Skocz do zawartości

Relacje z matką, czy da się je poprawić?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

 Panowie, jak wyglądają wasze relacje z matkami? Jesteście zadowoleni, czegoś w nich brakuje?

Czujecie tą miłość do własnego dziecka, czy może zalatuje wam fałszem albo sztucznością?

 

U mnie między rodzicami była posucha emocjonalna, byli ze sobą, chyba z braku laku.

Przez wiele lat winiłem za to ojca, dziś wiem, że matka trochę dopomogła w tym myśleniu.

Ojciec nie był też bez winy. Większość życia spędziłem, próbując go zrozumieć i poprawić z nim relacje.

Dziś jest fajnie, mam z nim dobry kontakt, mogę z nim pogadać o wielu rzeczach, rozumiem go i znam jego

błędy i wady. Kiedy relacje z ojcem wyprowadziłem na prostą, zrozumiałem, że matka nie jest wcale

bez winy i zacząłem szukać z nią kontaktu trochę na swoich warunkach, tak żebym był szczęśliwy,

wymagając szacunku i zrozumienia..hehe..oj wiem, wiem co powiedzie, ale nie do tego zmierzam.. :)

 

Kiedyś odkryłem, że jak dużo gadam, to daje mi święty spokój, więc przez wiele lat wygadywałem się do niej.

Ale też jak nikt inny, a w zasadzie, jest jedyną osobą na świecie, która jest mnie w stanie doprowadzić

do wrzenia w ciągu sekund. Niejednokrotnie, mając dobry humor, po minucie darłem się na cały regulator,

po czym ten wkurw potrafił mnie trzymać nawet dwa, trzy dni.. Standardem było kłócenie się i pretensje

przez pierwszą godzinę, tylko po to, żeby na spokojnie porozmawiać 10 minut. Standardem, było też wieczne

kłócenie się o to samo. Przyszedł dzień, że postanowiłem, że sobie więcej nie pozwolę na denerwowanie się.

Byłem taki wypalony i tak bardzo potrzebowałem świętego spokoju, że stwierdziłem, że nigdy więcej..

Odpuściłem. Przestałem do niej dzwonić, przestałem się starać, przestało mi zależeć. Przestałem jej tłumaczyć

coś dwa razy, a jak mnie irytowała, to jej to mówiłem i się rozłączałem. Mija trzeci rok, jak mamy minimalny kontakt.

Potrafi ojca zapytać, co u mnie słychać, bo nie ma odwagi zadzwonić.

Miałem w międzyczasie taki epizod, że potrzebowałem wsparcia, wiadomo, poradził bym sobie sam,

ale po prostu było mi źle i chciałem kurwa, coś dobrego na swój temat usłyszeć, tak po prostu, bo żyje.

Dotarło do mnie, że ona nie potrafi powiedzieć nic dobrego ani nic miłego. Dotarło do mnie, że jej poziom

zrozumienia mojej osoby wynosi absolutne zero.. Nawet jakbym chciał się targnąć na własne życie to by

do niej nie dotarło, że potrzebuje pomocy.. Czuje się bardziej samotny z nią niż bez..

Obecnie rozmowy wyglądają tak, że jak ja o czymś nie mówię, to "kończymy rozmowę, bo widzę, że nie chce

Ci się rozmawiać", jakby to była obca osoba, to piłka była by krótka..ale ponieważ to matka, to jakaś

część mnie nie chce odpuścić, ale jakaś ma dość..

 

Problem jest taki, że jak jeszcze nałożyłem na to wszystko swoją wiedzę o kobietach, swoje oczekiwania,

to przestałem odczuwać jakikolwiek motywacje, żeby utrzymywać z nią kontakt. Jak widzę, kiedy dzwoni

to pierwsze co myślę to "ja pierdolę".. Zawsze, aktywizuje się na święta, bo boi się co "sąsiedzi powiedzą".

A jej koronnym argumentem, żeby przyjechać na święta, to "że niektórzy to i z zagranicy przyjeżdżają na święta".

Mówiłem jej nawet prosto w twarz, że mogę przyjechać dla niej, ale nie dla tego, że "wypada".

Inna sprawa, to moje totalne lekceważenie norm społecznych, ale ja sobie cenie relacje, a nie konwenanse.

 

Więc obecnie, nie staram się, nie wyciągam ręki, kontakt z nią boli mnie, na jakiejś płaszczyźnie mam

uraz i nie chce z nią kontaktu. Czekam, aż do niej dotrą pewne sprawy, aż poczuje się samotna i zrozumie,

o co chodzi w relacjach, aż zdejmie koronę i spróbuje zauważyć, co jest ważne, a co ważniejsze.

Delikatna poprawa nastąpiła, ale nie znacząca. Bardziej strach przed samotnością, powoduje, że jest trochę milsza

i zadając pytanie bardziej liczy się z odpowiedzią, niż forsuje swoje rozwiązania, ale to też tylko dzięki pokazywaniu

przez lata, że na złość odmrożę sobie uszy. Przy ludziach wszystko jest fajnie, z zewnątrz nikt by nie poznał.

Ale ja nie toleruje sztucznych relacji. Dla mnie liczy się autentyczność, a autentyczności nie czuje..

 

Czy wasze relacje wyglądają lepiej?

Czy myślicie, że da się coś zmienić?

Gdzie jest granica, że jeszcze próbować, a gdzie, że odpuści?.

Mówią, że matka jest jedna, ale to tak jak z dobrą dziewczyną. Jak jest dobra to jest dobrze,

jak jest zła to jest źle.

Chciał bym coś poprawić, ale boje się, że jest za późno. I zacząłem już ciąć straty, bo nie chce mi się

cierpieć i ciągle przechodzić przez to samo.. Zdecydowanie szczęśliwszy jestem ucinając kontakt do minimum..

Jak jest u was?

 

Edytowane przez StatusQuo
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, StatusQuo napisał:

Panowie, jak wyglądają wasze relacje z matkami?

Nijak. Zmarła.

I nic z tym już nie da się zrobić.

Godzinę temu, StatusQuo napisał:

poziom

zrozumienia mojej osoby wynosi absolutne zero

Ja sam siebie, nie do końca rozumiem. Więc nie wymagam tego od innych - realizm.

Godzinę temu, StatusQuo napisał:

Czekam, ... aż poczuje się samotna i zrozumie,

o co chodzi w relacjach, ... co jest ważne, a co ważniejsze.

To jest Twój wybór tego, co jest - dla Ciebie - ważne. Dlaczego zależy Ci, by Twój wybór ktoś uznał za swój, i podporządkował się mu?

Dlaczego swoją hierarchę ważności, chcesz innemu człowiekowi narzucić strachem przed samotnością?

A co do czekania:

zyj-i-napierdalaj-bo-masz-tylko-chwilke.

 

Godzinę temu, StatusQuo napisał:

Czy myślicie, że da się coś zmienić?

Dopóki życia, dopóty nadziei.

Godzinę temu, StatusQuo napisał:

Gdzie jest granica, że jeszcze próbować, a gdzie, że odpuści?

Tam, gdzie ją postawisz.

Godzinę temu, StatusQuo napisał:

nie chce mi się cierpieć i ciągle przechodzić przez to samo

To też jest jakiś wybór, jakaś decyzja. Kto wie, może nawet słuszna? Ale to już musisz zdecydować sam, bo to TWOJA decyzja, i TWOJE życie.

