Skocz do zawartości

Moja historyjka- niemoc, obłęd, brak wsparcia.


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie.

Od jakieś czasu śledzę forum, widzę że wielu z Was ma poważne, niektórzy wręcz dramatyczne problemy. Postanowiłem opisać swój, który w zestawieniu z Waszymi może być maluczki.

Z góry przepraszam za wszelakie błędy..

 

Jestem facetem, mam 25lat, mieszkam w centrum Polski.

6 lat jestem z pewną kobietą. Półtora roku temu wzieliśmy ślub. Na początku czerwca rodzi nam się dziecko.

Mam pasję. Uprawiam pewien sport, który jest również Sztuką (nie chcę mówić co dokładnie, nie będzie to chyba tutaj istotne).  Nadało to mojemu życiu sens, dało cele, ujawniło marzenia. Chciałbym z tego żyć, robić to na wysokim poziomie i równocześnie uczyć innych, dawać im szczęście.

Inni jednak (najbliżsi), nie bardzo chcą to docenić, nie mam wsparcia.

Wiem że jest teraz modne to coach'ingowe (o ile tak to się pisze) ,,musisz pracować w samotności", ,,będziesz sam, nikt Ci nie pomoże".. ale ileż można słuchać takiego p****olenia. Bez jakiegokolwiem wsparcia człowiek tylko stoi w miejsciu albo spada w dół.

Ale od początku.

Zacząłem się w to bawić w szkole. Początkowo chodziłem na treningi z grupą, ale ambicje moich rodziców co do nauki w szkole, były wyższe niż moje zainteresowanie, więc jak tylko nie spełniłem ich oczekiwiań, to było gadane ,,nie dostaniesz pieniędzy na karnet, jak nie poprawisz ocen". Jak się domyślacie, z mojego chodzenia na treningi z grupą, były nici (sporadycznie się zdażyło że poszedłem, bo coś tam w szkole zrobiłem dobrze, ale nie trwało to długo). Tak zaczęło się moje tranowanie na własną rękę. Nie wiem czemu, teraz moi rodzice zaprzeczają, że wcale tak nie było, że nie zabraniali mi...nie rozumiem..

 Uczyłem się z YT, starałem się naśladować innch. Niestety z różnym skutkiem. Brak jakiegokolwiek kontaktu z innymi ,podzięlającymi tą samą pasję, sprawiał że nie miałem aż takich chęci do treningów.

W technikum poznałem swoją obecną żone. Po maturze zamieszkaliśmy razem i ja poszedłem do pracy, w której pracuje do dzisiaj, ale szczerze już jej nie cierpie...

Początkowo tylko moja żona dawała mi jakieś tam wsparcie, to ona pierwsza wypchnęła mnie na zawody. Niestety, przez to że nie trenowałem z ludźmi, zjadał mnie gigantyczny stres i nic z tego nie było. Kiedy już znalazłem grupę z którą mogę trenować, początkowo bardzo zmotywowali, mówiąc że to super, że zdołałem się tyle nauczyć samemu. ,,Szefowa" powiedziała mi nawet kiedyś - ,,nie jedna osoba tutaj, chciała by mieć taką technike jaką ty posiadasz". Wiele to dla mnie znaczyło. Niestety na tym się skończyło. Muszę dodać że byłem wcześniej spokojną osobą, nie nerwową, trochę introwertyk. Późniejsze wydarzenia mnie zmieniły.

Grupa zaczęła na mnie mocno naciskać, żebym zmienił to czy tamto. Znowu zacząłem unikać trenowania z ludźmi, znów trenuję sam.

Moja żona do września ubiegłego roku jeszcze studiowała. Kompletnie przestało ją interesować to co robie, to że wpadam w dołek. Ewentualnie słyszałem tylko raz na 2-3 tygodnie, ,,zniechęconym" tonem ,,no i co z tymi twoimi treningami?" W domu wiecznie wałkowany tylko temat jej uczelni, co powiedziała jej koleżanka, jaką ocene ktoś dostał.. Jak poszła na praktyki ,, a wiesz że ewa powiedziała [...]" , ,,a mariolki mąż to [...]".  A jak ja coś zacznę mówić, to tylko słyszę ,,aha" i dalej wpatrzona w telefon i brzdęgoli ten dźwięk messengera. 

