Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

@tamelodiaZwiązek hydra, rozwiążesz jeden problem. Pojawiają się dwa następne.

Tak, możesz się obudzić po 30(czy 40 jak wolisz). Wygląda to na " przechodzony związek".

Ważne aby się w związku komunikować, ufać sobie. Dbać o interesy partnera.

Jednak jeśli nie macie wspólnego celu. To związek albo wam się rozjedzie, wykolei. Albo jedno z was będzie musiało, oddać własne szczęście, za cenę relacji.

 

Naprawdę chcesz oddać stery przyszłości osobie, która nie jest w stanie prowadzić własnego życia?

Edytowane przez Dakota
cudzysłów
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak narzekacie na @deomi a tu proszę jakie mądre i ciekawe posty dała.

 

Polecam autorce tematu zapoznać się z tematem, bo choroby z zakresu psyche są przerąbane oraz życie z taką osobą wiąże się z pewnymi problemami czy też niedogodnościami. 

Tak narzekacie na @deomi a tu proszę jakie mądre i ciekawe posty dała.

 

Polecam autorce tematu zapoznać się z tematem bo choroby z zakresu psyche są przerąbane. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, deomi napisał:

Nie da się wygrzebać,

Zobaczymy, ja powoli wychodzę z zbiorowej mogiły.

Jest ciężko, łatwiej było by zostawić sprawy jak są.

Człowiek został stworzony, aby wychodzić z strefy komfortu.

Od ciebie zależy czy cię to złamie, czy staniesz się silniejszy(/a).


W terapii nie chodzi o to, żeby ktoś cię wyleczył, wyręczył. Może być najwyżej przewodnikiem, towarzyszem na twojej własnej drodze.
Chodzi aby zrozumieć mechanizmy, jakimi się posługujemy. Odzyskać władzę, nad samym sobą.

 

"It is human nature to seek culpability in a time of tragedy. It is a sign of strength to cry out against fate, rather than to bow one's head and succumb."

Gabriel Angelos. Captain   of the Blood Ravens 3rd Company

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, deomi napisał:

psychoterapia, kilka miesięcy ( ok fajnie sobie było porozmawiać z miłym, empatycznym, mądrym emocjalnie facetem, ale w fazie prawdziwego  stresu /"ataku nerwicy" nie działa nic, żadne wyuczone na terapi schematy myślowe)

Bardzo złe podejście do formy leczenia jaką jest psychoterapia. To nie mają być miłe pogawędki tylko konkretna robota. Nie działa behawioralno-poznawcza, szukasz innej, dalej nie działa, zmieniasz psychologa. Trochę to trwa, ale to mała cena w porównaniu z dezorganizacją życia przez nerwicę. 

Edytowane przez Helena K.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, SzatanKrieger napisał:

Tak narzekacie na @deomi a tu proszę jakie mądre i ciekawe posty dała.

Nie tyle narzekamy, co często ciśniemy ostrą bekę (tak przyznaję "my" to również ja :D ) z @deomi, bo jak założy czasem temat to jest absolutnie czysto atencyjny i z kosmosu.

 

10 godzin temu, deomi napisał:

Na tym właśnie polega problem osób z nerwicą na patologicznej nieadekwatnej do sytuacji reakcji organizmu, której za żadne pieniądze nie można zmienić/ zredukować ?

@deomi jeśli masz takie problemy nerwicowe i z neuroprzekaźnikami to jest mi przykro, życie bywa nieznośne z takim schorzeniem. To wyjaśnia oczywiście dlaczego faceci, z którymi się spotykałaś wyczuli, że mówiąc wprost - coś jest z Tobą nie halo - i na dłuższą metę nie wytrzymaliby osoby znerwicowanej, z mega sinusoidą nastrojów i 24h/dobę zestresowanej samą sobą - nie da się żyć z kimś takim pod jednym dachem (próbowałem 2 lata).

Rozumiem, że to jest schorzenie, ja też mam różne choroby i taka już nasza uroda.

 

Tym niemniej @deomi - trzymaj się mocno i ja bym Ci osobiście sugerował - młoda jesteś - lecz się jak tylko możesz i znajdź porządnego terapeutę i pracuj z nim nad sobą a nie "ucinaj pogawędki" - bo ja mam inne doświadczenia jesli chodzi o psychoterapię, żadne tam pogawędki.

 

11 godzin temu, deomi napisał:

Nad tym się nie ma kontroli, po prostu ciało ze względu na traumy z dzieciństwa reaguje tak, a nie inaczej.....

Jeśli masz traumy z dzieciństwa, tym bardziej sugerowałbym porządną psychoterapię, żebyś nie ciągnęła tej traumy do wieku dojrzałego a potem do starości i do śmierci. Weź to przepracuj dziewczyno i żyj.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@tamelodia W jednym masz racje wasz związek przechodzi jakiś kryzys i jest inaczej i tylko w tym. Twój koleś ma nagle doły, nerwice, a ty robisz dym bo nie chce z tobą zamieszkać.

 

Może w międzyczasie:

-został brutalnie poniżony

-może jest zastraszany

-może boryka się z czymś z dzieciństwa o czym ci nie powiedział

-może wydarzyła się mega klęska w życiu

-zwątpił w swoje kompetencje nie wie co robić

 

Jedno jest pewne wasz związek jest tekturowy, zero rozmowy i zaufania. Albo wciska ci bajki on bo ma dość jojczenia o dorosłym życiu bo ma coś co wyżej wymieniłem, albo ty nam o tym jaka to jesteś zorganizowana i jak to wszystko z nim omówiłaś.

 

Dorośli mężczyźni nie dostają nerwic dla beki. Albo czytam jakiś niesmaczny żart w którym ty nie rozumiesz że dorosły człowiek obok ciebie się rozpada, albo jest tam jakaś gruba manipulacja.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, deomi napisał:

To jest takie gówno i takie umysłowe, zapętlające się piekiełko, że nawet sobie nie zdajecie z tego sprawy....

O deomi wjechała ze swoim kalejdoskopem zaburzeń psychicznych na Grudzień! Lepsze do poczytania niż rozkładówka w Playboy! Będzie kolejnych 5 stron o nerwicach, bolcach i witaminie B12. Co za przygody! Lecę po popcorn!!! 

