Skocz do zawartości

Jak działa mechanizm wyparcia potrzeb?


Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio ciągle chodzi za mną ten temat i nie daje mi spokoju. Będę dawał przykłady, bo nie jestem żadnym specjalistą, a może ktoś mądrzejszy ode mnie wytłumaczy. 

 

Powiedzmy, że mamy młodego faceta, który sobie postanawia, że będzie rozwijał się zawodowo i wypiera w sobie potrzebę spotykania się z kobietami. Czy da się zrobić w ten sposób, że "oszukamy" podświadomość i logicznie sobie wytłumaczymy, że tak naprawdę nie ma takiej potrzeby i że na ten moment jest to normalna sytuacja? Inny przykład- ktoś postanawia rzucić palenie/przestać jeść słodycze/rzuci alkohol. Czy znowu nie polega to na tym, że oszukujemy samych siebie, że nie chcemy zjeść ciastka/zapalić papierosa, podczas gdy tak naprawdę mamy na to ochotę. Na poziomie logicznym da się sobie wszystko wytłumaczyć racjonalnym argumentami, a jednak takie logiczne argumenty wcale nie powodują, że ochota na przykład na coś słodkiego minie. Im bardziej człowiek wypiera jakąś potrzebę, tym większa szansa, że poniesie klęskę. Skoro logika i argumenty nie działają na umysł, to w jaki sposób człowiek może sprawić, by odnieść na tym polu sukces? 

 

Można podejść do tego tematu w ten sposób, że jedynym sposobem pozbycia się mechanizmu wyparcia się jest właśnie zrobienie tego, czego człowiek się wypiera. Tylko czy to nie prowadzi do klęski i katastrofy? O ile na przykład rzeczywiście można się zacząc spotykać z kobietami o tyle pozbycie się mechanizmu wyparcia potrzeby spożywania słodyczy jedzeniem słodyczy właśnie nie prowadzi do niczego dobrego. 

 

Dziękuję za przeczytanie tematu, odpowiedzi i przepraszam, że zakładam temat nieco wydaje się oklepany i prosty, a jednak dla mnie nieco bardziej skomplikowany niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według mnie:

1) Utworzyć sobie pewien wzorzec / autorytet i się go kluczowo trzymać.

(w moim przypadku wzorowałem się na moich rodzicach, którym udało się rzucić palenie papierosów. Dzięki czemu nigdy nie ciągnęło mnie do nałogowego palenia, nigdy nie kupiłem dla siebie ramki i od dobrych 10 lat nie zaciągnąłem się prawdziwym szlugiem)

 

2) Wypracować silną wolę.

(osobiście pracuję nad tym SAMEMU aby rzucić / ograniczyć alkohol do minimum. Napisałem "samemu" ponieważ u mnie w rodzicie pije każdy, wśród znajomych również pije każdy. Nie mogę się na nikim z bliskich mi osób wzorować, jestem zdany na samego siebie w tej walce. Ta sfera jest w mojej ocenie najtrudniejsza do wypracowania.)

Chciałem dodać jeszcze, a nie mogę edytować:

_______________________

 

Powyżej opisane przeze mnie przypadki dotyczą produktów, które są niezdrowe dla mnie. Dlatego też silniej działa mechanizm wyparcia.

 

Dla przypadku kobiet, a dokładniej poczucia pożądania seksualnego, mechanizm wyparcia działa bardziej na zasadzie utracenia strefy komfortu / zmiany sposobu (planowania) życia.

Potrzeba spotykania się z kobietami jest silna. Jednakże cała otoczka dotycząca kontaktu (spędzania czasu) z drugą osobą jest na tyle dla mnie mało opłacalna, że wypieram tę sferę w myśl utraty poczucia własnego komfortu.

 

Wypiera się pewne rzeczy ponieważ nie zapewniają one odpowiedniej dla siebie przyjemności.

Każdy jest inny, każdy lubi co innego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ilekroć usiłujesz się czegoś wyrzec, ulegasz złudzeniu. Co ty na to? Naprawdę ulegasz
złudzeniu. Czego się wyrzekasz? Ilekroć wyrzekasz się czegoś, wiążesz się z tym na zawsze.
"

Anthony de Mello. "Przebudzenie"(bodaj)

Dlatego prostytutką brakuje boga a księżą seksu.

