Skocz do zawartości

Zwrot połowy spłat kredytu hipotecznego.


Rekomendowane odpowiedzi

Bracia, czy jest tutaj ktoś, kto może udzielić mi konkretnej odpowiedzi i pomocy? Im dłużej się borykam z tym problemem, tym większy mam mętlik w głowie, i słyszałem już różne wersje od prawników:

Bardzo mi na tym zależy, ponieważ jestem nieźle dymany od lat przez byłą żonę, jestem na skraju wyczerpania i nie wiem jak problem ugryźć.

Czy regres należy mi się od każdej zapłaconej raty kredytu, czy muszę czekać aż sam spłacę połowę? Zdania są podzielone. Jeśli ktoś speca od takich spraw w stolicy, lub potrafi udzielić mi rady - będę bardzo wdzięczny, tracę już siły. 

  

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę mało szczegółów, ale co do zasady regres powstaje w stosunku do kwoty spłaconej ponad swój udział, czyli ponad 1/2. Czyli jeżeli masz kredyt z żoną na 100 tys, a sam spłaciłeś 80 tys, to regres masz co do kwoty tylko 30 tys.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, to wiem. Szczegóły to ja mogę opisać, chociaż to długie i komplikowane.

Chodzi o to że nie jest spłacona jeszcze połowa kredytu, a rata jest co miesiąc. czy mogę wystąpić o regres połowy kwoty każdej z rat? Bo jeden mówi że oczywiście, drugi że nie. Przepisu jasnego nie potrafię znaleźć.

O, szybki przykład, to będzie jasne o co pytam:

Kredytu zaciągnęliśmy 100 000. Spłaciliśmy powiedzmy 5000 (z majątku wspólnego). Rozwód. Pozostało 95 000 które spłacam sam. Spłacam i spłacam, jest jeszcze 60 000 do spłaty. 5000 było z majątku wspólnego - nie liczy się. ja spłaciłem 35000. czy mogę teraz wystąpić o zwrot połowy z tych 35 tys. czy czekać muszę aż spłacę 47 500? Przecież to jest bez sensu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak z twoim przypadkiem bo nie wiem na kogo była umowa.

Ale znam przypadek ze ktoś komuś żyrantował, a ten co miał spłacać nie płacił.

Dlatego ten co żyrantował musiał spłacić całość kredytu i dopiero potem mógł wnieść do sądu sprawę o zwrot swoich pieniędzy.

W tym przypadku niestety nie pomogę gdyż aż tak przepisów nie znam.

Ale może się ktoś znający jeszcze wypowie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysłać wezwanie do zapłaty i postraszyć firmą windykacyjną zawsze możesz - co innego jak trzeba będzie te pieniądze wyszarpać w sądzie. Bo przepisy w dużym skrócie mówią tyle, co napisałem w poprzednim poście, reszta to już kwestia interpretacji.  Wg umowy jesteś dłużnikiem co do 1/2 kwoty kredytu, więc 50% tej sumy nie masz u kogo zrekompensować. Skoro zapłaciłeś 35 000,00 zł i wystąpisz o regres wobec żony, to sąd może łopatologicznie stwierdzić, że regres nie nastąpił, bo do tej pory spłaciłeś SWOJE zobowiązanie, a nie żony. Zarówno Ty jak i żona, jesteś zobowiązani w równy sposób do spłaty tego kredytu, który abstrakcyjnie jest dzielony na pół - czyli dokonując płatności za ratę, spłacasz swoją część długu, a nie w połowie żony. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, pillsxp napisał:

nie wiem na kogo była umowa

Umowa oczywiście na nas oboje, oboje kredytobiorcy solidarnie odpowiadają za spłatę.

Gdyby było jak piszesz, to mógłbym dochodzić zwrotu po 30 latach, czyli dawno dawno by się przedawniło.

