Skocz do zawartości

Relacje i doświadczenia rodzinne w kontekście opieki nad rodzicami.


Rekomendowane odpowiedzi

Niebawem zacznie się okres świąteczny, a wraz z nim zacznie przybywać w szpitalnych oddziałach starszych, schorowanych ludzi.

Mam wrażenie, że proceder z roku na rok staję się coraz bardziej popularny, w hospicjach są pojedyncze przypadki gdzie rodzina uczestniczy w wigiliach organizowanych dla pacjentów.

Odsuwajac na bok moralne oceny oraz domysły, czemu taka sytuacja staję się coraz bardziej popularna, w świetle powyższych faktów chciałam zadać pytanie, czy mimo fatalnych relacji, przekazanych wzorców, żalu za nieudane dzieciństwo czy jakikolwiek inny powód, który mocno komplikuje relacje z rodzicami, jesteście w stanie podjąć decyzję o calkowitym odcięciu się od rodziców dokonujących swojego żywota?

Wiem, że wiele osób na tym forum, ma trudne relacje z rodzicami, chciałbym poznać Wasz punkt widzenia.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spójrzmy na ten temat z kilku stron. Na wstępie dodam, że nie popieram, nie utożsamiam się z niżej przedstawionymi sytuacjami!

1. Od trzech lat nie mam styczności z szpitalem na co dzień. Z tego co moi znajomi pracujący w szpitalach opowiadają - ich subiektywnym zdaniem może jedna, może dwie starsze osoby, co trzy tygodnie/co dwa miesiące, widać, że trafiają na "przechowanie" do szpitala. Dlaczego najbliżsi to robią? Z wygodnictwa. Muszę tutaj nadmienić dość istotny fakt - często ludzie przywożą do szpitala starszych krewnych w celu diagnostyki. System służby zdrowia jest słaby, więc SOR już dawno robi za punkt szybkich i tanich badań. 
2. Tak, z lekka opuszcza nas poczucie obowiązku wobec najbliższych, czy rodziców.
3. Zmniejszyła się tradycja rodzin wielopokoleniowych. 
4. Rozwój usług medycznych, czy ogólna standaryzacja jakichkolwiek usług. W wyniku tego rodzina nie czuje potrzeby wykonania przy np.schorowanym członku rodziny czynności związanych z higieną, potrzebami dnia codziennego, czy też aktywizacją chorego. 
5. Czas. Jednak większość społeczeństwa ma zajęty czas w ciągu tygodnia pracą, więc ciężko z babcią jechać na zakupy, do lekarza, czy gdziekolwiek.

Jednak i tak uważam, że jesteśmy nadal w większej mierze nacją, która utrzymuje kontakt z najbliższymi krewnymi, czuje mentalny obowiązek pomocy rodzinie. 
Mieszkałam w Niemczech. Wtedy dla mnie nie do pojęcia było to, gdy moi znajomi swoje niepełnosprawne dziecko oddali do placówki, w której ich dziecko miało całodobową opiekę. Odwiedzali je raz na miesiąc/raz na dwa miesiące.

Jak ja patrzę na powyższe sytuacje? Na razie je obserwuję. Zdystansowałam się, na pewno emocjonalnie nie podchodzę to tego tematu, nie osądzam, ale mogę na bieżąco stwierdzać, że dochodzi do zmian kulturowych, podkreślę, że jest duża standaryzacja wielu usług, także już fizycznie co raz mnie musimy pomagać starszym krewnym.

Jestem przybraną ciotką pewnego 5-latka, który wychowuje się w rodzinie wielopokoleniowej, wielodzietnej. Młody jest genialny pod względem rozwoju, empatii, uspołeczniania się. Na razie jego przypadek dał mi pewną myśl, czy nie bliżej się przyjrzeć zjawisku rodzin wielodzietnych (zaznaczam, że niekoniecznie dysfunkcyjnych) a rozwój społeczny/interpersonalny dziecka. 