 

Pozwól sobie na kontakt, zdaj sobie sprawę,że możesz funkcjonować bez tego.

Jak przestałem pić, ciągnęło mnie do alkoholu.

Odkąd dałem sobie przyzwolenie, że mogę się napić(w umiarkowanych ilościach). Nie wypiłem ani piwa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Panowie za odpowiedzi. Akurat podawałem przykłady, z których jedyną moją jakąś słabością jest nieumiarkowanie w jedzeniu słodyczy. Nie jestem jakimś nałogowym pożeraczem słodyczy, ale czasami jest tego zbyt wiele :] Papierosy i alkohol mnie nie dotyczy, dałem tylko przykład, bo pewnie działa to podobnie i w tych przypadkach. Widzę jak znajomi chcą rzucać, tłumaczą sobie, że to złe, a i tak ich to tego ciągnie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Istnieja 2 poziomy stawiania oporu:

-Zewnętrzny (zaprzeczasz, rozmawiasz,bijesz sie z kimś)

-Wewnętrzny (nienawidzisz, pogardzasz,zazdrościsz)

 

Wyparcie głównie wtedy prowadzi do katastrofy jesli niesie ze sobą głęboki opór wewnętrzny.

 

Wszystko jest dane od Boga i jeśli czegoś nienawidzisz, gardzisz, czujesz się lepszy (opór wewnętrzny) to robisz to w kierunku niego i to będzie ci sie naprzykrzać abys nauczył sie tego nie nienawidzić.

 

Nazywa sie to kompensacja. Sny mają miedzy innymi funkcje kompensacyjną. Ale kompensacyjne bywają tez realne zdarzenia (testy od Boga).

 

Radziłbym nie ograniczać sprawy tylko do potrzeb. 

 

Wyparciem jest również mocne przywiązanie do czegoś lub pogarda.

 

Mocne przywiązanie do czegoś ziemskiego jest wyparciem sie miłości do Boga. Pogarda do czegokolwiek jest wyparciem sie samego Boga.

 

W tym wypadku następują mogą dziać sie takie same rzeczy - testy, kary, ostrzegawcze sny. Kompensacje po wyparciach.

 

Kiedy ja skończę być zły na pantofli ;[

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawy temat bo w czlowieku istnieją tendencje do autodestrukcji, które są wbrew tzw. logice. Z czego ta chęć autodestrukcji wynika to w zasadzie niewiem. Całkiem możliwe, że w ten sposób objawiają się nagromadzone w trakcie życia mniejsze bądź większe urazy emocjonalne - psychiczne. 

 

Ja mam problem z papierosami. Jest stałym palaczem nawet w okresach w których nie palę. Cały czas mam świadomość mojej podatności na fajki. Próbowałem alko, trawy, kilka razy nawet twardszych rzeczy i nic. Jednak wystarczy, że zobaczę na filmie jak ktoś pali i już mi się chce zapalić. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Umysł ludzki jest bardzo giętki. Niektóre potrzeby dość łatwo można zastąpić realizacją innych. Jednym z takich (chyba o wątpliwej skuteczności) sposobów jest np gryzienie marchewki, jak chce ci się palić. Inny, z ciemnej strony mocy - politoksykomania, gdzie delikwentowi jest wszystko jedno, czym się naćpa, byle się naćpać (a różne narkotyki mają przecież często diametralnie różne działanie na człowieka).

 

Niektóre potrzeby można zredukować do zera (albo prawie do zera) - np jedzenie słodyczy czy pornografia, przez utrzymanie dostatecznie długo abstynencji. Zacierają się wyrobione nawykami szlaki w systemie nagrody, mózg się resetuje.

 

Z wypieraniem potrzeb masz do czynienia, gdy - niezależnie od tego, czy chcesz z tymi potrzebami walczyć, czy nie - negujesz, że je w ogóle posiadasz. No to na pewno nie jest zdrowe. Pierwszym krokiem każdego chyba podejścia do rzucania nałogu jest przyznanie się, że masz problem - to znaczy, że masz tą potrzebę i jest ona zajebiście silna.

 

Takie moje przemyślenia na szybko.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, RealLife napisał:

 są wbrew tzw. logice. Z czego ta chęć autodestrukcji wynika to w zasadzie niewiem. 

