Skocz do zawartości

"Kastrowanie" młodych chłopców od wczesnego dzieciństwa


Gromisek

Rekomendowane odpowiedzi

3 minuty temu, wrotycz napisał:

To akurat jest sensowne. Czemu ma się nie dzielić? Na tym polega wspólna zabawa a nie tylko moje, moje.

 

Hmm. Dużo zależy od zabawki. Nie ma większej frajdy od wspólnej zabawy żołnierzykami czy samochodzikami robiąc małe gta. Ale są zabawki, którymi po prostu nie da się podzielić.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Maniek92 napisał:

Od jakiegoś czasu jak zaczynam dbać o swoje racje i interesy, to nagle moje otoczenie zaczęło się dziwić mojej zmianie i zaczynam na tym dobrze wychodzić.

Na swoim przykładzie otoczenie prócz zdziwienia miało złość bo zabrakło gościa od pożyczek, pomocy, robotnika i wiele wiele innych. No i przestało być za darmo.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie oceniam konfliktu z zabawkami, to nie istotne w tym kontekście. Natomiast ja również potwierdzam temperowanie młodzieży i dzieci od małego.

Dzieci są jak czysta kartka, a wielu rodziców maże po niej gównem. Podświadomość wszystko chłonie, ona działa i działać będzie za x lat w tle, a takie wzorce popchnął dziecko ku porażce.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Gromisek said:

Za to syn znajomych najpierw podejmuje sam trud, a potem dopiero zwraca się do rodziców o pomoc, a ci dalej go popychają, żeby próbował dalej.

To sie tyczy zarówno dziewczynek jak i chłopców. Im bardziej samodzielni tym lepsze beda mieli życie i tym lepsze bedzie społeczeństwo. Generalnie tylko in plus. Ktoś kto uczy swoje dzieci zależności skazuje je na nieszczęśliwe życie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taka prawda.

Mój stary jedyne co robił w kwestii mojego wychowania to czekał by mi do*ebać jak tylko się odezwę.

No i ogólnie to dużą część życia przetrwałem bez niego bo albo gra(ł) w gry albo w robocie siedzi(ał).

 

Przez co wychowywała mnie matka i za każdy przejaw agresji było darcie ryja i teksty typu "on zaczął to mam być mądrzejszy".

To samo nauczycielka - bo to też ma znaczenie przecież dziecko dużą część życia spędza w Ausch... szkole.

 

A na pytania "to co mam robić, ktoś ma mnie bić a ja w tym czasie mam iść do nauczycielki?" i odpowiedź "tak".

To jak idioci biorą się za robienie dzieci to potem dziecko ma problemy - no bo trochę miałem.

 

Tera to na moje życie niezbyt wpływa ale wcześniej jak najbardziej.

 

Uważam, że jeśli ojciec nie uczestniczy w wychowaniu dziecka to powinno być przymusowo odbierane matce. Nawet w takim przypadku - co mój stary w domu był ale ogólnie ma rodzinę w dupie. No chyba, że trzeba się wyżyć.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Scenka jakich wszędzie pełno. Restauracja. Sebix z Grażyną i bombelkami. Bombelki latają, drą się, zero reakcji. Chłopiec zaczyna kopać nogą szklaną szybę przepierzenia. Siedzący obok ludzie reagują. Tatusiek leci interweniować i jest awantura. 

 

Oczywiście, że dzieci są wychowywane. Bezstresowo. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Libertyn napisał:
Cytat

Przez wiele lat miałem pewien "głód" prawdziwej rozmowy. Dzisiaj wiem, że oni tego po prostu nie rozumieją..

Oni mieli głód zabawek, czekolady. Telewizora. Samotności. Bo nieraz bywało tak że w 3pokojowym mieszkaniu miałeś rodziców i czworo dzieci

To jest ciekawe spostrzeżenie. Każde pokolenie miało swoje braki i bolączki. Wygląda na to, że pokolenie wychowane bez braków i bolączek, traci połączenie z solidnymi fundamentami i zaczyna się degenerować..
Dlatego zawsze uważałem, że rzeczywistość zawsze Cię dogoni.. Dlatego właśnie te wszystkie zagrywki socjalne, czyli praktycznie rzecz biorąc redystrybucja dóbr, utrudniania i amortyzuje odczuwanie rzeczywistości i

tworzy jednostki niezdolne do funkcjonowania bez socjalu..

