Skocz do zawartości

Węzeł gordyjski


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć.

Przedstawiam Wam moją historię.

Nie chciałem się rozpisywać, ale mam tyle we łbie, że pewnie mógłbym napisać 10x tyle. Sam nie wiem już co jest istotne a co nie. Wybaczcie jeśli jest tego za dużo.

TLDR

Miałem poukładane życie (a przynajmniej tak mi się wydaje) z żoną i dwójką dzieci, 9 miesięcy temu „poznałem” koleżankę z pracy, zakochałem się (czuję, że to Ta kobieta, choć okoliczności są tak bardzo przeciw) i nie potrafię przeciąć węzła gordyjskiego. A to wszystko na własne życzenie.

Postaci

A.     Żona – 34, jedynaczka, wychowywała się bez ojca, który zostawił jej ciężarną matkę dla innej kobiety. Jej matka wydaje mi się infantylna i użalająca się nad sobą. Moja żona nie potrafi w ogóle o problemach rozmawiać, wszystkie zamiata pod dywan (nie mogła liczyć w domu na wsparcie, a jedynie miała nie sprawiać problemów). Nie skończyła studiów, przy czym przez rok nie wiedziałem, że nie chodzi już na zajęcia, była chyba w depresji. Miałem z tego powodu też poczucie winy, to było jeszcze przed ślubem. W życiu do tej pory nie pracowała zarobkowo (poza jakimiś praktykami w wakacje). Jest dobrą, ciepłą osobą i matką, ale postrzegam ją jako niezaradną i trochę oderwaną od rzeczywistości.

B.     „Koleżanka” (kochanka to takie pejoratywne) – 38, bardzo inteligentna, pewna siebie. Ma dwójkę dzieci (6 i 4) i (jeszcze) męża. Pracowita, dobrze zarabia

C.      Ja – 36, zarabiam naprawdę sporo (póki co), stanowisko wyższe menedżerskie (choć zarządzanie ludźmi mi nie leży), chyba jestem idealistą i trochę perfekcjonistą (jak coś nie wyjdzie tak jak sobie wyobrażałem to najchętniej bym to rozpierdolił – ale uczę się z tym walczyć). Uważam się za inteligentnego. Nie wiem czy za dużo nie myślę, ale umartwianie się mam po matce chyba.

D.     Dzieci – 5 i 3, bardzo przywiązane do nas obojga, starsze trochę za bardzo trzymane początkowo pod kloszem przez żonę

 

Historia

Z moją żoną jestem od 14 lat, 7 lat po ślubie. Dwa lata przed ślubem miałem romans z zajebiście seksowną dziewczyną, ale mentalnie to nie było to. Żona się dowiedziała przynajmniej w jakiejś części, ale nie drążyliśmy potem dogłębnie tematu. Potem przyjąłem na siebie rolę pokutną i powiedziałem sobie, że nigdy więcej. Potem ślub, dzieci – chciałem zrealizować swój stabilizacyjny sen. Trzy lata temu przeprowadziliśmy się do rodzinnego miasta i przez dwa lata mieszkaliśmy z teściową. W zeszłym roku po zrobieniu remontu, przeprowadziliśmy się do swojego mieszkania w tym samym domu. Dom jest własnością 50/50 mojej teściowej i mojej żony. Między mną a żoną nie było nigdy jakiegoś wielkiego gorąca jak o tym pomyślę… no na samym początku było fajnie. Jednak w łóżku jakoś nie było szału już później, a przynajmniej niezbyt często w ogóle było. I to jest chyba kwestia tego, że ona nie robiła na mnie wrażenia jako kobieta. Poza tym na takiej stopie wsparcia, zrozumienia układało się raczej dobrze. Po pojawieniu się dzieci, a zwłaszcza w czasie remontu, zaczęło może się dawać we znaki zmęczenie. Żona zaczęła mnie irytować swoją niemocą. Pomijając brak wielkiej dbałości o dom, najbardziej wkurzało mnie, że nie potrafiła banalnych spraw załatwić (typu iść do urzędu po jakiś papier), bo albo czasu nie miała bo dzieci, albo zapomniała itd. Większość prób zwrócenia konstruktywnej uwagi kończyła się albo smutkiem, albo wybuchem, że ja się jej czepiam.