Prywata. 
Mój mąż jest z rodziny:
-wielodzietnej,
-dysfunkcyjnej 
-biednej (wręcz skrajnie ubogiej) pod względem materialnym
-rodzice alkoholicy
-ojciec nadużywał przemocy (sory, lał rodzinę ile wlezie)

Teściowa zmarła na marskość wątroby dwa lata temu. Teść nie pije, nie pali od czterech lat. Choruje na serce, płuca, ale wątrobę ma jak 40-latek...
Jak mój mąż odnosi się do ojca? Jak odnosił się do matki? Z szacunkiem, z miłością. Nigdy nie zrozumiem dlaczego pomimo tylu krzywd potrafi z ojcem utrzymać bliską relację. Wiem, że czynnik rodziny wielodzietnej, DDA i naturalna potrzeba ma znaczenie w jego motywacji utrzymania relacji dziecko-ojciec. Jeszcze dodam, że mój mąż jest bardzo wierzący, więc domniemam, że dogmat przebaczania jest u niego dość mocno zakorzeniony.
Odkąd Mój stanął finansowo na nogi (od trzech-czterech lat), wysyła pewną stałą sumę pieniędzy ojcu, by ten miał na najpotrzebniejsze rzeczy (jedzenie, leki). Z rodzeństwem składa się na : opał, ubrania, święta, cykliczny remont mieszkania (moi teściowie doprowadzili mieszkanie do kiepskiego stanu) dla ojca. Mój teściu przechlał życie, a dzieci mu na starość pomagają, utrzymują z nim kontakt. Ostatnio kupili tacie telefon, który umożliwi prowadzić video rozmowy. :D
Naprawdę nie mogę wyjść ze zdumienia, że mój mąż chce utrzymywać relacje z ojcem. Muszę sama przyznać przed sobą, że gdybym miała takiego ojca - wyrzuciłabym go ze swojego życia całkowicie! 
Nie umiem przerobić mojej oschłości wobec mojego teścia. Nigdy nie zabroniłam Mojemu, by odwiedził ojca, wysłał mu pieniądze, jednak na ten moment nie mogę spojrzeć na teścia, jak na członka mojej nowej rodziny. Z tyłu głowy mam komunikat "nie zasłużył na traktowanie go jak członka rodziny, bo narobił dzieci, chlał, nie pracował, lał i nic więcej". Dlatego myślę, że muszę se przerobić tę kwestię, bo wiem, że nasze dziecko ma prawo mieć kontakt z dziadkiem. Wiem, że dla teścia jest cholernie ważne, by wnuk/wnuczka miał/a z nim kontakt. 

Jesteśmy z Moim też w niewygodnej sytuacji. Babcia Mojego jest w DPS. Mieszkamy 700 km od rodziny Mojego, więc wiele spraw związanych ostatnio z pochówkiem (a bardziej innych spraw wokół tego tematu) dziadka Mojego musieliśmy załatwiać telefonicznie. Jedynie możemy finansowo pomagać (w małym stopniu).
Chętnie kupilibyśmy mieszkanie mojemu teściowi, babci mojego męża, by mogli spędzić starość w godnych warunkach, chętnie opłacilibyśmy jakieś sanatorium, leczenia, ale nas nie stać. 


 

  • Like 1
  • Dzięki 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, maggienovak napisał:

Jak mój mąż odnosi się do ojca? Jak odnosił się do matki? Z szacunkiem, z miłością. Nigdy nie zrozumiem dlaczego pomimo tylu krzywd potrafi z ojcem utrzymać bliską relację. Wiem, że czynnik rodziny wielodzietnej, DDA i naturalna potrzeba ma znaczenie w jego motywacji utrzymania relacji dziecko-ojciec. Jeszcze dodam, że mój mąż jest bardzo wierzący, więc domniemam, że dogmat przebaczania jest u niego dość mocno zakorzeniony.

Mój partner jest podobny. Myślę że to wina DDA. Nie ma więzi z rodzicami bo go porzucili ale i tak dąży do spotkan z nimi i dobrze traktuje. 