 

qG1iDbxBBqFpS9XHIMax6IdnieBDhuoMndOUg0lV

 

 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, StatusQuo napisał:

Panowie, jak wyglądają wasze relacje z matkami?

Wydaje mi się, że są dobre.

8 godzin temu, StatusQuo napisał:

Jesteście zadowoleni, czegoś w nich brakuje?

Sam nie wiem chyba nie. 

8 godzin temu, StatusQuo napisał:

Czujecie tą miłość do własnego dziecka, czy może zalatuje wam fałszem albo sztucznością?

Nie no kocha mnie ale powiem szczerze nigdy nie ma tak, że przy 4 dzieci będzie równe traktowanie. Co ma swoje plusy i minusy ale może niżej dam radę to rozwinąć. 

Otóż byłem najstarszym dzieckiem w rodzinie, ojciec z matką pracowali za śmieszne pieniądze(jak 90% ludzi w latach 90) więc byłem zmuszony szybko zacząć siebie i rodzeństwo ogarniać. Nie mam do nich pretensji bo na bank fali nam tyle ile mogli w tamtym czasie. 

 

(przypomniała mi się akcja gdy jako 8-latek poszedłem po brata do zerówki a wychowawczyni brata powiedziała, że nie mogę go odebrać bo jestem młodszy niż on ? byliśmy równi wzrostem ale ja byłem szczuplejszy)

 

Ma to jeden zasadniczy plus. Rodzice wiedzieli, że jestem "ogarnięty" i pozwalali mi na dużo więcej niż rodzeństwu a porównując do dzisiejszych czasów to miałem 100% samowolkę. 

Teraz z ojcem łapie jeszcze lepszy kontakt, jeżeli mam okazję to pomagam tacie w pracach przy domu, on mi przy moim aucie i wtedy też można pogadać na różne tematy. Zauważyłem, że więź między mężczyznami buduje się najlepiej robiąc wspólnie coś twórczego. W trakcie popijając kawkę i rozmawiając.

 

Rodzice często pytają mnie o zdanie w różnych kwestiach bo wiedzą, że się "znam" w wielu tematach. 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czesc Bracie.

 

Temat matki, to dla mnie bardzo wazny watek przez ostatnie kilka lat. Dziekuje Ci, ze go poruszyles.

 

Nie musialem przepracowywac (w znaczeniu psychologicznym) mojej relacji z matka, bo wydaje mi sie, ze moja matka jest jak mokry sen chlopakow z tego forum. Nie pod wzgledem fizycznym rzecz jasna, ale behawioralnym. Dom zadbany, maz zawsze najedzony, dzieci odchowane, wysokie wyksztalcenie, zero narzekania, skromnosc, maniery i elegancja. Ja przynajmniej zawsze te cechy w niej widzialem (czy juz ze mna zle? moze ktos pojedzie Freudem). Nie chodzi mi tutaj o to, zeby chwalic sie matka (jestem z niej pod wieloma wzgledami dumny, to fakt), tylko chce pokazac pewien kontrast.  I oto, cztery lata temu, kiedy jeszcze bylem w zwiazku i rodzi mi sie pierwsza corka, pojawia sie watek DRUGIEJ matki, matki mojej eks. Wiec ktoregos pieknego dnia, po kilku miesiacach od narodzin mojej corki, wpada ta gadzina do mnie do domu (mieszkam za granica).

I zaczyna sie jazda: totalna patologia w zachowaniu ex-tesciowej jebie po oczach, bo ziec nie chce chrztu i nie chce slubu (na szczescie nigdy go nie wzielismy). I drze na mnie jape, wyzywa a nawet wylatuje z piesciami. Obecny przy tym tesc nie robi nic. Totalny pantofel. 

 

Ex byla w rozsypce, bo zabronilem jej brac dzieci do tej patologii (choc jej samej nie zabranialem i pojechala kilka razy. Sam tez tam nawet bylem, bo wyszedlem naprzeciw ex, chcac jeszcze walczyc o rodzine. Do siebie do domu tez raz zaprosilem te stara suke, to skonczylo sie na rekoczynach z jej strony wobec mnie. Nie oddalem). Jej rodzina to typowe Janusze-Grazyny z malego wypizdowa. Ojciec musi codziennie chlapnac przynajmniej jakis browar lub wodke. Matka to totalny choleryk. I do tego pizda, jakich malo (dziedzicznosci tego zjawiska nie zauwazylem w pore;).

 

I o te relacje eks z matka, przez cztery kolejne lata sie spinalismy, ona mnie porzucala, wracala, az... w koncu zrobila to ostatecznie.

 

Ex przerabiala z psychologami swoj stosunek do matki godzinami. Wiedziala, ze to stara ku*wa jest, bez sumienia, bez jakiejkolwiek empatii, ksiazkowy psychopata, potrafiaca zdeptac kazde twoje marzenie swoimi ciaglymi pretensjami, zero wsparcia, ogladajaca ciagle seriale a faceta w domu ceniaca nizej niz sciere do podlogi.

 

I co? Tlumaczylem ex ile moglem, jak bardzo toksyczna jest ta wiez, jak bardzo ta relacja jebie jej psychike, doradzalem, zeby sie odciela, bo zawsze bedzie zestresowana i to zle dla dzieci itp., ze normalej relacji wspierajaco-opiekunczej nigdy juz z matka miec nie bedzie, bo matki nie da sie zmienic, zwlaszcza takiej, ktora nie ma zadnej refleksji co do swojego zachowania. Tlumaczylem, ze jestesmy juz "niezaleznymi organizmami" od matek i ojcow (no dobra, tak calkowicie sie nie da, wiem) gdy sami mamy dzieci zaczynamy wkraczac w doroslosc (choc proces ten musi sie zaczac wczesniej, najczesciej przez bunt w okresie dorastania). Ex moje wytlumaczenia kupowala, zgadzala sie z nimi, ale... po okresie nie odzywania sie do matki, po ostentacyjnych prezentacjach, ze juz nigdy z matka sie nie bedzie kontaktowac-znow temat wracal za jakis czas. I tak ten rollercoaster trwal 4 lata.

 

Az w koncu wygrala "mamusia". Nie facet, co tylko z pracy-do domu-do dzieci-i znow do pracy, tylko wlasnie "mamusia". Nie pomogla tu lektura "Toksycznych rodzicow", nie mialo znaczenia, ze przeplakala przez nia niezliczone ilosci godzin. "Matka zasluguje na wybaczenie", "Nie mozna zyc nienawiscia"-takie teksty dostalem na pozegnanie.

 

Osobiscie obwiniam tesciowa w 80% za zniszczenie zwiazku dwojga calkiem niezle funkcjonujacych ze soba na codzien ludzi.  Z dwojka malych dzieci.

 

To mi uswiadomilo, jak silna jest to wiez. Wiez miedzy matka o dzieckiem. I nie wazne, jak bardzo matka bedzie Cie gnoic. Jesli jestes w deficycie emocjonalnym od matki, malo od niej dostawales ciepla/wsparcia/zrozumienia, to masz male szanse na pozbycie sie tego bez solidnej pracy, a i ta nie gwarantuje sukcesu. Znam osobiscie 3 dziewczyny z deficytem emocjonalnym wobec swoich matek, po psychoterapiach i calkiem lebskie panny i... tego gowna dalej nie moga sie pozbyc. Zawsze kiedy jest temat matki, reakcja jest emocjonalnie negatywna lub przynajmniej "wzburzajaca".

