Skocz do zawartości

Kiedy kobieta rozwija się


Rekomendowane odpowiedzi

Czytam z zaciekawieniem wasze wypowiedzi. Mam zupełnie inne doświadczenia  z dzieckiem niż  @Amperka

8 hours ago, Amperka said:

Przy jednym małym dziecku można bardzo dużo.

i potem:

8 hours ago, Amperka said:

 

I najważniejsze: DZIECKO DO 3 LAT NIE PAMIĘTA, czy byłaś fenomenalną matką, czy wyparzałaś słoiczki, czy wszystko było idealnie wyprasowane. Nie musisz mu organizować żadnych uciech, wrażeń, wyjazdów do kulkolandii, bo dziecko chce tylko, żebyś była obok - spokojna i szczęśliwa. Zero presji, zero telefonów, zero niezadowolonych klientów, zero utyskiwania szefowej. Nie masz żadnych ostatecznych terminów. Masz tylko być, zmienić kupę, przygotować zupkę i kaszkę. A przez pierwsze 3 miesiące, masz leżeć i karmić. Ja sobie w tym czasie odpalałam na telewizorze debaty z zagadnień, które mnie interesowały (których obejrzeć nie miałabym szans pracując na etacie).

 

Chcę odczarować ten mit, że macierzyństwo to coś strasznego. Jak ja się nasłuchałam, jak to się urobię, jaki to ciężar itd. (jak już byłam w ciąży) to miałam spore obawy. Dziś wiem, że nieuzasadnione (...)

 

Mam taki wniosek, że w sumie każda z nas może opowiedzieć jak to u niej wyglądało, ale za każdym razem będzie to tzw. dowód anegdotyczny, czyli taki, gdzie jest za mało danych aby stwierdzić czy teza jest prawdziwa (w tym wypadku teza to: intelektualny samorozwój w macierzyństwie to kaszka z mleczkiem). U mnie np. pół ciąży spędzone w szpitalu z zagrożeniem - nawet nie chcę o tym mówić. Dziecko przez pierwsze pół roku od 3 rano praktycznie nie spało przez problemy z brzuszkiem. Ja w ciągu dnia chodziłam jak zombie (nawet nie mogłam się wymieniać z męzem, bo młody miał fazę, że tylko ja mogę przy nim być). Pierwszy rok to też mnóstwo różnych lekarzy, rehabilitacji itd.  Później było trochę lepiej, ale do dzisiaj (a ma 1.5 roku) nie jest w stanie sam się bawić, ciągle muszę być przy nim i AKTYWNIE z nim spędzać czas w ciągłej interakcji. Do tego codziennie budzi się około 5-6 razy w nocy. Młody nie ma obecnie żadnych zaburzeń, jest kochany, bardzo inteligentny jak na swój wiek, żywe srebro - ale taki typ, po prostu potrzebuje mamy na 100%.

 

Dlatego uważam, że pisanie o tym, że macierzyństwo to kraina mlekiem i miodem płynąca, jest dość krzywdzące. Może będziesz mieć szczęście, spoko ciążę i w miarę ułożone dziecko, a możesz trafić na naprawdę trudny przypadek. Piszę o tym też dlatego, żeby dziewczyny były świadome, że może być trudno a nawet bardzo trudno i że to jest OK. Żeby jakiś Stefan nie powiedział swojej Mariolce, że przecież Kaśka napisała doktorat na macierzyńskim, a Ty Mariolka nawet nie jesteś w stanie obiadu ugotować. Bo czasem po prostu nie ma siły nawet na to,  żeby podnieść się z łóżka. 

 

Kończąc tą wypowiedź, powiem wam, że ja kilka miesięcy po porodzie obroniłam na bdb inżynierkę na technicznym kierunku na polibudzie. Krótko po urodzeniu dziecka kończyłam projekt, do którego pisałam pracę będąc w ciąży. Mimo tego całego zmęczenia. Moja mama przychodziła codziennie przez miesiąc na parę godzin, a ja pisałam projekt, który musiał być w moim mniemaniu idealny, zero błędów. Po obronie, setki gratulacji, wszyscy łącznie z promotorem dumni, moje ego napompowane - "ale im i sobie pokazałam". I wiecie co myślę po czasie? Że to była totalna głupota. Zamiast spędzać czas z malutkim dzieckiem chciałam spełnić jakąś swoją chorą ambicję, którą można było spokojnie przesunąć albo rozłożyć w czasie. Trzeba uważać, żeby z tym samorozwojem nie przegiąć w drugą stronę. Teraz myślę, że urlop macierzyński i wychowawczy to faktycznie czas, który powinien być dla dziecka. Na samorozwój jest czas w szkole, w pracy i praktycznie przez całe życie. A właśnie te 3 pierwsze lata życia, o których wspomniała Amperka, są dla dziecka najważniejsze. Mimo tego, że ich nie pamięta. Warto więc dać mu wtedy od siebie jak najwięcej.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, maggienovak napisał:

Kiedy?
Kiedy dostajesz kopa w upę. :)
Ja podziwiam moją Mamę, która przy trójce dzieciaków (bliźniaki + rok później kolejne dziecko), zapierdolu w domu, pracy na oddziale, zrobiła dwie specjalizacje, wyhodowała duży ogród, w domu czysto, obiady, desery, pełna spiżarnia, dobudowa domu.

