Skocz do zawartości

Mieszkanie w dużym mieście vs mieszkanie w małym mieście


Lektor

Rekomendowane odpowiedzi

Moim osobistym zdaniem nie warto. Ale to zależy od osobistych preferencji.

 

Lubisz spotykać ludzi na poziomie? Sztukę - wystawy, teatr, balet? 100 opcji na wyskoczenie na kolację, od pizzerii "Czesiek" na osiedlu, po Atelier Amaro i Senses z gwiazdkami Michelin? Mieć do wyboru kilka, jak nie kilkanaście ścianek wspinaczkowych na mieście? Kilka miejsc, gdzie możesz trenować sporty walki? Ogólnie - lubisz coś robić ze swoim życiem, lubisz mieć wybór, mieć na co wydawać swoje pieniądze? Wreszcie, last but not least, lubisz pewnego rodzaju presję, a stres motywuje Cię do pracy? Wtedy Warszawa jest dla Ciebie.

 

Jeśli jesteś typem samotnika, bez potrzeb socjalizacyjnych, kanapowcem - wtedy wszystko jedno gdzie mieszkasz. Mniejsza miejscowość - wiadomo, mniejsze koszty ale i mniejsze dochody*. Życie na niższych obrotach. Z drugiej strony - czasami jedyne rozrywki, które możesz tam wymyślić to spacer po starówce (o ile dane miasteczko w ogóle ma starówkę) albo wypad na piknik za miastem.

 

* chyba że ogarniesz sobie jakąś w miarę dobrą pracę zdalną. Znam gościa, który mieszka przez pół roku w jakiejś pipidówie w Meksyku, jest programistą, pracuje 100% zdalnie. Pierwszy sezon takiej pracy zorganizował sobie ze względu na dobijającą go w Polsce pogodę w sezonie jesienno-zimowym. Potem mu się spodobało. Podobno w Meksyku jest zajebiście.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, tomekbat napisał:

@PanKanapka świat oszalał... nie wiem co w Gdańsku jest takiego że jest droższy od Wrocławia. Wrocław pod względem wyglądu, wyboru, kulturowym/miastowym jest o wiele wyżej niż Gdańsk. O cenach we Wrocławiu legendy krążą, że niedługo stolicę prześcignie...

A no to, że Gdańsk jest nad samym morzem, a też jest bardzo ładnym i dużym miastem ze sporym lotniskiem.

 

W dniu 30.12.2019 o 09:33, Lektor napisał:

Póki jestem młody muszę podjąć decyzję. Zwłaszcza, że chciałbym się też ustabilizować życiowo, a w takim zawieszeniu w jakim funkcjonuje obecnie nie jest jest to do końca komfortowa sytuacja.

Ja sam będąc jeszcze singlem niewiele po 30-tce, nie wyobrażam sobie za bardzo powrotu do małego miasta, jak moje rodzinne. Może, jak już będę miał własną rodzinę i dzieci to ta perspektywa się zmieni.

 

Oczywiście poruszasz tu ważną, ale niełatwą kwestię chęci ustabilizowania się na swoim, czyli przede wszystkim kupna własnej nieruchomości, co jest znacznie trudniejsze i wymagające więcej poświęceń w miastach z proporcjonalnie wysokimi cenami za nieruchomości w stosunku do innych miast prowicji, jak właśnie Warszawa czy inne europejskie stolice.

 

Sprawa jest zdecydowanie do głębszego przemyślenia, ale może faktycznie jakimś kompromisem mógłby być wybór jakiejś dynamicznej metropolii, ale nie samej stolicy.

Edytowane przez Globtroter87
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolego zależy co umiesz robić.

Ja jestem kilka latek od Ciebie starszy, stary emigrant, więc pojechałem do DE  a później do CH - Szwajcarii. 

Tam żyjąc jak szczur, mieszkając w różnych tanich pokoikach, składałem szczętnie zarobiony kapitał. 

Moj trening to biegi przełajowe i interwały na 100m,  z PL woziłem tez kettle  1500km w jedną stronę., ćwicząc w pokoju.

Do roboty jeździłem na rowerze po 15km w jedną stronę, brałem też  fuchy i robiłem w niedziele jak dało rade. 

Po jedzonko jeździłem do pobliskich Niemiec bo taniej, trochę stresu  było przy powrocie przez zieloną granicę, bowiem zawsze miałem nadwyżkę mięsa a to kosztuje $$$ w CH. 

Ludzie z roboty to Jugole i Albany, Włosi, niektórzy w porzo inni wuje.  Praca fizyczna -fachowiec od rur. 

Nawet na kurs języka poszedłem  i troche dialektu podłapałem. 

Ze szwajcarami trudno się było zapoznać, sztywniacy z kijem w dupie, nie dziwie się bo system trzyma w ryzach szaraka.  (Nie to co  w U.S. )

Ceny takie że oboje muszą robić aby coś zostało. 

I tak ziarnko do ziarnka zebrała się miarka. Starczyło na dom w małym mieście  i mieszkano w stolicy - dzielnica na W i ulica na W....

 

Ogólnie potrzebna silna psychika, ja po pierwszej emigracji w U.S  wiedziałem że wyjeżdża się tam nie po to aby żyć ale po to aby zarobić.  Dlatego zamieniasz się w dusigrosza  i kisisz. 

Nawet mi było ciężko ale dałem rade - te nocne podróże do PL  -1500km w jedną stronę, brałem na raz.  Do tego wszędobylska szwajcarska Policja i Grenzwache. 

Raz zasnąłem  i  zatrzymałem  przed drzewem przy granicy z PL. 

 

Wg mnie to duże miasta są dla korpoludzi ale tych na stanowiskach. Szarakom lepiej sie wiedzie w małych. 

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodałbym do postu @montechristo (też mieszkam  obecnie w Szwajcarii, wcześniej rok USA, i pol roku w  Holandi i UK), że w relacji do zarobków wykwalifikowanego pracownika np. IT poziom życia w relacji do zarobków  w dużych miastach na zachodzie wypada podobnie jak  6tyś netto  autora wątku w Warszawie. Czyli da się żyć bez mieszkania z współlokatorami, ale na chatę nie odłożysz bez ogromnego kredytu.

 

Nie zamierzam natomiast  wracać do Polski z kapitałem po 4 latach w Szwajcarii, nie tylko o kasę w życiu chodzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.