Skocz do zawartości

Głównym celem życia jest dobre samopoczucie


goryl

Rekomendowane odpowiedzi

Poziom jakości życia to średni stopień samopoczucia na przestrzeni całego życia. Wszystkie inne filozofie i teorie bledną przy tym najważniejszym czynniku.

 

Jeżeli uważacie, że mam rację to dajcie łapkę w górę a jak nie to wykażcie, że się mylę w komentarzu.

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tutaj opinia (w pewnym sensie) odmienna, dało mi do myślenia przeczytanie tego tekstu: Humans aren’t designed to be happy – so stop trying

 

Może celem życia jest rozmnożenie się? Albo nie ma celu? Albo celem jest znalezienie tajnego portalu, ukrytego gdzieś w naszej galaktyce, a jak go już przekroczysz, to pokazuje się MISJA ZAKOŃCZONA i lecą napisy końcowe?

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Mosze Red napisał:

Spodziewałem się raczej jakichś konkretnych kryteriów. 

No ale właśnie chodzi mi o to, żeby się nie rozdrabniać, tylko postawić się w sytuacji, gdzie oceniamy życie danej jednostki z jej punktu widzenia. Czy jest coś ważniejszego niż średnia samopoczucia? Czy jest ważniejszy czynnik, dzięki któremu żyłoby się lepiej?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@goryl nie da się ani ocenić życia jednostki z jej punktu widzenia, bo to subiektywny punkt widzenia właśnie. Mógłbyś co najwyżej założyć temat jak oceniasz własne życie, ale to też z zastrzeżeniem do tego momentu, bo nie wiadomo co będzie w przyszłości, więc nie rozłożysz tego na perspektywę całego życia.

 

Ponadto uśrednienie zadowolenia z życia to też bzdura, już wyjaśniam czemu tak jest. Mogłeś być przez 5 lat miliarderem, najlepsze hotele, modelki, jachty, auta, a później zbankrutować i zostać żebrakiem i żyć jako żebrak kolejne 40 lat, niby wartość uśredniona byłaby i tak wysoka, a jednak życie raczej kiepsko się ułożyło.

 

@mac nie zgodzę się z biologicznego punku widzenia jest przekazanie materiału genetycznego czyli rozmnażanie. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śmierć jest uniwersalna i przypisana do każdego żywego bytu, a rozmnażanie nie, bo dwulatek może przecież pójść do piachu, dlatego nie uważam, że rozmnażanie jest na pierwszym miejscu. To tylko jedna z opcji. Śmierć kończy życie i tyle. A to, co zrobisz w międzyczasie nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Mosze Red napisał:

@goryl nie da się ani ocenić życia jednostki z jej punktu widzenia, bo to subiektywny punkt widzenia właśnie. Mógłbyś co najwyżej założyć temat jak oceniasz własne życie, ale to też z zastrzeżeniem do tego momentu, bo nie wiadomo co będzie w przyszłości, więc nie rozłożysz tego na perspektywę całego życia.

Ale czy każdemu nie chodzi właśnie o dobre samopoczucie? Bez względu na to jak je osiąga? Subiektywne są sposoby osiągania dobrego samopoczucia.

 

9 minut temu, Mosze Red napisał:

Ponadto uśrednienie zadowolenia z życia to też bzdura, już wyjaśniam czemu tak jest. Mogłeś być przez 5 lat miliarderem, najlepsze hotele, modelki, jachty, auta, a później zbankrutować i zostać żebrakiem i żyć jako żebrak kolejne 40 lat, niby wartość uśredniona byłaby i tak wysoka, a jednak życie raczej kiepsko się ułożyło.

Ale tu nie chodzi o posiadłości. Miliarder ma wszystko i cieszy go to na początku, a później nudzi, niektórzy popełniają samobójstwo. Miliarder nie musi odczuwać większej ekstazy niż mistyk w parku. Spójrz na klasyfikację samopoczucia bardziej w taki sposób, że smutek i ból to -2, nuda to -1, zwyczajne samopoczucie to 0, uśmiech to 1 a błogość to 2. Oczywiście to tylko prototyp klasyfikacji i musiałby być odporny na różne błędy, aczkolwiek coś takiego mam na myśli - zebrać te liczby z każdej sekundy życia i określić średnią.

