Skocz do zawartości

Czy mimo wiedzy z forum, audycji, redpil, pua wciąż jesteście lub chcecie być w związkach?


Rekomendowane odpowiedzi

W sumie. jak w tytule, czy wiedza dotycząca relacji z kobietami wpłynęła na wasze decyzje dotyczące związków, małżeństwa. 

Czy od razu, podobnie jak ja czuliście, ze w jakimś sensie całe, to zamieszanie nie jest dla was. Czy może właśnie wiedza  całego redpill rozwiała wam wątpliwości i czy pomimo jej nadal żywnie próbujecie związków, myślicie o ślubie, rodzinie, czy widmo powrotów do "pustego" domu/mieszkania was z lekka przeraża i czy potraficie być samemu, bądź nie. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja od początku czułem, że głębokie relacje czy małżeństwo nie są tak szlachetne jak nam się wmawia ale dopiero Forum pozwoliło mi się wygodniej poczuć z tą myślą.

Wcześniej nie do końca to akceptowałem. Czułem, że coś jest nie tak ale nie miałem szerszej perspektywy, ci co potwierdzali to też się łamali twierdząc "już czas", "ona jest inna niż wszystkie". 

Dopiero po wizytach tu zrozumiałem, że to nic złego, że mam własne zdanie na ten temat, wręcz przeciwnie, że najgorsze to robić coś przeciwko sobie. Ta wiedza pozwoliła mi się w 100% skupić na sobie ale też jeszcze baczniej uważać na relację. Mam blisko 30 i widzę po ludziach, że to nie jest tak jak być powinno, że są wodzeni przez pewne iluzję. Ciesze się, że mam jasność w tej kwestii i świadomość.

 

Co do stricte przyszłości to staram się być aktywnym na rynku matrymonialnym jeżeli mam ku temu okazję. Nie jest to w żaden sposób cel mojego życia, pole do popisu itp. Nie jest to też pole do zmartwień i z tego się cieszę. Wyzbycie tej presji daje dużo wolności. Człowiek czuje się lepiej sam ze sobą.

Redpill utwierdził mnie w tym, że małżeństwo to nic dobrego i małżeństwa na 100% w życiu nie popełnię. Co do głębszych relacji, jakiegoś LAT itp. to jestem otwarty natomiast RP skorygował mój kompas. Nie wiem co będzie za 10 lat w tych kwestiach ale również na 100% nie popełnię niczego wbrew sobie, w imię himalajek i innych niż wszystkie. Nadal najważniejszy będę ja i nie mam z tym żadnego problemu :D 

 

Skorygował się też mój kompas w kwestii seksu. Oczywiście jest on bardzo przyjemny ale nie jest to najważniejsza rzecz mojego życia, coś w co warto za bardzo inwestować. Przykro mi się patrzy na ludzi, którzy za niego tracą godność, honor, pieniądze. Ta chwila przyjemności im przesłania życie. 

Może brzmi to osobliwie ale przysłowiowe spuszczenie z kija spadło o kilka pozycji w moim zeszycie i dzięki temu paradoksalnie mocno ułożyłem sobie życie.

Bliska mi osoba, zaręczyła się z kobietą jak sam twierdząc, po to żeby jeszcze nie odeszła bo on by chciał sobie poużywać. 

Wg mojego kodeksu to jest dramat i nigdy bym takiej inwestycji nie popełniał.

 

 

 

 

  • Like 9
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Wiedza z Forum"= wiedza z zakresu psychologii ewolucyjnej jest podstawowym czynnikiem potrzebnym do stworzenia TRWAŁEGO związku (rodziny). Dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn. Bez przyswojenia sobie tej wiedzy  tak niestrudzenie rozpowszechnianej przez Pana Marka Kotońskiego czy profesora Starowicza. i stosowania jej w praktyce mamy coś, co się nazywa umownie kryzysem rodziny.

