Skocz do zawartości

Rozdarcie po przebudzeniu - poligamia i empatia niszczą mnie


Rekomendowane odpowiedzi

Chciałbym prosić doświadczonych braci o radę, ponieważ być może znajdzie się tutaj ktoś, kto przechodził przez podobny scenariusz i sprzedać mi solidnego kopa w dupę, żebym w locie mógł podjąć decyzję w którym kierunku polecę dalej. Na dole rzucę konkretne pytania, gdyby dla kogoś było tl;dr.

 

Przerobiłem większość wątków na forum i były takie zachodzące na mój problem, ale najbardziej pomogłyby mi uwagi dotyczące własnej historii.

 

Krótko o mnie. Stuknie mi w tym roku 29 lat.  Przerobiłem dużo książek o tematyce redpill (w tym książki Marka) i innych materiałów. Było to dla mnie bardzo drastyczne. Uświadomiłem sobie, że całe życie byłem beciakiem i nadal jestem. Z drugiej strony jestem dumny z siebie, że zrobiłem aż tak duży postęp, by się oderwać od matrixa, a przede wszystkim – by żyć tak jak chcę. I to właśnie w pełni od kilku miesięcy robię. Wychowanie (w 90% przez matkę), telewizja a w tym disneyowskie bajeczki, religia sprawiły, że byłem w większej części życia miękką rurą. Przedkładałem cudze dobro i szczęście nad własne, bo liczyłem, że to mi się zwróci – choćby pod postacią nieba po śmierci. Takie podejście zabiło we mnie zdrową męską rywalizację w dzieciństwie i ogólnie młodości.

 

W zamian za to dostałem przeogromne poczucie empatii, które to czasem mnie niszczy. Z drugiej strony dzięki tej empatii robię zawodowo to co robię i mam na tym polu spore sukcesy. Mocno przykładałem się do nauki – dla siebie. Skończyłem dość elitarne studia, kursy, znam języki. Elastyczny zawód sprawia, że nie boję się aż tak o utratę obecnej pracy, gdzie stopniowo dobijam  do pięciocyfrowego wynagrodzenia. Nie mam pasji – bo szybko się nudzę jedną rzeczą. Mam za to dużo mniejszych zainteresowań, więc używając ich naprzemiennie nigdy się ze sobą nie nudzę. Ogólnie bardzo lubię swoje życie. Do niedawna toczyłem ze sobą sporą wewnętrzną walkę o swoje cele życiowe – nie wiedziałem jak ma wyglądać moje życie, jakie postawić sobie cele. Teraz jestem na etapie wygaszania tej walki, bo po lekturach i przemyśleniach wydaje mi się, że w końcu wiem co da mi szczęście.

 

Od ponad 4 lat jestem w związku. Wcześniej przez całe studia byłem w innym kilkuletnim związku, a wcześniej w latach młodzieńczych miałem kilka dziewczyn (maks. miesiąc). Moja obecna partnerka ma 27 lat. Pochodzi z wioski, skończyła studia, ale na rynku pracy idzie bardzo przeciętnie (nie wykorzystuje swojego potencjału przez robienie tego samego licząc na inny efekt za 1000 razem). Ale to nie jest istotne.

 

Wychodząc z poprzedniego związku miałem dość dziecinnego podejścia ex, przestraszyłem się wtedy posiadówek rodzinnych, bawienia dzieci, nieuchronnej formalizacji, ale przede wszystkim opadł mi haj hormonalny (gdzieś po około 3 latach). Była to pierwsza partnerka seksualna, a ja zacząłem czuć potrzebę jakiejś zmiany, bo miałem wrażenie, że coś mnie omija. W tamtym związku byłem betą do potęgi – nie miałem wiedzy.

 

Wchodząc w obecny związek chciałem to zrobić z nieco innym podejściem – nie szukając już w kobiecie bratniej duszy, tylko wręcz biorobota. Okazało się jednak po krótkim czasie, że nie potrafię tak funkcjonować i muszę czuć przyjaźń do partnerki. Otworzyłem się na nią, jednakże wszedłem w ten związek nadal z pozycji strasznego beciaka, co zrozumiałem dopiero niedawno. Mimo że chciałem szacunku jak do mężczyzny – bardziej tradycyjnego związku, to moje wychowanie się uruchomiło i wszystko zaczęło przypominać bardziej egalitarny lub w pewnych momentach nawet matriarchalny związek. Partnerka ma dość silny charakter po ojcu, chociaż niestabilny. Czyli czasami ma, a czasem kruszy się jak asfalt na polskiej drodze.

 

Dopiero jakieś pół roku temu po redpillowych lekturach odkryłem dlaczego ona jest tak sfrustrowana niektórymi moimi zachowaniami i dlaczego mam wrażenie, że jako wzór mężczyzny stawia swojego brata i ojca. Oni mają „wyjebane” – nigdy nie przeczytali nic o relacjach, tylko po prostu żyli po swojemu (prości ludzie). U mnie z kolei zabrakło w wychowaniu silnego ojca, który wbrew matce powiedziałby mi, że nie ma nic złego w zdrowym egoizmie i że wyznaczenie granic spowoduje konflikty, w których również nie ma niczego złego. Bo przez chwilę będzie burza, ale za to później częściej będzie wychodzić słońce. A ja z kolei zawsze unikałem konfliktów, bo liczyłem, że w ten sposób karma do mnie wróci, a poza tym nie chciałem by komukolwiek było przykro. Podświadomie czułem, że coś jest nie tak – że robię coś wbrew swojej naturze.

 

To głupi przykład – ale nawet grając w gry na kompie (lubię erpgi) zawsze grałem dobrymi postaciami i często odmawiałem nagrody za zrobienie questa jeśli się dało. Teraz czułbym się jak frajer nie biorąc zapłaty za dobrze wykonaną robotę. Całe szczęście, że na polu zawodowym, biznesowym szybciej się ogarnąłem niż na polu związkowym, bo tam dzięki dobrym mentorom szybko zrozumiałem, że biznes to zawody kto kogo bardziej wyrucha, a uśmiechy i poklepywanie po plecach to uj. Wiem, że dla wielu z Was to jest banał, ale dla mnie patrząc na mój punkt startowy, to ogromny postęp w myśleniu.

 

Pół roku temu zacząłem powoli wdrażać w swoim związku zmiany – stawać się już bez norm wynikających z wychowania i wiary -  tym, kim naprawdę chciałbym być. A mężczyzna, który we mnie drzemie to gość bez strachu o palenie mostów, realizację własnej wizji życia kosztem dyskomfortu u innych. W moim związku naturalnie przyniosło to i pozytywy i negatywy. Naturalnie pojawił się bunt u partnerki, ale finalnie jest oczywiście zadowolona – bo umarł cipeusz, a narodził się ktoś dość stanowczy i pewny siebie. Przeszliśmy dość wyboistą drogę, ponieważ w pewnym momencie rzuciłem to wszystko i kazałem jej się pakować. Było to jeszcze w momencie, gdy nie do końca pojmowałem jak to działa. Ona naturalnie ma parcie na ślub – nie mam jej tego za złe, ma w końcu taki wiek (a ściana coraz bliżej) i pochodzi z wioski, więc zaczęła mocno ograniczać seks. Pewnego razu obruszyła się tak, że nie wytrzymałem.

