Skocz do zawartości

Głównym celem życia jest dobre samopoczucie


goryl

Rekomendowane odpowiedzi

Według mnie transcendentnym celem życia jest doświadczenie. Mamy doświadczyć, i smutku, i radości. Bliskości i rozstania. Słodyczy i goryczy. Tylko pełne, dwubiegunowe doświadczenie realnie nas wzbogaca i rozwija. Doświadczając tylko przyjemności z czasem popadniemy w nudę i znużenie. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, goryl napisał:

Poziom jakości życia to średni stopień samopoczucia na przestrzeni całego życia.

To jest jakaś teza statystyczna.

Za mało parametrów żeby cokolwiek o tym sądzić.

 

2 godziny temu, goryl napisał:

Najwyższa jakość oznacza przeżycie go najlepiej jak się da z punktu widzenia jednostki.

"Najwyższa jakość" oznacza "najlepiej jak się da".

Najwyższa jakość tego samochodu oznacza, że jest on najlepszy.

Za mało danych o co chodzi w tezie.

 

Tytuł wątku:

Cytat

Głównym celem życia jest dobre samopoczucie

No, tu już jest jakaś teza, jednak bazuje na konkretnym światopoglądzie, w tym wypadku to chyba hedonizm.

 

2 godziny temu, goryl napisał:

Czy jest coś ważniejszego niż średnia samopoczucia? Czy jest ważniejszy czynnik, dzięki któremu żyłoby się lepiej?

Oczywiście.

Samopoczucie W DANEJ CHWILI!

 

Co mnie obchodzi jak się czułem rano w kwietniu 1971 po południu, co mnie obchodzi jak się będę czuł w sierpniu po południu w 2076.

Co mnie obchodzi wyciągnięta średnia z całego tego życia?

 

Ważne jest jak się czuję teraz.

 

P.S. @goryl, ciekawy temat!

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, malejący napisał:

Stały spokój, stała Nirvana to utopijny stan świadomości o którym wszyscy mówią, wszyscy filozofowie się o nim rozpisują, ale nie słyszałem aby zostało udowodnione, że ktoś długo taki stan utrzymał.

To, że jest taki stan stwierdzam tylko na podstawie opisów mistyków. Na podstawie własnego doświadczenia, gdybym miał obstawiać pieniądze u kogoś, kto znałby prawdę to również stwierdziłbym, że średnia samopoczucia moich ostatnich miesięcy jest o wiele wyższa niż ta sprzed 10 lat, zanim zagłębiłem się w duchowość. Jednak nie sposób tego udowodnić, bo ja sam z tamtych czasów pamiętam tylko niektóre zdarzenia i nie mam pewności.

13 minut temu, malejący napisał:

Ja to widzę tak: mamy ekstrawertyka mającego sinusoidę ze stanami od 10 do -10, czasem jeszcze bardziej. Mamy też stoika. I teraz Twoja teoria jest taka, że on ma linię prostą na poziomie 1 lub 2. Moja jest taka, że to prosta oscylująca między -1 a 1. Jak spojrzysz z dalsza, wygląda prawie jak prosta, jak się przybliżysz, to tak jak w życiu - zobaczysz, że nawet ten stoik nie taki spokojny i ma swoje doły.

Co do tego założenia, to jeżeli przyjęlibyśmy taki punkt widzenia, to doszlibyśmy do stwierdzenia, że każdy, bez względu na to, jak poprowadzi swoje życie, ogólny bilans dobrego samopoczucia będzie miał praktycznie taki sam.

 

 

Do wszystkich, co piszą, że samopoczucie jest chwilowe - pisałem, aby podsumować wszystkie te chwile i ustalić ich średnią wartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się i dałem łapkę w górę. Dobre samopoczucie to subiektywne kryterium, różnym ludziom różne rzeczy mogą dawać szczęście. Trzeba znaleźć swoje rzeczy które dają nam dobre samopoczucie i starać się robic takie rzeczy jak najczęściej. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, m4t napisał:

Trzeba znaleźć swoje rzeczy które dają nam dobre samopoczucie i starać się robic takie rzeczy jak najczęściej. 

