Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Prosiłbym moderatorów o wyrozumiałość  i pozwolenie na udzielaniu się w temacie pań. Ew o przeniesienie do odpowiedniego działu w rezerwacie.

Temat zakładam ze względu na to zdanie(i brak możliwości pisania PW)

18 minut temu, NimfaWodna napisał:

Byłam w ciaży, ale dziecko straciłam w 6miesiacu. Bylam 10kg cieższa i hormony też oszalały. Doszłam już do siebie.

 

Śmierć dziecka, jest jednym(jeśli nie)najbardziej traumatycznym przeżyciem.

 

W jaki sposób poradziliście sobie z tym doświadczeniem. Wsparcie rodziny, psychoterapia?

Zostaliście z tym samym partnerem?

Nadal chcecie/macie następne, dzieci?

 

Zapraszam szczególnie @NimfaWodna do podzielenia się swoim doświadczeniem.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem. Również straciłem dziecko.
W tym, że do tej pory, nie poradziłem sobie z tym doświadczeniem.
Wiem, to nie była moja wina. Męczy mnie jednak to, że nie potrafiłem w tym czasie, być wsparciem dla swojej partnerki.

 

@NimfaWodna W jaki sposób, ty poradziłaś sobie z tym poradziłaś?

Planujesz mieć jeszcze potomstwo?

Jesteś z tym samym partnerem?

Edytowane przez Dakota
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

58 minut temu, Dakota napisał:

W jaki sposób poradziliście sobie z tym doświadczeniem. Wsparcie rodziny, psychoterapia?

Zostaliście z tym samym partnerem?

Nadal chcecie/macie następne, dzieci?

Nie jestem z nim. Tzn. On wspierał mnie po tym co się stało. Ale to ja chciałam zacząć życie od nowa. Jest 12 lat starszy ode mnie. Facet ogarnięty życiowo. Wiele się od siebie nauczyliśmy. Dzieci nie chce. Nie chce związków.

Jeśli chodzi o rodzine to mam mieszane uczucia. Miałam straszna wojnę z ciotką, która obrabiała mi dupe. Od początku wręcz źle mi życzyła. Jej słowa: "jeszcze się przejezdziesz na związku z rozwodnikiem". Reszta rodziny hm... jest miedzy nami przepaść

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiem jako facet.

Żona w pierwszej ciąży poroniła.

Druga od samego początku była mocno zagrożona a do tego jeszcze w trakcie ciąży lekarze zdiagnozowali bardzo poważną wadę serca.

Dzieciak niestety nie dał rady. Widziałem wszystko na własne oczy i choć nie pamiętam już obrazów to w pamięci pozostaje bardzo żywe wspomnienie bólu.

Pamiętam codziennie a raczej nie mogę zapomnieć codziennie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Oddawaj Fartucha napisał:

Odpowiem jako facet.

Żona w pierwszej ciąży poroniła.

Druga od samego początku była mocno zagrożona a do tego jeszcze w trakcie ciąży lekarze zdiagnozowali bardzo poważną wadę serca.

Dzieciak niestety nie dał rady. Widziałem wszystko na własne oczy i choć nie pamiętam już obrazów to w pamięci pozostaje bardzo żywe wspomnienie bólu.

Pamiętam codziennie a raczej nie mogę zapomnieć codziennie.

Przykro mi. To zostaje z nami na zawsze...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Dakota napisał:

Wiem, to nie była moja wina. Męczy mnie jednak to, że nie potrafiłem w tym czasie, być wsparciem dla swojej partnerki.

To również dla Ciebie była ogromna strata, trudno być wsparciem gdy samemu jest się w rozsypce.

Mężczyźni w takich sytuacjach mają trudniej, rodzina i znajomi skupiają się na kobiecie, oczekują że mężczyzna będzie wsparciem, a dla niego często jest to równie trudne.

 

Nie doświadczyłam nigdy straty dziecka, ale jestem pewna, że nie ma nic gorszego. Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, bardzo Wam współczuję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie poroniłam, ale bliska mi osoba, którą starałam się delikatnie wspierać...

Było ciężko, przez kilka tygodni od poronienia rozmawialiśmy prawie codziennie - oczywiście miała straszne doły, czasem mówiła, że czuje się lepiej, a później znowu, że ma stany depresyjne.