 

Rozstanie trwało tydzień, wróciła do mnie skruszona i usłyszałem to, co chciałem usłyszeć. Nie wiem czy był to błąd. Nie miałem wtedy czasu na przemyślenia, zagrały emocje. Teraz po przemyśleniu wiem, że moje cierpienia spowodowane jej brakiem były naturalne i jeszcze trochę, a byłoby w porządku. Wiem teraz też, że ona wtedy po prostu zobaczyła, że to mnie mniej zależy skoro potrafię ją odstawić na amen. Poza tym – nie ma żadnej lepszej lub równej alternatywy życiowej. Zgodziłem się na powrót, ale wyłącznie na moich zasadach. Teraz wiem, że błędem był np. warunek, że ma więcej inicjować zbliżeń i się czasami wystroić dla mnie. Przecież to nie są negocjowalne warunki – to musi wynikać samo z siebie, aby cieszyło. Musi czuć zagrożenie i przez to to inicjować, a nie przez szantaż. No ale nieważne – może to naprawię.

 

Warunkiem była między innymi terapia dla par. Zgodziłem się, by była prowadzona przez terapeutę  – kobietę. Zrobiłem tak, ponieważ to ona ma ze sobą obecnie jeszcze więcej problemów niż ja – problemy z seksualnością, libido i postrzeganiem mojej wartości. Miałem nadzieję, że to kobieta ją otworzy w jakiś sposób. Niestety terapia okazała się klapą (terapeutka była słaba) i po kilku sesjach zdecydowałem, że to bez sensu, bo dużo więcej daje nam moje nowe podejście wynikające z lektur. Tu chciałbym zaznaczyć, że „gra” przychodzi mi dość naturalnie, bo różne reakcje ludzkie dają mi dużo motywacji – z tego względu nie mam oporów przed utrzymywaniem rollercoastera .

 

Nim przejdę do podsumowania chciałbym opisać jeszcze moją partnerkę i moje podejście do niej. Wiążąc się z nią i utrzymując związek nigdy nie obiecywałem jej ślubu, ale to się rozumiało samo przez się – bo zdecydowałem się na laskę z wioski. Wielokrotnie rozmawialiśmy na ten temat i ja nie miałem problemów z perspektywą małżeństwa. Obecnie jestem świadomy zagrożeń jakie ze sobą niesie, ale w naszym przypadku mimo dysproporcji zarobkowych (co zaznaczam nie jest dane na wieki) w przypadku rozwodu z majątku tracilibyśmy mniej więcej to samo. Obecnie to ona ma więcej do stracenia, bo odziedziczyła nieruchomości.

 

Jedyny syf, którego nigdy bym nie chciał to rozpad rodziny i jedynie widywań dzieci. Zawsze myślałem o małżeństwie może nie o jako wiecznej bezpiecznej przystani, ale na pewno o czymś – w co jeśli się wpakuję, jako o decyzji z rozsądku – gdzie ożenię się z dobrą dla siebie opcją.

 

Mojej obecnej partnerce dałbym 5/10 a w porywach 7/10, gdy naprawdę się wystroi (rzadko). Sobie obecnie dałbym 7/10, a mam do poprawienia jeszcze formę i jeszcze dobre lata przede mną. Partnerka nie jest myszką inna niż wszystkie: nie ma zainteresowań (netflix, fb, tv i babskie książki), nie jest nazbyt rozgarnięta intelektualnie (ale ponadprzeciętnie na pewno). Ma jednak trochę zalet: jest tradycjonalistką, wiem, że dobrze zajmie się dziećmi (naturalnie ma na to parcie), ogarnia dom i kuchnię, jej genetyka raczej sprawi, że nie spuchnie (ale kto tam wie jak będzie, gdy wjadą hormony itp.)

 

Jest to po prostu dobra, przeciętna dziewczyna i nie mam jej za złe jej babskich uwarunkowań – parcia na dziecko, traktowania mnie jako najlepszej gałęzi, a nie jako obrazka, w który byłaby wpatrzona kobiety takie po prostu są. A ja z kolei wiem, że LTRy są dla mnie i że chcę się w przyszłości spełniać jako ojciec – głowa rodziny.

I teraz sedno. Martwi mnie kilka rzeczy:

 

- Partnerka jest nadal elementem mojego starego życia, bo podczas gdy ja ostatnie lata rozwinąłem się, ona pozostała praktycznie w miejscu mimo wielu rozmów, podczas których jeszcze się łudziłem, że uda się mocno przekazać jej moją perspektywę. Martwię się, że nigdy nie wyrzucę jej z głowy obrazu tego ultra bety, którym byłem jeszcze niedawno (nie mam siebie teraz za alfę czy omegę ;) ). Jestem ja kontra jej 27 lat przyzwyczajeń – rządzącego się charakteru. I cały czas mimo wyznaczenia granic przyłapuję ją na mniej lub bardziej mimowolnym zapominaniu się – „misiakowaniem” mnie. Ma charakterek po matce, gdzie jej ojciec musi praktycznie cały czas walczyć o swoją pozycję.

 

Jest jakiś tam progres, ale to jest bardzo męczące. Nie mam oczywiście gwarancji, że w nowym związku wszystko byłoby idealnie i udawałoby mi się cały czas trzymać ramę.

Po prostu choć mi tego nie powie wprost, bo wprost oczywiście słyszę zapewnienia o miłości itp. itd, to najbardziej trzyma ją fakt, że lata jej świetności minęły, a męża i dzieci nie ma, a ma też problemy z seksapilem, a ja jestem według niej dobrym kandydatem na dostarczyciela bezpieczeństwa i źródłem końca przytyków od rodziny. Współczuję jej.

 

- Seksualność. Nie jest w ogóle (przynajmniej dotychczas nie była) kobietą, która ma jakiekolwiek ciągoty do postarania się by wyrwać mężczyznę. To niby wraz z jej SMV daje mi teoretycznie większą pewność w kwestii ewentualnej  zdrady, no ale z drugiej strony…  Myślałem, że jak powiem jej wprost, że ma się postarać co do wyjść ze mną i podczas przebywania ze mną co do wyglądu, ubioru, to będzie lepiej. Tak samo myślałem że jeśli powiem jej, że ma częściej inicjować seks, to będę szczęśliwszy. Efekt jest taki, że te starania niemal kompletnie mnie nie ruszają – są takie nienaturalne. Może to od tego siedzenia w czterech ścianach przez wirusa, ale naprawdę – częściej mam ochotę na Renię niż na nią. Nie wiem co mi się stało. Zdałem sobie sprawę, że moja nowa seksualność jakoś nie gra z jej. Denerwują mnie jej miny, żarty. Nie ma w niej takiego dziewczęcego uroku. Podczas zbliżenia czuję się jakby to był jakiś program National Geographic, a scenariusz miał zaraz być przeczytany przez Panią Krysię: „prącie zostaje wprowadzone do pochwy w celu przedłużenia gatunku…”

 

Gdy kończyłem poprzedni związek, to do samego końca moja ex była dla mnie bardzo atrakcyjna i mimo ówczesnych problemów czułem się z nią dobrze podczas zbliżeń. Była po prostu taka naturalna w tym wszystkim i miała wyczucie co do tego co w aktualnym momencie zrobić.