Za to sama przyznaj że dla Ciebie jest bardzo dobry i kochający. Chce pewnie stworzyć dom którego sam nie mial. Tak mają DDA... chociaż może to być zgubne bo są też zaborczo zazdrośni

11 godzin temu, maggienovak napisał:

Naprawdę nie mogę wyjść ze zdumienia, że mój mąż chce utrzymywać relacje z ojcem. Muszę sama przyznać przed sobą, że gdybym miała takiego ojca - wyrzuciłabym go ze swojego życia całkowicie!

To samo pomyślałam jak zobaczylam zachowanie mojego partnera. Myślę że tylko DDA mogą to zrozumiec

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, maggienovak napisał:

Jednak i tak uważam, że jesteśmy nadal w większej mierze nacją, która utrzymuje kontakt z najbliższymi krewnymi, czuje mentalny obowiązek pomocy rodzinie. 
Mieszkałam w Niemczech. Wtedy dla mnie nie do pojęcia było to, gdy moi znajomi swoje niepełnosprawne dziecko oddali do placówki, w której ich dziecko miało całodobową opiekę. Odwiedzali je raz na miesiąc/raz na dwa miesiące.

Jak ja patrzę na powyższe sytuacje? Na razie je obserwuję. Zdystansowałam się, na pewno emocjonalnie nie podchodzę to tego tematu, nie osądzam, ale mogę na bieżąco stwierdzać, że dochodzi do zmian kulturowych, podkreślę, że jest duża standaryzacja wielu usług, także już fizycznie co raz mnie musimy pomagać starszym krewnym.

Sytuacja z niepełnosprawnym dzieckiem jest inna w porównaniu z sytuacją, o której mówię w tytule, chociażby ze względu na rozłożony w długim czasie wysiłek, poświęcenie czasu czy zasoby pieniężne jakimi trzeba dysponować. 

Sytuacja z umierającym rodzicem jest mówiąc skrótowo doraźna i ograniczona w czasie.

Zmiany kulturowe w społeczeństwie są, ale też nie chciałam wychodzić z dyskusją z tego punktu, bo rozmywa to indywidalne podejście. 

Fajnie, że opisałaś podejście swojego męża do rodziców i własne do teścia (teść, a ojciec to duża różnica), bo daje mi to inne spojrzenie.

Edytowane przez Helena K.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Androgeniczna

Tak, DDA jest częścią życia Mojego, ale myślę, że szukanie i dążenie do utrzymywania relacji z ojcem też wynika z jego świadomych przemyśleń.

U Mojego DDA ukazuje się w następujących zachowaniach/sytuacjach 

- brak mięsa na obiad, brak przygotowania przeze mnie posiłku dla niego. Wtedy z automatu mówi "u mnie w domu nie było obiadów, posiłków, znowu to samo". Dopiero po kilku sekundach po wypowiedzeniu tych słów dostaje trzezwego spojrzenia i np.dostrzega, że wróciłam dopiero z pracy, czy nie zrobił sam zakupów.

- Swięta. Wszystko co związane ze świętami. W okresie świątecznym Mój jest naprawdę nie do zniesienia. Pracujemy nad tym, bo ja nie pozwolę na to, by nasze życie rodzinne w okresie świąt było do dupy.

DDA dostrzegam, rozumiem zjawisko i to mi wystarczy. W końcu to syndrom, który należy minimalizować. Staję się co raz radykalniejsza, rozumiem i darzę empatią pokrzywdzonych, ale to nadal syndrom, z którym należy walczyć.

 

 

@Helena K.

Tak, nie rozdrabiajmy się w dyskusji. 

Tak, wiele zależy od problemu i jego pilnosci rozwiązania w czasie.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, maggienovak napisał:

- brak mięsa na obiad, brak przygotowania przeze mnie posiłku dla niego. Wtedy z automatu mówi "u mnie w domu nie było obiadów, posiłków, znowu to samo". Dopiero po kilku sekundach po wypowiedzeniu tych słów dostaje trzezwego spojrzenia i np.dostrzega, że wróciłam dopiero z pracy, czy nie zrobił sam zakupów.