Edytowane przez goryl
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten punkt właściwie zamyka wszystko co istotne w życiu.

Wszystko co zdobywamy ma nam poprawić samopoczucie i odpychać nieprzyjemności.

Pieniądze, kobiety, władza, pogonie za fantazjami, podróżowanie po świecie, kariery itd. - to ma być narkotykiem, dzięki któremu osiąga się haj.

Niestety, świat jest bardzo.. przekorny w tej kwestii. :) Najczęściej ludzie gonią własne wyobrażenia i tam gdzie ma być spełnienie i radość.. nie ma jej i nigdy nie będzie. Często po osiągnięciu sukcesu ludzie pytają się siebie.. "i po to to wszystko?".

Łatwo to sobie wyobrazić na przykładzie tego co właściwie znają wszyscy - orgazmu. Ludziom wydaje się, że to dzięki super partnerowi/ pornosowi/ czemukolwiek mają takie fajne wrażenia. Prawda jest taka, że to jest WEWNĄTRZ i to spełnienie pochodzi tylko wyłącznie z własnej istoty, ale zostało POBUDZONE przez kogoś. To znaczy, że to wrażenie, jest zawsze obecne, ale pobudza je tylko ktoś albo coś..! ;) 
Tak samo drobny ćpun. Ćpun potrafi wejść w tak wysokie stany ekstazy, które trwają czasem bardzo długo, że osiąganie czegokolwiek w świecie wydaje się blade i bezwartościowe w porównaniu z hajem narkotykowym. W takim stanie ciężko żyć w świecie, bo rzeczywistość wydaje się nijaka, wręcz depresyjna.

I to da się osiągnąć, ale wymaga.. poświęcenia całego życia duchowości. Był jeden mistrz duchowy. Zabijcie mnie, ale nie pamiętam jak się nazywał. On podczas nauczania czystej duchowości miał takie odloty, że trzeba było przerwać nauczanie bo chłop w pewnym momencie odlatywał w tak ekstatyczne stany, że musieli go wynosić jego uczniowie bo nie był w stanie dalej tego prowadzić. Każdy, kto doznał stanu wyostrzonej świadomości samemu z siebie albo wyjścia poza myśli, wie że to jest zupełnie inne niż wszystko co znane w życiu. Przeciętny człowiek jedyne doświadczenie mistyczne jakie ma w życiu to orgazm, który jest mylony z tym, że zsyła go partner i traktuje to jako "to jest tam, i muszę się starać i walczyć, żeby to zdobyć".

Tutaj prawdziwy mistyk przy odlocie, który poświęcił temu życie. To jakby żyć podczas niekończącego się orgazmu.


Przy tym blakną wszystkie filozofie i dążenia. ;) 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, goryl napisał:

tu nie chodzi o posiadłości. Miliarder ma wszystko i cieszy go to na początku, a później nudzi, niektórzy popełniają samobójstwo. Miliarder nie musi odczuwać większej ekstazy niż mistyk w parku

Oczywiście, że nie chodzi. Jest udowodnione, że kupno zajebistego samochodu aktywuje ten sam obszar mózgu w takim samym stopniu co zjedzenie bardzo smacznej potrawy. Stąd pustka w życiu tych, którzy za cel wybrali sobie materializm i myślą, że każdym kolejnym zerem na koncie posiądą ostateczne życiowe spełnienie i zaspokojenie.

 

Życie nie ma celu, żadnego. My jako organizmy z myśleniem abstrakcyjnym po prostu próbujemy nadać życiu sens, bo coś nam nie gra, że tylko spanie, jedzenie i sranie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minutes ago, goryl said:

gdzie oceniamy życie danej jednostki z jej punktu widzenia

Czyli, jest sobie przykładowy kanibal z dżungli, który za punkt swojego dobrego samopoczucia stawia najeść się jak najwięcej ludziny.

Oceniając jego życie z jego punktu widzenia, dzień kiedy zabije jakieś niemowlę i pożre jego wnętrzności - jest dla niego "dobry", bo podwyższa jego poziom samopoczucia.

Czy jest to "dobry" dzień dla matki niemowlęcia?

26 minutes ago, goryl said:

Poziom jakości życia to średni stopień samopoczucia na przestrzeni całego życia.