 

- Poligamia sieje mi spustoszenie w głowie. Pisałem, że w ciągu ostatnich lat trochę osiągnąłem, co wywaliło mi pewność siebie do góry. Mam świadomość tego, że rezygnując z obecnej partnerki będę przez pewien czas wracał do pustego mieszkania (zaniedbałem moich znajomych przez ten związek – będę zaczynał prawie od 0), a przecież docelowo chcę LTRa. Po prostu myśl o małżeństwie na tym etapie sprawia u mnie myśli, że wszystko co dobre jest już za mną. Widzę siebie za parę lat plującego sobie w brodę, że nie przerobiłem wystarczająco dużo lasek, aby stwierdzić z pewnością, że pora wpuścić korzenie, bo wszystko to prawie jeden uj. Czuję, że coś mnie omija. Z drugiej strony, to nie jest zła dziewczyna – mam więcej niż niejeden by chciał. Rezygnując teraz mogę żałować kiedyś, że to zrobiłem. No i to cierpienie, które wywołam u niej – a nic złego mi nie zrobiła. Stara się przecież jak może.

 

Związek otwarty nie wchodzi w grę. A ja boję się, że tkwiąc w tym, kiedyś zrobię jeszcze więcej syfu jeśli nie wytrzymam.

 

- W moim otoczeniu pozornie widzę mnóstwo o wiele bardziej atrakcyjnych kobiet – szczękę można zbierać z ziemi. Nawet wśród moich  koleżanek w pracy jest jedna dziewczyna (zajęta i już po frytkach), która tak na mnie działa, że gdyby role się odwróciły to wierzę, że nie miałbym takich poligamicznych myśli. Ma idealną figurę i jest wycofana. A ja teraz czuję, że potrzebuję kobiety, z którą nie walczyłbym o noszenie spodni, ale o taką, która naturalnie ulegnie pewnej dominacji z mojej strony i będzie z tego zadowolona. Miałbym wtedy czystą kartę i taka kobieta ujrzałaby we mnie kogoś innego niż moja obecna partnerka.

 

- Od niemal samego początku związku coś mi nie pasowało w mojej obecnej partnerce. Jest czysta, zadbana, ale mimo to nie odpowiada mi zapach jej skóry – po prostu mam jakieś dziwne wrażenie jakby poza zapachem  coś było nie tak na poziomie feromonów czy genetyki. Ona nie ma takiego wrażenia co do mojego zapachu czy feromonów. Poczytałem o tym, bo myślałem że schizuję i niestety przybija mnie to w jakiś sposób.

 

Podsumowując, męczą mnie wewnętrzne demony. Z jednej strony rozrywa mnie poligamia, chęć spróbowania czegoś jeszcze w życiu. Byłoby mi łatwiej z czystą kartą wprowadzać swoje granice wobec nowej kobiety. Z drugiej strony wiem, że to niekoniecznie może być dla mnie dobre, a partnerka jest naprawdę w porządku kobietą jak na te porąbane czasy (nie jest jakąś materialistką i jest pracowita, troskliwa – nie wyjątkowa, ale taka ponadprzeciętna). Zwyczajnie mam wrażenie, że mimo jej wad, to już na tym etapie życia dopadł mnie dobry materiał na LTR i nie potrafię tego docenić i jeszcze popracować nad tym wszystkim. Ludzie mają tak przesrane problemy  w życiu, które ja też mogę mieć (choroby, wypadek), a ja myślę nad takimi rzeczami. Jest mi bardzo wstyd, że zabrałbym jej tyle lat, zawracał terapią, a teraz miał zwyczajnie po jej nieudolnych, ale jednak staraniach wbić nóż.

 

Pytania w pigułce:

1. Czy ma ktoś pozytywne doświadczenia związane z ustawieniem sobie kobiety po własnym przebudzeniu się z matrixa?

 

2. Czy siedzenie w czterech ścianach podczas epidemii z waszą lubą też Wam obniżyło libido? I czy ewentualnie tylko wobec waszej kobiety?

 

3. Czy można sobie poradzić jakoś z myśleniem o innych laskach, mając świadomość że wybór własnej żony był dyktowany rozsądkiem, a nie pożądaniem? (kobiety się starzeją, ale wracając tutaj do mojej koleżanki – czułbym się zajebiście gdybym chociaż mógł wrócić pamięcią, że kiedyś miałem babkę jak z moich mokrych  snów)

 

4. Czy ktoś z Was związał się z kobietą więzami małżeńskimi, do której  czuło się pewnego rodzaju niedopasowanie genetyczne?

 

5. Czy gdybym zdecydował  być się pierdolonym egoistą (zależy jak patrzeć – a może bohaterem ratującym jej kolejne lata i dzieci) i jednak chciał odejść, to macie może jakiś pomysł na sposób by moje odejście było tak łagodne dla niej jak tylko się da? Po prostu żal by mi było niszczyć dziewczynę, gdybym palnął coś głupiego, zważywszy że ostatni powrót do mnie dał jej dużo nadziei i obecnie wydaje jej się, że wszystko jest raczej ok.

 

Dziękuję za wszelkie uwagi, szczerą krytykę i czas poświęcony na lekturę.

 

  • Like 10
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swietny temat wg mnie.

 

1. Gratuluje takiej wiedzy i przemyslen w tak mlodym wieku. Masz juz potezna samoswiadomosc a nie dobiles nawet 30tki.

 

2. Za duzo sie biczujesz. Nie ma co sie psztykac za wlasna nature. To ze wiele kobiet ci sie podoba i chcialbys z nimi spolkowac to natura i tyle.

 

3. Pokazales “klasyczne” dylematy

a) fajna z charakteru ale przecietna z wyglady vs ciezki charakter ale fajna dupeczka.

b) wchodzic w malzenstwo przed wyszaleniem sie

 

Porady? Boje sie dawac bo duzy ciezar ale mam takie przemyslenia:

 

a) w zwiazku LTR powinno sie jednak byc z kims kto cie kreci fizycznie

b) ty dopiero rozkwitasz jako facet, ona powoli odwrotnie

c) jakosc charakteru/materialu na LTR dzisiejszych kobiet zwlaszcza tych atrakcyjnych to tendencja opadajaca

d) facet za mlodu jednak powinien doswiadczyc troche kobiet

e) jesli zastanawiasz sie na zmiana partnerki to zrobic to szybko aby ona tez miala czas na ustawienie sie z kims innym

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minut temu, Pan Krzesło napisał:

Myślałem, że jak powiem jej wprost, że ma się postarać co do wyjść ze mną i podczas przebywania ze mną co do wyglądu, ubioru, to będzie lepiej. Tak samo myślałem że jeśli powiem jej, że ma częściej inicjować seks, to będę szczęśliwszy. Efekt jest taki, że te starania niemal kompletnie mnie nie ruszają – są takie nienaturalne.

Popełniłeś typowy błąd. Chciałeś się dogadać z kobietą w sposób męski, logiczny. To samo z terapią.

Efekt masz taki = jej starania są nienaturalne.

 

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

(zaniedbałem moich znajomych przez ten związek – będę zaczynał prawie od 0)

Dlaczego już teraz nie zaczynasz?