To u mnie jest całkiem odwrotnie. Każdy mój najmniejszy gest bardzo docenia. Nie był kochany przez rodziców więc czuje się odrzucony. U niego w domu nie tyle nie było obiadów co nie było w ogóle jedzenia. Jako 1,5 roczny dzieciak jadł suchy makaron z głodu bo byl sam w domu. Kiedy okazuje mu jakiekolwiek gesty miłości czuje sie kochany przez kogoś bo wcześniej tego nie miał. 

Masz ze swoim troche przerąbane przez to DDA.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przerabane? Nie, bo wiem, że to dobry facet, który teraz jest świadom wielu rzeczy. 

A tym bardziej sama uczę się egzekwowania zachowań (u siebie i u Mojego), które w większości przypadków niosą obupólną korzyść dla naszej relacji.

 

Nie będę się licytować, który z Naszych miał gorzej.

Dla mnie wspomnienia mojego są naprawdę traumatyczne.

Tesciu potrafił strzaskac miednice babci, ruchał jakąś zachlaną qrwę przy dzieciach, moja teściowa rozgotowywala ryż w dużej ilości wody, by dzieciaki chociaż coś zjadły. 

Moja teściowa w ostatnich chwilach życia wołała o wódę.

Ale nie ma co przywoływać diabłów przeszłości.

Życie toczy się dalej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Androgeniczna napisał:

Jako 1,5 roczny dzieciak jadł suchy makaron z głodu bo byl sam w domu.

WTF?!

 

3 godziny temu, Androgeniczna napisał:

Kiedy okazuje mu jakiekolwiek gesty miłości czuje sie kochany przez kogoś bo wcześniej tego nie miał.  

A wkładasz mu palec do ucha? I cieszy się?

 

Ja pierdziu... @Androgeniczna z której dziury żeś ty wyszła?

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 26.10.2019 o 18:29, Florence napisał:

No tak bo Twój jest najlepszy, ideał wśród innych DDA, wziął z tego syndromu praktycznie same pozytywne cechy - zgadłam????

Jakie to już jest nudne i przewidywalne. :D

Przecież wymieniłam również wadę, a nawet dwie - przez DDA jest zaborczy i zazdrosny. Więcej cech negatywnych połączonych z tym syndromem nie ma lub ma ale nie są one dla mnie negatywne.

W dniu 26.10.2019 o 18:53, Cortazar napisał:

A wkładasz mu palec do ucha? I cieszy się?

Jeśli okazujesz miłość wkładaniem palca u ucho to coś z tobą nie tak :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko mi się odnieść, bo sama mam fajnych rodziców, dzieciństwo było normalne i nudne. Czasem mamy napięcia i daleko im, i mnie też, do ideałów. Wiem, że gdy nadejdzie dzień to oboje z bratem im pomożemy. 

 

Patrzę jednak na relacje choćby mojego syna, który wiele przez ojca wycierpiał, a jednak czeka z utęsknieniem na każdy jego znak życia.. Myślę, że pomimo wszystko wspracia by udzielił. 

Boję się tylko jednej rzeczy, że gdy będzie dorosły i będzie mu się wiodło w życiu to ojciec będzie chciał go wykorzystać finansowo. Ale na to nie mam wpływu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 26.10.2019 o 18:29, Florence napisał:

No tak bo Twój jest najlepszy, ideał wśród innych DDA

Androidalna, Andro-Idealna ;) 

 

Po tym jak mi ojca wykończyła szpitalna sepsa, została mi tylko mutti. Kochana kobieta, serce na dłoni, ale z jej nadopiekuńczością musiałem walczyć od dziecka. W miarę dorastania, coraz to większymi podłościami. Teksty nastolatka na pytanie "a gdzie byłeś" - na dziwkach, rzucałem niemal od niechcenia. Chyba odwet za te kalesonki wdziewane w dzieciństwie na siłę ;) Ale poskutkowało. Nie ma absolutnie żadnej przestrzeni w którą by mi się wcinała, choć własne urodziny zaczynam od składania życzeń jej. Kiedyś ojciec mi powiedział, że jak wyjechałem na studia to płakała całymi dniami. 