O jeju, podziwiam takie kobiety. Ja akurat dzisiaj robiłam badania u ginekologa, powiedział mi żebym uważała bo w tym miesiącu jest u mnie szansa na ciąże bliźniacza  :) jak pokazałam mojemu facetowi to powiedzial ze musimy baardzo uważać, ale nie dziwie się bo bliźniaki za pierwszym zamachem to musi być szok. Z jednym dzieckiem jest ciężko, a co dopiero z dwoma 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, sol napisał:

Czytam z zaciekawieniem wasze wypowiedzi. Mam zupełnie inne doświadczenia  z dzieckiem niż  @Amperka

 

Dlatego uważam, że pisanie o tym, że macierzyństwo to kraina mlekiem i miodem płynąca, jest dość krzywdzące. Może będziesz mieć szczęście, spoko ciążę i w miarę ułożone dziecko, a możesz trafić na naprawdę trudny przypadek.

Bardzo mi przykro, że miałaś zagrożoną ciążę, to na pewno olbrzymi stres.

Może to wybrzmiało tak, że macierzyństwo jest nieuciążliwe i bezproblemowe, ale to nie tak miało brzmieć. Dla mnie ten trud po prostu jest wart zachodu i daje mi satysfakcję.

Mój syn przez pierwsze 1,5 roku budził się o 1 nad ranem i nie spał do 4. I tak codziennie. Chyba z 20 audiobooków przesłuchałam przez te wszystkie noce. Mogłam spać i go ułożyć bezpiecznie, bo czasami nawet nie płakał, ale mi się wydawało, że matka musi być czujna jak dziecko nie śpi. Przy pierwszym dziecku tak jest. Teraz bym po prostu spała obok, gdy ten by sobie czuwał.

Syn ma 2 lata i 4 miesiące i były chyba tylko 4 noce, gdzie przespał je całe. Wczoraj dwa razy w nocy budził się z piskiem i nie mógł się przez pół godziny ogarnąć - chyba jakieś koszmary senne. A mała córka nie ciągnie smoka, tylko ciągle chce cyca - i tak co 3 godziny musi ciumkać. Ale nie płacze i jest bardzo spokojna. Tylko taki ciumkacz i musi jej ciągle grać pozytywka.

Jest przed 22.00 - dzieciaki zasnęły, mąż poszedł przytulić syna na dobranoc i zaraz tu przyjdzie. Syn jest do niego bardzo przywiązany, ale jak coś się dzieje złego, to przychodzi do mnie. Wiem, że tak z 4 razy się będę budzić, bo karmienie, bo syn ma niespokojny sen, bo coś tam. Zaraz idę do kuchni wypić kawę, bo chcę jeszcze trochę popracować i wstanę rano, żeby coś ogarnąć.

Syn sobie dzisiaj wtarł we włosy paczkę sudokremu i trzeba było mu włosy zgolić na 3 mm, a mój pies, który waży 60 kg prawie, go dzisiaj nie stratował jak znalazł jeża i zaczął go obiegać dookoła. Syn wszystko wymusza i wszędzie go pełno. Ciągnie psy za ogony i rzuca kamieniami ze skarpy - a mi serce drży, że się sam po tej skarpie potoczy. Jest przeziębiony, więc posmarowałam mu stopy żelem rozgrzewającym na noc, to wsadził dużego palucha do gęby i wył, bo niedobre i sobie oko tą maścią zatarł :)Taki dzień. Córka jak zwykle słodka i urocza :)

Tak jest. Ja po prostu bardzo lubię swój dom i swoje dzieciaki. Mąż jest w domu (jeżeli pracuje, to z domu - ogólnie żyjemy z najmu i z jakiś moich prac zdalnych, czasami mąż coś też zarobi) i tak od trzech lat. Atmosferę mamy świetną, dużo rozmów, dużo drażnienia się, cały czas z dzieciakami. Dzisiaj jeszcze są babcie, bo u nas odsiadują kwarantannę, więc miałam sporo luzu. Mieliśmy wycieczkę samochodową - nie wychodziliśmy z auta, tylko pojeździliśmy. 

