Skocz do zawartości

Litania do najświętszych serc Braci


FraNky

Rekomendowane odpowiedzi

Szanowni Bracia

 

 

Avatar jest, przywitanie się odbyło. Czas na małą litanię, do której zbierałem się już długi czas. Długi, bo na to właśnie Forum los sprowadził mnie kilka miesięcy temu. Cos poczytałem, pojawiło się światełko w tunelu, niestety temat olałem. Przez własną głupotę był to krok w tył, ponieważ nie tak dawno znów zdarzyło się założyć swoją tak ukochaną  biała zbroje. Tak, i ja swego czasu napierdalałem na białym koniu  odziany w równie biała lśniącą zbroję.  Dziś zaczynam dostrzegać jak bardzo żałośnie to wszystko wyglądało.

 

 

Do rzeczy. Wiek – 26 lat. Do tej pory nie osiągnąłem zbyt wiele. Na chwile obecna pracuje w skandynawskich klimatach. Miesiąc – półtora i wracam na kilkanaście dni odpoczynku. Hajs się zgadza, nawet bardzo. Praca to nie spełnienie marzeń, ale traktuje to jako drogę to osiągania dalszych celów. Wiec czasami zaciśnięte zęby pomagają. Na szczęście ludzie z tych krajów pomimo specyficznego podejścia do życia, są w stanie zarazić człowieka spokojem za co im dziękuje.

 

 

Poprzez kilka zakrętów życiowych, zdarzało się na niektórych wykurwić na pobocze niestety. Cały dotychczasowy życiorys podzieliło na dwa rozdziały zdarzenie z okresu przekraczania progu dorosłego życia. Była to niestety śmierć Mamy po ciężkiej chorobie. Absolutnie nie szukam tym usprawiedliwienia i tym podobnych. Na niektórych takie zdarzenia zostawiają po prostu nieco głębsze blizny. Jak się później dowiedziałem, przez to właśnie nie potrafiłem nie oglądać się za tym co już się wydarzyło, ,nie móc  tym samym patrzeć w przyszłość.  Teraźniejszość  tez była konkretnie rozjebana.

 

 

Kobiety

 

Już w liceum tworzyły się jakieś historie. Bez większych dramatów. Pierwsza miłość, zakochanie itp. Itd.  Nigdy nie byłem jakoś mega komunikatywnym człowiekiem. Wychodziłem z założenia, ze jak trzeba cos powiedzieć to warto to zrobić. A nie kłapać szczeka 24 na dobę. Później niestety sprawa odrobine się pogorszyła. Pod koniec liceum kiedy dotychczasowy światopogląd  się załamał przez w/w zdarzenie, utknąłem. W czarnej dupie. Matura choć było blisko nie należała do zaliczonych. Przez co najbliższe „dni” spędziłem na rejonach malej wioski skąd pochodzę. Owszem można było i tak wyjechać, i trzeba było tak zrobić. Za dużo rozpaczy, wszystkiego – nie wiem. Mniejsza o to.

 

Mogę jeszcze wspomnieć o ojcu. W domu to nie on nosił spodnie, przez co teraz naprawdę dostrzegam jak ważne – jak okrutnie ważne jest wychowanie dziecka. Ojciec po wszystkim sobie nie poradził. Wóda, awantury, patologiczne akcje. Dziś należy do grona szanowanych meneli. Szkoda mi chłopa bo kiedy miałem 9 lat pokazał mi najważniejsza dla mnie w życiu rzecz – Motocykle. Pasja która uratowała mi życie. Choć wypadek sprzed ponad dwóch lat o mały włos skutecznie go nie skrócił. O tym później.

W domu nie brakowało mi nigdy niczego, choć teraz widzę ze pociągnąłem za sobą dość dużo wyuczonej bezradności. Taka nieodcięta pępowina. Która na szczęście udało mi się w końcu zostawić za sobą.

 

Sory za tak pomieszane wątki. Pierwszy post, pewnie nie wyjdzie to idealnie.