9 godzin temu, Throgg napisał:

Wysłać wezwanie do zapłaty i postraszyć firmą windykacyjną zawsze możesz - co innego jak trzeba będzie te pieniądze wyszarpać w sądzie. Bo przepisy w dużym skrócie mówią tyle, co napisałem w poprzednim poście, reszta to już kwestia interpretacji.  Wg umowy jesteś dłużnikiem co do 1/2 kwoty kredytu, więc 50% tej sumy nie masz u kogo zrekompensować. Skoro zapłaciłeś 35 000,00 zł i wystąpisz o regres wobec żony, to sąd może łopatologicznie stwierdzić, że regres nie nastąpił, bo do tej pory spłaciłeś SWOJE zobowiązanie, a nie żony. Zarówno Ty jak i żona, jesteś zobowiązani w równy sposób do spłaty tego kredytu, który abstrakcyjnie jest dzielony na pół - czyli dokonując płatności za ratę, spłacasz swoją część długu, a nie w połowie żony. 

 

Mogę, ale nie chcę pchać się w płacenie prawnikowi i koszty sądowe, jeśli mam te sprawę przegrać ;( Jestem bezsilny, bo ona mi się śmieje w twarz i grosza nie ma zamiaru zapłacić, prawo mówi o przedawnieniu po 6 latach, a połowę pozostałego długu to ja spłacę za wiele lat. Nie mogę nawet nadpłacać, bo sąd to może odebrać jako działanie na jej niekorzyść (mogła nie wyrazić na to ochoty) czyli muszę płacić wg. charmonogramu, czyli bardzo powoli miesiąc po miesiącu. Tak więc Mógłbym pozwać ją o zwrot np. za 10 lat, a po 6 się to przedawnia. Przecież to jest jakaś paranoja. Każdy miesiąc to jest nowe zobowiązanie, to powinno się rozliczać przy każdej płatności. 

Jestem jakimś niewolnikiem, który spłaca jej część kredytu, nie mogę nawet mieszkania sprzedać (ona oleje podpisanie czegokolwiek, zakwestionuje cenę, cokolwiek by zrobić na złość). Więc płacę za dwoje, a ona mi wysyła smsy kiedy oddam jej część spłaty (pracuję nad tym). Nie mam już siły.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pytonga, @TheFlorator, @Tornado macie jakieś pomysły?

1 godzinę temu, gaźnik napisał:

Jestem jakimś niewolnikiem, który spłaca jej część kredytu, nie mogę nawet mieszkania sprzedać (ona oleje podpisanie czegokolwiek, zakwestionuje cenę, cokolwiek by zrobić na złość).

Ale mieszkanie w księgach wieczystych jest 100% Twoje?

Jeśli tak to możesz je sprzedać, spłacić kredyt i się uwolnić.

 

@Maniek moze Ty coś wiesz?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, gaźnik napisał:

Mogę, ale nie chcę pchać się w płacenie prawnikowi i koszty sądowe, jeśli mam te sprawę przegrać ;(

Bez dobrej woli byłej żony, jedyna opcja to sąd, aczkolwiek na chwilę obecną bardzo ryzykowna. 

2 godziny temu, gaźnik napisał:

Jestem bezsilny, bo ona mi się śmieje w twarz i grosza nie ma zamiaru zapłacić, prawo mówi o przedawnieniu po 6 latach, a połowę pozostałego długu to ja spłacę za wiele lat.

 

 

Na razie nic się nie przedawnia, bo nie ma regresu, a więc wymagalnego roszczenia. Jak splacisz np. 60 tys. to pozywasz o 10, jak 70, to o kolejne 10. To się da ogarnąć, tylko trzeba mieć rękę na pulsie. No i pierwsze słyszę, żeby w sprawach o kredyt przedawnienie wynosiło 6 lat - nie chce teraz przesądzać bo opieram się na ogolnikach, ale co do zasady są 3 lata lub 10 lat. 

2 godziny temu, gaźnik napisał:

 Każdy miesiąc to jest nowe zobowiązanie, to powinno się rozliczać przy każdej płatności. 

 

Zobowiązanie jest jedno, a jedynie forma płatności jest rozłożona na raty. 

