Skocz do zawartości

Poszukiwane dziewczyny, które tworzą!


sol

Rekomendowane odpowiedzi

A czy jest tu ktoś z nienaganną dykcją i wpojonymi zasadami poprawnego akcentowania wyrazów? Także ze znajomością nienaganną języka angielskiego i odpowiednim akcentem. 

Sine qua non jest także posiadanie wiedzy na odpowiednim poziomie, żeby to nie była wiedza z magazynów dla kobiet, czy też portali typu Cosmo. 

Przeprowadzam rekrutację.  

 

 

 

 

Edytowane przez JudgeMe
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 3/22/2020 at 6:36 PM, sol said:

@SzatanKrieger

Po tym co piszesz, myślę, żeś dobry człowiek jest i o ile nie wtopisz z jakąś dziunią, a poznasz taką, która również ogarnia swojego "szympansa", możesz mieć naprawdę fajnie ułożoną relację.

 

Przepraszam za offtop ale jak to przeczytałem spadłem z krzesła ze śmiechu....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, azagoth napisał:

@SzatanKrieger wiesz, że to katastrofa, gdy kobieta Ciebie tak określa, prawda?

 Nic bardziej nie wysusza...

Zgadzam się z Tobą i masz w pełni rację (miałem rozpisany cały wielki post dlaczego jestem taki ale skasowałem go, skasowałem go przed wysłaniem)

 

Krótko mówiąc - bycie prawdziwym sobą jest dla mnie bardziej podniecające niż to, że dziewczyny będą mieć "tam" mokro. Daleko bardziej jest istotne dla mnie to jak siebie postrzegam we własnych oczach niż jak to postrzegają kobiety, które dziś są a jutro ich nie ma. 

 

Dziękuje jednak bardzo za przyjacielską troskę @azagoth :) chwała Ci za to.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@SzatanKrieger

Będę bardzo szczery - bez szydery, ironii i z czystym zrozumieniem - nie każdemu musi być po drodze z mgtow czy red pill i nic w tym złego. Nawet na naszym forum - a może zwłaszcza na naszym forum.  

Z Twoich postów, które czytałem w ciągu ostatnich miesięcy przebija tęsknota i potrzeba bliskości kobiety. Nie jestem profesjonalnym analitykiem czy psychologiem - to tylko moje obserwacje.

Jeśli tak jest i chcesz związków i bliskości to musisz zmodyfikować pewne aspekty w sobie bo jeśli jedna czy druga kobieta opisze Ciebie jako "dobry człowiek" to dobrze wiesz co to oznacza. Zignorować to możesz jeśli masz wyjebane na związki.

Edytowane przez azagoth
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, JudgeMe napisał:

A czy jest tu ktoś z nienaganną dykcją i wpojonymi zasadami poprawnego akcentowania wyrazów? Także ze znajomością nienaganną języka angielskiego i odpowiednim akcentem. 

Moi! Babcine sposoby nauki idealnej wymowy z czasem się przydają... Od najmłodszych lat narastała we mnie zgroza kiedy tylko musiałam kilkakrotnie powtarzać wypowiedzi tak, aby było poprawnie, jak przystało na kobietę. Języki obce również, to jeszcze bardziej istotne. Acz niestety nie oferuję mych niesamowitych umiejętności:D

 

Bardzo istotny temat poruszyłaś- dykcja i poprawność gramatyczna. Są to podstawy klasy, samodoskonalenia oraz lingwistycznego savoir-vivre. Niestety to zamiera, a warto przywrócić językowi jego istotę, w końcu jest podstawą kultury danego obszaru czy grupy etniczej, swoistym przekaźnikiem całego dorobku. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, JudgeMe napisał:

Jakie to sposoby? 

"MA TE MA TY KA, MU ZY KA, akcent na trzecią sylabę od końca[wstaw imię kapryśnej wnuczki]!" Czyli podsumowując: wieczne poprawianie mojej wymowy, rygor, a czasem wręcz szantaż:D Dla 6-letniej mnie niezbyt przyjemna sprawa, lecz teraz jestem mojej rodzinie wdzięczna za wychowywanie mnie w szacunku do języka. Żadnych profesjonalnych metod nie znam, jedyne co robię, aby się sprawdzić, to czasem nagrywam mówiącą siebie i następnie odsłuchuję, bywa, że notuję niedociągnięcia. 

Edytowane przez Hatmehit
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Hatmehit napisał:

MA TE MA TY KA, MU ZY KA, akcent na trzecią sylabę od końca[wstaw imię kapryśnej wnuczki]!" Czyli podsumowując: wieczne poprawianie mojej wymowy, rygor, a czasem wręcz szantaż:D Dla 6-letniej mnie niezbyt przyjemna sprawa, lecz teraz jestem mojej rodzinie wdzięczna za wychowywanie mnie w szacunku do języka. Żadnych profesjonalnych metod nie znam, jedyne co robię, aby się sprawdzić, to czasem nagrywam mówiącą siebie i następnie odsłuchuję, bywa, że notuję niedociągnięcia. 