Ja po prosu lubię ten tryb. Ktoś mi opowiada, że cieszą go trudy związane z rozwiązywaniem jakichś problemów w pracy, jakichś trudnych sytuacji, że ogarnął jakieś zagadnienie w pracy i super. Ja tego unikałam jak ognia, chciałam żeby nikt się mnie nie przyczepił i czmychnąć po 8 godzinach. Natomiast trud domowy jest dla mnie właśnie takim czymś, co lubię.

Ja już przebieram nogami jak syn będzie większy, bardziej komunikatywny, będziemy razem łazić po lesie, jeździć rowerami, grać w ping-ponga, na święta ozdabiać dom. Już nie mogę się doczekać. Dlatego tak zależy mi na tym, abym mogła uniknąć 8-godzinnej pracy na etacie, tylko jakoś inaczej.

Mówisz, że wizja sielskiego macierzyństwa może być krzywdząca, pewnie tak, ale kiedy ja tak właśnie czuję. Chociaż uwielbiam teraz ten moment - kiedy wszyscy śpią, a ja tu skrobię sama.

Mnie jednak bardziej skrzywdziło gadanie o tym, jak będę miała przekichane. Bo praktycznie nikt mi nigdy nie powiedział - że ten okres jest fajny. Słyszałam tylko, że będę zmęczona, bez energii, przygnębiona, ogólnie gehenna. Przez pierwszy okres bardzo mechanicznie podchodziłam do opieki nas synem - bo wszystko chciałam tip-top i z tym umęczeniem, które przecież jest wskazane i o którym wszyscy mówili. Chciałabym cofnąć czas i ten pierwszy okres synem przeżyć na większym luzie - ale już nie ma co. Z córką potrafię się tym cieszyć i może dlatego jest taka pogodna i spokojna.

 

P.S. Sporo osób przyjeżdża, babcie często są, mąż w domu, więc wiem, że mam łatwą sytuację. I można się rozwijać też, oczywiście nie kosztem dzieci, bardziej właśnie z myślą o nich. Ale myślę też, że ten co chce - znajdzie sposoby, a ten co nie chce - znajdzie powody.

 

 

Edytowane przez Amperka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Amperka sama przyznajesz, że masz naprawdę komfortową sytuację i faktycznie - żyć nie umierać. Tylko, że pisząc, że macierzyństwo to bułka z masłem nie napisałaś już, że masz niepracującego męża w domu i sztab babć gotowych do pomocy i gdyby nie post @sol to pewnie byś tego nie dopisała. I potem jak przeczyta to kobieta która ma dwójkę dzieci, męża rolnika i rodzinę na drugim końcu Polski to myśli sobie "jestem beznadziejna". A po prostu inaczej się trud rodzicielstwa rozkłada na jedną osobę, a inaczej gdy są ręce do pomocy.

Ja sama mam dość lajtowo, ale nie odważyłabym się napisać, że macierzyństwo to sam lukier, a trochę taki wydźwięk miał Twój wcześniejszy post. I potem panowie tutaj sobie taki post wybiorą i będzie gadane dokładnie to o czym była mowa "patrz Mariola, inne też mają dzieci i nie marudzą". 

 

A tak żeby było choć trochę na temat ;) W czasie pierwszego urlopu macierzyńskiego zrobiłam studia podyplomowe. Nie wiem tylko po co mi to było, bo po niedługim czasie uznałam, że chcę zmienić zawód i te studia mi się średnio przydadzą ?

Poza czytaniem książek to pewnie zbyt rozwijających zajęć nie mam, nie potrafię się zmotywować do nauki w domu. Od września zamierzam iść na kurs niemieckiego, zobaczymy z jakim skutkiem.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W kilku wątkach już o tym pisałam - za każdym razem. Często jest babcia (teściowa), a mąż jest w domu. Już nie chciałam się powtarzać.

Podkreślam, że gdybym miała sama być z dwójką dzieci, bez wsparcia męża, w mieszkaniu dwupokojowym to pewnie byłaby to dla mnie trudna sytuacja i już nie tak cukierkowa.

Ale trzeba to sobie jasno powiedzieć. Gdybym tanecznym krokiem szła przez życie i spijała wcześniej najlepszą śmietankę tj. podróżowała i doświadczała, to bym nie uzbierała na wkłady własne na nieruchomości, które wynajmujemy i męża pewnie by w domu nie było - bo nie byłoby nas stać na spokojne życie. Gdybym się przyzwyczaiła do pewnych wygód i życia na poziomie, to dzisiaj skromna sielanka na wiosce (i pewnymi z tym związanymi obowiązkami) mogłaby być dla mnie przygnębiająca, a już na pewno mąż czułby presję, że musi mi zapewnić wystawniejsze życie (w rezultacie, nie byłoby go w domu). Gdybym się o wszystko czepiała teściowej, to by nie przyjeżdżała mnie czasami odciążyć. Moi rodzice są daleko, więc nie mam więcej szczęścia od tych, którzy mają chociaż jednego dziadka/babcię w pobliżu. Po prostu doceniam ludzi, którzy chcą mi czasami pomóc.

