Skocz do zawartości

Marzenia o prostym życiu


larry

Rekomendowane odpowiedzi

Takie mnie naszły wieczorne rozkminy o sensie życia, jak je najlepiej przeżyć i dochodzę do wniosku, iż najlepiej mają względnie prości ludzie, bez chorych ambicji, żyjącymi tu i teraz według społecznego szablonu.

 

Trochę słów o mnie:

- nie wierzący (coś a'la agnostyk), który przestał wierzyć w wieku ok 11 lat, kiedy zacząłem zauważać iż religia jest nielogiczna

- rodzina trochę pojebana, brak dobrych wzorców jak żyć szczęśliwie

- genowo przeciętniak, ale z ambicjami, co mnie wprowadziło w pracoholizm, bo to była dla mnie pewna furtka, aby się spełnić jako ruchacz, co do pewnego stopnia działało

- zawsze targało mnie tu i tam. Szukanie bardziej zielonej trawy, przez co trudno powiedzieć co to naprawdę jest dom

- w życiu raczej już po drugiej strony wzgórza. Dupy już nie mają nade mną takiej władzy, więc i potrzeba pracoholizmu się zmniejszyła, przez co wytworzyła się pewna pustka w życiu, którą trudno zapełnić.

 

Czasem chciałbym być jak Cypher, który chciał wrócić do matrix’a na swoich warunkach.

 

Jak wyglądałby mój matrix?

 

Urodzić się w jakiejś mniejszej miejscowości, gdzie ludzie się znają. Być konformistą. Być wierzącym, nie dewotem, ale takim typowym polskim katolikiem, który się za dużo się nie zastanawia nad dekalogiem, ale wierzy, że ma tego anioła stróża, wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, przez co przechodzisz przez życiowe tragedie w łagodniejszy sposób, a na końcu czeka cie niebo.

 

Poznaje swoją Halinę na dyskotece czy przez znajomych rodziców mając 22 lata. Ślub, 3 gówniaki, bo tak. Po chuj się zastanawiać czemu. Takie po prostu życie. I tak żona z pomocą rodziców i teściów się w większości opiekują dzieciakami.

 

Nie mam potrzeby wychylania nosa poza swoje włości, bo po chuj. Wycieczka do Egiptu czy innej Chorwacji na 3 lata wystarcza, aby się pochwalić ludziom ze wsi.

 

Żadnych rozkmin o karierze nie mam, bo pracuję u starych w ich małym biznesie, piekarni czy innym warsztacie samochodowym, no i i tak to będzie moje.

 

Kręci się życie w kółko. Największa moja rozkmina to co kupić na grilla na weekend i czy nie będzie padać.

 

I tak w kółko. To jest życie. Jest w pyte.

 

A jaki jest Wasz wymarzony matrix?

 

 

 

 

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, larry napisał:

Kręci się życie w kółko. Największa moja rozkmina to co kupić na grilla na weekend i czy nie będzie padać.

 

I tak w kółko. To jest życie. Jest w pyte.

 

A jaki jest Wasz wymarzony matrix?

Podobnie co u Ciebie. Chodzi pewnie o tzw. stabilizację życiową. Jestem pewnie młodszy od Ciebie, mam pracę, ale nie przykładam się. I tak od kilku miesięcy. Robię co muszę i tyle. Z jednej strony źle bo chciałbym więcej zarabiać, to przecież otwiera wiele furtek, w teorii gwarantuje lepsze życie w przyszłości = stabilizację. Z drugiej strony Usprawiedliwiam swoje lenistwo właśnie tym że nie biorę udziału w wyścigu szczurów i oszczędzam nerwy/zdrowie. Efekt dla mnie nie jest do końca pomyślny. Czuję, że czegoś jednak brakuje.

 

Wymarzony matrix? Chyba to samo co dla Ciebie.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim skromnym zdaniem to trzeba z siebie wydusić to, czego się naprawdę chce.

 

A to się nie dzieje najczęściej w sytuacji zwykłej, w dniu chlebkiem płynącym, ale w potężnym kryzysie, na granicy załamania nerwowego. I pyk, wiesz już, co i jak trzeba zrobić, aby odzyskać spokój ducha.