Rodzina traktuje moją pasję chyba tylko jako zabawe. Kiedyś ojciec mi powiedział ,,założe się że gówno z tego twojego trenowania będzie". No motywacja jest THE BEST. 

Końcówka roku to istny armagedon.

Żona zaszła w ciąże. Myślicie że się ciesze? (Początkowo zawsze mówiłem że chce mieć swoje dziecko i wychować je jak najlepiej). Mylicie się. Wraz z wieścią o ciąży, świat mi runął. Mam już wizje że nic nie osiągne, nic nie będę miał. Inni nie ułatwiają - ,,teraz to się skończy trenowanie" , ,,musisz z czegoś zrezygnować" , ,,teraz inne priorytety".

A co jest najlepsze? Mojej żonke to każdy gada na zasadzie ,,spokojnie, wrócisz do swojej pracy".

Płakałem nie raz.

Mam wrażenie że nikt nie rozumie co znaczy pasja, zaangażowanie w coś innego niż tylko praca na etat i zarabianie pieniędzy. Poczucie że masz coś ważnego do zrobienia, nie tylko dla spełnienia własnych marzeń (zaspokojenie własnego ego, ale to oczywiście też), ale również dla innych, którzy są tak samo wkręceni w coś jak ja.

Żona niby mówi że będe dalej trenował tak jak trenuje, ale widząc jej podejście, jakoś nie chcę w to wierzyć..

Ja dosłownie nie ciesze się z tej ciąży...przed każdym udaje szczęśliwego. Czuje się jak ostatni sk***iel. Ale nie umiem nic na to poradzić.

 

Ale to nie jest wszystko. 

Tak jak pisałem. Byłem/jestem introwertkiem. Ale wcześniej nie byłem nerwowy. Problemy związane z treningami wpędzały mnie w coraz większy dołek. Na wszelakie nieszczęscia i negatywne rzeczy, zacząłem reagować bardzo emocjonalnie. 2 lata temu zachorowałem na pieprzone zapalenie prostaty. Przez negatywne wspomnienia z dzieciństwa (problemy zdrowotne, non stop lekarze, badania, usg, straszenie operacjami), przeraźliwie boję się chorób i lekarzy. Wkręciłem sobie wtedy, że to może być pier****ny nowotwór (mimo że miałem diagnoze od lekarza o zapaleniu). Ryczałem co chwile, codziennie miałem doła, to wszystko odbijało się również na moich treningach których w tamtym czasie praktycznie nie robiłem. Odbiło się to na mojej sylwetce- przytyłem (ale już schudłem). Dopiero kiedy objawy zaczęły ustępować, to zacząłem się uspokajać. Nie mniej jednak, do dnia dzisiejszego, mam tak, że jak cokolwiek mnie zaboli, to zaraz zaczynam myśleć co się dzieje. 

Zrobiłem się nerwowy, jak się nie raz wk***ie, to aż mną telepie. Ale staram się jak to jak najszybciej zdusić. Zacząłem całkowicie unikać ludzi, znajomych. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem na imprezie. Nie mam ochoty. Denerwują mnie ludzie. Z nikim nie mogę znaleźć wspólnego języka. Lubię ciszę, spokój, przebywanie z naturą.

Dobrzy znajomi mówili o mnie kiedyś że jestem ,,pacyfistą". A teraz już znajomych nie mam. Żona się śmieje że przynajmniej nie ma ze mną problemu, bo się nie ,,szlajam" nigdzie ze znajomymi. Ale ja nie wiem czy to jest takie śmieszne.

Brakuje mi tego. 

