Skocz do zawartości

"Związek z rozsądku" - Część I: jak uległem emocjom


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć Wszystkim. Dzisiaj, tak jak mówiłem, przedstawię drugą część swojej historii porażek w kontaktach z kobietami, mianowicie mowa będzie o moim najdłuższym związku, który wraz z fazą wstępną trwał prawie 3,5 roku. Z racji obowiązków, sorry za kolejną nieplanowaną obsuwę.

 

Będzie mowa o tym jak uległem kobiecie, która początkowo wcale mi się nie podobała psychicznie i fizycznie. Jak uległem własnym emocjom i hormonom. Jak dałem się jej przerobić wedle jej wyobrażeń, stając się beta providerem, by na koniec zostać przez nią bezceremonialnie porzuconym i upokorzonym. Podzieliłem ją na dwie części, by nie "zamęczyć" forumowiczów zbyt długim i nużącym postem, gdybym to miał przedstawić w jednej całości naraz. 

 

Prolog. Relacje z innymi kobietami.
Po wyleczeniu się z friendzona, a jeszcze na III roku studiów, o którym była mowa w piątek, jako mężczyzna odżyłem i zacząłem spotykać się i flirtować z kobietami. Podchodziłem do tego zdroworozsądkowo, na luzie, na zasadzie co ma być, to będzie. Byłem nawet w krótkich związkach z dwiema kobietami, trwającymi jednak nie dłużej niż kilka miesięcy. W jednym przypadku to ja zakończyłem znajomość, w drugim kobieta. Nie przejmowałem się wtedy niepowodzeniami, gdyż w obydwu przypadkach ja i te osoby byliśmy wobec siebie szczerzy w wyjaśnianiu przyczyn rozstania. Nie odczuwałem w związku z tym żadnego bólu emocjonalnego. Poza tym bawiłem się głównie w "ONS-FNS". 

 

1. Początek: Listopad 2014 roku. Wiek: 22 lata. 
Po ostatecznym zakończeniu zabawy z panną od friendzona, mimo studiowania dwóch kierunków, zaangażowałem się w tym czasie w działalność pewnej organizacji młodzieżowej o profilu społecznym. Wprawdzie przez długi czas nie byłem jej członkiem, lecz sympatykiem, ale byłem niejako "łącznikiem" pomiędzy nią a moim środowiskiem naukowym studentów, bliskim im światopoglądowo. Była to na ogół wspólna organizacja spotkań z różnymi przedstawicielami świata nauki, wymiana doświadczeń i pomoc pod kątem technicznym i organizacyjnym, bez wchodzenia w politykę.
Ma to znaczenie dla dalszych losów tej przykrej historii.

 

Listopad 2014. Zapoznanie się.
Mój wiek: 22 lata. Jej: 19 lat. 
Pod koniec listopada tego roku organizowałem wraz z kołem naukowym na swym wydziale cykliczną konferencję naukową. W celu nadania jej większej rangi, udało mi się jako gościa honorowego zaprosić znanego do dziś publicystę, z prelekcją na temat jego najnowszej wówczas książki.

Ludzie z owej organizacji społ. poprosili mnie, bym załatwił z tym gościem spotkanie dla ich członków i sympatyków, w jednym z miast pod Łodzią. Udało się. I wtedy zaczęła się cała ta historia.

 

Mój kolega(do dziś nim jest) z tej org., nazwijmy go Janek, poprosił mnie o pomoc w sprawie materiałów naukowych na te spotkanie. Jako że obaj nie mieliśmy wtedy prawa jazdy (dobre nie), to poprosił swoją znajomą, a przyszłą bohaterkę tej opowieści,co  pomoc w ich przewiezieniu.

 

Poznałem ją. Niska (ok. 160 cm wzrostu) brunetka o ciemnych oczach, krągła, o nietypowym jak na polskie warunki imieniu. Takie lekkie plus size w najlepszym wydaniu, bez zwałów tłuszczu. Zawiozła Nas, a potem została na spotkaniu z autorem. Usiadła obok mnie, ale nic poza tym. Po spotkaniu odwiozła mnie i innego kumpla na stację kolejową, na pociąg do Łodzi.