 

 

Niecałe dwa lata po moim załamaniu pojawiła się w moim życiu – ONA. W wieku około 20 lat, poznałem wtedy dla mnie tą jedną jedyną. Wiek ten sam. Choć tak szczerze od początku znajomości gdzieś w głowie miałem pewne obawy. Pomimo atrakcyjności wizualnej którą posiadała – nie było to jednak to czego tak naprawdę pragnie moje wewnętrzne dziecko.Na szczęście była ułożona w głowie, przynajmniej  takiej iluzji żyłem na początku. Tak czy inaczej, było milo. Jak zawsze na początku. Wspólne wyjazdy motocyklem, ogrom ruchania itp. Pamiętam pierwsze spotkanie z jej rodzicami, najpierw matka później ojciec. Już wtedy powinno się pojawić jakieś światełko w moim młodym móżdżku, ale gdzie tam. W tym domu to matka pełniła rolę głowy rodziny. Ojciec śmigał zadowolony po pracy z browarem w ręce.

 

 

Jedynaczka. Jedyna ukochana córunia. Mamusi i Tatusia. Uwaga! Nie chce nikogo urazić, nie twierdzę ze model rodziny 2+1 jest zły. W tym przypadku jednak było zauważalne jak bardzo wszystko chce mieć przystosowane pod swój tyłek. Czasami za wszelka cenę, a to mnie nie raz wyzywała od egoistów…

 

 

Jakby to nie wyglądało, wtedy  potrzebowałem tej dziewczyny. Serio. Brakowało najprostszej obecności kogoś bliskiego. Choć tak szczerze nadal szedłem wtedy przez życie  trajektorią podobną do tej po uderzeniu w łeb sztachetą pełną gwoździ.

 

Pierwsze spędzone razem święta, spotkania rodzinne. Poznawanie wspólnych znajomych, wizyty u naszych dotychczasowych znajomych. SIELANKA. Ród Lubiczów z Klanu mógłby  się wtedy uczyć od nas prawidłowego modelu funkcjonowania  polskiej rodziny.

To co się stało, że się zesrało?

 Ano, po jakimś czasie będąc  tu i tam, wujkowi zaczęły pojawiać się na drodze różne nowe znajomości. Miedzy innymi, powiedzmy wspólna znajoma moich znajomych. Mała, skowyrna  blondwłosa sucz. Ehhh, wtedy chyba młodsza ode mnie 2 lata. I się zaczęło.

 

 

 Poczułem się wtedy jak przeorany przez sielankowate życie rodzinne facet z 40 letnim stażem małżeńskim. Było mi po prostu dziwnie, dlaczego? Z jednej strony tkwiłem w związku który do pewnego czasu dawał  a raczej wypełniał pustkę w życiu, dając oczywiście jakąś  przyjemność (pamiętam jak pierwszy raz zgodziła się na eksperymenty analne podczas gdy jej ojciec z browarem w ręku  oglądał w niedziele familiade za ścianą w dwupokojowym mieszkaniu) z drugiej jednak na horyzoncie pojawiła się nowa, gotowa na wszystko świeża cielęcinka.

 

 

Tak to zaczęły  się z blondwłosą konwersacje w trybie incognito. Tematy naszych przyszłych spotka ń o charakterze ruchaniowym, spełniania zachcianek itp. Pewnego dnia wbijam do swojej jeszcze dziewczyny jak to zawsze miało miejsce. Ta widzę siedzi z miną nieco inną niż zwykle. To z białorycerskim  uśmiechem pytam co się dzieje. A ta jeb, wstała i zaczęła machać rękami jakby miała zamiar przepłynąć Bałtyk, wydawając przy tym nieludzkie odgłosy. Tona płaczu, szlochanie i nie wiem co jeszcze. Okazało się, że jakimś cudem miała dostęp do mojego mesendżera – do dziś nie wiem jak.Tak więc znała już moje zamiary co do nowo poznanej koleżanki. Dostałem z otwartej w mordę, zostałem nazwany chujem itp. Siedzi i beczy. Serio Panowie, dziś jak sobie przypominam swoje zachowanie, to mam ochotę walić w pierwsza napotkana ścianę łbem.  Z ta jednak różnicą ze zbroja już mnie nie ochroni – na szczęście.

