Skocz do zawartości

Jak sobie radzicie w czasach kryzysu?


Rekomendowane odpowiedzi

8 hours ago, Halinka said:

Głoś tak dalej i nie ucz się języków. 

 

A ja będę się uczyć i korzystać, bo teraz angielski to must have do dobrej pracy, inne z pewnością też wykorzystam 

Angielski to co innego niż chinski... i zgadzam sie, angielski trzeba znac i to wystarczy, żadnego innego nie warto nawet sie uczyc, chyba że lubisz

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tłukę w gry, ale już mi się nudzą, albo piszę codziennie po angielsku na forum, żeby doszlifować język, od zeszłego roku zrobiłam progres i praktycznie posługuję się nim jak drugim językiem (jeszcze tylko pozostaje nauczyć się rozumieć na żywo co ktoś bełkocze po angielsku i mogę się wynarodowić :D). Sprawdzam tzw. dietę zapasową, czyli różne przepisy na makaron xD który przejadł mi się już po trzech dniach, sprawdzam co tu dodać prócz makaronu, kasz, ryżów, budyniów i innych głodowych jedzeń do tej diety. ro-tip jajka można trzymać poza lodówką przez jakiś czas i się nie popsują.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 28.03.2020 o 15:57, zen napisał:

Angielski to co innego niż chinski... i zgadzam sie, angielski trzeba znac i to wystarczy, żadnego innego nie warto nawet sie uczyc, chyba że lubisz

Podobnego zdania jest mój znajomy. Mieszka w wielokulturowej metropolii, ale w kraju nieanglojęzycznym. Przy każdej sprawie urzędowej musi prosić swoją współlokatorkę o pomoc, tak samo z wypełnieniem każdego papierka i załatwienia cze-go-kur-ła-kol-wiek, tak że powodzonka z takim podejściem!

Pracy nie ma, ciekawe dlaczego...

 

 

Póki co żyje mi się w tych ciekawych czasach lepiej niż przed. W pracy bylam ostatnio w piątek, 13.03.2020. 

Od tej pory pracuje zdalnie, koło 5 godzin tygodniowo. Nie muszę 4h dziennie spędzać w transporcie publicznym w drodze do i z pracy. Nie muszę rozmawiać z ludźmi, nic nie muszę. Cieszę się spędzaniem czasu sama ze sobą. W końcu mam też czas na przeczytanie kilku nowokupionych książek.

Jak jest ładna pogoda, biorę rower i jadę do lasu. Na szczęście mój partner mieszka tylko 30 min pieszo ode mnie, więc nie ma problemu ze spotkaniami. Praktykuję jogę i mam czas na gotowanie w domu, dzięki czemu oszczędzam sporo pieniędzy. Nadal pracuję, a dzięki oszczędnościom jestem zabezpieczona na ponad pół roku.

Jedynie brakuje mi wyjść do restauracji. 

 

Gdyby nie to, że mam walniętych, megagłośnych sąsiadów i dzielone mieszkanie, byłoby idealnie. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

36 minutes ago, Ewka said:

Podobnego zdania jest mój znajomy. Mieszka w wielokulturowej metropolii, ale w kraju nieanglojęzycznym. Przy każdej sprawie urzędowej musi prosić swoją współlokatorkę o pomoc, tak samo z wypełnieniem każdego papierka i załatwienia cze-go-kur-ła-kol-wiek, tak że powodzonka z takim podejściem!

Pracy nie ma, ciekawe dlaczego...

 

 

Póki co żyje mi się w tych ciekawych czasach lepiej niż przed. W pracy bylam ostatnio w piątek, 13.03.2020. 

Od tej pory pracuje zdalnie, koło 5 godzin tygodniowo. Nie muszę 4h dziennie spędzać w transporcie publicznym w drodze do i z pracy. Nie muszę rozmawiać z ludźmi, nic nie muszę. Cieszę się spędzaniem czasu sama ze sobą. W końcu mam też czas na przeczytanie kilku nowokupionych książek.

Jak jest ładna pogoda, biorę rower i jadę do lasu. Na szczęście mój partner mieszka tylko 30 min pieszo ode mnie, więc nie ma problemu ze spotkaniami. Praktykuję jogę i mam czas na gotowanie w domu, dzięki czemu oszczędzam sporo pieniędzy. Nadal pracuję, a dzięki oszczędnościom jestem zabezpieczona na ponad pół roku.

Jedynie brakuje mi wyjść do restauracji. 