 

Wtedy myślałem że jest dziewczyną Janka, więc spytałem się jej czy nią jest. Odpowiedziała ze zdziwieniem, a nawet lekkim oburzeniem, iż nie. Zawiozła nas dwóch na miejsce, bez zbędnych pytań.

Ot, zwykła podwózka na pociąg dwóch młodych facetów, którzy krótko sobie pogawedzili z ledwo co poznaną młodą dziewczyną i o której szybko zapomnieli, bo mieli w planach tego samego dnia balet na mieście i wyrywanie dziewczyn w jednej z popularnych łódzkich dyskotek. 

 

Niedługo, w podziękowaniu za pomoc w organizowaniu ww. spotkania, zostałem poproszony przez kolegę o przyjście i wygłoszenie prelekcji nt. prowadzonych przeze mnie badań naukowych dla tejże organizacji. Zgodziłem się, bo zawsze lubiłem wygłaszać wykłady dla innych i do dziś dzielenie się z innymi wiedzą jest moją pasją. 

 

Okazało się że i ona jest na mym wykładzie.


W tamtym czasie w ogóle nie zwracałem na nią uwagi. Tak jak mówiłem, traktowałem wszelkie relacje z kobietami luźno, a ponadto, wciąż będąc świeżo po wyleczeniu się z friendzona, byłem nader ostrożny, by ponownie w taką pułapkę nie wpaść. Żyłem swoimi studiami i pasjami, nic więcej. Niczego nie przeczuwałem. 

Po wygłoszeniu przemówienia na swoje tematy, mój kolega (ten od prelekcji ze znanym i lubianym pod Łodzią ), powiedział mi, że bohaterka tej opowieści pytała się o mnie. Kim jestem, co w życiu robię, skąd pochodzę i czy angażuję się w działalność ich organizacji. Zdziwiłem się lekko, będąc szczerym.

 

Jednak uznałem to wówczas za zwykłą ciekawość dziewczyny, którą ledwo poznałem, a która wtedy mi się wcale nie podobała i z którą nie utrzymywałem kontaktu. 


Nie zwróciłem na to większej uwagi. 
Z perspektywy czasu okazało się to moim pierwszym poważnym błędem. 

 

Zima 2014/2015. Inicjacja kontaktu z jej strony. Pierwsze spotkania i wspólny sylwester. 

 

Kilka dni później, na początku grudnia, siedząc z nudów wieczorem w domu na swym FB, patrzę że dostałem nowe zaproszenia do znajomych.  Okazuje się, że dostałem od niej wtedy zaproszenie. Byłem zaskoczony, gdyż praktycznie jej nie pamiętałem z tego spotkania i mimo że mam dobrą pamięć, to dłuższą chwilę zajęło mi zanim zorientowałem się że to ona. 

 

Napisałem jej skąd się znamy, skąd wie że to mój profil na fb, oraz dlaczego wysłała mi zaproszenie. Odpisała. Zaczęła lekko natarczywie wypytywać się kim jestem i co robię w Łodzi. Trochę mnie to zdziwiło i wzbudziło me podejrzenia, jako że jej nie znałem, ale zaczęliśmy pisać, na zasadzie zapoznania się przez internet, przez kilka godzin wieczorem. Poczułem się fajnie mentalnie jako mężczyzna, ale szybko o tym zapomniałem. W końcu w tamtym czasie skupiałem się głównie na studiach i nie miałem w planach żadnego związku z kobietą.

 

Tydzień po tej rozmowie mój kolega Janek, zorganizował okolicznościową imprezę, na całkiem sporo osób w jednym z łódzkich pubów. Zaprosił mnie i moją przyszłą "narzeczoną". Zabawa trwała niemal do rana. W międzyczasie owa panna, niby to nieśmiało, podeszła w jej trakcie z koleżanką do mnie i poprosiła o mój nr telefonu. Zgodziłem się, gdyż myślałem że to będzie kolejna relacja typu ONS-FNS bez zobowiązań i grzecznym pożegnaniem się na koniec, jakich miałem kilka w tamtym czasie.

Myliłem się. 


Co najlepsze, nawet wtedy niczego do niej nie czułem i na tej imprezie bawiłem się w innej grupie, mimo że ona orbitowała wokół mnie i "nieśmiało" próbowała nawiązać ze mną kontakt na osobności. Po imprezie wróciłem do domu. 