Żona po ślubie, z namiętnej kocicy, zmieniła się w leżącą pannę która od czasu do czasu rozłoży nogi.  Też mnie to frustruje. Kiedyś to miałem seks jak marzenie- lubiła zaskakiwać, przebieranki, kombinacje, w róznych miejscach, o różnych porach, spontany... a po ślubie, w przeciągu roku przebrała się może ze 3-4razy, i to w większości jak sam jej o tym przypomniałem. A takto numerek wieczorkiem, po ciemku, po 22.00 jak padam ryj po pracy i treningu. O spontanach nie ma mowy... To też frustruje... zaczęło się oglądanie porno i fap... ale walcze z tym...

 

Kontakt z ludźmi mam jedynie w pracy, a poza pracą jestem ,,sam". 

Trenowanie w samotności też mnie już dobija...w tym ,,zawodzie" potrzeba społeczności, bo wtedy otwierasz się na to wszystko i nie zjada Cie stres na zawodach itd..

 

Tak jak mówiłem, na wszystko reaguje teraz bardzo emocjonalnie.

Jak się dowiedziałem o ciąży, to nie mogłem spać. Ze stresu dostawałem gulę w gardle i ciężko mi się oddychało. Na szczęscie kilka dni brania ,,antinervinum" i wracało do normy. 

W zeszłym tygodniu mój tata dostał zawał. Diagnoza- miażdzyca- tętnica zapchana w 99%. GENETYCZNE!! Jestem również zagrożony...znowu łykam antinervinum bo nie wyrabiam.

Żona mnie dobija, bo jak jej mówie że smuci mnie fakt że nie chce wspierać mnie w pasji, to ona twierdzi że ja głupio pieprze.. zresztą teraz to tylko temat bachorów...nic innego nie słysze.

Głupio mi teraz nawet zaczynać z nią poważną rozmowe w tym temacie że mnie wszystko wkurwia, bo 2 dni temu zmarła jej babcia..pogrzeb w poniedziałek..

Tyle że to jest znów ten sam schemat- koncentracja wokół niej, to ja teraz tym bardziej zejde na ,,dziesiąty plan". O ile ta sytuacja jest inna, o tyle tak jak pisałem, ona zawsze ma inne rzeczy jako priorytet.

 

Boje sie czy to ja nie jestem je**nym sku****lem, czy może rzeczywiście te wszystkie problemy mnie wykańczają. 

 

Jestem jedynie dumny z tego, że mimo takiej huśtawki nastrojów i zniechęcania przez innych, jeszcze się nie poddałem. Nie jeden by to już jebnął i stwierdził że nie ma sie co wysilać. Cały czas jest we mnie gdzieś ta wiara, że ma to sens, że mam szanse...ale znów zaczyna przygasać. I te nerwy...

Może ktoś z Was podobnie w życiu miał

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Oddawaj Fartucha napisał:

@Amigo95 Chciałbym napisać jedynie, że Twoja pasja niekoniecznie musi być pasją innych.

Robisz to dla siebie czy dla otoczenia? 

 

Dla siebie. Nie chodzi mi o to że inni mają być safascynowani. Chodzi o zaakceptowanie że robię/chcę robić coś takiego, i jakieś chociaż minimalne wsparcie, którego szczególnie oczekuje od strony żony. Ja byłem przy niej w trakcie wszystkich nie miłych incydentów w jej rodzinie (można powiedzieć że jej rodzina jest po prostu rozbita, każdy z każdym sie kłóci, każdy każdego próbuje ustawiać), wiele słyszałem, wiele widziałem. Zawsze mogła na mnie liczyć. Nawet wtedy, kiedy sam miałem te problemy emocjonalno zdrowotne o których pisałem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoim problemem nie są rodzice, żona czy nadchodzący potomek a głowa.Ucz się technik oddychania, medytacji . Czytaj książki bazujące na samo-rozwoju na początek polecam E. Tolle , Krishnamurti. Jak już to opanujesz życie zacznie się samo układać. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, Amigo95 napisał:

Chodzi o zaakceptowanie że robię/chcę robić coś takiego, i jakieś chociaż minimalne wsparcie, którego szczególnie oczekuje od strony żony

Nie oczekuj tego od nikogo. Będzie Ci się łatwiej żyło i zamiast na rozczarowaniu ludźmi skupisz się na swoich sprawach.