 

"Wiedzę z Forum" od lat stosuję w życiu codziennym z dobrym skutkiem, ale mi było łatwiej, bo mam dobre wzorce z domu.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedza z forum oraz książki z tematyki psychologi ewolucyjnej oraz obowiązkowa pozycja czyli książki autorstwa Marka pozwoliły mi ogarnąć siebie w godzinie największego zwątpienia. Już nie pikuje w dół tracą siebie swój czas i majątek. Nie zakochuje się. Sex i kobieta nie jest celem w moim życiu a jedynie dodatkiem.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Narazie chce się wyszaleć przygodnym seksem pókim młody i goły (pieniężnie), ale tak, chce się zakochać i możliwe że chcę założyć rodzinę (ale narazie o tym nie mysle), na pewno wiem ze chce się zakochać bo jestem hormonalnym ćpunem jesli o to chodzi.

 

Jakbym trafił na odpowiednią kobietę to wszedłbym w nią w związek, po to żeby prawdopodobnie zawieść się po raz n-ty i napisac o tym tekst, lub żyć z nią do końca życia jesli wierzymy w happy endy. 
 

Natomiast widzę że każdy mój następny związek wygląda lepiej, a upadek jest coraz łagodniejszy. Chyba jestem masochistą po prostu. :D 
 

 

Ciekawy temat swoją drogą.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chętnie wejdę w związek gdy kobieta mi się spodoba, nie boję się odrzucenia, tego że mnie zdradzi i porzuci jak psa, lubię siebie, mam wysoką samoocenę, więc ciężko mnie zranić.

 

Potrafię wybaczać i po prostu iść dalej.

 

Mam również świadomość że 90 % związków nie przeżywa długo, i jestem zawsze gotowy żeby pani powiedzieć " Do widzenia bejbi" lub usłyszeć tę sentencję od niej.

 

Ten kto ma wiedzę przestaje cierpieć.

 

Najważniejsze żeby nie przyprawić sobie poważnych konsekwencji od których nie ma odwrotu - dzieciak, ślub.

 

Wszystko inne łyknę.

Edytowane przez RENGERS
  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właściwie balansuję na granicy plusów i minusów związków.

Jak jest dobrze, to git.

 

Ale czasem jest tak, że jest to sprawa tak męcząca i wkurwiająca, że szkoda mi na to sił.

 

Np. dziś o 1 w nocy budzi mnie telefon od 2,5 letniej LAT, z mega pretensjami i płaczem:

-bo się cały dzień nie odzywałem.

Dlaczego ona nie mogła się odezwać ? "Bo ona napisała ostatnia"

Czyli licytacja jak u dziecka.

No i litania zarzutów - że "nie myślę o przyszłości, nie proponuję planów, cofamy się w związku, nie wyznaję uczuć", itp, typowe generalizacje.

Co z tego, że średnio co pół roku są rozmowy o planach, coś się ustala.

Ale nie ma codziennego mielenia tematu - czyli jakby ustalenia szlag trafił.

Tradycyjnie - jest 999 rzeczy dobrych i 1 zła - no i jest budowanie dramatu na podstawie tej jednej.

 

Ogólnie - co byś człowieku nie robił - zawsze wychodzi księżniczka z pretensjami.

Jak dajesz odpór - walczysz z dramami, że nie dajesz się zaprzągnąć do pługa, jak sobie księżna życzy.

 

Jakby była wojna, baby były by spokojniejsze, teraz w związkach im odbija.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nie wykluczam związku, chociaż póki co szkoda mi czasu i pieniędzy. Ewentualnie jak znudzi mi się samotne życie to w wieku około 40 lat wezmę sobie jakąś młodą dziewczynę 20 letnią, zapłodnię ją raz czy dwa i tyle. Dam jej wygodne życie, niech się spełnia, wychowam dzieci i będzie się coś działo na starość. Chociaż nie wiem czy nie lepiej przeżyć tego cennego czasu, który jest mi dany w spokoju.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Forum poczytuję od jakichś 3 lat, z dziewczyną jestem trochę od ponad roku i jak na razie nie zamierzam rezygnować, możliwe że kiedyś będę znów sam, bycie singlem też ma mega dużo plusów, co kto woli;)

 

Jak na razie idzie to całkiem fajnie, trochę kompromisów, trochę po mojemu, jak do tej pory jest gitarka 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie to nie wiem. Na pewno forum utwierdziło mnie w tym, że jak już tak to brać byle co i się cieszyć.

Tak ogólnie to chyba nie chc być w związku bo nie widzę w tym celu ale nie jestem w 100% na nie.