 

Tuż po niej owa panna zaczęła do mnie coraz więcej pisać, z zapytaniem co robię itd. Gdy jej nie odpisywałem przez dłuższy czas (z racji obowiązków lub zajmując się moimi pasjami), potrafiła napisać smsa lub dzwonić, budząc mnie w środku nocy.

 

Pewnego razu napisała do mnie czy się z nią spotkam w Łodzi po świętach. 
Zgodziłem się, bo myślałem że to będzie kolejna relacja w stylu "było miło, ale się skończyło". 


Grubo się pomyliłem, gdyż po tym spotkaniu popełniłem swój drugi poważny błąd. Zacząłem ulegać emocjom i burzy hormonów, jakie ona wywołała we mnie swoimi manipulacjami. 

 

Po Bożym Narodzeniu wróciłem z rodzinnego miasta do Łodzi, by dotrzymać danego słowa i się z nią spotkać. Umówiliśmy się w kawiarni w centrum miasta, na Piotrkowskiej. 

Była niezwykle punktualna, co później było dla niej rzadkie, a wtedy było jej grą. Ubrałem się przyzwoicie, acz bez przesadnej elegancji i szpanerstwa. Natomiast ona - bardzo sprytnie. Założyła bawełnianą bluzkę w duże biało-czarne pasy, obścisłe dżinsy i czarne kozaki. W skrócie wiedziała co robić, albowiem gdy już usiedliśmy to zamiast zachować przytomność umysłu, dałem ponieść się hormonom i widokowi ich krągłości, zwłaszcza dużych piersi i szerokich bioder. Wiedziała na co najpierw zwrócić moją uwagę. Pijąc kawę i jedząc ciastka, zaczęliśmy rozmowę o sobie nawzajem. I tu z kolei dałem ponieść się emocjom, urokowi jej głosu, niby dobroci, serdeczności i bycia miłą.

 

Zacząłem ulegać jej grze jako "miłej i dobrze wychowanej dziewczyny z zasadami". Na koniec poszliśmy na jej prośbę na spacer, gdzie akurat dziwnym trafem miała zaparkowane auto blisko mojego wydziału. Gdy tylko dotarliśmy, zaczęła łapać mnie za tyłek i ostro się ze mną całować. Skoczyło się na szybkim numerku w jej aucie.

 

Poszliśmy, wprawdzie jako wolni ludzie, razem na sylwestra do wspólnych znajomych z organizacji. Schemat ten sam, zanim mnie odwiozła, szybkie bzykanko w bramie na pożegnanie.

 

Po Nowym Roku i powrocie na uczelnię, myślałem że skończy się to "śmiercią naturalną", tak jak moje relacje tego typu wcześniej. Byłem utwierdzony w tym przekonaniu, gdyż ona z racji słabo zdanej matury, powtarzała egzaminy, by móc dostać się na studia i większość czasu bywała w domu, w mieście pod Łodzią. 

 

I wtedy popełniłem już trzeci błąd.


Panna zaczęła do mnie coraz więcej dzwonić i pisać, a ja zamiast to zakończyć, (seks z nią fajna sprawa, ale moja intuicja podpowiadała mi, abym na nią uważał, a zwykle mnie nie myli) znów jej uległem.

 

Zgodziłem się na to by z się z nią spotykać, co tydzień. Spotykaliśmy się w zwykle niedaleko mnie lub na mieście, siedząc do późnej nocy. Wypracowała schemat, który na mnie niestety zadziałał. Najpierw był to spacer, potem rozmowa w aucie, połączona z jedzeniem (potrafiła co tydzień przywieźć dla mnie jedzenie i to niezłe, sama je robiąc, podczas gdy później w związku przestała gotować lub kazała mi wpierdalać różne jej eksperymenty w postaci pseudo wege gówien).