Na początku grudnia jak wracałem z podróży służbowej (autem przez Polskę, po spotkaniu służbowym), zadzwoniła do mnie koleżanka (była na tym spotkaniu obecna) i zaczęła rozmowę, która w tamtym momencie wydawała mi się jakimś kosmosem. Zapytała czy coś w końcu z nami zrobimy, że zbliża się koniec roku i „wigilia” firmowa, i że pomyślała, że tak dłużej być nie może (rozmowa trochę trwała, ale już wszystkiego nie przytoczę). Do tamtego czasu było tak, że ona mnie raczej wkurzała, miałem wrażenie, że odnosi się do mnie z taką lekceważącą, wyzywającą wyższością. Choć jednocześnie owszem, uważałem ją za atrakcyjną. Ona mi dała w rozmowie do zrozumienia, że to ode mnie czuje, że mi się podoba. Ja odpowiedziałem – no wiesz, podobasz mi się, ale w życiu bym z tego użytku nie zrobił, mam żonę, którą kocham. No i mniej więcej tak się temat zamknął. Ale nie na długo. Gdy stałem w recepcji hotelu na „wigilii”, weszła Ona i spojrzała na mnie takimi oczami, że po prostu mnie strzeliło. W trakcie imprezy, jak już trochę sobie strzeliłem (nie jestem jakoś super śmiały i otwarty chyba, a przede wszystkim z nieznanych mi przyczyn nie potrafię siebie wysoko ocenić), podszedłem i spytałem czy pogadamy. No i tak pogadaliśmy poza główną salą balową, że powiedziała, że ma sama pokój…

Wpadłem całkowicie, nie potrafiłem się jej oprzeć.

Tu dalsze perypetie mógłbym szczegółowo opisać, ale nie będę całkiem zanudzał – chyba najbardziej istotne z tego jest to, że naprawdę się z Nią związałem mentalnie, duchowo. Jednocześnie wielka magia przyciągania. Zakochałem się. Ona też. Spotykaliśmy się od stycznia 2-3 razy w miesiącu (wyjazdy służbowe i celowo zorganizowane, bo daleko mieszkamy od siebie). Z jednej strony bardzo tego chciałem, też nie potrafiłem się oprzeć, a z drugiej (mimo, że go do siebie nie dopuszczałem), targało mną sumienie. Dość szybko doszedłem do tego i nawet to powiedziałem, że gdyby nie dzieci to bym zostawił wszystko co mam, gdybym mógł być z Nią.

Zacząłem się oddalać od rodziny, wręcz zaczęli mnie irytować.

Pierwszy strzał, na który nie byłem gotowy był już w lutym, kiedy usłyszałem, że Ona chce się rozwieść. Ja w ogóle sobie tego nie wyobrażałem, jednocześnie położyło to na mnie jakąś presję (chociaż Ona powiedziała, że Jej decyzja jest Jej i że mam tego nie brać na siebie i że nic nie muszę). Jednak ja się poczułem jakoś wewnętrznie zobligowany. O dziwo mąż odpuścił walkę dość szybko, choć nie wie o mnie

Potem dowiedziała się moja żona. Wystraszyłem się na poważnie awantury, nie chciałem żeby dzieci przez takie coś przeszły. Ściemniałem ile mogłem, że to nie moja ręka, ale pewnym rzeczom, które przeczytała nie dało się zaprzeczyć. Jednocześnie moja żona dalej chciała się oszukiwać. Znienawidziła Ją (a mnie w którymś momencie wręcz nazwała słabym [w sensie litując się nade mną, że to nie moja wina]). Ona spodziewała się, ze to będzie oznaczać, że stanę się wolny i dostępny, ale tak się nie stało. Chciałem załagodzić sytuację, żeby nie było armagedonu w domu. I jakoś się udało to przyklepać. Obiecałem, że to koniec i nic dalej nie ma… ale to oczywiście nie był koniec.

I nadal nie mogłem spojrzeć na żonę pozytywnie. Chociaż muszę przyznać, że wiele się zmieniło, zaczęła dbać o dom, gotować regularnie. Tylko, że ja nie wyceniam tego wszystkiego. Powstała między nami wyrwa, której nie umiem załatać (a może podświadomie nie chcę).