Z tego, że wypierasz sie jakiejś czesci siebie, która jest i jest niezbywalna, ewentualnie bardzo mocno jesteś do czegoś uprzedzony. To jest kompensacja jak to nazywał Jung albo nauka od Boga albo prawo karmy jak kto woli. 

 

Poczytaj też o pracy z cieniem.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minutes ago, RealLife said:

w czlowieku istnieją tendencje do autodestrukcji

Osobiście wątpię, czy jest to uniwersalne zjawisko wśród osób zdrowych psychicznie. Wydaje mi się, że często jest mylone z pewnymi okresowo ujawniającymi się objawami depresji, jak np skrajna apatia (odbierana jako autodestrukcja, bo nawet nie masz siły jeść) albo potrzeba nadzwyczajnie silnych bodźców (odbierana jako autodestrukcja, bo np ryzykujesz życie).

Edytowane przez leto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@leto

Autodestrukcja w pierwszym skojarzeniu  łączy mi się z patologicznymi zachowaniami jak zadawanie sobie bólu, cięcie się żyletką, celowe niszczenie swojego organizmu. Tutaj pasuje mi twoje wytłumaczenie. 

 

Jednak czy palenie papierosów nie jest formą autodestrukcji? Albo ostre picie na imprezie, które wiadomo że skończy się wymiotami, bólem głowy dzień po i ogólnym wyczerpaniem organizmu? 

 

Każdy wie że jak będzie ostro pił to spotkają go na drugi dzień  opisywane nieprzyjemności. Mamy też rozbudowaną wiedzę medyczną na temat negatywnego wpływu używek na nasz organizm a jednak np. tysiące studentów wali wódę na mieście w studenckie wtorki czy tam czwartki. Trudno mówić w takim przypadku, że są to osoby chore psychicznie czy też że mają inne zaburzenia. Raczej zdrowe jednostki, przez które przemawia jednak, wspomniana przezemnie chęć autodestrukcji, takiego sponiewierania się.

 

@Król Jarosław I

 

O cieniu poczytam. Już mi ktoś kiedyś wspominal o tym. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@RealLife myślę, że jeśli ktoś nie robi tych rzeczy z celem zniszczenia się - a mało kto pije po to, żeby cierpieć kaca, chociaż zapewne i takie zachwiania się zdarzają - to nie jest to autodestrukcja. Kwestia intencji wg mnie.

 

Swoją drogą, z tego, co wiem (a wiem o tym mało), celem ludzi, którzy się tną itp też nie jest stricte zadanie sobie bólu i poczucie źle. Osiągają oni w ten sposób pewnego rodzaju ulgę - np od natrętnych myśli, zamieniają bodźce bardziej ich męczące (psychiczne) na mniej męczące (fizyczne).

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej, nie wiem czy dobrze zrozumiałem pytanie i czy to co mam do powiedzenia będzie odpowiedzią na twoje pytanie, ale spróbuje.

Tu jest kilka aspektów, pierwszy to jest taki ile wymaga wysiłku powstrzymanie się przed tym co chcesz,

a drugi to ile będziesz miał z tego korzyści.

Organizm jest jak małe dziecko, mówisz mu "nie", a on chce nadal. Dlatego ja ostatnio odkryłem magię pewnego rodzaju

"rytuałów". Ważne jest przygotowanie, treść i zakończenie. Jak na przykład, jeśli umyjesz zęby po obiedzie, to w twoim umyśle,

następuje pewnego rodzaju "domknięcie czynności jedzenia" i dużo łatwiej jest powstrzymać się od sięgnięcia po słodkie.

Trochę na zasadzie rady Jordana Petersona "posprzątaj swój pokój". Jeśli to zrobisz, to jesteś gotowy na nowe wyzwania i

jesteś odcięty od tego całego "barłogu", który się codziennie gromadzi w życiu na bieżąco.

Na przykład ostatnio zacząłem ścielić łużko i wybrałem koszulke do spania, chociaż przez całe życie uważałem, że to bez sensu i bez

znaczenia. To mi troche pomaga, bo ostatnio waliłem się na łużko w ubraniu i robiłem sobie drzemki, co mi strasznie rozregulowało organizm.

Mi to pomogło.

Organizm to mimo wszystko trochę jest pies Pawłowa, z którym się musimy użerać. Z jednej strony, masz umysł, który wie lepiej,

a  drugiej strony ciało, które po prostu "chce"? Ciało chce i pamięta to, za co doznało w przeszłości gratyfikacji w postaci przyjemności.

