Skocz do zawartości

Co można zrobić dla dziadka leżącego pod respiratorem?


LiderMen

Rekomendowane odpowiedzi

Lekarze nie dają żadnych złudzeń ryzyko śmierci może pojawić się w każdej chwili i na domiar złego nie ma optymistycznych nadziei, że chociaż na trochę wybudzi się ze śpiączki odzyskując świadomość. Wiek 89 lat.

 

Co zrobiłem ostatnio dla dziadka? Poprosiłem pielęgniarkę o przyniesienie jeszcze jednego nakrycia bo stopy miał chłodne. Okryłem go wyżej pod brodę bo tak się zawsze okrywał.

 

I nie wiem co mógłbym jeszcze dla niego zrobić? Czuję że coś powinienem, ale nie wiem co. Nie zawsze miałem z nim o czym pogadać, ale teraz żałuje że nie gadałem z nim częściej, moja wina. Co wy byście zrobili na moim miejscu? Mimo że często się z nim kłuciłem, denerwował mnie, to czuję teraz ogromną stratę.

 

Jego już nie ma, nie ma z nim kontaktu. Przerażają mnie myśli o tym że może być jednak trochę świadomy i bardzo cierpi. Czuję się bardzo osamotniony w tej sytuacji, nie wiem co ze sobą zrobić? Myśli nie dają mi spokojnie żyć, późno zasypiam i nie mam na nic ochoty.

 

Tak na prawdę czekam teraz realnie na informację o zgonie i to czekanie jest przerażające. Nieznane mi od bardzo dawna przykre uczucie.

 

Musiałem gdzieś o tym opowiedzieć, jak nie odpowiedni temat to proszę o przeniesienie do odpowiedniego działu.

Dziękuję.

  • Like 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Yolo

 On jest bardzo głuchy, ponad 50 % ubytek słuchu, leży teraz na zdrowszej stronie twarzy a ta nie zdrowa z napuchniętym nowotworem prawie zatkała mu ucho. W dodatku w sali leży obok jeszcze kilku pacjentów też w ciężkim stanie i trzeba zachowywać ciszę. Musiałbym do dziadka krzyczeć i po kilka razy powtarzać każde słowo, trochę to nie racjonalne. :(

 

@Jaśnie Wielmożny

Nie mam czegoś takiego co zawsze chciałem mu powiedzieć. Co chciałem to zawsze mówiłem.

A teraz brakuje mi jego żywej obecności w domu.

Edytowane przez LiderMen
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@LiderMen Pamiętam jak odwiedziłem dwa razy babcię w szpitalu na oddziale paliatywnym. Kupiłem jej kilka jogurtów, przyniosłem jakiś sok itp. Słuchałem tego co do mnie mówi, chociaż mówiła już kompletnie bez ładu, zmyślała historie, myliła fakty. Wiedziałem, że to koniec. Oszukałem ją, że wrócę jeszcze następnego dnia, ale już nie wróciłem. Wiedziałem, że nie będzie pamiętać, bo mnie już nie poznawała. Nie mogłem patrzeć na to, płakałem jak małe dziecko jak tylko wyszedłem z sali i wsiadłem do samochodu. Zmarła kilka dni później. Nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Natomiast czasami żałuję, że nie spędzałem z dziadkami więcej czasu i nie spisałem gdzieś ich historii z wojny i dawnych czasów. A miałem do tego milion okazji. Potem to dzieje się tak szybko, że nie zorientujesz się a ich już nie ma. 

Jedyne co możesz zrobić to zostać przy nim, położyć mu rękę na czole. Możesz do niego mówić - nieistotne czy słyszy czy nie - tego nigdy się nie dowiesz. Najgorsze to żałować potem, że nie spędziłeś z nim ostatnich chwil. 

Edytowane przez Tomko
  • Like 8
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@LiderMen Dokładnie. Tu nie chodzi o to żebyś się katował na siłę tylko pożegnał. Najgorsze uczucie jakie w życiu miałem to właśnie wyjście z sali, bo wiedziałem, że to ostatni raz kiedy się widzimy. Musisz to zaakceptować. Krąg życia niestety.

Edytowane przez Tomko
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam się boję o najbliższą dla mnie osobę bo i tak już sporo w życiu przeszła i nie wiadomo kiedy przyjdzie koniec.

Nie dawali jej tyle czasu życia a mimo to żyje dalej z niepełnosprawnością po operacji.

