Skocz do zawartości

Zapiski na dzień dobry


Rekomendowane odpowiedzi

Opisanie tego pierwszego tematu to niemałe wyzwanie, bo w moim życiu nie brakuje (re)definiujących momentów, a jak prosić o wsparcie lub komentarz  bez otwartości ? Poczytałem jednak inne wątki i widzę, że nie tylko ja piszę obficie, więc nie zamierzam mieć wyrzutów sumienia. Zamieszczam temat jako którąś z kolei wypowiedź, a  również w formie repozytorium i dziennika pytań, które jeszcze mogą się pojawić.  Ale po kolei.

 

Ogół:

 

Dotychczas myślałem, że uwzględniwszy wszystko, mam całkiem przeciętne interakcje ze światem. Potem wszedłem na forum Bracia Samcy :)

Przesadzam oczywiście, bo poczucie dysocjacji towarzyszyło mi z różnym natężeniem od lat. Niemniej, wzorce zachowań, których opisy przez ostatnie kilka dni wynajdowałem na forum, dostrzegałem również w moim otoczeniu. Próby skonfrontowania obserwacji w komunikacji twarzą w twarz spalały na panewce z dwóch powodów: albo rozmówcy brakowało czasu, albo napotykałem spojrzenie typu „Ale o co ci w ogóle chodzi”? Żyjemy w dziwnych czasach, gdy łatwej porozmawiać online niż osobiście.

Zawsze byłem prostolinijnym, chociaż skrytym człowiekiem. Wprost zaznaczałem, że podobnie jak inni ludzie  nie posiadam zdolności jasnowidzenia (inaczej zwanego „domyślaniem się”), a próby komunikacji ze mną najlepiej prowadzić metodą „szpadlem w pysk”. Wszystkie fakty o sobie i oczekiwania podawałem na wczesnych etapach relacji i od drugiej strony spodziewałem się tego samego.

Kropla po kropli i dzień po dniu, i rok po roku ogarniało mnie nagromadzone rozdrażnienie. A denerwowałem się na wszystko: 

 

Na państwo, które łupie pracującego po krzyżach, a nieroba głaszcze.           

 

Na coraz liczniejszych reprezentantów „nowego stylu życia” (to nie zależy od wieku), którzy równie ochoczo uciekają od wysiłku i odpowiedzialności, jak zgarniają niezasłużone zasoby.

 

Na bezpośrednie otoczenie, które oczekuje, że istnieję tylko jako element maszyny służącej do  zadowolenia każdego poza sobą. 

 

Na ludzi (niezależnie od płci), którzy patrzą na innych jako zasób.

 

Jednocześnie ważne jest, że nie było to dominujące uczucie. Nie zamierzałem podążyć za marzeniem z młodości i wykopywać sobie ziemianki, czy też budować chatki w Kanadzie. Po prostu zauważałem ludzki dualizm (albo nawet pluralizm). Ot, takie zdenerwowanie obserwatora.  Sinusoidalnie rosło i malało w zależności od roku. Ostatnio ponownie jest go na tyle dużo, że znów to zauważam, ale ogólnie rzecz biorąc, rolę zdenerwowania przejęło znużenie.  

 

Szczegół  1: Sytuacja rodzinna        

      

Mam trójkę rodzeństwa (brat, dwie siostry) , więc moi rodzice musieli się zdrowo nagimnastykować, żeby połączyć koniec z końcem. Był czas, że mieliśmy jedną zupę na cały tydzień, ale nie chodziliśmy głodni. W najgorszym momencie, tata wziął drugi etat przy sprzątaniu pociągów.  Moja matka rozporządzała pieniądzem (wykształcenie ekonomiczne, praca w banku) i myśleliśmy, że świetnie sobie radzi. W praktyce nie do końca wyglądało to tak różowo. Dowiedzieliśmy się o tym kilka lat temu, gdy pobrane przez nią ukradkiem kredyty wróciły ugryźć rodziców w tyłki. Oskarżyła o wszystko ojca („nie interesowałeś się”, „nie chciałeś nigdy rozmawiać” itp). Skończyło się na tym, że z własnej odprawy sfinansował spłatę kredytów. Do teraz nie wiadomo, na co poszły pieniądze (jednym z prawdopodobnych scenariuszy jest  pomoc ciotce i kuzynkom). Pokryło się to z odejściem matki z pracy, więc został też jedynym żywicielem (reszta odprawy + świadczenie przedemerytalne). Od tego czasu nawet go nie przeprosiła (z tego co mi wiadomo). Kilkunastokrotnie wspominała o podjęciu pracy. Próbowaliśmy jej w tym pomagać i podrzucać oferty pracy, ale okazało się, że to tylko zasłona dymna słów na brak działania.