Nie powinieneś rezygnować z jednego na rzecz drugiego, chyba że łączyło was tylko chlanie.

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

Jedyny syf, którego nigdy bym nie chciał to rozpad rodziny i jedynie widywań dzieci.

Tego nigdy nie będziesz pewny. Trzeba zaakceptować,  że wszystko może się zdarzyć.

 

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

Od ponad 4 lat jestem w związku.

Dlaczego ją trzymasz już 4 lata skoro sex masz słaby i ciągnie Cię do innych?

 

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

skończyła studia, ale na rynku pracy idzie bardzo przeciętnie (nie wykorzystuje swojego potencjału przez robienie tego samego licząc na inny efekt za 1000 razem). Ale to nie jest istotne.

Jest istotne, przypuszczalnie pracuje bo musi. Gdy będą już dzieci może zechcieć siedzieć w domu, a wtedy w razie rozwodu płacisz również na nią.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

Wchodząc w obecny związek chciałem to zrobić z nieco innym podejściem – nie szukając już w kobiecie bratniej duszy, tylko wręcz biorobota. Okazało się jednak po krótkim czasie, że nie potrafię tak funkcjonować i muszę czuć przyjaźń do partnerki.

Wspominałeś, że masz nieprzebrane pokłady empatii, hę? 

 

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

bo tam dzięki dobrym mentorom szybko zrozumiałem, że biznes to zawody kto kogo bardziej wyrucha, a uśmiechy i poklepywanie po plecach to uj. Wiem, że dla wielu z Was to jest banał, ale dla mnie patrząc na mój punkt startowy, to ogromny postęp w myśleniu.

 

Dla mnie to szok, co piszesz. Kobieta, od której najwiecej w życiu się biznesowo nauczyłem (ekspertka od rozwoju sieci handlowych - większość marketów pewnej sieci postawiono w Polsce pod jej rządami, jako PM) miała tak dalece partnerskie podejście do biznesu i do negocjacji, że większość tzw. trenerów biznesu, trujących o win-win i podejściu problemowym do negocjacji mogłoby jej buty czyścić. To, o czym piszesz sprawdza się, jak chcesz komuś jednorazo opchnąć passata z przekręconym licznikiem ale na pewno nie ma zastosowania w długotrwałych relacjach biznesowych.

 

 

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

umarł cipeusz, a narodził się ktoś dość stanowczy i pewny siebie.

 

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

Zgodziłem się na powrót, ale wyłącznie na moich zasadach. Teraz wiem, że błędem był np. warunek, że ma więcej inicjować zbliżeń i się czasami wystroić dla mnie. Przecież to nie są negocjowalne warunki – to musi wynikać samo z siebie, aby cieszyło. Musi czuć zagrożenie i przez to to inicjować, a nie przez szantaż. No ale nieważne – może to naprawię.

 

Godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

po kilku sesjach zdecydowałem, że to bez sensu, bo dużo więcej daje nam moje nowe podejście wynikające z lektur. Tu chciałbym zaznaczyć, że „gra” przychodzi mi dość naturalnie, bo różne reakcje ludzkie dają mi dużo motywacji – z tego względu nie mam oporów przed utrzymywaniem rollercoastera .

 

 

Ja pierdolę. Przerażasz mnie. Kolego mam szczerą nadzieję, że wizerunek arcylogicznego psychopaty, jaki tutaj kreujesz to tylko gra pozorów, bo jeśli nie, to bardzo współczuję i Tobie i Twojej kobiecie. Przede wszystkim chyba jej, bo wydaje mi się, że ze swoimi problemami poradzisz sobie łatwo. Pytanie, czy ona sobie z nimi poradzi.


Odrzuć stereotypy, przestań zażywać red pilla i zacznij patrzeć na tę relację pod kątem Waszego obopólnego zadowolenia i satysfakcji. To nie jest matematyka, tylko subtelna gra, gdzie "polityka i łowy" to tylko część - istotna, ale tylko część. Przede wszystkim liczy się obopólna satysfakcja z relacji. Mam wrażenie, że o tym zapomniałeś, łykając kolejne czerwone pigułki.

  • Like 7
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, mirek_handlarz_ludzmi napisał:

To, o czym piszesz sprawdza się, jak chcesz komuś jednorazo opchnąć passata z przekręconym licznikiem ale na pewno nie ma zastosowania w długotrwałych relacjach biznesowych.

Dokładnie. Mam wrażenie, że kolega naczytał się poradników w rodzaju "zakazana retoryka" i snuje takie opowieści z mchu i paproci. O zasadzie win-win słyszałeś, Autorze? O marketingu relacyjnym? Oszukać klienta możesz z reguły tylko raz. A i raz często nie warto, bo świat naprawdę bywa mały.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Pan Krzesło napisał:

w przypadku rozwodu z majątku tracilibyśmy mniej więcej to samo. Obecnie to ona ma więcej do stracenia, bo odziedziczyła nieruchomości.

Niech mnie ktoś poprawi, jeśli źle piszę, ale skoro ona była właścicielką nieruchomości przed zawarciem małżeństwa, to w razie rozwodu, nieruchomości zostają przy niej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro:

-traktuje Cię jako najlepszą aktualną opcje a nie czuje do cb pożądania.

-ma parcie na dziecko(Ty byś może chciał, niekoniecznie z nią)

-seks jest słaby(niedopasowanie)

-rozmawiasz z nią, a ona mówi, że rozumie a i tak dalej nic z tego nie wynika...

To... Tracisz swój czas i marnujesz jej- przechodzona relacja. 

Nie, nie jesteś super empatyczny. Boisz się, że trafisz z deszczu pod rynne. Wychodzisz z założenia, że lepiej "jakiś" seks niż żaden.

Tkwisz w tej relacji, bo nie potrafisz podjąć ryzyka i odpowiedzialności związanej z decyzja. 

Dbasz tylko o własną dupę kolego. Żebyś Ty nie cierpiał, nie zastanawiał się w przyszłości czy podjąłeś słuszna decyzje i odwlekasz wyrok w nieskończoność. 

Znam ten temat z autopsji. 

 

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Pan Krzesło said:

Czy ma ktoś pozytywne doświadczenia związane z ustawieniem sobie kobiety po własnym przebudzeniu się z matrixa?

Złe pytanie. Poprawne jest takie: czy powinno się pod siebie ustawiać partnera.

1 hour ago, Pan Krzesło said:

Czy siedzenie w czterech ścianach podczas epidemii z waszą lubą też Wam obniżyło libido? I czy ewentualnie tylko wobec waszej kobiety?

Nie. Ten trudny okres nie sprawił, że moja ręka ma na mnie mniejszą ochotę ;) #teamincel

1 hour ago, Pan Krzesło said:

Czy można sobie poradzić jakoś z myśleniem o innych laskach

Można, wg mnie kwestia znalezienia sobie kogoś, kto Ci bardzo pasuje.

1 hour ago, Pan Krzesło said:

Czy gdybym zdecydował  być się pierdolonym egoistą (zależy jak patrzeć – a może bohaterem ratującym jej kolejne lata i dzieci) i jednak chciał odejść, to macie może jakiś pomysł na sposób by moje odejście było tak łagodne dla niej jak tylko się da?

