Skocz do zawartości

Historia na 3 rozdziały - alkoholiczka, narcyzka i ... ideał


Rekomendowane odpowiedzi

Czołem Bracia,

 

Jakiś czas temu chciałem opisać tutaj swoją historię. Napisałem nawet to na boku, w wordzie wyszło ładnych kilka stron, przez szacunek dla czytających dałem sobie spokój z publikacją. Ale gryzło, gryzło, z doskoku coś tam dłubałem, żeby skrócić do minimum. Odpuściłem. Bo i sytuacja się zmieniła, w głowie zaczął panować coraz większy spokój, wręcz całkiem potężna ulga – po rozstaniu z klasyczną narcyzką jak się później okazało. A nazwać ją tak potrafiłem właściwie dopiero po przestudiowaniu wielu wątków tutaj. I sobie zacząłem żyć całkiem spoko, ciągle w planach pozostawało założenie swojego wątku tutaj, bo potrzeba dyskusji, wysłuchania uwag pozostała. Ale przez własną głupotę narobiłem sobie w głowie znowu niemałego bałaganu, kurwa jego mać… Więc zupełnie po łebkach napiszę swoją historię z nadzieją, że jakaś dyskusja z tego się wywiąże, co uświadomi mi pewne sprawy o których pojęcia chyba nie mam, dopytacie o sprawy które tylko zasygnalizuję, albo nieświadomie pominę.

 

Historia moja zaczyna się grubo ponad 20 lat temu (teraz mam 40) od małżeństwa z alkoholiczką jak się okazało. Sam jestem DDA, więc i trudno, żeby wyszło inaczej. Narzeczeństwo trwało kilka lat, w tym czasie – jak się później okazało oczywiście – panna szorowała amfetaminę regularnie. W trakcie małżeństwa, krótko po ślubie, zamieniła dragi na alko. Moje jazdy spowodowały jedynie, że zaczęła „pić do szafy” jak sama mówiła, a alkoholik jest nadmistrzem manipulacji, więc przez lata żyłem w totalnej nieświadomości. Pijąc pracowała, jako tako się kupy pewne tematy trzymały, małżeństwo kwiczało, ale dzieci się pojawiały i tak sobie to trwało. Pewne wydarzenia jednak spowodowały (konkretnie dyscyplinarne wyjebanie z roboty za kradzież kilkudziesięciu tys. zł, sprawa karna, grzywna, ja musiałem te długi spłacić żeby jej do pierdla nie wsadzili itd.), że zaczęła totalnie upadać, a była w tym czasie w ciąży. Ogólnie…koszmar, trauma, dramat. Walczyłem o nią – jako człowieka, matkę – przez kilka lat, kiedy jej rodzicie – jak już w ogóle zrozumieli temat zaczęli coś robić, długo za poźno – odpuścili własną córkę, ja jeszcze próbowałem (np. prywatna terapia za grube plny). Ale w końcu przyszła do mnie ręka siły wyższej i kazała spierdalać. Tak więc zrobiłem, zabrałem dzieci i uciekliśmy od źródła zła wszelkiego. Zadbałem o dzieci najlepiej jak się dało, zresztą robiłem to cały czas. Psychologowie, terapia, spokój, bezpieczeństwo itd. Wszystko pięknie się układało. Dalej sprawa w sądzie, mi przyznane prawa i opieka, matka właściwie odpuściła całkiem. Tak się stało kilka lat temu, tak jest do dzisiaj, dzieci matki nie widziały ponad 2 lata – i za szybko nie zobaczą, matka ma odebraną możliwość widzeń (ugrałem to w sądzie w styczniu tego roku). Chyba, że będą chciały, o to tylko chodziło – zabezpieczyć się przed wariactwem alkoholiczki i mieć wszelkie narzędzia po swojej stronie. No dobra, koniec tej części mojej historii.

 