 

 

Zamiast jebnąć drzwiami, i jechać ruchać blondwłosą  - ja siedzę  z nią i oglądam kolejną część  tego dramatu. Niestety w mojej głowie była wtedy jedna myśl  - zjebałeś, zawiodłeś. Zawiodłeś kobiete która chciała dać Ci ciepło którego w życiu zabrakło. Innymi słowy – zastąpić matczyne serce. Wiem, dziś już wiem ze taki glos w mojej głowie nie powinien nigdy, ale to nigdy się pojawić. Niestety w wieku 20-21 lat, człowiek wie mało o życiu. Mając  już jakiś mały bagaż doświadczeń w wieku 26 nadal łapie się na tym, ze niewiele wiem zresztą.

 

 

I się zaczęło.  Poczucie mojej własnej wartości przestało istnieć. Na wieki wieków. Moja i tak nie będąca w dobrym stanie psychika została zmieszana z gównem, zwinięta  w papierek i wsadzona w odbyt.  Zaczęły się żale, wypominanie jak mogło w ogóle dojść  do czegoś takiego itp. Nasz związek został tak jakby zawieszony.  Zero ruchania. Ja nie ruchałem, ale ktoś za mnie pewnie to robił. Ja biały rycerzyk biegałem z kwiatami… Ja jebie.

 

 

Na szczęście niezmiennie w moim życiu pierwsze skrzypce grają motocykle. Nie pozwala mi to zwariować, i daje nadzieje na lepsze jutro. Po przewaleniu wszelkiego typu wiejskich sprzętów za małolata, pierwsza Japonia itp. Dało to solidne fundamenty do pójścia w stronę tylko i wyłącznie sportowych dwóch kolek. Dobry przejazd  (czyt. nawet wyprawa po bułki musiała zawierać magiczne  minimum2 0 0 km/h) dawał za każdym razem uczucia na równi z dobrym ruchaniem dobrej sztuki.  Choć to dla niektórych głupota, ale naprawdę w moim przypadku działa do tej pory.

Były  jakieś plusy. Blondwłosa się dowiedziała. Dobra dziewczyna pierwszy raz przyjechała po mnie furą. Ehhh, było to jedno z najlepszych bolcowań jakie przeżyłem w samochodzie. Dlaczego wtedy nie uświadomiłem sobie żeby korzystać, korzystać  - jeszcze raz korzystać? DLACZEGO?

 

 

Spotykaliśmy się jeszcze kilka razy. Niestety biały pancerz był tak silny, ze za wszelka cenę próbowałem  wrócić do tej mojej jedynaczki. Blondwłosa poszła w odstawkę – BŁĄD.

Jakoś wybłagałem powrót. Teraz jedna prosta i mała rada dla tych co się jeszcze wahają:

 

 

 

NIGDY  NIE PŁACZCIE NAD ROZLANYM MLEKIEM – CZYLI NIGDY NIE WRACAJCIE DO TEGO CO BYŁO

 

 

 

Ja wróciłem. Musiałem oczywiście wysłuchać jeszcze umoralniania od damy którą  pewnie przebolcowało już cale stado i która jest święta. Ale byłem szczęśliwy, bo przecież znowu byliśmy razem! Do czasu.

 

Do momentu w którym pojawiła się moim życiu moja dawna „miłość” z czasów liceum. Dostawałem na jej widok jeszcze większej śruby niż z blondwłosą. I co wujek zrobił? A no powtórka z rozrywki. Scenariusz podobny. Znowu dramat itp. Miałem iść z jedynaczka na wesele, kilka dni przed oznajmiłem ze to nieaktualne. Partnerką została dawna licealistka. Było to najlepsze wesele na którym bawiłem się świetnie, głównie za sprawą dobrej partnerki. Niestety cala sielanka długo nie trwała. Pewnego poranka zobaczyłem zdjęcie jedynaczki na fb, już po całym drugim dramacie. Siedziała bidulka na jakimś kamieniu, czy innym gównie. Z miną mówiącą  „dlaczego mi to zrobiłeś? Całe moje życie legło w gruzach, nie wiem jak żyć. Zniszczę Cię, ale chcę żebyś znów się starał”

 

Ehhh, i co? Licealistka podzieliła losy blondwłosej. Podziękowałem jej za wszystko, i do dziś pamiętam jebnięcie drzwi w samochodzie po tym jak z niego wysiadła. Szkoda, bo to była naprawdę dobra dziewczyna. Chociaż tego nigdy nie wiadomo.