Czyli, im więcej ludzi zamorduje i zje nasz kanibal, tym jego poziom jakości życia będzie wyższy.

Just now, goryl said:

Ale czy każdemu nie chodzi właśnie o dobre samopoczucie? Bez względu na to jak je osiąga? Subiektywne są sposoby osiągania dobrego samopoczucia.

Tu już wkraczamy w dość chwiejne moralnie i cywilizacyjnie nurty dyskusji.

 

4 minutes ago, goryl said:

zebrać te liczby z każdej sekundy życia i określić średnią.

A co z wydarzeniami przełomowymi - trzeba by im dać klasyfikację znacznie wyższą. Subiektywną czy obiektywną? Sama natura "średniej" jest już jakimś przekształceniem stratnym; w znaczeniu, próbując zredukować liczbę wymiarów problemu, zgadzasz się na bezpowrotną utratę części informacji wejściowej.

A - dla mnie - właściwe pytanie brzmi:

PO CO?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Messer miałem taką sytuację po 3 miesiącach medytacji, ponad godzina dziennie. Zacząłem się śmiać sam z siebie. Zrobiło mi się ciepło i tak przyjemnie, jak nigdy z życiu. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Zupełnie nowa emocja, nie do określenia. Śmiałem się może 20 minut non stop. I naturalnie z tego wyszedłem. Taka można powiedzieć nagroda etapu. Z tego i wielu innych powodów promuję mocno medytację. Chwile medytacji to jedyne chwile, w których się żyje tak naprawdę. Reszta to jest automat myślowy, do tego niezwykle wkurwiający.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim skromnym zdaniem nie ma czegoś takiego, jak zadowolenie i niezadowolenie. W sensie ok, są to pewne abstrakcje, dwa worki, do których ludzie wrzucili pewne wielowymiarowe spektrum stanów organizmu. Innego rodzaju zadowoleniem jest zadowolenie z przytulania partnerki, innym - z seksu, innym - z zapalenia papierosa. Podobnie z niezadowoleniem - czym innym jest ból po rozcięciu skóry, czym innym jak kogoś rzuci kobieta, a czym innym jak rzucasz palenie. Są jeszcze stany, które są mieszane albo nie można ich łatwo przyporządkować do żadnej z tych dwóch ogólnych kategorii - np napięcie w hazardziście tuż przed ogłoszeniem, co wypadło na ruletce. Myślę, że to wszystko komplikuje trochę rozważania o tym, co jest "celem".

 

Jeszcze jedna komplikująca obraz sprawa to to, że każdy bardziej skomplikowany organizm działa spekulacyjnie - podejmuje pewne działania nie wiedząc tak naprawdę (jedynie szacując), czy sprawią mu "szczęście". Np jesz pizzę - w sumie nie wiesz, czy nie będzie tam kawałka szkła, który Ci rozetnie żołądek i wykrwawisz się na śmierć (raz znalazłem taki kawałek szkła w pizzy). Idziesz na studia - nie wiesz, czy pomoże Ci to w znalezieniu pracy za 5 lat itd itp.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minutes ago, goryl said:

coś bardziej się liczy, niż dobre samopoczucie

Bo pytanie jakie zadajesz tym stwierdzeniem, jest nieprecyzyjnie postawione.

Opiera się na (nieznanej mi) definicji "dobra".

Tak samo "samopoczucie" to coś, co wymaga definicji - chodzi Ci o świadomość, podświadome poczucie szczęścia, a może poziom stricte biologiczny?

W sumie kolejny dowód in extremis - ćpun, którego ktoś zacznie stale faszerować morfiną, będzie w stanie najwyższego znanego mu błogostanu - do końca życia, czyli jakieś kilka dni. O takie dobre samopoczucie Ci chodzi?

Tak samo...

11 minutes ago, goryl said:

Nikt z was mnie dotychczas nie przekonał

Nie próbuję Cię przekonać - a z dyskusji, wyciągnąć jakąś wiedzę/naukę dla siebie. :)

A Ty przyjmujesz założenie, że chcę Cię przekonać...

Edytowane przez Kespert
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, leto napisał:

@goryl jestem skłonny się zgodzić, ale musisz najpierw zdefiniować, co to jest dobre samopoczucie - do tego piłem w poprzednim poście.