W czerwcu nadeszła poważniejsza rozmowa z żoną. Nie wiedziałem jak wyjść z całej sytuacji (choć wiem też że tak nie da się żyć), więc spróbowałem szarpnąć w stronę zerwania tego co mam. Skończyło się wybuchem emocji u żony, płaczem, rozgoryczeniem. Co zapamiętałem najbardziej, to że powiedziałem, że chciałbym dzieci widzieć codziennie (a przynajmniej mieć taką możliwość). W odpowiedzi usłyszałem, że chyba oszalałem, że to szczyt egoizmu, bo jak to ona będzie codziennie miała na mnie patrzyć jak nie będę z nią? I znowu strach o dzieci zwyciężył. Powiedziałem, że chcę spróbować to jakoś poukładać. Jednocześnie zupełnie nie mam weny i pomysłu jak to poukładać. Nie chcę znowu wziąć na siebie poczucia winy, kajać się.

Teraz jestem na etapie szarpania z drugiej strony – stwierdziłem, że jak się nie da żyć na dwa fronty, a jednocześnie nie jestem w stanie odejść od dzieci (bo bym sobie tego chyba nie mógł wybaczyć), to trzeba przerwać ten zaklęty krąg. Ale jest mi zajebiście ciężko. Kontaktu oczywiście nie zerwałem do końca, nie chcę Jej zranić, bardzo mi na Niej zależy. Ostatnie dni nie mogę spać, poziom stresu jest olbrzymi (choć to może bardziej akurat zasługa zajebiście trudnej sytuacji w robocie), mam problemy z ciśnieniem. Boję się żeby się nie wykończyć. Muszę się z tego wszystkiego wyrwać, a jednocześnie mam obawy o Nią (wiem teoretycznie, że jak kocha to poczeka, ale jak Ją zranię to już zostanie w Niej). Widzę te wszystkie problemy – to, że ma dzieci, że ja nie będę ich ojcem, że mieszkając z Nią będę miał wyrzuty względem własnych dzieci. A jednak nie potrafię tego tak po prostu przekreślić.

Moi rodzice wiedzą, co jest grane, troje moich przyjaciół też. Rodzice głównie nie mogą spać przez strach o dzieci. Choć jednocześnie dowiedziałem się przy okazji od ojca, że nigdy nie byli fanami mojej żony, ale się nie wtrącali, bo nie chcieli mnie stracić. Przyjaciel powiedział, że powinienem zerwać z Nią kontakty i spróbować wrócić do żony. Jak się nie uda w jakimś czasie (pół roku?) to wtedy się rozstanę z żoną i będę sobie z Nią, czy z kimkolwiek będę chciał.

Właściwie to nie wiem czy czegoś oczekuję. Chciałbym przynajmniej się tak nie męczyć. Nie chcę zwariować, albo wylądować w szpitalu z zawałem lub wylewem. Od dawna mam zajebisty wewnętrzny konflikt, ale jakoś wcześniej jechałem na adrenalinie. Ale nie mam już sił…

 V

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żona Ci nie leży, zarządzanie ludźmi czyli praca też Ci nie leży. Wydaje mi się, że nie wiesz czego chcesz. Nie sądzę, żebyś w nowym związku był szczęśliwy. Dopadnie Cię w końcu szarość życia, bo i nowa partnerka Ci się znudzi. Do tego jeszcze ta nowa jest przebojowa, inteligentna i niewiadomo co jeszcze, a może to oznaczać, że będzie próbowała Cię zdominować i będziesz miał z nią jazdy. Na Twoim miejscu zrobiłbym sobie urlop, pojechał gdzieś na tydzień (nawet do rodziców) i przemyślał sobie sprawę oraz odpowiedział na pytanie czego chcesz od życia.

  • Like 15
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem tak - (jeśli oczywiście ta cała historia, która tu przedstawiłeś jest prawdziwa i nie jest to trolling?)  duuuuupppaaaaaaa twojej koleżanki przysłoniła ci caaaaaaałłłyyyyy boży świat!

ale to nie koniec bo koniec będzie taki, że kiedy twoja koleżanka i jej duuuuuuuuppppaaaa wyprowadzi ciebie całkiem na bezdroża to właśnie tam a nigdzie indziej porzuci cię dla nowego Atencjusza

(obym się mylił!)  następnie będzie dłuuuuuuuuuuuugi i bolesny powrót do rzeczywistości i do żony!

