Skocz do zawartości

Środki perswazji w związku małżeńskim.


Rekomendowane odpowiedzi

19 minut temu, leto napisał:

Mosze ma rację. To, że obydwie strony małżeństwa mają obowiązki (zob. np. art 23 krio) nie oznacza, stety albo niestety, że jak kobieta nie wywiązuje się z obowiązku A, to mężczyzna ma prawo nie wywiązywać się z obowiązku B. Sąd w trakcie procesu rozwodowego oceniłby to jako winę obydwojga małżonków

Skoro wina jest po połowie, to zasada równego wkładu nie została złamana :) 

 

@Mosze Red @leto

Panowie przestańcie wałkować ten temat, kiedy w małżeństwie zaczynają się eskalować złośliwości, to przyjmuje różne postacie.

A to żona nie wyprasuje koszuli, a to mąż nie zrobi zakupów, to jest moim zdaniem docieranie się.

@Analconda wspomniał:

"Takie coś też jest irytujące, że chłop musi ją "uczyć" co jakiś czas tego samego."

I moim zdaniem ma racje, jeśli do pani za pierwszym razem nie dotarło, żeby męża nie wkurwiać, bo ma takiego asa ma w rękawie,

to znaczy, że jest niereformowalna. Też nie wiem w jakich okolicznościach to nastąpiło, może z-foszyła do tego stopnia, że kilka miesięcy mu
nie dawała. Nie znam okoliczności, robimy gówno burze w teoretycznej szklance wody. A może dał jej więcej kasy na cały miesiąc na jedzenie,

a ona sobie kupiła jakieś markowe Jeansy za tysiaka. Skończmy ten temat bo zaczynam żałować, że podałem ten przykład.

 

Aha, ale dodatkowe pytanie. Jeśli by taka para była w wolnym związku, to rozumiem, że to jest dopuszczalne?

Bo to wtedy nie podchodzi pod Kodeks rodzinny i opiekuńczy? Nie podoba się kobiecie to może odejść? Czy tak?

Edytowane przez StatusQuo
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, leto napisał:

ta kobieta robi bardzo, bardzo źle z punktu widzenia swojego życia

Tak. Niewiadomo jakie ma motywacje (uzależniona psychika, zastraszenie, wygoda, zachwycenie siłą, brak zawodu, brak perspektyw poza związkiem, brak grupy wsparcia).

Edytowane przez Imbryk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minutes ago, StatusQuo said:

Panowie przestańcie wałkować ten temat, kiedy w małżeństwie zaczynają się eskalować złośliwości, to przyjmuje różne postacie.

Fakt, że opisujemy z Moszem sytuacje skrajne, ale... nierzadko się zdarza, że w małżeństwach są np okresy kilku miesięcy bez seksu. To forum jest pełne opisów takich przypadków.

10 minutes ago, StatusQuo said:

Skoro wina jest po połowie, to zasada równego wkładu nie została złamana :)

No nie :D

Quote

Są obowiązani do wspólnego pożycia, do wzajemnej pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli.

Tutaj akurat krio brzmi bardzo sensownie i mądrze. I to nie jest statystyka. Obydwie strony muszą wypełniać wszystkie te obowiązki przez cały czas (chyba że jest to niemożliwe z przyczyn niezależnych od nich, kalectwo czy coś).

 

Zasada równego wkładu jest możliwa do zachowania tylko w przypadku 100% wkładu z obydwu stron. Wynika to z tego, że jeśli strona A uchyla się od obowiązku X, a strona B od obowiązku Y, to nie da się obiektywnie ocenić, czy obowiązek X jest ważniejszy od Y, czy nie. Stąd też doktryna w polskich sądach, że nawet nie aż tak poważne uchylenie się od obowiązków małżeńskich vs gigantyczne uchylanie się drugiej strony skutkuje rozwodem z winy obydwu stron. Wagi obowiązków nikt nie może oceniać.

Edytowane przez leto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, leto napisał:

Tutaj akurat krio brzmi bardzo sensownie i mądrze. I to nie jest statystyka. Obydwie strony muszą wypełniać wszystkie te obowiązki przez cały czas (chyba że jest to niemożliwe z przyczyn niezależnych od nich, kalectwo czy coś).