Ale w sumie, mimo wszystko jednak ostatnie lata to było wiele odkryć, w dziedzinie wychowania i psychologii, może właśnie dlatego, że priorytetem przestało być zwykłe przetrwanie, więc ludzie, też

sobie uświadamiają, że wychowanie nie kończy się na wykarmieniu dzieciaka..

 

Zakładając, że jako ludzkość idziemy do przodu, to ogarnięcie przetrwania w zasadzie w pewnym momencie będzie nie nieuniknione i zostanie problem "co dalej".

Właśnie wydaje mi się, że wiele dzisiejszych problemów na świecie wynika właśnie z tego, że nie ma jasnej odpowiedzi na pytanie "co dalej"..

Religie spełniły swoje role i są już przestarzałe, konsumpcjonizm jest u kresu swoich sił.. co dalej?

19 minut temu, Libertyn napisał:
Cytat

I to jest właśnie przykre, bo właśnie ludzie, którzy sobie z tego zdają sprawę zrobili by moim zdaniem najlepszą robotę..

"Młodą świadomością" trzeba pokierować inaczej zrobi to państwo, media, szkoła, ulica..

To kieruj. Tylko co daje gwarancje że pokierujesz dobrze? Że jesteś odpowiedni? Często ludzie z ambicją na wychowanie kończą wymuszając  podświadomie na wychowywanym bycie kopią siebie samego.

No nic nie daje, bo w życiu nie masz żadnych gwarancji, ale jeśli coś robisz i do tego świadomie, to i tak jesteś lata świetlne przed tymi co nawet nie pomyśleli, że to może być ważne..

Trzeba uważać, żeby nie realizować swoich ambicji dzieckiem.. nikt nie mówił, że bycie rodzicem też nie zawiera żadnych pułapek..

32 minuty temu, Libertyn napisał:

Kiedyś w wieku 11 lat próbowałem coś smażyć. Nie ogarniałem że na wrzący olej nie wolno lać wody.

Plamy były na suficie a ja dostałem taki ochrzan że zrezygnowałem z eksperymentów kuchennych na wiele lat

A jest inna droga niż eksperymentowanie i uczenie się na błędach?

Dobrze, że się nie poparzyłeś, u mnie gość w robocie, miał na to tydzień zwolnienia.. a stary koń był :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, StatusQuo napisał:

Ale w sumie, mimo wszystko jednak ostatnie lata to było wiele odkryć, w dziedzinie wychowania i psychologii, może właśnie dlatego, że priorytetem przestało być zwykłe przetrwanie, więc ludzie, też

sobie uświadamiają, że wychowanie nie kończy się na wykarmieniu dzieciaka..

Ludzie o tym rozmyślają, to jest o wychowaniu, od czasów antycznych. Swoje wizje idealnego wychowania miał Erazm z Rotterdamu czy Rousseau.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Gromisek napisał:

 Jak często bywa, że ojciec przybiera bierną rolę i nie uczy syna podstawowych umiejętności? Walki o swoje, agresji, podstawowych umiejętności np. naprawa rowerka tylko robi to za niego, bo to szybsze niż tłumaczenie i nie wymaga, aż tyle cierpliwości? Sam widzę po siostrzeńcu, gdzie ojciec przybiera bierną rolę (wraca zmęczony po pracy) i oddaje 75% wychowania mojej siostrze. Przez co siostrzeniec zachowuje się bardziej jak dziewczynka i jest bardziej "emocjonalny". Płacze o byle co i nie podejmuje walki (np. odebrania ukradzionej przez siostrę zabawki) itd. Za to syn znajomych najpierw podejmuje sam trud, a potem dopiero zwraca się do rodziców o pomoc, a ci dalej go popychają, żeby próbował dalej.

Kwestia może być bardziej złożona. Każde dziecko ma inny charakter. Jeden potrzebuje więcej męskich wzorców, drugi mniej (bo np. wynosi część wzorców w interakcjach z chłopakami - bo częściej wychodzi na dwór..itd). Jeśli dziecko jest bardziej lękliwe (a wpływ może mieć na to i okres ciąży lub nieumiejętność rodziców w wychowaniu pierwszego dziecka) będzie potrzebowało więcej męskich wzorców. Nie ma bata. Bilans musi się zgadzać. Lęk to element pierwiastka żeńskiego, odwaga = męskiego.