Rozdział 2 – jak już w głowie mi się mocno poukładało, przerobiłem te wszystkie traumy (na tyle, ile się dało), dzieci odzyskały szczęśliwe dzieciństwo, zacząłem się rozglądać za babą. No i szybko poznałem taką jedną. Błyskawicznie właściwie, nawet na randki nie chodziłem (ze 3 razy może), coś tam kliknęło od początku, na pierwszym spotkaniu zajebisty sex, miło, fajnie, zainteresowana mną, jakoś tak przyjemnie było, później jeszcze lepiej. Ale ona dzieci, ja dzieci. I tak się właściwie okazało, że dzieci nas ze sobą połączyły. Wyjechaliśmy razem na ferie, nasze poznanie było raptem z 2-3 tygodnie wcześniej. Po wspólnych feriach byliśmy przekonani, że wszystko będzie pięknie. Dzieci skumały się jak przybrane rodzeństwo (ja dwie córki, ona dwóch synów, dokładnie w tym samym wieku 9 i 11 lat + mój trzeci synek, w tej chwili 5 lat), wypraszały wręcz płaczem następne spotkania. Między mną a nią też było fajnie, oczywiście zaślepiony nie zauważyłem pewnych niepokojących sygnałów ostrzegawczych. A chyba największy z nich to to, że jej były mąż wylądował na 3 miesiące w psychiatryku po tym, jak jej napierdolił. Po czasie zamieszkaliśmy razem, w domu jednorodzinnym. Duży dom, kupiony na wymiar tak dużej rodziny patch-work’owej. Ja byłem już na finiszu poszukiwań nowego domu dla siebie i moich dzieci, ale w obliczu takiej sytuacji, kolejna cegiełka wajchy przestawionej we właściwą stronę spowodowała szybkie kupno większego domu w idealnej lokalizacji za świetną kasę. W zamian za to, że ja sfinansowałem zakup, ona włożyła sporo kasy na wykończenie. I zaczęliśmy mieszkać. Dzieciaki między sobą – świetnie. Jej chłopaki we mnie szukali trochę ojca (mimo, że z biologicznym mieli całkiem spoko kontakt). Moje dzieci w niej trochę szukały matki. I jakoś próbowaliśmy odpowiednio to ogarnąć, całkiem się to udawało. Tzn nie byliśmy dla nieswoich dzieci tymi, kogo szukali, ale relacje, kontakt był całkiem fajny. No i tak rok sobie trwała „sielanka”. Od jednej konkretnej sytuacji jednak, jak wszystko jebło, to z całym impetem. Mówiąc w największym skrócie – przeszedłem cały wachlarz metod narcyza. Od wyjątkowo hardkorowego gas-lightingu, przez nieustanne wzbudzanie poczucia winy, pretensje o wszystko, odzieranie z godności, brak szacunku, wpierdalanie do łba przy każdej okazji, że jestem „wariatem do leczenia psychiatrycznego”, przez brak jakichkolwiek rozmów, a w ich miejsce maile („bo ja muszę mieć czas na przeanalizowanie” = konsultacje z równie jebniętą siostrą i przyjaciółką, które dokładnie w ten sam sposób traktowały swoich facetów, ciągle przy nich trwających), po mega chłód, fochy, szlaban na ruchanie, mieszkanie pod jednym dachem ale zupełnie osobno itd. Oczywiście ze wszystkim walczyłem. Widziałem od początku co się święci, na głupka paniusia nie trafiła. Zachowując klasę i znając własną wartość, walczyłem z tym szaleństwem pół roku. Przypłacając niejednokrotnie ciężkimi stanami lękowymi, zaburzeniami snu (które mi zostały) itd., coraz bardziej czułem się właśnie jak ten wariat, ale dla wszystkich wokół, w tym dzieci przede wszystkim ciągle z uśmiechem na ryju. Ale przyszedł moment krytyczny. Ja już miałem serdecznie dość, zacząłem kombinować kasę, żeby jej oddać za to co włożyła w dom (musiałem), coraz bardziej przygotowywałem się do wypierdolenia jej z życia, aż znowu nastąpiła pewna przełomowa sytuacja. Jak się okazało, narcyzka zaczęła również atakować moje dzieci, sprawiać im (wielką) przykrość, była zimna, oschła, w tym dla małego chłopczyka, a przecież kurwa nie o żadne uczucia nawet chodziło, ale o zwykłe zagadanie do wiecznie radosnej buzi małego dziecka zamiast przechodzić obok niego bez żadnej reakcji, czy w żadnej sposób nie reagować na jakiekolwiek jego zaczepki. Nie, tego też już nie potrafiła, nie chciała. Więc jak się wkurwiłem… jak przyjebałem pięścią w stół dosadnie przy wszystkich wyrażając swoje zdanie na jej temat, tak kilka tygodni później poddała się – oświadczyła, że się wyprowadza. Po tej jakże wspaniałej decyzji jeszcze dwa tygodnie ciężkiej nerwówki, żeby tylko się to udało, nic nie stanęło na przeszkodzie, aż wreszcie mogłem drzwi za nią zamknąć. Wcześniej kulturalnie pomagając w przeprowadzce ? Dzieci – niech za przykład będzie to: mój synek do dzisiaj się o nią ani razu nie zapytał, moje córki poczuły się wreszcie we własnym domu swobodnie, a jej chłopaki mają we mnie nadal kumpla. Udało się rozstać z narcyzką, nie tracąc przy tym zmysłów, ale będąc w totalnej dupie emocjonalnej. Ale chuj, trochę czasu minęło, wstałem, otrzepałem, w głowie poskładałem co trzeba i autentycznie zacząłem czuć się wolnym człowiekiem, co dodawało mi każdego dnia takich skrzydeł, jak nigdy dotąd. Żadnych bab postanowiłem, pierdolę to, zajmuję się wychowywaniem dzieci, sobą, swoimi pasjami itd. I… wszystko było by pięknie, gdyby po kilku tygodniach nie zaświtała myśl – a założę sobie konto na sympatii i reszcie, tak tylko, żeby pogadać z babami, w najlepszym wypadku poruchać, żadnych związków.