Sorry, ale będę obstawał przy swoim. Strony powinny wypełniać wspólnie obowiązki, i jeśli jedna strona przestała, a druga strona w reakcji przestała

wypełniać swój obowiązek, a sąd uznał winę po połowie, to znaczy, że mamy sobie uścisnąć ręce, przeprosić się i wrócić do piaskownicy.

To znaczy, że żadne konsekwencje mnie za taki manewr nie powinny spotkać.

Jeśli moja małżonka by mnie wkurwiała, a ja bym widział, że robi to na złość, to nie widzę innego sposobu, żeby przemówić jej do rozsądku, niż

pokazać, że ja też umiem zrobić na złość. Prawo prawem, ale to dopiero w sądzie, zanim tam pójdziemy jakoś trzeba sobie radzić.

Stąd cały ten wątek tak na prawdę, żeby rozpatrzeć jakie tak naprawdę mamy możliwości.

Opisana przeze mnie historia to tylko taki smaczek, żeby rozkręcić dyskusje jakimś przykładem i pokazać jakieś przykłady "graniczne".

No bo dużo łatwiej wymyślić co możemy zrobić, jeśli umiemy określić jaki "najgrubszy kaliber" potrafimy zastosować.

Najlżejszy kaliber to oczywiście nie robić nic i grzecznie przynosić w zębach kasę.

 

@leto

Panowie, skończcie bić piane. Chłopak sobie poradził tak jak umiał, bo nie umiał lepiej, może był zmęczony, może wkurwiony nie wiem, ale

rozwiązał problem. A jak wy byście podeszli do tematu, że żona nie chce wam popuścić 4 miesiące, co robicie?

Jakieś skuteczne strategie, oprócz krytykowania cudzych?

Edytowane przez StatusQuo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minutes ago, StatusQuo said:

sąd uznał winę po połowie

Tylko że sąd nie uznaje winy po połowie. Sąd orzeka winę obydwu stron, bez oceniania czy jest po połowie, czy 10%-90%.

4 minutes ago, StatusQuo said:

Jeśli moja małżonka by mnie wkurwiała, a ja bym widział, że robi to na złość, to nie widzę innego sposobu, żeby przemówić jej do rozsądku, niż

pokazać, że ja też umiem zrobić na złość.

No i to jest właśnie element tych czterowymiarowych szachów. Jak nie zareagujesz - będzie się eskalować. Jak zareagujesz - w zależności od rodzaju reakcji - skończy się inną eskalacją, niebieską kartą albo rozwodem z winy obojga.

 

Przy utrzymującej się złej woli jednej ze stron nie istnieje żadne dobre rozwiązanie.

Edytowane przez leto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

55 minut temu, leto napisał:

Każdy związek, w którym chcesz mieć dzieci, jest związkiem "w ramie" kobiety.

Godzinę temu, Ace of Spades napisał:

"używanie wielu talerzy"

ding dong, prawnik Twojej potencjalnej żony chętnie to opisze przed sądem ;)

2 godziny temu, Mosze Red napisał:

Jeśli podchodzisz do tego w ten sposób to po prostu nie należy wchodzić w żadne związki bo praktycznie stawiasz się z góry na przegranej pozycji albo musisz zainwestować tyle wysiłku, że staje się to nieopłacalne. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minutes ago, Ace of Spades said:

Jeśli podchodzisz do tego w ten sposób to po prostu nie należy wchodzić w żadne związki bo praktycznie stawiasz się z góry na przegranej pozycji albo musisz zainwestować tyle wysiłku, że staje się to nieopłacalne. 

Nie twierdzę, że to nieopłacalne. Wycena kosztów i zysków jest osobistą sprawą, każdy musi sobie sam policzyć. Ja już dzieci mam, więc zaryzykowałem, z perspektywy czasu - było warto, ale to tylko moja osobista opinia i moje osobiste doświadczenia. Nie zmienia to faktu że życie normalnej rodziny kręci się wokół dzieci, a ostateczną decyzję o posiadaniu dzieci, jak też z reguły większość decyzji dotyczących dzieci już będących na świecie, podejmuje ich matka - stąd mój komentarz o życiu w "jej ramie".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, leto napisał:

Nie zmienia to faktu że życie normalnej rodziny kręci się wokół dzieci, a ostateczną decyzję o posiadaniu dzieci, jak też z reguły większość decyzji dotyczących dzieci już będących na świecie, podejmuje ich matka - stąd mój komentarz o życiu w "jej ramie".

