Skocz do zawartości

Wewnętrzny nihilizm - moja historiai obecne problemy


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć,

Jednym z moich postanowień noworocznych jest opisanie tutaj swoich problemów, rozterek, swojej historii. Odwlekałem to w czasie bo chciałem napisać coś sensownego i jednocześnie coś pomocnego dla mojej osoby ale za każdym razem gdy do tego siadałem, zdawałem sobie sprawę, że nie potrafię tego jakoś sensownie opisać. Wiem, że nikt z Was nie powie mi jak mam żyć i nie dokona za mnie pewnej pracy i pewnych wyborów. Lubię czytać Wasze historie tutaj (choć udzielam się rzadko), chcę napisac teraz swoją – nie będzie hardcorowa , o rozwodach, alimentach i dzieciach nie będzie. Ale ok… do sedna.

 

Mam 30 lat, żyje samemu w jednym z miast wojewódzkich naszego pięknego kraju. Na co dzień pracuje jako administrator i administruje jednym z obiektów sportowych w moim mieście. Oprócz tego mam kilka zainteresowań ale w ogóle ich już od dłuższego czasu nie rozwijam, nie zajmuje się nimi. Z czym mam problem? Z czym do was przychodzę? Powiem wprost: mając 30 lat nie mam po prostu celu życiu, wegetuję. Nie wiem co dalej powinienem zrobić ze swoim życiem i w którą stronę powinienem pójść. Opowiem Wam o moich relacjach z kobietami (zwłaszcza jedną kobietą) a potem trochę o sprawach zawodowych bo i na tej płaszczyźnie potrzebuję pomocy.

 

Związki i relacje. Ten temat u mnie nie istnieje. Zawsze byłem z tych nieśmiałych i wybitnie idealizujących kobiety. Najjaśniejszy ze wszystkich rycerzy w okolicy. W związkach z prawdziwego zdarzenia w życiu byłem dwóch. Jeden trwał w okresie gdy byłem w szkole średniej a drugi zaczął się dwa i pół roku po maturze. Opowiem trochę o tym drugim związku bo to on rzutuje na moją teraźniejszość. Poznałem ją przez Internet (rok 2011 – sympatia). Minęło kilka miesięcy od zerwania z pierwszą dziewczyną. Przenieśliśmy rozmowę na GG. Ona była w klasie maturalnej w liceum wtedy, ja już po maturze, pracowałem. Po miesiącu pierwsze spotkanie. Kolejne spotkanie miało miejsce dopiero po 4 miesiącach. Cały czas mieliśmy jednak ze sobą kontakt na GG gdzie potrafiliśmy pisać do 3 w nocy. Przez cały rok 2011 jak dobrze pamiętam spotkaliśmy się raptem 4 razy w odstępach kilkumiesięcznych. Na początku myślałem, że tak musi być a potem zaczęło mi coś nie pasować. Tak zacząłem drążyć temat i trafiłem na pewne duże forum PUA. Dzięki radom z tamtej strony poznałem kilka innych dziewczyn w tamtym czasie, z tą ochłodziłem relacje i wygasiłem internetowy kontakt. Na początku 2012 roku sama do mnie napisała. Rozegrałem to dobrze, zaczęliśmy spotykać się jak ludzie i być ze sobą. Początek związku liczymy od pewnej wycieczki do Kalisza (to ważne dla dalszej części opowieści). W trakcie związku gdzieś tam miedzy wierszami dała mi do zrozumienia, że w czasie gdy ze mną siedziała na GG spotykała się z kimś innym dlatego tak to wyglądało.

 

Pierwszy etap związku był super. Wszystko było w najlepszym porządku, ja byłem usatysfakcjonowany, ona chyba też. Seks był i to dobry oraz różnorodny. Ona wręcz była tego wszystkiego ciekawa więc sporo poeksperymentowaliśmy. Czas jednak powoli biegł do przodu. Ona dostała się na studia na uniwersytet medyczny (położnictwo). Ja miałem już jedną nieudaną przygodę ze studiami za sobą i byłem sceptyczny ale za jej namową oraz nie chcąc być gorszym od niej poszedłem również na studia ekonomiczne. Wtedy zaczął wychodzić z niej paskudny charakter który ja jednak traktowałem za coś oczywistego. Co mam na myśli? A choćby docinki w stylu „co można robić po twoich studiach?”, „gdzie niby będziesz pracować z takimi studiami” itd mimo, że sama wcześniej mnie na te studia namawiała. Dziś wiem, że było to w kategorii ST a ja to odbijałem. Ogólnie bardzo często stosowała jakieś przytyki odnośnie moich studiów, mojej pracy ówczesnej (bo pracowałem i studiowałem zaocznie). Temat rzeka. Dziś już nie istotne. Wszystko trwało w miarę spoko aż do końca mojego i jej licencjatu. Ja po licencjacie nie chciałem iść na magisterkę, chciałem wyjechać za granicę. Z jej kierunku nie uruchomiono magisterki ale jednocześnie nie chciała jechać ze mną. Tak oboje stanęliśmy na rozdrożu. Podjąłem wtedy decyzję, że też w takim razie nie wyjadę. Mieliśmy ze sobą zamieszkać, na początek coś wynająć, potem kupić (miałem na wkład). Ona jednak wymyśliła, że skoro nie ma z jej studiów magisterki to jednak dalej będzie się uczyć i pójdzie do szkoły policealnej. Stwierdziła jednocześnie, że skoro się uczy to nie zamieszka ze mną tylko w bursie. Ja pamiętam, że miałem o to żal. Od tego momentu również zaczęło się wszystko sypać (była jesień 2014 roku). Powodem było moje oglądanie się na nią w kwestii wyjazdu i mieszkania (a był to czas gdy mieszkałem z rodzicami) oraz jej osobiste dążenia których nie rozumiałem. Nie mniej w słabej bo słabej ale relacji byliśmy dalej. Jedyne co grało do samego końca a nawet dłużej to seks który był w ilościach hurtowych dla mnie cały czas. Ja jeszcze w miedzy czasie wynająłem małe mieszkanie i wyprowadziłem się od rodziców. Zamieszkałem samemu. Tak minął pierwszy rok jej nauki w szkole policealnej.