 

I tutaj zaczyna się rozdział 3. Jak bardzo tego żałuję to tylko ja wiem, ale wy już na pewno się śmiejecie. I słusznie. Po raz kolejny przekonałem się, jak trudno nawiązać jakikolwiek normalny kontakt z kobietą. Ale nie powiem, pogadałem z jedną, drugą, piątą, dziesiątą, jedną o mało nie wyruchałem bo mi się do łóżka pchała, ale w porę dałem sobie spokój (bo i za ładna nie była, a ja nie byłem zdesperowany). I tak w wolnych chwilach korzystałem z tych miejsc starając się po prostu dobrze bawić. Do pewnego piątku… Zagadała do mnie laska. Dosłownie po 10 minutach rozmowy, nawet nie ze zdjęć (oczywiście też), ale z rozmowy, pierwsza myśl – kobieta mojego życia. To nawet ciężko powiedzieć, że zaiskrzyło, to było jak jebnięcie bomby atomowej. Cała noc rozmowy, dosłownie do 5 rano. W sobotę jak tylko otworzyłem oko, już wiadomości czekały. I cały weekend napierdalania na telefonie, w niedzielę wieczorem już rozmowa przez telefon. I cały tydzień, non stop kontakt, non stop, a to what’s up, a to telefon, na zmianę, z przerwami na spanie. Wszystko wokół leży i kwiczy, dzieci, praca, zakupy, o mało samochód na środku największego ronda w mieście mi nie stanął z braku paliwa, bo i to przeoczyłem. I kolejny weekend, to samo i kolejny tydzień, ciągle tak samo. Wszelkie hormony miłości wypierdoliły z taką siłą, że drżałem właściwie cały czas, normalnie szok, w życiu nie czułem czegoś takiego. Ani ona (przynajmniej tak mówiła). A dlaczego kontakt taki ? Bo laska z miejscowości 400 km od mojej… Strzał jak w ryj od początku, to nie fair. Ale, mając mimo wszystko łeb na karku, starając się panować nad tymi emocjami, uczuciami wręcz i będąc świadomym, że to nie jest skazane na sukces, raczej starałem się hamować, dystansować, sprowadzać tą znajomość na relacje przyjaźni. To ona jednak pogłębiała i pogłębiała, jak ja raz w końcu powiedziałem stop stop, przekonała mnie jeszcze bardziej, że to może mieć sens. I zaproponowała, że przyjedzie do mnie. Kurwa… radość, szczęście, ale też stres, obawy, wszystko na raz. Sprzedałem dzieci na weekend, w piątek wieczorem stoi w moich drzwiach… Możecie się domyślać co było. Myślałem, że ją zjem, a ona mnie. Dalej romantyczna kolacja przy świecach, a już chwilę później sex z ogniem większym niż płomień w kominku jaki się palił. W łóżku przytulanie, bliskość, kurwa… jak w niebie, ja pierdolę no, jak w niebie…Sobota w dzień cudowna, aczkolwiek namiętności jakoś brakowało głównie z jej strony, ja więc nachalny jakoś nie byłem. Wieczorem powtórka z rozrywki, trochę więcej alko, impreza we dwoje na najwyższym poziomie, ale znowu, z tą chęcią bliskości, całowaniem, seksem, to już tak sobie. Niedziela. Poranek bez seksu, mina już coś nie ta (jej). Uuuuu, myślę, coś chyba nie pykło. Ale bez grubszej analizy, śniadanie, kawa, wypad do domu, pożegnanie bardzo czułe, wspólne zdjęcia, jakże głębokie wyszły. Ale czułem, że coś nie teges. Pomijając dalsze szczegóły, jeszcze tego samego dnia wieczorem na whatsupie jaki jestem wyjątkowy, wartościowy, jak cudownie się czuła, takie tam, ale… „coś nie pykło, sama nie wie co, całą drogę się zastanawiała i nadal nie wie, ale nie będzie ściemniać, dawać mi nadziei”. Ja będąc tego świadomym napisałem jej wcześniej wprost – mów, co myślisz, nie hamuj się, nie obawiaj mojej przykrości. No i powiedziała.

