Skocz do zawartości

Pomimo młodego wieku, nie odczuwam już emocji


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, Bracia Samcy

Mam 20 lat i kilka "miłosnych" historyjek za sobą. Pod ich wpływem przestałem odczuwać jakiekolwiek emocje wyższe od tych podstawowych.

 

Zaczęło się od liceum. Najlepsze liceum w województwie, więc i większość dziewczyn było "na poziomie". Zacząłem podbijać do pewnej niewiasty z mojej klasy. O tym, że mi się podoba, wygadałem jej się w pewnym momencie przypadkiem. Początkowo była obojętna na to, ale później zaczęła coś do mnie czuć. Jednak kiedy powiedziałem jej w sposób jednoznaczny, że chcę z nią być, to kazała mi poczekać na decyzję. I czekałem. 7,5 miesiąca. W tym czasie było o to trochę kłótni, kilka razy chciałem już zakończyć kontakt, jednak zakochany człowiek nie myśli racjonalnie. Po tym czasie zostaliśmy "oficjalnie" parą.

 

Jednak pojawił się jej "przyjaciel", który był przeciwny naszemu związkowi, a z którym ona ciągle, często za moimi plecami, się spotykała. Robiła z nim to, czego nie chciała robić ze mną - chociażby wspólne zdjęcia, o które prosiłem ją od dłuższego czasu. No ale cóż, pobyliśmy ze sobą 10 miesięcy i nadszedł czas mojej imprezy osiemnastkowej.

 

Jako że jestem przeciwnikiem upijania się, postanowiłem ograniczyć na niej alkohol, prosiłem ją kilkukrotnie, żeby się nie upijała, jednak moja ówczesna dziewczyna z pomocą koleżanki przemyciła tam pół litra, które wypiły na pół. Jak na taką drobną dziewczynę było to zdecydowanie za dużo, a więc efekt był widoczny. Choć podczas imprezy wciąż powtarzała mi, że nic nie piła. Przez tydzień mieliśmy "ciche dni", podczas których próbowała mnie przepraszać, jednak nie czułem szczerego żalu. Po tygodniu powiedziała mi, że ze mną zrywa, bo nie rozumie tego, że się na nią gniewam. Ok, jak zrywa to zrywa, nie zamierzałem wracać do tematu. Po dwóch miesiącach jednak poprosiła mnie o rozmowę i spytała, czy wrócimy do siebie. Po dłuższym zastanowieniu odpowiedziałem jej, że możemy najwyżej "zostać przyjaciółmi". Bardzo ją to zdenerwowało i zaczęła obmawiać mnie kłamliwie u swoich koleżanek (z których niektóre były też moimi koleżankami). 

 

 

Po zerwaniu z nią byłem w takim nastroju, że chciałem podrywać wszystko, co się rusza, toteż następna dziewczyna pojawiła się w moim życiu dość niedługo. I co ciekawe - to raczej ja wpadłem jej w oko, niż ona mi. Po kilku miesiącach podchodów, powiedziałem jej wprost, o co mi chodzi, na co ona się od razu ucieszyła. Zaprosiłem ją też jako osobę towarzyszącą na moją studniówkę - w końcu sugerowała mi to od jakiegoś czasu.

 

Pierwsze dwa tygodnie razem były piękne, potem ona wciąż nie miała dla mnie czasu - musiała się uczyć całymi dniami do każdej kartkówki czy odpowiedzi ustnej. Kłóciliśmy się trochę, ale w końcu przyszły święta, więc trzeba sobie wybaczać. Najbardziej romantyczny wspólny dzień przeżyliśmy 27 grudnia, potem zaczęło się sypać. Oczywiście była wspólna studniówka, jednak już wtedy zachowywaliśmy się wobec siebie raczej jak koleżanka i kolega.

 

Całkowicie sypać zaczęło się w dniu moich urodzin, które są na początku marca - chciałem ją wyciągnąć na jakąś kawę czy obiad. Powiedziała wtedy, że przez najbliższe 2 tygodnie nie ma czasu, bo uczy się do jakiegoś konkursu. Nie przeszkodziło jej to jednak kilka dni później mieć do mnie pretensji o to, że nie spędzamy wspólnie Dnia Kobiet. Tamtego dnia ostatecznie odpuściłem sobie dalsze starania, ale postanowiłem nie robić wielkich scen z rozstaniem - po prostu powoli, stopniowo wygaszać kontakt.

 

I nadeszły moje samotne dni, w których postanowiłem się zainteresować pewną koleżanką, która spodobała mi się w czasie pomiędzy ex1 i ex2. Zagadałem do niej parę razy przy innych, nawet zaprosiłem ją na spotkanie w cztery oczy. Jednak na tym spotkaniu byłem bardzo spokojny, nie wyrażałem ŻADNYCH emocji, nie powiedziałem jej żadnego komplementu, zrezygnowałem nawet ze swojego stylu żartów, które zazwyczaj podobają się kobietom. Wydaje mi się, że mogła to być jakaś reakcja obronna organizmu przed nieszczęśliwym zakochaniem. I ogólnie od czasu wygaszenia kontaktu z ex2 nie odczuwam pociągu romantycznego do żadnej kobiety, choć trochę ich się kręci w moim otoczeniu - kłóci to się z moim wewnętrznym pragnieniem czułości i bycia kochanym. Po jakimś czasie zauważyłem, że w ogóle przestałem odczuwać niektóre emocje - nic mnie nie denerwuje, nie smuci, nie mam bliższych przyjaciół. Efekt ten spotęgowało czytanie stron internetowych o tematyce Red Pill - wtedy zacząłem (ale tylko w sferze rozumowej, nie emocjonalnej) hejtować kobiety i postanowić w głębi duszy, że nie chcę wstępować w związki bo to zniszczy mnie od środka. Jednak wciąż mam wątpliwość, czy ten brak kogoś bliskiego nie niszczy mnie bardziej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Voqlsky zablokował(a) ten temat
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.