To nigdy nie jest łagodne.

  • Like 3
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

41 minut temu, cst9191 napisał:

Niech mnie ktoś poprawi, jeśli źle piszę, ale skoro ona była właścicielką nieruchomości przed zawarciem małżeństwa, to w razie rozwodu, nieruchomości zostają przy niej.

Z tego co się orientuję, to dziedziczone mienie nie wchodzi w majątek wspólny. Dlatego ja działkę kupiłem miesiąc przed ślubem, a mieszkanie które odziedziczyłem po mamie jest tylko moje ;)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, Brat Jan napisał:

Dlaczego ją trzymasz już 4 lata skoro sex masz słaby i ciągnie Cię do innych?

Wcześniej byłem tylko z jedną kobietą - było trochę lepiej niż teraz. Nie mam porównania - nie wiem co jest za rogiem.  Z obecną kobietą mam dużo dobrych przeżytych chwil poza tym aspektem (chociaż mam świadomość, że w każdym zdrowym związku są dobre chwile). Dopiero parę miesięcy temu otworzyłem oczy. Wcześniej bywało, że się awanturowałem o to i liczyłem, że pracą nad tym wszystkim coś zmienię w końcu. Ale to nie o przynoszenie kwiatków chodziło.

 

57 minut temu, mirek_handlarz_ludzmi napisał:

Wspominałeś, że masz nieprzebrane pokłady empatii, hę? 

Nie wyszło mi do końca przelanie tego wszystko na litery. Przed czerwonymi pigułkami byłem bardzo empatyczny. Obecnie nadal jestem, bo niezwykle często wyobrażam sobie jak czuje się istota po drugiej stronie i to bardzo pomaga mi w pracy z klientami i w relacjach. Wcześniej najczęściej kończyło się to wszystko wolontariatem lub czystym frajerstwem, chociaż nadal się na tym łapię - ale pracuję nad tym.

 

Godzinę temu, mirek_handlarz_ludzmi napisał:

Dla mnie to szok, co piszesz. Kobieta, od której najwiecej w życiu się biznesowo nauczyłem (ekspertka od rozwoju sieci handlowych - większość marketów pewnej sieci postawiono w Polsce pod jej rządami, jako PM) miała tak dalece partnerskie podejście do biznesu i do negocjacji, że większość tzw. trenerów biznesu, trujących o win-win i podejściu problemowym do negocjacji mogłoby jej buty czyścić. To, o czym piszesz sprawdza się, jak chcesz komuś jednorazo opchnąć passata z przekręconym licznikiem ale na pewno nie ma zastosowania w długotrwałych relacjach biznesowych.

Też mi nie wyszło. Chciałem podkreślić dwa bieguny, że moje podejście naprawdę się zmieniło, bo zrzuciłem z siebie dużo oporów np, religijnyh, których nie przepracowałem od czasów dzieciństwa. Oczywiście, że to podejście, które opisałeś jest mi znaczenie bliższe i to stosuję zawodowo - jednakże branża w której pracuję jest pod tym względem specyficzna. Gdybym nie stosował zasady win-win, nie spotkałoby mnie zawodowo nic dobrego. Poza tym, to nie jest tak, że wyzbyłem się moralności. Nigdy nikogo nie oszukałem w biznesie poza oczywiście marketingową papką jak to nasz produkt jest świetny (czyli podkreślenie zalet i ukrycie w czym jest lepsza konkurencja).

 

Godzinę temu, mirek_handlarz_ludzmi napisał:

Ja pierdolę. Przerażasz mnie. Kolego mam szczerą nadzieję, że wizerunek arcylogicznego psychopaty, jaki tutaj kreujesz to tylko gra pozorów, bo jeśli nie, to bardzo współczuję i Tobie i Twojej kobiecie. Przede wszystkim chyba jej, bo wydaje mi się, że ze swoimi problemami poradzisz sobie łatwo. Pytanie, czy ona sobie z nimi poradzi.


Odrzuć stereotypy, przestań zażywać red pilla i zacznij patrzeć na tę relację pod kątem Waszego obopólnego zadowolenia i satysfakcji. To nie jest matematyka, tylko subtelna gra, gdzie "polityka i łowy" to tylko część - istotna, ale tylko część. Przede wszystkim liczy się obopólna satysfakcja z relacji. Mam wrażenie, że o tym zapomniałeś, łykając kolejne czerwone pigułki.

Być może masz rację. Sam czasami jej współczuję, bo nie potrafię już odpuszczać analizowania na wielu poziomach, przewidywania, szukania drugiego dna. Czuję, że sam czasem mam problem z wyluzowaniem i po prostu życiem. Szukam jakiegoś rozwiązania, by to wszystko wystudzić w sobie i nie zniszczyć życia mojej kobiecie po tym wszystkim - ja sobie szybciej poradzę niż ona. Najbardziej chciałbym po prostu żyć z nią i nie czuć tak dużego rozdarcia. Dlatego też wystawiłem się na krytykę, bo może właśnie tutaj nakieruję się na dobry tor.

 

47 minut temu, cst9191 napisał:

Niech mnie ktoś poprawi, jeśli źle piszę, ale skoro ona była właścicielką nieruchomości przed zawarciem małżeństwa, to w razie rozwodu, nieruchomości zostają przy niej.

Generalnie tak, ale temat mamy ten temat przerobiony wiele razy. Wraz ze ślubem wszystko wskakiwałoby do majątku wspólnego. Może popełniam błąd, ale w tym wypadku ona ma nieruchomości, a ja pomysł i jakieś tam wstępne know how co z tym zrobić. Gdy się rozstaliśmy parę miesięcy temu nie chciała ode mnie choćby połowy zwrotu za nawet wspólnie kupione rzeczy. Zabrała rzeczy tylko te, które były jej - a zwłaszcza takie, do których ma sentyment.

 

48 minut temu, prod1gybmx napisał:

Nie, nie jesteś super empatyczny. Boisz się, że trafisz z deszczu pod rynne. Wychodzisz z założenia, że lepiej "jakiś" seks niż żaden.

Tkwisz w tej relacji, bo nie potrafisz podjąć ryzyka i odpowiedzialności związanej z decyzja. 

Dbasz tylko o własną dupę kolego. Żebyś Ty nie cierpiał, nie zastanawiał się w przyszłości czy podjąłeś słuszna decyzje i odwlekasz wyrok w nieskończoność. 

Znam ten temat z autopsji. 

Termin na decyzję mam ustalony - mam 2 miesiące. Niestety to wspólne siedzienie w domu nie sprzyja sprawdzeniu czy wzięła sobie do serca moje słowa. Nie ma teraz takich typowych warunków - oboje praca zdalna. Gdyby to było z 2 lata temu, nie wahałbym się z decyzją odejścia. W tym przypadku najbardziej wstrzymuje mnie jej zaangażowanie wobec mnie - próbuje spełnić to czego oczekuję, a oczekuję pracy na 60% nad związkiem - czyli nieco ponadprzeciętnej. WIdać że jej zależy na tym najbardziej na świecie, choć ma w tym oczywiście cel - rodzina, dzieci -  standard. Zabrałem jej najlepsze lata życia. O sobie nie powiem, że ona mi zabrała lata, bo w końcu tkwię w tym, w czym chciałem i zebrałem doświadczenie, którego nie zamieniłbym na nic innego. Dla kobiety w takim układzie to zmarnowany czas, bo finalnie do niczego nie doszło, dla mnie "Polacy nic się nie stało", bo przecież część mnie chciałaby teraz wolności, resetu.