 

 

Dalej niestety nastąpił kolejny upadek mojego człowieczeństwa. Niestety na drodze w celu jak mi się wtedy wydawało – złagodzenia skutków niezdecydowania pojawiły się wszelkiego typu uzywki. Rozpoczęło się konkretnie ćpanie. W ilościach… Cóż, stanowczo nieprzepisowych. Jedynaczka miała mnie wtedy głęboko  w dupie, więc hulaj dusza.  Popełniłem tamtym okresie jeden z największych, karygodnych i niewybaczalnych błędów – zapomniałem o sobie samym. Nie liczyło się nic. Tylko poczucie winy, żal do siebie samego. Wiec trzeba się było jakoś ukarać. Chujowa praca, melanż, motocykle. To ostatnie po raz kolejny sprawiało ze nadal widziałem małe światełko w odbycie w którym się znalazłem.

 

 

Trwało to, hoho. Panowie – 3 lata? Straciłem setki dni, tysiące godzin. Ściągnęła mnie na dno. Nie wiem czy ja sam się tak załatwiłem czy ona pomogła jakimś kaznodziejstwem czy urokiem. Dziwi mnie ze moja siostra nigdy nie zapytała wprost co się dzieje, bo przy wzroście 195 wazylem może ze 60 parę kg. Pojawiły się kłopoty ze zdrowiem. Nie wyglądało to dobrze.

 

 

Mimo wszystko udało się od czasu do czasu coś poruchać. A to jakaś 18 letnia kuzynka dziewczyny ziomka, a to cos innego. Pamiętam jak udało mi się spotykać z taka jedna, tez około 19 lat. 8/10? Coś w tym stylu. Była swojego czasu dobra miejscówka do której miałem dostęp,  można było ruchać do nieprzytomności. Co z tego jak nadal moje wnętrze było w stanie agonalnym.

 

 

Zacząłem pracować coraz częściej poza granicami naszej ojczyzny, finanse się poprawiły itp. W trakcie okresu przed urlopowego (NIESTETY) odnowił się kontakt z jedynaczką. Wiem, porażka.  Wtedy jednak nie widziałem w tym nic złego. Zaczęło znowu być miło (kurwa…) Pytania co tam jak tam, spotkanie i się zaczęła telenowela raz jeszcze. Było to w czasie wakacji, motocykl był pod ręką więc bywałem tam i tu. Niestety w tym tez okresie człowiek który motocyklem nie jeździł przez powiedzmy 3 miesiące, potrzebuje odrobinę czasu by się zowu wjeździć itp. Podobnie jak z ruchaniem. Bywały momenty w życiu kiedy to na jednym kole mogłem przejechać tyle na ile droga pozwalała – 2 – 3 – 4 km i  w górę. Maksymalnie udało się złapać ponad 220 km/h z jednym kołem (jakby co to ZX10R pierwszej generacji). Pewnego pięknego słonecznego dnia podczas schodzenia z krótkiej gumy przy prędkości poniżej 150 km/h znalazłem się zbyt blisko prawego pobocza przez co niepotrzebnie odruchowo skręciłem kierą w lewą stronę i nie opadłem na proste koło. Pojawiło się zjawisko zwane shimmy, co przy braku amortyzatora skrętu ma nie najlepsze rezultaty.Tak też się stało, nie wiedzieć jak udało mi się wyprowadzić to na środek drogi ( droga tak w ogóle normalna krajowa, ruch zawsze nie najmniejszy) gdzie zostałem zrzucony z motocykla po czym radośnie szlifowałem na dupie nie wiem, kilkadziesiąt metrów po asfalcie. Moto niestety do rowu gdzie ucierpiało znacznie bardziej niż ja W moim przypadku mój żywot uratowały dwie rzeczy – brak ruchu z naprzeciwka kiedy leciałem lewym pasem, i szczęście ze od razu nie wyrzuciło mnie na prawą stronę gdzie spotkałbym tylko całą mase barierek, przepustów i przystanek autobusowy. Tak czy inaczej nie pisałbym już teraz tej litanii. Od zawsze jeździłem ubrany jak książka pisze, co uratowało moją dupę, głowę i całą resztę. Poza skrzywionym do dziś prawym barkiem i zwłokami w garażu nie mam nic do zarzucenia. Dlatego jeśli ktoś jeździ uczulam szanowni Panowie – ciuchy to podstawa!