2 godziny temu, gaźnik napisał:

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, gaźnik napisał:

Mogę, ale nie chcę pchać się w płacenie prawnikowi i koszty sądowe, jeśli mam te sprawę przegrać ;( Jestem bezsilny, bo ona mi się śmieje w twarz i grosza nie ma zamiaru zapłacić, prawo mówi o przedawnieniu po 6 latach, a połowę pozostałego długu to ja spłacę za wiele lat

Lepiej spróbować i nie pluć sobie potem w twarz, po drugie pokażesz że masz jaja i nie będzie Cię suka wodziła za nos. Idź do prawnika, porada dużo nie kosztuje, a nie na forum pomocy szukasz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, hogen napisał:

a nie na forum pomocy szukasz

Myślałem że forum jest od porad i pomocy. Myliłem się? Nie chcesz, nie pisz w tym wątku. 

Jeśli go czytałeś, to przeczytałeś, że mam prawnika - a prawnik sam nie wie jak to ugryźć. Czy regres należy się po każdej z rat, czy po polowie pozostałej kwoty. I jak tę kwotę policzyć. W złotówkach czy w CHF?

 

1 minutę temu, RealLife napisał:

Sprzedaj mieszkanie, spłać kredyt, podziel się resztą jeśli zostanie i masz spokój. Inaczej problem na lata. Mnie na przykład w przypadku rozwodu czeka licytacja komornicza bo żona nie wyraża zgody na sprzedaż. Chce abym za nią płacił raty. 

 

Nie chcę sprzedawać mieszkania. Gdzie ja teraz za taką kwotę kupię tak duże mieszkanie w tej lokalizacji? Nie wiem czy bym na kawalerkę uskrobał, serio. Ceny poświrowały kosmicznie. 

 

Co znaczy że żona chce byś ty płacił za nią? Moja też chciała ;) Sąd jej to wyjaśnił, chociaż myślałem że ona to dobrze wie. Jest współkredytobiorcą to jest zobowiązana a nie "ona chce".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. A miałbyś środki, żeby nadpłacić kredyt do połowy zobowiązania?

2. Może warto przestać spłacać. Dość ryzykowne zagranie. Ale jeśli to możesz ukryć dochód, a była małża jest na etacie to może stanie się bardziej ugodowa?

3. Prawnikowi i tak zapłacisz. To jakbyś lekarzowi nie chciał płacić. Stało się, warto tylko wybrać takiego co sprawnie i szybko przetnie ten wrzód. 

Edytowane przez Piter_1982
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Piter_1982 napisał:

1. A miałbyś środki, żeby nadpłacić kredyt do połowy zobowiązania?

2. Może warto przestać spłacać. Dość ryzykowne zagranie. Ale jeśli to możesz ukryć dochód, a była małża jest na etacie to może stanie się bardziej ugodowa?

3. Prawnikowi i tak zapłacisz. To jakbyś lekarzowi nie chciał płacić. Stało się, warto tylko wybrać takiego co sprawnie i szybko przetnie ten wrzód. 

 

1. Nie mam, ponieważ muszę wyrokiem sądu ją spłacić - to jest duża kwota. Ona nie rozumie co zaszło, bądź (bardziej prawdopodobne) robi celowo na złość nawet kosztem robie sobie kuku. Latami unikała rozwiązania problemu, twierdząc, że skoro się wyprowadziła to nie musi płacić, ale być właścicielem to już jej pasowało. W końcu skierowałem sprawę do sądu. Mieszkanie przyznano mi, nakazano ją spłacić, a jej płacić podpisany kredyt.

 

2. Oczywiście można przestać płacić, ale bank ma dwóch kredytobiorców, wcale nie jest powiedziane że do niej się skieruje, a już na pewno wpisze nas na listę dłużników i będzie groził zerwaniem umowy - wolę tego uniknąć.

 

3. Właśnie w tym jest problem! Przepisy w tym kraju są tak niejasne, że nie ma jednej konkretnej odpowiedzi! Dlatego szukam speca w temacie i jak to ugryźć. Wyroki mówią - należy płacić podpisany kredyt, jedna strona ma prawo do zwrotu połowy, ale inny przepis sprzed lat mówi o czymś takim, że możesz to zrobić gdy spłacisz "swoją połowę". Tylko nikt nie wie czym jest ta "swoja połowa". Ponadto roszczenia długów przedawniają się, a to są sumy duże, więc to będzie trwać latami i się przedawni, i co wtedy? ja jestem gotowy zapłacić bardzo dużo za przecięcie tego wrzoda, tylko że opinie są tak różnie, że sam nie wiem jak to rozwiązać. 