Lubisz słodkie, bo się po tym dobrze czujesz, lubisz kawkę z rana, bo Ci się potem łatwiej dobudzić i lepiej pracuje.

Tak samo lubisz seks, bo się .. no tu chyba nie trzeba nic tłumaczyć. Dlatego na przykład "demoralizacja" jest pewnego rodzaju

erozją siły woli. Wiesz, że musisz, albo powinieneś coś robić, ale ponieważ nawyki związane z dawaniem przyjemności, są mocno utrwalone

to wybierasz przyjemność i odkładasz obowiązki na później. Wyrobienie sobie dobrych nawyków zabiera dużo czasu i energii i moim

zdaniem z wiekiem, wcale nie jest łatwiej.. Jedyny sposób, żeby nad tym zapanować, to, żeby umysł wziął kontrole nad ciałem.

Do tego potrzebna jest jakaś konkretna motywacja, konkretny cel.

W dzisiejszych czasach dużo mocniej, jeżeli nie całkowicie jesteśmy "demoralizowani", niż mamy sygnały, że wysiłek i ciężka praca, się opłacają.

Czego przykładem, jest wiele wątków, które się tu przebijają od dłuższego czasu: "cały czas siedzę i się uczę, nie mam czasu na nic,

marnuje młodość, mam ochotę wszystkim jebnąć". Ale powiedzmy sobie szczerze, ile jest takich osób? Na pewno, nie większość..

A w dzisiejszym świecie, każdy chciałby wszystko na już, albo na wczoraj, bez wysiłku.

Wracając do motywacji, trzeba sobie dobrze określić korzyści jakie będziesz miał, ze zrezygnowania z czegoś, też będzie Ci to pomagać,

albo sobie szkodzisz na zdrowie, albo masz problem alkoholowy, albo że słabo jesz i jesteś gruby.

Dużo łatwiej znaleźć motywacje, jeśli musisz się odbić od dna, jak już je "wymacasz stopą". To doprowadza do tak zwanych "momentów przełomowych".

Ale ten sam aspekt odbijania się od dna, trochę zakłada, że w życiu jest coś na tyle stałego i stabilnego, że można się od niego odepchnąć, odbić,

więc w większości przypadków, ludziom bardzo skutecznie udaje się odbić od dna po otarciu się o śmierć .. największą ze wszystkich motywacji.

Dlatego mi się wydaje, że "odbijanie się od dna" to jest złe podejście, bo musi się najpierw coś w twoim, życiu spierdolić, ale czasem nie ma innego wyjścia,

zwłaszcza jak ludzie nie mają żadnego celu w życiu..cel w życiu, to jest dopiero obszerny temat, sam w sobie.. :)

Ja sobie lubię wyobrażać życie, tak jakby ktoś Cię wrzucił na "głęboką wodę". Po prostu musisz zacząć płynąć w którymś kierunku. Jedyne od czego możesz się

odepchnąć to woda, a wiadomo, odpychanie się od wody to nic innego jak właśnie pływanie :) Najpierw płyniesz powoli,

bo raz, że jeszcze nie umiesz, a dwa, że jak się trochę rozpędzisz, to masz pewnego rodzaju inercje. Też masz inercje, jak już zaczniesz machać rękami i nogami

zanim zaczniesz płynąć. Tak, że jak chcesz coś zmienić i robić coś nowego, to musisz po prostu zacząć robić coś nowego. Najpierw będzie trudno i będzie

Ci się wydawało, że nie ma żadnych efektów, później zaczniesz widzieć delikatne efekty, a za jakiś czas, będziesz z tego zbierał żniwa.

Idąc powyższym przykładem, chce odstawić słodkie, to sobie zaczynasz mierzyć ile jesz, na drugi raz jesz troszkę mniej, zostawiasz sobie delikatny niedosyt, ale

dbasz o to, żeby iść w określonym kierunku. Podejrzewam, że dla palacza, który pali paczkę dziennie, też jest do ogarnięcia, palić jednego papierosa mniej.

I w zależności od organizmu, możesz zmniejszać o jednego papierosa na dzień/dwa albo tydzień. Nie widzę możliwości, żeby się to nie powiodło.