Może po prostu miałam liche i dołujące prace i dlatego aktualny stan bardzo mi się podoba. A może po prostu lubię dzieciaki i spędzać z nimi czas. Ktoś lubi programować, mimo, że czasami są błędy w kodzie, ktoś lubi pracę lekarza - chociaż bywają trudne przypadki i wycieńczające operacje, a ja lubię swoje gagatki, chociaż czasami się drą wniebogłosy i smarują ściany dżemem.

 

@Adams80 Ciekawe czy jesteś w stanie wybudować i wykończyć dom systemem gospodarczym, jak taki cwaniak:P Mój mąż skończył dobre studia i ma prestiżowy zawód, jednak nie ma tego jednego, co mu zarzucasz - cwaniactwa. Nie jest śliski i jest krystalicznie uczciwy. Niestety na rynku pracy, to spora ułomność i w rezultacie, mało zleceń. I nie jest tak, że siedzi i nic nie robi. Każdego dnia coś technicznego robi w domu, a już w najbliższym czasie rusza ze swoją inwestycją. Po prostu potrzebował czasu. Już mnie tak nie żałuj :P

Edytowane przez Amperka
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

8 minut temu, Adams80 napisał:

Ale pewnie @Amperka głównie sama zajmuje się gotowaniem, sprzątaniem itp. 

Jak większość matek.

 

@Amperka no i gratuluję, nigdzie nie napisałam, że Cię nie należy, tylko po prostu Twoja sytuacja nie jest "standardowa".

BTW, jakie "liche i dołujące prace" pozwalają na odłożenie na wkład własny do kilku mieszkań? ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No standardowa nie jest. Ale jakby protokolantka miała zrobić opis mojego dnia na chłodno, to wiele osób uznałoby mnie za styranizowaną kwokę w kieracie. A ja po prostu piszę o tym entuzjastyczniej, co normalnie uznawane jest za prozę życia.

Miałam dość wysokie stanowisko w korpo i częsty udział w tak zwanych "transition", w krajach, gdzie dieta była wysoka. I w tych krajach żyłam na konserwach, żeby z diety sporo uciułać. Pierwsze kupiłam z pomocą rodziców (wiem, że nie każdy ma możliwość), na drugie wkład własny z tych uciułanych właśnie, a trzecie pod zastaw pierwszego (jeszcze było można wtedy).

Myślałam wtedy, żeby chociaż wyjść na zero, a teraz widzę, ze wyszło nawet więcej. Oczywiście kredyty ciągle nadpłacam, ale już mało mi zostało. No i pińcet plus i się jakoś kręci. Ja za wiele od życia nie potrzebuję. Moi rodzice mają swoje pole i dają nam sporo jedzenia, bo nienawożone, więc jest luz.

@Adams80 hahaah, sorry, włączyła mi się lwica. A mój mąż już słyszę chrapie w drugim pokoju, zasnął z synem. I tak to jest. Dzisiaj - nieporuchane :)

Idę spać i ja.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo za chwilę będzie spina, która ma więcej kasy, i która ma więcej szczęścia w życiu. itd. :P
Ja tam teraz przyznaję szczerze - szkoda, że Mój nie ma dużo kasy, nie jest z dzianej rodziny. Pewnie teraz mielibyśmy trójkę dzieci. A tak przynajmniej jestem zmotywowano do zapierdalania,bo jak inaczej utrzymam rodzinę w razie czego? :) 
Ja jeszcze przepracowuję zły wzorzec macierzyństwa - ten termin mój mózg kojarzy tylko z : przemęczeniem, brzydotą, rozwaleniem relacji kobieta-mężczyzna, niszczącą monotonią.
Na razie miło mi jest, że w wyniku wirusika jestem u siebie na wsi, ogarnęłam rodzicom dom, może wyjdę z nowymi pomysłami w ogród. :) Taki postęp, że sprzątanie i gotowania zaczęło mi sprawiać małą przyjemność. Chociaż tyle dobrego z tej kwarantanny. :)

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@maggienovak mogłabym napisać:

Kurde, siedzę z dwoma kaszojadami na wygwizdowie totalnym. Zero sąsiadów. Mąż - wielki ideolog psia mać, a każdy inny co trzeba, robi dla chleba. I ta teściowa, co nie ma co ze sobą zrobić więc przyjeżdża czy kto chce, czy nie i mi doradza jak dzieci chować. Psy nabuzowane, bo nie ma tu żadnych suczek i skaczą na mnie jak opętane. I ku****ja w tym wszystkim, która myśli jak tu związać koniec z końcem. I jeszcze wszystkim podstaw pod nos, bo jak nie, to se sam nie weźmie.