Od kiedy całe rodzeństwo się wyprowadziło, obserwuję z boku mnóstwo sytuacji, gdzie matka wywołuje konflikt i wspomina o rozwodzie. Oczywiście rozwód miałby być z inicjatywy ojca, bo zmarnował jej życie i nigdy nie chciał z nią rozmawiać. 

Kiedyś próbowałem sobie to tłumaczyć jej wypaleniem zawodowym, chorobą, czy czymkolwiek innym, ale im dłużej obserwowałem ich interakcje, tym bardziej odsuwałem od siebie te teorie.

 

 

 

 

Zakładam, że kolejne szczegóły zamieszczę później w formie aktualizacji.

 

 

Mimo negatywnego wydźwięku niektórych zdań, nie zamierzam się izolować. Na to jeszcze może przyjdzie czas. Po kilku miesiącach poszukiwań i odbijania się od innych portali (np.  czytałem netkobiety…). w końcu  trafiłem tutaj. Nie słyszałem wcześniej o Marku  i jego twórczości, więc lektura tutejszego credo była miłym powiewem świeżości.  Nie znam się na wszystkich (blue-,black-)red-pillach i chadach, a o incelach słyszałem dotychczas głównie w kontekście zamachów w Ameryce. Matrix to był dla mnie całkiem udany film ze słabszymi kontynuacjami, a ramę miałem rowerową :)  Doczytuję temat. 

 

Powód, dla którego się zarejestrowałem jest banalny, ale aktualnie dla mnie najważniejszy – szukam nazwy swojej normalności. Fragmenty już znalazłem we wpisach niektórych użytkowników, a lektura wchodzi w nawyk.  Liczę, że na tym forum znajdę codzienny detoks od „jedynej słusznej narracji”, ubogacę życie wewnętrzne  i posunę się kolejny kawałeczek naprzód, korzystając z kolektywnego doświadczenia Braci. Postaram się też zrewanżować z własnej strony.

 

Dzięki.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sensu życia Bracie poszukujesz. Po po pierwsze dziękuję za udzielanie się w moim wątku. Dużo wniosłeś. Po drugie jeśli dobrze trafiłem to poszukaj sobie audycji na yt Marka o nawyku szczęścia. Widzisz ja u siebie go miałem i stąd odniosłem jakieś tam drobne sukcesy. Ale moja małżonka wiecznym umartwianiem się i użalaniem skutecznie zaczęła mi zabierać to nad czym pracowałem. Ba mało tego teraz ta cała radość leży na łopatkach i kwiczy, a ja się czuję już trochę wypalony żeby ją znowu odbudowywać. Ale nie ma lekko, jeśli tego nie zrobię ponownie to zdechnę z miną cierpiętnika.

Edytowane przez Shit test odbiłem rozwodem
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Shit test odbiłem rozwodem napisał:

Sensu życia Bracie poszukujesz. Po po pierwsze dziękuję za udzielanie się w moim wątku. Dużo wniosłeś. Po drugie jeśli dobrze trafiłem to poszukaj sobie audycji na yt Marka o nawyku szczęścia. Widzisz ja u siebie go miałem i stąd odniosłem jakieś tam drobne sukcesy. Ale moja małżonka wiecznym umartwianiem się i użalaniem skutecznie zaczęła mi zabierać to nad czym pracowałem. Ba mało tego teraz ta cała radość leży na łopatkach i kwiczy, a ja się czuję już trochę wypalony żeby ją znowu odbudowywać. Ale nie ma lekko, jeśli tego nie zrobię ponownie to zdechnę z miną cierpiętnika.

Dzięki. Audycję obejrzę w wolnej chwili. Zazwyczaj uważam się za szczęśliwego, acz zmęczonego (podkreślę, że w dużej mierze na własne życzenie). Użalające się osoby otaczają chyba nas wszystkich. Ja nie jestem nawet tyle rozdrażniony/znużony ludźmi, co niektórymi postawami i przyjętymi społecznie założeniami (jak np,.funkcjonujące domyślnie  białorycerstwo w kontekście obecnych żądań ruchów feministycznych). Mam w życiu mnóstwo satysfakcji, którą ciężko by było komukolwiek zabrać. Oczywiście czas pokaże. Wychodzę z założenia, że powinniśmy się wspierać, także żadnego cierpiętniczego zdychania. :) Życie jest za krótkie, szkoda marnować je na cierpienie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie już powoli przestaje to wszystko wokół wkurwiać i zaczynam akceptować otaczającą mnie rzeczywistość - ludzi, system.