W takim razie trzeba wyraźnie i jasno powiedzieć, że mężczyzna wpisujący się w taki związek wchodzi w ramę kobiety i tyle, problem w tym, że nikt o tym nie mówi młodym mężczyznom, którzy są zazwyczaj zaprogramowani przez sfeminizowany świat, nikt ich nie informuje o realnym ryzyku i konsekwencjach, potem taki koleś jest zdziwiony, budzi się że snu zimowego z ręką w nocniku i nie wiele może zrobić, instytucjonalnie państwo stoi po stronie kobiety, rozwód to zazwyczaj dla mężczyzny olbrzymie straty, ale największą stratą jest stracony czas. 

Edytowane przez Ace of Spades
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, StatusQuo said:

Ale jeśli jest dom, dzieci, to sytuacja się komplikuje, panna powie "nie i huj i co mi zrobisz".. i co zrobisz?

 

Dobry temat założyłeś. Jestem w małżeństwie od 12 lat. To jest tak jak @Mosze Red pisze. Im głębiej w małżenstwo tym mniej środków perswazji czlowiekowi zostaje. 

 

No właśnie, chuja można zrobić i żona prędzej czy później zda sobie sprawę z własnej przewagi. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

36 minut temu, MrThruster napisał:

Tak a propos tematu - który z dyskutantów jest w związku małżeńskim?  

Ja nie jestem, ale ja tu głównie drażę temat. Ale też pamiętaj, że każdy ma rodzinę, znajomych albo znajomych znajomych etc.

7 minut temu, RealLife napisał:

No właśnie, chuja można zrobić i żona prędzej czy później zda sobie sprawę z własnej przewagi.  

54 minuty temu, Ace of Spades napisał:

instytucjonalnie państwo stoi po stronie kobiety

No właśnie jak kiedyś nie stało, to kobiety musiały mądrze wybierać, bo by zostały z niczym i z dzieckiem. A skoro tak, to była presja

rodziny i otoczenia, żeby nie puszczać się na lewo i prawo.

Czyli sumując wszystkie puzzle wychodzi na to, że państwo promuje negatywną selekcje naturalną i demoralizacje...

Dodajmy do tego jeszcze feminizm, lgbt, aborcje, opanowanie mediów, niszczenie mężczyzn i mamy mniej więcej pełny obrazek..

Edytowane przez StatusQuo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

43 minutes ago, MrThruster said:

Tak a propos tematu - który z dyskutantów jest w związku małżeńskim? 

Ja jestem, ale ciężko powiedzieć jak długo jeszcze ;) (w sensie - zależy jak szybko się sąd uwinie)

Edytowane przez leto
  • Like 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem już ponad 10 lat z żoną i też się zmisiowałem swego czasu zarówno fizycznie jak i mentalnie. Czy da się z tego wybrnąć? W dużej mierze tak.

Zabrzmi to trywialne, ale siłownia, ćwiczenia, dieta - spadek wagi o 16 kilogramów w pół roku - inna sylwetka, a co najważniejsze konsekwencja działa dla każdego faceta na plus. Jesteś bardziej atrakcyjny dla siebie, żony oraz innych kobiet.

Drugi aspekt, to sposób ubierania się, styl, higiena i poprawa swego wyglądu - np. lepsza fryzura, dbanie o brodę lub jej brak, schludność, wyprostowanie zębów, etc.

Idziemy dalej, stabilność finansowa oraz rozwój zawodowy i osobisty połączone z mądrym oszczędzaniem i inwestowaniem zasobów.  

Kolejny aspekt to odporność na shit testy oraz jej zaczepki, lament, etc. Ogólna stabilność emocjonalna, a jak sytuacja wymaga zdolność do konfrontacji z żoną- wielu facetów stara się tego unikać.