O właśnie, tego mi brakowało w rozmowie z @malejący. Być może stan wewnętrznego spokoju, który opisują mistycy nie istnieje i faktycznie ekstrawertyk mający silne uczucia i spokojny introwertyk, u którego będą się wahać od -1 do +1 będą na równi, to generalnie to co zrobi różnicę i sprawi, że wyniki nie będą zbliżone to znajomość własnych potrzeb i tego co nas uszczęśliwia. Przykładowo, można mieć bardzo złe samopoczucie, niemające pozytywnego odpowiednika, jeżeli np. będziesz chodził po mieście i oglądał seksowne dzięwczęta w obcisłych ubraniach, a nie będziesz mógł ich posiąść, bo nie będą tego chciały. Osoba, która spędzi na niespełnionym pożądaniu dużą część życia, będzie miała niższy poziom średniego samopoczucia niż osoba, która w tym czasie robiła coś, co sprawia jej przyjemność, np. piła kawę (nawet jeżeli później pojawi się uczucie przeciwstawne).

 

Generalnie cała sztuka polega na znalezieniu zachowań, które dają szczęście, albo może nawet bardziej na unikaniu tych, które tylko prowadzą do frustracji.

Edytowane przez goryl
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu, goryl napisał:

Do wszystkich, co piszą, że samopoczucie jest chwilowe - pisałem, aby podsumować wszystkie te chwile i ustalić ich średnią wartość.

Słyszałem opinię, że na starość na twarzy człowieka pojawia się ten wyraz, który dominował u niego przez większość zycia.

Czyli taka średnia - jeśli uśmiechał się większość życia, to będzie miał odpowiednie do tego zmarszczki.

Jeśli miał grymas niezadowolenia - widać to będzie na jego/jej twarzy.

Takie coś jeśli chodzi o średnią.

 

Dalej nie wiem, jak chcesz obliczyć "średnią wartość wszystkich chwil".

Mówiąc o mnie: życie miałem raz sinus w dół, raz sinus w górę, teraz jestem na topie samopoczucia ze wszystkich lat.

 

Spróbuję obliczyć:

 

Jakość średnia od wieku 0 do dziś - słaba.

Jakość Chwilowa - doskonała.

Jakość Przyszła - jeszcze lepsza od chwilowej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, goryl napisał:

Poziom jakości życia to średni stopień samopoczucia na przestrzeni całego życia.

Niewydaje mi się by średni poziom samopoczucia był możliwy do utrzymania przez całe nasze życie. Każdy z nas doświadcza różnych życiowych problemów na które nie zawsze mamy wpływ. To wpędza nas w negatywne stany emocjonalne które utrzymują się w zależności od tego jak długo zajmie nam rozwiązanie danego problemu. A na przestrzeni całego naszego życia nie jedna trudna sytuacja wpędzi nas w depresje. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„W życiu ma być pięknie i  ma być chujowo”


„Piękno traci wartość trwając nieustannie i przeradza się w brzydotę”
 

Momentami w życiu cierpię i bardzo dobrze, to potrzebne. 
 

Momentami w życiu czuję orgazm, radość istnienia i to też dobrze.

Edytowane przez RENGERS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, malejący napisał:

To są ciężkie dywagacje, a ja niestety nie da się nikomu przekonać o jego dłuższym odczuwaniu stanu Nirvany bez skutków ubocznych jak potrzebnej ciągłej pracy nad sobą, czy rozpraszaczach i pokus. Ja osobiście zawsze po jakimś czasie względnego spokoju mam głód emocji, wrażeń, mimo, że jestem introwertykiem i intelektualistą.

Do utrzymania stanu tu i teraz, o którym piszą mistycy potrzebna jest jedynie uwaga (jeżeli wcześniej już się ten stan uchwyci i potrafi się do niego doprowadzić) a utrata uwagi wytrąca z tego stanu. Raz w życiu, kilka tygodni temu zdarzyło mi się, że utrzymywałem ten stan, bez żadnego wysiłku, nie musiałem nawet dbać o utrzymanie uwagi i trwało to jakieś 60 minut. Miałem bardzo wyczulone zmysły i czułem bardzo mocny spokój, jak nigdy wcześniej i myślę, że to jest to, o czym opisuje Eckhart Tolle czy inni mistycy. Nie nirwana, tylko bardzo duży spokój. W każdym razie, jeżeli realnie trwasz w stanie tu i teraz to nie masz potrzeby sięgnięcia po dawkę emocji, po której nadejdzie kac. Potrzeba ta nadchodzi dopiero wtedy, kiedy utracisz uwagę i poddasz się umysłowi.

 

Ale generalnie twierdzisz więc, że nie mamy wpływu na własne samopoczucie? Niezależnie od tego, jaką przyjmiemy filozofię życia i tak wyjdzie na zero?