 

Można i tak. Bo każdą sytuację można przedstawić, jako tragiczną. Kurde, nawet jakiś Mata pisze w patointeligencji, że chciałby być czarnym, bo rzyga tym dobrem i pięknem. LOL - źle bo rodzice się o niego troszczą i chcą zapewnić mu lepszą przyszłość.

 

Każdy tu pisze, że trzeba po prostu spojrzeć na swoją sytuację optymistyczniej i ja tam właśnie robię. Mam męża, który mnie kocha i ja jego, zdrowe dzieci, dach nad głową. Serio byłam na 3 dni w szpitalu w pokoju, z dziećmi poważnie chorymi (warzywka po prostu) i pomyślałam "wysłać tu każdego, kto ma wygórowane oczekiwania, albo się czepia dziecka, że Jasio już robi do nocnika, a jego dziecko nie" @maggienovak Twój chłop jest z Tobą, troszczy się. Jesteś zajebista, fajna babka, dobry model rodzinny - będzie Ci sporo łatwiej, jak miałaś taką ogarniętą mamę - to wyjdzie w praniu. Pierś do przodu. A na pocieszenie Ci powiem, że i tak umrzesz :)

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No może być różnie. Może się okazać, że masz trojaczki, wtedy chodzisz na rzęsach.

Ale ja mówię o pewnej normie. No jak ktoś mi powie, że w ciąży na L4 jest mniej czasu dla siebie niż chodząc do pracy, to chyba ja jakaś dziwna jestem (a przecież to może być 6 miesięcy laby - no chyba że chodzisz do ostatniego dnia - ale to na własne życzenie). Też miałam wskazanie, żeby leżeć, bo się przeforsowałam - ale to wraz - sporo czasu na książki, tv.

A jak masz jedno małe dziecko (przy pierwszym nie chciałam nikogo do pomocy i byłam sama) - takie do 4 miesięcy, to też masz sporo czasu. Oczywiście są różne dzieci. Ale statystycznie dziecko do 3 miesięcy śpi po 15 godzin - no skądś się ta statystyka bierze. Znowu może być różnie, może dziecko być niespokojne. Ale na etacie wiem, że jestem urobiona 10 godzin plus dojazdy i tu nie ma - może być różnie - to jest pewne, że szef nie płaci za czas dla siebie.

Potem dzieciak rośnie i spokojnie możesz z nim ok. 3 godzin spacerować - to też chyba nie jest jakaś katorga. Nie spotkałam na spacerach drących się dzieci. Wtedy też zasypiają i pewnie śpią tak do 1,5 roku ok. 2 godzin. No to ja się pytam, kto mi w robocie powie - masz 2 godzinki dla siebie.

Po prostu nie demonizowałabym. Nie wierzę, że niemowlak w ogóle nie spał za dnia.

Tak miałam przy pierwszym dziecku - i nie chciałam nikogo do pomocy.

Teraz już są dwa obrazy - jeden: dziecko z kolką, a drugi: dziecko śpiące 5 godzin za dnia.

Czyli pokazane - może być różnie.

Ja do tej pory spotkałam się tylko z jednym obrazem - będzie przekichane.

 

Może być różnie. Ale w robocie nie może być różnie - jest praca i terminy. Chyba że ktoś bardzo lubi to co robi, wtedy tak tego nie odbiera. Ale ja właśnie tak mam w domu.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Amperka napisał:

No jak ktoś mi powie, że w ciąży na L4 jest mniej czasu dla siebie niż chodząc do pracy, to chyba ja jakaś dziwna jestem

Ale nikt tak nie powiedział.

31 minut temu, Amperka napisał:

A jak masz jedno małe dziecko (przy pierwszym nie chciałam nikogo do pomocy i byłam sama) - takie do 4 miesięcy, to też masz sporo czasu. Oczywiście są różne dzieci.

Ja przy starszej córce też byłam sama cały dzień bo mąż pracował na etacie i prowadził działalność, i również pierwszy rok to była sielanka (pomimo nieprzespanych nocy) i pamiętam, że jak koleżanki-matki na studiach podyplomowych narzekały na brak czasu to myślałam sobie "o co im kurła chodzi?". Gdybym miała opierać się wyłącznie na własnym doświadczeniu to powiedziałabym - z jednym dzieckiem to nie robota. Ale wiem, że po prostu trafił mi się łatwy w obsłudze egzemplarz. No i w okresie poniemowlęcym już tak łatwo nie było ;) A gdy urodziła się młodsza nie miałam czasami kiedy wyjść do toalety.

31 minut temu, Amperka napisał:

Po prostu nie demonizowałabym. Nie wierzę, że niemowlak w ogóle nie spał za dnia.