 

Mam momenty totalnego na to wyjebania wymieszane z buntowniczą chęcią zmiany tego systemu charakteryzującą osoby młode ( 25 mam )

 

Tak jak kiedyś @mac pisał ludzi staram się traktować dobrze jeśli mnie dobrze traktują, oraz  jestem  skurwielem dla skurwieli.

 

Musimy jako ludzkie jednostki nauczyć się być niebezpieczni, niezależnie jak wyglądamy, moc psychiczna to moc tego świata, który tą mocą zdobyć z czasem możemy.

 

 Jesteś świadom - jesteś gość i choć większość weźmie Cię za wariata - stajesz się KTOŚ.

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

34 minuty temu, mac napisał:

Normalności to raczej nie znajdziesz, ale bezpieczną strefę psychiczną dla siebie to i owszem.

Dziękuję. Liczę na taki wentyl. 

 

28 minut temu, Tatarus napisał:

Z pierwszym się zgodzę, z drugim bym polemizował :) Pozdrawiam. 

Czas pokaże, które okaże się dla mnie prawdziwe. 

 

15 minut temu, RENGERS napisał:

Mnie już powoli przestaje to wszystko wokół wkurwiać i zaczynam akceptować otaczającą mnie rzeczywistość - ludzi, system.

 

Mam momenty totalnego na to wyjebania wymieszane z buntowniczą chęcią zmiany tego systemu charakteryzującą osoby młode ( 25 mam )

 

Tak jak kiedyś @mac pisał ludzi staram się traktować dobrze jeśli mnie dobrze traktują, oraz  jestem  skurwielem dla skurwieli.

 

Musimy jako ludzkie jednostki nauczyć się być niebezpieczni, niezależnie jak wyglądamy, moc psychiczna to moc tego świata, który tą mocą zdobyć z czasem możemy.

 

 Jesteś świadom - jesteś gość i choć większość weźmie Cię za wariata - stajesz się KTOŚ.

Podziwiam siłę ducha, która pozwoliła ci to wszystko zaakceptować. Na poziomie semantycznym jestem w stanie to przecisnąć przez gardło, ale na poziomie etycznym wszystko się we mnie burzy. Bez zrozumienia, nie wykrzeszę z siebie akceptacji skurwysyństwa i zawsze (pod względem materialistycznym) będę na przegranej pozycji. 

 

Nie wiem o jaki rodzaj psychicznej mocy ci chodzi. Chodzi o taką pewność siebie, żeby budzić w kimś skojarzenia z niebezpieczeństwem? 

 

Świadom czego? Wiedza to potęga - tu się zgodzę. Nie za bardzo rozumiem definicję tego "KOGOŚ", o którym piszesz. Chodzi o dostrzegalność dla innych? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, JAL napisał:

ale na poziomie etycznym wszystko się we mnie burzy.

Co raz mniej we mnie etyki i moralności.

 

15 minut temu, JAL napisał:

Nie wiem o jaki rodzaj psychicznej mocy ci chodzi.

Wiedza - świadomość

 

15 minut temu, JAL napisał:

Nie za bardzo rozumiem definicję tego "KOGOŚ", o którym piszesz.

Jak masz wiedzę, ludzie to czują, chodzi o rodzaj energii.

Edytowane przez RENGERS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aktualizacja:

 

Szczegół 2: Pierwszy etap dorosłości

 

Na okres dojrzewania spuszczę zasłonę milczenia. Dość powiedzieć, że hormony szalały, a żadnej relacji „romantycznej” nie nawiązałem. Takie skryte i nieśmiałe chłopię ze mnie było. Krótko po liceum rozpoczął się najbardziej burzliwy okres w moim życiu. Narastały we mnie emocje i myśli, przed którymi chciałem uciec. Po maturze nie dostałem się na uczelnię, więc  w międzyczasie zrobiłem szkołę policealną. Podjęcie studiów zbiegło się z diagnozą choroby psychicznej, którą leczyłem przez kolejne lata .Na uczelnię nie wystarczyło sił. Kredyt studencki przejęli  na siebie rodzice, a ja poświęciłem się terapii. Po jako takim połataniu zdefragmentowanej psychiki rozpocząłem drugie studia. Było lepiej, ale ponownie nie wystarczyło mi sił. Byłem na końcu drogi i nie wiedziałem, co dalej.