 

Mi się wydaje, że forum raczej informuje kiedy wyjść z związku niż to czy w jakimś być.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 hours ago, NiesamowitySzymi said:

W sumie. jak w tytule, czy wiedza dotycząca relacji z kobietami wpłynęła na wasze decyzje dotyczące związków, małżeństwa. 

Czy od razu, podobnie jak ja czuliście, ze w jakimś sensie całe, to zamieszanie nie jest dla was. Czy może właśnie wiedza  całego redpill rozwiała wam wątpliwości i czy pomimo jej nadal żywnie próbujecie związków, myślicie o ślubie, rodzinie, czy widmo powrotów do "pustego" domu/mieszkania was z lekka przeraża i czy potraficie być samemu, bądź nie. 

Zdecydowanie tak. Wpłynęła, choć nie tylko redpill i było to stopniowe zapoznawanie się z różnymi podejściami. Do mnie trafiło to dość późno, bo dopiero pod czterdziestkę.

Czasem sobie myślę nad tym tekstem "jak uczeń jest gotowy to i mistrz się znajdzie" i dostrzegam pewne analogie. Jeśli idzie się w stronę umiaru i nie będzie się przesadzać z wiarą w "jedyną słuszną teorię" to będzie dobrze. Ale i tak gdzieś jeszcze mam pewne braki i szukam uzupełnienia, ale czuję, że jestem bliżej rozwiązania niż dalej. Mam żal do siebie, że byłem pracoholikiem i unikałem towarzystwa.

 

Zrozumienie daje większe opanowanie i świadomość, zadawanie sobie pytania "czy mi się to należy?" potrafi zastopować gównoburzę, którą można samemu wywołać. Czasem można zadać takie pytanie partnerce :)  O ile sama wiedza nie zmienia nawyków i pewnych wyuczonych reakcji (chęć polemizowania, szybkie odpowiadanie), to spojrzenie z boku pozwala na zastosowanie reakcji, które nie będą takimi, których człowiek będzie później albo żałował. Albo wkurzał się, że stracił mnóstwo czasu na jakąś denną kłótnię i pogorszył swój wizerunek w oczach drugiej osoby. Gdybym miał się porównać do siebie z przeszłości - przeszedłem sporą drogę w tym zakresie i dostrzegam sporo błędów, jakie popełniłem.

 

Kiedyś wkurzałem się na kobietę, że nie robi czegoś tak jak ja chcę, teraz w takiej sytuacji potrafię się złapać na zadaniu sobie pytania "czemu ci tak do cholery zależy, aby to robiła tak jak ty chcesz? co to wkurzenie w tobie kompensuje? jakie braki? czy może powielasz schematy rodzinne?".

 

Cieszę, się jak jest miła... a jak nie jest - to nie mam skrupułów, żeby być dla niej chłodny, ale jednocześnie uważać, aby nie przesadzić z byciem zbyt szorstkim, a czasem eksperymentować "będę miły (choć mam co do tego wątpliwości - bo ona jest wredna) i zobaczę jak to zadziała". Uczę się kalibrować, jeśli wiecie o co chodzi. Uczę się, jak to mówi obecne pokolenie "mieć wywalone" na jej humory i emocjonalnie się oddalać, kiedy trzeba. To co wcześniej mnie tak kłuło bo przecież dobry związek to osoby dążące do wspólnego konsensusu....

 

Zdałem sobie sprawę, że wcześniej tak bardzo mi zależało na związku we "właściwym kierunku", że chyba dało się to wyczuć. Stawałem się poirytowany i w sumie powielałem schematy wyuczone w młodości w rodzinie. Jeśli nie zależy - to nie ma powodów do irytacji.

Jednakże jeśli bardzo zależy to lepiej się czuje. Jakby to opisać ...  jeśli lubisz jakieś jedzenie to wolisz je jeść wtedy kiedy jesteś głodny i kiedy może zasmakować, a nie wtedy kiedy w sumie ma się ochotę na coś innego.

 

Inne wrażenie jest takie, że o ile moja kobieta miała większą wiedzę w pewnych tematach, tak teraz mam wrażenie, że ją przegoniłem, a ona chce utrzymać "status quo". Mnie to już nie dziwi, ale też pojawia się czasem myśl - z tej mąki chleba nie będzie (no dziecka to na pewno)... teraz dostrzegam, że jej zachowanie po pewnych naszych przejściach uległo zmianie. Niby czasem jest normalnie, ale jednak ogólnie nie jest. Historia odciska swoje piętno. Wiedza daje świadomość i dostrzega się różne rzeczy.