 

W sumie jak rodzina długa i szeroka, nie mam z porzucaniem staruszków osobistych doświadczeń, choć mam świadomość istnienia zjawiska. W ogóle uwielbiam staruszków rodzinnych. Zwykle to są (i w większości - już były) barwne i ciekawe byty. Węc nawet już tylko we wspomnieniach. Uwielbiałem wszystkich i to chyba z wzajemnością. W zasadzie byłem wnuczkiem wielu babć i dziadków, choć jestem swego rodzaju, rodzinną czarną owcą (czarnym baranem niekiedy). Tak się kiedyś zastanawiałem nad tym i łączy nas wszystkich chyba coś w stylu ducha rodziny. Zawsze ktoś kogoś doglądał czy opiekował się w jakiś sposób. Zwykle miało to formę rotacyjną, więc każdy bez trudu mógł uszczknąć odrobinę swojego czasu i zaangażowania. 

 

Póki co, moja mutti ma drugiego męża, dobroduszny i poczciwy człowiek. Bardzo opiekuńczy i oddany. Wprawdzie mieszkają pół tysiąca kilometrów ode mnie, ale plan "awaryjny" zakłada zakup lub wynajęcie jakiejś kawalerki w pobliżu, na tyle że będę mógł wpaść ze śniadaniem czy jakkolwiek doglądnąć. Mieszkanie razem kompletnie odpada, ja nawet w ramach swej skrajnej terytorialności ciężko znoszę ich wizyty na parę dni. Ale po prostu nie wyobrażam sobie pozbycia się jej oddając do jakiegoś ośrodka czy szpitala na dochówek do czasu pochówku. 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten wątek dał mi do myslenia...

Co sie dzieje z moją Matką teraz? Czy spłaciła zadłuzone mieszkanie? Co się stanie jak faktycznie zachoruje? Czy chętnie przyjmie pomoc ode mnie, czy tak samo jak Babcia mojej Matce, zada pytanie mi :" po co tu przyjechałaś?"

Co zrobiłabym gdybym dowiedziała się o chorobie mojej matki?(wiedząc też że jest książkową hipochondryczką i ona już " przebyła" tysiące egzotycznych chorób) 

Pewnie bym próbowała się dowiedzieć czegoś więcej i poleciałabym, choć miałabym bardzo mieszane uczucia... 

 

Swoją historię już parę razy tu przytaczałam. Jestem póki co na etapie izolowania się od mojej matki i nie trzymania z nią kontaktu. Moja Mama ma już 63 lata i coraz bardziej przypomina charakterem moją babcię. Ma bzika na punkcie pieniędzy, wypomina dalej mojemu ojcu wszystko, choć on już nie żyje. Ona robi z siebie dewotę i ma bardzo życzeniowe podejście do innych jak i tez do samego życia. Nienawiść robi z niej wraka człowieka. Nie dba o siebie kompletnie. Ma też zły wpływ na mojego brata schizofrenika. który przy niej nie ma żadnej motywacji bo ona wysysa wszystko co pozytywne z człowieka.Tak więc... w moim rodzinnym domu jest rozpacz i nędza. Ja już od ponad 5 lat jestem od tego wolna. I dobrze mi z tym.

 Prób utrzymania z nią dobrych stosunków miałam mnóstwo. One utwierdziły mnie w przekonaniu, że to walka z wiatrakami. Jednak w z tyłu głowy kołacze mi się, że źle się do tego zabierałam i nie miałam wystarczająco sił by to udźwignąć. 

Jestem generalnie osobą, która nie lubi mieć konfliktów z ludźmi. Nie lubię jak atmosfera konfliktu wisi nade mną non stop. Wolę rozwiązywać wszystko na świeżo. A z drugiej strony są sytuacje jak z moją Matką, gdzie nie da się w żaden sposób naprawić relacji, bo druga stronie nie współpracuje i nie wykazuje żadnej inicjatywy/ chęci. 