 

@tamelodia Jakie inne objawy nerwicy ma twój partner oprócz tego, że nie chce się przeprowadzić do mieszkania? Będzie musiał robić zakupy w innym LIDLU? Chodzić innymi chodnikami? Spotka na chodniku... Innych ludzi?! Bo rozumiem, że praca ta sama, kobieta w domu ta sama czyli jakieś 90% dnia.

 

Twój partner po prostu NIE CHCE z tobą zamieszkać. Woli ciepły domek u mamusi więc to nie nerwica a obsranie i strach przed dorosłością. Dziękuję, dobranoc. 

Edytowane przez Tomko
  • Like 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, Rnext napisał:

zsobaczenia

Wow zajebiste słowo, tak jak "wątal" czy "abnegat."

Zapisuję.

 

15 godzin temu, tamelodia napisał:

nagle w związku ze mną obrót o 180 stopni, i on nie chce zamieszkać razem, tylko wziąć kredyt... Ktoś jest w stanie to w ogóle mi wyjaśnić? 

Partnera zapytałam, czy czegoś konkretnie w tej relacji, i w związku z jego "chorobą" ode mnie oczekuje - to nie oczekuje niczego ?

A co do mnie - ja póki co chyba wezmę ten związek na przeczekanie

Wg mnie nic z Was już nie będzie.

 

Moja subiektywna rada: rozstań się z nim. No ale wiadomo, nie możesz być "niczyja" bo zwariujesz, no to po kobiecemu powiem: szukaj nowej gałęzi tylko w miarę szybko.

1 godzinę temu, Tomko napisał:

Chodzić innymi chodnikami? 

Będzie musiał chodzić tak żeby nie deptać linii między płytami, jak uliczka będzie brukowana to ma przesrane.

1 godzinę temu, Tomko napisał:

strach przed dorosłością

Bo ja wiem - czy zamieszkanie z babą to oznaka dorosłości czy zwyczajny strzał w stopę.

Edytowane przez Imbryk
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zostaw go. Zarówno on, jak i Ty zasługujecie na coś więcej niż beznamiętne byletrwanie. Gdzieś jest dziewczyna, dla której on w ciągu minuty przeniósłby się na inny kontynent, i gdzieś jest chłopak, przy którym Ty nie będziesz myśleć jak tu odbębnić swoje kobiece życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@tamelodia

 

W dniu 28.11.2019 o 09:49, tamelodia napisał:

Wymyślił sobie że ma nerwicę. Piszę, że wymyślił, bo nie był u lekarza. Sam zdiagnozował się przez internet. Sugerowałam, żeby poszedł do lekarza, bo to się leczy - on nie chce, sam się z tym upora, nie chce o tym rozmawiać. Nie może się teraz przeprowadzić do żadnego nowego mieszkania, bo to będzie dla niego za duży stres, że duża zmiana... Myślałam, że przy nerwicy obecność bliskiej osoby ma raczej kojący wpływ. Ale widocznie nie jesteśmy sobie bliscy. 

Nerwica to okropna choroba- i jeżeli rzeczywiście cierpi na tą przypadłość, to tym bardziej marsz do lekarza.

Niestety, obawiam się jednak, że to rodzaj wymówki. To zabrzmi brutalnie, ale myślę, że powinnaś brać pod uwagę możliwość, że on po prostu nie chce mieszkać z Tobą.

Zastanawiają mnie te dwa zdania. Czujesz ,że nie jesteś mu bliska, albo coś na zasadzie- "mogłabym być lepsza?" Chcę żebyś nie oceniała siebie przez jego osobę. To bardzo niebezpieczne.

 

Jeżeli czujesz się przy kimś niepewnie- to kieruj się uczuciem niepewności. Znikąd się nie wzięło.
 

W dniu 28.11.2019 o 09:49, tamelodia napisał:

Nie chce zamieszkać na wynajmowanym, bo nie chce obcej osobie płacić za mieszkanie. Chce oszczędzić gotówkę, żeby kupić mieszkanie/segment/bliźniak/ wybudować dom. Oczywiście pod miastem. Sugerował żeby wziąć razem kredyt, albo zamieszkać razem dopiero po ślubie (bo przecież wiele ludzi tak robi i nie rozchodzą się, bo ich związek cementuje dziecko....). Oczywiście ślub nie jest ustalony nawet w jakichś ramach czasowych. Nie wiem czy on chciałby za rok, dwa czy dziesięć. On też nie wie, bo przecież jest chory na nerwicę, więc nie może planować. Aha - co ciekawe - ze swoją byłą zamieszkał po mniej więcej 2 latach...

Sam pomysł zbierania funduszy jest wg mnie dobry. Pytanie tylko czy pozostał w strefie dobrych pomysłów czy przeszedł do realizacji. Bądź szczera sama ze sobą- faktycznie oszczędza?  Jeżeli to prawda- to on będzie miał prawo do wyboru lokalizacji. Czego Ty chcesz? Odkładasz na dom/mieszkanie et cetera we własnym zakresie? Uwieszanie się na kimś- zwłaszcza finansowo- to nie jest zbyt dobre rozwiązanie- również dla Ciebie.

Kwestia zamieszkania po ślubie i jego argumentacja połączona z informacją, że "przecież z byłą mieszkał" nie napawa optymizmem. Odnoszę wrażenie, że zwyczajnie moment w którym zamieszkał ze swoją dziewczyną to - w jego perspektywie-gwóźdź do trumny- i najprawdopodobniej był nim właśnie w jego poprzedniej relacji. Dlatego unika tego, jak tylko może.
Prawdopodobnie jego była mówiła mu o tym, on na propozycję przystanął, a potem było tylko gorzej. Wysunął więc sobie odpowiedni wniosek- dodajmy do tego domniemane stany lękowe i słabą psychikę. 

Dziecko to nie jest cement, dziecko to jest- dziecko. Martwi mnie ten argument, nawet bardziej niż kwestia zamieszkania. Jak na moją głowę przyczyny tego myślenia to zawsze swego rodzaju myślenie przedmiotowe/ lub "bardzo odległe" - w sensie, że tak naprawdę chłopak się nad tym nie zastanawiał. Możliwa jest także opcja, że facet jest zwyczajnie tak zniechęcony i zmęczony bądź-przerażony, że woli myśleć na zasadzie "jakoś to będzie". Mogłabym to całkowicie rozumieć, gdybyś była jego pierwszą dziewczyną, ale nią nie jesteś.