 

57 minut temu, leto napisał:

Złe pytanie. Poprawne jest takie: czy powinno się pod siebie ustawiać partnera.

Od początku na pewno nie. Ale tu nastąpiła zmiana i przecież nie mogę siebie winić, że moje myślenie się rozwinęło (w dobry lub zły sposób). Ona jak najbardziej akceptuje to kim jestem teraz - część jej nie może się pogodzić, gdy wyznaczam granice np.  mówię że zrobię to o co mnie prosi jak skończę swoje sprawy. Kiedyś rzucałem wszystko byleby zrobić co każe, bo sądziłem, że to ją uszczęśliwi i będę inny niż wszyscy, a może nawet zarucham. Dziś ton rozkazowy skutkowałby pozostawieniem jej na długo z problemem (w zależności od problemu). A część jej jest podjarana, bo wreszcie czuje, że nie jest z misiem tulisiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obawiam się bracie @Pan Krzesło, że dostajesz teraz wersję demo. Sam zauważasz, że pani się zmusza do tego aby spełnić Twoje wymagania. Obym nie był złym prorokiem, ale mam obawy, że jak tylko będzie ślub (i może bombelek) to uzna, że nie ma już sensu się starać i zaczną się shittesty i przesuwanie Twoich granic. Nie poznasz swojej pani. I nie ma znaczenia, że kobieta ze wsi, że rodzinna, ogarnięta itp. Twoja myszka nie  jest inna niż wszystkie!

 

Jeżeli czujesz się nieusatysfakcjonowany ze związku w którym jesteś, to ten związek zakończ. Teraz ciągniesz to na siłę z przyzwyczajenia i poczucia winy wobec niej - to jest białorycerskie, a nie redpillowe. To za mało aby zbudować relację, dla której warto wchodzić w małżeństwo. Chcesz się żenić z kobietą, która Ci brzydko pachnie? Seks jest słaby - jeśli myślisz że po ślubie będzie lepszy, to się bardzo zdziwisz. Chłopie ogarnij się. Jesteś na etapie, gdzie możesz podjąć decyzję, która zaważy na całym Twoim przyszłym życiu. Chcesz się ożenić z kobietą, do której nie jesteś przekonany? Nie rób tego w żadnym wypadku. To jest prosta droga do katastrofy za kilka lub kilkanaście lat. 

 

Zapewniam Cię, że gdyby ona miała takie wątpliwości co do Ciebie to by się 5 minut nie zastanawiała nad odejściem.

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Pan Krzesło napisał:

Pół roku temu zacząłem powoli wdrażać w swoim związku zmiany – stawać się już bez norm wynikających z wychowania i wiary -  tym, kim naprawdę chciałbym być. A mężczyzna, który we mnie drzemie to gość bez strachu o palenie mostów, realizację własnej wizji życia kosztem dyskomfortu u innych. W moim związku naturalnie przyniosło to i pozytywy i negatywy. Naturalnie pojawił się bunt u partnerki, ale finalnie jest oczywiście zadowolona – bo umarł cipeusz, a narodził się ktoś dość stanowczy i pewny siebie. Przeszliśmy dość wyboistą drogę, ponieważ w pewnym momencie rzuciłem to wszystko i kazałem jej się pakować. Było to jeszcze w momencie, gdy nie do końca pojmowałem jak to działa. Ona naturalnie ma parcie na ślub – nie mam jej tego za złe, ma w końcu taki wiek (a ściana coraz bliżej) i pochodzi z wioski, więc zaczęła mocno ograniczać seks. Pewnego razu obruszyła się tak, że nie wytrzymałem.

Tutaj wstawiłbym walkę Anakina Skywalkera z Obi-Wanem Kenobi :)

Narodził się ktoś stanowczy i pewny siebie czy może obrzydzenie do cipeuszostwa przejęło kontrolę? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, prod1gybmx napisał:

A tak konkretnie, to co ona by musiała zmienić żebyś był usatysfakcjonowany? Masz jakieś konkretne wytyczne dla niej?

To trudne do ubrania w słowa. Ona nie jest aseksualna, ale definitywnie ma jakieś problemy z promieniowaniem kobiecością, a jej libido jest bardzo niskie. Jest dość zakompleksiona przez co mało pewna siebie w tym zakresie. Seksapil w jej wydaniu wychodzi bardzo sztucznie. W sumie widać, że z jednej strony chciałaby błyszczeć (bo wie, że potrzebuję tego - jak każdy normalny gość i bez tego może mieć pod górę - brak profitów ze związku w postaci moich chęci do zaręczenia się, ślubu, wycieczek itp.). Z drugiej strony ona nigdy nic nie musiała - wszystko miała zapewnione przez rodziców. Teraz też by finansowo spadła całkiem na 4 łapy po rozstaniu. Nigdy nie odczuła takiego noża na gardle, że nie starając się tak o mnie lub innego gościa będzie w dupie.

 

15 godzin temu, nihilus napisał:

Chłopie ogarnij się. Jesteś na etapie, gdzie możesz podjąć decyzję, która zaważy na całym Twoim przyszłym życiu. Chcesz się ożenić z kobietą, do której nie jesteś przekonany? Nie rób tego w żadnym wypadku. To jest prosta droga do katastrofy za kilka lub kilkanaście lat. 

To jest moje największe zmartwienie. Mam świadomość, że nie jest obecnie najgorzej, ale zawsze przynajmniej próbowałem być przewidujący. Chciałbym mieć na tyle dobrą wyobraźnię, żeby zobaczyć jak wyglądałoby moje życie bez niej i z nią. Przyznaję, jest to jeden z pozostałych u mnie elementów białorycerstwa i mam z tym poważny problem. Widzę jak ona też cierpi, bo do jej mózgu nie dociera, że wystarczyłoby trochę się zainteresować swoim seksapilem i byłoby ok. Ona woli zamiast wziąć jakąś książkę o tym rozpaczać, że ona tego nie czuje - że to nie jest ona. Trochę to rozumiem, a trochę nie - bo ja jestem mocno nastawiony na pracę nad sobą i mnie łatwiej to przychodzi. Natomiast pewne drobne zmiany są przecież w jej interesie. I przecież nie chcę, żeby nauczyła się latać czy oddychać pod wodą, a tylko miała w sobie więcej pewności, a przez to chcicy i zadziorności. Tego nie może nauczyć jej facet.

Niektórym wystarczy zobaczyć bobra, zaciągnąć za włosy do jaskini i są hepi, mnie nie. Taniec godowy nawet zwierzakom jest potrzebny. Dlatego też naturalnie zerkam na atrakcyjne - pewniejsze siebie kobiety, pozornie mające "to coś". Moja nawet olała siłownię i jakikolwiek sport - mówi że nie lubi (i tak tam nie ćwiczyła solidnie - mimo że motywowałem ją i dawałem wskazówki). Jest dość szczupła, ale mam wrażenie jakby jej ciało stawało się coraz bardziej jakąś bezkształtną kolumną. Nie wierzę, że jakakolwiek laska w końcu nie odpuści, ale interesuje mnie przede wszystkim najbliższych 10 lat, gdzie zamierzam mimo wszystko czuć satysfakcję z seksu z fajną laską.

