Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Tak.

Wspólne mieszkanie jest dobre w momencie jeśli się jest na dorobku. Pozwala to zminimalizować koszty utrzymania.

 

Po uzyskaniu odpowiedniej pracy lub satysfakcjonujących dochodów, spłaty kredytów itp, należy się usamodzielnić. Im szybciej tym lepiej.

 

Usamodzielnienie się pozwala na zminimalizowanie ryzyka niepotrzebnych konfliktów ze współlokatorami (nieważne czy to rodzina, znajomi czy randomowi ludzie). A takowe na 95% wybuchają... zwykle o pieniądze ale nie tylko.

 

Usamodzielnienie się to podstawowa forma jakiegokolwiek rozwoju... finansowego, osobistego, związkowego. Będąc na swoim bardzo szybko uczy się planowania, zarządzania, odpowiedzialności, sumienności, organizacji itp.

 

Mieszkanie z kimś to taka forma zastępcza, przejściowa, tkwienie z strefie komfortu i oszukiwanie się, że może ktoś inny rozwiąże nasze problemy. Nie, nie rozwiąże. Sami musimy się tym zająć. Im wcześniej tym lepiej.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc ja za bardzo nie łącze wynajmu z samodzielnością, chyba że wyjazd za granicę. Gdzie tu podejmowanie ryzyka, odpowiedzialność za coś, już lepiej mieszkać z rodzicami i zbierać kasę na prawdziwą samodzielność, czyli rozkręcanie jakiejś działalności, jeśli rodzice nie są patusami.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ah szalone czasy okołostudenckie :D życie z randomowymi współlokatorami daje taki obraz społeczeństwa jakiego nie uświadczysz w tv. Mam mnóstwo historii, ale creme de la creme to:

 

1) Moje mieszkanie. Dziewczyna slusznych wymiarów, która skłamała, że studiuje prawo. Okazalo się, że tak naprawdę przyjechała do Wawy na ... kurs odchudzania. Potem okazało się, że zarabia, oszukując ludzi na lewych kontach na allegro a nocami, myśląc że się nie domyślę,  sprowadzała mocno pijanych gachów z dyskotek z którymi bynajmniej nie grała w pokoju w bierki.

Do dziś pamiętam kultowy dialog o 3 nad ranem (po skończonej ars amandi)

ona: już idziesz? Dopiero co przyszliśmy.

On: ykhm

ona: chociaż rączki umyj

(trzask zamykanych drzwi wejściowych)

ona na cały głos: Kur*****!!!

 

2) Moje mieszkanie - w jednym pokoju ja i mój przyszły mąż, w drugim Grześ z Opola. Grześ zachowywał się, jakby ciągle był upalony, ogólnie nie interesowal się nami oprócz momentów, kiedy narzeczony gdzieś wychodził. Wtedy upalony Grzechu opierał się na framudze drzwi od korytarza i rzucał: No i co tam słychać. To było strasznie creepy. Raz znalazł się nagle w moim pokoju i swoje: „No i co tam słychać”. Serio bałam się tego kolesia, na szczęście szybko się wyniósł.

 

3) Kilka lat wcześniej, drugi rok studiów, mieszkałam na stancji z trójką dziewczyn, które codziennie (przysięgam) oglądały wspólnie.... czyjeś wesela. Miały od groma CDków imprez całych swoich rodzin i centralnie komentowały wygląd, ubiór i atrakcje weselne. W życiu bym nie myślała, że można spędzać tak czas wolny. A jednak!


jak komuś się chce czytać to mogę jutro dać ciąg dalszy ;)

  • Like 2
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To temat dla mnie, będę tu wylewać swoje gorzkie żale?

 

Mieszkam ze współlokatorami od 7 lat. Łącznie 4 lub 5 mieszkań, zależy jak liczyć. 

 

Pierwsza stancja to był akademik, ale to było takie jakby mieszkanie. Każda miała swój pokój (4), wspólny salon i kuchnia-oba pomieszczenia bez okien. 

Dziewczyna (Polka) z pokoju obok nie wietrzyła swojego pokoju. Jak otwierała drzwi na korytarz, to całe mieszkanie śmierdziało zdechłym szczurem. Do tego oczywiście imprezy. Kilka razy spałam przez to na uczelni. 

 

Drugie było mieszkanie dzielone z dwoma studentami. Kuchnia znowu bez okna, a współlokator Hindus codziennie gotował bardzo mocno pachnące jedzenie. To był jedyny minus tego mieszkania. Drugiego współlokatora prawie nigdy nie było w domu, była cisza, a ten Hindus świetnie gotował i codziennie rano miałam świeży, hinduski chleb. 

 

W trzecim było super, dopóki mieszkałam tam ze swoim kumplem ze studiów i jedną laską. Potem wprowadził się jakiś mroczny metalowiec, zaczęły się maratony głośnego seksu, osrany kibel i pretensje o wszysko. Ach, ten koleś wprowadził się w weekend, kiedy mnie nie było i na dzień dobry wyjadł mi wszystko z lodówki i zamrażalnika ?

 

Teraz mieszkam w dzielonym mieszkaniu, współlokator z Polski. Jest masakra. Śmierdzi, jest syfiarzem, gotuje same gunwa z torebek, więc śmierdzi cała chata. Do tego zostawia osrany kibel, swoje ohydne włosy wszędzie i nie myje rąk po toalecie. 

Odkąd należy zostać w domu, zaczyna mu chyba siadać na łeb od braku ludzi i gada sam do siebie. Zostawia noże w wodzie, a potem się dziwi, że są tępe. Blatu w kuchni nie umył chyba nigdy. Chodzi półnagi po mieszkaniu, bleh. No, ogólnie nie mogę doczekać się przeprowadzki. 