Na początku cały czas się obwiniała, mówiła, że może "to z nią jest coś nie tak, może coś z genetyką", co było dla mnie kompletnym wymysłem, bo u nas w rodzinie nie było ani jednego przypadku

żeby ktoś miał jakąś chorobę genetyczną, u męża podobno też nie, no ale siedziała godzinami i czytała w internecie głupoty, szukając tego "co mogło być nie tak."

Uparła się i dla spokoju w końcu zrobiła nawet prywatne te badania genetyczne i oczywiście wszystko ok. Teraz jest w ciąży, niedługo rodzi, zaszła dość szybko po poronieniu  i jest nieporównywalnie lepiej,

widzę, że minęły jej całkowicie doły, ale we wczesnej ciąży bardzo się bała, że znowu poroni, starała się nie cieszyć i tym razem trzymała ciążę w tajemnicy do ponad 3 miesiąca.

Pewna znajoma, która poroniła powiedziała, że" żeby uporać się z tym bólem najlepsza jest kolejna ciąża, dziecko", choć pewnie nie dla każdego...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przezylam jako dziecko smierc brata. Niestety rodzice sie nigdy nie pozbierali, nie poszli do psychologa, nie szukali pomocy. Ojciec zaczal pic, matka miala permanetna depresje. Ja i siostra zostalysmy same, z tym, ze ja mialam 7 lat, siostra rok z kawalkiem. Fizycznie jakos nas ogarniano ale dluga choroba brata sprawila, ze obie wlasciwie nie mialysmy rodzicow w sensie emocjonalnym, a po smierci brata to juz calkiem. Z perspektywy doroslej osoby to rozumiem, ze jak dowiedzieli sie o chorobie to po prostu wszyscy zostali postawienie w stan gotowosci. Pol roku w szpitalu - ojciec byl w pracy, mama musiala z pracy zrezygnowac, zeby byc w szpitalu z bratem. Polroczna siostra byla przez wiekszosc czesc czasu u dziadkow, ja w szkole i na swietlicy. Przychodzilam jako pierwsza, wychodzilam ostatnia. Musialam sama zajmowac sie wlasciwie wszystkim. Potem jak brat zmarl to juz wlasciwie pamietam codziennie wycieczki na cmentarz po szkole, przez dobry rok i siedzenie tam do wieczora latem i az wszyscy pomarzna zima. Po powrocie do domu mama kladla sie do lozka i plakala, ojciec prewaznie spal pijany a ja i siostra musialysmy zajac sie soba. Jak latwo zgadnac obie chodzimy dzisiaj na terapie bo nie da sie nad tym przejsc do porzadku dziennego.

 

Jako studentka bylam na pogrzebie kolegi z roku, ktory popelnil samobojstwo. Do dzisiaj mam przed oczami obraz jego matki placzacej nad trumna i glaszczacej go po wlosach. Postarzala sie ze 20 lat w ciagu trzech dni a pamietam, ze jak ja pierwszy raz na oczy widzialam jakis rocz wczesniej to byla bardzo ladna, energiczna kobieta, matka pieciu synow.

  • Smutny 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To są niestety dramatyczne historie. Opiszę tylko te, z którymi zetknąłem się dość bezpośrednio. 

 

Kuzynka, przekochana dziewczyna, dosłownie dobra dusza. Miała niestety cukrzycę typu 1, która ujawniła się wyjątkowo wcześnie. Wyszłą za mąż za chłopaka do szaleństwa w niej zakochanego. Nie wiedzieć czemu (a mnie to już na pewno wówczas nie, bo ja jeszcze licealistą byłem) zdecydowali się na dziecko. To były czasy prekambryjskie w polskiej medycynie i poroniła. Ona się jakoś pozbierała, była wyjątkowo religijną osobą i nawet trudno było po niej poznać jak głęboko przeżywa dramat. Zawsze na zewnątrz była tak samo pogodna, no a ja niestety gówniak byłem jeszcze. Z jej mężem też za bardzo kontaktu nie miałem, przepaść wówczas pokoleniowa, więc tutaj nie wiem. Ale miało go dobić coś jeszcze straszniejszego. Kuzynka się potem posypała zdrowotnie tak, że jak widziałem się z nią w wakacje gdy uśmiechała się do mnie siedząc przed domem w fotelu, tak na jesieni był już jej pogrzeb. Wierzcie lub nie, ale obrazy ze ścian spadały w domu jej rodziców w tym dniu. Jej mąż załamał się kompletnie, rodzina załatwiła mu wyjazd i pracę w Holandii żeby uciekł jak najdalej. 