Po co tak gmatwać? Oczywiście moglibyśmy się tutaj rozpisywać, że pocałunek to w skali 1-100 będzie miał 51 a zapalenie papierosa 47, ale nie w tym rzecz. Stawiam tezę, że najlepiej, najłatwiej, najwygodniej jest przeżyć życie na dobrym samopoczuciu, Im ono jest lepsze tym lepiej.

 

2 minuty temu, Kespert napisał:

Bo pytanie jakie zadajesz tym stwierdzeniem, jest nieprecyzyjnie postawione.

Opiera się na (nieznanej mi) definicji "dobra".

No bez przesady, to nie jest trudne do zrozumienia. Dobre samopoczucie to wtedy np. jak czujesz błogość, a złe, wtedy jak czujesz bezsilność i nie chce Ci się żyć. Nie szukajmy dziury w całym, wiem, że pytanie jest bardzo ogólne, ale myślałem, że załapiecie sedno.

 

6 minut temu, Kespert napisał:

W sumie kolejny dowód in extremis - ćpun, którego ktoś zacznie stale faszerować morfiną, będzie w stanie najwyższego znanego mu błogostanu - do końca życia, czyli jakies kilka dni. O takie dobre samopoczucie Ci chodzi?

No ale jak skończy się działka (a tak zazwyczaj bywa) to będzie miał kaca i generalnie wyjdzie mu to na minus. Więcej męki niż ekstazy. Łapiesz o co chodzi?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że każdy dąży głównie do tego, aby zawsze mieć dobre samopoczucie, jest to jakiś ukryty cel. Niestety życie jest zbyt nieprzewidywalne, aby zawsze tak było.

Co do celu życia, to może być tak, że ziemska wędrówka jest tylko jednym z etapów egzystencji. Tego niestety nikt nie wie, ale być może każdy się dowie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre samopoczucie przychodzi i odchodzi. Cel życia jest ściśle subiektywny dla każdego człowieka (no chyba, że ktoś jest zbyt leniwy by sobie ustalić swoje i idzie z prądem). Gdyby każdy człowiek przez całą historię polegał na dobrym samopoczuciu, to nie wyszlibyśmy z chatek z g'wna.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Mosze Red napisał:

bo to subiektywny punkt widzenia właśnie

Ale jemu właśnie chodzi o subiektywne, bo każda jednostka się trochę różni. Ma inne podejście do życia oraz stawia sobie inne cele. Np Ty ćwiczysz coś co daj Ci satysfakcję, a komuś innemu by to nie odpowiadało. Wolałby np biegać w maratonach lub zostać drugim Małyszem i to nie jest mierzalne w sposób unormowany.

@goryl zaczynam postrzegać podobnie. W wielkim skrócie dobre samopoczucie dają mi realizacje zaplanowanych celów oraz dobry stan zdrowia.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, malejący napisał:

Czemu wyniki dla większości byłyby podobne? Bo stany emocjonalne mózgu ludzkiego raczej uśredniając (licząc całkę pod krzywą stanów) są podobne, tylko u jednego jest to bardziej linia prosta (np. u stoików), a inni non stop chcą wrażeń i u nich jest sinusoida.

De Mello poniekąd głosił teorię, że tak nie jest i że można osiągać prawie stałą radość/błogość, czyli mieć tę całkę dużo wyższą na przestrzeni całego życia. Ja szczerze mówiąc podchodzę krytycznie do tej teorii, ale tutaj sam do końca nie wiem jak jest.

Tak, to ciekawe spostrzeżenie, ja jednak skłaniam się ku przekonaniu, że osoba żyjąca według filozofii stoickiej będzie miała wyższą średnią samopoczucia, niż człowiek u którego ta sinusoida sięga ekstremów. To datego, bo uważam że kiedy ten punkt zero określilibyśmy pomiędzy stanem komfortu a dyskomfortu to jednak stan spokoju będzie stanem komfortowym. Natomiast z ekstazą jest tak, jak z narkotykami - kac jest o wiele dłuższy niż stan przyjemności. Nawet stan głębokiej radości osiąganej naturalnie uważam, że ma swój odpowiednik w naturalnej depresji, która trwa tyle samo. Stan wewnętrznego spokoju, o którym pisze np. Eckhart Tolle nie powoduje przeciwstawnego uczucia depresji a jest stanem komfortowym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.