Skocz do zawartości

Dlaczego bracie wróciłeś z zagranicy? Wasze powody i oczekiwania


Rekomendowane odpowiedzi

U chyba większości osób mieszkających w Polsce temat wyjazdu musiał się przewinąć. Wielu braci na forum było lub jest obecnie Anglii, Norwegi czy w Niemczech. Szczególnie panowie około 30+, znam wielu którzy byli, wrócili, często z hmm różnym skutkiem. Ogólnikowo ale duża część po powrocie mimo w jakimś stopniu pogorszenia finansowego, co jest oczywiste przy zmianie waluty, postanowiła i tak zostać w Pl i już nie wyjeżdżać. 

 

Fakt po otwarciu granic Unijnych zagranica mogła zrobić "wrażenie", łatwo właściwie totalnie bez problemu można było znaleźć pracę, pierwszy raz wyjechałem w 2006 było wówczas ok. Jako przystało na nicy guy nie potrafiłem wówczas tego wykorzystać funt dobrze stał i ceny od wynajmu poprzez jedzenia też były niższe. Późniejsze wyjazdy okazywały się mniej atrakcyjne konkurencja do każdej pracy, plus jak, już ktoś wspominał dziwne zmiany. 

 

Jakie macie odczucia z tym związane, bo robienie planów że się wyjedzie i dostanie pracę potem to, czy tamto, to życie często weryfikuje, dostaniesz prace na nocki, i to, co w wieku 20 wydaje się przygodą, to już później było by przynajmniej dla mnie nie do wytrzymania na dłuższą chwilę. 

 

Więc tak nostalgicznie czy "żałujecie" powrotu, czy, to była wasza lekcja typu: emigracja to, nie dla mnie, czy mimo silniejszej waluty chcielibyście być jednak we własnym kraju. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napiszę z własnego doświadczenia, w rozjazdach spędziłem łącznie ok. półtora roku, kraje: głównie Francja, Niemcy, Włochy i Anglia ile tysięcy kilometrów przejechałem to nie wiem (jako kierowca czy pasażer) na pewno sporo, praca rotacyjna 2-3 tyg w jednym miejscu i zmiana, częste przeprowadzki masa różnych ludzi, masa historii, różne miejsca, stancje, hotele, tzw. "żity" we Francji. 

 

Karierę zakończyłem opierdalając kierownika w pl przez tel, tak nam załatwili mieszkanie, że całą ekipą koczowaliśmy 3/4 niedzieli w samochodzie, zadzwoniłem, opierdoliłem, po powrocie humanitarnie mnie "spuścili". 

 

Generalnie mało opłacalne to dla mnie było w systemie którym pracowałem, częste wyjazdy, dużo czasu w drodze, praca dość ciężka fizycznie (na wysokości, w różnych warunkach, w różnych miejscach, od marketów do cegielni i różnych firm produkcyjnych itp. czysta monterka w różnej postaci) w zależności od miejsca, żeby dobrze zarobić trzeba było najebać godzin, gdzie płacone miałeś za godzinę (transport nie wliczany w czas pracy, czyt. kierowcą byłeś za darmo+odpowiedzialność za narzędzia i auto). Żeby trafić w dobre miejsce i mieć rotację w miarę stałą trzeba było pewnie wleźć komuś w dupę, nie wiem nie wchodziłem.

 

Plusy takiego życia:

 

- praca w wielu miejsca w wielu środowiskach z wieloma różnymi ludźmi z wielu krajów,

- bycie w różnych miejscach i możliwość trochę pozwiedzania o ile był na to czas i sposobność,

- poznanie wielu ludzi z różnymi życiowymi historiami,

- poznanie wielu krajów,

- praca w różnych miejscach, w zakładach o zróżnicowanym profilu,

- możliwość podszlifowania języka,

- czasem było można trafić na bardzo doświadczonych ludzi którzy po głębszym dzielili się swoimi historiami, wielu bardzo pozytywnych, mimo stylu, życia i niekoniecznie sprzyjających perypetii życiowych,

- dobra ekipa - dobra atmosfera (rzadko),

- możliwość załapania się do zachodnich firm jak znałeś robotę i język - jednostkowe przypadki,

 

Minusy:

 

- praca w wielu miejsca w wielu środowiskach z wieloma różnymi ludźmi z wielu krajów (zależy co komu, dla jednego plus, dla drugiego minus),