 

Oczywiście nie muszę dodawać, że dostaję smsy od niej "Kiedy mi zwrócisz MOJE pieniążki?" (termin nie minął), A gdy ja zapytałem "Kiedy zaczniesz spłacać swój kredyt?" to dostałem odpowiedź że jestem nienormalny jeśli myślę że będzie płacić za kredyt skoro tam nie mieszka. Braty, to jest jakaś paranoja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, gaźnik napisał:

Oczywiście nie muszę dodawać, że dostaję smsy od niej "Kiedy mi zwrócisz MOJE pieniążki?" (termin nie minął), A gdy ja zapytałem "Kiedy zaczniesz spłacać swój kredyt?" to dostałem odpowiedź że jestem nienormalny jeśli myślę że będzie płacić za kredyt skoro tam nie mieszka.

Kobieta w większości przypadków święcie wierzy że ma prawo rościć sobie prawo do majątku samca.

Ma na nią łożyć i już, a połowa, a najlepiej wszystko co on wypracował jest jej własnością i koniec.

 

To są fakty, które należy uwzględnić podczas jebitwy.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, gaźnik napisał:

Mieszkanie przyznano mi, nakazano ją spłacić, a jej płacić podpisany kredyt.

Czy w orzeczeniu sądowym masz termin do kiedy musisz spłacić połowę zobowiązania za mieszkanie bankowi? Jeśli w czasie trwania wspólnoty majątkowej solidarnie zapłaciliście 5000 (czyli jej część to 2500, które musisz zwrócić), a od tego czasu po rozwodzie tylko ty zapłaciłeś kilkadziesiąt tysięcy za mieszkanie, to nie rozumiem w czym problem. Zakładam, że bank jest poinformowany o decyzji sądu, a spłaty następowały zgodnie z harmonogramem z twojego konta już po ustaniu wspólnoty majątkowej? 

40 minut temu, gaźnik napisał:

Oczywiście nie muszę dodawać, że dostaję smsy od niej "Kiedy mi zwrócisz MOJE pieniążki?" (termin nie minął), A gdy ja zapytałem "Kiedy zaczniesz spłacać swój kredyt?" to dostałem odpowiedź że jestem nienormalny jeśli myślę że będzie płacić za kredyt skoro tam nie mieszka. Braty, to jest jakaś paranoja.

Zwrot jej pieniędzy nie zachodzi, ponieważ nie wkłada nic w zobowiązanie, które zaciągnęła. Twoja spłata "jej" części zobowiązania wobec banku może nastąpić dopiero po jej prawnym wystąpieniu o zwrot tej kwoty, a z tego, co piszesz ona nie ma żadnego dowodu na spłatę. Więc płacisz bankowi - zachowujesz dowody wpłat. Mieszkanie jest na ciebie, więc jeśli twoja była coś wpłaci, to dopiero wtedy powstanie twoje zobowiązanie wobec niej.

 

Jeśli w grę wchodzi spłata zobowiązań innych niż mieszkanie: spotkałem się z tym, że powołując się na:


1. Komentarz do kodeksu cywilnego pod red. Konrada Osajdy 2015 wyd. 12 / B. Lackoroński
2. Komentarz do kodeksu cywilnego pod red. Edwarda Gniewka 2014 wyd. 6 / Dubis
3. Orzeczenie SN z 3.3.1958 r., 1 CO 1/58
4. Wyrok SN z 31.3.2000 r., II CKN 776/98

 

Cytat

Sąd Najwyższy wypowiedział się w tej kwestii, iż roszczenie regresowe powstaje z chwilą spełnienia przez dłużnika świadczenia w zakresie przenoszącym tę część, która ciąży na nim zgodnie z treścią stosunku wewnętrznego między współdłużnikami. Należy więc podkreślić, że ani powstanie roszczeń regresowych, ani ich wymagalność nie są uzależnione od zupełnego zaspokojenia wierzyciela. W konsekwencji powstanie i wymagalność roszczeń regresowych może nastąpić przed wygaśnięciem zobowiązania solidarnego.

