Skocz do zawartości

Czy taka walka ma sens


Polmartwy

Rekomendowane odpowiedzi

Witam bracia postanawiam opisać dzisiejszą akcję bo już sam niewiem co mam o tym wszystkim myśleć. 

 

Mieszkam aktualnie w jednym domu z rodzicielami. Nie mamy ze sobą jakiegoś super kontaktu i jesteśmy ludzmi o całkiem innych poglądach na życie. Być może zapomnieli już jak to jest mieć te lata co ja ale najgorszym problemem jest nieustanne dopierniczanie i szukanie dziury w całym. Dosłownie czasami nie ma innych tematów. Zauważyłem, że ojciec przyjął postawę jakiegoś "kontrolera jakosci" w naszym domu. Choć żyjemy na bardzo dobrym poziomie dzięki wspólnej pracy to widzę cały czas niezadowolenie na ich twarzach. Może jestem już jakoś przewrażliwiony w temacie ale chyba sam powoli przyjmuję przekonanie, że problemem jestem JA. 

 

To myślenie kiedyś doprowadziło mnie bardzo nisko ale dzięki pracy nad sobą po tym jak trafiłem na forum i znalazłem wskazowki jak dbać o siebie jest mi o niebo łatwiej. Ostatnio przyjalem postawe nazwijmy to, że nie pozwalam sobie wchodzić na głowę i cisne z nimi kiedy oni starają się pocisnąć ze mna. Tym razem to wszystko poszło nie w tym kierunku co trzeba tym bardziej, że przed sobą miałem dwóch oponentów a więc i dyskusja była nazwijmy to ciekawa.

 

Nie jestem prosty, że tak sobie powiemy ale nie mam złych intencji i chciałbym żeby życie które ogarniamy wyglądało jak należy. Niestety. Ciągle czarne chmury, ciągle wszystko źle i niedobrze.

Dziś poszło o błachostke. Ojciec zapytał się o coś(ogólnie winnym większości awarii w domu jestem ja więc i guma pod poręcza miala być moją sprawką z tym, że coś  mi podpowiada że skoro tam była więc musi mieć min. 10 lat) jak to odebrałem pretensjonalnym tonem więc i ja się wkurzylem i odpowiedzialem ostro. I poszło starym schematem. Powinienem to może wykropkowac ale opisze po krótce główny nurt. NIGDY się nie starasz, NIC w domu nie robisz przy czym właśnie tego dnia nawet nam nieźle poszło przy pracy. To podcina skrzydła. Wmawianie: rozejrzyj się dookoła jak ty z ludźmi żyjesz, nikt cie nie lubi, gdzie masz kolegów itd itp.

 

Kiedy odpowiedzialem, że "uznanie i szacunek" otoczenia nie jest mi potrzebny do szczęścia a moi koledzy dawno porozchodzili się po świecie to nastąpiło zwarcie. Szkoda tu już przytaczać genialnych rad typu znajdz sobie nowych kolegów i staraj się żeby cie ludzie lubili. Już to przechodziłem starałem się aż za bardzo więc nie nie skorzystam. No ale w czym rzecz. Dyskusja trwała nadal i jest to typowe przerzucanie sie argumentami. Kiedy wygrywam( w moim mniemaniu) jestem nazywany filozofem, nikt tak nie żyje i nie myśli jak ja. No właśnie to jest to co zawsze bardzo mnie bolało ale nauczyłem się nie zwracać na to uwagi. Zawsze zakłuje ale można to przemilczeć. Ciągłe porównywanie do ludzi z otoczenia. Wszyscy mają takich wspaniałych synów tylko nie mój ojciec. No cóż. Starałem się. Może ma rację.

 

Trudno jestem jaki jestem. Wiem, że ludzie z którymi mnie porównuje mają mocne strony ale widzę też u nich mase słabości. On też bo raz potrafi na kogoś nadawać a potem kazuje mi brać z niego przykład. W sumie gdyby nie forum to dziś nie wiedział bym kim jestem tak na marginesie. Kiedy zacząłem stawiać granice i stwierdziłem, że należy mi się jakiś szacunek to staruszek ma tylko nową szyderkę. Może mi teraz dowalic mówiąc, że wymagam szacunku od innych. W jego oczach jestem książę bo chce żeby mnie inni szanowali. No kur**. Ja mam to już w sumie w dupie i wytłumaczyłem to tak, że nieraz nie masz na to wpływu czy ktoś cie będzie szanował tak naprawde czy nie. Oczywiście jestem znów filozofem i pewnie jeszcze coś brałem bo tak mówię. Litości. O tym jak sie zachowywała trzecia strona podczas tej rozmowy nie wspomne bo nie miało to sensu i było tylko zwykłym dolewaniem oliwy do ognia. Czasami się czuję zaszczuwany przyznam i zauważyłem, że ostatnio odpłacam sie tym samym. Jak sobie z tym radzic?