 

 

Tyle z historii motocyklowych (wiem, może i za dużo tego ale jest to zbyt ważne dla mnie bym mogl to pominąć) W między czasie pojawiła się na mojej drodze taka mała, bardzo przyjemna czarnula. Ja się już wtedy szczerze pogubiłem, bo to przecież deja vu. Ponownie zacząłem myśleć głową, ale tą drugą. Żeby było jeszcze śmieszniej zgadnijcie co było w tym czasie w planach z jedynaczką?

 

 

Oczywiście wspólny wyjazd na wesele mojego ziomka. Po raz kolejny powtórka z rozrywki i zmiana partnerki przed samym weselem.  Ehhh, człowiek młody i głupi. Nie wiedzieć dlaczego nie potrafiłem sobie tej jedynaczki raz a dobrze usunąć zewsząd. Tak żeby przestała dla mnie istnieć... Ale uwaga:

 Finał był taki, że na pięknym najlepszej maści białym koniu, w równie pięknej najlepszej gatunkowo białej zbroi – wujek popierdalał po pierścionek żeby się tej właśnie jedynaczce oświadczyć. Tak.

 

 

                                                         

                                                                                                                       J  A         P  I  E  R  D  O  L  E

 

 

 

Sceneria jak z filmu. Deszcz nakurwia a ja klęczę przy samochodzie pod blokiem bo wkurwiona na mnie nie chciała spotkać się w normalnych warunkach więc musiałem podstępem wymusić spotkanie . Kilka słów wyjaśnień,  rozmowy o wszystkim i o niczym i w końcu wzięła. Powiedziała magiczne tak. Świat zamigotał wtedy dla mnie tysiącem białych barw. Pełnia szczęścia pomyślałem. Taa…

 

 

Po tygodniu otrzymałem jednak zwrot kawałka złotego kruszcu (wymieniłem na 3 zegarki). Wtedy pomyślałem, że na nowo zaczyna się mój dramat który już nie jeden raz skopał moją dupę. Owszem, nie było to przyjemne dla człowieczka który wysoko na piedestale ustawił niepotrzebnie jedną marną ludzką istotę i był gotów dla niej skoczyć w ogień. Uczucie beznadziejności trwało po tym zaledwie 2- 3 miesiące. Zbliżający się koniec roku nakazał jednak zapalić czerwoną lampkę w moim i tak wtedy zniszczonym umyśle.  Lampka ta dała jeden wyraźny sygnał, że pod żadnym pozorem nie mogę zmarnować ani jednego dnia na tę już przeszłą patologię. I nie wiem komu dziś mogę za to dziękować.  

 

 

Zaczął się wtedy dla mnie okres pierwszej w życiu tak intensywnej  pracy nad sobą. I gdybym tego nie zrobiłbym, mogłoby to mieć naprawdę katastrofalne skutki, bo z psychiką naprawdę nie ma żadnych żartów.  Owszem, zdarzały się od tamtego czasu chwile lepsze i gorsze, ale dla utrzymania równowagi jest to konieczne.

 

 

Na dzień dzisiejszy utrzymuję kontakt z przyjemną 20 letnią koleżanką na zasadach powiedzmy przyjaźni rozszerzonej. Jest miło, nikt nie narzeka. Wiem, że najpierw trzeba ogarnąć wszystko w sobie i dookoła, by móc się poczuć na bycie gotowym w jakiekolwiek deklaracje, poważne związki itp. Nie chce dłużej pracować poza naszym krajem bo pomimo burdelu jaki tworzą nasi rządzący - jestem patriotą i w końcu tam jest mój dom,Mam już jakiś mały plan który wymaga niestety jeszcze czasu i hajsu, ale wierzę, że jestem na dobrej drodze.

 

 

Teraz zaczynam to widzieć, dostrzegać i rozumieć. Lepiej późno niż wcale. Audycje Marka również w znacznym stopniu pomagają w naprawieniu swojego skrzywionego poglądu na rożne tematy więc polecam. Jeśli ktoś wie gdzie mogę kupić książki takie jak – „Kobietopedia” w formie innej niż pdf (zawsze wolałem papier w ręce niż siedzenie przed monitorem) to będę wdzięczny za info.

