Skocz do zawartości

Życie w traumach, ale pod fajną maską.


Niedziel

Rekomendowane odpowiedzi

Drodzy bracia,

 

Chciałbym opisać mój ból istnienia, który dopadł mnie ostatnio i spytać się was, czy myślicie, że jest z tego jakieś wyjście, bo ja jak na razie jestem coraz bardziej przekonany, że to wszystko nie ma większego sensu. Na samym wstępnie chciałbym opisać swoją krótką historię.

  Otóż obecnie mam 21 lat, jestem najmłodszy w rodzinie (różnica między najstarszym bratem 15 lat), jak można się domyślać na świat nie przyszedłem proszony. Od małego byłem bardzo rozpieszczany przez rodzinę, traktowany jak maskotka, która dawała wiele radości, moja mama traktowała mnie jak największy cud, który mógł się jej zdarzyć. Niestety przez to szczególne traktowanie mam wrażenie, że pozostałe rodzeństwo poczuło się zagrożone i zepchnięte przez co do dzisiaj mają do mnie o to podświadomy żal i pałają nienawiścią. W późniejszych latach szczególnie w okresie dorastania rodzina zaczęła mnie traktować już zupełnie inaczej. Jak maskotkę, ale nie w pozytywnym znaczeniu, maskotkę na której można się wyładować kiedy jest napięta atmosfera, jak jeden wielki problem. Wszystko wiedzieli lepiej za mnie, nikogo nie obchodziło co czuję w środku, zawsze miałem działać tak jak im się wydawało, że jest dobrze, po prostu w momencie kiedy poczułem, że jestem niezależnym człowiekiem, tak jakby się im to nie spodobało i zaczęli dostrzegać w tym jakieś zagrożenie i chcieli trzymać „łapę na moim pysku”. Z natury jestem buntownikiem i średnio im to wychodziło, przez co bywało wiele konfliktów i awantur, które zostawiły we mnie wiele traum.

  Przez rówieśników w szkole byłem traktowany analogicznie jak w domu, czyli jak maskotkę jak klauna lub idiotę, którego można obśmiać i potraktować jak gówno bo przecież to tylko zwykły pajac, który pozwala na dużo w stosunku do swojej osoby. Dziś już wiem, że to efekt wychowania i rodzinnych awantur, gdzie wykształciłem w sobie cechę, że jak nie będę stawiał oporu to będę miał względny spokój, co oczywiście jest bzdurą ale skąd miałem to wiedzieć jako dzieciak. Do tego całe życie byłem bardzo chudy, bo przez stres nie miałem apetytu i byłem za to wyśmiewany.

  Dopiero w liceum nastąpił wielki przełom. Bardzo zależało mi, żeby mieć jakąś fajną dziewczynę, ale wiadomo, że na takiego chłopaka jakim byłem żadna fajna nie leciała, nabyłem wiele kompleksów przez lata, które zafundowało mi otoczenie więc postanowiłem wziąć się za siebie. Zacząłem ostro trenować i z chrusta stałem się gościem z naprawdę ponad przeciętną sylwetką. Zadbałem bardziej o wygląd, zacząłem podrywać laski, pracować nad rozwojem osobistym i zanim się obejrzałem stałem się gościem, który emanuje pewnością siebie, przyciąga naprawdę wiele fajnych kobiet a nawet facetów (w sensie przyjaźni oczywiście :P), nie jest popychadłem i jest całkiem spełniony życiowo (dobra praca w finansach + dobre studia).

  Ostatni rok to był naprawdę high-life dla mnie. Zapytacie się to na co ja tak właściwie narzekam? Otóż ostatni rok był mega kozacki, ale musiałem udawać bad-boya, którym jestem może tylko z wyglądu jak się odpowiednio wystylizuję ?. Niestety życie zrobiło ze mnie połamańca psychicznego i nigdy nie będę rdzennie pewny siebie, noszę w sobie wiele traum, które nie mają ujścia przy obecnej „masce”. W końcu stwierdziłem, że ja to pierd*** i będę sobą. Tylko, że znowu ludzie traktują mnie jak wcześniej, czyli jak gówno. Co mam robić? Życie w masce jest bardzo fajne ale „pocę się” jak za długo ją noszę.  

 

Pozdrawiam.

P.S Przepraszam za literówkę w tytule, miało być oczywiście w "traumach".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Rnext zmienił(a) tytuł na Życie w traumach, ale pod fajną maską.

Bądź sobą, ale to wcale nie oznacza, że znowu masz być wychudłym, zlęknionym chłopcem. Jeśli ta ponadprzęcietna sylwetka sprawia, że czujesz się lepiej ze samym sobą, pewnie utrzymuj ją. Poważnie bądź sobą, pracuj nad swoją osobą, rozwijaj się, bądź lepszą wersją siebie, naprawdę wrażliwość i inne takie cechy na pewno będą być cenione. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na pewno masz rację, tylko mam takie spostrzeżenia, że ludzie najlepiej się ze mną czują jak nad nimi w jakiś sposób dominuję i specjalnie daje im ciche znaki kto tu rządzi. Najgorsze jest to, że po dłuższym okresie znajomości mam już dość takiej postawy i chciałbym traktować drugiego człowieka na równi z pełnym szacunkiem i to mi daje wtedy pełną radość jaką mogę wyjąć z danej relacji. Wiadomo że świat jest jaki jest i nie każdy zasługuje na szacunek, ale niektórzy ludzie serio dają oddają mi dużo szacunku a nawet dodają siły w trudnych momentach, wtedy pojawia się wewnątrz chęć odwzajemnienia tego i często takie relacje się wtedy psują lub pogarszają, przez co zwyczajnie po ludzku jest mi przykro i czuje się źle. Czy ktoś miał podobnie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.