 

Ten wymóg seksapilu (ubiór, wdzięk, gesty, zachowanie, słowa) mógłbym przyrównać do tego, że laski chcą od nas właśnie bycia choć w ułamku alfami. Dlatego wiem, że mam prawo tego oczekiwać. Ja o siebie dbam i o przyszłej rodzinie też myślę: daję bezpieczeństwo, inicjuję wypady, zajmuję się męskimi obowiązkami w domu na ile to potrzebne, jestem zaradny, mam swoje zainteresowania, potrafię się już postawić komukolwiek. 

 

Co więcej, w ostatnich dniach już dwa razy konar mi nie zapłonął - co jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło. Zrzucam to trochę na kampanię "zostań w domu" i małą ilość ruchu. Ale mam też pewne myśli, że siedzą we mnie jakieś blokady - cały czas jakiś kwas przypominający mi chwile gdy miała mnie za pizdusia i wchodziła mi na głowę.

 

 

 

16 godzin temu, t0rek napisał:

Tutaj wstawiłbym walkę Anakina Skywalkera z Obi-Wanem Kenobi :)

Narodził się ktoś stanowczy i pewny siebie czy może obrzydzenie do cipeuszostwa przejęło kontrolę? 

Haha :D Tak jak pisałem, nie mam siebie za alfę i wiem że nigdy nie będę - bo to jest przysposobiony od najmłodszych lat styl bycia. Ja miałem pod górę. Mimo to naprawdę jestem teraz szczęśliwy, wolny i już dość rzadko czuję się wykorzystywany. Tyle mi wystarczy, jest dobrze :) Dużo pomogła mi książka Rollo, gdzie opisywał czym jest zmiana i że nie jest sztuczna. Ja chcę być taki jak teraz, bo wcześniej moje wychowanie i religia wiązały mi skrzydła. Obrzydzenie do cipeuszostwa we mnie też jest - po części chciałem żyć inaczej niż mężczyźni z mojego otoczenia - czyli nie pod pantoflem kobiety, bo czułem że coś jest nie tak. Zwłaszcza, gdy nie wychodziło mi z kobietami i szukałem informacji dotyczących przyczyn i rozwiązań. Zacząłem od forum Men's Health, ale z tamtego miejsca przeszedłem do bloga Marka i się zachłysnąłem.

 

 

Wyobrażam sobie, że więcej odpowiedzi będzie na nie - abym odszedł i żył i dał też jej ułożyć sobie życie jak chce. Jednak i tak jestem ciekaw opinii.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli wiesz, że będziesz mieć wyrzuty sumienia jak ją rzucisz, to zastanów się nad poniższa opcją. Jeżeli jesteś kotem, to zrób tak, by to ona pierwsza Cię rzuciła. Żeby to ona myślała, że to jej decyzja. Wymyśl coś, co wiesz, że ona nie zaakceptuje. Np.: jakaś dziwna duchową przemiana vegge hippie blablabla. Albo tradycyjnie powiedz, że jesteś bankrutem, masz problemy z hazardem, ale ukrywałeś, bo myślałeś, że sam to pokonasz. Teraz masz tyle i tyle długu, ale za 7 lat wyjdziecie (specjalnie w liczbie mnogiej) na prostą i wtedy zaczniecie normalne życie. Jeżeli mimo tego będzie chciała Ci pomóc i się nie ewakuuje, to ja bym ją brał. Jeżeli nie to wtedy ona niby Cię rzuca, ale Ty i tak wiesz swoje, nie masz wyrzutów sumienia, że jej wbiłeś nóż w serce, no i masz efekt końcowy. Sink ebałt yt. 

Edytowane przez manygguh
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pan Krzesło Masz kolego problem, bo nie masz porównania. Te z super seksapilem i siłą "przyciągania" to najczęsciej narcyzki/borderki. Daja fajne emocje, mają fajną energie, seks-ogień aleee... Uwierz, że na dłuższą metę są nie do życia. Są przekonane, że świat się kręci wokół nich, że Twoim psim obowiązkiem jest zajmowanie się nią i zapewnianie jej atrakcji bez względu na to czy masz czas i ochotę. Trzymanie ramy przy takich kobitach to katorga, podwinie Ci się noga to poleci szukać pocieszenia w ramionach innego.(niekoniecznie odrazu zdradzi Cie fizycznie). Takie dupki są dobre na fwb albo jakieś niezobowiązujące relacje.

 

Obrzydziłeś sobie swoją kobietę, szukasz pretekstów żeby ją pożegnać i potrzebujesz naszej aprobaty.

Podziękował byś swojej obecnej, poznał jakaś femme fatale i zrobił byś sobie w życiu niezły bajzel. Pewnie ciężko będzie Ci się z tym pogodzić, nie mając doświadczenia. Uwierzyć na "słowo"w tej kwesti jest bardzo ciężko, kiedy nie rozum, a fujara tutaj jest głównym doradcą.

 

Nie wiem, może są takie jednorożce które kipią seksem a przy okazji są dojrzałe emocjonalnie... Ja jeszcze takiej nie widziałem.

To, że Cie do niej nie ciągnie albo Cie nie podnieca to może być też kwestia temperamentu. Jeśli Ty jesteś "roztrzepany", gwałtowny, energiczny a ona flegmatyczna to raczej to nie zagra. Nie nauczysz jej bycia dziką i "głupiutką".

I na koniec najważniejsze. Ty też prawdopodobnie nie jesteś wulkanem seksu, masz jakieś wady, aspekty których brakuje twojej partnerce w Tobie. Przez tą swoją "przemianę", ego wystrzeliło Ci w kosmos, opowiadasz o sobie jak gdybyś był chodzącym ideałem. 

Niestety ale życie i związki to sztuka kompromisu, bilans zysków i strat. 

 

Edytowane przez prod1gybmx
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No toś się naczytał, ale za wiele nie dotarło.

 

Alfa to niekoniecznie jakiś mięśniak czy nieczuły psychol.

To gość, który wie co chce, i realizuje to.

Nie trzeba do tego być chujem.

 

Jeśli dziewczyna pasuje ci na matkę dzieci, a chcesz akurat mieć dzieci - no to decyzja prosta.

Nie każda dziewczyna nadaje się do wszystkiego.

Jedne będą dobrą matką, jedne są mądre, inne piękne, z innymi dzielisz hobby, itp.

Nie będzie takiej 10/10 w każdej kategorii.

Jak jesteś prawilnym samcem, to możesz częściowo przewodzić i podrasować kobietę , ale tylko do pewnego stopnia.

Charakteru np. nie zmienisz bardziej niż , dajmy na to, 20%.

Karlicy nie wydłużysz.

itp.

Ty wiesz co teraz chcesz robić (masz wiedzieć), i robisz.

 

Zresztą - ona sama Ci powiedziała : szanuje swojego prostego ojca, bo jest facetem - ma cel i go realizuje, a nie pierdoli coś o empatii.