 

 

Na koniec przytoczę jeszcze fragment rozmowy z prawie 70 letnim Duńczykiem który opowiedział mi swoją historię kiedy 20 kilka lat temu jego ojciec zachorował, on  musiał się zająć nim i swoją firmą jednocześnie. Wyruszył w tym celu na północ Danii gdzie mieszkał ojciec i do czasu jego śmierci udawalo mu się pogodzić wszystkie obowiązki. Jego żona również się pogodziła, ale z innymi duńskimi poganiaczami którzy wykorzystali sytuację i zajęli się jego żoną. Sam stwierdził,że po tym wszystkim staczał się w stronę rynsztoku. Przeżył kilka ciężkich lat dopóki nie zrozumiał jak sam stwierdził – najważniejszej w życiu rzeczy. Po czym powiedział do mnie:

 

 

 „Never  look back, young man”

 

 

Proste, nawet bardzo. Potrzeba jednak czasu by to zrozumieć.

Także co by się przez te szelmy nie działo, zawsze do przodu Panowie. Dzięki za uwagę. Pozdrawiam.

 

 

 

 

 

 

 

  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po 1 nie dzierżę kretynów na motorach, pierdol*** hałasu. Rajdy dla matołów i dawców nerek powinny odbywać się i być legalne wyłącznie na ekspresowych drogach krajowych nie wioskowych ścieżkach po bułki.

 

po 2 to piszesz jakbyś wszystko pojął, piszesz że jedynaczka pewnie się bolcowała po waszym rozstaniu etc. A to ty jesteś niesłownym, niekonsekwentnym zakłamanym bolcem, który w ostatnim momencie zmienia decyzje, wraca do byłych, zdradza je, oświadcza się. Wszystkie panny takie spoko, a każdą robisz w ch*** i piszesz nam o jakimś nieobracaniu się za siebie. Normalne panny, żadna nie zrobiła cię na miętowo, dymały się jak szalone po jakichś kanciapach a tobie każda kolejna potrafi zawrócić w głowie i lecisz jak piesek do kości.

 

Stary duńczyk nie doradził ci moze, żebyś zwalił konia zamiast ciągłego zdradzania lasek i siania spierdol**y społecznej?

 

Uprzątnij się.

Edytowane przez Jaśnie Wielmożny
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

42 minuty temu, Jaśnie Wielmożny napisał:

 

Uprzątnij się.

Na szczęście etap porządkowania zacząl się już dłuższy czas temu, przez co można było w jakimś stopniu zacząć analizować to jak to nazwałeś "spierdolinę". Człowiek nadal się uczy, ale te kilka lat lekcji zostawiło parę wniosków co najważniejsze ;) 

 

Z punktem drugim zgadzam się. Byłem zakłamanym bolcem, który lubił pojawić się w odpowiednim miejscu i czasie. Żeby nie było za kolorowo, życie jednak wzięło swoje i skutecznie parę razy utarło ryja za wszelkie niedociągnięcia i grzechy - małe i duże. Kto bez winy, śmiało może rzucać kamieniem.

 

42 minuty temu, Jaśnie Wielmożny napisał:

Po 1 nie dzierżę kretynów na motorach, pierdol*** hałasu. Rajdy dla matołów i dawców nerek powinny odbywać się i być legalne wyłącznie na ekspresowych drogach krajowych nie wioskowych ścieżkach po bułki.

 

 

Z tym punktem niestety zgodzić się nie mogę  :D  Oczywiście szanuje opinię, bo każdy ma swoją na dany temat. Nie mniej jednak zostało to zakorzenione w moim organiźmie tak głęboko, że bułki po tych "ścieżkach" będę woził tak długo jak tylko będzie to możliwe.

 

Co do walenia konia - Duńczyk stwierdził że nigdy nie nadużywał i wychodziło mu to na zdrowie. A zdrowie najważniejsze więc popieram.

 

Dzięki za kubeł zimnej wody na łeb, który przydałby się zdecydowanie wcześniej :D 

Edytowane przez FraNky
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.