 

Niby wydaje mi się, że jej zależy, ale jednak dostrzegam pewien egoizm, którego nie jestem w stanie znieść i które raczej przekona mnie do kolejnej potyczki z cyklu "polemizowanie" aniżeli do pogłębienia relacji i pójścia w jej naprawę. Coś czego nie zauważyłbym wcześniej. Wtedy przestaje być w moich oczach tą wyjątkową, a staje się jedną z wielu, która powiela zachowania wynikające z jej biologii.

 

Ostatniego regularnego seksu doświadczyłem równo rok temu. Zastanawiam się czy nie wyjść na jakiś ons czy divy. To było dla mnie nie do pomyślenia gdy byłem przed otwarciem się na pewną wiedzę. Jeszcze  jest jeszcze jakaś blokada. Taka jak przy chęci pospotykania się z dużo młodszymi - niby jest już wiadome, że najlepiej byłoby interesować się kobietami w wieku 20-25 lat, jednak na jakimś głębszym poziomie to do mnie nie trafia i więcej mam wymówek. Do tej pory nie założyłem konta na portalach randkowych, co sobie planowałem jakiś czas temu.

 

Często wydaje mi się to bezcelowe, a czasem patrzę z praktycznego punktu widzenia "co mi to da? jakie będą korzyści? co stracisz jeśli obecna odkryje, że robisz coś za jej plecami? czy naprawdę warto tracić swój czas na tinderowe księżniczki? " i wtedy w sumie mi się odechciewa. Ale nadzieję dają posty Braci, wiem że temat mi z sprzed oczu nie zniknie. Potrzeby w końcu dają o sobie znać, prędzej czy później.

 

Wiedza daje zatem również gorycz - czytam wpisy o facetach poszkodowanych w małżeństwach, o ostatnio przepchniętej ustawie, próbuję sobie wyobrazić szczęśliwy związek i widzę sprzeczności. Konieczność uważania na swoje zachowanie, kalkulowania, może nawet szukania dowodów na swoją niewinność. Wychowanie w modelu "jedna kobieta na całe życie" nie ułatwia sprawy.  Świadomość, że idzie to w niefajnym kierunku i nie ma się na to wpływu. Żal tego, że tyle osób spieprzy lub spieprzyło sobie życie bo trafiło na nieodpowiednią osobę.

Świadomość, że rzeczy, które chciałbym robić są obarczone dużym ryzykiem i coś co wydawało mi się jarające czasem wydaje mi się praktycznie niedostępne, tak samo jak dla zmęczonego człowieka wyjście na imprezę. Można...tylko w sumie po co? Wtedy pojawia się uczucie straconego czasu i żal, że nie wiedziało się tego tak z 10 lat wcześniej.

 

Mam wrażenie, że gdybym miał tę wiedzę wcześniej, to byłbym w stanie pokierować swój najdłuższy związek tak, aby był szczęśliwy a nie kłótliwy i często ciągnący w dół...

A może to tylko takie złudzenie i świadomość, że "trawa jest zieleńsza po drugiej stronie płotu"?

 

Małżeństwo? Ogólnie nie wykluczam, ale spójrzmy prawdzie (wiedzy) w oczy...  nie mogę przyznać, że kiedykolwiek spotkałem kobietę, z którą świadomie poszedłbym w taką umowę.

Do związku stricte partnerskiego mam pewien uraz ale - daje mi to do zrozumienia, że musiałbym szukać kobiety bardziej uległej. Taka z kolei wymagałaby więcej inicjatywy z mojej strony, co też nie jest dobre, bo uległość to również i lenistwo, a mnie bardziej kręci jak kobieta coś konkretnego potrafi (i nie chodzi mi bynajmniej o łóżko) i z którą po wielu latach znajomości jest o czym pogadać. Jest równanie, które nie wiem czy da jakiekolwiek satysfakcjonujące rozwiązanie. Tak jakby były oddzielne mechanizmy: jeden na łóżko (atrakcyjność - uległość sprzyja atrakcyjności) a inny na wspólne życie (gdzie podział obowiązków ułatwia wiele rzeczy).