- życie na walizkach, czasem przeprowadzki 3-4 razy w ciągu 2 tygodni bywało,

- wielu z ludzi wtedy poznanych, nie widziało jak dorastają ich dzieci, nie było ich przy porodzie, byli też tacy co potracili domy wraz z żonami na rzecz kochanków = nie mieli do czego wracać po kilku latach takich lotów,

- stres, często zmiana budowy, czasem Cię rzucali między miastami,

- spanie w samochodzie,

- pijaństwo, bójki,

- częste przeprowadzki,

- często ludzie z łapanki,

- częsta zmiana miejsca "spania",

- bardzo męczące i częste podróże, głównie samochodowe, 

- mieszkanie w kilku (słyszałem też o sytuacji gdzie 2-3 graczy spało w jednym łóżku jak pracowali na zmiany, jeden przychodził i kładł się do łóżka z którego inny wychodził na swoją zmianę,

- częste pobyty w hotelach,

- masa przejechanych kilometrów = bardzo, męczące w aucie nie ma jak się drzemnąć, ciągłe bóle karku i zmęczenie, w aucie nawet do 30-30-kilku godzin podróży, 

 

Neutralnie jeszcze wypada wspomnieć o życiu nocnym w Anglii, byłem łącznie ok, 5 tyg. przez cały ten okres i takiego kurewstwa jak tam nie widziałem nigdzie, można było mieć kręconego "loka" przez kilka pań jednego wieczoru za wiele z nimi nie rozmawiając.

 

Więc jak chcesz poruchać to do Anglii ?.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wyjechałem do UK w 2004r mając 24 lata. Spędziłem tam równe 3 lata i wróciłem głównie do takiego swojskiego życia w Pl znajomi rodzina. Imprezki, domówki wyjazdy weekendowe, wakacyjne i widywanie się częste w tygodniu jak i w weekendy. A tak to przyjeżdżałem tylko kilka razy w roku aby coś wspólnie wykombinować pojechać na jakiś wypad, zobaczyć się z rodziną. Bo tam co, tylko robota i dom i tak w koło. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wróciłem, bo chciałem być "u siebie" i stwierdziłem, że jednak życie "na wygnaniu" to nie moje klimaty.

 

Zarobki niby mniejsze w Pl, ale jakoś na wszystko starcza i nie widzę dużej różnicy w kwestii materialnej (a prowadzę względnie skromne życie, bo nie mam potrzeby, aby szastać kasą). 

 

Czy życie jest dużo lepsze? Trudno powiedzieć, bo ciągle jesteś sobą i ciągle masz swoje problemy do rozwiązania, aczkolwiek powrotu nie żałuję.

 

Nie wyobrażam sobie, aby znowu ruszać dupę zagranicę, no chyba, że z nudów i max. kilka mcy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy raz wyjechałem w wieku 19 lat. Poznałem co to prawdziwe pieniądze, praca sezonowa więc wróciłem.

Kilka razy sezon, potem praca w PL która mnie tak zdołowała i wkurwiła, że napędzony tą energią nauczyłem się sam za pomocą aplikacji angielskiego. Rzuciłem tę robotę, wyjechałem na pół roku ciągiem. Mogłem zostać na stałe, ale hajs się nie zgadzał i wróciłem.

Gdyby była praca czy bym został? Nie, ponieważ:

- chciałem rozszerzyć prawo jazdy - zrobione,

- chciałem zrobić rzeczy których pragnąłem, a także wszelkie zaległe - w dużej mierze zrobione,

- tęskniłem za... Życiem. 

Tu mam auto, motocykl, przyjaciół jakichś też, choć tam sporo fajnych osób poznałem, a tu sporo mnie zawiodło, więc tak pół na pół. 

Ale tam żyłem jak w obozie; współlokatorzy, brak samochodu, uzależnienie od innych. Tu wsiadam w auto i jadę gdzie i kiedy chcę. Robię to co chcę i żyję tak jak chcę. Dodatkowo planuję powrót na siłownię, a nawet kalkstenikę. Myślę o wstąpieniu w szeregi OT, ba na przyszły rok jak pozałatwiam plany mam już taki cel.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za granicę pierwszy raz wyjechałem w wieku 16 lat - Szwajcaria, Niemcy, praca, zajebisty hajs.

 

Studia w Norwegii  w sumie koło 3 lat, pracowałem, studiowałem jednocześnie, zajebisty hajs.

