Skocz do zawartości

Przyjaciele


leto

Ilu posiadasz bliskich przyjaciół?  

36 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Ilu posiadasz bliskich przyjaciół?

    • 0-1
      18
    • 2-3
      15
    • 4-6
      3
    • 7 lub więcej
      0


Rekomendowane odpowiedzi

Zastanawiałem się ostatnio, czemu w Polsce nie jest tak fajnie, jak by mogło być. Czemu nie czuję się tutaj do końca dobrze. Ponieważ wiadomo z dość szeroko prowadzonych badań (zob. np. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5633215/), że rozmiar naszej "sieci społecznej" ma bardzo znaczący wpływ na samopoczucie i zdrowie psychiczne, postanowiłem poszukać na ten temat danych. Nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, że Polska wypada tutaj na tle innych krajów raczej słabo.

 

Wykres z danymi dla różnych krajów: https://www.researchgate.net/figure/Average-number-of-close-friends-by-type-and-country_fig5_38105558. Zszokowało mnie, że we Francji, a szczególnie Włoszech (gdzie życie społeczne kwitnie sto razy bardziej, niż u nas) jest jeszcze gorzej.

 

No więc pochwalcie się, Panowie i Panie, jak tam jest z tą Waszą siatką bliskich przyjaciół? Bo u mnie chujnia mrok, niestety.

 

Wszelkie komenatrze, przemyślenia - mile widziane!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Olśniło mnie ostatnio, czemu za czasów studenckich, mimo że prowadziłem skrajnie niehigienczny tryb życia (tanie wina, gównojedzenie całymi miesiącami, zero ćwiczeń, spanie 3-12h w zależności "jak bóg da" itd), czułem się najlepiej w całym swoim życiu. Miałem kupę znajomych i kilku (4? 5?) przyjaciół. Potem to się posypało w naturalny sposób - po studiach każdy poszedł w swoją stronę, ludzie pozakładali rodziny itd. X lat później takie relacje nawiązać jest dużo trudniej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Źle na to patrzcie. Całkowicie niewłaściwie. 

"mam tylko 1 przyjaciela, marnieee..." 

 

1 prawdziwy szczery przyjaciel to często więcej nic potrzeba

 

Moje obserwacje, doświadczenia i rozkminy:

-z czasów szkolnych i licealnych baaaaaardzo mało znjaomości przetrwało. Za bardzo nas rozrzuciło po świecie, każdego własne życie wciągbęło. Niektórzy co tu dużo mówić, zdziadzieli. Przykro rozpoznać w pijanym zarosnietym menelu kumpla z szkolej ławy. A to się zdarza. 

- niektórzy tak daleko, że spotkać się można tylko w okolicach Bożego Narodzenia i to głównie dlatego, że to mała miejscowość, po prostu jak się  wyjdzie na spacer albo do kościoła, to się spotka. I to są bardzo miłe momenty, zakończone zapewnieniami "trzeba się zgadać", czego wychodzi jak zwykle nic. 

- niektórzy powsiąkali w związki, małżeństwa i po prostu nie znajdują czasu. Normalne. 

- ze studiów. No tutaj to na brak wspólnych tematów nie można narzekać, ale przesada jest w drugą stronę. Poza pracą mało jest o czym pogadać. Z tej grupy jest na dzień dzisiejszy 3 kumpli, z którymi utrzymuje znajomości i mi na nich zależy. Choć ciężko się spotkać, bo robota, życie prywatne, odległość. 

- z pracy mam znajomych, nie przyjaciół. 

 

Dlaczego tak się dzieje? 

1. Plan wg którego żyjemy. Szkoła, studia, do roboty, rodzins. Praca-dom-praca-dom. Czasu brakuje. 

2. Wsiąkanie w związki. Po części sami się angażujemy tak, że inne znajomości schodzą na dalszy plan. Po części kierunkują nas tak kobiety, ktore bardzo nie lubią, żebyśmy mieli cokolwiek fajnego poza związkiem z nią. 

3. Elementem Matrixa jest też pozorna łatwość  komunikacji, internet. Masz poczucie że w każdej chwili możesz napisać, baaaaaa nawet zadzownić. Łool nawet sobie na fotkach zobaczyć co u nich. Jaki efekt? Nie robisz tego. W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę że nie gadałes z kumplem już 5 lat. 