 

Zrobiła się wiosna 2015 roku. Zbliżały się wakacje. Pani niestety musiała opuścić bursę. Powrotu do rodziców za bardzo nie miała więc co? Więc wprowadziła się do mnie, niestety grymasząc przy tym niemiłosiernie. A to za małe mieszkanie a to brzydkie. A to osiedle słabe itd. Itd. Doszło nawet do tego, że raz jak zrobiliśmy impreze dla moich i jej znajomych to jej koleżanka też odwaliła teatr. Chodziła po tym mieszkaniu i zaczęła otwierać szafy… …szukając drugiego pokoju. Zrobiłem z tego awanturę, a była obróciła to w żarty i załagodziła atmosferę. Nie mniej pokazuje to nastroje. Jej koleżanki pochodzily z bogatych domów, miały też facetów z samochodami i większymi mieszkaniami. Ona pochodziła z biednej rodziny oraz ja miałem tylko wynajęta kawalerkę w starym bloku i samochodu nie mam do dziś. W tamtym czasie złapałem dość fajnie płatną, jak na tamte czasy i moje ówczesne możliwości, pracę. Kosztem tej pracy była spora ilość godzin w okresie od czerwca do września (potem wydłużając to do końca października). Oczywiście fochy i dąsy w stylu „nie spędzamy czasu”, „ciągle pracujesz i jesteś zmęczony”, „nic nie chcesz robić w weekend” itd. Faktem jest, że wtedy trochę osiadłem tu przyznaję. Atmosfera była coraz gorsza i narastała ona właśnie wokół mojej pracy i formy spedzania czasu. Nic, zbliżamy się do finału związku. Finał: październik 2015. Ku końcowi zbliża się okres gdy pracuje w tym większym wymiarze godzin. W międzyczasie jeszcze od października poszedłem na studia podyplomowe w Warszawie. By dojechać pociągiem na 8:00 na zajęcia musiałem wychodzić z domu o 4:00. Raz na dwa tygodnie jednak i do tego na podyplomówke więc lajcik sofcie, nie ma tragedii.

 

Pierwszy zjazd na studiach ok, przetrzymałem. Drugi zjazd. Sobota… pojechałem do Warszawy a ona miała w planach pójść na weekend do rodziców i wrócić dopiero w poniedziałek wieczorem po pracy. Ja wracam w sobotę pod wieczór do domu, po 17h nieobecności i to co widzę to jest niedopisania. Wszystkie moje i jej rzeczy wyrzucone z szafy na podłogę jakby włamywacz czegoś szukał. W łazience bajzel, jej kosmetyki są wszędzie. Woda po niej w wc niespuszczona i jebie jak z murzyńskiej chaty. W kuchni kopiec niezmytych naczyń już też śmierdzących. Ogarnąłem to wszystko oprócz wspomnianych naczyń. Powiedziałem sobie, że to ona te naczynia pozmywa. Napisałem do niej też stosownego SMSa. Poszedłem spać do swoich rodziców.

 

Poniedziałek wróciłem z pracy, kopiec naczyń coraz bardziej śmierdzi. Usiadłem przed TV w fotelu i czekam na nią. Wróciła z pracy trochę później niż myślałem. Krząta się w przedpokoju po czym wchodzi bez słowa do pokoju, siada i się nie odzywa. Ani cześć ani pocałuj mnie w… Nic… Siedzimy… Po 10 minutach pytam jej jak w pracy. Odpowiedź „nie będę Ci opowiadać, nie jesteś położnikiem ani lekarzem więc nie zrozumiesz”. Zagotowałem się… Nic, siedzę dalej jednak. Po chwili ona wstała i poszła się umyć i szykuje się do spania. Wtem ja wstałem, poszedłem do kuchni i zacząłem zmywać te naczynia, bo w tym smrodzie nie będę spać. Jednak zmywając te naczynia czuje jak wzrasta we mnie wewnętrzny wkurw… frustracja… Ona na to wszystko wchodzi do kuchni, patrzy się na mnie i wzrusza ramionami z drwiącym uśmieszkiem. Nie wytrzymałem już tego. Wziąłem plastikową miskę (celowo dobierałem plastik, mimo wkurwu kontrolowałem się) i cisnąłem tą miską o ścianę. Przybiegła w chwilę do mnie „co Ty robisz?”. Ja zacząłem się na nią drzeć. Nigdy wcześniej ani nigdy później na nikogo się tak nie darłem jak wtedy. Wykrzyczałem wszystko co miałem jej do powiedzenia (uprzedzam, nie uderzyłem jej ani nic z tych rzeczy). Ona na to wszystko nic się nie odezwała. Dosłownie nic… Poszła spać, ja zaraz też ale do innego łóżka. Następnego dnia wracam z pracy i jej rzeczy nie było. Wyprowadziła się. Na tym temat jednak historia się nie kończy (a powinna)…