 

 

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie nie. Nie szukam związku, nie są mi do niczego potrzebne. Zanim jeszcze poznałem forum, usłyszałem audycje Marka, dowiedziałem się czegoś o MGTOW, Red Pill czy PUA coś mi nie pasowało. Moje związki przebiegały według tego samego scenariusza: haj hormonalny, a potem proza życia, widzenie wad partnera, docinanie mu, testy, szantaże, wymuszenia np.  dupą. Potem już nie za bardzo miało się o czym z tymi kobietami rozmawiać, okazywało się, ze tak naprawdę poleciałem na moje wyobrażenie odnośnie jej lub zwyczajnie dawałem się nabrać na ich świetną aktorską grę. Tak to już z wieloma kobietami jest, że pozują na wielkie znawczynie jakiegoś tematu, a po jakimś czasie okazuje się, że ich wiedza jest tak naprawdę powierzchowna, nie interesują się tym, nie znają się na tym, ale i tak się pomądrzą. Taka ich natura.

 

Jak to powiedzał Nietzsche:

"Od samego początku nic nie było bardziej obce, odrażające i wrogie kobiecie niż prawda. Jej wielką sztuką jest kłamstwo, jej największą troską jest jedynie pozór piękna".

 

Ta cała otoczka manosfery pozwoliła mi to jakoś usystematyzować, ułożyć sobie w głowie wiedzę oraz ostatecznie na pozbycie się jakiś zludzeń szczęśliwości związków oraz ostatecznego celu życia człowieka: stworzenia rodziny. Dzięki temu również pozbyłem się zbroi, poznałem naturę kobiet, dowiedziałem się jak z nimi postępować i zacząłem się im przyglądać bardzo uważnie, wyłapywać ich pierdolenie i manipulacje. Dodatkowo przyczyniło się do tego moje życie. Widzialem już sporo rozwodów czy separacji, od własnych rodziców zaczynając, poprzez ciotki, wujków, kuzynów oraz bliższych lub dalszych znajomych. Schemat bardzo podobny, często nawet ten sam.

 

Napisałem już kilka dni temu na ten temat w wątku poniżej i swoje zdanie podtrzymuje:

Cała otoczka prawna oraz społeczna sprowadza obecnie mężczyzn do roli podczłowieka oraz podobywatela. Wszystkim, którzy rozważaja wejście w zwiazki lub w nich są życzę powodzenia oraz żeby na siebie bardzo, ale to bardzo uważali.

 

Od lat żyję sobie sam i bardzo cenię sobie ten stan rzeczy, nie chcę go zmieniać. Polubiłem siebie, swoje własne towarzystwo, mam co w życiu robić, rzadko się nudzę. Nie męczą mnie już te związkowe obowiązki pojechania do rodziny, znajomych itp. Nikt mi nad głową nie siedzi i nie ględzi. Święty spokój jest bezcenny.

Nie oznacza to, że nie mam koleżanek, od czasu do czasu w gronie znajomych się widzimy, pogadamy pośmiejemy się, w pracy też zdarza mi się porozmawiać oraz pożartować sobie ze współpracownikami płci żeńskiej, ale nic więcej.

 

Edytowane przez Krugerrand
  • Like 10
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Małżeństwo w żadnym wypadku. LTR jak najbardziej, jestem w wieloletnim. Wiedza i świadomość "red pillowa" pozwoliła mi:

- uniknąć niekorzystnego i niebezpiecznego kontraktu małżeńskiego

- znalezienie partnerki rozumiejącej moje podejście do LTRa

- dynamikę w relacji, gdzie nie ma dramy, jest szacunek i współpraca

 

Wiedza to potęga, jeśli ją dobrze wykorzystać.  

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja właściwie odkąd dowiedziałem się, że sprzęt pomiędzy nogami u mężczyzny nie służy tylko do sikania cały czas jestem w "związkach". Kilka pierwszych relacji dało mi jednak mocno popalić ale nie byłem nigdy dłużej sam niż dwa tygodnie.

I mój obecny związek to był taki na "otarcie łez po byłej".

Ożeniłem się po ponad czterech latach znajomości i niedługo będzie 13 lat małżeństwa.

Ale innego życia nie znam i na obecną chwilę znać nie chcę.