Jednak pojawił się drugi nowotwór i tym razem będzie chemioterapia zamiast wycinania.

Nie wiem czy ją jeszcze zobaczę ale staram się być optymistą i myśleć, że będzie wszystko dobrze.

Mam w głowie dziwną pustkę, tak jakbym podświadomie wypierał wszystko co złe i nie wierzył do końca w rzeczywistość.

Całe moje życie jednak ulegnie gwałtownej zmianie już niedługo niezależnie od wyniku.

 

Śmierć babci kiedy byłem w gimnazjum także przeżyłem jakoś bez większych zmartwień.

Nawet pod sam koniec wierzyłem, że to nic takiego i wyjdzie z tego, byłem dziwnie spokojny.

Jednak to był ostatni raz kiedy ją widziałem jak upada. Myślałem, że to zwykłe potknięcie a to był zawał.

Podobno w szpitalu potem jeszcze kontaktowała jak była odwiedzana przez rodzinę.

Możliwe, że ją dobili bo nie zdziwiłbym się gdyby szpitale tak robiły ze starszymi ludźmi.

W ciągu kilku lat miałem potem sny, że żyje ale była taka "świadomość", że to już "nie jest człowiek".

Ogólnie trochę boję się szpitali.

 

 

Dla dziadka prawdopodobnie nic już nie zrobisz.

Jedynie zostaje spróbować się pogodzić z tym jak jest.

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Ksanti napisał:

Możliwe, że ją dobili bo nie zdziwiłbym się gdyby szpitale tak robiły ze starszymi ludźmi.

Odnoszę takie samo wrażenie. W tym kraju nie kończących się absurdów jest to jak najbardziej możliwe. Lekarze mają obowiązek administracyjny stosowania się do procedur a nie do własnego doświadczenia.

 

Ci którzy wymyślili te procedury dokładnie wszystko obmyślili czym to będzie skutkować i taki jest chyba ukryty cel. Leczenie poprzez eutanazję.

 

Jak mojego dziadka przyjęli na oddział wszystko było okej, w miarę nawet po tygodniu pobytu jeszcze było wporzo, ogoliłem go, pomogłęm się umyć i na własnych nogach doszedł i przyszedł do łóżka o kulach. Nawet dobry kontakt z nim był, rozumował wszystko.

 

Wydawało mi się, że jeszcze dałby przeżyć rok a nawet dwa o własnych siłach skoro był w stanie chodzić o kulach. No ale "lekarze" zaaplikowali większą dawkę "leku"  rozrzedzającego krew w celu rozpuszczenia skrzepu a okazało się że to mu tylko zaszkodziło bo to nie był tylko skrzep ale i bakterie sepsy.

 

No i niestety w drugim tygodniu zaczęło się pogarszać. Nowotwór na twarzy zaczął się powiększać dodatkowo.

  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem po tej drugiej stronie, leżąc na szpitalnym łóżku. Jeśli nie dajesz rady to nie warto się tym zamęczać. Odwiedź go, po prostu pobądź z nim chwilę i się pożegnaj. Widziałem nieraz jak ludzie będąc na wizycie u kogoś bliskiego strasznie to przeżywali. Ze śmiercią trzeba się pogodzić.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, LiderMen napisał:

Lekarze nie dają żadnych złudzeń ryzyko śmierci może pojawić się w każdej chwili i na domiar złego nie ma optymistycznych nadziei, że chociaż na trochę wybudzi się ze śpiączki odzyskując świadomość. Wiek 89 lat.

Bardzo ładny wiek jak na mężczyznę, ciesz się, że twój dziadek dożył takiego wieku mój 1 i 2 zmarli jak miałem 6 i 9 lat :(  . Dożyli tylko 70 kilka lat.  Mało ich pamiętam, z tobą jest przez duży okres twojego życia. Przeczytać mu książkę, co lubił czytać, czym się pasjonował ? 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem co czujesz. Przechodziłem to samo w tym roku z mamą. Dwa tygodnie na ojomie, podłączona do aparatury podtrzymującej funkcje życiowe (uszkodzenie mózgu wykluczało że kiedykolwiek się wybudzi itp). Sam to jej "zafundowałem" udaną reanimacją po zatrzymaniu pracy serca (około 20 min). Zostało tylko jeździć codziennie, trzymać za rękę, rozmawiać itp. Nic więcej i aż tyle. Po dwóch dniach od odłączenia sprzętu był koniec. Pozostała pustka. Trzymaj się.

