Skocz do zawartości

Długi związek, seks terapia, złe myśli


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie bracia samcy. Pomyślałem, że warto napisać wątek na tym forum, może któryś z Waszych postów sprawi, że zacznę myśleć inaczej na temat mojego życia i siebie? Z chęcią poczytam kogoś bardziej doświadczonego w relacjach damsko-męskich na podstawie mojej sytuacji związkowej. Nie wiedziałem czy ten wątek powinien trafić do tej kategorii czy "seks", więc jeśli źle przyporządkowałem to proszę moderatora o przeniesienie.

 

Do rzeczy. Mam 25 lata i moja partnerka również. Jesteśmy razem 6 lat i pochodzimy z tego samego miasta. Jesteśmy dla siebie pierwszymi partnerami. Nasz związek rozpoczął się w szkole średniej. Dobre zrozumienie mentalne, intelektualne i miłość platoniczna to coś, co u nas działało i działa bardzo do dziś. Sęk w tym, że w innych sprawach nie bardzo nam wychodzi. Początkowo nie zgłębialiśmy tematów intymnych, a nasze relacje w tych sprawach sprowadzały się do miłych słów, pocałunków i ciepłego dotyku. Nie dlatego, że ja tak chciałem, ale moja partnerka wysyłała takie sygnały, w dodatku nie było do tego warunków bo mieszkanie u rodziców nie pomagało, więc na tamtym etapie było to dla mnie zrozumiałe.

 

Im dalej w las tym gorzej. Zaczęliśmy życie studenckie. Przeprowadzka do dużego miasta, oddzielne mieszkanie które było na tamten czas dla mnie normalne. Ja zaangażowałem się bardzo w życie zawodowe, a studia były dla mnie tematem dodatkowym. W czasach licealnych odkryłem co chcę robić i pierwsza praca to potwierdziła. Chęć zarabiania, uniezależnienia się od rodziców była silna i dawała mi kopa do życia. To w sumie było moje życie obok partnerki, rodziny i kumpli. Z partnerką uzupełnialiśmy się, dopasowaliśmy "nas" do  życia codziennego. Ona spełniała się w nauce, ja zawodowo. To sprawiło, że jej wizyty w domu były bardzo częste. Każdy jej wolny czas to czas wyjazdu do domu rodzinnego. A ja spełniałem się zawodowo. Biuro było moim drugim domem, a dodatkowe projekty to chleb powszedni. Wszyscy byli "zadowoleni", a nasze relacje poza nielicznymi spotkaniami to codzienny kontakt telefoniczny i weekendowe wizyty w domu rodzinnym. A jak w domu rodzinnym to wiadomo, że intymność jest ograniczona. Moja seksualna frustracja była, ale sobie to tłumaczyłem tym i tamtym. Dodatkowo ja jestem introwertykiem przez co nie naciskałem na zagłębianie sfer seksualnych. Wysyłałem tylko sygnały, że bym chciał, że byłoby fajnie, że mam potrzeby, że Ty mnie pociągasz, działasz na mnie seksualnie etc. Kończyło się na tym, że studia, możliwość zajścia w ciążę, brak miejsca(?) nie daje nam możliwości wypróbowania tych tematów. Przyjąłem na klatę i wiedliśmy takie życie z roku na rok. Martwiące jest to, że mimo słów ze strony mojej partnerki nie było żadnych czynów, świadczyłyby o tym, że ją temat seksualności w ogóle obchodzi. Nasza intymność kończyła się przez lata na dotyku i pocałunku. Z jej strony nie było np. chęci rozebrania się, pettingu, zabaw nago czy innych tego typu czynów, a ja w tym tkwiłem i myślałem że to ok. Moja partnerka nigdy się nie masturbowała, a o sobie poniżej pasa mówiła zawsze krytycznie jako czymś brzydszym.

 

Po 4 latach pojawiło się zwątpienie. Nie wnikając w szczegóły przeprowadziłem poważną rozmowę dając do zrozumienia, że mi seksu brakuje, że nie nadajemy na tych samych falach pod tym kątem, że ona nie chce pogłębiać ze mną tego tematu. Chciałem odejść, ale ona mnie zatrzymała. Powiedziała, że to się zmieni.