 

Była zostawiła sporo rzeczy po które wracała co tydzień w niedziele. Jak już wszystko zabrała to i tak przyjeżdżała. Zawsze kończyło się to seksem bo naprawdę, ta sfera działała dobrze u nas cały czas. Nie raz miala mokro na sam mój widok i czasem do tego stopnia, że było widac plamę na spodniach Nie żartuję, jedyna taka dziewczyna w moim życiu, może to ta jedyna? (to już, żart oczywiście). Taki romans (można chyba tak to nazwać) trwał kolejne 9 miesięcy. Powiedziała jasno, ze to że ze sobą sypiamy nie znaczy że jesteśmy razem. Ok… Niby to przyjąłem ale przyznam się przed Wami, że seksem starałem się jednak nakłonić ją do powrotu. Spotykałem się też z innymi kobietami ale nic ciekawego z tego nie wyniknęło. Te dwie rzeczy: brak nowej dziewczyny oraz ciągłe spotykanie się na takich zasadach jak mówie z byłą spalało mnie wewnętrznie.

Finał tego etapu i całej już znajomości był taki, iż dowiedziałem się, że trzy miesiące od wyprowadzce ode mnie poznała nowego faceta i z nim oficjalnie jest. Jak się dowiedziałem? Spotkałem ją na mieście paradującą z nim za rękę. Zrobiłem awanturę przez telefon… owocem tej awantury był… był seks (nasz ostatni). Potem ona zaczęła mnie przepraszać, wmawiać mi, że w sumie tylko ja się liczyłem i liczę. Ignorowałem tę gadkę. Aż któregoś wieczora dostałem SMSa: „Dassler, nie masz wrażenia, że jesteśmy dla siebie toksyczni?”. Odpisałem na to „skończ pierdolić, mam dość tego bullshitu – chcesz coś ode mnie to zaproponuj piwo i spotkajmy się jak ludzie i załatwmy to w 4 oczy”. W odpowiedzi na to ona zaproponowała mi wypad do Kalisza. Do miasta gdzie kiedyś pojechaliśmy razem i tam zaczęliśmy ze sobą być. Ja oczywiście w chorej głowie ubzdurałem sobie, że ona chce do mnie wrócić poprzez pojechanie w to miejsce – it’s soo romantic.

 

Nic bardziej mylnego – pojechaliśmy tam, wysłuchałem głodnych kawałków że jestem ważny, że licze się dla niej itd. Szkoda że jednocześnie pisała SMSy do tego jej obecnego faceta mnie wmawiając, że pisze do koleżanki. W pewnej chwili złapałem jej telefon odchyliłem bym wyraźnie widział z kim pisze i zapytałem czy koleżanka ma na imię Andrzej. To był dla mnie koniec dyskusji. Wstałem i poszedłem w kierunku pociągu. Dogoniła mnie i zaczęła mi suszyć głowe „o co Ci chodzi, nic Ci nie obiecywałam”, „powiedziałam Ci, że to że ze sobą sypiamy nie oznacza, że ze sobą jesteśmy” i moje ulubione „Twoje czasy gdy miałeś wyłączność, się skończyły.”

 

Wsiedliśmy do pociągu, z konieczności wróciliśmy razem. Ona wysiadła bez pożegnania. Nigdy więcej na żywo jej już nie zobaczyłem. Przez szybe zauważyłem tylko, że jak ledwo wysiadła to wyjęła telefon i do kogoś zadzwoniła: przyjmuję zakłady do kogo;) całość skończyła się w czerwcu 2016. Później były jej kilka SMSów jedynie raz moje w sylwestra o 5:00 jak byłem nawalony. To co w Kaliszu zaczęło się, tam też się definitywnie skończyło. Tyle…

 

Od znajomych wiem tylko, że na ten rok ona planuje ślub z gościem którego rollowała na początku ich relacji a na końcu mojej z nią.

 

Od tego czasu żadnej poważnej relacji nie miałem. Kilka jednorazowych akcji z laskami poniżej moich oczekiwań. W listopadzie 2019 roku poznałem dziewczynę która fajnie rokowała ale nic z tego nie wyszło: mam wrażenie, że chciała i chce utrzymywać wianuszek kilku kolegom na orbicie. Podziękowałem, nie bawię się w to. Ogólnie od rozstania nie wiedzie mi się z laskami i tę sferę życia zaniechałem. Dziś wręcz unikam kobiet, wyjść. Do tego karmię się opowieściami z tej strony przez co poziom awersji do kobiet rośnie u mnie co fajne nie jest.