 

Na koniec takich spotkań niemal zawsze był seks. I to każdego rodzaju, często z jej inicjatywy. Tak się starała, że oral robiła po mistrzowsku.
W sferze emocji umiała zręcznie wzbudzić moje zaufanie do siebie poprzez subtelne mówienie o tym jaki to jestem mądry, wspaniały, "inny niż wszyscy" oraz "z zasadami i wierzący" (tyle że ja byłem i jestem "liberalnym" katolikiem, a ona udawała "świętoszkę") tak jak ona, jak ją "zdobyłem" swym niskim i silnym głosem (taki mam, choć dziś wątpię czy to podnieca kobiety) a jej wcześniejszy partner był do niczego i że zawsze na kogoś takiego jak ja czekała, że jesteśmy sobie "przeznaczeni".

 

Oprócz tego wzbudzała we mnie haj i emocje poprzez udawanie miłej, cichej, skromnej i nieśmiałej dziewczyny. Udawało się jej to tym bardziej, że zręcznie to grała przed otoczeniem i inni, nie znając jej, za takową ją uważali. Łudziłem się dalej że niedługo się to skończy, jak to "FNS". 

 

2. Wiosna i lato 2015 roku. "Wspólna gra na dwa fronty". Zaprzepaszczona szansa. 

 

Z biegiem czasu chciałem wygasić relację z nią. Dlaczego? Albowiem w tym czasie zacząłem tworzyć naprawdę poważną, mającą znamiona związku, relację z dziewczyną z roku, powiedzmy że była to Anna. Rok starsza ode mnie, blondynka w okularach, w moim typie (nie za chuda, nie za gruba, wysportowana). Mentalnie była mi bliska - tak samo jak ja z rozbitej rodziny, ostrożna w kontaktach z drugą płcią, tak samo jak ja po przeżytym friendzonie i traktująca relacje dotychczas luźnie, szukająca w związku zbliżonego do mnie faceta, która jak ja do wszystkiego doszła sama i na dodatek opiekowała się matką.

 

Jednym słowem, ideałem nie była, ale była szansa na niezłą relację, zwłaszcza że w VIII 2014 roku byliśmy razem na weselu mego starszego brata, a nasze rodziny się polubiły i polubiły nas obu nawzajem (miała działkę wypoczynkową niedaleko mnie). Do tego czasu nic Nas nie łączyło, ale zaczęło, choćby z racji wspólnych zajęć, a także tego że sama zaczęła wobec mnie przejawiać uczucia i chęć spędzania ze mną czasu. Szanowała przy tym moją niezależność i chęć do posiadania wolnego czasu i własnej pasji. 

 

I wtedy popełniłem 4 błąd. Pierwszy poważny, którego potem bardzo długo żałowałem.

 

Jaki to ma związek z opowieścią?
Zacząłem powoli wycofywać się z relacji z główną bohaterką. Intuicja (której niczym kobieta jej słucham i zwykle mnie nie myli ;):D) zaczęła mi "podpowiadać", że powinienem wobec niej być ostrożny, bo prawdopodobnie nie jest wobec mnie całkiem szczera i zbyt "dobrze" to idzie, jak na tak krótko trwającą, a intensywną więź, wykraczającą poza "FNS", a nie będącą nawet początkiem związku.

 

Niestety wyjątkowo jej nie posłuchałem i przestałem być sobą, bo byłem zbyt niezdecydowany i niekonsekwentny, by ostatecznie zakończyć tą relację, a co wcześniej w kontaktach z kobietami po wyjściu z friendzona potrafiłem czynić.

 

Oprócz tego, zaufałem nie tym ludziom co trzeba i powiedziałem im o swych obawach, zamiast trzymać gębę na kłódkę.

 

Któregoś razu, już wiosną, spotkaliśmy się w gronie wspólnych znajomych u jednego z nich, w małym miasteczku aglomeracji łódzkiej.


W czasie rozmowy z dwiema osobami (ona i on), powiedziałem o swych wątpliwościach. Jak się potem okazało, ta "znajoma" wygadała się głównej bohaterce, a ta, obsrana utratą "szansy", niedługo potem zintensyfikowała swoje działania.

 

Nie oznacza to jednak, że tylko ja byłem "nieszczery" w tej grze "na dwa fronty". Przekonałem się jednak dopiero po wszystkim, łącząc fakty i znajdując ich potwierdzenie u jednego z jej dawnych znajomych w rozmowie z nim.