 

Mam takim ludziom przyznawać racje mimo, że kategorycznie się nie zgadzam? Spuścić głowę i uciekać? Kiedyś może tak robiłem uciekałem w to i tamto dla świętego spokoju ale dziś widzę że jak się porządnie za to wszystko nie wezmę to będzie marnie. Czy to naprawdę musi się skończyć tak, że mam wziąć swoje graty i odejść? Nie chce ranić tych ludzi. Bardzo ich kocham. Lecz widze sporo rzeczy do naprawy. Tylko, że co ja tam wiem o życiu pewnie jakieś pierdolety wyczytane w internecie. Ja nie mam racji.  Staruszek rzadko trzymał moją stronę. Założę się, że jakbym został pobity to byłby święcie przekonany, że sam jestem temu winien. Mamy otoczenie jakie mamy. Podejrzewam, że  starzy "koledzy" starają się dowalic ojcu obgadujac mnie do niego. Już z nim o tym gadałem. Tłumaczyłem mu żeby się tak nie przejmował.

 

To już wogole odrębna gałąź problemu pod tytulem "a co ludzie powiedzą". Bardzo mnie to, że się tak delikatnie wyrażę denerwuje.

Czy można naprawić relację z nimi tak żeby się dało jakoś po swojemu żyć? Jakieś doświadczenia? Kilka razy już wyjeżdżałem lecz nie do końca podoba mi się za granicą. Nie jestem pewien czy to dobry pomysł budować na zachodzie swoją przyszłość. Naprawde moglibyśmy fajnie żyć tutaj. Tylko jak ich przekonać żeby zajęli się bardziej swoim życiem i przede wszystkim nauczyli cieszyć z niego. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja już całkowicie straciłem do mojej rodziny cierpliwość. Nie wdawaj się z nimi w żadne dyskusje, Wasza relacja się wyczerpała. Po prostu do nich nie mów, nawet nie patrz na nich. Rób swoje i porzuć nadzieję. Oni już nie są tymi osobami, co kiedyś się tobą opiekowali. To toksyczne środowisko. Zobaczysz, samemu będzie ci o wiele lepiej. A wtedy, jeśli Bóg przyzwoli, pojawi się inna droga. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Polmartwy Twoi rodzice, powinni okazywać ci miłość jako dziecku. Niezależnie czy masz lat 15 czy 30, oraz szacunek, mimo że możesz mieć inne zdanie na dowolny temat(religii, polityki, itd)

Jeśli tego nie robią, coś się posypało. Jeśli tak to ani nie przekonasz ich do swojego zdania ani do poszanowania twojej osoby.

Jeśli cię stać, wynajmij sobie gdzieś pokój. Czy zamieszkaj z znajomymi.

Po pierwsze zyskasz wolność. Po drugie będziesz odpowiedzialny tylko za siebie.

Szkoda tracić nerwy(a w tym zdrowie).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogi bracie, przedstawię Ci mój punkt widzenia, a Ty zrobisz z tym co uważasz za słuszne.
Uważam że i tak masz w miarę "lajtowo" i tak jak powiedzieli bracia, nie wlejesz im wiedzy do głowy już bo to po prostu inne pokolenie, nie jesteś sam z "filozofowaniem" i moim zdaniem powinieneś pomyśleć nad własnym lokum.

Pewnie sobie pomyślisz "dlaczego?"
Zacząłeś stawiać granice, rozwinąłeś się, nie dajesz sobie w kaszkę dmuchać, czego twój Tato już nie zniesie, ponieważ on był zawsze tym czynnikiem decyzyjnym, on powiedział i miało tak być, dlatego stara się zbić twoją samoocenę.
Nie wiń go za to, zaczyna się czuć zagrożony ze swoją pozycją, ponieważ łamiesz jego myślenie jak zapałki, Ja miałem coś na wzór:
- Odcinania prądu po 22 mimo tego że dorzucałem się do wszystkiego
- Wszystko było źle, nawet jak wyremontowałem całe mieszkanie
- Zamykanie mi mieszkania tak żebym nie mógł wejść po północy.

Mógłbym tu jeszcze wymieniać wiele aspektów ale skończyło się dla mnie to tym że w rodzice oznajmili mi że sobie wracają w rodzinne strony tam gdzie się wychowali i "Musisz sobie radzić" i trzeba było się zakredytować i dać sobie radę.