Żyje obecnie samemu, od rozstania z byłą kupiłem mieszkanie (przy pomocy niewielkiego kredytu – 115 tysi zostało mi do spłacenia), ukończyłem wspomniane studia podypomowe i zrobiłem drugie pokrewne do pierwszych. Ukończyłem też w końcu studia magisterskie (bo mieć dwie podyplomówki i nie mieć mgr? Bez sensu). Jednocześnie popadłem w całkowity nihilizm. Nie wierzę w nic. Ani w relacje męsko-damskie, damsko-męskie ani w pracę którą wykonuję ani w słuszność podjętej drogi. W wieku 20 kilku lat bawiłem się z opisany związek zamiast się bawić życiem, bawiłem się w pracę (zarabiając gówno pieniądze) i bawiąc się w studia kiedy mnie to nie interesowało i nie były one za szczególne. Żyję obecnie w poczuciu nicości, braku kierunku i drogi jaką chcę obrać. Żyje w poczuciu zmarnowania dekady mojego życia miedzy 20 a 30 rokiem życia.

 

Pracę formalnie na papierze mam niezłą. Jestem kierownikiem pewnego obiektu sportowego. Współpracuje z pewnym klubem piłkarskim polskiej ekstraklasy. Jednak niestety ani splendoru ani pieniędzy mi to nie przynosi. Miesięcznie odkładam po 500-1000 zł. Oszczędności te wydaje na rózne wieksze czy mniejsze wyjazdy (jak opisany tu też mój wyjazd na Białoruś). Finansowo i oszczędnościowo od lat zatem utrzymuje się na tym samym poziomie – taki status quo który też nie pozwala mi myśleć o dalszym rozwoju, planach czy realizacjach.

 

Wracając do kwestii pracy: firma jest fatalnie zarządzana, jest tam całkowita degrengolada hierarchii. Ja do tego (opisywałem tu na forum ten problem), źle czuję się w roli kierowniczej – nie lubię wydawać poleceń ludziom – chce mieć cos dobrze zrobione, wolę zrobić to samemu. Do tego beznadziejnie się ustawiłem w tej pracy bo zdradziłem dyrektorowi że znam się na Prawie Zamówień Publicznych. W efekcie wlepili mi całe zamówienia publiczne w firmie gdzie nikt nie ma o tym pojęcia. Raz, że odciąga mnie to od zajmowania się obiektem a dwa to nie zrozumie tego ten, kto nie musiał tłumaczyć jakiś prawnych rzeczy Januszom którzy uważają, że ustawy i procedury ich nie obowiązują i można obejść a taka mentalność jest u mnie w pracy. Popadłem w marazm, nicość jakąś i bezsilność. Tak zresztą żyję w każdej sferze swojego życia. A początki tego upatruje właśnie w wyprowadzce byłej i temu jak podupadłem na zdrowiu (te dwa wydarzenia zbiegły się).

 

Oprócz tego staram się o nadanie mi uprawnień rzeczoznawcy majątkowego. Ale też za to nie mogę się zabrać tak by to dopiąć. Za specjalnie mnie to nie interesuje i nie widzę, możliwości wbicia się w to środowisko nawet mając już uprawnienia.

 

Do stycznia 2020 roku miałem dość poważne problemy ze zdrowiem (z nerkami), które zaczeły się pod koniec mojego mieszkania z byłą a zakończyły operacją w styczniu tego roku. To też sprawilo, że popadłem w taki marazm w którym tkwię i nie mam pomysłu by się ruszyć. Da się chyba wyczuć u mnie tę rezygnację i obojętność w tym co piszę powyżej.

Najchętniej co bym zrobił gdybym wyłączył wszystkie swoje wewnętrzne wymówki? Spakował się, wyjechał do Niemiec albo Norwegii pracować jako robotnik budowlany. Tam bym żył, odłożył w te 3 czy 4 lata tyle ile potrzeba na spłatę kredytu na mieszkanie plus jakiś naddatek nad to i tyle. Tylko czy to realne faktycznie? Praca fizyczna (oczywiście mądra praca) sprawia mi większą satysfakcję niż użeranie się z ludźmi czy to na gruncie administrowania obiektem czy tego PZP. Mam ochotę uciec od tego wszystkiego po prostu.

Wiem, że nikt nie da mi złotego środka i nie odpowie za mnie na pytanie „jak żyć”. Muszę zrobić to samemu ale dość mam miotania się. Sam jestem na siebie zły, że dałem się różnym okolicznościom zepchnąć do położenia w jakim jestem. Ktoś po przeczytaniu tego ma jakieś mądre wnioski dla mnie? Chętnie przeczytam, pół sukcesu już osiągnąłem - spisałem wszystko z grubsza co chciałem :)

 

Dzięki za przeczytanie, pozdrawiam

 

Edytowane przez Dassler89
  • Like 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Dassler89 napisał:

Wiem, że nikt nie da mi złotego środka i nie odpowie za mnie na pytanie „jak żyć”. Muszę zrobić to samemu ale dość mam miotania się. Sam jestem na siebie zły, że dałem się różnym okolicznościom zepchnąć do położenia w jakim jestem. Ktoś po przeczytaniu tego ma jakieś mądre wnioski dla mnie? Chętnie przeczytam, pół sukcesu już osiągnąłem - spisałem wszystko z grubsza co chciałem

Góry...  Byłeś? Dokładnie, Tatry. Oczyszczają umysł i ciało. Skąd jesteś? 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Dassler89 napisał:

Żyje w poczuciu zmarnowania dekady mojego życia miedzy 20 a 30 rokiem życia.