 

Przez cały wspomniany, siedmioletni  okres, na zewnątrz wszystko było pozornie poukładane. Pojawiły się nawet ograniczone kontakty seksualne. Prawda została w gabinecie terapeutycznym, a ja starałem się możliwie normalnie uczestniczyć w życiu. Tutaj na scenę wkroczył mój ojciec . Dotychczas cała rodzina uciekała od świadomości mojej choroby. Oferowali pomoc, ale woleli nie wiedzieć w czym. Każda z sześciu osób miała jeszcze inne problemy. Mój tata zrobił coś, za co będę mu dozgonnie wdzięczny – wziął mnie za fraki i zawlókł do pierwszej pracy. Dziewięć złotych brutto za godzinę to niewiele, ale zostałem. Wywarło to piorunujący efekt i stało się katalizatorem, którego potrzebowałem. Pierwsze zarobki przeznaczyłem na spłatę moim rodzicom całego zaległego kredytu studenckiego.

 

A potem zemdlałem. Dosłownie. Upadłem ze spuszczonymi do kostek spodniami i z toalety wyciągał mnie ojciec. Metaforycznie i dosłownie podniósł mnie po raz drugi. Tym razem diagnoza dotyczyła nie umysłu, a ciała. Czekałem na nią pół roku, miotając się z objawami od jednego lekarza  do drugiego.  Z duszą na ramieniu zaniosłem do pracy wypowiedzenie, bo nie mogłem dalej pełnić obowiązków. W odpowiedzi, w akompaniamencie dartego papieru,  usłyszałem „Nie stać mnie, żeby cię stracić”. Kolejny mężczyzna dołączył do stabilizującego mnie rusztowania. Podleczyłem się (nie da się tego w pełni wyleczyć) i ponownie wziąłem się do roboty.

Po dziesięciu kolejnych latach mogę powiedzieć, że jest  życiowy plus, który z tego ambarasu wyciągnąłem. Pomoc, mnóstwo czasu na przemyślenia i praca nad sobą poskutkowały efektami, które odkrywam do teraz.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Aktualizacja:

 

Szczegół 3: Związek

 

Jako, że samotność zaczynała mi już poważnie doskwierać, więzi społeczne były niemal zerwane, a lokum u rodziców robiło się ciaśniejsze odwrotnie proporcjonalnie do ilości osób je zamieszkujących, zapuściłem macki w internety. Miałem sporo szczęścia  i szybko poznałem kilka kobiet na Sympatii. O ile konwersacja rodziła czasem nadzieję na coś więcej, o tyle ewentualne randki jednak były co nieco nieudane – pierwsza panna nie wyglądała jak na zdjęciu, a druga skrycie przeżywała rozstanie z „tym jedynym”, a ja nie bardzo widziałem się w roli poduszki do płakania. Trzecia randka zaskoczyła zgodnością zdjęcia, opisu i charakterów i przerodziła  się w kolejne. Kobieta w moim wieku, również po przejściach, ale dała mi dużo energii.  Zdobyłem motywację do wynajmu mieszkania i wyprowadzki, następnie do wspólnego zamieszkania . Motywacji do formalizacji związku nie odczuwałem, ale po trzech latach ostatecznie przychyliłem się do pragnień drugiej strony. Po kolejnych trzech latach zmajstrowaliśmy  sobie potomstwo.

 

Szczegół  4: Dziecko

 

Córkę mam od ponad roku i jeszcze nie przeszedł mi zachwyt. Nie zamierzam się roztkliwiać w opisie -  wystarczy, że robię to na co dzień. Dość powiedzieć, że obserwowanie rozwoju małego człowieka jest serią najlepszych momentów w moim życiu. Jest ciężko, ale ten szczerbaty uśmiech prawie to rekompensuje.

 

Nie sposób streścić tych lat w jednym poście. Starałem się pisać w miarę neutralnie, ale każde z opisanych wydarzeń ma konotację zarówno pozytywną, jak i negatywną. W takim właśnie punkcie jestem: Poturbowany, ale zadowolony. Zmęczony, obolały i  wkurzony, ale (nikt mi w to nie wierzy) najszczęśliwszy w bezpośrednim otoczeniu. Z pewnym doświadczeniem, ale zadający pytania. Na niektóre z nich znajduję odpowiedzi tutaj, za co raz jeszcze dziękuję.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.