 

 

Edytowane przez goryl
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, malejący napisał:

Czemu wyniki dla większości byłyby podobne? Bo stany emocjonalne mózgu ludzkiego raczej uśredniając (licząc całkę pod krzywą stanów) są podobne, tylko u jednego jest to bardziej linia prosta (np. u stoików), a inni non stop chcą wrażeń i u nich jest sinusoida.

De Mello poniekąd głosił teorię, że tak nie jest i że można osiągać prawie stałą radość/błogość, czyli mieć tę całkę dużo wyższą na przestrzeni całego życia. Ja szczerze mówiąc podchodzę krytycznie do tej teorii, ale tutaj sam do końca nie wiem jak jest.

Aby wyjśćz marazmu trzeba doświadczyć cierpienia i dyskomfortu. Samo to wiąże się z nieszczęściem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 hours ago, goryl said:

Dobre samopoczucie to wtedy np. jak czujesz błogość, a złe, wtedy jak czujesz bezsilność i nie chce Ci się żyć

Czyli wracając do kanibala:

- czuje błogość jak kogoś zje

- czuje bezsilność jak posiłek mu ucieknie.

Czy tak rozumiane - subiektywnie - "dobro" jest dobrem obiektywnym?

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, malejący napisał:

A żeby dłużej trzeba ciągle pracować nad swoją uwagą, nad sobą. Sam to przyznałeś. A myślisz, że ta praca nad tym jest przyjemna? Czyli niezauważalnie nad spokojem który daje +2 pracujesz (nad uwagą) która to z kolei uciążliwa praca (tylko nie pisz mi, ze to przyjemne) to już -1 czy -2. No widzisz? 

 

 

Powiesz mi o de Mello ale co o nim tak naprawdę wiesz? Widziałeś jego parę zdjęć gdzie się pięknie i ciepło uśmiecha? Poza tym de Mello zmarł stosunkowo wcześnie, nie wiadomo jak przeżyłby ostatnie 15 lat, do około 70-tki, mógłby np. ciężko zachorować.

 

No więc jest tak, jak na początku napisałeś, że dużo na tym nie ugrasz, bo trzeba włożyć nieprzyjemną pracę, czy tak jak później sugerujesz, że nie wierzysz, że de Mello osiągnął ten spokój? Otóż jeżeli nie wierzysz w duchowość taką, jaką osiągnął de Mello, to stawiasz odważną tezę, że Ci wszyscy mistycy tylko udają takich zadowolonych z życia. Natomiast, jeżeli uważasz, że praca nad spokojem jest nieprzyjemna co sprawia, że ten wysiłek się nie opłaca, to dlaczego Ci wszyscy mistycy tak sobie chwalą to swoje oświecenie? Osho wprost powiedział, że po osiągnięciu oświecenia jedyne co Ci przychodzi do głowy, to, że dostałeś tak wiele, za tak niewiele włożonej pracy.

 

2 minuty temu, Kespert napisał:

Czyli wracając do kanibala:

- czuje błogość jak kogoś zje

- czuje bezsilność jak posiłek mu ucieknie.

Czy tak rozumiane - subiektywnie - "dobro" jest dobrem obiektywnym?

A jakie ma znaczenie co jest dobrem obiektywnym? Chodzi o dobro jednostki, więc tak jak to opisałeś, błogość po zjedzeniu daje mu dobre samopoczucie, a bezsilność złe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minute ago, goryl said:

A jakie ma znaczenie co jest dobrem obiektywnym? Chodzi o dobro jednostki

Czyli jednak - JA ponad wszystko.

Ale istnieje przecież predykcja - a w niej, dobro jednostki w przyszłości, zależy od jej działań w tej chwili.

Kolejne z serii pytań naprowadzających: Jeśli nasz kanibal dziś odpuści sobie posiłek, a w zamian zagoni upolowaną ofiarę do pracy na poletku ryżu - co w przyszłosci zmniejszy jego spożycie mięsa - to nadal jest dla niego "dobry" uczynek? Z jednej strony nie doprowadzi się chwilowo do pełnego żołądka i błogostanu, z drugiej - istnieje pewne prawdopodobieństwo, że "inwestycja w brak dobra teraz" zwróci się w chwili bliżej nieokreślonej.

Więc rezygnacja z zaspokojenia natychmiastowego, w imię potencjalnie większej przyjemności jednostki póżniej - jest "dobra" czy nie? A jeśli teraz będzie źródłem złego samopoczucia?