Prawo kija i marchewki też działa, ale jeśli znasz zasady gdy, to wiesz że kobiety też mają swoje potrzeby i wiele rzeczy, które dostają, że się tak wyrażę w pakiecie można im łatwo odebrać. 

Dajmy na to, jeśli zawsze przed wyjściem do pracy dajesz jej buziaka, to jak coś przeskrobie, to wtedy powinieneś ten przywilej wycofać. W moim przypadku to naprawdę działa, bo to jej daje znać, że mimo, że to coś małego i niby trywialnego, ale zawsze może to być jej odebrane - podobnie jak coś bardziej znaczącego.

Trzeba też poświęcić trochę czasu by pobyć sam dla siebie, hobby, książka, rower. 

Ja ostatnio lubię kombinację ćwiczeń na siłowni, prysznica, sauny i znów prysznica. Takie dwie godziny potrafią mnie całkowicie odstresować i naładować pozytywną energią. 

Jeśli żona widzi, że potrafisz być zadowolony bez niej, to też działa na nią pobudzająco.

Jest wiele małych kroków, które należy wykonać, ale jeśli jesteś jej najlepszą opcja, plus miejsce Twojej żony zajęła by chętnie inna kobieta to działa na większość żon otrzeźwiająco.

 

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, leto napisał:

Pewnej recepty na nic nie ma. Im głębiej wchodzisz w małżeństwo, tym mniej masz kart przetargowych. Sam ślub to jeszcze nic, w każdej chwili możesz się rozstać (paręset złotych w sądzie, zakładając że partner(ka) nie będzie robić pod górkę). Wspólna nieruchomość zwiększa poziom trudności o 1 punkt. Wspólne dzieci - o dodatkowe 5 punktów.

Zgadzam się w całości z cytatem. Po prostu pierwszym podstawowym błędem na którym wykłada się pewnie ok 95% facetów jest brak intercyzy. Sami pozbawiają się "marchewki" którą dla wybranki jest (zazwyczaj) wyższy status ekonomiczny partnera. Po ślubie nagle wszystko jest "wspólne" czyli de facto laska zaczyna rozporządzać znacznie większą kasą niż sama zgromadziła/zarabia.

Większym problemem są wspólne dzieci - tutaj często (w przypadku rozwodu) jest duża forma nacisku, na zasadzie, chcesz mieć kontakt z dziećmi, to mi nie podskakuj.

 

Myślę, że największym problemem jesteśmy my sami (faceci) i nasz soft. Wychowani na micie "romantycznej miłości" deklarujemy często tą dozgonną miłość partnerce, bo tak nam wmówiono. Nie ma rozsądnej rozmowy na zasadzie wyjaśnienia, że np. miłość to jedno, ale pożądanie to co innego (na to nie mamy wpływu, to się dzieje poza naszą kontrolą). Można np. nadal kochać partnerkę mimo że z rozmiaru S przeszła do XXL, ale to nie znaczy, że nadal będzie nas tak samo kręciła jak w wersji pierwotnej. Panowie często na starcie licytują ostro -chcąc uzyskać przychylność laski które (wg ich mniemania) jest poza ich zasięgiem, i gdy już się uda, nagle okazuje się ze nie ma już za dużo "amunicji" na kolejne lata bycia razem. Użyje analogii z Formuły 1. Mamy dwóch kierowców: Hamiltona i Kubicę. Jeden jest odpowiednikiem Chada -każdy zespół przyjmie go z otwartymi rękami. Drugi z nich, musi się ostro "wypromować", żeby znaleźć chętny zespół. Czasami same umiejętności nie wystarczają, trzeba jeszcze wnieść "wiano" (odpowiednik braku intercyzy). Gdy Hamilton nie jest zadowolony z poziomu zespołu, tego jak zespół stara się o wspólny sukces....to może z czasem przenieść się do innego zespołu. Gdy Kubica nie jest zadowolony z wkładu Williamsa, to może sobie trochę pomarudzić i ....odejść z F1. Takim Kubicą w związkach jest pewnie jakieś 80-90% z nas. Najpierw znajdując tą "swoją jedyną/wyjątkową inną niż wszystkie" staramy się być wybranym przez nią (z grona innych kandydatów którzy się kręcą i też mamią obietnicami), po czym później nawet jak się okazuje że ten związek to porażka, trochę nie mamy pola manewru. 