 

Mam przekonanie graniczące z pewnością, że każdy człowiek doskonale wie, czego chce, ale przez coś jest blokowany.

 

Spełniłem dwa kluczowe marzenia, a mianowicie praca na swoim i własne, tanie w utrzymaniu mieszkanie. No i niestety. Spełniasz marzenie i kurwa czas dalej leci. Co teraz, jak masz już wszystko, czego chciałeś? Oczywiście to skrót myślowy.

 

Co zrobi człowiek, który spełnił wszystkie marzenia? Satysfakcja trwa dzień, góra dwa. Wdzięczność to margines codzienny. Dalej szara codzienność.

 

Jestem zdania, że potrzeba wyznaczenia sobie idealnego dnia, idealnej codziennej rutyny, na tyle satysfakcjonującej, aby dawała poczucie misji, a jednocześnie zachowanie skromności i pewnego niedosytu. To gwarantuje stabilność emocjonalną. Nie ma prostego życia, jako takiego. Może być prosta teraźniejszość, codzienność, wieczne koło, pogodzenie się z rzeczywistością i nietrwałością świata.

 

Ten twój temat przewija się też u mnie chyba z dziesięć lat.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żaden Matrix. Wolę nawet najbardziej bolesną rzeczywistość. Byle móc od czasu do czasu się wyspać i pośmiać z jakiegoś prostackiego dowcipu (najlepiej o dupie, a nawet dwóch).

Na pierwszym miejscu praca - ale taka porządna, za godną płacę i wymagająca określonych umiejętności (przez długi czas nie miałem wyuczonego zawodu). Potem książki, nauka, szeroko rozumiany rozwój - także fizyczny. 

Wszelkie mozliwości nowotwórów czy nagłej śmierci już przepracowałem - żyję za świadomością, że na pewne rzeczy nie ma się wpływu - a zatem trzeba robić swoje i pamiętać, że nawet w głupim kiblu można się wyp*** i rypnąć czaszką o posadzkę. :)

Edytowane przez zychu
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Również uważam, że proste życie jest najlepsze, ale najpierw trzeba je przetestować przez kilka lat, i wtedy dopiero można stwierdzić czy Ci odpowiada. Większość ludzi, kiedy żyje w ciągłej pogoni lub od imprezy do imprezy, to chce spokoju, ale kiedy przyjdzie spokój to tęskno im za rozrywkami. Świetnie przekazuje to poniższy utwór:

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minutes ago, cst9191 said:

Podobnie co u Ciebie. Chodzi pewnie o tzw. stabilizację życiową.

 

Możliwe, że o to chodzi. Problem w tym, że siebie nie widzę szczęśliwym mając tą stabilizację. Mam potrzebę gonienia króliczka, jakakolwiek sytuacja mi się nie przydarzy. I Ty chyba też, skoro nie jesteś zadowolony ze swojego życia, które stanęło na liściach laurowych. Pytanie jak przestać i być szczęśliwym w swoim gówienku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do prostego życia, to trzeba mieć odpowiednią mentalność. Typowe proste życie u nas to hektolitry wódy chlanej przy każdej okazji. Jak ktoś to lubi, to why not. 

 

Proste życie to mają np. smolarze w Bieszczadach - z dala od cywilizacji, najczęściej bez bagażu w postaci rodziny. 

 

ps. Kiedyś chciałem mieć coś a la ranczo. Gdzieś na Mazurach, czy Suwalszczyźnie. Wydawało mi się to zajebistym pomysłem na proste życie. Potem poznałem parę osób tak żyjących i mit prysł. 

Edytowane przez maroon
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minutes ago, mac said:

A to się nie dzieje najczęściej w sytuacji zwykłej, w dniu chlebkiem płynącym, ale w potężnym kryzysie, na granicy załamania nerwowego. I pyk, wiesz już, co i jak trzeba zrobić, aby odzyskać spokój ducha.