Stary, który z nas może się pochwalić, że w wieku 20-30 jedynie ruchał, zwiedzał świat i żył beztrosko adorowany przez wianuszek kobiet?

 

Dla większości ten okres to wbrew pozorom niezbyt fajny czas, kiedy jeszcze się nie umie postępować z kobietami (klasyczne błędy pierwszych poważnych związków, takie jak Twoje), nie ma się pieniędzy i musi się pracować ponad siły, żeby zarobić relatywnie marne pieniądze.

 

Są wyjątki, nawet tu na forum (jeśli wierzyć w to, co piszą), ale jeśli jesteś tzw. przeciętnym człowiekiem i nie wygrałeś w puli genowej, to sorry - nic z tego!

 

Chyba trochę przenosisz realia filmów z Hollywood, gdzie każdy 25-latek jest szanowanym ekspertem w dziedzinie, profeso

rem, ma czarny pas w trzech sztukach walki, zwiedził pół świata i leci na niego lokalna 10/10 grana przez znaną aktorkę. Co jest równie realne, jak wejście na Mt.Everest w stroju kąpielowym. Wszystko w życiu zabiera w ch00y czasu, a jak chcesz być w czymś naprawdę dobrym, to musisz się temu wręcz bezgranicznie poświęcić.

 

Co do Twojego byłego związku, to nie ma za wiele do powiedzenia:

 

4 godziny temu, Dassler89 napisał:

„Twoje czasy gdy miałeś wyłączność, się skończyły.”

Przecież to zwykła dajka znudzona życiem, w dodatku niezbyt ogarnięta:

4 godziny temu, Dassler89 napisał:

„co można robić po twoich studiach?”

Bo wiadomo, że po położnictwie się natychmiast zostaje milionerem?

 

Czym Ty się przejmujesz? Nie zaciążyła, nie musisz jej płacić alimentów, nie macie nawet ślubu. Pozbyłeś się problemu całkowicie bez konsekwencji i masz czystą kartę.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Co lubię w życiu robić? A potem zacznij to robić"

 

6 godzin temu, Dassler89 napisał:

„Twoje czasy gdy miałeś wyłączność, się skończyły.”

 Widzisz, śmieci same się wyniosły. 

  • Like 2
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   W kwestii zawodowej także stajemy przed metaforycznym wyborem - blue pill czy red pill. Blue pill to droga rozwoju wewnątrz istniejącego systemu, certyfikaty, szkolenia, dyplomy, pozwolenia. Ta droga prowadzi do wygodnego życia, ale często jest niezgodna z naszym wewnętrznym głosem. Red pill, jak już pewnie się domyślasz to droga podążania za wspomnianym właśnie głosem. Tak na prawdę nie wiemy gdzie ona prowadzi, jest wyboista, pełna ślepych zaułków i wielu na niej poległo, ale raz się przecież żyje (prawdopodobnie). 

 

   Moim zdaniem możemy łyknąć w tym wypadku obie piguły na raz :) Blue pill masz ogarnięte, chłopie zdaj sobie z tego sprawę, to jest bardzo duża wartość w Twoim życiu. Stabilna i dobra sytuacja finansowa to nie jest coś bardzo powszechnego, szczególnie w naszym kraju. Masz wykształcenie, dom i oszczędności, doceń to, bo to jest duży zasób którego brak odczułbyś na własnej skórze i zębach. Nie jestem psychologiem, nie chcę stawiać diagnoz, ale podejrzewam, że Twój nihilizm wynikać może właśnie z zaniedbania sfery red pill w sferze zawodowej (i być może nie tylko zawodowej). Uciszanie wewnętrznych pragnień, bycie wiecznie pod czyimś butem w pracy, brak ekscytujących przygód, brak pasji, którą chcesz rozwijać niezależnie od wszystkiego - nie jest tak przypadkiem? Brak balansu pomiędzy niebieskim i czerwonym prowadzi do poczucia bezsensu, bo wtedy jak trybik w wielkiej machinie realizujesz cele, które zaspokajają Twoje potrzeby tylko w pewnej części, jednak nie są tak na prawdę Twoje, są stworzone przez kogoś innego i służą realizacji cudzych interesów. 

 

   Umrzemy wszyscy. Cokolwiek byś nie zrobił i tak umrzesz. Patrząc z tej perspektywy znasz końcowy przystanek, wiesz gdzie to wszystko zmierza, jedyne co tak na prawdę w życiu posiadasz to czas, który spędzisz na drodze z punktu A do punktu B. Możesz z tym czasem zrobić co Ci się podoba, wykorzystaj to. Sensem życia jest nadać życiu sens. 

Edytowane przez salt0
  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według mnie twój problem polega na tym, że żyjesz przeszłością a nie przyszłością. Jeżeli tkwisz cały czas mentalnie w związku z tą Panią, jeżeli rozpamiętujesz, to co zmarnowałeś etc. jaka czeka cię przyszłość? Odpowiem ci, nie będziesz miał żadnej przyszłości. Będziesz "żyjącym umarlakiem". 