Dziś nie żałuję że zostałem wypchnęli mnie z domu, jestem im nawet wdzięczny, nauczyłem się wiele, i pewnie jeszcze nie raz nauczę, ale nasze relacje się poprawiły, mimo tego że dalej "filozofuję" to widzę że stosunek moich rodziców się do mnie zmienił i poprawił.

Dlatego ja bym skupił się już teraz na jak największym zebraniu zasobów na własne lokum bądź spróbowaniu wynajęcia czegoś, przecież zawsze możesz wrócić, przyjść / przyjechać na obiad w niedzielę.

Ale od Ciebie zależy czy twoje lokum stanie się dla Ciebie więzieniem, czy odwrotnie to już zależy od Ciebie.
A uwierz mi Bracie komfort tego że:
- Przyjedziesz do siebie kiedy chcesz, jak chcesz, w jakim stanie chcesz.
- Gotowanie ? Papusiasz na mieście, albo sobie sam zrobisz, jak umiesz zrobić rosół to ugotujesz każdą zupę bo przepis to tylko baza.
- Pranie ? Masz metki na ubraniach, jasne rzeczy osobno, białe osobno, ręczniki i tekstylia osobno wszystko ładnie pisze a pralka pierze sama, proszek / tabletki, płyn zmiękczający, do ciemnych do jasnych, wszystko masz w sklepach.
- Coś się zepsuje? Wszystko masz w internecie + usługi jak cię stać

Widzę że nie jesteś jak ja to mówię "grubo ciosany" tak że zawsze zajęcie sobie znajdziesz nawet jak będziesz sam, a to książeczka, a to wyjście gdzieś, praca, ulubiony fotel i życie się kręci, ale masz spokój.

Pozdrawiam ! 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odzew. 

7 godzin temu, VIREK napisał:

Uważam że i tak masz w miarę "lajtowo" i tak jak powiedzieli bracia, nie wlejesz im wiedzy do głowy już bo to po prostu inne pokolenie, nie jesteś sam z "filozofowaniem" i moim zdaniem powinieneś pomyśleć nad własnym lokum.

Myślałem nieraz o tym, że nie jest tak źle. Ale uwierz, że były też momenty gdy myślałem o tym, że wolałbym dostać po ryju  i żeby był spokój a nie słuchać tych celnie wymierzonych "panczy". Masz racje to wszystko ma mi zbić samoocene. Z jednej strony wiem teraz, że byle chujek mi nie da rady ale akurat od tego człowieka chciałbym wsparcia. Nie, że go nie mam bo wiele mnie nauczył i mam swoja strefę komfortu dzięki nim. No ale jaki on ma w tym interes żebym był  słabszy skoro można by zjednoczyć siły i naprawdę godnie żyć tego nie rozumiem być może kiedyś do tego dojde. Troche mnie to przeraża, że odkąd skończyłem szkołę i pracujemy razem mimowolnie przejmuje niektóre schematy. 

Jeśli chodzi o ogarnianie domu to z tym nie mam problemów, pranie, sprzatanie oceniam u siebie na bardzo dobry a i z gotowaniem się nie cackam i nawet wole jak mi się nikt po kuchni nie snuje bo łapię agresora ostatnio. 

Ucieczka/wyprowadzka to nie rozwiązanie w moim odczuciu. Gdybym mieszkał w malym ciasnym mieszkaniu to bym się raczej nie zastanawiał wiele. Tylko, że ja byłem już "na swoim". Było dobrze owszem. Nie było łatwo to też. Ale tesknilem za dawnym życiem. Nawet sam z siebie się śmiałem, że to syndrom sztokholmski. Wróciłem. Wiem jak ta "samodzielność" tam wygląda. Musi być jakieś wyjście.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Polmartwy napisał:

Musi być jakieś wyjście.

 

   Załóż własny, równoległy biznes. 

Widzę że masz ochotę czymś zaimponować staremu i otoczeniu. Lubisz swój dom, tylko ..., starzy. Ojciec Cię kocha i jego sposób na Ciebie 

to ciągłe upominanie, prostowanie, porównywanie do innych, ale to wszystko ma sprawić abyś był lepszą wersją niego. Rodzice zawsze martwią się

o potomstwo, i robią to tak jak potrafią.  