 

8 godzin temu, Amigo95 napisał:

Wiem że jest teraz modne to coach'ingowe (o ile tak to się pisze) ,,musisz pracować w samotności", ,,będziesz sam, nikt Ci nie pomoże".. ale ileż można słuchać takiego p****olenia

Wybacz że musiałeś wysłuchać mojego modnego pierdolenia powyżej. Co Ci mam powiedzieć? Że jest inaczej żeby Cię pocieszyć? Żeby się przyjemnie czytało?

 

Masz kilka rzeczy do ułożenia w głowie:

 

Popatrz Co piszesz tutaj:

Teoretycznie:

8 godzin temu, Amigo95 napisał:

Trenowanie w samotności też mnie już dobija...w tym ,,zawodzie" potrzeba społeczności, bo wtedy otwierasz się na to wszystko i nie zjada Cie stres na zawodach

 

A tutaj w praktyce:

8 godzin temu, Amigo95 napisał:

wydarzenia mnie zmieniły.

Grupa zaczęła na mnie mocno naciskać, żebym zmienił to czy tamto. Znowu zacząłem unikać trenowania z ludźmi, znów trenuję sam

 

A więc chcesz pracować w grupie ale grupa Ci nie pasuje. Ok rozumiem że akurat ta jedna, ae do innej nie poszedłeś za ciosem. To jest parcie do przodu, tego potrzeba wincyj wincyj.

 

8 godzin temu, Amigo95 napisał:

jeszcze się nie poddałem. Nie jeden by to już jebnął i stwierdził że nie ma sie co wysilać. Cały czas jest we mnie gdzieś ta wiara, że ma to sens, że mam szanse

No dobra, skonkretyzuj nie poddałeś się czyli dalej chcesz trenować? Czy żyć?

 

1. Żona i dziecko za chuja Cię nie wesprą, na pewno nie na etapie ciąży i malucha. Masz ich parę lat z głowy - masz im przynosić kasę na żarcie i mieszkanie i się nie odzywać. Chyba że zmienisz ramę, jesli to jeszcze możliwe, poczytaj o tym na Forum.

 

2. Masz teraz w perspektywie 18 lat zapierdalania więc lepiej ułóż plan. Nie rezygnuj z treningów, utwardź swoją pozycję, swoje widzenie świata.  Jesteś mężczyzną, realizuj swoją wizję świata i siebie, przestań polegać na wsparciu innych.

 

3. Robotę trzymaj, bo musisz samicy i potomkowi zapewnić dom. Sprawdź czy możesz znaleźć bardziej "nieznienawidzoną" albo czy możesz ZMIENIĆ PODEJŚCIE do obecnej. Naprawdę jest tak tragicznie? Really?

Czy znowu "oczekiwałes choć minimum przyjemności z pracy a tu klops, nienawidzisz"

 

4. Ożeniłeś się ale to nic straconego. Taka refleksja na przyszłość.

 

5. Jaki masz plan na najbliższe powiedzmy 3 miesiące? Konkretny -w dziedzinie pracy, treningow, ciąży, dziecka.

44 minuty temu, Amigo95 napisał:

byłem przy niej w trakcie wszystkich nie miłych incydentów w jej rodzinie (...). Zawsze mogła na mnie liczyć. 

To nic nie znaczy. Zero.

Szczególnie nie wiem po chuj "byłeś przy niej" i ochoczo pływałeś w jej własnym rodzinnym szambie. Słowa ostre, symboliczne.

 

Przerabiałem dużo z Twoich przeżyć oprócz ślubu i ciąży, więc mówię z doświadczenia i rozumiem że wpakowałeś się w to wszystko z milości i pełen ideałów i oczekiwań: a teraz trzeba zacząć płacić rachunek.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słabo oj słabo. Hartowaną stal tworzy się poddając ją ekstremalnej obróbce termicznej...