Podczas gdy większość osób, zaczyna kaszleć idzie do lekarza i jak już się okaże, że to nie jest rak płuc, to stwierdza, nigdy więcej, rzucam z dnia nadzień,

a przez tyle lat nie mogło rzucić, a tu się okazuje, że jednak się da. Tylko problem polega na tym, że papierosy i rak to jest dość wyrazisty przykład,

a ile rzeczy w życiu są na tyle drobne i nieznaczące, że efekty kumulacji widać dopiero po 20-30 latach? Ale jednak nie chce się, albo od jutra..

 

Ale wracając do twojego pytania, potrzeb się nie wypiera, po prostu kalkulujesz sobie czego chcesz i jak to osiągnąć i robisz to co jest dla ciebie ważniejsze.

A chwilowe pokusy starasz się eliminować na zasadzie iteracji, próbujesz małymi kroczkami, a zacznie Ci wychodzić, inaczej to jest męczarnia.

Zamiast nagrodzić siebie tu i teraz, myślisz sobie jak będzie fajnie jak już osiągnie długoterminowy cel. Czyli to co ostatnio popularne

"long term satisfaction vs immediate gratification"

 

Jeśli za młodu rezygnujesz z przyjemności, to tylko po to, żeby dobrze Ci się żyło, przez całe życie, a nie tylko przez pierwsze paręnaście lat, jeszcze będąc na

garnuszku dla rodziców. W życiu finanse są kluczowe. Uogólniając wszyscy mają tak samo, jeśli byś sobie teraz założył, że wykładanie towaru w markecie to

szczyt twoich marzeń, to gwarantuje Ci, że bardzo chwilowo, byś był szczęśliwszy.. dużo czasu, żadnej odpowiedzialności, czas na inne zajęcia. Ale ile to szczęście

będzie trwało? Kasa rozwiązuje problemy.

 

Ale tak parafrazując ty mówisz, "nie chce jeść słodkiego, a ja się pytam, a po co żyjesz?" :)

Właśnie moim zdaniem, ludzie mają takiego rodzaju problemy, bo tak na prawdę nie wiedzą, czego chcą od życia..

A to wymaga czasu, żeby to rozgryźć.. Na to nie ma schematów..

 

Ale żeby nie było, mi też się wielu rzeczy nie chce i robię wiele, których bym nie chciał, ale ciągle walczę :) czego dowodem są powyższe rozkminy :)

Edytowane przez StatusQuo
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minutes ago, StatusQuo said:

Trochę na zasadzie rady Jordana Petersona "posprzątaj swój pokój". Jeśli to zrobisz, to jesteś gotowy na nowe wyzwania i

jesteś odcięty od tego całego "barłogu", który się codziennie gromadzi w życiu na bieżąco.

Zahacza to również o pojęcie warunkowanej preferencji miejsca, szeroko zbadanej przez psychiatrię. Zjawisko polegające na tym (uwaga będę koloryzował), że jak widzisz lusterko swojej dziewczyny, na którym po raz pierwszy pokruszyliście i wciągnęliście kokainę, to masz przekurewską ochotę zrobić to znowu, mimo że np od roku nie brałeś. Tego typu mechanizmy mogą działać zarówno negatywnie (jak w przykładzie z lusterkiem), jak i pozytywnie (jak w przykładzie @StatusQuo z umyciem zębów po jedzeniu). Potęga skojarzeń.

8 minutes ago, StatusQuo said:

Jedyny sposób, żeby nad tym zapanować, to, żeby umysł wziął kontrole nad ciałem.

Do tego potrzebna jest jakaś konkretna motywacja, konkretny cel.

Zapomniałeś o czasie. Czas jest czynnikiem kluczowym przy oduczaniu się negatywnych zachowań, czy np uzależnień. Ma to podstawy neurochemiczne - są miejsca w mózgu, które, niezależnie od siły woli, potęgi umysłu, ilości modlitw, kursów yogi i medytacji, nie wrócą do normy przed upływem pewnego czasu - np. kilku/kilkunastu miesięcy. W grę wchodzą tu czynniki bezpośrednio wpływające na odbiór bodźców, jak ekspresja receptorów (która, za wyjątkiem receptorów GABA, wraca do normy dość szybko, u normalnych ludzi miesiąc-dwa, chociaż np u ludzi nadużywających w gigantycznych ilościach metamfetaminę obniżoną ekspresję receptorów dopaminowych odnotowuje się jeszcze co najmniej po roku abstynencji), ale też bardziej pośrednie - jak nagromadzenie się pepetydu Delta-FosB, w skomplikowany sposób odpowiedzialnego m.in. za to, na jakie bodźce nadmiernie uczulony jest układ nagrody, a poziom tego peptydu w mózgu spada bardzo wolno - skąd, jak sądzę, powstało potoczne powiedzenie, że jak raz byłeś alkoholikiem/ćpunem, to zostaniesz nim na zawsze. Nie jest to do końca prawda, to nie jest "na zawsze", ale wymazanie tego może zająć, przez m.in. ten mechanizm, rok, dwa, czy trzy - w zależności od tego, jak mocno się wjebałeś.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, StatusQuo napisał:

Organizm to mimo wszystko trochę jest pies Pawłowa, z którym się musimy użerać.

Ja bym powiedział odwrotnie to ciało musi użerać się z nami, my jesteśmy wynikiem pracy ciała a nie odwrotnie, Ty nie oddychasz - jesteś raczej wynikiem oddechu.

Ciało jest obdarzone wolą życia i swoistą inteligencją, która uszanowana i uświadomiona daję pokaźne możliwości.

 

Pełna zgoda co do małych kroczków u mnie też to daje najlepszą efektywność, świadomość konsekwencji czyli uważne i odpowiedzialne życie jest dla dorosłego człowieka wbrew pozorom dość odprężające.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, icman napisał:

Ja bym powiedział odwrotnie to ciało musi użerać się z nami

Hej, chodziło mi o to, że w pewnym sensie ciało jest głupie. Ono daje Ci tylko sygnały i to tez nie jakieś wyrafinowane, tylko "to chce, tamtego nie".

I żeby osiągnąć cokolwiek w życiu musimy się nauczyć pokonywać zwykłe prymitywne instynkty. Mówiąc o sobie mamy raczej na myśli swój umysł czyli swoje "ja".

Jeśli chcesz coś zrobić i osiągnąć, to bieżące zachcianki są przeszkodą, ale jednak często im ulegamy. O to mi chodziło, mówiąc, że się musimy z nim użerać.

Żeby powiedzieć, że to ciało musi się z nami użerać, musiał byś się postawić w roli ciała, gdzie umysł jest jakimś obcym obiektem, ale to umysł zawiera świadomość.

No technicznie można by też powiedzieć, że ciało też się użera z umysłem, bo by chciało realizować ciągle swoje zachcianki, a my mu próbujemy nie pozwalać :)

Ale w tej konfiguracji umysł jest rodzicem, a ciało dzieckiem, "i ma się kurna gówniarz jeden słuchać" :)..

3 godziny temu, icman napisał:

Ty nie oddychasz - jesteś raczej wynikiem oddechu

Tu się też trochę nie zgodzę, oddech jest tylko i wyłącznie skrajnym przejawem automatyzacji pewnych procesów przez organizm, do tego stopnia, że nie musimy być

świadomi, żeby one funkcjonowały, ale możemy w każdej chwili wstrzymać oddech, więc są jakby dwa ośrodki, które kontrolują oddech i drugim jest umysł.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, leto napisał:

Niektóre potrzeby można zredukować do zera (albo prawie do zera) - np jedzenie słodyczy czy pornografia, przez utrzymanie dostatecznie długo abstynencji. Zacierają się wyrobione nawykami szlaki w systemie nagrody, mózg się resetuje.

To prawda. Mam chyba teraz tak z fapaniem. Nie byłem jakoś uzależniony no, ale zdarzało się. Próbowałem, próbowałem i cyk. Nic nie potrzebuję. Parcie w ciągu dnia zniknęło. A do kobiet pożądanie jest ciągle.

15 godzin temu, Król Jarosław I napisał:

Poczytaj też o pracy z cieniem.

Ciekawe. Dzięki!

 

W głowie mam taki przykład jak ktoś porównywał do jedzenia słodyczy i obżarstwa. Chyba z jakiejś książki. Można to w sumie przełożyć na inne rzeczy.

 

Przykładowo jesz 20 ciastek dziennie.

Ciężko będzie nagle od poniedziałku zejść do ilości równej 0. Dlatego można spróbować obniżać porcje.