 

 

Złego słowa nie powiem, prawdopodobnie przyszłość spędzę za granicą, po co mam zarabiać 2,3x mniej w PL skoro znam języki,  nie jestem sentymentalny, wkurwiają mnie polscy zawistnicy którzy zazdroszczą jebanej luksusowej  wódki zamiast krupnika  zakupionego w żabce.

 

W Polsce jak w lesie.

 

 

Edytowane przez RENGERS
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko zależy od tego gdzie trafisz, jaki masz zawód i czy znasz język. Jeżeli jedziesz na zbiory albo pracować na linii montażowej przy rozkładaniu sera żółtego poprzez agencję to wiadomym jest że trafi się na patusów, pijaków, narkomanów i będzie się mieszkać po 3 na pokoju - to katorga, wegetacja i prędzej sobie zniszczysz psychikę niż tam wytrzymasz. Inna sprawa jest w przypadku gdy znasz dobrze język obcy, masz dobry zawód i jedziesz pracować jako KTOŚ w swoim zawodzie.  Mam szwagra w Niemczech, rejony Monachium - mechanik lotniczy, w Polsce zarabiał 4000 złotych netto, tam dostaje 17 netto w przeliczeniu po kursie 4,20, plus 13 i14 pensję + rozliczenie na koniec roku + dodatki zmianowe, rocznie jest wstanie odkładać około 100 tysięcy złotych (wliczając w to 13, 14 i rozliczenie) zna tylko Angielski i jest po szkole średniej. Warto się uczyć języków i zrobić sobie jakiś dobry zawód (KKZ - też szkolą) później trochę doświadczenia i po kase na zachód.

Edytowane przez mph25
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem póki co na emigracji, jeszcze nie wróciłem, i jest zajebiście.

 

Multum możliwości, języków obcych, frajda z każdego dnia życia tutaj.

 

Jak już kidedyś wrócę do Polski, a coś czuję że to może za kilka lat nastąpić, choć nie mam jeszcze konkretnego planu, to się wypowiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny temat :) 

 

Wróciłem z kilku powodów. 

 

- Wiedziałem, że to nie jest miejsce dla mnie na stałe.

- Czułem bardzo złą atmosferę w powietrzu wręcz wojnę jakąś. W tamtym czasie były informacje o kontenerach maczet i czekaniu na sygnał by uchodźcy wyszli i zrobili porządek. A mieszkałem 15 minut na pieszo od takiego ośrodka. W pracy obcokrajowcy się wyzywali z Niemcami i zdarzyło się, że musiałem rozdzielać zwaśnione strony - nic przyjemnego.

- Dusiłem się to lekkie słowo - wszystko wewnątrz mi mówiło, że muszę wrócić i rozwiązać sprawy ze sobą, tam gdzie się zaczęły, czyli w Polsce.

- W Polsce się polepszało, ciężko ludziom uwierzyć gdy mówię, że w pierwszej pracy w DE zarabiałem 800 Euro na rękę po miesiącu pracy, a tyle dostawali obcokrajowcy lub ludzie na bezrobociu, czasem i mniej dostawałem ale żyłem oszczędnie, więc dawałem radę.

- Co ciekawe, dziś wracając ze sklepu rozmyślałem sobie o pobycie właśnie tam gdzie pracowałem, bo naprawdę mi się w sumie spoko tam żyło, jednak gdybym do dziś tam robił, to te pieniądze zaoszczędzone by mi nic nie dały, pewno wysłał bym rodzicom czy dał siostrze i strzelił sobie w łeb. Wiedziałem, że wewnętrznie jestem nadal wrakiem i sprawy młodości musiały zostać rozwiązane nade wszystko i każdym kosztem.

- Czułem, że muszę wrócić do Polski instynktownie i wrócić do "jamy lwa".

- Czułem również, że są tu pewne sprawy, które muszę załatwić ze samym sobą, z rodziną i wtedy będę prawdziwie wolny.

 

Co ciekawe....nie myliłem się póki co. 

 

Czy wrócę za granicę?

 

Wszystko jest możliwe to się okaże, bo jeszcze nie wszystko załatwiłem gdy będę prawdziwie wolny to zadecyduję. Dla mnie było spoko za granicą choć też były minusy, w każdym razie wiem, że sobie tam poradziłem i dałem radę, choć nie raz strach był. Dodatkowo było bardzo miłe uznanie w ostatniej pracy gdzie pracowałem, gdzie kilku kierowników i różnych ludzi mnie namawiało nieustannie na zostanie, było mi niezwykle głupio odmawiać bo już snułem plany o powrocie. Natomiast sami podchodzili, i rozmawiali ze mną i optowali bym został i przyuczył się na operatora maszyn. Było to całkiem miłe no i komplementy, że jestem w porządku itd, itp. od innych ludzi. Jednak wiem, że to nie moje miejsce na stałe było.