 

Nie wiem, ile masz lat, ale moze opisz dziecinstwo/traumy, to cos razem z chlopakami pokminimy.

 

 

20 hours ago, StatusQuo said:

Dotarło do mnie, że ona nie potrafi powiedzieć nic dobrego ani nic miłego. Dotarło do mnie, że jej poziom

zrozumienia mojej osoby wynosi absolutne zero.. Nawet jakbym chciał się targnąć na własne życie to by

do niej nie dotarło, że potrzebuje pomocy.. Czuje się bardziej samotny z nią niż bez..

Obecnie rozmowy wyglądają tak, że jak ja o czymś nie mówię, to "kończymy rozmowę, bo widzę, że nie chce

Ci się rozmawiać", jakby to była obca osoba, to piłka była by krótka..ale ponieważ to matka, to jakaś

część mnie nie chce odpuścić, ale jakaś ma dość..

 

I teraz porownaj to z tym, co napisalem. Widzisz tam siebie?

 

 

20 hours ago, StatusQuo said:

Chciał bym coś poprawić, ale boje się, że jest za późno. I zacząłem już ciąć straty, bo nie chce mi się 

cierpieć i ciągle przechodzić przez to samo.. Zdecydowanie szczęśliwszy jestem ucinając kontakt do minimum..

Nie chce tu wiac czarnowidztwem, ale jedyne co mozesz zmienic to Twoje odciecie i sposob odseparowania sie. Nie zeby Cie nie bolalo, ale zebys juz tej relacji nie potrzebowal. Zebys sam umial zaspokajac swoje deficyty. Tego Ci zycze. Sory za dlugi post.

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mathias81Też myślę, że to jest lekcja dla wszystkich.

 

Sam spotykałem kobiety z kiepskimi relacjami czy to u matki czy to u ojca.

Zawsze się źle skończyło, dlatego instynkt zachowawczy mi sam podpowiedział, aby od tego elementu trzymać się z daleka.

Lektura forum tylko umocniła we mnie te fundamentalne prawdy.

Nawet na studiach miałem o tym jak ważne są więzy rodzinne w przyszłym funkcjonowaniu człowieka.

 

Szkoda, że nie wszyscy tu trafiają tak szybko, bądź nie mają na tyle silnej woli by przeciwstawić się tzw. "mocy cipki".

 

 

Edytowane przez Ragnar1777
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minutes ago, Ragnar1777 said:

Szkoda, że nie wszyscy tu trafiają tak szybko, bądź nie mają na tyle silnej woli by przeciwstawić się tzw. "mocy cipki".

Ano tak... chociaz ja to raczej nie za cipka latalem, tylko sie po prostu zakochalem w jej charakterze (tak, oczywiscie, "moja myszka byla inna";)). A zeby bylo jeszcze smieszniej, to na poczatku naszej znajomosci, 10 lat temu, przyznalem sie jej szczerze(na co zareagowala swietym oburzeniem), ze przy wyborze partnera zyciowego powinno sie w pierwszej kolejnosci przeswietlic rodzine i stosunki w niej panujace. To chyba Schopenhauer napisal, ze "Szalenstwem jest wymagac od filozofa aby zyl wedlug wlasnych zasad". No i tak wlasnie spierdolilem po calosci. Trudno, lekcja na cale zycie.

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Witam

Witaj.

Moje relacje też nie są kolorowe o czym wie brat @SSydney.

Jednak nie mogę powiedzieć, że ma same wady.

Jest to kobieta skrzywdzona przez swoją matkę.

Nie potrafi kontrolować swoich emocji(żadna kobieta nie potrafi, ale to jest przegięcie...) o czym mówi zresztą otwarcie.

Natomiast zawsze posprzątane, obiadzik jest, rodziną się zajmuje, więc nie powiem, że jest tragedia.

 

Jednak nie warto rozmawiać z nią o pieniądzach

(bo się nie zna i się użala wiecznie, że zarabia mało, ale jak jej oferowałem lepszą prace to był wymóweczki), o kobietach raczej też nie.

 

Ogółem o życiowych sprawach lepiej do ojca bo dużo bardziej ogarnięty życiowo

(matka bez ojca to by pod mostem żyła, a o przyszłej emeryturze to ja nawet nie wspomnę, co ona dostanie skoro tyle lat nie pracowała..)

 

Nie powiem też, że jest głupia, bo podobnie jak ja i inni normalni ludzie, moja matka nie pała sympatią do ladacznic, imprezowiczek i innych "zepsutych" oraz niewiernych pań.

Wkurza mnie jedynie wiecznym marudzeniem i czepialstwem o każdy najmniejszy brud.

Choć i to ma swoje plusy, bo mieszkanie zawsze jest czyste na tyle, ile się da i ja też mam lekką obsesję na punkcie czystości ?

Marudzenie czasem jest "podstawne" ale często jest bezpodstawne.

Dlatego nie dyskutuję, jeśli nie wymagają tego okoliczności.

 

Generalnie im mniej z nią rozmawiam, tym lepsze mamy relacje.

Z ojcem za to relacje mam coraz lepsze każdego dnia.

Szkoda tylko, że nie spędzam z nim tyle czasu ile bym chciał.

 

 

 

 

 

9 minut temu, Mathias81 napisał:

10 lat temu, przyznalem sie jej szczerze(na co zareagowala swietym oburzeniem), ze przy wyborze partnera zyciowego powinno sie w pierwszej kolejnosci przeswietlic rodzine i stosunki w niej panujace. To chyba Schopenhauer napisal, ze "Szalenstwem jest wymagac od filozofa aby zyl wedlug wlasnych zasad". No i tak wlasnie spierdolilem po calosci. Trudno, lekcja na cale zycie.

No właśnie.

 

Dlaczego nie zastosowałeś się do swoich zasad?

Honor, zasady, kontrola emocji = to nas czyni mężczyznami.

One nie mają ani honoru, ani nie przestrzegają swoich zasad, a o emocjach nie wspomnę.

Dlatego one potrzebują mężczyzn.

 

My za to jakoś niespecjalnie ich potrzebujemy.

Niby piszą w książkach, że potrzebujemy sexu i więzi jakiejś tam.

Jedna te dwie rzeczy nie są najważniejsze, my bez kobiet przeżyjemy.

One bez nas... NIE.

Nawet samotne kobiety często samotne matki, żyjące na pasku państwa(głównie na zachodzie), żyją tak naprawdę dzięki mężczyznom.

Tym mężczyznom, którzy płacą podatki, które idą na socjal...

 

I żeby nie było, że ja teraz tutaj zarzucam jakiś negatywny pogląd na kobiety.

Nie nie...

Ja tylko mówię jak jest:

 

Mężczyzna wyrzucony z plemienia mógł przeżyć na własną rękę i stworzyć własne plemię.

 

Kobieta wyrzucona przez społeczność?

Jej los był marny i tragiczny.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Kiedyś odkryłem, że jak dużo gadam, to daje mi święty spokój, więc przez wiele lat wygadywałem się do niej.

Dużo do niej gadałeś dlatego, że w głębi serca próbowałeś z całych sił do niej dotrzeć, przypodobać się, zasłużyć na miłość.

 

W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Ale też jak nikt inny, a w zasadzie, jest jedyną osobą na świecie, która jest mnie w stanie doprowadzić

do wrzenia w ciągu sekund. Niejednokrotnie, mając dobry humor, po minucie darłem się na cały regulator,

po czym ten wkurw potrafił mnie trzymać nawet dwa, trzy dni.