 

I teraz tak… ryczeć mi się chce, nie powiem, że nie. Pierwszy raz od traum z byłą żoną, kiedy z bezsilności wyłem jak kojot. Myślałem jednak, że umarły we mnie takie wzruszenia. No nie. Jestem poruszony do szpiku. Ale nie dlatego, że nie pykło, chociaż oczywiście też. Od początku byłem tego świadomy, sam mocno hamowałem, odległość też problematyczna itd. Coś jej we mnie nie zagrało i ja raczej wiem co – nie ja sam jako ja, jakiś szczegół we mnie. Dziewczyna ma wiele nieprzepracowanych traum z przeszłości, co w mojej ocenie powoduje, że wiele w jej życiu nie „pyka”. Postawiłem ją na nogi przez te tygodnie rozmów, dostała nowej energii, radości, parę spraw zaczęło się dobrze układać, zdopingowałem ją do trudnych decyzji itd., ale wcale nie jestem zbyt zdziwiony, że we mnie szukała czegoś, czego nie dam jej ani ja, ani nikt inny poza nią samą – poukładania sobie w głowie, przepracowania ogromnych złych emocji.

Ale kurwa mać no… to był, jest, pozostanie niedościgniony wzór kobiety moich marzeń, takiej, z którą chciałbym spędzić resztę mojego życia. Wszystko mi się w niej podobało, absolutnie wszystko, nawet nieco za dużo kilogramów, gdzie kiedyś było to u mnie nie do przejścia. Zauroczyłem się owszem, hormony odpierdoliły we łbie, ale oceniam ją na chłodno, tak mi się przynajmniej wydaje. Jest mi cholernie źle, ciężko, smutno, mam wrażenie cała ta sytuacja jest nie fair. Ale nie to jest najgorsze – kochałem się z/w kimś, kto jak mówiłem pozostanie moim  niedoścignionym wzorcem kobiety. I jak w przyszłości ma mi się spodobać inna kobieta, skoro znalazłem ideał ? Chciałbym się mylić, tak bardzo chciałbym mieć to w dupie, inaczej sobie tłumaczyć, ale nie potrafię. Przecież tak naprawdę poznałem ją tylko z tej strony, jaką chciała mi pokazać, sama nazywała to core'm, który musi się w związku zgadzać. I on się bardzo zgadzał. Ale może ona jest jak wszystkie ? Manipulantka, wady skrzętnie chowa, żeby je wyrzucić w innym momencie ? Nie wiem tego, czy moje zauroczenie dotyczy jej wyobrażenia, czy jednak jest to racjonalne. Mam dużo pytań w głowie, na które odpowiedzi znaleźć nie umiem. Nie wiem, czy to nie jest ten ostateczny moment odpuszczenia relacji z babami. Ale ja nie chcę, nie muszę szukać związku, tak jak tego nie robiłem, ale prawdę mówiąc, teraz trudniej wyobrażam sobie życie w samotności. Wylejcie na mnie kubeł zimnej wody, proszę, wytłumaczcie jaki jebnięty jestem, jaki błąd popełniam, co ja sobie narobiłem w ogóle. Zagubiłem się totalnie…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Własnie FWB/LAT miałem w planach z laską z rozdziału 3... Co weekend można by było się spotykać, ale widzisz.. "nie pykło" a mi odjebało mimo, że sam to hamowałem.

Patchwork - zgadza się. Nigdy więcej.

No... łącznik wariatek... coś w tym jest, to podobno tak działa. Czas na terapię chyba

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Masz własne dzieci - to o nie dbaj. Trzymaj z dala od swoich partnerek (polecam).

2. Mieszkanie razem nie jest potrzebne do szczęścia, a czasem wręcz to szczęście zaburza.

3. Trochę miałeś pecha, a trochę pozwoliłeś jednak na różne akcje kobiet w stosunku do siebie. Wyciągnij wnioski. Polecam odcinać toksyny jak najwcześniej. Pomoże Ci w tym to, że nie będziesz z kobietami mieszkał i pozwalał na zacieśnianie relacji z nimi swoich dzieci (punkty 1 i 2).

4. Ogólnie lepiej podbijać do kobiet bez dzieci. Odpada problem ich ojca plus rozwódki to środowisko podwyższonego ryzyka interpersonalnego. To nie są złe kobiety, nie można generalizować, ale jednak ryzyko że trafisz na dziwny/toksyczny przypadek, jest wg mnie nieco większe.

5. Nie ma kobiet idealnych, tak samo jak mężczyzn idealnych, wybij to sobie z głowy. Nie ma idealnego dopasowania. Zawsze coś nie gra, jakieś elementy. Związek polega m.in. na tym, żeby te elementy nie przesłoniły radości przebywania razem.