 

Dyskusja ciekawa, ale wolę, jak na początku uzgodnione są reguły gry... i założenia. A także definicje. Czy człowiek dzisiejszy dogadałby się, czym jest dobro, z jaskiniowcem - nie, operują w innych cywilizacjach, innych schematach myślowych wyuczonych społecznie. Przyjmując założenia odnośnie wspólnej płaszczyzny, narażamy sie na dwie dyskusje w dwóch różnych układach współrzędnych. Niezbieżne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Kespert napisał:

Kolejne z serii pytań naprowadzających: Jeśli nasz kanibal dziś odpuści sobie posiłek, a w zamian zagoni upolowaną ofiarę do pracy na poletku ryżu - co w przyszłosci zmniejszy jego spożycie mięsa - to nadal jest dla niego "dobry" uczynek? Z jednej strony nie doprowadzi się chwilowo do pełnego żołądka i błogostanu, z drugiej - istnieje pewne prawdopodobieństwo, że "inwestycja w brak dobra teraz" zwróci się w chwili bliżej nieokreślonej.

Więc rezygnacja z zaspokojenia natychmiastowego, w imię potencjalnie większej przyjemności jednostki póżniej - jest "dobra" czy nie? A jeśli teraz będzie źródłem złego samopoczucia?

Piszesz do mnie jak profesor do 5 letniego dziecka z chorobą umysłową, a odpowiedź na Twoje wątpliwości jest już zawarta w temacie kilka razy. Powtarzałem od początku, że chodzi o średnią wartość samopoczucia na przełomie całego życia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężki temat, bo zbyt ogólny zdaje się, by dyskutować.

Można sprowadzić wątek do tematów duchowych i powiedzieć, że celem jest zebranie lekcji/doświadczenia, oświecenie.

Można sprowadzić wątek do MNIE jako jednostki i skupienia na czysto fizycznym życiu i wtedy może to być rozmnażanie, dorobek, władza.

 

A czy cel nie zależy od priorytetów osoby? Każdy ten sam świat i wszystko wokół inaczej widzi.

W sumie jest jeden punkt wspólny wielu ludzi - wielu nie ma żadnego celu, żyjąc z dnia na dzień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, goryl napisał:

Ale czy każdemu nie chodzi właśnie o dobre samopoczucie? Bez względu na to jak je osiąga? 

Poniekąd.

Każdemu mózgowi chodzi o dwie rzeczy: dążyć do przyjemności (dobrego samopoczucia)

i unikać bólu (złego samopoczucia).

 

A celem życia, jak już zostało tu przytoczone jest:

1. Przetrwać 

2. Rozmnożyć się

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, malejący napisał:

to Ty stawiasz bardzo odważną tezę, że nie ma nic przekłamanego w tych historiach o ich wieloletnim zadowoleniu z życia i stanie oświecenia.

Nie twierdzę, że nie ma nic przekłamanego, wręcz przeciwnie, bardzo wielu oszustów udaje mistyków w celach biznesowych i to jest fakt. Jednak daleki jestem od stwierdzenia, że stan oświecenia nie istnieje, bo mam szacunek do mądrości przeszłych pokoleń. Możemy dyskutować tylko o rzeczach udowodnionych naukowo, ale czy to ma sens w tak luźnym temacie jak ten?

 

To tak, jakby pisać wypracowanie z polskiego za pomocą wzorów matematycznych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 5/23/2020 at 12:04 AM, goryl said:

Piszesz do mnie jak profesor do 5 letniego dziecka z chorobą umysłową, a odpowiedź na Twoje wątpliwości jest już zawarta w temacie kilka razy. Powtarzałem od początku, że chodzi o średnią wartość samopoczucia na przełomie całego życia.

Kontr-twierdzenie: Nie, nie jest zawarta. A dlaczego?

Bo powtarzasz od początku ten sam zwrot "średnia wartość samopoczucia na przełomie całego życia". Czy potrafisz go też wytłumaczyć?

Prosto, łatwo, przystępnie - jak do 5-letniego dziecka.

 

Przykład niewłaściwie zadanego pytania: "Czy można ludziom robić dobrze?"

Przykład niewłaściwie/niejasno ułożonego stwierdzenia: "Można ludziom robić dobrze".

Przykład jakiegoś wyjaśnienia/rozszerzenia tego stwierdzenia: "Można ludziom robić dobrze; przy czym "dobro" rozumiane jest wyłącznie przez pryzmat subiektywnej opinii czyniącego; czyn zaś może trwać dowolnie krótko bądź długo; może też dotyczyć dowolnej rzeczy fizycznej bądź dowolnej emocji, i może być dokonywany wbrew woli lub rozumieniu pojęcia "dobro" osoby/osób tejże czynności podległej."