 

Napisałam list do mojej mamy parę miesięcy temu. Nie ma żadnego odzewu.  Mnie osobiście ten list pomógł, jednak nie wiem co moja Matka na to. Podejrzewam, że ma bardzo dużo żalu do mnie o to co napisałam. Zawarłam w liście dobre jak i złe rzeczy. Znając ją, skupiła się głównie na tych złych, nie wierząc w dobre słowa, które napisałam. Ona patrzy na świat tylko w odcieniach szarości . Od dawien dawna nie przyjmuje do siebie nic pozytywnego. Dlatego na tą chwilę dalej uważam, że jakiekolwiek kontakty z nią są zbyteczne. Nie chodzi o to by ją zmieniać. Jednak nie potrafię przemawiać w takim samym języku jak ona. Nie dogadamy się. Ona nie rozumie mojego optymizmu. Ja rozumiem jej pesymizm ale go nie przyjmuję i nie jestem w stanie zaakceptować. Dwa różne światy. 


 

 

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, maggienovak napisał:

W czym jest Twoja matka podobna do swojej matki(Twojej babci)? 

Bardzo wyraźne cechy, które widzę u mojej mamy a miała też Babcia to przykładanie dużej wagi do pieniędzy, chęć trzymania wszystkiego pod kontrolą ale przy tym wygodnictwo ( czyli nie przemęczenie się, za to wymaganie dużo od innych). Nieufność względem ludzi, bycie odludkiem społecznym i pesymizm. Moja Mama ma dużo kompleksów i postrzega prawie wszystko jako atak na własną osobę. To samo miała moja Babcia. Gdy przyjeżdżaliśmy do niej, pomóc jej przy ogródku, remoncie sieni,  albo po prostu w gościnę, to zawsze miała naburmuszoną minę. Gdy przebywa się z moją Mamą parę godzin, zwykle tematy rozmów toczą się o przeszłości, o tym jak jej źle, "no ale muszę sobie jakoś radzić, nie mam wyjścia". Tak jak u mojej babci zatrzymał się czas. Zaniedbywała swoją chatkę, w ogródku miała ziemniaki i je regularnie zbierała , gromadząc je w zapchanej już gratami szopie. Wszystko chomikowała, prawdopodobnie dlatego, że dorastała w czasie wojny. Straszny liczy grosz z niej też był. Potrafiła po parę razy sprawdzić czy ktoś nie podwinął jej kasy z reszty jak wysłała go na zakupy.

 

Cóż, moja Mama ponoć gdy była panną, była dość ułożona, i nie zaniedbywała swoich obowiązków, Dom był zawsze wypieszczony, obiad na czas. Gotowała świetnie i nie powiem - w tej kwestii później dużo mnie nauczyła za co jestem jej wdzięczna.

Zajmowała się domem, dziećmi, choć nie przepracowała za wiele w swoim życiu. Jedynie na polu gdy była dzieckiem charytatywnie dla Babci. a później po zawodówce parę lat w sklepie. 

Moja mama była najmłodsza z rodzeństwa ( jak ja) . Nie znam dokładnie historii, ale raczej moja Mama też się buntowała przeciwko własnej matce.

Moja mama powtarzała, że kocha swoje dzieci i chce dla nas jak najlepiej, że nie chce takiego domu jak ona miała. Jednak nie do końca jej to wyszło. Bije od niej egoizmem i kompleksami na kilometr. Gdy już nas wychowała, zaczęła żądać od nas pomocy, bo przecież ona nas przewijała, otaczała matczyną opieką. 

Sytuacja w moim domu zaczeła się pogarszać totalnie ponoć chwile przed moimi narodzinami. Mój Tata jeździł częściej do Niemiec + pracował na hucie. Moja mama zostawała z 4 dzieci w domu będąc w cięży ze mną.

Z tego co tez prześledziłam, to rodzina od mojej Matki generalnie wydaje się mieć dużo kompleksów i problemów psychicznych, Wszystko wszystkim wypominają i wisi nad nimi wszystkimi jakaś taka atmosfera niezgody. Rodzina od strony ojca to głównie ciężko pracujący, pozytywnie nastawieni ludzie. Jak odwiedzam moich stryjków i ciocie od strony mojego Taty to zawsze jestem mile widziana. jest dużo śmiechu i radości. Wszyscy się ze sobą integrują i miło potrafią spędzać czas nie chowając urazy zbyt długo. 