 

 

Cześć ludzi, których uważałem za przyjaciół zatrzymało sito rozpadu mojego małżeństwa i rozwodu. Bardziej po drodze było im z ex i włączyli się w kampanię robienia że mnie potwora. Złożyłem im serdeczne życzenia dalekiej podróży i odbycia rychłego biernego stosunku analnego i urwalem kontakt. 

Czy mi tego szkoda?  Absolutnie nie. Po co tracić czas na takich ludzi.

 

Ale w tym wszystkim odnalazłem takich prawdziwych przyjaciół i to zupełnie nieoczekiwanie. 

 

Obecnie mam więc 2 sprawdzonych i zaufanych przyjaciół. 

Grono tych 2 osób którym ufam bezgranicznie poszerza jeszcze mój Ojciec. 

Mam też bardzo dobre relacje z rodziną, w tym że Szwagrem. 

 

Mało? Bieda?? 

Kuuuuułwa. Ja się czuję jak milioner 

 

I na koniec. Jeśli doskwiera Ci brak przyjaciół weź pod rozkminę następujące myśli:

1. Dlaczego nie mam kontaktu z kumplami? Co mogę z tym zrobić? 

2. Docen tych ludzi których masz już. Jak olejesz przyjaciela z szkolnych lat, czy ze studiów, to go nie zamienisz na innego łatwo. Bo nie będzie człowieka który tyle z Tobą przeżył. 

3. Dlatego zadbać trzeba o tych co są, a nie narzekać że ich mało. 

4. Wąski krąg przyjaciół ma zalety: nie dzielisz swojego czasu na tłum prawie randomowych gości, z którymi prskwychbke nic wspólnego nie masz. Pielęgnuj 1-2 znajomości wysokiej jakości.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Kiedyś były szkolne paczki znajomych, wszyscy się porozjeżdżali, poszli swoją drogą.

 

 W pracy kumpluję się z jednym gościem, bo większość to plociary większe niż baby.

 

 Na "co dzień" mam jednego, dobrego, starego przyjaciela, z którym widzę się mniej więcej raz na dwa tygodnie. 

 

 Raz na kilka miesięcy zdarzy się spotkanie z ludźmi sprzed lat.

 

 Smutne jest to, że nawet jak ktoś już chce się zobaczyć, to spotkanie nastawione jest poprostu na picie, co w ostatnim czasie nie do końca mi odpowiada. Nie samo picie, bo lubię jak czasem mi zaszumi w głowie, ale to, że większość nie uzna imprezy za udaną, jeśli nie przybiją gwoździa przy stole.

 

 Nie odczuwam większej potrzeby posiadania niewiadomo jak wielkiego towarzystwa, ale może wynika to z faktu, że pracuję dzień w dzień w dużym, męskim zespole i przychodząc do domu zwyczajnie delektuję się ciszą.


 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba by jeszcze zdefiniować słowo Przyjaciel, czy raczej określić jakieś granice kiedy kogoś uważa się za przyjaciela a kiedy nie, niby każdy to wie ale też każdy ma różne za i przeciw kiedy kogoś traktować jak przyjaciela. 
W liceum miałem około 4-5 takich naprawdę mega ludzi z którymi mogłem o wszystkim i w każdej porze pogadać (w tym jedna dziewczyna). Oczywiście jak to w życiu bywa, z tą dziewczyną byłą akcja żeby wejść w wyższą relacje ale nie pykło i w rezultacie nic z tego nie zostało. Reszta kumpli się rozeszła, niektórzy pozakładali rodziny i brak czasu spowodował, że z tej grupy przetrwała jedna osoba, no może dwie. Między czasie pojawiły się ze 2 inne, więc taki poziom 2-4 się utrzymuje, zależy w jakim stopniu na kogoś liczę.

Generalnie w czasie kiedy zaczyna/kończy się studia oraz kończy się studia/ zaczyna pracę i w to wszystko wchodzi stały związek typu małżeństwo i (czasami) ewentualny rozwód, życie weryfikuje ilu zostaje lub ma się naprawdę przyjaciół. 