Pogrubiony fragment bardzo mi się nie podoba. Stwierdza, że jest chory na nerwicę, do lekarza nie pójdzie, ale chorobę wykorzystuje już całkiem świadomie? No cóż mój tata niestety jest chory na tę dolegliwość. Też bardzo chętnie ją wypiera. Ma problemy, żeby "wybrać się z domu". Tylko, że widzisz mój ojciec raczej nie używa takich wymówek. Jak obserwuję to trochę z boku to widzę raczej każdą możliwą próbę wyparcia w stylu- "nie jestem chory". Taka postawa w stylu: "To, że jest mi ciężko nie oznacza, że mam się poddać". Taka postawa walki. Nie, żebym to jakoś pochwala (dla przykładu taka osoba naprawdę nie chce pozwolić sobie pomóc), ale takie świadome usprawiedliwianie się oznacza po prostu wygodę. Wygodnie jest stwierdzić, że on nie może planować, bo jest chory. 

Nie zrozum mnie źle. Już nawet nie chodzi o to czy Twój mężczyzna faktycznie jest chory czy nie. Chodzi o postawę. 

W dniu 28.11.2019 o 09:49, tamelodia napisał:

A jeżeli chodzi o mnie - wg. mnie, żeby planować w ogóle ślub, już nie mówiąc o wspólnym kredycie (czego raczej bym nie chciała) to trzeba wcześniej ze sobą, zamieszkać i się poznać. Zobaczyć jak się razem funkcjonuje. Ewentualnie, jeżeli ktoś np. Jest mocno wierzący (on w Boga wierzy, ale do kościoła nie chodzi), to przed ślubem i wspólnym zamieszkaniem trzeba obgadać każdą najbardziej drobną sprawę, a pewnie i tak ludzie po zamieszaniu razem są zaskoczeni a może nawet zawiedzeni, bo wszystkiego nie da rady ustalić i przewidzieć. Tylko jak pewnie można się domyślić, skoro ja dopiero teraz dowiaduję się o jego poglądach to komunikacja między nami jest słaba. Argument, że dziecko cementuje związek - zostawię bez komentarza. 

Druga kwestia - nie chcę mieszkać poza miastem. Nie mam ani prawa jazdy, ani samochodu. Planuję zrobić, ale i tak nie wyobrażam sobie dojeżdżać do miasta 1-2h w jedną stronę codziennie... On przytacza argument, że przecież będę mogła pracować zdalnie... Pewnie bym mogła, ale to dopiero za kilka lat. Teraz przez te kilka lat mam siedzieć, spotykać się z nim jak nastolatkowie i czekać? 

 

Jest takim faktycznym katolikiem czy to typ: "wierzący, ale nie praktykujący"? Nie chodzi mi tu tylko o kościół, tylko także o zasady moralne, idealizację pewnych wartości itd. To rzucałoby nowe światło na tą sprawę. 

Dowiadujesz się dopiero teraz? Nie omawialiście wcześniej tych kwestii czy "omawialiście, nie omawiając" w sensie taki pustostan słowny? Np. Ty rzuciłaś jakieś konkretne pytanie, a on odpowiedział ci pięknym ogólnikiem? Jak wyglądały/ wyglądają te wasze rozmowy?


Kwestia mieszkania poza miastem- tu moim zdaniem upieranie jest trochę bezsensowne, trzeba też wypracowywać kompromisy itd.  Dziwi mnie jednak kwestia omawiania lokalizacji Waszego gniazdka gdy nawet z tym "tymczasowym" macie problem czy z pójściem do lekarza.

Znowu - nie podoba mi się pogrubione zdanie. Po pierwsze- na ten moment nie pracujesz zdanie  i nie wiadomo czy będziesz tak pracować w przyszłości. Opieranie się na tego typu argumentach jest totalnie bezsensowne. Równie dobrze "będziesz mogła" pracę stracić (czego absolutnie nie życzę). Zdanie nie podoba mi się także z innego powodu, ale mniejsza o to .

Nie planuj robić prawa jazdy- po prostu je zrób. Ja robię  :) 

W dniu 28.11.2019 o 09:49, tamelodia napisał:

Nie chcę się z nim rozstawać, nie chcę poznawać nikogo innego.

Zdanie klucz.

O co tak naprawdę chodzi?

 

Nie chcesz się z nim rozstawać?

czy raczej 
Nie chcę (mi się) poznawać kogoś innego?

 

Jeżeli raczej kwestia druga to chyba mam waszą wspólną cechę. Oboje na swój sposób jesteście wygodni. Owa wygoda również jest przyczyną Waszych problemów. Żadne z Was na dobrą sprawę nie jest zainteresowane aby się określić. Ciągnąć wózka nikt nie chce, ale i na kompromisy nie ma miejsca.

W dniu 28.11.2019 o 09:49, tamelodia napisał:

zrobię z siebie frajerkę i wyląduję chwilę przed 30 lub po 30 na portalu, i zostaną mi sami panowie z którymi niekoniecznie chciałabym się wiązać. 

Rozumiem twoje obawy. Niestety ryzyko jest zawsze. 

Pogrubione zdanie to kolejne zdanie klucz, który pokazuje faktyczną motywację. Frajerem jesteś wtedy, gdy samą siebie uznasz za frajera. Tylko i wyłącznie. 

 

Nikt Cię nie ośmieszy bez Twojego przyzwolenia.

 

Nikt również za Ciebie życia nie przeżyje, niezależnie od tego jak bardzo będzie Cię kochać czy nienawidzić. Spójrz na to z tej perspektywy. 

Życzę odwagi  :) 

 

W dniu 28.11.2019 o 09:49, tamelodia napisał:

Czy naciskać na terapię i lekarza? Jeżeli tak, to jak? On ucina temat za każdym razem. Denerwuje się. 

Czy w ogóle jest sens być w takim związku? 

Proponuję ciepłą, ale rzeczową rozmowę. Zastanów się nad tym czego chcesz. Dowiedz się czego on chce. Przygotuj się do rozmowy, pomyśl/napisz sobie jakie pytania chcesz mu zadać, co chcesz mu zakomunikować. Pomyśl także o nim.

Czy jest sens? Nie wiem. Wiem jednak, że od decyzji się nie ucieknie.