Ale ja nie demonizuję (jak pisałam, sama nie mam źle), tylko przeciwna jestem pisaniu jednoznacznie, że jak ma się dzieci to jest czas na wszystko. Ty go miałaś, ale nie wiem czy miałabyś go tyle gdyby nie to, że mąż jest w domu i nie pracuje -  a już samo to jest mega ułatwieniem, którego nie ma przygniatająca większość kobiet w tym kraju. 

31 minut temu, Amperka napisał:

 

Teraz już są dwa obrazy - jeden: dziecko z kolką, a drugi: dziecko śpiące 5 godzin za dnia.

Czyli pokazane - może być różnie.

 

I tylko o to mi chodzi. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@catwoman Nie mam nic do dodania. W punkt. Z dwójką dzieci już nie jest lekko - to się zgadzam.

Może zbyt jednoznacznie to napisałam, ale wiosna idzie i czuję zadowolenie :)

 

A jak jakiś facet pokaże mój post żonci i powie "zobacz, jaka sielanka, nie narzeka", to nich żoncia odpowie "ale patrz jak psioczy, jak trzeba tyłek do pracy zawodowej ruszyć, gnuśniak jeden." Bo tak jest. Ja podziwiam te kobitki, które idą do pracy i mają dzieci. Takim babkom, głęboki ukłon i szapo ba.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...
W dniu 16.03.2020 o 06:02, Halinka napisał:

To się pośmialiśmy. Samotne zalewanie pyska i imprezy co weekend to fajny rozwój. 

Czy singielka czy nie, zawsze dbałam o swój rozwój i dbam dalej. Ale fakt, że posiadanie dziecka mnie przeraża z tego powodu, dlatego się z tym nie spieszę. Jeszcze chcę korzystać z młodego umysłu. 

Ja jestem bez kobiety(całe szczęście) a już odłożyłem ponad 20k.
Wątpię abym tyle odłożył marnując czas na "dziecko w skórze dorosłej osoby".
Zaczną powoli otwierać wszystkie punkty po kwarantannie to wracam do sportu i próbuję czegoś nowego.

Pomyślałem sobie ostatnio gdy odrzuciłem ofertę napalonej na mnie laski:
Ile ja się zdążyłem nauczyć przez ten weekend, a ile byłbym w plecy gdybym marnował czas i spermę na niewierną swojemu chłoptasiowi(beta cuckowi) lasce.
Zwykła koleżanka z którą można uprawiać czasem sex - zajmuje dużo czasu.
To ile czasu musi kraść kobieta w związku?
I co daje nam w zamian?

I och nie pytaj co my dajemy w zamian bo badania wyraźnie pokazują, że panienki najbardziej czują sie spełnione przy mężczyznach.
Finanse
Potrzeby emocjonalne
Potrzeby seksualne(jeśli się nie podoba to zamień obecnego faceta - póki jesteś młoda masz szansę złapać kogoś lepszego)
Potrzeby różnorakie bytowe
Wszelaka pomoc w każdej sferze życia praktycznie

Jedyne czego od Ciebie się oczekuje jako kobiety to zrobić obiad i pranie i być gotowa na sex(który daje TOBIE większą PRZYJEMNOŚĆ!) - to naprawdę bardzo bardzo mało.
Ostatnio w pracy opowiadałem koleżankom jaki układ związkowy mają moi krewni(on pracuje ona w domu)
To jak powiedziałem, że "no facet jej wgl nie pomaga sprzątać",
To one odpowiedziały: "Oesu sprzątać, wielkie mi rzeczy, czym ona się tu męczy".
Oczywiście wspomniałem, że facet jest starszy i ma trochę kasiory, domeczek etc. :) 
Myślę, że chciałyby być na jej miejscu.
A tak robią w korpo za grosze i żadnej "karier łymyn" nie ma.





 

W dniu 17.03.2020 o 11:04, Amperka napisał:

Bo tak jest. Ja podziwiam te kobitki, które idą do pracy i mają dzieci. Takim babkom, głęboki ukłon i szapo ba

Wiele takich rzekomo wielkich kobiet tworzy potem zimne suki zamknięte w sobie, bo mamusia nie miała czasu dla dzieci, a ojciec także w pracy.
Ja współczuję tym dzieciom, które siedzą z niańką i nie znają wgl. własnej matki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy się rozwijam? Nie czuję tego jakoś mocno i nie jest to nic wielkiego ale chyba tak. Mam dużo zainteresowań ( przeważnie powierzchownych) i po trochu próbuję wszystkiego. Psychologia to taki mój konik. W tym temacie siedzę ponad 11 lat. Zagłębianie się w te tematy bardzo mi pomogło zrozumieć moje relacje z rodziną jak i samą siebie.

Mam plan co do siebie, niestety póki co stoi to w miejscu z powodu sytuacji w której się znalazłam. Na to co chcę robić, muszę odłożyć sporą sumkę. 