 

W następnym tygodniu zjem 19, 18, 17(?). Oszukać mózg i stopniowo tego syfu się pozbyć. Uda się za 4 miesiące? Spoko! Ale mieć swój mały cel i robić te małe kroczki. W końcu z tygodnia na tydzień będziesz w lepszym miejscu, tak?

 

Na hurra i zawsze 100% to tylko raczej dla wariatów. Tam trzeba mieć mocny mindset i naprawdę mnóstwo samodyscypliny i zaparcia. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minutes ago, Młody Samiec said:

Na hurra i zawsze 100% to tylko raczej dla wariatów.

To jest zależne od tego, jakie to jest przyzwyczajenie. W przypadku niektórych (np palenie czy uzależnienie od stymulantów) najskuteczniejszą terapią jest odstawienie z dnia na dzień na 100% (cold turkey), a stopniowa redukcja daje gorsze efekty (większe ryzyko powrócenia do pełnego nałogu ze względu na utrzymywanie w swoim życiu okoliczności triggerujących do działań nałogowych).

 

W przypadku innych (silne uzależnienie od alkoholu albo benzodiazepin czy opioidów), cold turkey nie tylko, że może być nieskuteczne ze względów psychicznych, to wręcz może być zagrożeniem dla życia.

 

Wydaje mi się, że np. z pornografią jest jak z fajkami - lepiej raz i konkretnie, chociaż nie widziałem na ten temat żadnych badań naukowych.

Edytowane przez leto
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, StatusQuo napisał:

Jeśli chcesz coś zrobić i osiągnąć, to bieżące zachcianki są przeszkodą, ale jednak często im ulegamy. O to mi chodziło, mówiąc, że się musimy z nim użerać.

Z mojej perspektywy te zachcianki są wynikiem naszych nawyków, które kiedyś były decyzjami. 
 

2 godziny temu, StatusQuo napisał:

Tu się też trochę nie zgodzę, oddech jest tylko i wyłącznie skrajnym przejawem automatyzacji pewnych procesów

Ja to widzę tak, że niemowlak nie ma jeszcze poczucia ja a już oddycha, nasze ja jest wynikiem myślenia, do którego potrzebujemy trochę bardziej rozwiniętego układu nerwowego na oko gdzieś ok. 1-1,5 roku. Czyli pierwotna inteligencja natury doprowadza Cię do momentu, w którym powstaje świadomość a z nią pojawia się umiejetność myślenia i nasze poczucie ja, które jest tak magnetyczne, że ulegamy iluzji jakoby to ja myślało lub oddychało lub coś innego robiło.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo to chyba wojna z tymi nałogami/nawykami... 

 

Ogólnie jestem aktywny fizycznie od pewnego czasu ale zdarza mi się ....tak jak wczoraj wybrać 2 browary i czipsy zamiast siłowni ... dziś rano jak się obudziłem moja pierwsza myśl to złość na siebie... druga myśl to już się z tym pogodziłem i trudno.. no bitwę przegrałem ale nie wojnę i dziś idę na siłownie i trzymam michę kcal . 

 

 

Przychodzą niestety takie okresy, dłuższe lub krótsze gdzie motywacja spada a wraz z nią siła woli... i właśnie jestem chwilowo w takim dołku.. Tu Święta..tu Sylwester, teraz taki okres urlopowy i dopiero praca od 7 stycznia.... 

 

Czuję się nieraz tak, że robię 3 kroki do przodu a potem szybkie 2 w tył... jak indeks na giełdzie... powoli do góry, powoli do góry a potem szybka, nagła korekta do 1/3 wzrostu i znowu powoli do góry.. powoli do góry i jeb.... 

 

W takiej chwili jak ta, staram się popatrzeć na te porażki czy tam korekty... z szerszej perspektywy....  mimo licznych wpadek tak czy siak obniżyłem w ciągu roku BF 25%-27% na mniej więcej BF 18%-20% 

 

w 2019 roku wypaliłem o połowę mniej papierosów niż 2018 czy 2017 

 

 

I najlepsze jest to 

MAM ŚWIADOMOŚĆ, ŻE W OGÓLNYM ROZRACHUNKU JEST DOBRZE ALE TE PORAŻKI BOLĄ...  

 

 

 

*tak się zastanawiam, że ten konflikt wynika z założenia, że gdyby wpadek było dwa razy mniej, to efekt osiągnąłbym dwa razy szybciej

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez nesq
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.