 

Odkąd pamiętam lubiłem majsterkować lub coś tam składać. Tak mi zostało. Dlaczego?

Co pamiętam z dzieciństwa? No właśnie to jak Tata siedział przy stole i pomimo problemów (przerwy w dostawie prądu) powstawała jakaś magiczna atmosfera warsztatu i składania różnych rzeczy. Edukacja typu "zajęcia praktyczno-techniczne" ale w najlepszym, choć niewątpliwie, ekonomicznym wydaniu.

W latach 80tych popularne były rozwiązania zrób to sam (takie powiedzmy elektroniczne, płyta laminowana, parę kondensatorków), składanie, lutowanie. Pamiętam próbę naprawy telewizora (kineskopowego). Nie wiem czy się udało, ale pamiętam zapach ozonu. Więcej chyba było takich zwykłych prób składania rzeczy, które nie były elektryczne, ale to i tak była frajda dla wchodzącego w życie szczyla.

 

Byłem wychowywany w małym 2 pokojowym mieszkaniu, gdzie o normalnym warsztacie można było pomarzyć. A jednak... dało się, zwykły stół, na którym się jadło, zamieniał się na tę parę weekendowych godzin w stół warsztatowy, gdzie bohaterem były narzędzia, śrubki czy drewniane podkładki, aby nie uszkodzić stołu przy wbijaniu czegoś. Oraz świeczka w słoiku na wypadek braku prądu. Nie było namiętnego oglądania tv (jeśli już to radio w tle), nie było tabletów, nie było komputerów (a przynajmniej nie w tych latach).

Później zachęcanie do sklejania modeli...bardzo ciekawy element dzieciństwa, uczący cierpliwości. Robienie dla dziecka biurka czy innych rzeczy - pokazując w praktyce, do czego można użyć swoich umiejętności.

 

Z miłą chęcią wracam jednak do tych chwil i gdzieś tam mam zaczepienie - klasyczne wzorce, które być może kiedyś mógłbym przekazać, gdybym miał taką możliwość.

 

Niemniej jednak - przekazywanie wzorców powinno mieć płynny charakter. Nie powinno mieć charakteru typu border, gdzie ojciec jednego dnia jest opiekuńczy, a drugiego leje Cię na kwaśne jabłko bo za bardzo "odpyskowałeś" a później przeprasza, że przesadził. Nawet jeśli bicie jest od święta, to zbyt duże kontrasty powodują rozpierdziel w psychice dziecka, która przecież się wtedy kształtuje.

 

Inną sprawą jest też to, kto ingeruje w proces wychowawczy.

 

Dzisiejsi rodzice (nie wszyscy) czasem lubią się wysługiwać swoimi rodzicami. Pal licho - rodzice (dziadkowie) przeżywają drugą młodość.

 

Ale...wyobraźcie sobie sytuację, w której matka decyduje jak dziecko ma być wychowywane (np. "tego nie ruszaj"), a wchodzi "babcia, cała na biało", która wie lepiej co to wychowanie. W efekcie dziecko zyskuje kontakt z dwoma przeciwstawnymi opcjami - i tutaj już piłeczka po stronie ojca, który powinien jednoznacznie opowiedzieć się po właściwej stronie (czyli zazwyczaj matki/żony, z którą ustaliłby sposób wychowania dziecka).

 

Przykład: siostrzenica ma pokój, w nim rozłożone swoje zabawki. Młodsze rodzeństwo potrafi bawić się jej zabawkami, zaśliniając je, co siostrzenicę irytuje. Rodzice biorą to pod uwagę i starają się nie dopuszczać do tego, aby młodsze rodzeństwo ingerowało w zabawki starszej siostry. Całkiem w porządku.