Zastanów się dlaczego związałaś się właśnie z nim. Jakie były powody. Jak wygląda relacja między twoimi rodzicami, jak wygląda rodzina u niego.

Jakie schematy powtarzacie.

Czy nie uzupełniają się wzajemnie?

Dlaczego wg Ciebie- sytuacja wygląda tak, a nie inaczej? Jak chciałabyś, żeby wyglądała.

 

Wszystkiego dobrego.

Edytowane przez Wielokropek
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Imbryk napisał:

Bo ja wiem - czy zamieszkanie z babą to oznaka dorosłości czy zwyczajny strzał w stopę.

Bardziej pod pojęciem "dorosłość" miałem na myśli pójście na swoje z domu rodzinnego i mierzenie się z problemamy dorosłego człowieka. Mieszkanie z kobietą to na pewno wyzwanie. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

W dniu 28.11.2019 o 09:49, tamelodia napisał:

Okazało się, po 2,5 roku razem, że z partnerem mamy inne podejście do życia. 

Akurat przydarzyło się tak, że moglibysmy zamieszkać razem (na wynajmowanym). On mieszka z rodzicami (dodam tutaj, że nie ma 20 lat tylko 30...), ja wynajmuję. Myślałam, że będziemy mogli zamieszkać w końcu razem jak normalna para, a nie spotykać się kilka razy w tygodniu jak byśmy byli w liceum. 

Dałam mu 2 tygodnie do namysłu, a raczej do tego żeby obgadać kwestie organizacyjne. Ostatecznie on się nie zgodził. 

1. Wymyślił sobie że ma nerwicę. Piszę, że wymyślił, bo nie był u lekarza. Sam zdiagnozował się przez internet. Sugerowałam, żeby poszedł do lekarza, bo to się leczy - on nie chce, sam się z tym upora, nie chce o tym rozmawiać. Nie może się teraz przeprowadzić do żadnego nowego mieszkania, bo to będzie dla niego za duży stres, że duża zmiana... Myślałam, że przy nerwicy obecność bliskiej osoby ma raczej kojący wpływ. Ale widocznie nie jesteśmy sobie bliscy. 

 

Oczywiście ślub nie jest ustalony nawet w jakichś ramach czasowych. Nie wiem czy on chciałby za rok, dwa czy dziesięć. On też nie wie, bo przecież jest chory na nerwicę, więc nie może planować. 

 

Z drugiej strony dowiedziałam się, że osoby chore na nerwicę (o ile on jest chory a nie ściemnia) mogą mówić coś, w co do końca nie wierzą

 

Czy naciskać na terapię i lekarza?

2,5 roku to sporo czasu...

Moim zdaniem jeśli naprawdę ma nerwicę to niemożliwe żebyś tego nie zauważyła. Początkowo można ukryć,  ale z czasem to wychodzi. A jaki rodzaj u siebie-niby teraz- zdiagnozował?

W moim przypadku (stwierdzono lękliwą) panikę powodowały sytuacje gdy byłam całkowicie zdana na siebie. Poprawę przyniosło stawianie czoła tym sytuacjom, a nie ich unikanie np nie mam już obaw przed jazdą windą gdy jestem sama. Z tego co wiem to lekami też leczą, ale to już ciężkie przypadki. Człowiek z nerwicą nie bałby się wspólnego mieszkania, jeśli już to samotnego. Chyba że twój partner coś ukrywa, co może wyjść na jaw przy wspólnym mieszkaniu albo ci nie ufa i obawia sie, że w razie niewypału zostanie ze wszystkim sam. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@deomi Da się to naprawić. Ja po prawie 2 letniej psychoterapii, znacznie zmniejszyłem swoje lęki, paranoje, nerwice, depresję. Psychoterapeutka mówi, że być może nie da się tego w 100 % wyleczyć ale da się znacząco zmniejszyć. Mam zaburzona osobowość z nerwica i to jest rzeczywiście orka na ugorze. Przez te 2 lata prawie codziennie jakoś nad sobą pracowałem i wraz z terapeuta. A Ty mam wrażenie masz ten sam mechanizm który też mi się czasem uaktywnia, czyli przerzucanie odpowiedzialności na kogos innego. Najlepiej, żeby ktoś za Ciebie zrobił, podjął decyzję, boisz się wyjść ze strefy komfortu i podjąć decyzję z ryzykiem z tym związanym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Porozmawiałam z nim na spokojnie, bo czuł się lepiej i już mógł planować. Podał mi konkrety, czyli przedział czasowy w jakim chciałby ten dom czy bliźniak kupić, podał jakie ma oszczędności (żeby nie było - tak jak ktoś tu zasugerował, że będzie odkładał w nieskończoność). Kredyt wziąłby sam (lub ewentualnie razem, ale to kwestia dogadania w przyszłości). Stwierdził, że kategorycznie nie ma opcji przeprowadzania się do innego miasta (ewentualnie gdzieś do jakiegoś miasteczka z dala od cywilizacji, ale to wiadomo - opcja raczej nierealna), bo on ma tutaj rodzinę, znajomych... To nic, że ja nie mam tu nikogo :D (tak nie powiedział - to ja teraz napisałam)

 

Nie wiem czy jestem gotowa mieszkać w tym mieście (a raczej pod tym miastem) do końca życia... Ja się tu w ogóle nie czuję "u siebie", mimo że mieszkam prawie trzy lata. Jak mam wejść do autobusu i gdzieś jechać to mnie skręca bo nie cierpię komunikacji miejskiej tutaj. A nawet gdybym miała samochód, to to nie ratuje, bo korki i brak miejsc parkingowych. Żeby iść pieszo (staram się) to też nie bardzo, bo odległości są ogromne, a dodatkowo co kilka kroków światła, na których trzeba czekać. W rezultacie jeden km. idzie się często 30 min. Na razie i tak pewnie kolejne 3 lata będę musiała tu siedzieć, ale wątpię żebym przywykła :D Tutaj z równowagi wyprowadza mnie już ABSOLUTNIE wszystko i nie widzę żadnych pozytywów mieszkania tu.

 

Według niego, podobno za dużą presję na niego naciskałam z tym zamieszkaniem... Tzn. on miał się zastanowić nad tym, a ja co jakiś czas dopytywałam. Poza tym, nawet gdybym nie naciskała to on woli oszczędzać niż płacić obcej osobie za wynajem.