 

Kolejna bardzo ważna rzecz, jak chcesz podążać lepszą drogą/lepiej żyć, skoro nie wytyczyłeś sobie celu? W ten sposób możesz tylko kręcić się w kółko. Kiedy masz cel, ścieżka od razu jest łatwiejsza, Wytycz cel, niech będzie to: zmiana pracy, znalezienie laski, spłata mieszkania, cokolwiek...

 

Mając cel zacznij zmierzać w jego kierunku. Rozpisz na etapy swoje działania i rób to wszystko, co przybliża cię do osiągnięcia celu. Pamiętaj, że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku, ale nie zrobisz go siedząc na dupie.  Nie bój się porażek, nie rozpamiętuj ich. Porażka jest integralną częścią naszego życia, nie warto z lęku przed nią rezygnować ze swoich celów, ambicji i walki o lepsze życie. Jak osiągniesz swój cel, obierz następny, rozwijaj się, walcz o to czego chcesz i pragniesz.  

 

Osobiście nie znam lepszej metody na marazm i nihilizm. Krok po kroku zacznij zmieniać swoją rzeczywistość, a przede wszystkim nie pozwól, żeby  rozpamiętywanie spierdolonej przeszłości z jakąś byle lafiryndą, było dla ciebie usprawiedliwieniem do wegetowania, zamiast życia. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Tyson napisał:

rozpamiętywanie spierdolonej przeszłości

   Uważam, że niekorzystne jest negatywne wartościowanie cennych doświadczeń, dzięki którym rozwijamy się, stajemy się mądrzejsi i które są integralną częścią naszego życia :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, salt0 napisał:

 Uważam, że niekorzystne jest negatywne wartościowanie cennych doświadczeń, dzięki którym rozwijamy się, stajemy się mądrzejsi i które są integralną częścią naszego życia :) 

Zgadzam się z Tobą. 

 

Moja wypowiedź dla kolegi Dasslera  jest w konwencji trenersko-motywacyjnej. Ta konwencja zaś wymaga używania słów dobitnych, stosowania uproszczeń i skrótów myślowych. Krótko mówiąc nie ma co w niej się pierdolić z doborem sformułowań?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok... to teraz po kolei:

 

13 godzin temu, Still napisał:

Góry...  Byłeś? Dokładnie, Tatry. Oczyszczają umysł i ciało. Skąd jesteś? 

Ostatnio w górach byłem w 2003 roku. W Tatrach jako takich w 2001 i bardzo lubiłem góry. Może faktycznie warto teraz obrać taki kierunek na najbliższy wyjazd? Jestem z Łodzi.

11 godzin temu, Januszek852 napisał:

Chyba trochę przenosisz realia filmów z Hollywood, gdzie każdy 25-latek jest szanowanym ekspertem w dziedzinie, profeso

rem, ma czarny pas w trzech sztukach walki, zwiedził pół świata i leci na niego lokalna 10/10 grana przez znaną aktorkę. Co jest równie realne, jak wejście na Mt.Everest w stroju kąpielowym. Wszystko w życiu zabiera w ch00y czasu, a jak chcesz być w czymś naprawdę dobrym, to musisz się temu wręcz bezgranicznie poświęcić.

Totalnie nie o to mi chodzi. Bardziej chodzi mi o to, że mimo wieku, mimo jakiegoś doświadczenia już dalej się miotam, nie wiem co chce robić dalej z życiem a podjąć się kolejnej próby po prostu już się boję.

11 godzin temu, Januszek852 napisał:

Co do Twojego byłego związku, to nie ma za wiele do powiedzenia:

Przecież to zwykła dajka znudzona życiem, w dodatku niezbyt ogarnięta:

Nie chodzi mi też o analizy związku - sprawa stara, zamknięta i bez konsekwencji w postaci właśnie ślubu, dzieci, zobowiązań. Roztrząsać tego nie chce. Ona jaka była widzę to nawet na podstawie tego co napisałem ja też idealnie nie zachowałem się. To raz... Dwa chodziło mi o wprowadzenie bardziej do tego jak wygląda moja sytuacja obecnie bo gdzieś to dalej rzutuje to na moje życie. Sprawa tego związku i przede wszystkim tego, że nie ma obecnie kobiet w moim życiu ciąży mi. Bardzo doceniam to, że związek zakończył się bez konsekwencji prawno-finansowych dla mnie. Tu powiem nie skromnie, miałem zimną głowę i będąc ówcześnie niezadowolonym z relacji i zachowań byłej nie brnąłem broń Boże w jakieś oświadczyny, śluby itd. Nawet tego nie miałem w planach nigdy.

 

10 godzin temu, piti napisał:

"Wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Co lubię w życiu robić? A potem zacznij to robić"

Jak czas pokazał, dobrze na to pytanie jeszcze nie odpowiedziałem.

10 godzin temu, piti napisał:

Widzisz, śmieci same się wyniosły. 