 

Ja się dziwię, że ona w ogóle wyszła za ciebie, musiałeś się nieźle kamuflować. Nie zdradzasz tutaj jaka jest ta twoja pasja bo czujesz po kościach, że jest na tyle groteskowa, że część by cie wyśmiała.

 

Jak chorowałeś za młodu to podejrzewam, że jesteś typem maminsynka, więc najlepiej zacząć problem rozpracowywać od początku, od mamusi. Czytasz forum to się nie dziw temu jak to jest po ślubie i jak to jest jak pojawia się dziecko. Okej mogłeś nie wiedzieć tego wcześniej ale teraz to nie ma co uciekać od tego a wydaje mi się, że uciekasz od odpowiedzialności w swoje treningi.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety, jeśli robisz coś nietypowego, to póki tego nie spieniężysz - nie oczekuj wsparcia ze strony otoczenia, a już szczególnie tego najbliższego. Dla nich masz być po prostu dostarczycielem dóbr. Przyznam Ci szczerze, że małżeństwo i ciąża nie pomogą Ci w rozwoju w Twojej dziedzinie, ale czasu nie cofniesz i musisz to jakoś pogodzić. Doba ma 24h, więc jak dobrze rozplanujesz to znajdzie się czas na wszystko. Co do seksu, po ślubie jest to normą, a po urodzeniu dziecka może być jeszcze gorzej. Chyba, że poprawisz swoja pozycję w związku i sprawisz, że samica znów zacznie Cię pożądać, ale nie oczekuj, że będzie jak na początku, bo pani już swoje cele spełniła - dałeś jej "bezpieczeństwo" w postaci ślubu i nasienie. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moi zdaniem pasje są dobre jak się jest singlem. Niewiem jak można ogarnąć rolę partnera zaraz ojca i jeszcze znajdować czas na treningi ? Dla mnie to jest jakiś kosmos. Wybacz ale trochę się nie dziwię twojej kobiecie ona musi mieć obawy czy podołasz obowiązku. Ja będąc na twoim miejscu zastanowił bym się czy jest szansa na to że na tej pasji będę mógł zarabiać ?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, misUszatek napisał:

Jak chorowałeś za młodu to podejrzewam, że jesteś typem maminsynka, więc najlepiej zacząć problem rozpracowywać od początku, od mamusi.

No właśnie nie bardzo. Jeżeli dobrze rozumiem definicje ,,mamisynka"-  nie jestem uzależniony od mamy, mam kontakt z nią, nie na zasadzie codziennych telefonów, a raczej rozmowy raz na tydzień. Jak mam jakiś problem to nie dzwonie do matki, a raczej staram się sam to rozwiązać lub przedyskutować z żoną. 

Tutaj bardziej moja żona to jest ,,córeczka tatusia". Jej ojciec potrafi dzwonić do niej kilka razy dziennie (jest strasznie nachalny, zawsze chce pomóc na siłe), co by nie powiedział to jest święte, jak ja wyraże swoje zdanie, to tatuś zazwyczaj wie lepiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak się na ten sport zapaliłeś że emocje niemal kipią z ekranu.

 

Polecam traktować sport jako element, cześć składową na wartości w Twoim życiu, a nie całą wartość.

To ma być jeden z wielu czynników budujących Ciebie a nie jedyny, bo jeśli zacznie się z nim psuć - inne mają móc Ci go zastąpić.

 

Nie rezygnuj z niego, ale przestań na nim polegać w takim stopniu jak teraz - złapiesz np kontuzję - co wtedy?

 

Skup się na wyprostowaniu spraw z żoną i dzieckiem, sport ma być od tych spraw jedynie odskocznią - póki co wydaje mi się ze to oni są odskocznią od sportu.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Frank89 napisał:

Moi zdaniem pasje są dobre jak się jest singlem. Niewiem jak można ogarnąć rolę partnera zaraz ojca i jeszcze znajdować czas na treningi ? Dla mnie to jest jakiś kosmos.