 

Wracając do oryginalnego stwierdzenia: "Poziom jakości życia to średni stopień samopoczucia na przestrzeni całego życia."

Próbujesz zbudowac dom, nie mówiąc na czym są fundamenty, jaki rodzaj dachu chcesz mieć, ani nawet - ile ma być pięter. Oczekujesz, że Twoją wizję domu odbiorca pozna w jakiś "telepatyczny" sposób.

On 5/23/2020 at 12:48 AM, goryl said:

To tak, jakby pisać wypracowanie z polskiego za pomocą wzorów matematycznych.

Niestety, logika samym językiem polskim nie stoi - pod zdaniami złożonymi i warunkami, kryją się założenia i wzory nieomal ściśle matematyczne.

 

Weźmy na warsztat sam koniec twierdzenia: ".. na przestrzeni całego życia."

Z tego, wprost wypływa wniosek, że dopóki żyjesz, nie jesteś w stanie określić swojego poziomu jakości życia.

I nawet jeśli (w jakiś sposób) znasz datę swojej śmierci, to i tak (zakładając że przyszłość jest niepoznawalna) nie wiesz, co Cię do tejże daty spotka.

Może będziesz żył w nieszczęściu, ostatniego dnia uratujesz następnego Einsteina (co wystrzeli samopoczucie w kosmos), a chwilę potem umrzesz.

Więc, to stawia z kolei w wątpliwość sam podmiot, mający dokonywać oceny "stopnia samopoczucia" - jeśli dla JA jest to niemożliwe, czyżby miał tego dokonać zewnętrzny obserwator? Jaką miarą?

 

Albo może lepiej poprawić tak: "Poziom jakości życia, to średni stopień samopoczucia na przestrzeni całego dotychczasowego życia."

Nagle, wniosek że "znasz przyszłość" znika. Jest lepiej, pod względem sformułowania idei?

 

Ogólnie i średnio, masz rację co do pierwotnego stwierdzenia. Ogólnie i średnio, ja i mój kot mamy trzy nogi. Propozycja/stwierdzenie poprawione:

"Poziom jakości dotychczasowego życia, odniesiony w danej chwili czasu do jednowymiarowej skali "dobro-zło", to suma całkowita chwilowych wartości samopoczucia, skwantyfikowanych tą skalą na przestrzeni dotychczasowego życia."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kespert Kolego, rzuciłem tezę do podyskutowania i wyjaśniłem ją ze szczegółowością odpowiednią luźnemu tematowi na forum dyskusyjnym. Chcący zrozumieć zrozumieli co mam na myśli, jak np. @malejący, a reszta to niestety Ci, którym zależy na dodaniu swoich trzech groszy bez zajęcia się istotą rzeczy.


Rozmawiamy o rzeczach dość abstrakcyjnych i nie będę Ci dawał matematycznego wzoru na obliczenie średniego poziomu samopoczucia, bo nie sposób to uczynić, a już na pewno nie jest to obiektem mojego zainteresowania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głównym celem życia jest jego perpetuacja. Masz narobić jak najwięcej małych goryli, z jak największą liczbą samic. 

Kompletny bezsens.

 

edit:

Ale dziś wiemy, że wszechświat się w końcu zapadnie... czy co tam... więc i tak nasz DNA nie przetrwa.

 

Pewnie dlatego ludzie wymyślili religię, żeby nadać temu jakiś sens.

 

Edytowane przez BumTrarara
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdaję sobie sprawę, że mój własny styl i doczepliwość dociekliwość często są przyczyną nieporozumień.

To nic osobistego, po prostu poruszyłeś ważny i drażliwy temat - i potraktowanie go w "luźny" sposób, jest wbrew mojej naturze. Ecce homo.

Tym niemniej, zależy mi, bo temat ani nie jest abstrakcyjny, ani błahy.

A czego się w nim boję - to Twojej pewności, że:

1 hour ago, goryl said:

Chcący zrozumieć zrozumieli co mam na myśli

Więc mówię Tobie - ja nie rozumiem. Gorzej, poprzez to niezrozumienie, muszę się nie zgodzić - stwierdzając przy tym, że tak formułując tezę, mylisz się.

Próbuję też- na swój sposób - zrobić dokładnie to, o co Sam prosiłeś; wykazać błąd. A bez zajęcia się istotą rzeczy, "na luźno", nie będzie to możliwe.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.