   Znajdź sobie kwaterę, zbyt dużo przebywasz z rodzicami, wspólna praca i mieszkanie to za dużo wspólnego czasu. Irytujesz trochę swojego ojca,

bo naruszasz jego przestrzeń, czyli jego dom. To trzeba zrozumieć że dojrzały rodzic płci męskiej oczekuje że jego syn w pewnym wieku powinien 

'wyfrunąć z gniazda' i radzić sobie w życiu samodzielnie. Kiedyś było wojsko, 2 lata w armii czegoś uczyło, osobiście nie polecam bo w/g mnie to 

były dwa zmarnowane dla mnie lata, ale uczyło życia w grupie, tolerancji dla innych i ogólnej samo dyscypliny. Teraz jest min. wyjazd za granicę,

gdzie sobie poradzisz lub nie. Ty już tam byłeś, nie spodobało Ci się i ok, wróciłeś do domu bo tu bezpiecznie i swojsko. Wiąże się to z Twoimi

wspomnieniami z dzieciństwa gdzie rodzice dbali o Ciebie, było słodko i bezpiecznie. Teraz gdy dorosłeś, zajmujesz przestrzeń ojca, który chce dla Ciebie

jak najlepiej ale na Twoim, swoim. Pogadaj z nim o tym, powiedz że chcesz iść na swoje, małe mieszkanie, może pomoże Ci finansowo, w formie pożyczki.

 

   Sam mam dwóch synów za granicą, dorabiają się. Przyjeżdżają do domu dwa razy w roku, cieszę się z tego, ale jednocześnie wiem że znowu będzie w domu syf,

będą imprezy i późne powroty do domu. No leczy mnie to, mimo że cieszę się że są w domu. Zauważyłem że z wiekiem mam zapotrzebowanie na spokój i 

stabilność którą min. jest ułożone spokojne i poukładane życie. Straciłem w sobie coś takiego jak "tacierzyństwo", dzieci wychowane, samodzielne, to znaczy że już mnie nie potrzebują,

okres ochronny się zakończył i kocham synów, ale najlepiej na odległość:

 

Bo mój dom jest moim domem!

 

Pozdro młodszy Bracie.

 

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Polmartwy napisał:

Czy to naprawdę musi się skończyć tak, że mam wziąć swoje graty i odejść?

A widzisz jakieś inne wyjście?

 

Konflikty się piętrzą o jakieś rzeczy z dupy, jesteś nie szanowany, wgniatany w ziemię. Rodzice też potrafią być toksyczni. A może sam jesteś toksyczny i musisz gdzieś swoją głowę ogarnąć. Przy nich tego nie zrobisz. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Adolf napisał:

Widzę że masz ochotę czymś zaimponować staremu i otoczeniu.

Coś w tym jest. Pamietam jak zawsze wracał wkurwiony z tej roboty. Patrzyłem za dzieciaka jak się męczy i klnie pod nosem i nie chciałem tego bo widziałem, że jest ciężko. Kiedy sam sprobowalem to odkrylem po jakimś czasie, że wracam tak samo wkurwiony jak on kiedyś. Zrozumiałem jak ten zawód wysysa życie jeśli nie masz odpowiedniego nastawienia. Potem było bardzo bardzo ciężko głównie za sprawą otoczenia i dzięki mojej bezczynności przede wszystkim. Zrozumiałem dzięki temu, że mogę liczyc tylko na siebie i tak naprawde nie potrzebuje niczyjego uznania. Niezły kawał siebie w to włożyłem. Mogę jeszcze wiecej i nawet zaczyna mi się chcieć. Byle z fartem.

Dzięki @Adolf za ten wpis. I calej reszcie również dziekuje za udział w dyskusji.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyprowadź się człowieku. Mi się perspektywa totalnie zmieniła, jak żyję na swoim. Większość ludzi nie powinna mieć dzieci. To po pierwsze. Po drugie ze starymi się nie dyskutuje. Od starych się spierdala, jak tylko nadarzy się taka okazja. Dyskutować można, jak jesteś w stanie odwrócić się na pięcie i spierdolić i kiedy nie jesteś uzależniony finansowo. 

 

Z nikim nie powinieneś się dzielić alternatywnymi myślami, bo to nie są myśli od dzielenia się światopoglądem, tylko od działania.

 

Kolejny, który chce zmieniać życie starych. Człowieku, ty zajmij się sobą, a nie zbawianiem świata. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Polmartwy przez splot ostatnich wydarzeń w moim życiu i chwilowej sytuacji finansowej wróciłem na chwilę do moich rodziców. Wiem o co chodzi. Jak tylko poprawi mi się sytuacja finansowa znikam stąd. Ojciec chce mieć swobodę w domu, mieli z mamą ustalony rytm życia a ja im go trochę zakłóciłem. Tobie radzę to samo, jeśli jesteś w stanie się sam utrzymać finansowo (zrobić koło siebie pisałeś że umiesz) to się wyprowadź, będzie to z korzyścią dla nich i dla Ciebie. Twój ojciec zapewne chce dla Ciebie dobrze ale nie umie tego inaczej wyrazić i w taki sposób to okazuje. Mój jest podobny, też mam docinki ale jak mówiłem, jak tylko będę miał możliwość znikam dla ich i swojego dobra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.