 

Gdyby nie to, że mam walniętych, megagłośnych sąsiadów i dzielone mieszkanie, byłoby idealnie. 

meh, wiadomo że jak sie mieszka za granica, to łątwiej jest, gdy się zna język danego kraju. Twoj kolega pewnie nawet angielskiego nie zna, będac w tym nie anglojezycznym kraju. Bo jeśli by znał, to podejrzewam że nie musiałby się pytać współlokatorki o pomoc za każdym razem- bo umówmy się, angielski to miedzynarodowy język.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, zen napisał:

Bo jeśli by znał, to podejrzewam że nie musiałby się pytać współlokatorki o pomoc za każdym razem- bo umówmy się, angielski to miedzynarodowy język.

Nie wiem, na ile zna angielski. Angielski jest językiem międzynaridowym, gdy idziesz na jazz session i w biznesie międzynarodowym. Na nic on, gdy chcesz załatwić meldunek albo zapytać w gazowni o lepszą ofertę. W Pl czasem sie nawet nie da kupić biletu na pociąg nie znając polskiego, wiele razy pomagałam na stacji i w pociągach obcokrajowcom. 

8 minut temu, zen napisał:

meh, wiadomo że jak sie mieszka za granica, to łątwiej jest, gdy się zna język danego kraju. 

Zgadzam się i nie rozumiem ludzi, którzy jadą na studia lub do pracy za granicę i nie znają języka tego kraju. Na studiach trafiłam na kilku Chińczyków, którzy ledwo kilka zdań umieli skleić, a niektórzy nie rozumieli prostych zdań typu "Która godzina?" ??‍♀️

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mam z czym walczyć żeby sobie z tym radzić a więc żyję sobie tak jak żyłem, tylko mam inne zmartwienia, zamiast ryzyka nowotworu obawiam się tego zakaźnego cholerstwa. I tego że stracę jeszcze kogoś z bliskiej rodziny. Dużo już mi nie zostało bliskich, to widmo samotności mnie chyba dobije. Jestem słaby psychicznie gdy dostanę w czuły punkt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem szczerze, że teraz bardzo źle się czuję z faktem, że nie można wychodzić z domu, no ale trzeba przeboleć swoje. Jedynym plusem jest to, że jeszcze pracuję, ba, nawet na nadgodziny się załapię w następnym tygodniu, czego teraz bardzo potrzebuję. Nigdy aż tak mnie praca nie odprężała... 

 

Nie polecam rozstań +5 letnich związków podczas epidemii... 

 

 

  • Like 1
  • Smutny 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako że jestem optymistką, zakładam że epidemię przeżyję ? i patrzę co będzie po.

Jestem też realistką, więc zrobiłam zapasy żywności z długim terminem i innych podstawowych produktów.

 

Ale zastanawiam się, jak to wszystko wpłynie na wartość pieniądza. Miałam w planie w tym roku ulokowanie oszczędności w mieszkaniu na wynajem (mam 70% kwoty, resztę pożyczę w rodzinie, muszę to zrobić w tym roku by nie płacić podatku). I teraz się zastanawiam, jak będzie wyglądał rynek mieszkań, a jeśli np. nic nie kupię to czy posiadane oszczędności nie staną się tylko cyframi?

Może jest sens zainwestować np. w złoto? Albo w coś innego? Boję się że po kryzysie realna wartość obecnych 100k to będzie np. 60k. Czy ktoś znający się na ekonomii może doradzić?

 

Poza tym zachowuję ostrożność - nie włóczę się po sklepach, ograniczam kontakty z ludźmi, nawet z rodziną. Bez paniki ale trzeba ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 28.03.2020 o 15:57, zen napisał:

Angielski to co innego niż chinski... i zgadzam sie, angielski trzeba znac i to wystarczy, żadnego innego nie warto nawet sie uczyc, chyba że lubisz

W Afryce głównym językiem jest francuski. W Chinach jak znasz chiński zupełnie inaczej cię traktują. To nie jest tylko kwestia komunikacji. Ale ja np. lubię robić interesy z ludźmi, z którymi się dogaduję i mamy podobny sposób artykulacji, że się tak wyrażę. Kiedy zbudujesz taką sieć coraz łatwiej będzie ci się żyło, po prostu twoi kontrahenci zaczną podrzucać ci klientów. Sam też oczywiście musisz dużo dawać od siebie, ale relacje to kapitał o wiele poważniejszy od pieniędzy (które jak ktoś mądry powiedział: jak deal jest dobry to kasa się zawsze znajdzie).

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie z dnia na dzień co raz bardziej wkurzają sąsiedzi... Sąsiad zza ściany, który co chwila gdzieś wychodzi i dzisiaj chyba rower mu się przewrócił na klatce i narobił hałasu. A dzień w dzień bach... znaczy dziecko sąsiadów, które chyba dwa dni temu było głośniejsze od mojego telewizora.