 

Zamieszkaliśmy razem, minęło kilka miesięcy i załatwiła tabletki anty.

Zdecydowaliśmy się wspólnie na pierwszy raz był, który był ciężki i dla niej, i dla mnie. Ja byłem prawiczkiem, a ona dziewicą. Kilkanaście kolejnych prób to także ciężkie doświadczenia. Moja partnerka odczuwała od początku ból i dyskomfort.

Ja zacząłem się zastanawiać czy nie jest aseksualna. Z moją namową udaliśmy się do seksuologa, który stwierdził że moja partnerka ma przejawy pochwicy.

Od 4 miesięcy ćwiczymy wg porad specjalisty. Zaczęliśmy od randek, a dziś jesteśmy na etapie dotykania się. Profeska. Problem w tym, że ja nie czuję seksualnego napięcia, podniecenia, chęci zagłębiania tych sfer od mojej partnerki. Tzn. jest, bo jest terapia i poczucie tego, że to coś ważnego, co ma wpływ na nasz związek, ale to wszystko takie mechaniczne. Pani seksuolog podchodzi do tego na zasadzie leczenia zaburzenia.

 

Oprócz tematów seksualnych warto wspomnieć o rodzinie, która ma duży wpływ w na moją dziewczynę. Pod tym kątem ewidentnie nadajemy na różnych falach. Tak jak wspomniałem, od czasów studenckich ona nie chciała się usamodzielnić, a jej rodzina jej w tym pomagała. Codzienne telefony, relacje bardzo bliskie. Po ukończeniu studiów rok temu podjęła pracę w firmie rodzinnej przez co w tygodniu nie widzimy się średnio 2-3 dni. Dodając do tego moje i jej weekendowe wyjazdy do rodziny jest pod tym względem wg mnie kiepsko. Trzeba odwiedzać rodzinę, bo przecież tata zapewnia pracę, kupił nową furę i mieszkanie. Ma pieniądze, ale też oczekuje czegoś w zamian. Jest bożyszczem, któremu przynosi się śniadanie i robi kawę rano. Przynajmniej ja to tak czytam biorąc pod uwagę te wszystkie lata.

Dopiero kiedy zaczęliśmy mieszkać razem zauważyłem, że to problem  (przynajmniej dla mnie jako że bardzo cenię sobie niezależność). Są rozmowy, próby zmian, nie wiem co z tego wyniknie. Na pewno potrzeba czasu, bo wiadomo że nie da się odciąć od rodziny bez awantur od tak mając pewne przyzwyczajenia. Ja nie chcę awantur, bo to nie moja rodzina i staram się podchodzić do tematu delikatnie chociaż nie zawsze się da. Tymbardziej, że lubię tych ludzi, bo są bardzo mili i przyjaźni.

 

Teraz trochę złego o mnie, bo przecież nikt nie jest idealny, a ja tylko wylewam gniew na moją dziewczynę... O ile przez te wszystkie lata nie spoglądałem na płeć przeciwną pod kątem czegoś więcej niż koleżanka, tak ostatnio coś we mnie się zmieniło. Przez własne problemy zacząłem interesować się kobiecą seksualnością i relacjami damsko-męskimi i zacząłem patrzeć na inne kobiety. W mojej głowie pojawiła się myśl:"o, popatrz na siebie, masz niskie poczucie własnej wartości, ale po co? Masz dobrą pracę, dobrze się ubierasz, dobrze zarabiasz. Dlaczego nie dać się ponieść samczym instynktom?". Założyłem profil na tinderze z czego pojawiły się 2 kilkudniowe flirty. I tyle, bo dalej nie potrafię się dalej angażować w "skok w bok". Usunąłem ten profil, bo wiem że to może prowadzić do zranienia 3 osób. Mimo to pojawiają się myśli, że może warto byłoby poznać inną kobietę i mieć inną perspektywę? Nigdy nie byłem na spotkaniu z inną kobietą, nie znam kompletnie innych osób płci przeciwnej pod kątem kogoś więcej niż koleżanka. Może głupia kawa zmieniłaby moje myślenie? Z drugiej strony po co wywracać życie do góry nogami skoro mam kochającą kobietę, a nie pasują mi tylko 2 aspekty w tym 1 leczymy?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.