tygodnie zdaje się) we Włoszech i za granicę na pewno bym pojechał, gdybym się znalazł w podobnej sytuacji. 

 

Z kumplami:

 

- spaliśmy w metrze,

- jedliśmy w restauracjach, na zapleczu, zawsze ktoś dał kotleta, bułkę, czasami po innych ludziach. Dla mnie luz. Pokazywaliśmy uniwersalny gest karmienia. 

- myliśmy się na stacjach benzynowych,

- czasami ktoś zaprosił do domu na prysznic, na obiad nie z litości, ale bardziej z ciekawości, o co tutaj chodzi,

- żarcie w schroniskach, setki ludzi dosłownie, każdy z każdym gada o żarciu :D 

- spanie pod dużymi drzewami. 

 

Miałem kryzys, bo przez pierwsze dwa tygodnie takiego życia schudłem jakieś 15 kg. Później się unormowało. Poznałem tam mnóstwo bezdomnych Polaków, dla których to był po prostu sposób na życie. Mieli tam pewnie lepiej niż w Polsce przy zapierdalaniu 40 godzin tygodniowo. Każdy z komórką, non stop otoczony ludźmi, najedzony, ma gdzie spać, czasami coś popracuje i się nie przejmuje. 

 

Ciężki, patologiczny klimat momentami i niestety boli kompletna zależność od karmienia przez innych ludzi. Mnie bolało, że tak wyłudzam jedzenie, a to trwało przecież bardzo krótko, a jednak. 

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.