 

I grafik rotacyjny w pracy jest średni dla psychiki ? Tak, to robiłam sobie dwa dni wolnego i dwa dni w pracy, a teraz mam jeden dzień w pracy i 7 wolnego, 3 dni w pracy i 6 wolnego. Za długie już te przerwy (nie sądziłam, że kiedykolwiek tak powiem). Ale dobrze, że praca jest :)

 

A reszta tradycyjnie: rzeczy na uczelnię, książka, serial, książka, gotowanie.... Tylko dzisiaj musiałam odespać, więc 3/4 dnia pod kocykiem :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomijając wcześniej wspomniany fakt, nie jest aż tak źle podczas tej pandemii. 

Gram praktycznie codziennie na gitarze i widzę postępy ( :D ), ogarniam sobie w pokoju, mieszkaniu. czasem pogram w Wormsy, poczytam jakąś książkę ( może w końcu uda mi się skończyć wszystkie zaczęte :D ) dzisiaj mnie natchnęło, żeby sobie zrobić swój osobisty słowniczek angielskiego, wpisując tam słowa które zasłyszałam gdzieś i chciałabym je pamiętać i sobie mocno wpoić by móc płynnie nimi operować. CIekawe czy zda to egzamin...:rolleyes:

Możliwe, że sobie też coś zacznę tworzyć. myślę przyozdobić sobie regał, poozdabiać pudełka. 

 

Częściej rozmawiam z moją rodziną video.  Choć irytuje mnie fakt, że moja najbliższa rodzina teraz wyjątkowo szaleje, głupieje i na siłę chcą mieć ze mna kontakt. - inicjatywa środkowej siostry, która jak zwykle na siłę chce wszystko naprawiać, narzucając przy tym swoją wolę. 

Jedyna osoba z rodziny z którą z chęcią mam kontakt teraz to moja najstarsza SIostra.

 

Wierzę, że za jakiś czas w końcu wszystko wróci do normy. Pierwsza rzecz jaką zrobię? Pójdę na spacer albo pojadę na jakąś samotną wycieczkę nad morze albo do Liverpoolu. 

Rwie mnie mocno by rozwinąć skrzydła. Chcę się wyzwolić...Czekam na to z niecierpliwością :) 

 

W każdym razie mój optymizm mnie nie opuszcza. 

Never! ;) 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 3/25/2020 at 1:01 PM, Halinka said:

Przy okazji uczę się języka chińskiego, ponieważ coś czuję, że niedługo może być na niego popyt.

Tia... :)

Lepiej naucz się jakiegoś zawodu - np. szwaczki.

Twoi chińscy przyszli pracodawcy nie będą chcieli z tobą rozmawiać - raczej będzie ich interesowało, ile par kalesonów potrafisz wyprodukować w ciągu godziny.

 

Yuppie nadal myślą, że nic ich nie tknie... :)

 

Edytowane przez zychu
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, JudgeMe napisał:

A nie jesteście tą sytuacją przygnębieni?

 

We mnie jest zero entuzjazmu i ochoty na robienie czegokolwiek.  

 

Nie, wręcz przeciwnie! ?

Piękna pogoda, tylko brać rower i nad jezioro, ładować baterie słoneczne. 

Cieszę się czasem wolnym, odkrywam nowe smaki, wysypiam się i mam czas na jogę i w końcu nie męczą mnie ludzie. Już po tych trzech tygodniach widzę poprawę w wyglądzie. Skóra odzyskała naturalny blask, wygładzona, polepszył się też jej koloryt. Makijaż idzie w odstawkę. 

Ogólnie z dnia na dzień czuje się coraz lepiej, tylko sąsiedzi i współlokator wkurzają. 

 

55 minut temu, Frank89 napisał:

Jedynie brak ludzi w otoczeniu i ich zachowanie w miejscach publicznych jest dla mnie przygnębiające. 

Dla ekstrawertyków to trudny czas. Współczuję i trzymajcie się.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, Ewka napisał:

Nie, wręcz przeciwnie! ?

Naprawdę bardzo wam wszystkim zazdroszczę spokoju ducha. 

 

Mnie martwi ogólna sytuacja. To, że tyle osób umiera. Że traci pracę. 

Ogólnie jestem w dobrej sytuacji, aczkolwiek cała obecna sytuacja negatywnie wpływa na moje samopoczucie. 

Tak więc nie mam ochoty na jakiś specjalny rozwój ducha. Obecnie mi się to wydaje pozbawione sensu. 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.