 

Czyli nie musisz spłacić pełni rat, by wystąpić o regres. Wspólnota trwała do momentu spłaty 5000 - wszystko powyżej może być objęte regresem do wysokości połowy spłaconej kwoty. 

Edytowane przez JAL
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, gaźnik napisał:

nie mogę nawet mieszkania sprzedać (ona oleje podpisanie czegokolwiek, zakwestionuje cenę, cokolwiek by zrobić na złość).

Tego momentu nie rozumiem. Jeśli sąd zasądził 100% własności na Ciebie, to możesz z mieszkaniem robić wszystko i starej żonie nic do tego.

Czy tutaj się mylę?

 

Kredyt w banku - to jest osobna historia niezależna od prawa własności. Tak to widzę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, JAL napisał:

Czy w orzeczeniu sądowym masz termin do kiedy musisz spłacić połowę zobowiązania za mieszkanie bankowi?

Spłącić muszę swoją myszkę. Tak, mam termin, jeszcze nie minął, robię wszystko by wypełnić to zgodnie z wyrokiem.

24 minuty temu, JAL napisał:

Zakładam, że bank jest poinformowany o decyzji sądu, a spłaty następowały zgodnie z harmonogramem z twojego konta już po ustaniu wspólnoty majątkowej

Chyba nie jest, ja banku nie informowałem, nie wiem czy sąd to robi, pewnie nie. Spłaty są oczywiście płacone z mojego konta zgodnie z harmonogramem.

26 minut temu, JAL napisał:

Zwrot jej pieniędzy nie zachodzi, ponieważ nie wkłada nic w zobowiązanie, które zaciągnęła. Twoja spłata "jej" części zobowiązania wobec banku może nastąpić dopiero po jej prawnym wystąpieniu o zwrot tej kwoty, a z tego, co piszesz ona nie ma żadnego dowodu na spłatę. Więc płacisz bankowi - zachowujesz dowody wpłat. Mieszkanie jest na ciebie, więc jeśli twoja była coś wpłaci, to dopiero wtedy powstanie twoje zobowiązanie wobec niej.

Cholerka, tej części to nie rozumiem... no mam postanowienie sądu: Mieszkanie od dnia tego i tego należy wyłącznie do Gaźnika, Pani Myszka zostaje wypisana. Pan Gaźnik musi jednak zwrócić połowę wartości mieszkania Myszce - wartość wyliczył biegły, bo ja w sądzie podałem wartość realną a Myszka "miliard pińcet". Jednak sąd jednocześnie uwględnił od razu te wpłaty ktore dokonałem od rozwodu do wyroku. I o tyle obniżył tę spłatę na rzecz Myszki. Przypomniał też w mowie końcowej Myszce, że nie płaciła za kredyt, więc dostaje połowę wartości pomniejszoną o te lata. A dalej ma płacić. Pnieważ od wielu lat Pani Myszka nie ma najmniejszej ochoty zrobić nic z mieszkaniem, kredytem, czymkolwiek. Po prostu udaje że tematu nie ma, a pytana odpowiada, nawet w sądzie "przecież nie będę płącić jeśli tam nie mieszkam.

 

czy Twoim zdaniem mogę zakładać sprawę o zwrot kolejnych rat już teraz?

 

15 minut temu, Imbryk napisał:

Tego momentu nie rozumiem. Jeśli sąd zasądził 100% własności na Ciebie, to możesz z mieszkaniem robić wszystko i starej żonie nic do tego.

Czy tutaj się mylę?

 

Kredyt w banku - to jest osobna historia niezależna od prawa własności. Tak to widzę.

Z mieszkaniem mogę robić wszystko, ale ciąży na mnie kredyt, a ona ma 50% tego kredytu. A to znaczy, że jednak nie wszystko, bo do wszystkich dużych ruchów potrzebna jest zgoda banku i jej podpis.

  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozważyłbym odsprzedanie mieszkania razem z hipoteką.

 

Wypowiedzenie kredytu też dla ludzi, spokojnie. Może lepiej nawet ogłosić upadłość konsumencką. Co lepsze 3 lata biedy i wyrzeczeń czy 10 albo 15 użerania się.