 

Wchodzi Babcia, która ma za zadanie posiedzieć z maluchami, bo siostrzenica gdzieś tam z rodzicami poszła. Maluchy są wpuszczane do pokoju siostrzenicy, gdzie namiętnie ślinią zabawki. Babci to nie przeszkadza. Starsza siostra wraca, czuje, że coś nie tak, pyta się więc - a babcia ściemnia, że dzieciaki nie bawiły się jej zabawkami. I jeszcze się śmieje. Rodzice to akceptują, bo w końcu - babcia pomaga. Nie gryzie się ręki, która pomaga :)

 

9 godzin temu, StatusQuo napisał:

Jak się zastanowie, to moi rodzice też uważali, że "zapewnienie zasobów" dzieciom, to jest właśnie dobre wychowani.

Przez wiele lat miałem pewien "głód" prawdziwej rozmowy. Dzisiaj wiem, że oni tego po prostu nie rozumieją..

Czasem się tylko wkurwiam jak gadam z ojcem i słyszę "Myśmy Cię dobrze wychowali

Również miałem podobny etap. Tyle że ja dostałem tekst "czy nie wychowaliśmy Cię dobrze?" "staraliśmy się, ile się dało" i inne takie racjonalizacja a na końcu smętne zwieszenie głowy, powodujące, że zadawałem sobie pytanie "na cholerę o tym rozmawiasz..tylko obarczasz ich winą...poje... cię niewdzięczniku?".itd. W moim przypadku o ile ojciec był dostępny w okresie poniżej wieku dojrzewania lub prawie, to czuło się tę obecność. Później...problemy finansowe, konieczność brania dodatkowej roboty, jechania na 2-3 etaty.

 

Efekt: jak miałem problem, to raczej mogłem pogadać o tym z matką. I to jest ten ból.

 

Jak czytam o facetach wychowywanych przez matki, to widzę sam siebie jak gadam z nią o pierwszym zawodzie miłosnym, bo nie dało się o tym pogadać z zapracowanym i zmęczonym ojcem. Teraz jak to widzę, to się z siebie śmieję (tak, z zażenowania). Wtedy nie widziałem innej opcji bo nie było internetu, nie było forum BS aby dowiedzieć się "co kobietom gra w duszy :) ".

Marek był w podobnym wieku co ja, pewnie nawet nie myślał, że przyczyni się do rozwoju męskich wzorców w takim stopniu jak teraz.

 

A może ojciec miał jakąś blokadę lub olewał temat? z perspektywy 40 latka nie jest już tego pewien, zaciera się to, choć krzywo patrzył na moje rozmowy z rodzicielką.

Kontrolująca, dominująca matka, działająca jak atraktor, przyciągający uwagę - aby wyciągnąć z dziecka informacje i "służyć poradą" nie jest właściwym wzorcem, czego dowiedziałem się znacznie, znacznie później. Już wtedy narracja psychologów była taka "rozmawiaj ze swoim dzieckiem. to ważne!". No to ktoś rozmawiał. Ten kto się bardziej przejmował (np. matka). Albo też narzucał swoją wolę, bo rodziców wychowano w jeszcze innej metodologii. Metodologii w której normalne było zdzielenie dziecka linijką po łapach przez nauczyciela i nikt z tego rabanu nie robił. Taki pokoleniowy mix.

 

Teraz już wiemy, że liczy się, że rozmawiać powinny obie osoby i w odpowiedni, odfiltrowany sposób, zależnie od płci. Nikt mi nie wciśnie kitu, że da się dobre wzorce przekazać, jeśli mamy np "dwie mamy" lub "dwóch tatusiów", jakby to pewne środowiska chciały ogłosić jako normalność. Dziecko musi mieć i ojca i matkę. Na całym okresie rozwoju, a nie tylko gdzieś tam w pewnym okresie. I oboje rodziców powinni mieć właśnie nacisk na "wychowanie", a nie "odchowanie". Stabilność, bezpieczeństwo, zrównoważenie.

 

Zdaję sobie sprawę, że moi rodzice starali się, chęci i założenia były pozytywne. Wychowanie to jednak trudny proces i częściowo składa się go na karb wiedzy, która jest dostępna w danych czasach. Jeśli wzorce w społeczeństwie są przekrzywione, to i wpływ rodziców bazujących na takiej wiedzy będzie skrzywiał psychikę dziecka. Tak, jak wspomniałem "rozmawiaj ze swoim dzieckiem. to ważne!"