6. Każdy ma prawo do emocji, łącznie z płaczem, nawet z tak błahego powodu, jak rozstanie ;) Coś o tym wiem. This too shall pass.

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Czester napisał:

ale widzisz.. "nie pykło" a mi odjebało mimo, że sam to hamowałem

NEXT.

 

Trafi Ci się wariatka? 

 

NEXT

 

2 minuty temu, leto napisał:

Pomoże Ci w tym to, że nie będziesz z kobietami mieszkał i pozwalał na zacieśnianie relacji z nimi swoich dzieci

Słuszna uwaga. 

 

3 minuty temu, leto napisał:

Ogólnie lepiej podbijać do kobiet bez dzieci. Odpada problem ich ojca plus rozwódki to środowisko podwyższonego ryzyka interpersonalnego. To nie są złe kobiety, nie można generalizować, ale jednak ryzyko że trafisz na dziwny/toksyczny przypadek, jest wg mnie nieco większe.

No właśnie z drugiej strony bezdzietna będzie chciała bobo. I tak źle i tak niedobrze. Brat ma już jakby nie patrzeć trójkę swoich dzieci. 

 

Baba potrzebna jest w zasadzie do dwóch rzeczy:

1. Dzieci.

2. Seks.

Chyba nie muszę tego rozwijać? 

7 minut temu, Czester napisał:

Czas na terapię chyba

Tego nie wiem ale warto przyjrzeć się dlaczego ciągnie Cię do pojebanych lasek. 

Zacznij stawiać granice i nie bój się kończyć związku po krzywej akcji Pańci.

Nawet jak panna jest 10/10 jej cipa nie jest warta szacunku do samego siebie. ?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minutes ago, SSydney said:

No właśnie z drugiej strony bezdzietna będzie chciała bobo. I tak źle i tak niedobrze.

Nie zawsze, nie koniecznie. Nawet jeśli, to lepiej mieć dziecko z nową partnerką, niż na głowie x jej dzieci z poprzedniego związku.

 

IMHO, jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, związki z kobietami z dziećmi nie powinny wychodzić poza fwb ze ścisłym pilnowaniem się co do braku kontaktów z tymi dziećmi. Nie każdy jednak potrafi trzymać się tak postawionej granicy, więc równie dobrze można ich unikać.

Edytowane przez leto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@leto dzięki, to bardzo mądre, potrzebne słowa. Zasadniczo tak jest, poświęcam się moim dzieciom w całości. Ale przychodzą te momenty, że kobiety mocno brak. Nie tylko jak pisze @SSydney do dzieci i seksu, mam trochę większe potrzeby. Mimo, że podejmując decyzję - żadnych związków, w tle zawsze pozostaje nadzieja, na szczęśliwy traf. Dlatego tak boleśnie zaliczam glebę, kiedy mam poczucie, że szczęśliwy traf własnie poszedł się pierdolić...

Ale tak, kolejna lekcja odrobiona. Wiecie jak to mówią - "jeśli ta sytuacja nawet złamała ci serce, nauczyłeś się czegoś nowego. weź to za dobrą kartę"

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Czester chyba powinieneś trochę zmienić podejście. Żeby to nie był "szczęśliwy traf", tylko wynik Twoich świadomych decyzji, oceny potencjalnej partnerki itd. Kobieta to też tylko i aż człowiek, nie każda nadaje się do związku, a te, które się nadają, nie spadają z nieba ("szczęśliwy traf") tylko trzeba ich szukać i selekcjonować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, leto napisał:

IMHO, jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, związki z kobietami z dziećmi nie powinny wychodzić poza fwb ze ścisłym pilnowaniem się co do braku kontaktów z tymi dziećmi. Nie każdy jednak potrafi trzymać się tak postawionej granicy, więc równie dobrze można ich unikać

Po dwóch latach patch-worku, jakkolwiek źle on nie wyszedł, zgadzam się w całości.

1 minutę temu, leto napisał:

@Czester chyba powinieneś trochę zmienić podejście. Żeby to nie był "szczęśliwy traf", tylko wynik Twoich świadomych decyzji, oceny potencjalnej partnerki itd. Kobieta to też tylko i aż człowiek, nie każda nadaje się do związku, a te, które się nadają, nie spadają z nieba ("szczęśliwy traf") tylko trzeba ich szukać i selekcjonować.