 

 

@Cortazar, powiedziałabym, że bardziej ludzie kłócą się o porządek i hałas ? czynsz i media są przecież z góry ustalone.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Ewka Jeśli mogę spytać- nie myślałaś, żeby przejść na np. wynajem kawalerki? Ceny są straszne obecnie, ale zaczynam wątpić, że mieszkając z obcymi można trafić w taki skład, żeby choć jedna osoba nie uprzykrzała w jakiś sposób życia. A w obecnym czasie wspólnego uziemienia coraz więcej rzeczy mocno daje się we znaki.

 

Ja co prawda aż tak ciężkich akcji na koncie nie mam, choć niestety też jest co opowiadać. Od jakichś 5 lat wynajmuję, tak się złożyło, że zawsze były to mieszkania wynajmowane tylko przez dziewczyny. Jako świeżak w temacie byłam przekonana, że skoro same dziewczyny to będzie czysto, spokojnie i bezproblemowo. Oj, jakże mocno się pomyliłam. ;) Trafiłam mi się raz jedna, która oprócz wykazywania agresji, gdy miała zły humor, wszystkie możliwe zakątki wspólne znaczyła swoimi włosami. Miała charakterystyczny kolor farby, więc od razu było wiadomo czyje. Nawet jej liczni nocni towarzysze przychodzący na zmianę nie zapadli mi w pamięć tak, jak te okropne kłaki. Nie wiem, jak to robiła, ale znajdywałam je nawet w swoim świeżo przygotowanym jedzeniu.

 

Była też jedna, która mimo umowy, że nie gościmy obcych bez poinformowania reszty, ukrywała swojego chłopaka przez 2 miesiące, bo musiał wynieść się ze swojej stancji i szukał innej. Pokapowałyśmy się dosyć szybko, bo jej wygibasy zacierania śladów jego obecności były dosyć żenujące. Potem jak przyszło do zapłaty wyższych niż zwykle rachunków to się wszystkiego wyparła i nie chciała za niego dokładać. To tak w temacie kłótni o pieniądze ;) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieliłam mieszkanie z obcokrajowcami min na studiach  podczas 2-3 wyjazdów do pracy na czas wakacji do jUKeja

 

Później w stolicy podczas studiów, chyba 2 lata mgr 

 

Wypisalam się z tego po tym jak min jedzenie z lodówki zaczęło ginąć. Były dramy, niezdrowa atmosfera tez o sprzatanie.

 

W temacie zakupów, stanęło  na tym ze pani X jak ma mega ssanie to może się poczęstować i odkupić na asapie. I owszem czasem coś odkupiła , Ale☝?dajmy na to: 

 

1 zeżarła tatar , odkupiła lidlowe mięso mielone garmazeryjne  ?

 

2 Wydoiła dobre wino - odkupiła piwo VIP w bieronie 

 

3 wciągnęła dobre sushi - znalazłam łososia w plastrach na sałatkę bo sushi nigdzie nie było ?

 

Dramat .. 

 

Pamietam jak kumpel opowiadał jak z babcią na stancji mieszkał.

Babcia zalecała, aby zawsze jak bierze kąpiel nalewał wodę do wanny DO KRESKI ? czyli do tej otoczki z brudu. 

Edytowane przez Xxl
Literówki
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 hours ago, Xxl said:

 

Babcia zalecała, aby zawsze jak bierze kąpiel nalewał wodę do wanny DO KRESKI ? czyli do tej otoczki z brudu. 

To mi przypomniało kultowy filmik (samo życie) - stancja u pani Krysi  :D 

: 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mieszkam ze współlokatorem.  

Strasznie bałagani, a ja to wszystko sprzątam. 

Marcin doprowadza mnie do płaczu, kiedy nie wkłada naczyń do zmywarki.  WSZYSTKIE te gary zostawia w zlewie, łącznie z talerzami. 

A ja, jak głupia to wszystko sprzątam, bo nie mam już siły zwracać mu na to uwagi. 

Za to on mnie opieprza za to, że przesiaduję za długo w łazience biorąc kąpiel, i też kiedy on spieszy się do pracy. Plus, że odkurzam w nocy, około 23 albo z samego rana.

 

Chodzi w majtkach po mieszkaniu, w ogóle się nie krepuje.  

Za to ja też nie, czasami leniwie ucinam sobie drzemkę, z tyłkiem na wierzchu, w jakichś krótkich spodenkach, ledwo przysłaniających mi pośladki. I mamroczę do niego coś przez sen. 

To u nas normalka. Tak samo, jak chodzenie w satynowych szlafrokach i bez stanika. 

To, co robimy razem, to oglądanie filmów, palenie papierosów na balkonie (kiedyś jaraliśmy całą paczkę w ciągu jednego dnia), wspólne pijaństwo. Marcin przesadza z alkoholem, codziennie drinki. Czasami robię mu sceny, bo popada w alkoholizm. 

Czasami robimy imprezy, i zapraszamy gości.  

 

Marcin w majtkach i w bluzie, ten widok będzie mi towarzyszył do końca życia. 

 

Edytowane przez JudgeMe
  • Haha 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@JudgeMe brzmi jak stare dobre małżeństwo :)

7 hours ago, Kapitan Horyzont said:

Nie wiem, jak tak można. Sam we własnym mieszkaniu nie chodzę w gaciach, a jestem najczęściej sam.

Ja też nie wiem jak można chodzić w gaciach po domu, przecież one strasznie uwierają ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Kapitan Horyzont napisał:

Sam we własnym mieszkaniu nie chodzę w gaciach, a jestem najczęściej sam.

 

Mają otwarte umysły.  

4 godziny temu, sol napisał:

brzmi jak stare dobre małżeństwo

A tak. Czasami też mamy tak zwane "ciche dni".  

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.