Wyparte emocje - gniew + smutek - skrzywdzone wewnętrzne dziecko.

 

W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Standardem było kłócenie się i pretensje przez pierwszą godzinę, tylko po to, żeby na spokojnie porozmawiać 10 minut. Standardem, było też wieczne

kłócenie się o to samo.

Jak wyżej.

 

W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Przyszedł dzień, że postanowiłem, że sobie więcej nie pozwolę na denerwowanie się.

Byłem taki wypalony i tak bardzo potrzebowałem świętego spokoju, że stwierdziłem, że nigdy więcej..

Odpuściłem. Przestałem do niej dzwonić, przestałem się starać, przestało mi zależeć. Przestałem jej tłumaczyć

coś dwa razy, a jak mnie irytowała, to jej to mówiłem i się rozłączałem. Mija trzeci rok, jak mamy minimalny kontakt.

Na pewno - szczerze - szacunek za tą decyzję. Jeżeli zaś chodzi, że "przestało zależeć", to raczej się w tym oszukujesz. Po prostu wyparłeś kolejne emocje. 

 

W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Miałem w międzyczasie taki epizod, że potrzebowałem wsparcia, wiadomo, poradził bym sobie sam,

ale po prostu było mi źle i chciałem kurwa, coś dobrego na swój temat usłyszeć, tak po prostu, bo żyje.

Dotarło do mnie, że ona nie potrafi powiedzieć nic dobrego ani nic miłego. Dotarło do mnie, że jej poziom

zrozumienia mojej osoby wynosi absolutne zero.. Nawet jakbym chciał się targnąć na własne życie to by

do niej nie dotarło, że potrzebuje pomocy.. Czuje się bardziej samotny z nią niż bez..

Takie są po prostu fakty.

 

W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Problem jest taki, że jak jeszcze nałożyłem na to wszystko swoją wiedzę o kobietach, swoje oczekiwania,

to przestałem odczuwać jakikolwiek motywacje, żeby utrzymywać z nią kontakt. Jak widzę, kiedy dzwoni

to pierwsze co myślę to "ja pierdolę"..

Nie mieszałbym tego z "wiedzą o kobietach", bo relacja z matką nie jest relacją intelektualną i kluczem do niej nie jest w zasadzie wiedza, tylko emocje i świadomość. Jest to relacja fundamentalna, nieporównywalna z żadną inną.

 

W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Czekam, aż do niej dotrą pewne sprawy, aż poczuje się samotna i zrozumie,

o co chodzi w relacjach, aż zdejmie koronę i spróbuje zauważyć, co jest ważne, a co ważniejsze.

Można mieć przypuszczenie graniczące z pewnością, że to się nigdy nie wydarzy. Możesz więc iść dalej w wypieranie, racjonalizowanie, albo możesz też w pewnym momencie pójść w oszukiwanie się i "zobaczyć" rzeczy, których nie ma.

 

Możesz też zająć się swoim dzieckiem wewnętrznym, wpisując to właśnie hasło w YouTube oraz kupić sobie książkę  https://lubimyczytac.pl/ksiazka/87856/powrot-do-swego-wewnetrznego-domu-jak-odzyskac-i-otoczyc-opieka-swoje-wewnetrzne-dziecko

Tam znajdziesz wszystkie adekwatne do swojej sytuacji odpowiedzi.

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Kairos napisał:

Jeżeli zaś chodzi, że "przestało zależeć", to raczej się w tym oszukujesz. Po prostu wyparłeś kolejne emocje

Wiesz co, nie jestem pewien czy się do końca z tym zgodzę.

Problem polegał na tym, że marnowałem swoją emocjonalną energie, na to żeby coś zmienić, a ponieważ mi się to nie udawało to cierpiałem.

Ale ponieważ tak na prawdę, to chciałem zmieć drugiego człowieka, to było skazane na porażkę. Jeśli druga strona nie będzie chciała,

to i tak nic z tego nie wyjdzie. Po prostu podjąłem decyzje, że nie będę marnował więcej energii i przestałem być aktywny w tej relacji.

Po pierwsze, zyskałem spokój, bo teraz mogłem zająć się sobą, po drugie, teraz piłeczka była po drugiej stronie i mogłem dzięki temu

zobaczyć jak się rzeczywiście sprawy mają.

Czasem, zamiast spojrzeć na rzeczywistość, patrzymy na to jakbyśmy chcieli, żeby świat wyglądał i cierpimy próbując budować swoją

rzeczywistość na wzór tego wyobrażenia.

Więc to nie jest tak, że wyparłem coś, ja to bardziej traktuje jak, bezterminowe wakacje, w tej konkretnej materii. Po prostu przestałem

marnować swoją energie. Jeśli, po drugiej stronie będzie jakaś chęć, żeby poprawić relacje, to ja to i tak zauważę i jedyne na co teraz

wydatkuje swoja energie jest to obserwacja.

Ale też, zrozumiałem ile energii mi zabierała ta relacja, bo zacząłem bardziej wtedy patrzeć na siebie i dotarło do mnie, że zmarnowałem

na to bardzo dużo czasu, który już nie wróci i tak na prawdę mam ogrom rzeczy do ogarnięcia w swoim własnym życiu.

Wychodzi na to, że rodzic może być osobą, która Ci pomoże nieść bagaż w życiu, ale też może Ci go więcej dołożyć..

Nie tylko w totalnej patologii ludzie mogą ci marnować energie..

W dniu 7.02.2020 o 14:12, Kespert napisał:
W dniu 7.02.2020 o 12:40, StatusQuo napisał:

Czekam, ... aż poczuje się samotna i zrozumie,

o co chodzi w relacjach, ... co jest ważne, a co ważniejsze.

To jest Twój wybór tego, co jest - dla Ciebie - ważne. Dlaczego zależy Ci, by Twój wybór ktoś uznał za swój, i podporządkował się mu?

Dlaczego swoją hierarchę ważności, chcesz innemu człowiekowi narzucić strachem przed samotnością?

Możesz to rozwinąć, nie do końca jestem pewien, czy dobrze to rozumiem.

Mi bardziej chodziło, że powiedziałem dość i teraz czekam, aż druga strona wyciągnie rękę.

 

Nie za bardzo rozumiem, co masz na myśli mówiąc "mój wybór".. chodziło Ci o "czekanie"?

Ja nikomu nie każe czuć się samotnym. Ale zakładam, że odcięcie się od kogoś, komu powinno na tobie zależeć,

powinno się przerodzić w poczucie pustki po tobie. Jeśli się nie przerodzi, to znaczy, że nie było tam żadnych emocji,

albo były znikome. To znaczy, że można sobie dać spokój. Jeśli zawsze ty się starasz i nagle przestaniesz, i nic się nie dzieje,

to znaczy, że marnowałeś czas i się oszukiwałeś, czyż nie?

Edytowane przez StatusQuo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, StatusQuo napisał:
17 godzin temu, Kairos napisał:

Jeżeli zaś chodzi, że "przestało zależeć", to raczej się w tym oszukujesz. Po prostu wyparłeś kolejne emocje

Wiesz co, nie jestem pewien czy się do końca z tym zgodzę.

Problem polegał na tym, że marnowałem swoją emocjonalną energie, na to żeby coś zmienić, a ponieważ mi się to nie udawało to cierpiałem.