 

Przypadek bliskiej przyjaciółki. Wyszła za mąż bo włączył jej się program "macierzyństwo". Pierwsze dziecko - pyk i już zadowolone na świecie. Chwilę potem druga ciąża ale już z defektem genetycznym - nie wykształcała się główka płodu, wskazanie na aborcję. Cios pierwszy. Cios drugi, resztki jej dziecka do zakładu medycyny sądowej, prokurator badający zasadność czy coś w tym stylu. Nie było z nią prawie kontaktu mentalnego do czasu możliwości pochówku, trwało to długie dni zanim wydali zwłoczki w kawałkach (tzn. na szczęście nawet ich nie widziała). Sam pochówek to już w ogóle dramat. Jak by to cokolwiek pomogło, sam bym jej wstrzykiwał heroinę. Ale zaraz szybko trzecia ciąża, radosna i bezproblemowa. Nie pozbierała się jednak tak do końca, wg. info sprzed miesiąca, raczej się rozwiodą. Chodzi regularnie na grobik synka. 

 

Kumpel z podwórka. On jakieś 5-7 lat starszy, był już w liceum jak uczył mnie układać kostkę Rubika, budowaliśmy radiotelefony z puszek po paście do butów łączonych żyłką wędkarską itp. Nie zdał matury, poszedł do lasu i znaleźli go wiszącego po tygodniu. Jego ojciec się rozpił do łachmanów, żona poszła w tango. Małżeństwo z 20 letnim stażem kaput, rodzice na szrot.

 

Syn dalszej znajomej. Licealista. Odkrył swoje skłonności homo. Nie udźwignął tego. Wyłowiony z rzeki po jakichś dwóch tygodniach. Poszedł się wcześniej wyspowiadać. Jackowski był nawet zaangażowany w poszukiwania. Wyobraźcie sobie widok półprzytomnej kobieciny, która postarzałą się o 20 lat w dwa tygodnie, niosącej przytuloną do swojej piersi niewielką urnę. Od tamtej pory zadzwoniła tylko raz. Od paru lat - zniknęła z horyzontu jak kamień w wodę. 

  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój przypadek jest nieco inny, aczkolwiek niewątpliwie dotyczy mnie bezpośrednio.

 

Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie, mój ojciec wyznał mi, że moja mama poroniła swoją x ciążę.

Dodatkowo wcale nie implikowałoby to kolejnej siostry - z racji tego, że jestem najmłodszy zwyczajnie by mnie w tej formie na tym świecie nie było.

Jak widać osobiście gdybać sobie za bardzo nie mogę, ale już moją siostrę dotknęło do dosyć mocno - rodzeństwo tej samej płci w praktycznie tym samym wieku dużo jednak zmienia.

 

Niezbadane są koleje losu, efekt motyla różne ma oblicza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja znajoma poroniła jakieś 6 lat temu. Miała wtedy dwadzieścia klika lat. Z mężem dosyć szybko się pozbierali i zaczęli się starać o kolejną ciążę. Niestety bez skutku. Do dziś nie mają dzieci. Jej mąż chyba lepiej sobie radzi, ona gorzej to znosi, ucieka w pracę, bierze jakieś leki. Z tego co wiem przez długi czas przed zajściem w ciążę paliła papierosy, miała też usuniętą tarczycę. Być może to miało wpływ na ich sytuację.

 

Jeżeli następuje poronienie to zwykle dlatego, że płód miał jakieś wady i jest to po prostu działanie praw natury (nie mam tu na myśli przypadków, gdy poronienie następuje np. w wyniku nieszczęśliwego wypadku). Inaczej dziecko urodziłoby się bardzo chore. Taki niezależny od naszej woli mechanizm zabezpieczający. Piszę o tym dlatego, że czasem uświadomienie o tym osób po takiej traumie może być pomocne. Pomaga im to zrozumieć, że to nie ich wina i dzięki temu wyczekiwana przez nich istotka uniknie wielkiego cierpienia. A przecież każdy rodzic chce dla swego dziecka jak najlepiej. @Dakota może spróbuj spojrzeć na to pod takim kątem i dzięki temu będzie Ci łatwiej uporać się z tą traumą.