  • Smutny 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śmierć jest tylko początkiem, gdy to zrozumiesz przestaniesz się bać.

 

Powiedz dziadziusiowi na uszko to co zawsze chciałeś, ale bałeś się powiedzieć np. sprośne historie z dziewczętami, opisz mu swoje łobuzerskie wybryki i wyobraź sobie w myślach że się do Ciebie z tego powodu uśmiecha.

 

Jak mi umierał dziadek to opowiedziałem mu wszystkie moje grzeszki, grzechy, potraktowałem  trochę tę całą sytuację  jak spowiedź, tylko u DOBREGO księdza- przyjaciela  który całe życie był za mną.

 

Teraz dziadziuś  już jest gdzie indziej na świecie pod postacią innej osoby, lecz wierzę że kiedyś jeszcze się spotkamy.

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Ogólnie to współczuję. Moi dziadkowie mają 95 i 91 i nadal mieszkają sami, są sprawni, chodzą sami na spacery, babcia gotuje sama. Normalnie mogę tam jako 40 letni KOŃ pojechać, pogadać o pracy, o rodzinie. Wożę ich w weekendy na  spacery, zapewniam jakieś tam "atrakcje", załatwiam jakieś tematy typu zakupy, rachunki na poczcie itp. Moja mama sama ma 68 lat, brak prawka i dojeżdża do nich autobusem 2 razy na tydzień - póki co tyle wystarcza.

 

Do czego zmierzam?

 

Będzie mi cholernie ciężko patrzeć na ich agonię (jeśli wystąpi, może śmierć nadejdzie znienacka) i pogodzić  się z ich brakiem. Od najmłodszych lat spędzałem z nimi wszystkie wakacje, miliard wspomnień.

 

Najgorsze jest to patrzenie na tą powolną degradację psycho-fizyczną bo nie oszukujmy się - pomimo, że są samowystarczalni na co dzień to tematy typu mycie gruntowne dziadka (kąpiel 2 x w tyg) , coraz gorszy wzrok babci (czyta tylko litery wielkości minimum 1cm) i coraz to większe zgarbienie (jak idą ulicą to oboje mają max 160cm w kapeluszu, a byli wysokimi ludźmi)  powodują , iż człowiek łapie doła.

Znam ich od 40 lat, z tego pamięcią sięgam gdzieś z 35 lat wstecz - wówczas byli około 60tki i to z wyglądu byli inni ludzie.

 

A sama już ich śmierć to dla mnie temat z gatunku tych: dziś nie mam czasu myśleć, pomyślę jutro.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Rafał80 napisał:

 Moi dziadkowie mają 95 i 91 i nadal mieszkają sami, są sprawni, chodzą sami na spacery, babcia gotuje sama

Podziwiam za zdrowie , dobre geny bo coś takiego to rzadkość serio sto lat dla nich i więcej :D

Edytowane przez bassfreak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, bassfreak napisał:

Podziwiam za zdrowie , dobre geny bo coś takiego to rzadkość serio sto lat dla nich i więcej :D

Tak, geny tutaj wchodzą w grę na pewno, według mnie również.

Moja babcia ma 91 lat, a jej mama (moja prababcia) zmarła w 2001r mając lat 97. A pożyłaby dłużej, bo sercowo i krążeniowo była "ok" (jak na ten wiek) tylko przewróciła się i złamała tzw " kropkę nad i " w stawie biodrowym. To przykuło ją do łóżka , po pół roku pojawiła się silna niewydolność krążenia, woda w płucach i koniec....

 

Ogólnie nikt obcy, kto moich dziadków widzi nie daje im więcej, jak 85. Tzn. po dziadku widać mocno już wiek ale ze względu na to, że chodzi sam i to dość żwawo nikt nawet nie zapędza się z oceną jego wieku w okolice 90+.

Babcia za to mając 91, ruchowo jest jak sprężyna - pamiętam ją 5, 10 i 15 lat temu - było bardzo podobnie.

 

Babcia nigdy nie pracowała - dziadek zarabiał dość dobrze i utrzymywał rodzinę. Dlatego w części naszej rodziny panuje teoria, że nie jest zniszczona i zmęczona życiem poprzez brak aktywności zawodowej, regularny sen, regularny tryb życia. Coś w tym jest na pewno. 

 

Ale sam fakt dożycia ponad 90tki - dla mnie kosmos.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.