Co bardziej ogarnięci koledzy mi to zawsze powtarzali i sam to tak postrzegam:D

 

3 godziny temu, salt0 napisał:

 

Problem jest taki, że redpilowe zajęcia (posługując się językiem takim jakim mówisz) celowo zamiotłem pod dywan. Interesuję się zajęciami które za bardzo pieniędzy nie przynoszą a moim celem w życiu własnie zawsze było posiadanie mieszkania (później domu) i podróże - dość kosztowne cele. Celowo pewne rzeczy zamiotłem pod dywan i myślisz, że teraz się odbija  na mnie?

 

3 godziny temu, Tyson napisał:

Osobiście nie znam lepszej metody na marazm i nihilizm. Krok po kroku zacznij zmieniać swoją rzeczywistość, a przede wszystkim nie pozwól, żeby  rozpamiętywanie spierdolonej przeszłości z jakąś byle lafiryndą, było dla ciebie usprawiedliwieniem do wegetowania, zamiast życia. 

Wegetacja to właściwe słowo. Teraz czuje od dłuższego czasu jakbym wegetował. Zafikosowałem się na punkcie wcześniej studiowania, teraz pracy i wszystko inne odtrącam. Nie jest to chyba do końca zdrowe.

Edytowane przez Dassler89
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Dassler89 napisał:

Celowo pewne rzeczy zamiotłem pod dywan i myślisz, że teraz się odbija  na mnie?

   Tego nie wiem, ale sugeruję że tak właśnie mogło się stać. Uciszając pewną część siebie powodujesz, że gnije ona w ciemnościach i z czasem infekuje cały organizm. Wyobraź sobie, gdybyś świadomie zamiatał pod dywan jakąś inną sferę swojego życia lub naturalną potrzebę, na przykład pożądanie lub chęć socjalizacji, przebywania z ludźmi. Życie w celibacie czy życie pustelnika miałoby swoje określone konsekwencje w kształtowaniu Twojej psychiki, które łatwo można sobie wyobrazić. . /// Można oczywiście zastosować tego typu "posty" do przywrócenia równowagi, gdy któraś z potrzeb tobą włada i chcesz ją wyciszyć, ale na dłuższą metę takie działanie prowadzi do pewnych patologii. 

2 godziny temu, Dassler89 napisał:

Zafikosowałem się na punkcie wcześniej studiowania, teraz pracy i wszystko inne odtrącam. Nie jest to chyba do końca zdrowe.

   Takie rzeczy potrafią odbić się nawet na zdrowiu fizycznym. Ciało i umysł to nierozłączne, powiązane ze sobą elementy jednego organizmu. 

 

2 godziny temu, Dassler89 napisał:

Interesuję się zajęciami które za bardzo pieniędzy nie przynoszą

   Ja też. Realizuję je równolegle z pracą zarobkową. Zbieram chwilę ulotne :) , bo to są rzeczy, które tworzą mnie takiego jakim jestem. Na linii łączącej punkt A z punktem B nic innego się nie znajduje. Nie ma tam pieniędzy, domów, certyfikatów, jest tylko to co przeżyłeś. Jest tylko czas, który możesz zapełnić w dowolny sposób. Powiedz mi na przykład, co robiłeś dwa miesiące temu w pracy? Zgaduję - nie pamiętasz. A teraz dla odmiany opowiedz mi o swoich podróżach... :) Rozumiesz co mam na myśli? 


 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Dassler89 napisał:

Wegetacja to właściwe słowo. Teraz czuje od dłuższego czasu jakbym wegetował. Zafikosowałem się na punkcie wcześniej studiowania, teraz pracy i wszystko inne odtrącam. Nie jest to chyba do końca zdrowe.

No to rusz się chłopie, nikt za Ciebie tego nie zrobi. Życie wbrew pozorom szybko zasuwa, każdy kolejny dzień w którym (jak sam nazwałeś) wegetujesz jest dniem straconym. Nie wiesz ile ci czasu zostało (nikt z nas nie wie), więc staraj się go wykorzystać dobrze. 

 

Ja osobiście doszedłem do takiego etapu w życiu, że stawiam na siebie, staram się robić to co mnie uszczęśliwia i czerpię z życia ile mogę. Z własnego doświadczenia wiem, że bardziej żałuję tych rzeczy, których nie zdecydowałem się spróbować a które drugi raz już mnie nie spotkają, niż rzeczy, których spróbowałem chociaż mi nie wyszły.

 

Nie warto tkwić w ułudzie, że nie robiąc nic, wszystko jest w porządku, a życie na nas poczeka. Marazm i zwlekanie z podjęciem jakiejkolwiek decyzji wbrew pozorom jest też decyzją. Często szkodliwą dla nas, bo tracimy okazje, szanse i możliwości, które się nie powtórzą. 

 

Powodzenia. 

Edytowane przez Tyson
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Chcę odkopać szanowni ten temat: właśnie wróciłem z pierwszego po epidemii wyjścia na miasto. Na wyjściu tym była jedna z koleżanek wspomnianej, mojej byłej dziewczyny. Poszliśmy na stronę, dawno nie widzieliśmy się, sprzedała mi rewelacje po których o dziwo dalej nie potrafię przejść obojętnie:

 

1.) pisałem, że była potrafiła spać ze mną i nowym gościem jednocześnie i miała dwóch? nic bardziej mylnego: okazuje się, że miała trzech. W tamtym czasie spała z trzema na raz. Ze mną jako byłym, z gościem z którym wtedy zaczynała związek (a dziś się hajta) oraz gościem który był jej planem B na wypadek jakby z planem A z którym w 2020 roku się hajta nie wyszło. To jedno...