Ale ponieważ tak na prawdę, to chciałem zmieć drugiego człowieka, to było skazane na porażkę. Jeśli druga strona nie będzie chciała,

to i tak nic z tego nie wyjdzie. Po prostu podjąłem decyzje, że nie będę marnował więcej energii i przestałem być aktywny w tej relacji.

Ten tok myślenia jest prawidłowy w większości sytuacji, nie jest jednak prawdziwy w relacji dziecko - matka. Powód, dla którego odstąpiłeś od relacji z matką jest permanentna frustracja i ból, ale pragnienie tej relacji nigdzie nie wyparowało, tylko zostało wyparte (stłumione). Koszt tego wyparcia jednak ponosisz i ponosić będziesz, dopóki nie dotrzesz do tych emocji w głębi siebie i sam nie zaopiekujesz się swoim "wewnętrznym dzieckiem", uwalniając je w ten sposób od traumy odrzucenia. Patrz książka, którą poleciłem i YouTube. 

 

13 godzin temu, StatusQuo napisał:

Po pierwsze, zyskałem spokój, bo teraz mogłem zająć się sobą, po drugie, teraz piłeczka była po drugiej stronie i mogłem dzięki temu

zobaczyć jak się rzeczywiście sprawy mają.

Czasem, zamiast spojrzeć na rzeczywistość, patrzymy na to jakbyśmy chcieli, żeby świat wyglądał i cierpimy próbując budować swoją

rzeczywistość na wzór tego wyobrażenia.

Więc to nie jest tak, że wyparłem coś, ja to bardziej traktuje jak, bezterminowe wakacje, w tej konkretnej materii. Po prostu przestałem

marnować swoją energie. Jeśli, po drugiej stronie będzie jakaś chęć, żeby poprawić relacje, to ja to i tak zauważę i jedyne na co teraz

wydatkuje swoja energie jest to obserwacja.

Ale też, zrozumiałem ile energii mi zabierała ta relacja, bo zacząłem bardziej wtedy patrzeć na siebie i dotarło do mnie, że zmarnowałem

na to bardzo dużo czasu, który już nie wróci i tak na prawdę mam ogrom rzeczy do ogarnięcia w swoim własnym życiu.

Wychodzi na to, że rodzic może być osobą, która Ci pomoże nieść bagaż w życiu, ale też może Ci go więcej dołożyć..

Nie tylko w totalnej patologii ludzie mogą ci marnować energie..

Rozumiem co piszesz lepiej, niż możesz przypuszczać. Jest to jednak tylko (i aż) pierwszy etap, czyli zauważenie i spotkanie się z faktami na poziomie intelektualnym. To już ogarnąłeś i wielki szacunek za to, ale to jeszcze niczego nie zmienia. Drugi niezbędny etap, to zmierzenie się z tym na poziomie emocjonalnym (patrz książka i YouTube). 

 

Pójdziesz teraz w taką stronę w jaką czujesz się na siłach pójść. Gdyby jednak sprawy szły w złym kierunku, zapamiętaj na wszelki wypadek to, co napisałem, bo innej drogi niestety nie ma. Mówię to jako mistrz olimpijski w poszukiwaniu nieistniejących skrótów i wszelkich uników ?   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 8.02.2020 o 18:36, StatusQuo napisał:

Możesz to rozwinąć, nie do końca jestem pewien, czy dobrze to rozumiem.

Odpowiedz sobie sam:

W dniu 10.02.2020 o 11:52, StatusQuo napisał:

Sądzisz, że nagle zobaczy ile dla niej zrobiłeś, okaże szacunek i wdzięczność i postanowi, że się dla Ciebie zmieni, chociaż, będzie to od niej wymagało dużo wysiłku?

Twoja matka jest kobietą. Nie zapominaj o tym.

 

W dniu 8.02.2020 o 18:36, StatusQuo napisał:

zakładam, że odcięcie się od kogoś, komu powinno na tobie zależeć, powinno się przerodzić w poczucie pustki po tobie.

Ty podejmujesz jakieś założenie odnośnie wolnej, odrębnej jednostki ludzkiej.

TY oczekujesz, że ktoś inny postąpi według Twoich wyobrażeń świata. Poprzez to, Ty narzucasz innej osobie swoje wyobrażenie świata.

Co gorsze, próbujesz oddziaływać na inną jednostkę poprzez wywołanie poczucia straty/pustki - negatywnego. Twój wybór.

W dniu 8.02.2020 o 18:36, StatusQuo napisał:

Jeśli się nie przerodzi, to znaczy, że nie było tam żadnych emocji, albo były znikome.

To jest Twoje wyobrażenie. Twoje oczekiwanie. Wyłącznie Twoja wizja rzeczywistości.

Jeśli otworzę pudełko Schrodingera, i nie wyskoczy kot, a królik - to znaczy, że moje oczekiwanie kota było błędem; a nie że pudełko było puste.

W dniu 8.02.2020 o 18:36, StatusQuo napisał:

To znaczy, że można sobie dać spokój.

"Istotą szaleństwa jest powtarzać cały czas te same czynności, licząc że wynik za którymś razem będzie inny".

Jeśli nie masz oczekiwanych wyników, to powinieneś powtarzać to samo (czekać na zmiany w innej jednostce ludzkiej), czy też może zrobić coś nowego?

W dniu 8.02.2020 o 18:36, StatusQuo napisał:

Jeśli zawsze ty się starasz i nagle przestaniesz, i nic się nie dzieje, to znaczy, że marnowałeś czas i się oszukiwałeś, czyż nie?

Pora opracować nowy plan działania, albo zdecydować się na brak jakichkolwiek działań. Obie opcję są dla Ciebie dostępne, to już kwestia Twojego wyboru.

Oczywiście możesz też dalej czekać, to trzecia opcja... może tym razem wynik rzeczywiście będzie inny... albo Ty potrzebujesz więcej czasu, aby zrozumieć, że cuda zdarzają się naprawdę bardzo rzadko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Kespert napisał:

Twoja matka jest kobietą. Nie zapominaj o tym.

Nie rozumiem o co Ci chodzi. Co w związku, tym? Mam porzucić swoje oczekiwania w stosunku do niej i traktować ją jak zwykłą kobietę?

Czyli, grać na emocjach, push pull :), etc, żeby uzyskać w ten sposób co dokładnie? Określone zachowanie?

Bo do tej pory akurat nie miałem z nią problemu, żeby mi usmażyła schabowego, jak sobie zamówiłem,

na czas odwiedzin w domu..

Problem w tym, że mi nie zależy, żeby uzyskać od niej jakieś konkretne zachowania, żeby ją wytresować jak psa

na zasadzie "aport", "siad". Ja bym chciał umieć z nią rozmawiać, czuć wzajemne zrozumienie, etc..

6 godzin temu, Kespert napisał:

"Istotą szaleństwa jest powtarzać cały czas te same czynności, licząc że wynik za którymś razem będzie inny".

Jeśli nie masz oczekiwanych wyników, to powinieneś powtarzać to samo (czekać na zmiany w innej jednostce ludzkiej), czy też może zrobić coś nowego?

Nie rozumiem Cię. Czyli, jeśli ktoś nie daje Ci emocji, których potrzebujesz to ewakuacja?

Z tym się trochę nie zgodzę, cała idea "rozwoju" polega na odblokowaniu swoich emocji i ich kontrolowaniu.

Druga strona z czasem, może dostrzec co traci, albo zrozumieć swoje błędy.