Czyli de facto wszystko sprowadza się do tego jak mocne ma się karty na starcie i czy się nie chce "przelicytować" za mocno w stosunku do własnych możliwości.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo polecam ciekawy art w temacie dyskusji. Szczególnie ten akapit:

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,7879644,Granice_wolnosci_w_zwiazku.html

 

"Z tego, że cenią swoją niezależność, dają sobie dużo wolności. Szanują uczucia partnera, nie oceniają go pod byle pretekstem. Dostrzegają swoją wzajemną wyjątkowość. Potrafią bez lęku powiedzieć do siebie: 'Chcę z tobą być, chociaż wcale nie jesteś mi potrzebny, aby żyć. Będzie mi ciężko, przykro, ale dam sobie radę, gdyby twoje uczucia się skończyły'. Wtedy czują się wolni, wybrani, są spontaniczni, akceptują swoje braki i ograniczenia. Uważam, że zdania, które przytoczyłem przed chwilą, to największy komplement, jaki można powiedzieć drugiej osobie. Przecież one mówią, że jest jedyna i niepowtarzalna!!!
Co oznacza to 'nie potrzebuję cię'?
To, że ja nie potrzebuję obsługi i potwierdzenia w ten sposób mojej wartości. Nie potrzebuję poświęceń. Nie potrzebuję, żebyś mi gotowała, sprzątała, zabiegała o mój dobry nastrój. Chcę, żebyś wierzyła, że jest w tobie to coś, co jest cenniejsze niż to wszystko, i dla tego czegoś chcę właśnie z tobą być."

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem żonaty od 12 lat. Po kilku latach małżeństwa skapcaniałem, grałem w gierki, zarzuciłem sport, byłem nerwowy, potrzebujący, sfrustrowany.

Myślałem, że kasą, gadźetami i prezentami wywołam mores, uczucie i pożądanie żony. Bullshit. Obsypana prezentami potrafiła mi wprost w twarz powiedzieć, że nie czuje do mnie chemii i szukać atencji na Sympatii.

Po tym jak:

- schudłem

- umięśniłem się

- nauczyłem się trików na drążku

- zapisałem się do pewnej drużyny sportowej i zacząłem mieć pewne sukcesy w zawodach

wszystko się zmieniło. Miałem jednak tyle łatwiej, że (pomimo niskiego wzrostu) mam dobre warunki cielesne i przyjemną twarz, nadto kiedyś ćwiczyłem, więc pomogłą też tzw. pamięć mieśniowa.

Poprawa cielesna spowowała częstszy seks. Częstszy seks spowodował częstszy seks i nawiązanie nowej, mocniejszej więzi. Nie mam obecnie z żoną większych problemów.

Oczywiście, nadal ma u mnie różne benefity, głównie w postaci ezgotycznych wyjazdów (i nie mam tu na myśli "egzotyki" typu Egipt, Tunezja czy Turcja). Ale aspekt materialny to jest tylko dodatek.

Zarazem dobrze wiadomo mi o paniach mężatkach (zarazem kobietach inteligentnych, wrażliwych, majacych w związku dzieci), które chodzą na boki, bo potrzebują seksu z atrakcyjnym mężczyzną dlatego, że ich mężowie przestali je regularnie i często posuwać. 

Zatem, w temacie: dochodzę do wniosku, że jako narzędzie do dyscyplinowania kobiety służy własne ciało i seks. Reszta to dodatek. Akurat takiego przypadku,o jakim pisze @StatusQuo w praktyce nie znam, ale mogę założyć, że pani utyta, która zobaczy, że mąż stał się dobrym samcem, wywołujacym pożądanie, sama postara się o ogarnięcie i przemianę.  

 

Godzinę temu, leto napisał:

Ja jestem, ale ciężko powiedzieć jak długo jeszcze ;) (w sensie - zależy jak szybko się sąd uwinie)

O, nie spodziewalem się. Dawaj jakiś swój temat, chętnie poczytam.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

32 minutes ago, MrThruster said:

O, nie spodziewalem się. Dawaj jakiś swój temat, chętnie poczytam.