 

2.) była w tym okresie jak ze mną sypiała już po związku bardzo dziwiła się, że się zabezpieczam. Twierdziła, że odkryła już po związku ze mną, że jest bezpłodna i że mogę się nie zabezpieczać (głowę jednak miałem na karku i zawsze guma była na miejscu). Zapytałem (skoro już weszły takie tematy), czy ta znajoma coś wie o jej rzekomej bezpłodności - nic nie wiedziała i bardzo się zdziwiła. Sama ta znajoma przyznała, że może była chciała dzieciaka ze mną a wychowanie z nowym?

 

3.) jej obecny gość okazuje się, że nigdy wcześniej nie miał dziewczyny. Koleguje się z samymi osobami ze skrajnej (tęczowej) lewicy, marsze rowności nawet itd. Jego koledzy to sami niemal geje. Raz ponoć zrobił imprezę to na imprezie oprócz niego wszyscy faceci byli homo. Nim on nie spiknał sie z moją byłą, krążyły nawet plotki, że on również jest gejem. Wiecie do czego zmierzam? Śmierdzi mi to wszystko...

 

Reasumując: jest 2:30 jak to piszę i jakoś za specjalnie nie mogę tego przetrawić mimo, że minęło już tyle lat od tego. A może właśnie dla tego? Ja od 2015 roku i rozstaniu z byłą nie zaznałem relacji żadnej.  Zdarzał się tylko jednorazowy seks z dziewczynami przyznam to: poniżej moich wymagań. Czuje dalej wkurw na to, że tak naprawdę jedyny problem z tym, że ona robiła co robiła to mam ja: gość który nie powinien mieć problemu z tym bo wtedy to nie ja byłem zdradzanym. Najbardziej dotknęła mnie ta rewelacja o trzecim facecie. Sam jestem jednocześnie zdziwony, że potrafi mnie to dotknąć na tyle w 2020 roku, że potrafię o wydarzeniach sprzed 4 czy 5 lat pisać jeszcze na forum.

 

Ostatnio tonę w totalnym black pillu co nie podoba mi się. Ale jak tu nie tonąc po takich rewelacjach? Nie wiem czemu, najbardziej boli mnie kwestia ich ślubu...

Edytowane przez Dassler89
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że to twój ostatni post dotyka sedna twojego problemu. Przy zakładaniu tematu twierdziłeś, że związek już skończony, że nic nie czujesz, ale jedna rewelacja od dawnej znajomej tak mocno wytrąciła cię z równowagi? To brzmi, jakbyś nie przepracował sobie emocji  związkowych sprzed pięciu lat i podświadomie rzutował na pozostałe relacje (jedno nocne przygody poniżej twoich wymagań jak napisałeś). 

 

Wchodzenie w dywagacje, czy obecny facet twojej byłej jest gejem, czy nie, jest dla mnie dziwne. Niech będzie choćby hipopotamem, ale kobieta z opisu jest toksyczną poliamorystką, którą znałeś lata temu.  Nie powinno mieć znaczenia z kim sypia (lub nie) obecnie. Chodzi o seks? Co konkretnie ci śmierdzi?

Czy zmiana ilości partnerów seksualnych z dwóch na trzech to naprawdę taka rewelacja? A jeśli kolejna koleżanka powie ci, że twoja eks po pracy pucuje drążki lokalnej drużynie sportowej? 

 

W pierwszym poście napisałeś, że wegetujesz. Teraz okazuje się, że chcesz żyć życiem swojej byłej. Czyje to życie w takim razie? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.06.2020 o 10:04, JAL napisał:

Chodzi o seks? Co konkretnie ci śmierdzi?

Czy zmiana ilości partnerów seksualnych z dwóch na trzech to naprawdę taka rewelacja? A jeśli kolejna koleżanka powie ci, że twoja eks po pracy pucuje drążki lokalnej drużynie sportowej?

Po prostu boli mnie ego. Boli mnie ego, że właśnie ja odbijam się o lasek poniżej moich wymogów a ona woli coś takiego, związek z takim gościem, latać na boki itd.

Fakt, napisałem bo również zaniepokoiło mnie to, że to mnie tak dotknęło po latach ale ok, dziś jest już mi lepiej. Przespałem się, przetrzeźwiałem po wyjściu...

Edytowane przez Dassler89
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Po prostu boli mnie ego. Boli mnie ego, że właśnie ja odbijam się o lasek poniżej moich wymogów a ona woli coś takiego, związek z takim gościem, latać na boki itd.

Bo masz skrupuły i podstawy ludzkiej empatii oraz właśnie ego. Widać twoja była kochanka jest ich pozbawiona. 

 

Cytat

Fakt, napisałem bo również zaniepokoiło mnie to, że to mnie tak dotknęło po latach ale ok, dziś jest już mi lepiej. Przespałem się, przetrzeźwiałem po wyjściu...

Wspaniale. Emocje to zazwyczaj źli doradcy. 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.