Koleżanka ani jej duuuuuppppaaaaaa szczęścia ci nie dadzą!

Edytowane przez Ace of Spades
  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy kiedykolwiek czułeś coś do swojej żony? Nic nie napisałeś na ten temat? Też jestem ciekaw jak się poznaliście i czy wybór jej na małżonkę i matkę twoich dzieci był czymś pokierowany czy chciałeś się sprawdzić w tych rolach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedzi.

Po pierwsze nic tu nie zmyślam, chociaż wiem, że kwestia postrzegania rzeczywistości nie jest poza wpływem bieżących wydarzeń i emocji.

Co do "koleżanki" to nie mam takich obaw jak @Ace of Spades przedstawiasz - z Jej strony jest poświęcenie, mówi że przeprowadziła by się do mojego miasta żebym nie był daleko od swoich dzieci i wiem że zrobiłaby to. Wiesz, chociaż parę razy opadła mi garda to Jej też...

Ale ja faktycznie nie wiem potrafię się zdecydować na śmiały krok, na tym etapie nie jestem gotów odejść od rodziny.

@WoLe - moją żonę poznałem mając lat 17, ona 15. Byliśmy krótko parą, ja byłem już wtedy zawiedziony przez inną klientkę (z perspektywy patrząc to naprawdę wtedy mnie rozjebała do szczętu, a nawet mi nie dała). W każdym razie potem przyszłą żonę zostawiłem (jakoś to się nie kleiło, ona była zbyt we mnie wpatrzona i zbyt dziecinna w moich oczach wtedy). Po paru latach zadzwoniłem (tu muszę przyznać, że poprzedzający związek na odległość jeszcze nie był skończony jak dzwoniłem) i się to rozkręciło - na początku było super, wiadomo. Potem zaczęły się pierwsze problemy z jej studiami, ale było nam razem wygodnie. Z resztą do dziś się specjalnie o nic nie kłócimy, na takiej zwykłej płaszczyźnie codziennego życia się dogadujemy w miarę (poza takimi rzeczami, które mnie denerwowały, jak słabe umiejętności kulinarne czy brak załatwiania spraw takich codziennych/życiowych - ale to się poprawia). Natomiast strefa łóżka nie jest najlepsza. Nie chodzi o to, że sam seks jest zły, ale o to, że moja żona specjalnie jakoś nie ma wysokiego libido i za bardzo o siebie nie dbała (to też się trochę poprawiło ostatnio). Jest bardzo ładna z twarzy, ale seksapil to już gorzej. Pierwsze problemy były już gdzieś po 2-3 latach razem - zwyczajnie miałem problemy ze wzwodem (!). Poszedłem do lekarza to mi powiedział żebym partnerkę zmienił (co było dla mnie szokiem wtedy), chyba że są inne powody dla których z nią jestem. Potem jakoś sytuacja wróciła trochę do normy, ale z kolei wyrwała mnie taka dupa (najlepszy seks jaki miałem to z nią). Koleżanka (moja i żony), która wiedziała co jest grane, powiedziała żebym odszedł od żony (tzn. wtedy jeszcze nie narzeczonej nawet). Ale ja znowu nie potrafiłem. Jak na to dziś patrzę, to nie wiem czy to nie była jakaś forma litości. Zależy mi na tym, żeby nie cierpiała (może wypełniała trochę potrzeby uczuciowe jakie powinno się pokładać w dzieciach a nie kobiecie). Dziś chyba mógłbym już zamknąć za sobą drzwi i nie patrzeć na jej łzy, ale z kolei nie mogę tego zrobić przez dzieci...

W każdym razie nie mogę powiedzieć, że byłem pewien jak się oświadczałem. Po prostu jakoś tak to się ułożyło - mieszkaliśmy razem, źle nie było (ale to może też problem - że było tak płasko). Dzieci chciałem tak w ogóle mieć już wcześniej. No i po ślubie w końcu ją przekonałem (ona myślę, że się bała tej pierwszej ciąży - chyba przez doświadczenia rodzinne).

Tak czy owak na żonie mi zależało i zależy w tym sensie, że jest dobrą osobą, której źle nie życzę. A teraz powinna być w dobrym stanie też ze względu na to że jest matką moich dzieci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety Cię nie pocieszę, więc jeśli nie chcesz to nie czytaj dalej.