No własnie @leto, ja to wiem. Tylko jakoś tak popieprzenie mi się te następne relacje tworzą, jakby to była gwiazda z nieba. Tak było z narcyzką (ale to była jej cyniczna gra od początku, w którą dałem się wrobić), tak było w tej ostatniej części. Bez sensu, wiem. Bardzo bym chciał dojść do takiej sytuacji, jak poradził mi mój znajomy, znacznie starszy i doświadczony - masz mieć 10 kobiet i spośród nich świadomie wybrać tą właściwą. Naprawdę starałem się iść tą drogą, ale jak mówisz, miałem pecha, ale też za dużo naiwności w sobie, wiary w słowa kobiet, niecierpliwości, zmęczenia w samotnym zmaganiu się z samotnym ojcostwem, potrzeby bliskości, ale też dania z siebie co najlepsze itd itd. Głęboko się nad tym zastanowię, bo chcę jedno, a robię zupełnie co innego. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, Czester napisał:

 w tle zawsze pozostaje nadzieja, na szczęśliwy traf.

 

I to Cię niszczy że później brniesz w złudzeniach. Lepiej założyć że dobrze jest jak jest ale w każdej chwili znajomość może się skończyć. Wiem, to nie jest łatwe jak kobieta kusi ciałem.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minutes ago, jaro670 said:

Lepiej założyć że dobrze jest jak jest ale w każdej chwili znajomość może się skończyć.

Im mniejsze oczekiwania, tym mniejszy ból, jak coś nie wyjdzie, a zarazem, co jest miłą drugą stroną medalu, większa radość, gdy zostaniemy pozytywnie zaskoczeni.

Edytowane przez leto
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popelnilem ten sam blad. Z jednego zwiazku w drugi. Niestety podobnie trafilem na psycholke. Problem w tym ze czlowiek ma taki ladunek emocji i milosci jaka chcialby kogos obdarzyc ze byle szmata wydaje sie ksiezniczka.

Co do wyboru takich kobiet , rozmawialem z psychologiem i na moja odpowiedz ze ja ich nie wybieram takich zawsze na poczatku wydaja sie normalbe , zauwazyl :

"Jestes taki i taki. To przyciaga wszelkiego rodzaju nimfomanki , narcyzki i neurotyczki.One tego nigdy nie mialy. Musisz uwazac."

Normalne kobiety nie maja czasem sily przebicia a takie sa tak nakrecone ze potrafia nas sobie owinac wokol palca.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Czester napisał:

do dzieci i seksu, mam trochę większe potrzeby.

 

6 minut temu, Czester napisał:

mój czuły punkt

6 minut temu, ntech napisał:

To przyciaga wszelkiego rodzaju nimfomanki , narcyzki i neurotyczki.

O tak mniej więcej. 

 

Te twoje "większe potrzeby" to jakieś braki emocjonalne z dzieciństwa. 

 

45 minut temu, SSydney napisał:

Baba potrzebna jest w zasadzie do dwóch rzeczy:

1. Dzieci.

2. Seks i czułość(niech będzie)

Jakby smutne to nie było ale to powyżej to niestety prawda.

Szukasz przyjaciela? Powiernika? 

W babie, którą aktualnie posuwasz w większości przypadków tego nie znajdziesz. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ntech właśnie, no właśnie.. dokładnie o takiej swojej naiwności mówię. Bardzo bym chciał się pozbyć tej pułapki. Ale coś mi się wydaje, mam taką nadzieję przynajmniej, że każda taka sytuacja nas w tym umacnia, żeby się wreszcie ogarnąć i naprawdę dobrze przyjrzeć swoim wyborom.

Taką opinię o przyciąganiu wariatek już słyszałem, bardzo do mnie trafia. Ale jak to weryfikować, skąd wiedzieć, że  wariatka owija cię wokół palca ? Tego jeszcze nie umiem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, SSydney napisał:

Te twoje "większe potrzeby" to jakieś braki emocjonalne z dzieciństwa. 

Tak, to prawda, smutna ale prawda. Jak mówiłem - jestem DDA, matka też szczególnie wylewna nie była, właściwie wcale.

9 minut temu, SSydney napisał:

Jakby smutne to nie było ale to powyżej to niestety prawda.

Szukasz przyjaciela? Powiernika? 

W babie, którą aktualnie posuwasz w większości przypadków tego nie znajdziesz. 

I takie opinie chyba muszą mi mocno zapisać się w głowie. Bo ja ciągle mam ten tryb - związek oparty na przyjaźni, wsparciu, dobrym słowie i takie tam. Coraz bardziej widzę, jaki to bullshit jest. Stosunkowo od niedawna jestem po rozwodzie, koszmarnym związku połowy mojego życia, więc wszystko o czym tutaj piszemy, co przeczytałem, a przeczytałem chyba już większość tematów, jest dla mnie nauką. Lepiej późno niż wcale i dobrze, że jest takie nieocenione źródło. Tylko praca nad sobą pozostaje i podjęcie jakiś stanowczych decyzji. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minutes ago, Czester said:

Bo ja ciągle mam ten tryb - związek oparty na przyjaźni, wsparciu, dobrym słowie i takie tam. Coraz bardziej widzę, jaki to bullshit jest.