Ale, żeby to nastąpiło, musi nastąpić jakiś moment przełomowy w ich życiu, jakieś doświadczenie, które staje się katalizatorem zmian..

Myślę, że wielu ojców i synów wybaczało sobie na łożu śmierci wszystkie urazy. Cała sztuka, żeby nie czekać uczuciami aż tyle..

 

Też trochę inny przykład. Edison podobno wynalazł dziesięć tysięcy sposobów, jak nie zbudować żarówki.

Gdyby się poddał po 9 tysiącach, nie wynalazł by żarówki. Puki każda porażka zbliża nas do celu, chociaż milimetr

to znaczy, że idziemy do przodu i jest nadzieja.

6 godzin temu, Kespert napisał:

Ty potrzebujesz więcej czasu, aby zrozumieć, że cuda zdarzają się naprawdę bardzo rzadko.

Czyli jak się nie ma dobrego kontaktu z rodzicami, to się trzeba poddać? Z ojcem po wielu latach, udało mi się odzyskać kontakt,

jestem dzięki temu dużo szczęśliwszy, z matką do dopiero początek drogi..

Czasem trzeba czekać dekady, żeby do kogoś coś dotarło.. A czasem wystarczy jakieś wydarzenie..

A czasem faktycznie się nie doczekasz.. Ciężko powiedzieć..

Chociaż olewając temat, przerzucasz piłeczkę do drugiej osoby cyt. "wywołanie poczucia straty/pustki - negatywnego. Twój wybór."

Brzmi trochę jakbyś sam sobie zaprzeczył teraz..

6 godzin temu, Kespert napisał:

Ty podejmujesz jakieś założenie odnośnie wolnej, odrębnej jednostki ludzkiej.

TY oczekujesz, że ktoś inny postąpi według Twoich wyobrażeń świata. Poprzez to, Ty narzucasz innej osobie swoje wyobrażenie świata.

Nie rozumiem Cię. Chodzi Ci o to, że kobiety, nawet matki, odbierają miłość i uczucia inaczej niż mężczyźni?

To masz na myśli mówiąc "moje wyobrażenia świata? Że zakładając, że kobieta może odczuwać emocje podobnie jak

mężczyzna popełniam błąd?

Alternatywą jest odcięcie się od swoich uczuć i postępowania z kobietami na zasadzie "akcja, reakcja".

Ale czy to nie jest postępowanie psychopaty? Gdzie jest granica tego?

6 godzin temu, Kespert napisał:

Co gorsze, próbujesz oddziaływać na inną jednostkę poprzez wywołanie poczucia straty/pustki - negatywnego. Twój wybór. 

Co w tym dziwnego? Czyż ostateczną próbą nie jest sprawdzenie, czy ktoś jest w stanie za tobą tęsknić?

To nie jest brutalna manipulacja, to jest co najwyżej desperacki test..

6 godzin temu, Kespert napisał:
W dniu 8.02.2020 o 18:36, StatusQuo napisał:

Jeśli się nie przerodzi, to znaczy, że nie było tam żadnych emocji, albo były znikome.

To jest Twoje wyobrażenie. Twoje oczekiwanie. Wyłącznie Twoja wizja rzeczywistości.

Nie rozumiem co sugerujesz, że matki nie kochają swoich dzieci?

Albo, że moja matka mnie nie kocha i powinienem się już z tym pogodzić?

6 godzin temu, Kespert napisał:

Pora opracować nowy plan działania, albo zdecydować się na brak jakichkolwiek działań.

Co sugerujesz?

Powiem Ci, że albo jesteś lata świetlne przede mną albo się nie do końca precyzyjnie wyrażasz, bo mówiłeś takimi

ogólnikami, że nie jestem sobie w stanie powypełniać tych luk, nie dorabiając przy okazji do twoich wypowiedzi

całej filozofii.. Tłumacz proszę trochę bardziej jak dziecku..

Na najniższym poziomie, emocje są w zasadzie banalne.. chcesz, potrzebujesz, brakuje Ci..to są proste rzeczy.

A mimo to, mam ogromy problem, żeby zrozumieć co próbujesz mi

powiedzieć..

 

Wybacz po prostu z twoje wypowiedzi mają dla mnie przekaż "to jest proste, czego głupku nie rozumiesz"..

Jakbym rozumiał, to bym nie pytał.. Sorry, trochę mnie sfrustrowały twoje odpowiedzi..

Twoje sugestie totalnie do mnie nie docierają i nie umiem skorzystać z twoich rad..

Jakbyśmy gadali w różnych językach..

Edytowane przez StatusQuo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 2/7/2020 at 12:40 PM, StatusQuo said:

Zawsze, aktywizuje się na święta, bo boi się co "sąsiedzi powiedzą".

A jej koronnym argumentem, żeby przyjechać na święta, to "że niektórzy to i z zagranicy przyjeżdżają na święta".

Mówiłem jej nawet prosto w twarz, że mogę przyjechać dla niej, ale nie dla tego, że "wypada".

Inna sprawa, to moje totalne lekceważenie norm społecznych, ale ja sobie cenie relacje, a nie konwenanse.

 

Więc obecnie, nie staram się, nie wyciągam ręki, kontakt z nią boli mnie, na jakiejś płaszczyźnie mam

uraz i nie chce z nią kontaktu. Czekam, aż do niej dotrą pewne sprawy, aż poczuje się samotna i zrozumie,

o co chodzi w relacjach, aż zdejmie koronę i spróbuje zauważyć, co jest ważne, a co ważniejsze.

Delikatna poprawa nastąpiła, ale nie znacząca. Bardziej strach przed samotnością, powoduje, że jest trochę milsza

i zadając pytanie bardziej liczy się z odpowiedzią, niż forsuje swoje rozwiązania, ale to też tylko dzięki pokazywaniu

przez lata, że na złość odmrożę sobie uszy. Przy ludziach wszystko jest fajnie, z zewnątrz nikt by nie poznał.

Ale ja nie toleruje sztucznych relacji. Dla mnie liczy się autentyczność, a autentyczności nie czuje..

To jest wypisz wymaluj moja sytuacja. Teraz na starość wzieło jej się na kontakty.Wcześniej niezależna

Nie mam chęci kontaktu z nią bo wiem co wykręciła mojemu ojcu i jakie miała podejście do życia. Wybór facetów po tragiczny. Jak trafił jej się normalny gość to miał .... przewalone.

Edytowane przez Lexmark82
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@StatusQuo powiem ci że moje relacje z mamą są różne, taki trochę kocioł. Pomimo że zostałem z nią i siostrą z domu, czuje się niejako zobowiązany żeby pomagać w domu itd.

 

Ogólnie mam uraz do niej, za to jaki robiła gnój emocjonalny mojemu ojcu. A mój tata dobry chlopina był, tylko niestety nie potrafił postawić granic. I teraz z jednej strony, noszę w sobie urazę, że doprowadziła mojego ojca do śmierci, poprzez stała eksploatację emocjonalną, a on nie potrafił o tym mówić co go trapi. Co ciekawe jak czuła że może go stracić, to była skłonna zrobić wszystko, wyprzedać cały majątek, zapożyczyć się na wiele w banku, tylko aby był zdrowy. Więc tylko w sumie to mam na jej obronę.

 

Nieboje się tego powiedzieć, czasem jak pękne to powiem to i owo,  to co obserwowałem na przestrzeni lat. Oczywiście wielka kłótnia, ciche dni, łzy i ból,ale i pewne oczyszczenie. Dla mnie takie konfrontacje są najgorsze.