 

Z drugiej strony:

Charakteru nie zmienisz, prosta baba w końcu cię urobi, bo ma mocniejszy.

Może dla Twojego dobra. A może nie. Jak takiś empatyczny, to pewnie wiesz, czy jest uczciwa i ma jakieś zasady.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.04.2020 o 19:11, Pan Krzesło napisał:

częściej mam ochotę na Renię niż na nią. Nie wiem co mi się stało. Zdałem sobie sprawę, że moja nowa seksualność jakoś nie gra z jej. Denerwują mnie jej miny, żarty. Nie ma w niej takiego dziewczęcego uroku. Podczas zbliżenia czuję się jakby to był jakiś program National Geographic, a scenariusz miał zaraz być przeczytany przez Panią Krysię: „prącie zostaje wprowadzone do pochwy w celu przedłużenia gatunku…”

Stary uciekaj.

 

W dniu 5.04.2020 o 19:11, Pan Krzesło napisał:

1. Czy ma ktoś pozytywne doświadczenia związane z ustawieniem sobie kobiety po własnym przebudzeniu się z matrixa?

Tak, ale bez wielkiego napinania się.

 

W dniu 5.04.2020 o 19:11, Pan Krzesło napisał:

2. Czy siedzenie w czterech ścianach podczas epidemii z waszą lubą też Wam obniżyło libido? I czy ewentualnie tylko wobec waszej kobiety?

Nie, ale ja jestem nerdem, mi to ryba, czy można wyjść, czy nie. Brakuje mi pewnych aktywności na dworze typu rower, ale ogólnie mam na to wyjebane.

 

W dniu 5.04.2020 o 19:11, Pan Krzesło napisał:

3. Czy można sobie poradzić jakoś z myśleniem o innych laskach, mając świadomość że wybór własnej żony był dyktowany rozsądkiem, a nie pożądaniem? (kobiety się starzeją, ale wracając tutaj do mojej koleżanki – czułbym się zajebiście gdybym chociaż mógł wrócić pamięcią, że kiedyś miałem babkę jak z moich mokrych  snów)

To zależy. Zależy, co Ci w niej nie pasuje.

 

W mojej nie pasowały mi np. cycki, ale jak je sobie zrobiła, to poczułem +300% pożądania.

 

Czasem jeden głupi detal sprawia, że panna nam pasuje lub nie.

 

Ale jeśli NIE WIESZ co Ci w niej nie pasuje, a ona raczej się nie zmieni (mało kobiet pójdzie na takie zabawy), to odpowiedź brzmi NIE.

 

W dniu 5.04.2020 o 19:11, Pan Krzesło napisał:

4. Czy ktoś z Was związał się z kobietą więzami małżeńskimi, do której  czuło się pewnego rodzaju niedopasowanie genetyczne?

 

Tak, to normalne uciec od kobiety, która nam nie pasi. Normalne, zalecane i dobre dla zdrowia psychicznego.

 

W dniu 5.04.2020 o 19:11, Pan Krzesło napisał:

5. Czy gdybym zdecydował  być się pierdolonym egoistą (zależy jak patrzeć – a może bohaterem ratującym jej kolejne lata i dzieci) i jednak chciał odejść, to macie może jakiś pomysł na sposób by moje odejście było tak łagodne dla niej jak tylko się da? Po prostu żal by mi było niszczyć dziewczynę, gdybym palnął coś głupiego, zważywszy że ostatni powrót do mnie dał jej dużo nadziei i obecnie wydaje jej się, że wszystko jest raczej ok.

 

Już bracia wyżej wytknęli Ci pewien narcyzm ;)

 

Stary, po prostu odchodzisz. Nie tłumaczysz, nie przeciągasz. Mówisz, że to jednak dla Ciebie nie to i urywasz wszystkie kontakty. Działa lepiej i skuteczniej, niż jakieś powolne dozowanie trucizny.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 6.04.2020 o 18:06, Pan Krzesło napisał:

Ona woli zamiast wziąć jakąś książkę o tym rozpaczać, że ona tego nie czuje - że to nie jest ona. Trochę to rozumiem, a trochę nie - bo ja jestem mocno nastawiony na pracę nad sobą i mnie łatwiej to przychodzi

Strasznie toksyczna osoba z Ciebie, musisz mieć świadomość. Przejawia się to w wielu punktach Twoich wypowiedzi, powyżej zacytowałem sedno. 

 

Pod pozorem troski i wyrzutów sumienia tak naprawdę chciałbyś żeby ktoś był kimś innym, niż chce być abyś Ty był zadowolony. Czy to jakaś obsesja kontroli na wysokim poziomie? Jak kontrola się nie udaje i panna nie jest taka jak byś chciał to ma się zmienić, a jak się nie zmienia to wchodzisz na forum i piszesz co robić. Myślę, że w jakiś mgliście uświadomiony sposób czujesz, że trochę jest to pierdolenie i samo to, że panna nie jest dokładnie taka jak chcesz to trochę nie bardzo powód do takich rozkmin. 

 

Masz prawo oczekiwać dowolnych rzeczy ale zdrowy emocjonalnie człowiek jak już wie, że druga osoba to po prostu nie jest to, odchodzi i szuka dalej. Twoja rzekoma pogoń za doskonałością odbywa się w osobliwy sposób i to jest prawdziwa przyczyna takich rozkmin i prośby o radę. 

 

Pro tip - ona woli poczytać książkę niż zrobić to co chcesz BO TAKA JEST. I ma pełne prawo taką być, natomiast z tego co widzę Ty dodatkowo wpędzasz ją w poczucie winy próbując sprawić, by była kimś innym i jeszcze do tego sugerując, że z nią coś jest nie tak bo nie zajmuje się swoim seksapilem. Uwierz mi są faceci dla których ona będzie wystarczająco seksowna. Można oczekiwać zmian zachowania kobiety, które uderza w nas, ale nie można oczekiwać że ktoś będzie innym człowiekiem, to chore i dowodzące zaburzenia. Tak jak w Twoim przypadku. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak brat powyżej napisał, nie zmienisz charakteru kogoś.

 

Możesz ją zmotywować, jeśli brakuje jej ochoty, by zacząć... jeśli lubi robić to, do czego ją próbujesz zmotywować.

 

Jeśli kobieta nie czuje potrzeby "rozwoju osobistego", którego wymagasz... odpuść. Najlepiej jej, rezygnując z tej relacji całkowicie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku chciałem pozdrowić mojego rówieśnika @Pan Krzesłoi pogratulować.Masz to do czego ja aktualnie dążę.

Gdyby wszyscy mieli tego typu problemy to nie było by forum.Większość gości metaforycznie zakłada tematy typu "mam -50tys kredytu co robić?" podczas gdy twój problem* zatytułował  bym "mam 200tys a chciałbym milion.

Jako że byłem wychowywany przez mamę podobnie jak ty i nikt mi nie przekazał męskich wzorców,a empatia i wrażliwość u mnie są na wysokim poziomie to podpowiem ci odnośnie tego próbowania a LTR.

Będzie to dla Ciebie ciężkie i wymagało dużego przeprogramowania żeby przestawić się w tryb ruchacza,ponieważ twoje naturalne środowisko to związek.

 

Gratuluję rezultatów swoich działań i życzę ci jak najlepiej :) 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.