Zdrowy związek musi być oparty na rzeczach, o których piszesz, jeśli ma przetrwać dłużej, niż początkowy etap intensywnej fizycznej fascynacji.

 

Przyjaźń, wsparcie, dobre słowo, to nie jest to samo, co dawanie się traktować jak śmiecia.

Edytowane przez leto
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@leto oczywiście. Dlatego panią narcyzkę pogoniłem dokładnie w momencie jak zrozumiałem, że moje wkładanie wysiłku w budowanie związku/rodziny patch-workowej opartego o wartości o jakich piszemy, ona odbiera jako powód do pogardy i traktowania jak śmiecia. Narcyzki już tak mają, teraz to wiem.

Jestem jednak za cienki zawodnik, za mało doświadczony, żeby szukać dalej, skutecznie uważając na takie miny, jak okręcanie wokół palca, jak to, że być może kobietę manipulantkę, albo totalnie pogubioną, chcącą mnie do czegoś wykorzystać odbieram jak księżniczkę, jak to, żeby na każdym etapie oceniać sprawę na chłodno itd.  Do tego jak trafnie pisał @ntech, ja też mam w sobie duże pokłady emocji, empatii, ale też potrzeby bliskości, z którymi chcę się dzielić. Plus braki emocjonalne z dzieciństwa, plus lata traum z alkoholiczką... I jest to pewnie przyczyna, dla której tak się gubię. Jak tak to piszę, cała mikstura brzmi mało ciekawie. Ale cała ta rozmowa porządkuje moje myśli, coś otwiera, coś pozwala zrozumieć. To bardzo cenne.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, SSydney napisał:

Szukasz przyjaciela? Powiernika? 

W babie, którą aktualnie posuwasz w większości przypadków tego nie znajdziesz. 

Ja to każe w mosiądzu wygrawerować.

 

17 minut temu, Czester napisał:

Jestem jednak za cienki zawodnik

Nie. 

Czytając twoją historię i to co inni Bracia tu pisali, a także mając w pamięci własne doświadczenia...

 

Nie. Nie jesteś cienki zawodnik.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

41 minut temu, KolegiKolega napisał:

Nie. Nie jesteś cienki zawodnik.

Dzięki. W takich życiowych sprawach to nie, nieskromnie powiem, dałem sobie sam radę z cholernie trudnymi tematami. Ale w relacjach damsko-męskich... jak dzieciak, naiwny, głupi, mało rozumiejący dzieciak.. Ale po to tu jestem, po to czytam, po to opublikowałem, żeby jakąś wiedzę wreszcie posiąść.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwól, że to uzasadnię:

 

Na początku życie wpakowało cię w związek z alkoholiczką. Z tego co piszesz nie było jakichś jaskrawych czerwonych flag. Zresztą w młodym wieku i tak nie ma się dość doświadczenia żeby te czerwone flagi właściwie odczytać. I z tego związku wyszedłeś. Mniej więcej na swoich warunkach. Wygrałeś przed sądem opiekę nad dziećmi - to bywa trudne nawet w ewidentnych przypadkach. Wygrzebałeś się z tej historii o własnych siłach.

 

Sprawy zawodowe i finansowe wyglądają na ogarnięte. Piszesz, że spłaciłeś długi za pierwszą, potem że płaciłeś grubą kasę na jej terapię, na pewno rozwód nie był tani, a starczyło jeszcze na duży dom w niezłej lokalizacji. Nie sądzę, żebyś otrzymywał jakieś olbrzymie alimenty na dzieci od pierwszej. To ważne, że masz to pod kontrolą sprawy materialne. To też jeden z aspektów bycia mężczyzną.

 

Trójka dzieciaków na głowie. No to nie jest zabawa dla cieniasa. Hardcorowa rozgrywka.

 

Co do narcyzki. Gdzieś tam była w tobie granica, której nie było można przesunąć. Tą granicą u ciebie było znęcanie psychiczne nad najmłodszym. Możesz sobie robić wyrzuty, że ta granica była aż tak daleko - niepotrzebnie, my zawsze stawiamy granice daleko, za daleko. Ale wystarczyło raz tę granicę przekroczyć! I wtedy jak piszesz nastąpiło to co nastąpić powinno: walnięcie łapą w stół.

 

I ta trzecia... No boli, cóż poradzić, boli. Ale to był okres promocyjny, wersja demo. Wpakowałbyś się w składanie na powrót nie swojego życia. Z tego co piszesz haj hormonalny był wysoki, ale też i było parę czerwonych flag. Jest duże prawdopodobieństwo, że miałeś masę szczęścia, że to się tak skończyło. Że tylko tyle boli.