Czyli co ? Statusieć na 100% ? Bez przesady. Wszystko da się pogodzić. 

 

Problemem autora tematu jest to, że on chyba chciałby się poświęcić swojej pasji w 100% i jeszcze oczekuje, że żona z małym dzieckiem będzie go w tym wspierać. To jest moim zdaniem brak dojrzałości. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Autor ożenił się mając lekko powyżej 23 lat. Teraz ma 25 lat i dziecko w drodze. O jakiej dojrzałości tutaj mówimy? Młodość ma to do siebie, że powinna być poświęcona właśnie na samorozwój, sport, naukę, podróże, poznawanie nowych ludzi, spotykanie się z wieloma kobietami. Ty swoją młodość straciłeś zawierając tak wcześnie małżeństwo i teraz ponosisz tego konsekwencje. W Twoim wieku kobieta powinna być póki co dodatkiem do życia, a nie jego centrum. Na dodatek przez kolejne 18 lat (co najmniej) będziesz rodzinnym parobkiem. 

 

Popełniłeś błąd i trudno będzie Ci go naprawić. Tak jak jeden z braci napisał - musisz zacząć trzymać ramę w związku. Co prawda nie odzyskasz w ten sposób młodości i związanych z nią przywilejów ale przynajmniej będziesz miał poczucie, że nie jesteś tylko bankomatem. 

 

Zawieranie małżeństwa przed 30 to dla mężczyzny kolosalny błąd, zwłaszcza że motywem takiej decyzji jest źle pojęte wyobrażenie o dorosłości i odpowiedzialności za drugą osobę. Najpierw trzeba wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje problemy. Dopiero potem można zakładać rodzinę.

Edytowane przez House
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Amigo95 napisał:

W technikum poznałem swoją obecną żone. Po maturze zamieszkaliśmy razem i ja poszedłem do pracy, w której pracuje do dzisiaj, ale szczerze już jej nie cierpie.

Dlaczego pracujesz w pracy, której nie cierpisz? Masz 25 lat, jak długo zamierzasz pracować w czymś czego nie trawisz? Nie szkoda ci życia? 

 

9 godzin temu, Amigo95 napisał:

Nadało to mojemu życiu sens, dało cele, ujawniło marzenia. Chciałbym z tego żyć, robić to na wysokim poziomie i równocześnie uczyć innych, dawać im szczęście.

Dlaczego nie zajmiesz się tym co jest twoją pasją i jak twierdzisz daje ci szczęście i z czego chciałbyś żyć? 

 

9 godzin temu, Amigo95 napisał:

Inni jednak (najbliżsi), nie bardzo chcą to docenić, nie mam wsparcia.

9 godzin temu, Amigo95 napisał:

Bez jakiegokolwiem wsparcia człowiek tylko stoi w miejsciu albo spada w dół.

Pewnie, że wsparcie jest ważne, ale zastanów się czy przypadkiem nie jest tak, że brak wsparcia (zgodnego z twoim oczekiwaniem) traktujesz jako uzasadnienie do użalania się nad sobą, zamiast działania? Nie trenuję, bo nie mam wsparcia, nie zamienię swojej pasji w pracę, bo nie mam wsparcia, ojciec mi powiedział, że będzie gówno z mojego trenowania, więc nic nie zrobię. Trochę zamknięty krąg, z którego nie wyjdziesz. 

 

Swoje wybory, plany i cele w życiu trzeba realizować dostosowywując  do sytuacji, jaką mamy. Czasem jest pod górkę, ale takie jest życie. Odnoszę wrażenie, że u ciebie jest inaczej. Płyniesz z prądem życia, i tkwisz we frustracji, że zasługujesz na coś lepszego. To od ciebie i tylko od ciebie zależy, czy to dostaniesz.. Czy będziesz miał lepszą pracę? Lepsze wyniki, lepszy związek etc.   