 

Moim zdaniem nie powinno się oszukiwać i już. Twój pierwszy romans nie był w porządku.

 

Tak jak Pan Marek Kotoński (i nie jest to tylko Jego zdanie) mówi w swoich audycjach- szczęście to nawyk cieszenia się drobnostkami. Druga osoba nie da Ci ciągłego dopływu serotoniny do mózgu, bo po 20 latach i tak Ci się to znudzi. Nawet ta gorąca nowa kobieta Ci się znudzi po czasie. Jesteś nią zaintrygowany bo wprowadza odmianę do Twojego życia ale to też minie. Mityczne Wieczne Szczęście o którym wszyscy tak marzą nie istnieje.

 

Ja bym został przy żonie, pracował nad sobą i skłaniał ją również do pracy nad sobą. Zadbałbym o dzieci. Cieszyłbym się drobnostkami: wspólnie obejrzanym filmem, wyjazdem na weekend, tym że nie miałem wypadku i mi nogi nie odrąbało.

 

Jednak na miejscu żony nie wybaczyłbym zdrady ale na szczęści Twoją żoną nie jestem.

Edytowane przez potato
  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, potato napisał:

Mityczne Wieczne Szczęście o którym wszyscy tak marzą nie istnieje.

Istnieje jeśli nauczymy się:

17 godzin temu, potato napisał:

szczęście to nawyk cieszenia się drobnostkami

 

Moim zdaniem, gdy @vindictive zdradził to w tym momencie dokonał wyboru i z obecną partnerką nie zbuduje już relacji, które w pełni będą mu odpowiadać. Oczywiście będzie z Nią z "rozsądku" ale czy umierając będzie mógł odpowiedzieć sobie twierdząco na pytanie "czy przeżyłem to życie w zgodzie ze sobą?"

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.09.2019 o 17:36, vindictive napisał:

. W życiu do tej pory nie pracowała zarobkowo (poza jakimiś praktykami w wakacje). 

C.      Ja – 36, zarabiam naprawdę sporo (póki co), stanowisko wyższe menedżerskie

 

 

W dniu 11.09.2019 o 17:36, vindictive napisał:

 Trzy lata temu przeprowadziliśmy się do rodzinnego miasta i przez dwa lata mieszkaliśmy z teściową. W zeszłym roku po zrobieniu remontu, przeprowadziliśmy się do swojego mieszkania w tym samym domu. Dom jest własnością 50/50 mojej teściowej i mojej żony.

Jesteś samobójcą? Czy masochistą?

W dniu 11.09.2019 o 17:36, vindictive napisał:

Żona zaczęła mnie irytować swoją niemocą. Pomijając brak wielkiej dbałości o dom, najbardziej wkurzało mnie, że nie potrafiła banalnych spraw załatwić (typu iść do urzędu po jakiś papier), bo albo czasu nie miała bo dzieci, albo zapomniała itd. Większość prób zwrócenia konstruktywnej uwagi kończyła się albo smutkiem, albo wybuchem, że ja się jej czepiam.

 

Twoja małżonka jest dzieckiem, jak według ciebie ma się zmienić cokolwiek w waszej relacji skoro Twoja małżonka nie zmienia nic od czasu studiów.

Edytowane przez Jaśnie Wielmożny
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, vindictive napisał:

 przedstawiasz - z Jej strony jest poświęcenie, mówi że przeprowadziła by się do mojego miasta żebym nie był daleko od swoich dzieci i wiem że zrobiłaby to. Wiesz, chociaż parę razy opadła mi garda to Jej też...

Jesteś bardzo łatwowierny. Jeśli myślisz że z taką kobietą będziesz miał sielankę w życiu to powodzenia. Urabiany jesteś jak dziecko. Z resztą z tej opowieści widać że jesteście siebie warci.

 

Nie pasuje Ci żona to ją zostaw, z pełną konsekwencją swego czynu. Zwiąż się ze swoją koleżanką i patrz co się będzie działo jak będzie miała już Cię w garści, wylądujesz tutaj z innym problemem, a stresów będziesz miał więcej.

 

Aż się przykro patrzy jak faceci sobie robią pod górkę bo kawałek sromu. Bajki o cudownym połączeniu dusz zostaw swoim dzieciom. Normalnie himalajkę znalazł, dobre.