 

Jeszcze jesienią 2014 roku, tuż przed poznaniem mnie, owa panna próbowała podbijać do jednego z gości, którego krótko znałem w ramach tejże organizacji społ. Jednakże facet wyczuł, jakie z niej "ziółko" i szybko ją olał, więc krótko potem zaczęła latać za mną. Jak się potem dowiedziałem od byłych znajomych, u których byliśmy razem już jako narzeczeństwo na ślubie w 2017 roku, w przypływie szczerości wyznała im, że w tej org. to była właściwie po to by "złapać sobie chłopaka" i jej się to udało. Wtedy jednak tego jeszcze nie wiedziałem.

 

Niedługo potem, wiedząc już wszystko, zaczęła zapraszać mnie na spotkania do siebie do domu, a później na weekendy. Znów uległem popędowi.

Na jednym z takich spotkań, "nieoczekiwanie i z zaskoczenia dla niej" (było to wcześnie rano, ok. 9.00), byli w domu jej rodzice. Nie byłoby to w tym nic dziwnego gdyby nie to że...są drobnymi przedsiębiorcami i prowadzą razem małą firmę, pracując w niej od wczesnego rana do wieczora, często widząc się z dziećmi dopiero o późnej porze.

 

Po prostu zagrała na wyniesionym przeze mnie z domu poczucia honoru i uczciwości. Chcąc mnie usidlić, zaczęła najpierw sugerować, a potem mówić swojej rodzinie i bliskim psiapsiółom, że jesteśmy ze sobą oficjalnie, a mnie z biegiem czasu naciskać na "ogłoszenie" tego całemu światu, zarzucając mi iż "jej się wstydzę."


Z biegiem czasu niestety jej się to udało. Do tego doszedł z jej strony jeszcze bardziej wyuzdany seks i typowe granie "cycem i dupą", tym razem w jej domu, często mając za ścianą jej rodzeństwo lub rodziców i większe zaangażowanie w kuchni. Niestety była to moja wina - momentami qutaz myślał za mnie częściej niż mózg, co w jej taktyce było środkiem do uczuciowego przywiązania mnie do siebie.

 

Wracając do mej relacji z Anną, nie wypaliła ona głównie przez obopólne niezdecydowanie i brak odwagi do dalszych postępów w tym zakresie. Zgubiła nas nadmierna ostrożność i strach przed porażką i zranieniem.

 

Jednak postanowiliśmy zaryzykować. Wspólnie ustaliliśmy że razem pojedziemy na dwa tygodnie w góry, połączone ze zwiedzaniem Bratysławy i Budapesztua, a następnie zadecydujemy wspólnie czy będziemy razem, czy też nie.

 

Od tego momentu zacząłem coraz odważniej ograniczać kontakt z bohaterką tej historii, coraz rzadziej się z nią spotykać i do niej przyjeżdżać. Mówiąc jaśniej, zaczynałem być zdecydowany ufać swojej niezawodnej zwykle intuicji, która mówiła mi, że Anna to niezły wybór.

 

Jednakże prawdopodobnie Anna albo się dowiedziała o moim niezdecydowaniu lub jak to kobieta, intuicyjnie się domyśliła. Zaczęła się spotykać z gościem z roku. Wtedy to odczytałem jako oszustwo z jej strony i robienie mnie w wała poprzez próbę robienia ze mnie frienda. Dopiero teraz rozumiem, że była to może z jej strony typowo kobieca gra, mająca na celu zmobilizowanie mnie do większej odwagi i aktywności w celu stworzenia z nią związku i bycia facetem.

 

Nie mam do niej dzisiaj o to większych pretensji, bo wiem, że zawiniłem sam sobie, ulegając w tej kwestii emocjom i myląc je z rozsądkiem, o czym mowa dalej.

 

Kiedy byłem już naprawdę blisko swojego "wyzwolenia" od protagonistki tegoż dramatu, Anna specjalnie, by mi pokazać że mój brak odwagi jest dla mnie dłużej nieopłacalny i wiecznie na mój pierwszy krok czekać nie będzie, a ona może mieć innego, pojechała na wakacje z facetem od nas z roku. Przy czym celowo wstawiła na FB zdjęcia z nim.

 

Wkurwiłem się. I popełniłem piąty błąd.