 

Życie cię testuje i być może testować nie przestanie. Ale z tego co piszesz to nie wymiękasz. Przyszedłeś tu po radę a nie wypłakać się. Chcesz od Braci diagnozy, kierunku w którym masz iść. Ale masz dość siły żeby iść sam - tylko chwilowo straciłeś orientację. Zdarza się.

 

Nie jesteś cienki zawodnik.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@KolegiKolega Bardzo trafnie to opisałeś... aż mi ciary przeszły.

 

Ja na codzień nie zastanawiam się nad tym, żyję, robię co w mojej mocy, żeby dać dzieciom szczęśliwe dzieciństwo i przygotować do godnego życia dorosłego, bezgranicznie i bezwarunkowo je kochając, ale też mądrze wychowując widząc tego bardzo pozytywne efekty. Tak, zawodowo, finansowo też jest ok, żadne bogactwo, ale na co ma starczać, wystarcza. Sprawy sądowe po mojej myśli, nie mogę na nic narzekać, wszystko się udaje. Chociaż swoje piętno to w głowie powoduje, nie da się ukryć. Ale panuję nad tym, nad lękami, stresem, nie ustaję w pracy nad sobą, żeby nie zwariować, nie zapadać się w jakieś odmęty, tylko iść przez życie z godnością.

 

Jedyny obszar który się nie udaje, to kobiety właśnie.. i niczego mi tak nie trzeba, jak rad, z którymi doskonale będę wiedział co zrobić. To właśnie robię teraz, czytam i analizuję, mam nadzieję nauczę się łapać te czerwone flagi, panować bardziej nad swoimi emocjami i potrzebami.

23 minuty temu, KolegiKolega napisał:

I ta trzecia... No boli, cóż poradzić, boli. Ale to był okres promocyjny, wersja demo. Wpakowałbyś się w składanie na powrót nie swojego życia. Z tego co piszesz haj hormonalny był wysoki, ale też i było parę czerwonych flag. Jest duże prawdopodobieństwo, że miałeś masę szczęścia, że to się tak skończyło. Że tylko tyle boli.

 

Myślisz, że jednak wersja demo ? Tak się właśnie zastanawiam nad tym. Nie miała właściwie powodu, ale one tak mają w standardzie, nie ? I tak, haj był mega wysoki, ale mimo wszystko starałem się oceniać sytuację na chłodno. W jakiejś mierze się udało, ale flag nie widziałem, no nie. Bardzo się chcę nauczyć je dostrzegać, być mądrzejszym.

 

I testuje mnie życie, oj testuje.. Nie wymiękam, ale naprawdę jestem już tym zmęczony, ile można.

 

Dziękuję za dobre słowo.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Czester napisał:

Myślisz, że jednak wersja demo ? 

Zawsze jest wersja demo. My zresztą też stosujemy wersję demo. Tak, obie strony mają to w standardzie i nie da się tego wyłączyć.

 

Po co wywiozłeś dzieciaki? Dlaczego nie chciałeś pokazać jej, że "w prawdziwym życiu" najpierw trzeba będzie dzieci nakarmić, potem zagnać do łóżek, upewnić się że zasnęły a dopiero potem można się będzie cichutko poruchać? Dlaczego nie chciałeś pokazać jej jak żyjesz naprawdę?

 

Ty też sprzedałeś jej swoją wersję demo.

 

(Tak, tak... Wiem, chodziło o dzieci, żeby je nie narażać na stres. Na pewno tylko o dzieci?)

 

Chociaż zwykle te wersje demo to nawet fajne są ?. Tylko nie wolno zapominać, że istnieją.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, KolegiKolega napisał:

Ty też sprzedałeś jej swoją wersję demo

Daje do myślenia. Już w tych rozmowach ją oczarowałem. Ale faktycznie, to nie byłem ja z takiego życia codziennego. Hormony też swoje zrobiły, ale na pewno starałem się pokazać z jak najlepszej strony. Zupełnie niechcący, nie miałem żadnego ukrytego celu, nie chciałem się przypodobać, po prostu, samo się włączyło. Więc nie dziwne, że i u niej tak było, skoro ona o mnie w pewien sposób zabiegała. Tak... teraz rozumiem jak to działa.

 

6 minut temu, KolegiKolega napisał:

(Tak, tak... Wiem, chodziło o dzieci, żeby je nie narażać na stres. Na pewno tylko o dzieci?)

No nie, przecież, że nie. Też o nas, żebyśmy mogli spędzić miło czas, bez ograniczeń.. 

 

7 minut temu, KolegiKolega napisał:

Po co wywiozłeś dzieciaki?

Ale tak, uważam, że to bez sensu było. Kolejna nauka na przyszłość.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.