 

Wiem, że śmierć bliskiej osoby jest bardzo bolesnym przeżyciem, ale beznadziejne pogrążanie się w smutku i bólu nie jest do końca dobrym wyjściem. Bardzo mnie tu zasmuciła historia @intestine_baalism. Przez nieumiarkowany żal i ból po śmierci jej brata jej rodzice zapomnieli, że ich żyjące dzieci też potrzebują miłości i uwagi. Swoim postępowaniem nie wskrzesili zmarłego dziecka, ale spowodowali że dzieciństwo córek nie było takie jak mogło być.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobno każda kobieta aktywna seksualnie, przechodzi poronienie chociaż raz, na bardzo wczesnym etapie ciąży i nawet o tym nie wie- opóźniona miesiączka, nieco bardziej obfita. Dzieje się tak z płodami które mają jakieś wady letalne lub genetyczne. I ten mechanizm podobno lepiej działa u młodych kobiet.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałem tego dziecka, zapłodniłem ją świadomie ale ona prawdopodobnie pod namową mamusi doprowadziła do poronienia, wskazywało na to jej zachowanie na kilka dni przed poronieniem.

 

Największy błąd jaki popełniłem, to że nie powiedziałem jej w momencie zapłodnienia tylko miesiąc po. Chciałem żeby dowiedziała się o tym sama.

Nie miała do mnie o to jakiegoś żalu, poniekąd też tego chciała, ale im większy okazywałem spokój, tym większa była jej panika i ciśnienie na rozmawianie o wszystkim co związane z dzieckiem już w 1 miesiącu...

Mówiłem jej że to za wcześnie, żeby poczekać... Nie potrafiła, zachowywała się jak dziecko.

Z początku kiedy uświadomiłem sobie ogrom zmian byłem zszokowany, ale po kilku dniach przyswoiłem myśl i zacząłem sobie układać w głowie rzeczy które będę musiał zrobić, chyba zadziałał instynkt. Pamiętam, że poczułem się wtedy jak już dawno się nie czułem, było to coś w rodzaju spełnienia.

Ona z kolei paliła przez ten czas, pewnie i popijała wino, tako jak to robi co drugi dzień albo i codziennie. W gruncie rzeczy to były jedyne rzeczy do których mogłem się przyczepić.

Mój ból...?

Zadzwoniła do mnie siostra. Nie ona.

Biegałem jak opętany, coś we mnie umarło.

Ze względu na słabość do ów pani, musiałem bardzo szybko się pozbierać. W życiu nie mam nikogo bliskiego z kim mógłbym szczerze porozmawiać, mój ojciec nie żyje od 10 lat, wcześniej praktycznie tez go nie miałem bo nie było go w kraju. Ona z kolei bez mamusi pewnie by nawet nie przeżyła miesiąca.

Mamusia bardzo szybko zracjonalizowała jej słuszność tego co się stało, a ona jej uwierzyła jak we wszystko zresztą. Bez uzgodnienia ze mną czegokolwiek.

 

Moja bratowa poroniła przy 1 dziecku, za drugim razem urodziła.

 

Jakie wnioski wyciągnąłem?

Tylko świadome spłodzenie z partnerką. Dbanie o płód i partnerkę od pierwszych aż do ostatnich dni. Unikanie stresu i kłótni.

Edytowane przez dyletant
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Tak. Najbardziej bolą rany zadane z miłości.

Gdy jesteśmy świadkami tragedii najbliższych i nie ma na świecie siły, aby załagodzić ich ból.
Możemy tylko wspierać, być. Często nie ma takich słów, aby odnaleźć w nich pocieszenie. Wypowiedzieć gniew, podzielić się rozpaczą.
Gdy bliska osoba znika. Znika z nią, też kawałek nas. Unicestwia się fragment, naszej własnej duszy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.