9 godzin temu, Amigo95 napisał:

Żona zaszła w ciąże. Myślicie że się ciesze? (Początkowo zawsze mówiłem że chce mieć swoje dziecko i wychować je jak najlepiej). Mylicie się.

Masz 25 lat i nie wiesz skąd się biorą dzieci? Zdajesz się brzmieć, jakby odbyło się to poza tobą. 

 

9 godzin temu, Amigo95 napisał:

Żona po ślubie, z namiętnej kocicy, zmieniła się w leżącą pannę która od czasu do czasu rozłoży nogi.  Też mnie to frustruje. Kiedyś to miałem seks jak marzenie- lubiła zaskakiwać, przebieranki, kombinacje, w róznych miejscach, o różnych porach, spontany... a po ślubie, w przeciągu roku przebrała się może ze 3-4razy,

Skończył się okres promocji wszedł standard. Twoim zadaniem było pokazanie, że jesteś mężczyzną, który ma swoje oczekiwania, ponadto jest na tyle atrakcyjny, że ona musi się cały czas starać, bo nie jesteś pewną i niezmienną przystanią. Najwyraźniej to nie wyszło, bo raczej zobaczyła niepewnego chłopaka, pełnego swoich problemów, który trochę użala się nad sobą. W oczach kobiety, to mało męski widok. 

 

9 godzin temu, Amigo95 napisał:

Boje sie czy to ja nie jestem je**nym sku****lem, czy może rzeczywiście te wszystkie problemy mnie wykańczają. 

 

Idź na terapię, bo jesteś pełen schematów. Czytaj forum i publikacje Marka, z nich dowiesz się dużo o męskości. Chcesz, żeby twoje życie się poprawiło?  Obierz cele, które chcesz osiągnąć i staraj się je realizować. Nie żyj w przekonaniu, że ich realizacja jest uzależniona od innych. Jest przede wszystkim uzależniona od ciebie. Nie żyj w przekonaniu, że wszyscy mają zachowywać się zgodnie z twoimi oczekiwaniami, bo tak nigdy nie będzie. Ludzie nie zmieniają się bo ty tak chcesz, za to ty zawsze możesz zmienić siebie i swój stosunek do ludzi. Staraj się być lepszą wersją siebie. 

Edytowane przez Tyson
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 minutes ago, Amigo95 said:

uzależniony od mamy

Doprecyzuje może. Odpowiedz sobie na pytanie czy teraz nie szukasz pomocy i akceptacji swoich "pasji" w otoczeniu, archetypem tego otoczenia jest mamusia. Piszesz, że ten lub tamten nie rozumie twoich zainteresowań czy jakoś tak, a ch... ich to obchodzi i ch... ciebie obchodzi ich zdanie.

 

Nie szukaj odzwierciedlenia siebie w innych i nie przyglądaj mu się.

 

Mickiewicz ci napisał dawno temu "sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem".

Edytowane przez misUszatek
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, NoName napisał:

 

Problemem autora tematu jest to, że on chyba chciałby się poświęcić swojej pasji w 100% i jeszcze oczekuje, że żona z małym dzieckiem będzie go w tym wspierać. To jest moim zdaniem brak dojrzałości. 

Może to źle zabrzmiało w moim wpisie. 

Nie oczekuje że ktokolwiek będzie wokół mnie skakał. Nie oczekuje że na mój widok moi bliscy będą klaskać. 

Ale oczekuje jakiejkolwiek akceptacji i czasem dobrego słowa, które podniesie na duchu, trochę zmotywuje. Że jak ja mam doła, to ktoś poklepie po ramieniu i powie ,,bedzie dobrze, tylko musisz zap***dalać".  

 

Jeżeli moje zachowanie wydaje się niedojrzałe, to najzwyczajniej w świecie przepraszam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minutes ago, Amigo95 said:

Może to źle zabrzmiało w moim wpisie. 