 

Ponadto też dowiedziałam się, że jednak pewne moje cechy charakteru są dla niego kłopotem (i też ustaliliśmy, że gdyby go coś denerwowało we mnie to ma mi powiedzieć, i vice versa). Na przykład: to, że często zmieniam zdanie w kwestii posiadania dzieci. Ja serio NIE WIEM, czy chcę je mieć. Wiem, że muszę, ale niekoniecznie chcę. Gdybym miała mieć, to musiałby być spełniony szereg czynników - mam taką "checklistę" czego bym oczekiwała (i od razu uprzedzam - to nie są rzeczy, które musi spełnić partner, tylko ja, bo wiem że w przypadku macierzyństwa będę ze wszystkim sama). Dlatego czasem, gdy rozmawiamy to chcę, a czasem nie chcę. W zależności od... Właściwie nie wiem od czego. Nigdy nie mówię o dziecku, tak jak niektóre moje koleżanki: że chciałyby uczyć małego człowieka życia, chciałyby się opiekować kimś bezbronnym, przytulać i poświęcać się dla tej małej istotki etc. Ja do tego podchodzę raczej jak coś "do zrobienia" i w tym wypadku czasem rzeczywiście mogę o tym mówić w kontekście, że chcę, ale bez większego entuzjazmu. Chyba po prostu czasem godzę się z tym nieuniknionym losem, ale nie na długo, bo później wraca moja niechęć do macierzyństwa.

 

On dziecko/dzieci chce, ale nie ma ciśnienia na "już". Podejrzewam, że być może nie widzi we mnie dobrej osoby na matkę, czemu się nie dziwię. Może oczekiwałby, żebym też rozczulała się nad śpioszkami dla niemowląt... Nie wiem.

 

Druga rzecz, która mu nie pasuje (i mi też swoją drogą, bardzo chętnie bym nad nią popracowała ale zupełnie nie wiem jak) - moje irytowanie się, zmiany nastroju. Jestem choleryczką, ale to mnie nie usprawiedliwia. Wybuchowy charakter miałam zawsze, a jak mieszkałam z rodzicami to w ogóle kosmos (moja mama ma podobny charakter, więc nie wiem jak to możliwe, że się nie pozabijałyśmy :D ) Na początku, gdy się przeprowadziłam tutaj i po czasie poznałam obecnego partnera, byłam bardzo zadowolona ze swojego życia. Nagle wszystko zaczęło mi się układać i nie było mowy o gorszym nastroju. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałam w co się wpakowałam (czyli w to miasto w którym obecnie mieszkam).

 

Jak teraz nad tym myślę, to to moje wku***anie się jest spowodowane w 99% właśnie przez to gdzie mieszkam. Proste przykłady: jedziemy gdzieś i nie możemy zaparkować (bo brak miejsc parkingowych) - od razu zaczynam się denerwować i to zaczyna urastać do rangi ogromnego problemu - od razu leci lawina - "w tym mieście nie da się żyć, ktoś powinien stracić pracę za taką infrastrukturę... bla bla bla". Wiem, to głupie, ale tak to wygląda. To się przelewa na mojego partnera, mimo że on nie jest niczemu winny. Jak siedzimy w domu to nie ma o czymś takim mowy, nawet jeżeli zdenerwuję się czymś w pracy itd. Wtedy jest pełen spokój.

 

Myślę, że to jest przede wszystkim kwestia tego, że jestem tak bardzo nieszczęśliwa i sfrustrowana swoją obecną sytuacją (ale co ciekawe - obiektywnie raczej nie mam wielu podstaw do narzekania...). Nie jestem w stanie kontrolować tych wybuchów wściekłości, chyba, że przestaniemy wychodzić razem z domu - już mu to zaproponowałam.

 

Próbuję zrobić coś, żeby jednak dostarczać sobie jakichś endorfin w życiu. Na przykład zauważyłam, że nie umiem odpoczywać. Jak już siądę do książki/serialu to myślę o pięćdziesięciu innych rzeczach które właśnie powinny być przeze mnie robione i ostatecznie nic z tego nie wychodzi. Dlatego teraz już planuję sobie wszystko co muszę danego dnia zrobić a dodatkowo staram się sobie odpuszczać, jak czegoś nie zrobię. Odpalam sobie kominek z jakimś ładnym zapachem i staram się skupić nad tym co akurat robię. Zaczęłam też dbać o skórę twarzy, bo moja codzienna rutyna w pielęgnacji chyba jest już trochę nieadekwatna.

 

Zapisałam się na studia - to jest coś, co powinno w ogóle odciągnąć moją uwagę od myślenia o pierdołach i coś, co powinno dostarczać mi sporo satysfakcji. I rzeczywiście tak jest. Uważam, że kierunek wybrałam dobrze, nie na siłę. Nawet jeżeli cały weekend spędzam na uczelni to wracam zadowolona. Po drodze mam pełno małych celów - na przykład zrobić zadanie domowe, nauczyć się na kolokwium. To powinno stale trzymać mnie w poczuciu zadowolenia i spełnienia. Tak nie jest. Jestem zadowolona tylko chwilowo, ale nie mam poczucia "w końcu coś mi w życiu wychodzi!" (tak jak to miałam w czasie kiedy się usamodzielniłam).

 

Ktoś się tu pytał o moje finanse - ja też oszczędzam co miesiąc pewną kwotę. Zwykle po wypłacie spisuję ile muszę zapłacić opłat stałych i jedzenia, co muszę w tym miesiącu kupić i ile na to przeznaczyć, potem wyznaczam sobie trochę pieniędzy na "pierdoły" a resztę wysyłam na oszczędnościowe, więc nie - moje życie nie zależy od niego. Jestem w stanie się sama utrzymać i też w przypadku wspólnego mieszkania wszystko dzielone by było na pół.

 

Dziękuję, jeżeli ktoś te wypociny przeczytał :D

Edytowane przez tamelodia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brutalna prawda:

Podchodzisz do macierzyństwa zadaniowo, bo jako potencjalnego ojca dzieci masz słabego genetycznie samca, z którym związek nie jest szczytem marzeń. Gwarantuję, że jeśli z nim się rozstaniesz i poznasz kogoś odpowiedniego biologicznie (nawet z bagażem o którym wspominałaś), to:

 

1. Zakochasz się tak że w dupie będziesz miała miasto które on wybrał

2. Nie będziesz sobie szukać celów do spełniania typu studia, bo on będzie tym celem i SAMA będziesz chciała by tak było

3. Gadzi mózg/biologia/ewolucja ocipieje w wyścigu po idealne geny - będziesz chciała mu rodzić dzieci nie na zasadzie planu rozpisanego na lata, ale z atawistycznych niesamowicie silnych pobudek.