 

Dobrze zrobiłem, że wróciłem. Pamiętam jak po powrocie do polski się dziwiłem jakie to wszystko jest łatwe, że wszystko się rozumie co ludzie gadają, że w sklepach wszystko po polsku i mówiłem sobie w duchu - jakie ułatwienie! :D 

Plus, że same białe ryje chodzą, ciężko mi się było znów przyzwyczaić do tego :D 

 

Polecam pracę za granicą ale uważałbym by kobiety same jednak nie wyjeżdżały do europy na zachód, bo łatwo można zostać "dodatkową żoną" przyjezdnego ;) 

Edytowane przez SzatanKrieger
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Boromir napisał:

Prawda jest taka wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. W innym kraju jesteś tylko emigrantem, obcym, człowiekiem wyciętym ze swoich własnych korzeni.

W rzeczy samej - trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie powrót z DK i UK (łącznie sześć lat). Klasyka, dziewczyna i rodzina w Polsce, budowa domu, dziecko. Powrotu nie żałuję. Zawodowo mimo wyższego stanowiska w PL praca w UK była lepsza (ciekawsza). Mieszkanie w Polandii na wyższym poziomie z uwagi na niższe ceny nieruchomości. Reszta jest podobna.

16 hours ago, Jorgen Svensson said:

- mieszkanie w kilku (słyszałem też o sytuacji gdzie 2-3 graczy spało w jednym łóżku jak pracowali na zmiany, jeden przychodził i kładł się do łóżka z którego inny wychodził na swoją zmianę,

Tego nie mogę zrozumieć, za "three bedroom", jakies 70m2 płaciłem 500GBP ze wszystkim (czynsz, media, council tax). Przy dwóch osobach to 250GBP/osoba a najniższa pensa na rękę to 1200GBP.

Nawet jako biedny student wynajmowałem ze znajomymi spore chaty bez problemów. Potem albo z jakąś przyjaciółką albo sam.

14 hours ago, SzatanKrieger said:

Plus, że same białe ryje chodzą, ciężko mi się było znów przyzwyczaić do tego

Przypomina mi się jak ktoś spytał znajomą Brytyjkę, która jeszcze w czasach apartheidu wróciła z RPA co ją najbardziej zdziwiło w UK. Powiedziała czarni w autobusach i zapadła cisza :).

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie, z wypowiedzi powyżej wynika, że niestety nigdzie jeszcze nie byliście. Najbliższy obóz pracy przy szparagach, czy hala produkcyjna otoczona drutem kolczastym, ewentualnie pijani koleżkowie na melinie i nieistniejące 'godne warunki pracy' to jest dopiero początek drogi. Oceniliście na razie książkę po okładce.

 

Kolejność rzeczy za granicą jest długa i mniej więcej następująca:

 

- wspomniany obóz przy szparagach z ludźmi mieszającymi rosyjski i niemiecki, ewentualnie budowa wraz z pijanymi białymi orłami  

- matriksowa praca na jakichkolwiek miejscowych warunkach na biało

- zadomowienie się w jakimś wynajętym normalnym mieszkaniu

- pierwsze wyjścia na piwo z tubylcami/zamieszkanie na chacie z lokalesami a nie gastarbeiterami

- podryw na miejscu do przyjezdnych kobiet

- praca wykwalifikowana za z grubsza taką samą stawkę, jak tubylcy, szacunek w pracy i pytania szefa, co u żony

- wybranie kraju gdzie mi się naprawdę podoba, niezależnie ile tam płacą i przetrwanie tam

- własne lokum za granicą

- własna firma za granicą / gospodarstwo / ziemia

- podbijanie do tubylek

- biegłość w języku

- szacunek w społeczności lokalnej

- wejście w wyższe sfery, bycie zapraszanym na imprezy nie masowe przez mogące coś klasy tubylców

- bycie traktowanym jak swój/ bezbłędny język

- ślub z tubylką i zachwyt jej rodziny, heh... no dobrze, tu mnie poniosło ;) 

- objęcie stanowisk zwykle niedostępnych dla tubylców, nauczyciel, policjant, urzędnik.