I co? Doznałeś nirwany? Ja dostałem od życia największego kopa w ostatnich 2 latach i ciągle nie potrafię znaleźć spokoju ducha.

  

30 minutes ago, mac said:

Spełniłem dwa kluczowe marzenia, a mianowicie praca na swoim i własne, tanie w utrzymaniu mieszkanie. No i niestety. Spełniasz marzenie i kurwa czas dalej leci. 

No u mnie podobnie. Chata jest, własny biznes jako tako jest (mógłby być lepszy, gdyby mi się chciało) i co? Do tego dochodzą myśli po chuj to wszystko. Ciągle mam potrzebę uciekania przed samym sobą. Jak mówią, o ile biegniesz szybciej niż twoje problemy, to one cie nie złapią. Gorzej jak zrobisz sobie przerwe. Dochodzę do wniosku, iż życie to bieg.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minutes ago, sid said:

EDIT. 

Aha, myślicie, że tacy ludzie wiodący proste życie to są pozbawieni takich skurwysyńskich ludzkich emocji jak zazdrość, zawiść, chęć dopierdolenia innym, że są takimi prostymi uśmiechniętymi mentalnymi franciszkanami itd.? No to byście się bardzo zdziwili ;)

Pewnie nie są, ale wystarczy popatrzyć na naszych dziadków (co już w większości nie żyją). Chajtali się w miarę wcześnie i ciągneli gospodarstwo i rodzinę do przodu. Nie mieli tyle pokus co teraz. Po prostu wiedli proste życie wedle zasad, jak każdy inny. Czy byli nieszczęśliwi? Pewnie nie mieli czasu na zastanawianie się nad takimi duperelami. I to w pewien sposób było fajne.

2 minutes ago, mac said:

@larry tylko głęboka medytacja mi pomogła.

Ja próbuję, bo podobno medytacja to lek na wszystko :) Ale wymiękam po 15 min i szybko się nudzę :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, larry napisał:

Ale wymiękam po 15 min i szybko się nudzę :(

Po 15 minutach to nie jest medytacja, a raczej wstępna relaksacja. Musisz się przebić przez to, później jest coś więcej. Tam jest taka klapka i w pewnym momencie lecisz dalej do świata wewnętrznego, no ale to raczej już kwestia indywidualna.

 

Praktykuję medytację zazen, ale raczej to nie ma wielkiego znaczenia.

 

Weź pod uwagę medytację z pytaniem przed. Zaczynasz sesję, zawsze w tym samym miejscu i zadajesz sobie pytanie konkretne, np. jaki cel da mi szczęście, oczyść umysł i czekaj na pierwsze obrazy. To nierealne, co można otrzymać od samego siebie w nagrodę.

 

U mnie najdłuższa sesja trwała ponad 2 godziny. Ludzie potrafią siedzieć całymi dniami.

 

Trzeba też trenować, rozciągać się dobrze, żeby nie czuć bólu, ale w medytacji nawet ból sprawia po pewnym czasie przyjemność. To jest też ciekawa lekcja, że ból da się transformować w przyjemność. W każdym razie polecam. Nuda to żadna wymówka. Niektórzy na całe życie się zamykają w klasztorach, aby medytować. Wcale im się nie dziwię. Tam czeka drugi świat.

Edytowane przez mac
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam własne mieszkanie, czyli mam do kad wracać, o  co dbać. Mam dobrze płatna prace, która lubię, doceniają mnie i czuje sie usatysfakcjonowany. Nie mam kobiety na, stale od dwóch lat i jest mi z tym dobrze. Największy spokój psychiczny i poczucie bezpieczeństwa daje mi to ze moge zostać z dnia na dzień bez pracy, a i tak oszczędności mi wystarcza na rok. Do tego mam dobre relacje z bliskimi. W ogóle mi nie zależy na zakładaniu rodziny. Myślę że w wieku niespełna 32 lat osiągnąłem to o czym marzyłem. 

Co zrobię dalej? Wciąż jest co robić. Doskonalić swój umysł, sylwetkę, zwiedzać świat. Myślę że umrę a nie zrealizuje wszystkich swoich planów. Szkoda czasu na zamulanie i użalanie się nad sobą. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, larry napisał:

Tak z ciekawości, otrzymałeś odpowiedź. Zmieniła twoje życie?