4. W konsekwencji tego będziesz ciągle napalona i seks będzie często. Jako zaspokojona seksualnie kobieta nie będziesz narzekać na brak miejsc parkingowych i ogólnie, nie będziesz zrzędzić i wymyślać problemów, co robi większość kobiet na skutek niedopchnięcia (ja też żeby nie było).

 

Been there, done that.

 

Dodam jeszcze że prędzej czy później odejdziesz, bo Twoja podświadomość go słusznie już nie szanuje, co widać z Twojej wypowiedzi. Nie oceniam tego negatywnie, bo to nie jest złe. Na dłuższą metę będziesz usychać w takim związku. Ślub w takiej sytuacji to głupota, mówię z perspektywy własnych doświadczeń.

 

Póki co mam wrażenie że cisniesz na konkretyzowanie związku z nim w imię hasła "a teraz szybciej zanim do nas dotrze, że to bez sensu".

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@tamelodia oczywiście że nie można robić z samca jedynego celu. Dlaczego wkładasz mi w usta coś czego nie powiedziałam? 

Sama wyżej napisałaś, że zapisałas się na dodatkowe studia i masz dzięki temu mikrocele które dają spełnienie. A nie ze studia są Twoim jedynym celem w życiu. Więc skąd nagle myśl, że ja tak widzę faceta?

 

Jestem trochę starsza od Ciebie, "po przejściach" i dzisiaj już wiem, że nawet bycie samej po 30tce, gdy jak już pisałaś - zostają na rynku matrymonialnym gorsze towary - jest lepsze niż tkwienie w beznadziejnym związku. Ty masz ten plus, że to jeszcze nie małżeństwo i od tego masz pięty żeby się na nich odwrócić, jeśli jest źle mimo prób naprawy.

 

Nie chodzi o to że masz się rozstać, ale o to, że tkwić w związku, bo trzeba, to jest marny argument na znoszenie tych wszystkich nieprzyjemności, które nam opisałaś.

 

Wchodzisz w pułapkę - cytat z wikipedii: "Efekt utopionych kosztów – zjawisko polegające na tym, że ludzie maja skłonność do trzymania się wcześniej podjętych decyzji nawet w sytuacji, gdy okazały się one niekorzystne, jeśli tylko były związane z poniesieniem dużych kosztów lub ze znacznym wysiłkiem"

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podpinam się pod wypowiedź @Laryssa i od siebie dorzucam filmik RPC.

Dla mnie był on tym decydującym "być albo nie być" kiedy też szukałem jasnego sygnału do podjęcia decyzji o rozstaniu.

Po 4 miesiącach widzę, że decyzję o odejściu miałem już dawno podjętą - po prostu bałem się zrobić ten krok ze względu na to, ile w ten związek zainwestowałem.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz język charakterystyczny dla rodzica (chodzi o analizę transakcyjną, stworzoną przez Erica Berne'a) . Dużo wymagasz od siebie i mam wrażenie, że "lubisz się biczować". Wyrzuć te wszystkie "powinno", "powinnam", "muszę". Jest różnica między "czuję, że powinnam" , a "chcę". 

 

Tylko spójrz na to zdanie:

W dniu 30.11.2019 o 23:20, tamelodia napisał:

Chyba po prostu czasem godzę się z tym nieuniknionym losem, ale nie na długo, bo później wraca moja niechęć do macierzyństwa.

Tak bardzo, chcesz się dopasować , przyjmujesz inne zasady, których nie czujesz i na ten moment nie chcesz- ale to działa tylko na chwilę. 

Jaki znowu "nieunikniony los". 

Uważam, że ty tak naprawdę wiesz czego chcesz, ale wstydzisz się tego przed sobą przyznać. Poza tym, pewne rzeczy i tak są nieuniknione , prawda?

Nie bądź nieszczęśliwa dla idei bycia nieszczęśliwym. To prowadzi donikąd.

 

W dniu 30.11.2019 o 23:20, tamelodia napisał:

Wiem, że muszę, ale niekoniecznie chcę

Gdybym miała przedstawić twoją osobę za pomocą jednego zdania, to właśnie jest to te zdanie powyżej.

Dlaczego "muszę", stawiasz nad "chcę"?
 

W dniu 30.11.2019 o 23:20, tamelodia napisał:

Może oczekiwałby, żebym też rozczulała się nad śpioszkami dla niemowląt... Nie wiem.

Znowu. Oczekiwania innych to tylko oczekiwania innych. Ty stanowisz o sobie.

 

W dniu 30.11.2019 o 23:20, tamelodia napisał:

od razu zaczynam się denerwować i to zaczyna urastać do rangi ogromnego problemu - od razu leci lawina - "w tym mieście nie da się żyć, ktoś powinien stracić pracę za taką infrastrukturę... bla bla bla".

Znowu, wieczna krytyka, wieczne wymagania. Nawet w stosunku do nieznanej osoby i problemu który generalnie jakoś Cię nie dotyka. Nie jesteś ciepła wobec samej siebie- to i nie jesteś ciepła wobec innych. Oceniasz non stop, tylko negatywnie. 

W dniu 30.11.2019 o 23:20, tamelodia napisał:

Jestem choleryczką, ale to mnie nie usprawiedliwia.

Nie usprawiedliwia, ale- wiele wyjaśnia. Wiesz co się takiego strasznego stanie jak dodasz to "wiele wyjaśnia"? To się stanie, że sama sobie dajesz wówczas możliwość zrozumienia dlaczego postępujesz tak jak postępujesz, spojrzysz na to nie jak na - okropną wadę, która "najlepiej jakby nie istniała", ale po prostu jak na część siebie.  Zaakceptujesz to naprawdę. Dopiero po tej akceptacji jest możliwość pracy nad sobą. Pracy nie na zasadzie "walki z samym sobą", ale na zasadzie zrozumienia, bez krytyki. Wiesz co się w efekcie? Spora część Twoich lęków zniknie, a z pozostałe będziesz mogła zwalczyć lub zaakceptować.