 

ps. przerabiałem ponad 10 letni okres walki o mieszkanie z rodziną, dziś poszedłbym i zwrócił do spółdzielni i chętnie spłacił u komornika wszystkie zaległości, jak sobie podliczyłem ile nerwów, pieniędzy i szans straciłem. 

Edytowane przez Piter_1982
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

59 minut temu, JAL napisał:

Zwrot jej pieniędzy nie zachodzi, ponieważ nie wkłada nic w zobowiązanie, które zaciągnęła.

 

Zaraz gościa wymanewrujecie w maliny - orzeczenie sądu dotyczy spłaty tytułem udziału byłej żony we współwłasności mieszkania. To zobowiązanie nie ma żadnego związku z kredytem.

 

59 minut temu, JAL napisał:

Twoja spłata "jej" części zobowiązania wobec banku może nastąpić dopiero po jej prawnym wystąpieniu o zwrot tej kwoty, a z tego, co piszesz ona nie ma żadnego dowodu na spłatę. Więc płacisz bankowi - zachowujesz dowody wpłat. Mieszkanie jest na ciebie, więc jeśli twoja była coś wpłaci, to dopiero wtedy powstanie twoje zobowiązanie wobec niej.

 

Absurd.

59 minut temu, JAL napisał:

Czyli nie musisz spłacić pełni rat, by wystąpić o regres. Wspólnota trwała do momentu spłaty 5000 - wszystko powyżej może być objęte regresem do wysokości połowy spłaconej kwoty. 

 

Przecież zamieszczony cytat dotyczący wyroku SN, wyraźnie mówi, że ,,roszczenie regresowe powstaje z chwilą spełnienia przez dłużnika świadczenia w zakresie przenoszącym tę część, która ciąży na nim zgodnie z treścią stosunku wewnętrznego między współdłużnikami".   Czyli regres nie jest z automatu należny co do 50% już dokonanych wpłat, a powstaje dopiero z chwilą spłaty 50% zaciągniętego zobowiązania.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Throgg napisał:

Czyli regres nie jest z automatu należny co do 50% już dokonanych wpłat, a powstaje dopiero z chwilą spłaty 50% zaciągniętego zobowiązania.

To prawo jest bez sensu, mam nadzieję że są jakieś nowsze postanowienia, no ale jeśli nie, to jestem zmuszony się dostosować.

W przypadku dużego kredytu, strona mająca wszystko w dupie ma wieeele lat spokoju, a ta płacąca nie dość że spłaca za dwoje, to jak dojdzie do połowy, to musi płacić nadal, i ewntualnie prosić o zwrot o ile się nie przedawniło. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, gaźnik napisał:

Cholerka, tej części to nie rozumiem... no mam postanowienie sądu: Mieszkanie od dnia tego i tego należy wyłącznie do Gaźnika, Pani Myszka zostaje wypisana. Pan Gaźnik musi jednak zwrócić połowę wartości mieszkania Myszce - wartość wyliczył biegły, bo ja w sądzie podałem wartość realną a Myszka "miliard pińcet". Jednak sąd jednocześnie uwględnił od razu te wpłaty ktore dokonałem od rozwodu do wyroku. I o tyle obniżył tę spłatę na rzecz Myszki. Przypomniał też w mowie końcowej Myszce, że nie płaciła za kredyt, więc dostaje połowę wartości pomniejszoną o te lata. A dalej ma płacić. Pnieważ od wielu lat Pani Myszka nie ma najmniejszej ochoty zrobić nic z mieszkaniem, kredytem, czymkolwiek. Po prostu udaje że tematu nie ma, a pytana odpowiada, nawet w sądzie "przecież nie będę płącić jeśli tam nie mieszkam.

 

czy Twoim zdaniem mogę zakładać sprawę o zwrot kolejnych rat już teraz?