Pogodziłem się z cierpieniem. W medytacji otrzymałem najwięcej pozytywnych emocji, nieporównywalnych do niczego, co przeżyłem wcześniej. Stany euforii, ślepowidzenie (z zamkniętymi oczami widzisz dokładnie świat), uczucie wznoszenia prowadzące do niekontrolowanego śmiechu, intensywny prąd płynący po kręgosłupie, odpowiedzi na pytania, które zadawałem i to bardzo szczegółowe w obrazach. Jak coś takiego przeżyjesz pierwszy raz to szukasz dalej. A to zaledwie początek. Ja przebiłem po roku może pierwszą ścianę według praktyki medytacyjnej.

 

Zauważyłem również, że dobre życie wpływa na poziom medytacji. Jak żyjesz bez tzw. grzechu, z dobrym myśleniem, spełniasz obowiązki i czujesz satysfakcję to medytacja wznosi się na wyżyny jakości.

 

Robiłem też wspólne medytacje z przyjaciółmi to była magia po prostu. Synchronizacja emocjonalna praktycznie całkowita.

 

Cały czas odkrywam, ale mam już pewność, że odpowiedzi nie znajdę na zewnątrz. Nic mnie nie zaspokoi, żadna rzecz materialna. Rozwiązanie leży w niematerialnym rozumieniu, w zmianie paradygmatu własnej rzeczywistości.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój wymarzony Matrix, dużo w zasadzie mi do niego nie brakuje. Kilka lat walki, stawania na głowie i udało się ze stałą, państwową robotą z której jestem zadowolony.

 

Czego mi brakuje do tego wymarzonego matrixa? Niewiele. Własnego mieszkania dwa pokoje z kuchnią i łazienką, takie 40 m2 by mieć sypialnie i pokój codzienny jak ktoś zajrzy albo po prostu wypić sobie kawkę, zjeść obiad i do tego garaż. Jak to mówią swój własny pełen swobody kąt. Nie czekał na mnie żaden spadek, ale skoro udało się ze stałą pracą, dużym progresem z pensją, uda się i z tym. Narazie pokój cały dla siebie w rodzinnym mieszkaniu, wystarczający by w spokoju odpocząć, zrelaksować się po pracy, zajęciach. W sumie nie jest to póki co złe, bo praca i zaoczne studia w tym stanie rzeczy są korzystne. Na tym narazie skupiam się najbardziej. Chęć pójścia wyżej motywuje do działania. 

Brakuje napewno większej stabilizacji, teraz przez studia i pracę jednocześnie trochę jest to zaburzone ale wiem, że to przejściowe. Czasem jestem przemęczony, mam dość. Ale każdy tak ma kto goni to swoje życie jakoś by w końcu móc spokojnie siedzieć w ciepłych kapciach. I nie mówię tu o kobiecie. Jestem "sam" prawie 3 lata, nie krzywduję sobie z tego powodu i nie mam zamiaru tego zmieniać. 

Chciałbym po prostu móc w każdej chwili podróżować, czy to na weekend czy tydzień. Odwiedzać nowe miejsca, zwiedzić Polskę i Europe. Mieć trochę więcej tego czasu dla siebie. 

Staram się nie dodawać sobie problemów a każdy od razu eliminować tak jak do tej pory mi się udawało, chciałbym by tak zostało. To daje duży wewnętrzny spokój i ład w głowie pozwalający mądrze i racjonalnie myśleć. 

 

Spokój i komfort to dwie rzeczy które cenie sobie najbardziej. Tego nic nie jest w stanie zrekompensować. 

 

W skrócie : praca, komfort, święty spokój, podróże, własny kąt.

Realizując już to częściowo, jestem szczęśliwy i zadowolony. 

Wiele osób dookoła mówi mi, że zmiana jest na plus, jestem zupełnie inny niż kiedyś. Mi też ten stan odpowiada

Edytowane przez sekacz19
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.