Skocz do zawartości

Wsparcie w małżeństwie


Rekomendowane odpowiedzi

@Amperka

Mam do Ciebie takie pytanie być może nie ładnie zabrzmi ale proszę byś mnie źle nie zrozumiała bo intencje mam dobre.

 

Czy gdybyś nie miała męża i dzieci, jak uważasz czy czułabyś się szczęśliwsza?

Dajmy na to poświęciłabyś się tym zleceniom i zarabiała jeszcze więcej ale równocześnie musiałabyś zrezygnować wręcz magiczną gumką do mazania wymazać Twojego męża i dzieci z tego świata oraz wszelkie doświadczenia, które z nimi zebrałaś ale wróciłabyś np do wieku 20 lat (wiem przykro na samą myśl) ale to takie ćwiczenie i jestem ciekaw jak Ty się zapatrujesz, czy uważasz że dobrze kobiety robią, że z tego rezygnują (macierzyństwa lub męża albo tego i tego?)

Oczywiście też nie chcę nikomu mówić jak ma żyć, jednak warto zebrać opinię innej osoby. Może inaczej - czy uważasz, że te doświadczenia byłyby warte poświęcenia na rzecz bycia znaną na przykład i świetnie zarabiającą bizneswomen? 

(Czy to dałoby Ci większe spełnienie życiowe niż mąż i dzieci?)

Pytam, w kontekście ponieważ dziś wielu dziewczynom wmawia się, że kariera to jest numer uno dla kobiety i jej szczęścia - oczywiście na pewno dla jakieś części tak ale jak uważasz, czy to wyrządza krzywdę ogólnie a może właśnie jest czymś pozytywnym -generuje szczęście kobietom na świecie? 

I czy jak sądzisz, wolisz mieć jednego swojego partnera męża, czy może zamiast tego wybrałabyś dajmy na to, co tydzień innego - użyjmy nawet wyobraźni i byś miała takich 10 na 10. 

 

Czy wymieniłabyś to co masz, na to co mówią środowiska feministyczne? 

Jestem ciekawy Twojej szczerej opinii, poza tym z tych opisów, które dajesz to tylko pozazdrość :) 

 

Jeśli znajdziesz chwilkę to odpisz.

Raczej znam odpowiedź no ale jednak perspektywa kobiety, to perspektywa kobiety :) 

I fajnie by było gdybyś napisała, co jak sądzisz ewentualnie traci taka kobieta lub co zyskuje gdy ma dzieci i swojego "jedynego" i czy byś to zamieniła na bycie 20 letnią kobietą na nowo isłuchająca rad tego co feministki radzą.

Edytowane przez SzatanKrieger
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szatanie, otóż odpowiadam :) Nie ma dla mnie nic ważniejszego niż moja rodzina, a przede wszystkim małżeństwo. Piszę to z ręką na sercu, jestem randomem z neta - po co miałabym kłamać. Cieszę się, że mam dodatkową pracę, że mam dodatkowe projekty, w których uczestniczę od początku do końca, widzę jak powstają, cieszę się, że robię coś rozwijającego, ale znowu... tylko jeśli nie jest to ze szkodą dla mojego małżeństwa.

Moi rodzice bardzo chcieli żebym żyła w mieście, skończyłam studia, znalazłam dobrą pracę - pierwsze mieszkanie pomogli mi kupić w samym centrumie :) Teściowa także kocha miasto i zawsze chciała mieć synów blisko. Nikt nie mógł uwierzyć, że przeniosę się tutaj (mąż od zawsze chciał tu zamieszkać). Każdy myślał (przez pryzmat siebie), że to jest degradacja - no i gdzie ja tutaj pracę znajdę itd. ojejzusmaria ile ja się nasłuchałam... że mnie tyran na jakiś wygwizdów wywiózł.

Dlatego też w czasie pierwszej ciąży zagęszczałam ruchy, żeby pokończyć te podyplomówki, porobić uprawnienia - żeby móc działać właśnie stąd. No i udało się. Dla mnie to jest tylko środek, a nie cel. Celem jest trwałość mojego małżeństwa i szczęście mojej rodziny. Czyli robię wszystko, co mogę, żebyśmy nie przechodzili żadnych kryzysów. Ja się po prostu każdego dnia staram. Nie dlatego, że ktoś mnie zmusza, albo, że się czegoś obawiam. Mi po prostu bardzo zależy na moim mężu. Na każdym spacerku, kiedy dzieciaki śpią słucham fajnych książek. Wieczorami, jak prasuję, słucham ciekawych wykładów. Zawsze później rozmawiam sobie o wszystkim z mężem - mąż jest pasjonatem. Zawsze coś mi dopowie, podkręci dyskusję, sprowokuje do myślenia. Każdego dnia jest po prostu super. Dzisiaj rano dzieciaki oglądały bajkę, a my sobie żółwim tempem, po cichu łupu-cupu (jeszcze nie kumają za wiele więc luz :)

Każdego dnia, po prostu nie mogę uwierzyć jakie mam szczęście, że trafiłam na takiego ktosia jak mój mąż. Serio. Do 21 roku życia praktycznie nigdy nikt mi się nie spodobał. Bałam się, że ja po prostu nie jestem zdolna do miłości. To był jedyny strzał. A gość waży ponad 100 kg, jest siwiejący, ma takie puckowate policzki, ale mi się po postu bardzo podoba. Więc jak czytam te historie, że musi być czad, bo nie ma podniecenia, to się dziwie po prostu. Mąż się śmieje, że u mnie zawsze aż chlupcze :)  

Wiem, że może się kolacja cofnąć od tej bajkowej historii. Ale ja tak właśnie czuję. I jestem jak ten Tygrysek w awatarze, codziennie na pełnym speedzie. Wszyscy mi od lat dogryzają, że ja nie pląsam z wdziękiem, tylko wszędzie biegam. I najśmieszniejsze jest, że siedzą panie i mówią "ech, taka młoda, to i energii tyle, ale w końcu jej minie", "phi.... za rok mi stuka trzydziecha, jaka młoda...". Tak po prostu jest, jak czujesz się zupełnie spełnionym. Mi to spełnienie daje mąż, potem dzieci. Nie ukrywam, że niezależność finansowa i dodatkowe pasje też są turboważne. 