Mianowicie dalej w mojej głowie siedzi kurs masażu. Nie ruszam tego póki co, bo skupiam się też na innych kwestiach a do tego tematu chcę przysiąść na poważnie, bo to moze się wiązać w dużej mierze z własnym biznesem. 

O dzieciach nie myślę póki co, ale też nie zamykam się całkowicie na taką ewentualność. 

 

Pracuję w firmie ( prawie 2.5 roku) gdzie obecnie szkolę się na operatorkę maszyn. Nie jest mi tu najgorzej ;) Mam o tyle dobrą zmianę, że mogę realizować inne rzeczy na boku. Stresu mam mało, bo pracuję głównie z facetami ;) Powiedziałabym wręcz, że jest często bardzo zabawnie :D 

Rozwijam się fizycznie - trenuję w wolne dni, w dni robocze ciężko - już w sumie wystarczająco ruchu i wysiłku mam przez 12h pracy. 

Rozwijam się duchowo - przygotowuję się na nowy rozdział, jestem silniejsza psychicznie niż wcześniej i przy okazji bardzo dumna z siebie. Pracuję nad asertywnością i bardziej niż wcześniej wczuwam się w siebie. Otworzyłam się też bardziej na ludzi - czyli wychodzi ze mnie moja prawdziwa socjalna natura :) 

 

Dla jednego to będzie wielki wyczyn, dla drugiego nic specjalnego. 

Dla mnie to dużo i jestem ostatecznie z siebie dumna i pnę do przodu, w swoim naturalnym tempie ;) 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Hippie napisał:

Dla jednego to będzie wielki wyczyn, dla drugiego nic specjalnego. 

Moim zdaniem wszelkie pozytywne zmiany to wyczyn. Motywacja do nich, ale przede wszystkim samozaparcie w działaniu, umiejętność zimnego, krytycznego spojrzenia na samego siebie, aby dzięki temu przeć naprzód. Rozwijanie się, wyjście z uklepanej strefy komfortu, bywa trudne, nawet w małych czynnościach, mindset'cie, ale niezwykle opłacalne. To zawsze próby, otwieranie się na nowe możliwości. :) 

 

Ja sama od kilku miesięcy wyprowadzam zmiany w swoje życie. Takie kompletnie przyziemne, lecz również bardziej duchowe związane z pracą nad swoją psychiką. Z zewnątrz te kroki wydają się pewnie miałkie, coś w stylu 'phi, toż mi rozwój hehe' (zwykle mówi osoba, która nic nie robi, aby popracować nad sobą, a głównie narzeka i szydzi), lecz dla mnie stały się rewolucją. Dla organizacji, zdrowia, wiedzy,  priorytetów, ale przede wszystkim samopoczucia. Dzięki psychoterapeucie i tym własnym malutkim krokom, wyszłam z ponad dwuletnich stanów poddepresyjnych i w dupie mam te teksty, że 'to nic specjalnego'. Polecam:D

 

I dalszego powodzenia!

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem kobieta rozwija się tylko u boku odpowiedniego mężczyzny z pasjami. Jak mężczyzna kobiety ma bogatą osobowość, pasje, bądź kształcił się w kierunku swojego hobby, to kobieta u boku takiego mężczyzny się rozwinie. 

Edytowane przez DuchAnalityk
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 16.03.2020 o 10:06, Amperka napisał:

Szansy na rozwój nie masz, jak wstajesz o 6:00 rano i tyrasz w jakiejś powtarzalnej pracy do 17:00, a jesteś w domu na 18:00. Przy jednym małym dziecku można bardzo dużo. Dziecko zazwyczaj siedzi na spacerkach spokojnie. A spacerek może trwać dwie godziny. Ja mieszkam na takiej wiosce, że sobie odpalałam na telefonie czytane kodeksy na głośnomówiącym i słuchałam do państwowych egzaminów podczas spacerków (i zdałam z bardzo wysokim wynikiem (gdzie zdawalność jest na poziomie 7%) - jedno małe dziecko, a ja w 8. miesiącu ciąży z drugim - nawet bym się za to nie chwyciła pracując całymi dniami na etacie). Czasami kogoś spotkałam, to wyciszałam audiobooka z grzeczności. Dziecko sporo śpi. Małe dziecko fascynuje się tym, że ma grzechotkę (moja córka leży teraz i się bawi swoimi stopami) i się cieszy, że jesteś obok.