Moja mama mnie probówała trzymać jak najdalej od rodziny ojca, jak w sumie od niego samego, cały czas biadoląc na niego przy mnie. Wszystko przez jej kompleksy. Czuła się nie akceptowana przez nich, czuła że o niej źle gadają i oceniają. Bardzo skupiała na tym uwagę. Ich żarty brała za bardzo do siebie i rozumiała opacznie no i generalnie znalazła 1000 powodów by nienawidzić rodzinę Ojca, począwszy od swojej teściowej.  " Wszyscy (nazwisko ojca) są tacy sami!" - mówiła. 

 

Mam duże obawy, że jestem też zarażona tym. Nie chcę być jak moja mama i mam nadzieję, że to nie nastanie. Dlatego ciężko nad sobą pracuję i obserwuję siebie. Wolę bać za przykład rodzinę mojego Ojca i z nimi chętniej trzymam kontakt niż z moją matką. Zauważyłam że złe kontakty z Matką przechodzą też z pokolenia na pokolenie w mojej rodzinie. Mam nadzieję, że na mnie się to skończy. ( i tak daleko mi do planowania dzieci, o ile w ogóle...) 

Generalnie jestem pogodzona z tą sytuacją. Mimo wszystko przytuliłabym moją Mamę. Choć jej nastawienia nie zmienię i nie sądzę, że kiedykolwiek będzie między nami dobrze.

Ja byłabym gotowa naprawić tę relację ale tylko gdy bym zobaczyła, że ona też chce i w końcu widzi problem. 

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że potrafię zrozumieć całkowite odrzucenie rodzica przez dorosłe już dzieci, tylko w przypadku kiedy ten znęcał się nad nim psychicznie i/lub fizycznie i z premedytacją.

W każdym innym przypadku uważam to za przejaw okrucieństwa, niewdzięczności, egoizmu, wygody i własnego szeroko rozumienego spierdolenia i rozdętego ego.

(Nie odnoszę się do żadnego z przypadków obecnych tu użytkowników ponieważ przeczytałam tylko temat, żadnej odpowiedzi.)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Helena K. często jest tak że ci rodzice co są odwożeni na święta do szpitala, zaprzęgają uwagę rodziny przez reszte roku. I z reguły to ta najtroskliwsza i najbliższa tak robi bo reszta rodziny jest daleko.

Głupio to zabrzmi ale ludzie chcą urlopu od opieki.

Dzieci wysyła się na kolonie czy ferie. A rodzica?

Nie ma jak. Zawsze jest stygma. To że przez 360 dni się skacze dookoła np. Babci po wylewie się nie liczy. Liczy się tylko to że na 6 dni oddaje się ją do szpitala bo np. chce się zająć sobą i/lub sypiącym związkiem 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Patton napisał:

Ale kiedy odpowiadasz, to płacisz swoim czasem

Nawet nie to, ale cicho sza, bo jeszcze biedaczka np. zacznie siedzieć po ciemku ;)

To że budowlanka to nie tylko budownictwo jakoś jeszcze łączy, ale reszta to czarna otchłań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 26.10.2019 o 15:36, Androgeniczna napisał:

U niego w domu nie tyle nie było obiadów co nie było w ogóle jedzenia. Jako 1,5 roczny dzieciak jadł suchy makaron z głodu bo byl sam w domu.

Tak kurwa jasne.

I on Ci to powiedział?

Zapytaj go jak było na swoich pierwszych urodzinach, na pewno pamięta.

 

Myślę, że chodził też boso w zimę i jadł korę z drzewa na obiad.

Ty to masz fantazję Cuba libre.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Jan III Wspaniały napisał:

Tak kurwa jasne.

I on Ci to powiedział?

Tak on mi to powiedział a wie to od babci która go z tego syfu zabrała na wychowanie. 

Przemyśl zanim coś głupiego napiszesz. On naprawdę miał ciężkie życie i potworną rodzinę. Gdyby nie babcia byłby pewnie w takim samym slamsie teraz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.