 

Tak, tak, panowie! W USA jest szeryf, który jest Polakiem, w mojej włoskiej wiosce, jest radny, który jest Amerykaninem. Więc da się.

 

Długa ta droga prawda? Ile punktów przeskoczyłeś, by móc powiedzieć, gdzie jest fajniej? Skakanie od kasiurki do kasiurki, to jest raczej wypad w stylu:

 

"Skąd Litwini wracali? Z nocnej wracali wycieczki, wieźli łupy bogate, w miastach i cerkwiach zdobyte..."

 

Nawet jeżeli opracowałeś punkty 1-3, to sorry, ale oklepane frazy "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma", "trawa u sąsiada zawsze zieleńsza", "zawsze będziesz obcy" itp. to raczej wymówki i usprawiedliwianie faktu, że się po prostu za granicą do niczego szczególnego nie doszło i w Polsce było  łatwiej, ze względu na wyssaną z mlekiem matki znajomość własnego chlewiku ;)   

 

Edytowane przez absolutarianin
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, absolutarianin said:

Panowie, z wypowiedzi powyżej wynika, że niestety nigdzie jeszcze nie byliście.

Niestety Twoja wypowiedź jest przedstawia wąski punkt widzenia, wręcz arogancki.

 

Ludzie są różni i mają różne potrzeby, w różnym czasie.

 

- Mam znajomą co siedzi po pół roku w jakiejś Ameryce Południowej czy innych Filipinach i zjeżdża się tylko gdzieś do Europy, żeby zarobić. Jej się to chyba podoba, dla mnie byłoby zupełne męczące.

- Kolege mam co w ostatnich 15 latach zmienia kraj po raz 4ty na 3 kontynentach. Może tak lubi albo szuka swojego miejsca na ziemi.

- Inny kumpel chciałby zjechać do Polin, ale mieszka z laską co pracuje w jakiejś wąskiej dziedzinie za granicą, więc póki co siedzi z nią.

 

Ja przerobiłem większość chyba punktów z twojej listy (no oprócz bycia policjantem). Po prostu pod koniec, gdy zrobiłem wszystko co chciałem, pojawiła się emigracyjna pustka i napis w mojej głowie "życie zagranicą - mission accomplished".

 

A tak naprawdę nigdy nie będziesz "swój". Ludzie będą mili, szef poklepie po plecach, ale jak się odezwiesz do obcego z akcentem, będzie czuć dystans. Wiele osób się zasiedziało i chciałoby wrócić, ale nawet nie wie jak i do czego. Życie na obczyźnie ma swoją cenę. Niektórym to nie przeszkadza, a innym tak.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minutes ago, larry said:

Niestety Twoja wypowiedź jest przedstawia wąski punkt widzenia, wręcz arogancki.

Bo ja jestem arogancki. To jaki ma przedstawiać? Oczywiście, że wąski.

 

Deep & narrow, wide & shallow. 

 

A bycie tzw. skoczkiem jest słabe niezależnie, czy się skacze z pracy do pracy, z baru do baru, z kraju do kraju, czy z cipki do cipki. To tylko w Polsce chyba 3 pracodawców w ciągu ostatnich 5 lat robi dobre wrażenie. Na zachodzie to już tak średnio. Mężczyzna to jest ktoś, kto wchodzi, najpierw się adaptuje, potem ustawia pod siebie teren i dostarcza WARTOŚĆ. Takich ludzi się szanuje, którzy rozwiązują problemy i ubogacają rzeczywistość, konsekwentnie, a nie wyrywają, co się da i w nogi. Potem reszta się dziwi, że ich tam nie chcą, a oni zamiast uszanować to, co jest, to taktyka spalonej ziemi i dalej.

 

Byli też tacy i u nas, klienta zostawili z problemem, wygenerowali koszty, zepsuli mi reputację i pojechali dalej, bo co ich trzyma? I zatrzymała ich w końcu... kowidoza :)  

Edytowane przez absolutarianin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszędzie dobrze, gdzie nam dobrze. Jak niedobrze to się wraca. Wypady po kasę, to nie emigracja. Wraca się też przez głupotę i naiwność, że kraj nad Wisłą będzie wielki. 

 

Najbardziej żałuję Chorwacji. Tacy niby Słowianie, ale trochę Włosi. Robiłem to co kochałem wśród wysp i morza szumu. Niestety zły los przerwał sielankę i pokierował do kraju "kuuurwaaaa! słychać wrzask. A no tak, już do pl wjechaliśmy... " 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.