OMG. 

 

?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 3/22/2020 at 10:46 PM, Libertyn said:

Dodatkowo, znam swoją wartość i nie potrzebuje jej potwierdzać ani słodką idiotką, ani setką onsów, ani koniecznie być naj.

Ona może być lepsza. Ja dzięki temu stanę się lepszym. No i będziemy mieli tematy na wiele godzin rozmów. I multum możliwości spędzania wspólnie satysfakcjonująco i tanio czasu. 

Postawiłam tezę, która jest prawdopodobnie prawdziwa w większości przypadków, ale zawsze najciekawsze są te kazusy, które poza nią wykraczają. Ja Cię rozumiem, bo sama, mimo tego co napisałam wcześniej o ogóle, mam podobnie - brak potrzeby, żeby mężczyzna był koniecznie "lepszy". Stąd też były moje wcześniejsze pytania, byłam ciekawa jak to wygląda od drugiej strony. Jeśli  mężczyzna osiąga poziom, na którym możemy się komunikować i rozumieć będąc tą "prawdziwą" wersją siebie, to wystarczy.  Tu nawet nie chodzi o tzw. matematyczną inteligencję, czy o wiedzę ogólną, tylko jakiś stopień duchowego, emocjonalnego rozwoju, gdzie nie patrzymy już tylko na swoje biologiczne powłoki i "społeczne osobowości", tylko dużo głębiej i oboje potrafimy to dostrzec. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o @SzatanKrieger, to czytając posty narzuca się, że powinien popracować nad wiarą w siebie,  sam zresztą o tym pisze. Wybacz, nie czytałam za bardzo innych wątków, gdzie się wypowiadasz, więc będę bazować na tym jednym poście ale serio, nie rozumiem śmichów chichów @azagoth i @Słowianin. Ja wiem, że wg forum każdy tu powinien dążyć do bycia ultra-chadem i wiem, że trudno w to uwierzyć, ale naprawdę, niektóre dziewczyny wolą gości, którzy chcą stworzyć partnerską relację (i nie mówię tu samotnych matkach po ścianie i karuzeli 2/10). I nawet, jeśli nagle z krzaków wyskoczy ten mityczny chad i zacznie wzbudzać te emocje, to mądre dziewczyny rozumiejąc schemat po prostu ucinają taką gałąź, a nie na nią przeskakują. Tak wiem, himalajki, pozdrawiam z gór :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba wiem o jakim płomieniu mówisz.. U mnie się to nazywa weną, czasem przygasa, czasem na nowo płonie. Zawsze chciałam pisać, może kiedyś wydam książkę, zaczynałam od poezji (za co zdobyłam w srodowisku lokalnym uznanie), ale w prozie też byłam niezła. Ale od jakiegoś czasu już tego nie czuję. Więc stwierdzam, że to nie było "to". Albo było, jednak było przeznaczone na konkretny czas w moim życiu. Nie na zawsze. 

Podobnie miałam z grą na pianinie i rysunkiem (w obu byłam przeciętna, ale kochałam to robić - jakiś czas). 

Teraz im starsza jestem mam wielką frajdę i satysfakcję, gdy uczę się nowych rzeczy i mogę tę wiedzę potem sprawdzić w praktyce. Stąd nauka francuskiego i rozpoczęcie studiów. Ale to żaden talent. 

 

Jest tylko jeden płomień, który pali się niezmiennie od lat i nie zgaśnie nigdy - kocham śpiewać i robię to zawsze i wszędzie. Ale nie po to bu stać na scenie i spijać uwielbienie. W domu, wśród rodziny, przyjaciół, czasem ktoś przyniesie gitarę i wtedy jest odlot. Ale zespołu swojego nie mam. Nie znalazłam ludzi w swoim wieku, którzy mieliby podobne zainteresowania ?

2 godziny temu, Słowianin napisał:

Jest jedna ponadczasowa prawda:

"Kobieta jedno mówi, drugie myśli, trzecie robi"

Tyle w temacie.

Niektóre kobiety. I niektórzy faceci też. Dlatego zawsze lepiej obserwować co kto robi. Bo powiedzieć można wszystko. To prawda

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 21.03.2020 o 11:33, leto napisał:

tl;dr: zarówno mężczyźni, jak i kobiety, uważają kobiety za mniej kreatywne m.in. ze względu na asocjację kreatywności z typowo męskimi cechami, takimi, jak skłonność do podejmowania ryzyka, niezależność itd.