Temat jak temat, ok. 10 lat w małżeństwie i rozwód.

41 minutes ago, Zdzichu_Wawa said:

Bardzo polecam ciekawy art w temacie dyskusji. Szczególnie ten akapit:

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,7879644,Granice_wolnosci_w_zwiazku.html

Cytowany akapit bardzo dobry, ale całość artykułu to taka mieszanina disneyowskiej wizji związków i zdrowego spojrzenia (np. "najpiękniejszy, najważniejszy, niepowtarzalny"... hmmm serio? wszyscy się wiążemy z laskami 10/10? nie wiedziałem!).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, RealLife napisał:

Im głębiej w małżenstwo tym mniej środków perswazji czlowiekowi zostaje. 

A u mnie odwrotnie. Ślubna wie, że się starzeje, grubieje i już z takim  pożądaniem samcy na nią nie zerkają jak dawniej.

 

Do tego tłumaczę, że kobietę w średnim wieku z paroma kg nadwyżki tłuszczowej i dziećmi nikt normalny na stałe nie weźmie.

Co najwyżej alkoholik jakiś lub psychol i będzie miała przejebane resztę życia.

Jak chce spróbować niech składa papiery o rozwód.

 

Oprócz podnoszenia swojej wartości trzeba umiejętnie obniżać wartość przeciwniczki.;)

 

Ostatnio zaskoczyła mnie:  "powiem ci nowinki ( z kręgu towarzysko-rodzinnego) jak  pozwolisz mi zrobić ci loda"

Czyż to nie urocze?

 

 

Edytowane przez Brat Jan
  • Dzięki 1
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, Brat Jan napisał:

Ostatnio zaskoczyła mnie:  "powiem ci nowinki ( z kręgu towarzysko-rodzinnego) jak  pozwolisz mi zrobić ci loda"

Kurwa, zazdroszczę Ci tego loda, ja bym pewnie pozwalał regularnie,.aż by mi się "lodowanie" znudziło : ) Bo zwykły seks (klasyczny czy analny, bez rożnicy) który i tak inicjuje głównie ja znudził mnie parę tygodni temu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Środki perswazji w związku małżeńskim

Żadne, z dostępnych mężczyźnie, mi do głowy nie przychodzą. Skończy się niebieską kartą, rozwodem z jego winy, psychiatrykiem albo innym sądem.

 

Chyba żeby odmówić jej seksu, poczekać aż pójdzie na "bolca", udokumentować i dostać rozwód z jej winy. Chociaż to pewnie też nie zadziała, bo przecież to JEGO wina, że ona, biedna myszka, musiała iść na bok.... ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, StatusQuo napisał:

Czy to w ogóle możliwe według was, żeby małżeństwo nie było równią pochyłą?

Tak.

Żyjesz trzymając ramę za PIĘTĘ.

 

W czasie ewakuacji puszczasz i OBSERWUJESZ jak wszystko leci w ....zdu.

 

Kiedyś pisałem o kryzysie wieku średniego.

To jest nic innego jak suma doświadczeń oraz koniec przydatności do spożycia samicy.

 

WYSTARCzy pożegnać w tym momęcie dobra ZIEMSKIE i od razu stosunek do ciągłości małżeństwa zmienia postać.

 

Rozumiem to tak:

....oddajesz uczciwie połowę dorobku życia....zabexXxpieczasz w ten sposób potencjalnie samice z młodymi......inny frajer cieszy się ze swojego szczęścia za które słono niebawem zapłaci( tu zazwyczaj pańcia szukają misia z kasą/czyli takiego co im inna szmata nie odbije bankomatu)......a TY drogi OBYWATELU klasy(z odzysku)leciżżż na młode dupy kupując sportową brykę/zalewając ryja na Disco, nawet w środku tygodnia itd..itp...potrm następuje TOTALNA RACIONaLIZACJA potrzeb i szukasz ODKUPIENIA W sztuce UNIvERSUM......

 

 

Tak możliwe to jest.....W oczekiwaniu na KOTA....I alimenty......

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.