 

Zamiast na chłodno przeanalizować sytuację (moja wiedza na temat kobiecych zagrań, poza doświadczeniami z friendzonem, nie była zbyt duża), uległem emocjom i postanowiłem się na niej "odegrać",

z racji jej zachowania i tego że wedle mnie wtedy, zrobiła "w chuja", wiedząc że razem mamy jechać, co odczytałem z jej strony jako próbę wciągnięcia mnie we friendzona i spędzenia wakacji za pół darmo, a jej zachowanie odczytałem jako cynicznie nieszczere. Przynajmniej tak dzisiaj uważam, czy słusznie czy nie, nie wiem. 

 

Pod pretekstem śmierci Babci (matki ojca, z którą nie utrzymywałem kontaktu) i jej pogrzebu, napisałem do niej że z powodu pogrzebu i żałoby, odwołuję nasz wspólny wyjazd.

 

3. Wyjazd w góry. Początek "związku z rozsądku". 

 

Postanowiłem pojechać w góry z bohaterką tych dziejów. Dlaczego?

 

Pomyliłem wtedy swoje emocje ze zdrowym rozsądkiem na dobre, co stało się preludium do mojej późniejszej katastrofy. 

 

Wszystkie jej manipulacje, zagrywki, jej przesadny "zachwyt" mą osobą i charakterem, podparte ostrym seksem, niezłą kuchnią i graniem dobrej, uczciwej i cichej dziewczyny odczytałem błędnie jako "lepiej mieć wróbla w garści, niż gołębia na dachu". Uznałem zgodnie ze swym "rozsądkiem" że to jest ta kobieta, na którą może czekałem lub była mi "przeznaczona", ów "ideał"na który warto było czekać, że skoro jest tak dobrze wychowana, miła, uczuciowa i spokojna, niezła w łóżku i w domu, a zarazem całkiem atrakcyjna i ładna, to nie ma co "porywać się z motyką na słońce" i stworzyć z nią w przyszłości super związek, a może nawet małżeństwo z dziećmi.

 

Nie pomyślałem nad tym że tak mnie zmanipulowała i osiągnęła swój cel, nie przebierając w środkach, a uległem emocji powolnego przywiązania się do niej, "miłości" i burzy hormonów.

 

Pojechaliśmy w sierpniu w góry, mimo że ona później mi wyznała już w związku, iż woli morze i leżenie tyłkiem na plaży, niż jak ja, aktywny wypoczynek. Wakacje? "Bajka", codziennie wyprawy w góry, wspólne prysznice i seks nago rano i wieczorem, pod kołdrą. Cały czas gra z jej strony jaki to dla niej "jestem odpowiedni i jak to jest ze mną szczęśliwa", a ja zaczynałem być naiwny i ulegać poczuciu, że oto znalazłem swoje długo wyczekiwane "szczęście". 

 

Po powrocie zaczęliśmy już oficjalnie uchodzić za parę i związek. Niedługo potem zaczęły się pierwsze schody.

 

Epilog z Anną? Skończyło się tym że nasze związki (ten tu opisywany i jej) skończyły się kompletną katastrofą. Do dziś, mimo że razem na jednym roku dalej studiujemy, nie odzywa się do mnie, unika jak ognia i traktuje z dystansem. Moim zdaniem jest w swojej ocenie skrzywdzona i niesprawiedliwie potraktowana, co daje jej prawo do obrazania się na mnie. Dzisiaj, mając już jako takie pojęcie o kobiecej psychice, nie mam do niej o to pretensji, ani o to się nie obwiniam, gdyż jako dojrzalszy człowiek wiem, że zatruwanie się myślami "co by było gdyby" jest szkodliwe dla psychiki i zatrzymuje człowieka w miejscu, nie dając mu szansy iść dalej do przodu.

 

To tyle, jeśli idzie o I część tej historii. 

Imiona osób zostały przeze mnie celowo zmienione. W najbliższym czasie przedstawię II część. 

 

Otwieram dyskusję. 