 

W dniu 1.12.2019 o 12:06, tamelodia napisał:

Naprawdę dla kobiety jedynym celem życiowym powinien być samiec?

Jeżeli tak stawiasz pytanie...

 

Moim zdaniem Wasza relacja to relacja: rodzic- dziecko.

Do poczytania: 

Berne E., W co grają ludzie? Psychologia stosunków międzyludzkich. PWN, Warszawa 1987

czy też:

Berne E., „Dzień dobry” …i co dalej? Psychologia ludzkiego przeznaczenia. Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 1998

 

Ponawiam moje pytania:
 

W dniu 29.11.2019 o 11:35, Wielokropek napisał:

Nie chcesz się z nim rozstawać?

czy raczej 
Nie chcę (mi się) poznawać kogoś innego?

 

W dniu 29.11.2019 o 11:35, Wielokropek napisał:

Zastanów się dlaczego związałaś się właśnie z nim. Jakie były powody. Jak wygląda relacja między twoimi rodzicami, jak wygląda rodzina u niego.

Jakie schematy powtarzacie.

Czy nie uzupełniają się wzajemnie?

Dlaczego wg Ciebie- sytuacja wygląda tak, a nie inaczej? Jak chciałabyś, żeby wyglądała

Odpowiedziałaś jedynie, że sytuacja wygląda tak , a nie inaczej bo mieszkasz w mieście, które Ci nie odpowiada. Dobrze zrozumiałam? Popraw mnie, jeśli się mylę.

 

 

Rób tak jak tego chcesz. Nie musisz się z tego nikomu tłumaczyć.  

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

W dniu 1.12.2019 o 12:37, Laryssa napisał:

jeśli jest źle mimo prób naprawy

Na razie nie ma prób naprawy. I moim zdaniem to on powinien wyjść z tą inicjatywą. Ale tak - masz rację z tym, że gdyby to był "ten jedyny" to prawdopodobnie nie interesowałoby mnie gdzie mieszkam. Póki co "ten jedyny" kończy się po ok 2 latach (poprzedni związek skończył się po 1,5, obecny chyba też już się kończy, a przynajmniej to już "nie to samo"). Przepraszam, że się uniosłam :) W moim przypadku posiadanie "tego jedynego" za którym wszędzie pójdę jest niemożliwe.

1 godzinę temu, Wielokropek napisał:

Dlaczego "muszę", stawiasz nad "chcę"?

To co chcę raczej nie ma znaczenia. Teraz mogę chcieć coś, co będzie zgubne na dłuższą metę np. chcę być bezdzietna co na tę chwilę może być ok, ale wkrótce przekroczę cienką granicę wiekową w której mogę posiadać dzieci. I co, jak mi się zachce jak już nie będę mogła?

1 godzinę temu, Wielokropek napisał:

spojrzysz na to nie jak na - okropną wadę, która "najlepiej jakby nie istniała", ale po prostu jak na część siebie.  Zaakceptujesz to naprawdę. Dopiero po tej akceptacji jest możliwość pracy nad sobą. Pracy nie na zasadzie "walki z samym sobą", ale na zasadzie zrozumienia, bez krytyki. Wiesz co się w efekcie? Spora część Twoich lęków zniknie, a z pozostałe będziesz mogła zwalczyć lub zaakceptować.

Niestety nawet jeżeli dodam "to wiele wyjaśnia" to to nic nie zmieni. Nadal będę choleryczką z wybuchowym charakterem. Tylko mężczyźni "fajtłapy" kochają takie kobiety, a ja fajtłapy kochać nie będę. A w ogóle, najśmieszniejsze jest to, że przez znajomych z pracy czy skądś indziej jestem uważana za osobę energiczną i uśmiechniętą. Nie chodzę wkurzona, a jak się czymś zdenerwuję to nie na długo. I to jest takie przykre - taka sama byłam jak poznałam obecnego partnera i prawdopodobnie w takiej mnie się zakochał (o ile w ogóle się zakochał)... 

1 godzinę temu, Wielokropek napisał:

Moim zdaniem Wasza relacja to relacja: rodzic- dziecko.

W sensie? Kto tu jest rodzicem a kto dzieckiem?

1 godzinę temu, Wielokropek napisał:

Ponawiam moje pytania:

Co do pytań: 

1. I nie chcę się z nim rozstawać i nie chcę się z nikim poznawać. 

1 godzinę temu, Wielokropek napisał:

Zastanów się dlaczego związałaś się właśnie z nim. Jakie były powody. Jak wygląda relacja między twoimi rodzicami, jak wygląda rodzina u niego.

Jakie schematy powtarzacie.

Czy nie uzupełniają się wzajemnie?

Dlaczego wg Ciebie- sytuacja wygląda tak, a nie inaczej? Jak chciałabyś, żeby wyglądała

1. Wydawał się być zadbany, stabilny emocjonalnie, "męski"- w rozumieniu "dominujący", miał swoje pasje, ma stałą pracę,  nie wierzyłam w swoje szczęście - że podobam się facetowi, który podoba się także mi - zwykle podobam się tylko takim którzy nie podobają się mi, lub mi podobają się tacy którym nie podobam się ja. Nie mam też wianuszka adoratorów jak normalne dziewczyny. Do adoratorów nie mogę nawet wliczyć mojego partnera. Partner nawet nie sili się żeby udawać że jest o coś zazdrosny - wrócę sobie nad ranem do domu a on nawet odrobinkę się nie wkurzy. 

2. Relacja między moimi rodzicami - spoko od czasu jak nie mieszkamy razem, bo są za mną stęsknieni. Wcześniej była jedna wielka kłótnia :D U niego - nie znam jego rodziny, ale z tego co mówi - relacje raczej chłodne, nie mówi o niczym rodzicom, ale mimo wszystko chce z nimi mieszkać :) 

3. Nie wiem jakie mamy schematy...

4. Sytuacja wygląda tak a nie inaczej, prawdopodobnie dlatego że po prostu nie nadaję się do związku nie mówiąc już o założeniu rodziny. Tak jak powiedziałam - jedynie fajtłapa będzie kochał taką osobę jak ja. On fajtłapą nie jest.