 

Kreatywność nie ma płci, jednak jej użytek już tak.

Kreatywność jako dbanie o estetykę, emocjonalność, dekorowanie, zabawa szczegółami jest typowo kobieca. Natomiast kwestia postępu, użyteczności, rozwoju należy do męskiej energii. 

Co oczywiście nie oznacza, że ktoś nie może się wykazać w dziedzinie płci przeciwnej. 

Edytowane przez Halinka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 miesięcy temu...

Kobietki, wrzucam ciekawy esej Agnieszki Czachor, na temat rozdarcia wewnętrznego kobiet tworzących kiedyś i jaki morał z tego ?

Nie potrafię antyszambrować i narzucać się.
Znalazłam bardzo stary tekst, jeszcze z czasów pisania starego bloga i zdumiałam się. Ileż we mnie było buntu.
W wieku XX –tym kobiety – pisarki tworzyły teksty niemożliwie skomplikowane. W podtekście cały czas rywalizowały z mężczyznami, chcąc poprzez swój rozwój intelektualny nawiązać z nimi dialog na równych prawach. Chciały udowodnić, że kobieta może być geniuszem. Bardzo lubiane słowo w tamtych czasach, a w korespondencji między literatami występuje ono nieskończenie wiele razy.
Czym jest zatem geniusz?
To nie talent, z czym w moim odczuciu go mylono. To też nie ponadprzeciętna wyobraźnia, to także nie umiejętność czytania w ludzkiej duszy czy magiczna intuicja.
Geniusz to umysł potężny, obdarzony w równym stopniu postrzeganiem we wszystkich zmysłach. Posiadający niezwykłe zdolności, niezrozumiałe dla innych, przez co wydają się nadludzkie.
W efekcie tych kobiecych bolesnych podskoków i ciągłego stawania na palcach książka „Dwudziestolecie mniej znane. O kobietach piszących w latach 1918-1939” ukuła nazwę „dziwożony”. Pisarki tamtego okresu to grupa kobiet samotnych, nieszczęśliwych, niespełnionych, potężnie zmęczonych psychicznie. Czytamy o Annie Iwaszkiewicz, Stanisławie Przybyszewskiej, Marii Morozowicz-Szczepkowskiej czy Edycie Stein.
Kobiety te chcąc pisać albo zamykały się w domowym zaciszu i nie wychodziły poza kartki dziennika, albo postanawiały żyć samotnie, uzależniając się od morfiny i żyły w ciągłym rozedrganiu. Kobiety o umysłach wybitnych, wypalały się, wysuszały.
Czy dzisiaj jest wiele inaczej? Jeżeli kobieta jest żoną i matką i do tego jeszcze ma czelność parać się pisarstwem jest podobnie stłamszona i ubezwłasnowolniona, co kiedyś. Chodzi o uczciwe spojrzenie na kobietę piszącą w XXI wieku, kobietę która próbuje pogodzić i rodzinę i obowiązki i pasje zawodowe i stara się nie stać mentalną pacjentką doktora Freuda. Jej możliwości rozwoju warunkuje miejsce zamieszkania. Duże miasta dają więcej swobody, ale prowincja jest ciągle pełna konwenansów, z którymi walka to prawdziwa donkiszoteria.
Presja otoczenia wymusza by najpierw wypucować dom (bo co ona robi cały dzień jeśli nie sprząta-leniuch!) Pamiętać o świętach, rocznicach, imieninach, odwiedzinach, dbać o figurę i różowe policzki, farbować włosy tak, żeby wyglądały na naturalne, nie starzeć się broń Boże, zawsze mieć niespodziankę w zanadrzu i pisać od dwunastej w nocy do siódmej rano, kiedy towarzystwo szeroko ziewając zapyta, co ze śniadaniem? A nerwy? Na nerwy usłużna reklama podrzuci kilka produktów, które otumanią i uszczęśliwią, bo szkoda czasu na złość.
Wolny zawód ma to do siebie, że nie pokazuje środowisku, w którym się żyje ani biura, ani garnituru, w którym wychodzimy do pracy, nie ma szyldu na drzwiach, że przyjmuję strony od-do.
Dla obserwatora taka kobieta siedzi w domu i nic. Grządki nie oplewione, kur nie hoduje, ani króli tylko psa ma, ale on też jakiś dziwny, bo kury łapie przez płot, no w locie ptaka potrafi pochwycić, widział to kto, panie, co tam się dzieje! Mówi sąsiad do sąsiada, który od rana do wieczora wgapia się w podwórko nieroba, kobiety piszącej. Bo taka przecież nie powie im, że pisze, już lepiej niech myślą, że nic nie rob
Kobietom piszącym po roku 1918, znacznie łatwiej było niż tym, które tworzyły w wieku dziewiętnastym. Jednak występowały samotnie bez wsparcia grupy, krytyków czy partnerów.