Maniek92


 

 

Edytowane przez Maniek92
  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po przeczytaniu twojej historii mam wrażenie, jakbyś opisywał katatrofę samolotu, w której skoncentrowałeś się na opisie: kołowania, startu i podawania przez stewardessy przekąsek, oraz tego, dlaczego wybrałeś lot tymi a nie innymi liniami lotniczymi.  Trochę ciężko ci coś o samej katastrofie napisać, po takim opisie? Acz czyta się to ciekawie, nie powiem.  Czekam na cd. żeby się wypowiedzieć. 

Edytowane przez Tyson
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@kryszak86 nie, nie myślałem o czymś takim ;) Czy ten pomysł to jest z Twojej strony żart :D? Po prostu dzielę się z innymi swoimi doświadczeniami, by byli "mądrzy przed szkodą" aniżeli "po". Historia pewnie taka jak wiele, ale będąc od niedawna podobne historie na forum i słuchając audycji MK, gdzie mężczyźni nawet znacznie starsi ode mnie popełniają ciągle te same błędy, to wolę by uczyli się i wyciągali zawczasu wnioski z moich błędów niż mieli tego doświadczyć na własnej skórze.

 

@Tyson

Jestem w życiu perfekcjonistą we wszystkim co robię, choć kiedyś moja rodzina stwierdziła że mój perfekcjonizm może okazać się dla mnie "zabójczy". 

 

Starałem się połączyć możliwie syntetyczny opis, bez pominięcia istotnych w mej ocenie szczegółów. 

Gdybym wszystko napisał od razu, to bym totalnie zamęczył opisem Ciebie i innych. I tak jest lekko za długi, jak się okazało. 

 

W najbliższym czasie przedstawię II część, jak zmierzałem prosto do "katastrofy". Wolę by Bracia z forum woleli uczyć się na moich błędach niż swoich. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Maniek92 nie wiem jak innym ale mi dobrze się to czyta. Ciekawie piszesz. Wiadomo, jeśli miałoby pójść to na szerszą skalę to lekkie korekty stylu byłyby konieczne (jestem laikiem w tej dziedzinie), piszę z punktu zwykłego czytelnika.

Zazwyczaj takie długie teksty czyta się sporo czasu i po pewnym czasie jest znudzenie, odpuszcza się. Tutaj dla mnie mogłeś od razu drugą część wkleić i zjadłbym od razu:)

 

Co do porad to czekam na drugą część, może coś mi wpadnie do głowy, aby zwrócić Ci na to uwagę, ukierunkowywać Cb. Najlepiej uczy się jednak na swoich błędach. Jak coś "mnie nie dotyczy" to myślę sobie "mnie to nie złapie" "to niemożliwe", "tak się nie dzieje naprawdę". Gdy długi narząd sprawiedliwości dopada, wtedy człowiek otwiera oczy. Ale musiał się przejechać sam na czymś, aby zrozumieć:)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@kryszak86 cieszę się, że Tobie się taki styl podoba ;). Muszę uważać ze stylem, bo inni mogą jednak nie mieć tych samych spostrzeżeń, a masz rację co do tego, że lekką korekta stylu jest wskazana, sam staram się pisać bardziej zwięźle. Podzieliłem to na dwie części, bo właśnie się obawiałem że nikt w ogóle tego nie przeczyta i znużony długością tekstu, nikt się do niego nie odniesie. 

 

Dzięki za ewentualną pomoc. Otóż to, ja zwykle musiałem się przejechać na swoich błędach, by to zrozumieć. Dlatego o tym mówię. Tak jak powiedziałem, niech inni będą mądrzy przed szkodą. Za dużo w necie jest relacji facetów w takich sytuacjach, którzy nie wyciągają wniosków i zastanawiają się nad tym "jak to jest możliwe", niestety często na babskich forach, gdzie kobitki mają z takich frajerów uciechę i jeszcze ich podpuszczają do robienia większych głupot. Niech się uczą lepiej na takim forum jak to niż gdzie indziej, gdzie zamiast pomocy i dobrej rady, znajdą drwinę i śmiech. 

 

Pozdrawiam

Maniek92

 

 

Edytowane przez Maniek92
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Tak jak kolega wcześniej napisał, opisz proszę samą katastrofę lotniczą. Gdyż na razie wiemy tylko że samolot długo kołował a pod czas lotu Stewardessa podała Wam paluszki zamiast Snickersów.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.