 

W sumie tyle. Może to naiwne, ale myślę że warto czasem schować ego w kieszeń i uzmysłowić, co czujesz, czego oczekujesz czego ci brak. Czasem nawet wielokrotnie. Jeśli zostanie pozostawiona sama sobie, jest szansa że zrozumie Twój przekaz. Pozdrawiam 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Wybacz po prostu z twoje wypowiedzi mają dla mnie przekaż "to jest proste, czego głupku nie rozumiesz"..

Przepraszam. Jestem tylko człowiekiem, ułomnym i niedoskonałym.

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Jakbyśmy gadali w różnych językach.

Tak.

Prawidłowo zadane pytanie, jest zarazem swoją własną odpowiedzią. Ja staram się udzielać odpowiedzi na pytania, które powinieneś zadać - ale wtedy, nie potrzebowałbyś przecież odpowiedzi... mój błąd. Więc postaram się zmienić metodę przekazu.

 

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Mam porzucić swoje oczekiwania w stosunku do niej

Tak.

To są Twoje oczekiwania.

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

traktować ją jak zwykłą kobietę?

Nigdy nie będzie "zwykłą kobietą" - ale jest TEŻ kobietą. Nie wiem jak to prościej ująć, słowa zawodzą...

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Czyli, grać na emocjach, push pull :), etc, żeby uzyskać w ten sposób co dokładnie? Określone zachowanie?

Nie.

To nie jest jej problem, że nie zachowuje się tak, jak Ty oczekujesz. To jest Twój problem, że wysuwasz wobec niej swoje oczekiwania.

Inaczej więc, przypowieścią walnę:

Stoisz sobie na boisku, i masz strzelić karnego, od którego zależy wynik meczu. Kilka sekund do końca, remis, i sytuacja jest jasna - strzelisz albo nie.

Kopiesz piłkę, ona leci, leci, leci... i odbija się od poprzeczki.

1. Czy jest sens denerwować się na piłkę, że nie spełniła Twoich oczekiwań i nie wpadła do bramki?

2. Czy dasz radę zmienić przeszłość, i sprawić że jednak wpadnie do bramki?

3. Czy jeśli zaczniesz uczyć się, jak lepiej podkręcać piłkę, będziesz odnosił większe sukcesy w NASTĘPNYCH strzałach karnych?

Ale ludzie to nie przedmioty, to nie piłki. Mają wolną wolę. Mogą sami wybrać kierunek w którym podążą - i nic co zrobisz, tego nie zmieni. Nie uzyskasz "oczekiwanego zachowania". Ale to nie powód, by się zniechęcać.

 

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Ja bym chciał umieć z nią rozmawiać, czuć wzajemne zrozumienie, etc..

Nie chodzi o "aport" czy "siad". Ale oczekiwanie że będzie "wzajemne zrozumienie" też jest tylko oczekiwaniem.

Może będzie, może nie będzie - nie wiem. Wiem tylko tyle, co napisałeś; że próbowałeś określonej metody (poczucie pustki) i nie zadziałała. Jeśli chcesz, próbuj dalej - ale może inną metodą?

 

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Czyli, jeśli ktoś nie daje Ci emocji, których potrzebujesz to ewakuacja?

jeśli ktoś nie daje Ci emocji == Ty oczekujesz od innej osoby emocji

których potrzebujesz == których Ty potrzebujesz

I co dostaniemy?

Czyli, jeśli Ty oczekujesz od innej osoby emocji, których Ty potrzebujesz, i ich nie dostajesz, to ewakuacja?

Widzisz jak to samo pytanie można ująć innymi słowami, zachowując jego sens? Ale czyniąc odpowiedź bardziej "oczywistą"... bo dla mnie, brzmi ona "nie".

 

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Z tym się trochę nie zgodzę, cała idea "rozwoju" polega na odblokowaniu swoich emocji i ich kontrolowaniu.

Druga strona z czasem, może dostrzec co traci, albo zrozumieć swoje błędy.

Dla mnie, idea rozwoju jest jednostkowa... Czyli, jak ja się rozwijam, to dla siebie. Abym ja zrozumiał moje błędy. Nie dla jakiejkolwiek "drugiej strony". A już na pewno nie po to, by "druga strona dostrzegła co traci".

Natomiast idea, że Twój rozwój spowoduje, że druga strona zrozumie swoje błędy - jest totalnie chybiona, jest pomieszaniem dwóch różnych podmiotów!

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Myślę, że wielu ojców i synów wybaczało sobie na łożu śmierci wszystkie urazy. Cała sztuka, żeby nie czekać uczuciami aż tyle..

Przez ponad dwadzieścia pięć lat nie miałem kontaktu z ojcem. Dzisiaj, uznaję to za błąd.

To był błąd spowodowany tym, że ja starałem się spełnić cudze oczekiwania, zamiast myśleć sam za siebie, i sam o sobie.

Czego JA chcę.

Co mogę zrobić, by to uzyskać.

Czy chcę cokolwiek zrobić, by to uzyskać.

 

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Czasem trzeba czekać dekady, żeby do kogoś coś dotarło.. A czasem wystarczy jakieś wydarzenie..

A czasem faktycznie się nie doczekasz.. Ciężko powiedzieć..

Trzeba dekady jeśli czekasz.

Czasem wystarczy jakieś wydarzenie. Czasem, Ty możesz zainicjować to wydarzenie. Wtedy doczekasz się - znacznie szybciej.

 

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Czyli jak się nie ma dobrego kontaktu z rodzicami, to się trzeba poddać?

Nie.

Używasz zwrotu "trzeba się poddać" - ten zwrot nie ma podmiotu.

Jak więc sformułować to pytanie inaczej?

trzeba == można, potrzeba, mus

się == JA

Czyli jak się nie ma dobrego kontaktu z rodzicami, to JA MAM się poddać?

Z nieokreślonego osobowo zwrotu "trzeba się", robi się jasno określony zwrot "JA MAM".

Ty jesteś podmiotem w tym zdaniu, musisz to zrozumieć. To Twój wybór, czy chcesz się poddać, czy kontynuować starania.

 

21 godzin temu, StatusQuo napisał:

Brzmi trochę jakbyś sam sobie zaprzeczył teraz..

Nie zaprzeczam sam sobie - tylko mówię, że Ty masz różne opcje. Różne możliwe drogi postępowania. Ja nie mogę za Ciebie zdecydować, którą z nich wybierzesz.

Więc pokazuję Ci wszystkie:

TY MOŻESZ czekać "na poprawę".

TY MOŻESZ się poddać, i nie czekać "na poprawę".

TY MOŻESZ podjąć nowe działania w celu polepszenia kontaktu.

 

I to już będzie Twój wybór. Piłeczka - ona zawsze była w Twoich rękach.

 

22 godziny temu, StatusQuo napisał:
W dniu 11.02.2020 o 12:58, Kespert napisał:

Ty podejmujesz jakieś założenie odnośnie wolnej, odrębnej jednostki ludzkiej.

TY oczekujesz, że ktoś inny postąpi według Twoich wyobrażeń świata. Poprzez to, Ty narzucasz innej osobie swoje wyobrażenie świata.

Nie rozumiem Cię. Chodzi Ci o to, że kobiety, nawet matki, odbierają miłość i uczucia inaczej niż mężczyźni?