Nie oczekuje że ktokolwiek będzie wokół mnie skakał. Nie oczekuje że na mój widok moi bliscy będą klaskać. 

Ale oczekuje jakiejkolwiek akceptacji i czasem dobrego słowa, które podniesie na duchu, trochę zmotywuje. Że jak ja mam doła, to ktoś poklepie po ramieniu i powie ,,bedzie dobrze, tylko musisz zap***dalać".  

 

Jeżeli moje zachowanie wydaje się niedojrzałe, to najzwyczajniej w świecie przepraszam.

Sęk w tym że większość ludzi widząc słabeusza chce mu jeszcze mocniej dojeb..c . Pokazując taka postawę szczególnie przy żonie obniżasz swoją wartość do "zera ".

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteś młody, a już stary, jak tak czytam twojego posta.

 

Nie wiem za bardzo, o co chodzi z tym uznaniem. Ludzie, jak tak widzę czerpią największą radość z cudzego nieszczęścia, z niepowodzeń. Schadenfreude.

 

Masz pasję to rób swoje i nikomu niczym się nie chwal. Niestety zyskasz uznanie dopiero, jak wywołasz efekt wow, przekroczysz granicę zapierdalania.

 

Ale jak zrozumiesz, czym jest granica zapierdalania w pasji, podjęcie totalnego cierpienia to już będziesz miał innych ludzi głęboko w dupalu i nie wywołają w tobie żadnych emocji.

 

Rób coś człowieku ze sobą, bo brzmisz naprawdę, jak chłop na łożu śmierci. Terapia, cokolwiek. Wydaj hajsu na siebie, zrelaksuj się, wyjedź gdzieś, zrób kurwa cokolwiek dla siebie.

 

Na kobietę to bym raczej nie liczył. Ona ci wypomni każdą słabość nawet po wielu latach. One to mają w DNA.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój drogi, pasja w pewnym sensie jest jak dupa, każdy ma swoją. To raz. Dwa, "orły latają samotnie, wróble i gołębie w stadach".

To co robisz, robisz tylko dla siebie. Twoja podświadomość gdzieś kuleje i potrzebuje pochwał. Podświadomość to wewnętrzne dziecko. 

 

Wracając do tematu ciąży. Nie chce Cie straszyć, ale po urodzeniu się dziecka nic się nie zmieni na lepsze, uwierz, znam to z doświadczenia. Będzie tylko gorzej i tylko od Ciebie zależy jakie masz jajeczka, ile jesteś w stanie znieść i na ile pozwolisz wejść sobie na głowę. 

Nie oczekuj od żony żadnego wsparcia, nigdy w żadnej kwestii i dziedzinie Twojego życia. Od teraz będziesz tylko dostarczycielem dóbr, źródłem utrzymania żona będzie z Tobą rozmawiać jedynie o:

- tym że Ty jej nie wspierasz

- tym że "Kacperek zrobił zieloną kupkę"

- tym że jest zmęczona i niewyspana 

- tym że jesteś "obrzydliwą świnią bo chcesz jej wcisnąć ch*ja między nóżki" 

itd itp nie chce mi się wszystkiego opisywać by Cie bardziej nie dołować. 

 

Decyzja o ciąży i dziecku zapewne była jej, Ty tylko pokornie zrobiłeś swoje co ona uznała za zgodę wzieła to jako aprobatę swojej decyzji. Od tego momentu będzie Ci wmawiane, że dziecko było WSPÓLNĄ decyzją. 

 

Teraz masz do wyboru:

1) Porozmawiać szczerze ze swoją żona - jednak nie sądze by to przyniosło pozytywne skutki, wrecz przeciwnie. One wszystko obrócą przeciwko chłopu jak tylko nadarzy się okazja. 

2) Zacisnąć zęby i robić swoje - wpędzisz się pewnie w większy dół z czasem

3) Udać się do psychologa i porozmawiać o tym z obiektywną, obcą osobą. Do psychologa, faceta. Nie do baby. - to najprawdopodobniej będzie najlepsza decyzja. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.