 

Miej jaja człowieku i tak pokieruj swoim życiem aby mieć spokój, a nie wpierdzielasz się w rzeczy które Ciebie ciągną na dół. Poczytaj trochę forum, przejrzyj sobie tematy, ogarnij parę książek tutaj polecanych i wtedy podejdź do tematu jeszcze raz.

 

 

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spotkania raz na jakiś czas - jest tajemniczość, jest niedostępność. Zostawisz żonę, będziesz dla koleżanki częściej - znudzisz się zapewne. I koniec bajki o inteligentnej i kuszącej koleżance.

Robisz sobie pod górkę dla paru chwil rozkoszy. Mieszkanie na teściową i żonę? Serio? Na własne życzenie chcesz pod mostem wylądować.

Liścia sobie sprzedaj parę razy i ochłoń. Wyjedź gdzieś poza jedną i drugą babę i pomyśl czego chcesz od życia.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja to widzę tak: jak zostaniesz na tym kursie co jesteś to zostaniesz z niczym. 

Stracisz wszystko, łącznie z dziećmi. 

A zakochanie i hormonalna burza jaka masz teraz względem koleżanki po prostu Ci minie. I uwierz mi, nie chciałbym być Tobą kiedy zdasz sobie sprawę ze straciłeś rodzinę i dorobek życia pod wpływem kobiety, która po opadnieciu hormonów okaże się wcale nie taka idealna jak Ci się wydaje. Pakujesz się w gówno. 

Edytowane przez Esmeron
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Ja tu mistrzem nie jestem, jestem tu w miarę młody, ale ja na Twoim miejscu zostałbym przy żonie ale pod warunkiem że oboje pójdziecie do dobrego psychologa od terapii malżeńskich a także indywidualnie dla żony bo są namiastki wskazujące, że może mieć depresje, badź jakieś nieprzepracowane wzorce emocjonalne być może z dzieciństwa. Jeśli nie będzie chciała to też nie masz konieczności jej naprawiać. No i nauka siebie, jak działa świadomość, podświadomość, rozwój osobisty, poznawanie człowieka. Takie moje sugestie, osobiste.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Olałeś zaniedbania żony na początku, i teraz jesteś w dupie.

Skoro już 2-3 lata po rozpoczęciu związku żona ucięła seks, a Ty nie zareagowałeś, no to czego się spodziewałeś po 14 latach.

 

Ładna twarz, ugodowość, zdanie sie na ciebie - to nie są złe cechy, o ile nie wynikaja całkowicie z braku opcji. Dogadywanie się na "codziennym" poziomie - to też nie jest zła sprawa.

 

Cytując z Krolla:

"Żony są w domach, a kurwy za płotem".

 

Masz udokumentowane kilka zdrad - bo się wygadałeś rodzinie i znajomym. W przypadku rozwodu jesteś w dupie sądowo.

 

Czyli:

1.rozwód - w dupie sądowej i finansowej, bo jest na 995 orzeczenie o twojej winie

2.syzyfowa praca w urobienie żony. Z drugiej strony - może jej nie doceniasz, bo wychodzi, że się z nią każdy cackał od początku i wisi na tobie od 14 lat.

może jeszcze cos z niej będzie, jak przestaniesz sie nad nią trząść

3.deal z żoną - dla dzieci wszystko jest cacy, a ty masz kochankę/chodzisz na kurwy.

takie trochę "po francusku".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A na mój gust - żadnego doradcy bo tylko będzie cię umoralniał, dymaj tę dupę póki możesz bo kiedyś wystawi rachunek.

Dealu z żoną nie będzie, one tak nie funkcjonują.

Jeśli masz się rozwieść to zrób to z głową ale nie z powodu tej baby choć wiem, że druga dupa to jest to co uruchamia faceta do czynu.

I nie daj się wpędzić w rozwód z twojej winy bo już nigdy nie zobaczysz więcej niż 100 PLN w ręku.

Rozwiedź się, to nie rozwala kontaktu z dziećmi, rozwala go zazwyczaj była małżonka, ale gdy już to zrobisz nie wiąż się następnego dnia z drugą dupą.

Wylazłszy z gówna nie należy natychmiast wskakiwać w następne.

TO dopiero jest głupota.