Anna Iwaszkiewicz pisała tylko dziennik prowadziła go do 1935 roku, ganiła siebie za tę słabość, uważała, że brak jej talentu, że jako kobieta nie zdolna jest stworzyć czegoś wartościowego, ale całe życie pragnęła pisać. Była w ciągłej rozterce, w wiecznym poczuciu winy, w przeświadczeniu, że nadużywa obfitości życia pragnąc niemożliwego. Jedyną drogę kobiety widziała w małżeństwie, a potem w macierzyństwie. Uważała, że kobieta nie potrafi uprawiać prawdziwej sztuki. Jest autorką wielu szkiców, w tym tekstów na temat Prousta i Conrada, jest również tłumaczką, ale te role jej nie uszczęśliwiały, nie czuła się spełniona. Była w ciągłym konflikcie z sobą samą. Bała się. Bała się śmieszności, popełniania błędów i krytyki.
Tego wszystkiego czego boi się każdy człowiek, kiedy postanawia iść własną drogą. Brak zrozumienia przez otoczenie potrafi unieszczęśliwić, nie każdy ma siłę znieść takie wyalienowanie. Jej postawa przy całej dobrej woli, mnie osobiście zirytowała od samego początku. Swoje wahania przypłaciła chorobami nerwowymi, szpitalem. O jej słabym zdrowiu wspominał nawet Iwaszkiewicz w listach do Miłosza. Kiedy człowiek przez blisko trzydzieści lat (tyle z przerwami prowadziła dziennik) bije się z samym sobą w myślach musi się w końcu załamać. Choroba wyłącza organizm, niczym wirus komputer. Przynosi odpoczynek od myśli i zgiełku rzeczywistości. Nie potrafię jej współczuć, być może dlatego że jestem zwolenniczką zasady: lepiej grzeszyć i żałować niż żałować, że się nie grzeszyło.
Stanisława Przybyszewska to całkowite przeciwieństwo Iwaszkiewiczowej. Ale również kobieta nieszczęśliwa. Uzależniona od morfiny, doznająca załamań nerwowych (dość częsta przypadłość wśród kobiet dwudziestolecia). Była kobietą samodzielną, uznaną autorką, za sztukę Sprawa Dantona otrzymała chwalebną ocenę od Leona Schillera, publikowała w „Wiadomościach Literackich”, otrzymała stypendium Departamentu Sztuki Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, zwracali się do niej tłumacze, którzy chcieli przełożyć Sprawę Dantona na język angielski, niemiecki, ukraiński i rosyjski.
Uważała się za geniusza, reszta społeczeństwa to pospólstwo i zwyczajni ludzie. Macierzyństwo skwitowała w swojej sztuce słowami „Niech sobie natura zakłada wylęgarnię w innych ciałach – niezdolnych do szczęścia”. Według niej idealny twórca musiał uwolnić się od płci, emocji, indywidualizmu. Buntowała się przeciw ojcu Stanisławowi Przybyszewskiemu. Do końca życia pozostała skrzywdzonym emocjonalnie dzieckiem przez rodzica, bolało ją że ojciec lekceważył jej aspiracje twórcze, że traktował ją instrumentalnie. Bolało ją, że przyjaciele nie docenili jej sukcesu, nie chwalili jej wybicia się jako artystki. W efekcie nie skończyła powieści, która w zamierzeniu miała liczyć osiemset stron. Zamknęła się w sobie, załamała, popadła w depresję.
Zabrakło złotego środka. Równowagi, której prawdopodobnie wcale nie szukała. Pewnie myślała, że genialny artysta musi cierpieć, rozmawiać z demonami i szaleć po nocach walcząc z koszmarami i wytworami własnej wyobraźni. Mimo radykalnych poglądów nie zaskarbiła sobie mojej sympatii. W jej działaniu zabrakło mądrości, której od geniusza bym wymagała. Nastawiona destrukcyjnie do siebie i świata wokół niosła chaos i zniszczenie, no i pretensje, że najbliższe osoby nie chcą obcować z jej sukcesem artystycznym. Pełna żalu i goryczy w końcu musiała się załamać.
Człowiek rzuca się na bandę, na szańce, podpala stosy aż w końcu opada z sił, bo chciałby żeby inny człowiek zwyczajnie potrzymał go za rękę.
Bo każdy z nas w głębi duszy jest samotny. I każdy chciałby się od czasu do czasu przestać się bać, chciałby poczuć się bezpiecznie, a żeby tak było trzeba szanować ludzi wokół nawet jeśli jest się geniuszem. Bo każdy geniusz jest tylko człowiekiem.
Co myślicie o tym tekście?
Wspaniałego dnia ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.