To masz na myśli mówiąc "moje wyobrażenia świata? Że zakładając, że kobieta może odczuwać emocje podobnie jak

mężczyzna popełniam błąd?

Chodzi mi o to, że każdy, absolutnie każdy jest unikalny. Nie dzielę świata na kobiety i mężczyzn - ja go dzielę na ludzi. Indywidualnych.

Każdy z nich, inaczej rozumie miłość i uczucia.

 

A wracając na ziemię, ludzi jest tak cholernie dużo, i z tych samych wspólnych wzorców czerpią, że dla bardzo wielu z nich - definicje się pokrywają.

Ale nawet jeśli w dużej części się pokrywają - nie można tego przyjąć za pewnik, bo się bardzo możemy pomylić. Co zresztą widać na Forum - jak kobiety rozumieją "miłość", gry zaczyna się rozwód.

 

W bardzo dalekiej rodzinie miałem przypadek, że kobieta wyrzekła się dwójki swoich dzieci, i wybrała nowego mężczyznę (dzieci adoptowali dziadkowie). Ona, na pewno odbierała "miłość" inaczej.

 

22 godziny temu, StatusQuo napisał:

Alternatywą jest odcięcie się od swoich uczuć i postępowania z kobietami na zasadzie "akcja, reakcja".

Ale czy to nie jest postępowanie psychopaty? Gdzie jest granica tego?

Alternatywą jest przyjęcie, że moje uczucia - to moje uczucia. Uczucia innej osoby - to jej uczucia. I mogą się różnić.

Takie samo prawo do uczuć, jakie sam daję sobie, daję też drugiej jednostce ludzkiej.

 

Chcąc zmienić czyjeś uczucia, mogę jedynie podejmować takie akcje, w wyniku których ta druga osoba sama zdecyduje się zmienić swoje uczucia.

Natomiast zasada "akcja - reakcja" to coś innego - to metoda manipulacji, stosowana w celu osiągnięcia zamierzonego skutku.

Próba zmienienia uczuć innej jednostki ludzkiej, jest więc próbą manipulacji.

 

Inaczej mówiąc, Ty poprzez swoje działanie, możesz sprawić że inny człowiek postanowi zmienić swoje uczucia - ale Ty nie możesz, przez swoje działanie, zmienić uczuć innego człowieka.

[ akcja(TY) -> INNY=zmiana(INNY) ];   ![akcja(TY) -> INNY=zmiana(TY) ] - tak algorytmicznie to można spróbować zapisać, taka ciekawostka. To na fioletowo, to słowami "akcja TY nie wywoła zmiany w INNY".

 

22 godziny temu, StatusQuo napisał:

Czyż ostateczną próbą nie jest sprawdzenie, czy ktoś jest w stanie za tobą tęsknić?

To nie jest brutalna manipulacja, to jest co najwyżej desperacki test..

To jest test niegodny kogoś pretendującego do "rozwoju osobistego".

 

22 godziny temu, StatusQuo napisał:

Nie rozumiem co sugerujesz, że matki nie kochają swoich dzieci?

Sugeruję, że każdy człowiek co innego myśli, gdy mówi "kocham".

22 godziny temu, StatusQuo napisał:

Albo, że moja matka mnie nie kocha i powinienem się już z tym pogodzić?

Nie.

Ale ona może inaczej rozumieć "kocham" niż Ty. Na ten fakt, Ty musisz wziąć poprawkę - i z tym się pogodzić.

W dniu 11.02.2020 o 12:58, Kespert napisał:

Jeśli otworzę pudełko Schrodingera, i nie wyskoczy kot, a królik - to znaczy, że moje oczekiwanie kota było błędem; a nie że pudełko było puste.

Ty rozumiesz pod słowem "kocham" kota - ale ona pod słowem "kocham" rozumie królika.

Tak wiec, jak Ty nie widzisz w pudełku kota a królika - to znaczy że jest Jej "kocham", a nie Twoje "kocham".

Natomiast pudełko nie było puste.

 

22 godziny temu, StatusQuo napisał:

Co sugerujesz?

1. Zdecyduj, czy Ty chcesz podejmować dalsze próby "poprawy" relacji z Matką.

2. Zdecyduj, gdzie postawisz granicę, powyżej której nie pozwolisz naruszyć swojej wolności (czego nie zrobisz dla "poprawy").

3. Jeśli odpowiedź na pkt 1 brzmi TAK, przemyśl dokładnie (zapisz sobie) co robiłeś w tym kierunku, do tej pory.

4. Przy każdym zapisanym punkcie, spróbuj pomyśleć dlaczego ten punkt nie zadziałał. Pamiętaj przy tym, że możesz jedynie podejmować takie akcje, w wyniku których ta druga osoba sama zdecyduje się zmienić swoje uczucia.

5. Spróbuj wymyślić nowe punkty - co mógłbyś zrobić, czego jeszcze nie próbowałeś. Kieruj się wnioskami z punktu 4.

Działaj!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 2/7/2020 at 11:40 AM, StatusQuo said:

Panowie, jak wyglądają wasze relacje z matkami? Jesteście zadowoleni, czegoś w nich brakuje?

Czujecie tą miłość do własnego dziecka, czy może zalatuje wam fałszem albo sztucznością?

Mam bardzo dobre relacje z matką, to twarda, charakterna kobieta, ale jednocześnie mądra, odpowiedzialna i zawsze na nią można liczyć.

A zwłaszcza można liczyć na to, że zawsze uważnie wysłucha, a potem szczerze wygarnie, co myśli, jak jej dzieci robią głupoty ;) 

Może wolałbym w matce trochę więcej kobiecego ciepła, ale z drugiej strony nie sądzę, żeby mój tatko potrafił wytrzymać z ciepłą uległą kluchą, która siedzi w kuchni, piecze ciasteczka i grucha nad wnukami. Tatko jest za twardym zawodnikiem życiowym, żeby szanować żonę, która nie jest równie silna jak on. ?

 

 

On 2/7/2020 at 11:40 AM, StatusQuo said:

Czy myślicie, że da się coś zmienić? 

Gdzie jest granica, że jeszcze próbować, a gdzie, że odpuści?. 

Mówią, że matka jest jedna, ale to tak jak z dobrą dziewczyną. Jak jest dobra to jest dobrze,

jak jest zła to jest źle. 

Chciał bym coś poprawić, ale boje się, że jest za późno. I zacząłem już ciąć straty, bo nie chce mi się

cierpieć i ciągle przechodzić przez to samo.. Zdecydowanie szczęśliwszy jestem ucinając kontakt do minimum..

Myślę, że najważniejszym elementem dorastania jest uświadomienie sobie, że rodzice też są ludźmi.

I mają masę wad, jak każdy człowiek. Czasami mają wady małe choć wkurwiające, a czasami są po prostu toksyczną hałdą problemów.

I w pewnym momencie na gruncie relacji rodzinnych trzeba ich zacząć traktować i oceniać jak obcych ludzi, a nie jak rodziców.

Czy są ludźmi, z którymi chciałbyś mieć bliski kontakt, gdyby nie byli twoją rodziną? Jeśli odpowiedź jest pozytywna, to warto próbować. Jeśli odpowiedź jest negatywna, to słusznie robisz tnąc straty. Po prostu.

To, że są twoimi rodzicami, nie oznacza, że masz obowiązek im umożliwiać zatruwanie ci życia. 

Czasami z dystansu ma się lepsze i zdrowsze relacje, niż z bliska.


 

 

 

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.