W domu wszystko hula, posprzątane, ugotowane, uprasowane, dzieci ogarnięte, co wieczór czeka na mnie zgrabny wypięty tyłek.

Nie przypominam sobie żadnych cichych dni czy dąsów.   

W ogóle nie rozmyślam: co by było, gdyby...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem w związku.
Wchodząc regularnie na forum, czytając książki Marka oraz słuchając audycji co raz więcej zauważam tego w jak dużym matriksie tkwiłem, który dotyczył relacji damsko-męskich. Wiedzę jaką tutaj jest staram się wdrażać w życie oraz wyciągać wnioski jak najczęściej robiąc to systematycznie. Dopiero po pewnym czasie zauważyłem co tutaj jest wałkowane na forum oraz słuchając audycji Marka, że rzeczywiście szczęście nie doznam będąc w związku. Ważne jest również to abym to ja był sam że sobą szczęśliwy - miał jakieś cele, marzenia. Artykuły tutaj, książki oraz audycję uświadomiły mi, że w związku nie mogę stawiać kobiety na pierwszym miejscu ponieważ jest to zła droga.
Będąc tutaj zrozumiałem dlaczego jeszcze kilka lat temu po pierwszej randce bardzo często kobiety urywały kontakt. Okazało się, że miałem do spotkań zle nastawienie. Szedłem spięty myśląc, że już po pierwszej randce coś będzie i będąc w związku w końcu będę szczęśliwy - co jednak nie było prawda.
Zdałem sobie sprawę z tego, że od kobiet także trzeba wymagac. Również dotarło do mnie, że czasem się może zdarzyć iż jedna z rzeczy jakie kobiety mają do zaoferowania to jest akt miłosny...
Wcześniej jeszcze nie miałem pojęcia o podświadomości oraz o świadomości jak bardzo ona wpłyną na nasze życie. Dowiedziałem się to właśnie czytając i słuchając audycji Marka.

 

Poznałem jeszcze tutaj słowa co wcześniej były mi obce i dość mi się spodobały - kutang, chad, biały rycerz

;)

Edytowane przez nowy00
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od jakiegoś czasu mieszkam sam w dużym domu, może nawet za dużym jak na jednego faceta. Wracam do niego jednak niezmiennie zadowolony. Nikt nie czeka na mnie żeby wylać swoje żale, zasypać plotkami z pracy czy po prostu się do czegoś dopierdolić.

Wcześniej byłem w długoletnim związku więc porównanie mam.

Jak brakuje mi toważystwa kobiety to dzwonie lub spotykam się z koleżankami. Po takim spotkaniu czuję jak domorosły psycholog, który wysłuchał gorzkich żali, głowa pęka od nadmiaru cudzych zmartwień i plotek.

Dlatego związkom mówię NIE.

Jak by mnie konkretnie sparło to jadę na divy. Tak sobie myślę, że cena u divy obejmuje oprócz samego stosunku, gwarancję zdrowia psychicznego i higienę emocjonalną. To moje wrażenie.

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście uważam, że właśnie po to jest taka wiedza jak na forum, żeby przy wejściu w związek/relację mieć wiedzę na temat tego jak to działa.

Innymi słowy posiadanie takiej wiedzy nie uważam za wadę a handicap w stosunku do ewentualnych związków/relacji.

Niektórzy się być może zrażą a ja powiem, że skoro tak, to człowiek zupełnie dawno winien się wylogować, bo ten świat, to świat na którym króluje okrucieństwo.

 

Patrzę na to optymistycznie i chcę z tego co wiem wyciagnąć jak najwięcej dla siebie.

Wiedza często to znacznie bardziej przydatne narzędzie niż noże czy pałki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ślub i rodzina - średnio. Związek - tak. 

Mimo, że 30-tka stuknie niedługo, to niezbyt podoba mi się opcja ślubu i rodziny. Czemu? Bo to bardzo droga zabawa. Nie znam osobiście ani jednej osoby która miałaby żonę, dzieci a jednocześnie nie musiała pracować. Ślub, rodzina i np. budowa domu to jest to, czym mężczyzna przybija sobie pewność, że do końca swoich dni będzie już wstawał i zadupcał do roboty. Utrzymanie domu, spłacenie jakiegoś kredytu na dom, żona, dzieci - to są koszty tak cholernie duże i rozłożone w czasie, że jeśli Ci się zajebiście finansowo nie powiodło na miarę małego Gatesa, to czeka Cię zadupcanie do śmierci.