Dzięki takiemu podejściu trzymam się ze swoją nie drugą a trzecią już ponad 20 lat.

Druga to był meteoryt, trigger do rozwodu.

Trzecia i ostatnia póki co robi mi od dekad wszelkie shit testy jakie się da ale nie odchodzi bo je jakoś przechodzę.

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam za wszystkie odpowiedzi, łącznie z tymi opieprzającymi mnie. Ja czuję to, że sporo już zbudowałem i zaczynanie od nowa jest na tym etapie delikatnie mówiąc trudne. Ja na tym etapie (choć kalejdoskop żyje) jestem bliższy ocaleniu rodziny.

Kilka wyjaśnień:

- myślę że mylicie się co do koleżanki. To nie taki typ co się musi i chcę się zabawić. Ona  ma duszę!

- z domem to chodziło o to że było do wzięcia, nie chciałem się pakować w kredyt. Ale teraz To bym się jednak zastanowił. I nie dlatego że się boję to stracić, ale dlatego że za blisko teściowej

- żona nie ucięła nigdy seksu, ona po prostu  go nie inicjuje, a mi wtedy (2-3 lata) stało się tak że na mnie nie działała dostatecznie.

- akurat na ciapowatośc troche moge liczyć @sargon, ale nie na rozsądek, który by się bardziej przydał by to było z głową...

- @Kapitan Horyzont to było zabawne

- @Taboo jedno jest ważne jak piszesz, spokój... wewnętrzny i to mnie dzisiaj trzyma na powierzchni, chwilowo(poza pędem w tym momencie ;)) Dążenie do spokoju poprzez krótki plan i nie myślenie o całokształcie

- @Kares to mnie właśnie boli... Co jeśli popełnię największy błąd odtrącając bratnią duszę?

Przemyślałem to wszystko tysiąc razy w tę i z powrotem. Najcięższe na szali są dzieci, a poza tym nie ma co szarpać, nie zawsze jest się sternikiem.

Dzięki jeszcze raz za wszystkie punkty widzenia. 

Pozdro,  V

 

Edytowane przez vindictive
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma gwarancji że ta kobieta którą masz na boku cię nie kopnie w cztery litery, już wielu idealizowało swoje połówki i obudziło się w dupie, z żoną masz już ustabilizowane życie: zarobki, dom, dorastające dzieci, więc czysto logicznie jak dasz sobie spokój z małżeństwem to i tak możesz zostać sam i to jeszcze jako alimenciarz z długami na ogonie, a jak w łóżku będzie nie teges z małżonką to przecież nikt ci nie zabrania wyrywać na boku/chodzić do burdelu i nikt nie musi wiedzieć. Od problemów żony jest psycholog i terapeuci. Ja bym nie postępował nierozsądnie i nie rozwalał całkiem rodziny zostawiając własne dzieci i wywołując zawiść, bo nie czułbym się dobrze gdyby ktoś mnie uważał za gnoja.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie będę doradzał, ale chcę pochwalić Brać. Proszę sobie wyobrazić ten temat na babskim forum i autor byłby babą, a jego żona mężem. Czy ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości co do rad jakie by szły? Poważnie pękam z dumy. Mimo wszystko stoimy wyżej pod każdym względem, a przede wszystkim moralnym. 

  • Like 5
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 9/13/2019 at 4:30 PM, sargon said:

@JoeBlue

jak się "rozwieść z głową", jak się przyznało wszystkim dookoła do kilku zdrad ?

liczyć na ciapowatość żony ? xD

Ma to ktoś na piśmie potwierdzone u notariusza?

Nawet nagranie na taśmie można podważyć.

Nawet notarialne zeznanie można zmienić.

Z prawem można zrobić wszystko.

Zwykły gość jest za zielony, żeby siadać do pokera.

Weź adwokata, oni w to grają zawodowo.

 

Edytowane przez JoeBlue
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@vindictive

Jak się porównujesz atrakcyjnością fizyczną i dochodami z mężem kochanki?

Zaakceptujesz jej dzieci w waszym  nowym mieszkaniu? Bo zapewne sąd je jej przyzna.

Jak długo trwa wasz romans? Bo po ok 2 latach poziom haju opada.

Liczysz się z tym, że skoro żona nie pracowała, a Ty zarabiasz dużo to może żądać alimentów na siebie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.