Mieszkanie jest twoje. Wydaje mi się, że bank powinien być poinformowany, bo w razie czego może świadczyć, że współkredytobiorca jest nierzetelnym płatnikiem. Jeśli sam jesteś w stanie spłacać, to może zgodzą się przepisać kredyt na ciebie (to ich dobra wola, ale fakt, że spłacasz rzetelnie sam od bardzo długiego czasu jest na twoją korzyść). To z automatu sprawi, że nie będziesz musiał walczyć o regres kolejnych rat. Ułatwi ci też sprzedaż mieszkania jeśli coś pójdzie źle i będziesz do tego zmuszony. Zawsze możesz też postarać się o żyranta/współkredytobiorcę innego (ale sam bym tego nikomu nie zrobił, więc to twoja silna wola tak naprawdę). 

 

Przy założeniu, że kwota regresu pozwoli ci na spłacenie zobowiązań wobec małżonki: 

 

Zapytaj prawnika: 

1) Czy przepisanie kredytu na ciebie (lub inna opcja zaproponowana przez bank) wyprostuje ci sytuację z mieszkaniem. 

2) Jakie masz opcje wystąpienia do sądu o wydłużenie terminu spłaty zobowiązań wobec ex-małżonki przy uzasadnieniu, że nie spłaca rat kredytu? Chodzi o to, żeby wyprzedzić jej pozew o spłatę motywując to jej narastającymi zobowiązaniami wobec ciebie.  

 

Regres bym próbował złożyć, bo ryzyko masz dużo większe. Koszty sądowe można chyba oszacować wstępnie. Chyba nie powinny być wysokie. A jak będziesz miał regres klepnięty to wniesiesz o rozliczenie regresu z twoim zobowiązaniem wobec żony i się kwoty na papierze zniosą bez przekazania gotówki. 

31 minut temu, Throgg napisał:
Cytat

Twoja spłata "jej" części zobowiązania wobec banku może nastąpić dopiero po jej prawnym wystąpieniu o zwrot tej kwoty, a z tego, co piszesz ona nie ma żadnego dowodu na spłatę. Więc płacisz bankowi - zachowujesz dowody wpłat. Mieszkanie jest na ciebie, więc jeśli twoja była coś wpłaci, to dopiero wtedy powstanie twoje zobowiązanie wobec niej.

 

Absurd.

Cytat

Tutaj piłem do scenariusza, że zobowiązanie jest powiązane jakoś z kredytem. Potem @gaźnik doprecyzował, że sąd nakazał spłatę wartości połowy mieszkania. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@JAL

 

Prawomocny wyrok określa mi konkretną datę do kiedy mam ją spłacić - połowa czerwca tego roku. Raty płacę oczywiście miesiąc w miesiąc spłacając kredyt i jednocześnie rośnie w ten sposób dług Myszki wobec mnie.

 

Ten sposób rozwiązania jaki przyjęła Myszka przekreśla pomysł przepisania kredytu na mnie. Bo ona mi wysyła smsy "czekam na kase" - więc jak już jej oddam, to nie przepiszę kredytu na siebie, bo zapłacę za 1,5 mieszkania. Wtedy nie mam interesu w oderwaniu jej od kredytu. Niech swoją część spłaci tym co dostanie ode mnie. Tylko jeśli teraz mogę jej naskoczyć to wiesz jak to się skończy? Auto, wakacje? ciuszki, ajfony? I zaraz kasa się rozejdzie.

 

Podoba mi się pomysł z wystąpieniem o wydłużenie terminu spłaty. Podsunę go adwokatowi.

 

Ustaliłem tak z adwokatem na razie:

- składa on o spłatę zasądzonych dla mnie przez 2 instancje kosztów sądowych. Tego myszka też nie zauważa, cala ostrość skierowana jest na jedno zdanie: ile mam jej zwrócić, cała reszta nieważna. To pójdzie szybko, bo wyrok jest już prawomocny więc szybka piłka i komornik.

- wysyła pismo do niej o zwrot połowy wszystkich kolejnych wpłat - zobaczymy co odpowie. Chociaż wieloletnie doświadczenie mówi mi, że wogole nie odpowie na to.

 

I teraz właśnie zależnie od tego, gdybym wiedział czy ja już mogę wystąpić o regres, czy nie, to kierujemy sprawę do sądu. Czy koszty będą niewielkie? No zależy jak na to patrzeć. Przypominam że to ja płacę od lat za wszystko sam, a i szybko muszę zwrócić jej kwotę za którą mozna kupić naprawde fajne nowe auto. 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.