 

Tymczasem znam też ludzi, którzy postawili tylko na siebie, kupili mieszkania pod wynajem. Dziś jeden kolega ma około 36 lat i chyba 3 mieszkania. Praktycznie nic nie musi robić. I dopiero teraz on myśli o założeniu rodziny. I to jest prawidłowe. Znalazł sobie partnerkę bodaj 30-letnią, całkiem ładna, kasa z wynajmu co miesiąc mu wpływa. Gość jest wolny. Osiągnął to, o czym ja marzę. Nic nie musi robić. On może, a nie musi. Podróże do Tajlandii, na Wyspy Kanaryjskie, Jamajkę cały rok ? Nie ma problemu. Dla niego nie ma problemu, bo te 4,5 tys. jakie ma na czysto co miesiąc bez problemów mu wystarcza, tym bardziej, że zawsze można sobie dorobić.

 

Spróbuj coś takiego zrobić mając żonę, dzieci i budując np. dom w wieku 29 lat. Nie ma szans. Czeka Cię pewna praca do końca Twoich dni aby zarobić na całą tę zabawę.

 

Natomiast związek - czemu nie. Co prawda nie wierzę w miłość kobiety ale związek ma też inne zalety. Seks, robienie razem fajnych rzeczy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Red pill i forum są można powiedzieć instrukcją co poprawić w swoich relacjach z kobietami aby było ok. Bracia którzy wypisują na forum jak to im super samym i dziwki im wystarczą mają problemy natury psychicznej, są bardzo pokrzywdzeni przez jakąś kobietę albo kłamią na pokaz. Widzę po sobie co kiedyś robiłem źle w związkach i nie rozumiałem pewnych zachowań kobiet ale to i tak nie zmienia faktu że DLA MNIE bycie singlem to jest WEGETACJA emocjonalna i psychiczna NIE ZMIENIĘ tego bo taka jest część mojej natury że jak laska mi w głowie zawróci to mogę książkę o niej napisać. Nie będąc mną nikt tego nie zrozumie jak ja się czuję i co myślę bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. 

Edytowane przez bassfreak
  • Like 5
  • Haha 1
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na ten moment zdecydowanie nie szukam związku, mam inne cele, do których staram się dążyć. Będąc w związku ciężko byłoby mi się skupić na właściwych rzeczach.

 

 Wiedza z forum, RP, MGTOW daje mega ulgę i siłę do działania w dobrym kierunku. Jeszcze kilka miesięcy temu w lato dołowałem się, gdy widywałem na ulicy "szczęśliwe pary". 

 

Dzisiaj potrafię być szczęśliwy sam ze sobą. Oczywiście nie wykluczam relacji typu fbw albo przygodny seks. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.05.2020 o 21:19, NiesamowitySzymi napisał:

W sumie. jak w tytule, czy wiedza dotycząca relacji z kobietami wpłynęła na wasze decyzje dotyczące związków, małżeństwa.

To kobiety nie chcą być w związkach a nie odwrotnie. Znaczy one bardzo chcą tylko większość mężczyzn odrzucają ale to nie ja będę ponosił tego konsekwencji.

 

W dniu 5.05.2020 o 21:19, NiesamowitySzymi napisał:

czy potraficie być samemu, bądź nie. 

Mężczyzna jest z natury przystosowany do samotności, kobiety nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48 minut temu, rycerz76 napisał:

Mężczyzna jest z natury przystosowany do samotności, kobiety nie

Nie jest. Człowiek w samotności wariuje.

Mężczyzna czy kobieta. Zamknij ich na dwa lata gdzieś gdzie będą sami ze sobą. Z nikim do rozmowy. A zwariują. Zaczną personifikować przedmioty i zwierzęta. Rozmawiać z nimi. Kłócić się, obwiniać o niepowodzenia.

 

Do relacji zaś nie dążę. Nie jest ona niczym ważnym. Nie szukam partnerki. Ale jeśli się tak znajdzie to chętnie się zwiążę

 

@leto córka Tysona?

  • Like 2
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.