I coś co jest najbardziej niesamowite w moim mężu. On nigdy, ale to przenigdy nie zbojkotował moich pragnień, pomysłów. Nigdy mnie nie zdemotywował do czegokolwiek. To jest jedyny człowiek, który zawsze dodaje mi wiatru w skrzydła. Rodzice, teściowa, ktokolwiek inny zawsze mówili "a po co Ci to sadzić? A na co Ci kolejny pies? A po co to robisz, kto to będzie plewił, urobisz się, tylko pieniądze wydasz niepotrzebnie" itd. Jak powiedziałam, że chciałabym mieć jakieś warzywka (na naszej działce trudno jest coś zasiać - gliniaste podłoże), mąż przywiózł ziemi z okolicznych działek - żebym miała. Jak chciałam zasadzić lawendę, a nigdzie nie było - jeździliśmy szukać lawendy i jeździliśmy, aż znaleźliśmy. On sam się śmieje, że robi to, bo zasada jest prosta "wojsko zajęte, wojsko nie mające czasu na głupoty". Ale ja wiem, że on po prostu traktuje mnie i moje pragnienia na serio. I jak on sobie cokolwiek wymyśli, to ja też to zawsze traktuję serio i idę w to jak w dym: miejsce zamieszkania, wyjazdy terenowe, plany zawodowe, kursy itd.

Moi najemcy (jest ich łącznie 9) zawsze mówią, że największym atutem mieszkań jestem ja (i mój mąż, który tam wszystko naprawia). Zawsze staram się być bardzo w porządku, oddaję całą kaucję, kupuję sprzęty, o które mnie poproszą (może nie play station, ale drugą lodówkę, mikrofalę itd.)  Wszyscy mi od zawsze mówią "ech, ech.... w końcu Ci przejdzie ta naiwność, w końcu się przejedziesz". I mijają lata i się nie przejechałam. Otaczam się dobrymi ludźmi, staram się być w porządku i jakoś idzie :)

Tyle na dzisiaj. Ja uspałam córkę, mąż syna. Wróciliśmy właśnie od rodzinki. Słyszę, że mąż poszedł coś oglądać, więc idę i ja.

A Ty Szatanie się nie martw. Zobaczysz, jeszcze będzie przepięknie. Tylko odwagi. I powiem Ci, że ja też byłam kiedyś niezła zołza, bo mam silną osobowość. Ale silna kobieta to nie jest samo zło. Jak ją sobie oswoisz i ujarzmisz, to będzie Twoim przyjacielem, kompanem, kochanką i co tylko, co tylko :)

 


 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 31.05.2020 o 16:55, SzatanKrieger napisał:

I fajnie by było gdybyś napisała, co jak sądzisz ewentualnie traci taka kobieta lub co zyskuje gdy ma dzieci i swojego "jedynego" i czy byś to zamieniła na bycie 20 letnią kobietą na nowo isłuchająca rad tego co feministki radzą.

Teraz tak patrzę, że praktycznie nie odpowiedziałam na pytania. Niestety mam taką brzydką manierę, że popadam w chaotycznie, niekończące się dygresje. Ale odpowiedź jest jedna. Nie wyobrażam sobie siebie w lepszej sytuacji, nawet gdyby ostro puścić wodze wyobraźni. Żaden okres życia nie dawał mi pełnego poczucia spełnienia i nie był tak satysfakcjonujący jak ten. Chociaż nie ukrywam, że nie mogę się doczekać jak syn pójdzie do szkoły, bo już bym chciała sobie z nim rozmawiać, odrabiać lekcje, jeździć na rowerze. Na razie mamy etap buntu, czasami muszę naprawdę włożyć sporo wysiłku, żeby nie dać się wyprowadzić z równowagi, a czasami po prostu zostaję z niej wyprowadzona. I nie jest tak, że jest bezkonfliktowo, bez problemów. Syn jest wyjątkowo emocjonalny, trzeba z nim dużo działać, wpada w swoje szały, które trzeba przeczekiwać, boi się obcych osób, ale uwielbia zwierzęta. Wszystko chce robić sam, więc dzień to jedno wielkie docieranie się. Córka nie chce raczkować, a ma już rok, ale za to jest bardzo rozwinięta emocjonalnie i jest niesamowicie pogodna. Dzisiaj była bitwa na poduchy przed snem i była gruba beka.

Ja nawet nie będę na te wszystkie pytania odpowiadać. Po prostu nie ma scenariusza, który byłby dla mnie lepszy niż moje życie. Żadne czady, żadne życie wiecznej 20-latki, kupa hajsu czy salony - no nic. To jest właśnie to. Mając fajną rodzinkę, ja już nie mogę się doczekać, co będzie za rok, za dwa, za pięć lat. Czyli słowem, ja już przebieram nogami na myśl o przywaleniu w ścianę :)

Jedyne co mnie czasami martwi, to różnica wieku i myśl, że będę musiała kiedyś żyć bez męża. Ale z drugiej strony mój styl życia jest dużo bardziej wycieńczający (zanim on wstanie, ja go trzy razy obiegnę) więc może się na starość wyrówna nasza kondycja :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.