5. Chciałabym więcej bliskości w związku, czuć się pewnie (niby nie daje mi żadnych ku temu powodów, ale cały czas boję się że mnie zdradza, zerkam mu przez ramię do telefonu, przeszukałam portale randkowe w poszukiwaniu jego profilu). Niestety, tego budować się nie da widując się 3x w tygodniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@tamelodia Kurcze, nie sposób się z Tobą nie zgodzić. Rozumiem Twoje racjonalne podejście. To wzniosłe "żyj tak, jakby jutra nie było", "możesz być kim chcesz" rozbija się o rzeczywistość (chociażby w przypadku wspomnianego macierzyństwa - jest moment, że może być za późno). I nie wiem, co tu można doradzić. Jedynie mogę dodać od siebie, że nie tylko fajtłapy kochają wybuchowe dziewczyny. Wydajesz się być poukładana i ciekawa. Ja jestem impulsywna, chodzę swoimi ścieżkami (wszyscy niegdyś nazywali mnie konikiem polnym, od tej bajki, co to konik polny grał i śpiewał całe lato, a mrówka gromadziła zapasy, a potem konik polny nie miał co jeść ;)). A mój mąż jest spokojny i wyważony, Nie jest fajtłapą, tylko cierpliwym człowiekiem, o bardzo silnym charakterze (ale tak wewnętrznie, nie na zewnątrz). Zanim on wstanie, ja go trzy razy obiegnę. Z moich obserwacji wiem, że ci mężczyźni, którzy tak bardzo kozaczą, są ekspresywni, mogą nie być w stanie Cię pokochać, tak jak sobie to wyobrażasz. Ale przecież nie przekonam Cię do tego, żeby spodobał Ci się inny typ mężczyzny, bo to wyjdzie Ci na zdrowie.

Na zobrazowanie fragment z Ferdydurke ;)

Nauczyciel  "Jak to Słowacki nie zachwyca Gałkiewicza, jeśli tysiąc razy tłumaczyłem Gałkiewiczowi, że go zachwyca"

Gałkiewicz "A mnie nie zachwyca".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Update. Chciałam jakoś naprawiać ten związek, wrócić do "starego", tzn. do zwykłego spotykania się tak jak dawniej. Bo jeszcze kilka tygodni temu było super. Teraz atmosfera jest gęsta. Partner twierdzi, że to taki kryzys. Chciałam starać się z całej siły być miła i kochana. No ale nie wyszło, bo jestem kobietą. Coś zaczęłam o tym wspólnym mieszkaniu (zaczęło się już wytykanie palcami przez znajomych i twierdzenie, że ten mój związek nie ma sensu). Powiedziałam mu o tym i dalej, coś że muszę przywyknąć bo zaraz każdy będzie tak mi dopiekał. No i się zaczęło. On coś burknął, że "już o tym rozmawialiśmy". I tyle wystarczyło, żeby cała atmosfera się popsuła (a na początku było miło). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@tamelodia Witaj.

Napisz na spokojnie co się stało. Nie sposób zrozumieć, nic z twojego postu.

18 godzin temu, tamelodia napisał:

Powiedziałam mu o tym i dalej,

18 godzin temu, tamelodia napisał:

Chciałam jakoś naprawiać ten związek, wrócić do "starego", tzn. do zwykłego spotykania się tak jak dawniej.

Chciałaś? Co to znaczy? Pożegnaliście się?

Nigdy w żadnym związku nie będzie "tak jak dawniej". Zauroczenie wypala się z czasem, jeśli nie zastąpi się go zaufaniem, zaangażowaniem i troską.  Nawet wtedy, nie jest jak wcześniej. Jest dobrze, ale inaczej.

 

18 godzin temu, tamelodia napisał:

Chciałam starać się z całej siły być miła i kochana.

Ponownie. Chciałaś, to znaczy, że już nie jesteś?

 

18 godzin temu, tamelodia napisał:

nie wyszło, bo jestem kobietą

Kompletnie tego nie kupuję, tego argumentu. C oto w ogóle znaczy? Nie wyszło, bo co? Bo kierowałaś się emocjami? Nie wyszło, bo przedstawiłaś swoje potrzeby i oczekiwania?

 

18 godzin temu, tamelodia napisał:

zaczęło się już wytykanie palcami przez znajomych i twierdzenie, że ten mój związek nie ma sensu

Jeśli kierujesz się opinią innych na temat związku, ba życia. To się nie dziwię że nie wyszło.

Jeśli bliskie osoby ostrzegały cię, przed tym, że przechodziłaś związek. To powinnaś ich teraz przeprosić i podziękować.

 

18 godzin temu, tamelodia napisał:

muszę przywyknąć bo zaraz każdy będzie tak mi dopiekał

Czyli się pokłóciliście? Na temat mieszkania? Co to znaczy że ci "dopiekał".

 

18 godzin temu, tamelodia napisał:

"już o tym rozmawialiśmy"

Jeśli, podjęliście jakąś decyzję, to tak. Rozumiem, twojego mężczyznę.

Jak nie, gra na czas. Stara się ciebie uwikłać w poczucie winy.

 

18 godzin temu, tamelodia napisał:

tyle wystarczyło, żeby cała atmosfera się popsuła

W dniu 30.11.2019 o 00:46, Dakota napisał:

Związek, jak dobrze wiesz, to nie tylko słoneczko i tęcza.

Trzeba się dotrzeć. Można, trzeba wymieniać poglądy. Puki jesteście w stanie rozmawiać, dążyć do wspólnego dobra. Wszystko jest w porządku.

 

Czekam na jaśniejsze wytłumaczenie tego, co zaszło.

Pozdrawiam.

 

PS

W dniu 2.12.2019 o 17:33, tamelodia napisał:

wkrótce przekroczę cienką granicę wiekową w której mogę posiadać dzieci

Jesteś z nim dwa lata w związku. Co robiłaś przez ten czas?

Jeśli chciałaś mieć wcześniej dzieci, czemu nie szukałaś partnera podzielającego twoje potrzeby?

 

W dniu 2.12.2019 o 17:33, tamelodia napisał:

I nie chcę się z nim rozstawać i nie chcę się z nikim poznawać. 

Tu jest twój problem. Chcesz zjeść ciastko i mieć ciastko. Tylko zdaję się, że ciastko masz tylko obiecane. Pozostając z niczym. Prawda?

 

Edytowane przez Dakota
PS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.