Skocz do zawartości

Niekończąca się batalia.


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich tu obecnych. Chcę  po krótce przedstawić moją historię na forum które od dłuższego czasu daje mi motywację do działania, choć ostatnio kiepsko i z tym kiedy przyszłość przybiera nieciekawe oblicze.

 

Jako poczatek mojego opowiadania wybieram moment kiedy zacząłem osiągać wiek dorosłości ponieważ uważam że tylko wtedy dam rade przybliżyć pełny obraz tego co mnie w życiu spotkało. Może ktoś wyciągnie z tego wnioski dla siebie lub takie które pomogą mu w wychowaniu swoich dzieci ,może ja otrzymam jakieś cenne uwagi choć wiem że zmienić cokolwiek w swoim życiu moge tylko ja sam.   

 

Od najmłodszych lat rozwijalem się pod czujnym okiem rodziców. Tak czujnym, że w pewnym wieku ja i kilku moich rówieśników miało tego wszystkiego dość. Zaczął się okres buntu co bylo niemile widziane w "bardzo katolickich" klimatach. Zacząłem oddalać sie od nich. Tracić kontakt którego nie udalo się w pełni odzyskać . Właściwie to nie potrafie z nimi rozmawiać, czuję że nie rozumiemy sie do dzis. Pisząc okres buntu mam na myśli  robienie prawie wszystkiego czego nie powinienem jako nastolatek co w końcu doprowadzilo mnie do osobistego nieszczęścia. Wtedy pojawiła się ona. Właściwie pojawiła się znacznie wczesniej lecz dopiero w obliczu załamania wpuściłem ją do swojego życia. Będąc gowniarzem nasluchalem się wystarczajaco w pijackich melinach by mieć świadomość że związki to coś bardzo niebezpiecznego i trzeba twardo stać na ziemi (majątek , pozycja) by utrzymać to wszystko w ryzach.

 

To był początek związku w czasie którego niczym mały  samochodzik zacząłem dymac by ogarnac nam "lepsze jutro". Byłem bardzo młody i myślałem dość poważnie jak na swoj wiek. Konczylem nauke i jeszcze podczas jej trwania ogarnalem kontakty które mogły pozwolić mi wystartować z dobrą perspektywą w swoim zawodzie. Lecz jak się potem okazało wcale nie bylismy tacy jednomyślni. Ja z problemami w domu, uciekalem wiecznie w jej strone gdzie moglem liczyc na "otuche", ona ukochana córeczka która stawiała swoje zdanie ponad wszystko. U mnie nigdy nie traktowano mnie jakos wyjatkowo. Uprawialem sporty co nie podobalo sie zbytnio moim rodzicielom. Silownia bylo to robienie z siebie osilka, gdy tylko nabieralem troche masy to wg. mojego ojca chodziłem jak bandyta. Wypowiadajac jedno zdanie potrafił uderzyć tak umiejetnie, że tracilem całą swoją motywację i zamykalem sie w 4 scianach. Uciekalem w uzywki. Tonalem w nich. Naladowany złymi  emocjami wyrzucalem to wszystko przed znajomymi co powodowało, że raczej ich tracilem. Uroilem wiec sobie wizje wspolnego życia i wychowania potomstwa bez takich ograniczen jakie mi stawiano. Jedyna wizja to byla wizja odlaczenia sie od mojej rodziny. Tak wiec cała naprzod w swoim kierunku. A ona? Ona miala inna wizje. Jaka? Dobre pytanie. Po zakonczeniu nauki był czas zabrać się ostro do pracy. Trafilem w bardzo nieprzyjazne (dla mnie) środowisko. Środowisko gdzie nie miałem prawa bytu i choć często próbowałem jej to wytłumaczyć to bylo jak grochem o ścianę. Stało się osiadlem tam gdzie niechcialbym sie nigdy znaleźć.

 

To był początek końca. Mialem dość braku szacunku. Z jej strony, ze strony rodziny i otoczenia. Bardzo sie w tym wszystkim pogubiłem. W koncu powiedziałem jej dość. Mialem nadzieje ze się opamieta. Lecz nic takiego się nie stalo. Nagle znalazła sie lepsza gałąź i caly czar prysl. To co działo się potem pozwole sobie przemilczeć. To już drugi rok w samotnosci a gdyby nie to forum pewnie długo jeszcze trwała by moja gehenna. Bilans? Dla mnie korzystny jesli chodzi o zobowiązania. Co dalej? Chcialbym przed 30 wkroczyć na drogę samodzielnosci choć juz wiele drzwi zamknietych wciąż mam nadzieje że mam czas by to wszystko poskładać do kupy.

 

Pozdrawiam   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.