I najważniejsze: DZIECKO DO 3 LAT NIE PAMIĘTA, czy byłaś fenomenalną matką, czy wyparzałaś słoiczki, czy wszystko było idealnie wyprasowane. Nie musisz mu organizować żadnych uciech, wrażeń, wyjazdów do kulkolandii, bo dziecko chce tylko, żebyś była obok - spokojna i szczęśliwa. Zero presji, zero telefonów, zero niezadowolonych klientów, zero utyskiwania szefowej. Nie masz żadnych ostatecznych terminów. Masz tylko być, zmienić kupę, przygotować zupkę i kaszkę. A przez pierwsze 3 miesiące, masz leżeć i karmić. Ja sobie w tym czasie odpalałam na telewizorze debaty z zagadnień, które mnie interesowały (których obejrzeć nie miałabym szans pracując na etacie).

 

Chcę odczarować ten mit, że macierzyństwo to coś strasznego. Jak ja się nasłuchałam, jak to się urobię, jaki to ciężar itd. (jak już byłam w ciąży) to miałam spore obawy. Dziś wiem, że nieuzasadnione.

Spotkałam się z koleżankami i jedna do mnie - "mam kumpelę, boszz.... jak ona ma ciężko z dzieckiem. Dziecko płacze, trzeba się nim ciągle opiekować, ja bym nie dała rady". Na co ja "masz wysokie stanowisko w firmie, podejmujesz trudne decyzje, żyjesz pod presją, masz jakieś dedlajny, a przerasta Cię zmiana kupy, gdzie nikt nie krzyczy za uchem ERDŻENT!!!!".

(Też na początku mnie macierzyństwo przerastało - to dla mnie było zupełnie nowe, ale po tygodniu się ogarnęłam).

 

Oprócz tego, że jest monotonia, to naprawdę macierzyństwo nie jest ponad siły, a daje sporo radości. Mój początek rozwoju intelektualnego datuję, na1 dzień na l4 w pierwszej ciąży. I ciągle czegoś się uczę i pracuję zdalnie (praca dużo bardziej satysfakcjonująca, niż ta przed ciążą). I już wiem, że moim celem po macierzyńskim jest zrobić w życiu tak, żeby być częściej w domu, a mniej w pracy w biurowcach.

Będę to pisać i mówić każdemu. Bo baby (często te niepracujące) narzekają na ten ciężar macierzyństwa i zniechęcają inne kobitki do posiadania dzieci.

Znam wielu mężczyzn, którzy są ojcami i oni zawsze mówią "jest to trud, ale to najwspanialsze co mam i nie oddałbym tego za nic". I ten przekaz powinien się przebijać.

 

Jesteś na macierzyńskim, masz płacone za to, że bawisz dziecko.  Mam cały dzień z moim małym dzieckiem dla siebie. Sporo czasu żeby się doszkolić i wrócić z większą wiedzą i umiejętnościami. I jeszcze sobie dorabiam zdalnie na poziomie pensji z macierzyńskiego. No kurcze, takie eldorado mi się już nie powtórzy. I szkoda mi, że niedługo się skończy.

Skąd wzięłaś audiobooki? Szukam ustawy o gospodarce nieruchomościami i rzeczy związanymi z egzaminem na rzeczoznawcę majątkowego tak btw?:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, DuchAnalityk napisał:

Moim zdaniem kobieta rozwija się tylko u boku odpowiedniego mężczyzny z pasjami.

A jak przypadkowo ta kobieta ma swoje własne pasje? Mężczyzna może wspierać, lecz nie wzmocni zaangażowania, jeśli ono samodzielnie jest ogromne. Sądzę, że dwójka rozwijających się ludzi dobrze działa, lecz doprawdy stwierdzenie, że do dobrego rozwoju potrzebny jest drugi człowiek jest śmieszne. Sądzę, że ludzie jako ogół najlepiej rozwijają się będąc samymi- więcej czasu, pieniędzy oraz świętego spokoju. 

21 minut temu, DuchAnalityk napisał:

Jak mężczyzna kobiety ma bogatą osobowość, pasje, bądź kształcił się w kierunku swojego hobby, to kobieta u boku takiego mężczyzny się rozwinie. 

Albo osiądzie na laurach, bo 1/2 związku już jest zajebista. Sama chciałabym trafić na mężczyznę z zainteresowaniami, zmotywowanego do działania, lecz kurde... To ja chcę taką być sama z siebie, a nie z uwagi na motywację, którą daje mi partner:) 

Edytowane przez Hatmehit
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Ragnar1777 napisał:

To ile czasu musi kraść kobieta w związku?

To zależy od Ciebie.

 

Moja mi zabiera tyle ile jej daję. 

 

3 godziny temu, Ragnar1777 napisał:

Wątpię abym tyle odłożył marnując czas na "dziecko w skórze dorosłej osoby".

To zależy od Ciebie.

 

Moja pieniędzy nic mi nie zabiera (wczoraj dostała zjebkę że przelewa mi pieniądze nawet jak sam z siebie coś jej postawię).

 

Jak se pościelisz tak się wyśpisz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.