Oprócz przyjaciół (których każdy definiuje trochę według swojego uznania) mam 2 osobne i niezależne od siebie grupy znajomych (w każdej mam przynajmniej jednego przyjaciela) z którymi naprawdę spoko spędza się czas więc nie narzekam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie przetrwało najwięcej znajomości do teraz z czasów gimnazjum i liceum i w tym kilku, których znam od podstawówki. Wspólnie uprawialiśmy ten sam sport i razem zmienialiśmy szkoły. Część znajomych była też z tego samego osiedla, więc z niektórymi znamy się dłużej i to w większości ich mogę ustawić bliżej siebie w jakimś "zestawieniu". Ogólnie mam paczkę 10-12 osób z którymi regularnie się spotykam ale wiadomo, że nie z każdym ma się taki bardziej bliższy kontakt. W kategorii przyjaciel myślę, że mogę śmiało zaznaczyć przedział 4-6. Kurde, jak tak popatrzę na to z boku to serio sporo razem przeżyliśmy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem dobrych kumpli w liceum i kontakt trwa do dziś, jednak spotykamy się ledwo kilka razy w roku, bo każdy układa sobie życie gdzie indziej. Poza nimi to nie wiem, czy kogokolwiek z mojego otoczenia mogę nazwać kolegą, już nie mówiąc o przyjacielu. Znajomi co najwyżej... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potwierdzam powyższe, że należałoby wpierw zdefiniować słowo przyjaciel.  Zawsze byłem przeciwko myśleniu, że to ten kto Ci pomaga w ciężkich chwilach bo to jest mocno ryzykowne, łatwo się na takim myśleniu przejechać. Oczywiście ktoś powie, że na tym polega przyjaźń (osobiście nigdy nie byłem gościem, który zrzuca swoje problemy na innych, potrzebuje się wyżalić. Zawsze szukałem rozwiązań niż narzekań. Kojarzy mi się to kobietami pierwszymi do wylewania żali i mówienia o swoich "przyjaciółkach" po 2 tyg znajomości.:D ) ale czy rzeczywiście?

Bliższe i weryfikowane przez życie było u mnie stwierdzenie, że "tych prawdziwych poznajemy w dobrobycie" i faktycznie ludzi cieszących się z naszych sukcesów jest niewielu. Ponarzekać przy Vodzie, pouprawiać small talk można zawsze a w drugą stronę nie koniecznie. 

 

Moim zdaniem przyjaźń tudzież bliskie znajomości są mega ważne ale można też je mylnie odbierać, mieć za duże oczekiwania np. ze względu na staż znajomości (no przecież tyle się znamy), czuć spory zawód biorąc pod uwagę pewnych ludzi za mocno (brzmi jak związek? :D) a ci się zmyją pod wpływem kobiety, pracy, prozy życia. Jest to normalny proces.

Nie ma na to jednej definicji ale zdecydowanie należy być tu świadomym swoich działań identycznie jak w relacjach z kobietami. Oczywiście życie to nie partia szachów ale nie zatracajmy się.

 

Dla mnie złotym środkiem jest nie idealizowanie tematu. Mam prawie 30 lat, jestem niezależną osobą i nie potrzebuję osób do wygadania się czy żalenia w taki sposób ale potwierdzam słowa autora tematu, że posiadanie dużej siatki znajomych jest czymś pięknym. Przestałem mieć oczekiwania wobec tych ludzi, nie wiem co się wydarzy za rok, 3 czy 5 i np. ludzie z którymi gram w piłkę są "tylko i aż" ludźmi z piłki. Możemy sobie gdzieś pojechać, porozmawiać wymienić doświadczeniami i bardzo ich szanuje ale bez nich też dam radę. Jak nawijał 2sty "Bo z ludźmi wiąże Cię nic więcej niż momenty" polecam kawałek 2sty- Żegnaj w tej tematyce :D 

 

Życie jest niesamowicie przewrotne i nie jest zero jedynkowe. Mój dobry znajomy ze szkoły swego czasu zatracił się w dziewczynie na kilka lat. Człowiek o ogromnym dystansie do siebie ale wsiąkł. Sporo wody upłynęło w Wiśle aż wrócił do "gry" i życia. Jak twierdzi na dobre i żałuje paru lat ale mówi, że ma już doświadczenie, że nie warto.

Czy tak jest? Nie wiem ale mam kolejną osobę, której nie skreśliłem a jest obecnie "ze mną" i na pewnych płaszczyznach sobie działamy. 

I myślę, że to jest najpiękniejsze :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.