 

Potem wyłażenie z tego latami, o ile człowiek skapnie się, że powinien pracować nad sobą i dokonywać korekty, póki jeszcze może.

 

 

 

Edytowane przez lync
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, RENGERS napisał:

Samemu się trzeba wychować, od nastoletnich czasów to robię i będę robił do końca swych dni.

Szkoda tylko, że zanim się zorientujesz, że coś jest nie tak z wpajanymi ci przez rodziców wzorcami, to zazwyczaj masz już te 18+ lat i czeka cie sporo pracy, aby zmienić swój mindset.

17 godzin temu, RENGERS napisał:

Kasacja złych nawyków z wczesnych lat zajmuje lata, już większość najgorszych za mną, w porównaniu jednak do innych dzieciaków miałem łatwo, bo pochodzę z  rodziny  intelektualistów, w której od wczesnych lat

 

dzieciństwa zachęcano mnie do czytania mądrych książek, przebywania z jednostkami wyróżniającymi się, nie z plebsem który pali po sklepikach szkolnych.

Dokładnie kasacja trwa lata. Gratuluję skoro już większość za Tobą. 

 

Też pochodzę z takiej rodziny i również musiałem trochę nad sobą popracować i nadal muszę. Jest we mnie trochę żalu, z powodu pewnych kwestii, ale jestem również wdzięczny za wiele wartości, które zostały mi wpojone.

 

Czasami mam wrażenie, że to prostu działa w myśl zasady "coś za coś", tzn. dobre i te mniej dobre rzeczy, w jakiś sposób, mniej lub bardziej się równoważą, a później to na ciebie spada ciężar wykonania tej najtrudniejszej części i przepracowania "błędów" , które zostały popełnione. Różni nas tylko to, że każdy otrzymuje inny "zestaw startowy", a w konsekwencji inne kwestię, wymagają ciężkiej pracy nad sobą, jedni będą chcieli i podołają wyzwaniu, inni będą tylko próbować, a jeszcze inni, nic z tym nie zrobią.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, mirek_handlarz_ludzmi napisał:

@Gromisek "mądry głupiemu ustępuje", "trzeba się wszystkim dzielić", "dziewczynki nie można uderzyć nawet kwiatkiem (nawet w obronie własnej)", "starszych należy bezwzględnie słuchać i szanować" itede itepe. 

 

i jeszcze do tego jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słusznie bracia wskazują tutaj, jak ciężko wychować dziecko. Nie da popełnić się błędów w projekcie tak skomplikowanym jak wychowanie człowieka. Według mnie wypuszczając swoje dziecko w dorosłe życie powinno mieć kilka podstawowych cech, które dalej poprowadzą je w życiu. Przecież nie wyszkoli się agenta CIA znającego 5 języków, sztuki walki, geniusza ze wszystkich przedmiotów ścisłych, mistrza rozmów towarzyskich/imprez i przyszłego milioner inwestora, który podbije giełdę, biznes i showbiznes. 

Osoba dorosła wchodząca w życie powinna być pewna siebie i swoich możliwości. Na tyle odważna, żeby ponosić ryzyko i uczyć się na swoich błędach. Tylko tyle i aż tyle (według mnie). Reszta cech nabywa się po drodze, bo jaki zestaw umiejętności nabierze się siedząc w 4 ścianach, lub nie wychodząc do ludzi? Rynek pracy zmienia się bardzo szybko, więc nie sposób przewidzieć jakie umiejętności realnie będą dawać zatrudnienie/możliwość zarobkowania. Dodałbym jeszcze umiejętność skupiania się (na czymkolwiek), bo widzę nawet po sobie jak często tego brakuje u rówieśników i współpracowników. 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 9.06.2020 o 17:11, Gromisek napisał:

Ciekaw jestem waszych spostrzeżeń. 

Życie go w pewnym momencie może skarcić, to się nauczy. U mnie było podobnie, jak byłem lżony w szkole, mama mówiła, żebym odpuścił, za  kilka miechów kończysz szkolę. i tak się nie będziecie widzieć, ojciec wtedy mi powiedział krótko, jak fiknie zajeb mu, ale tak, żeby śladu nie było, jak zajebiesz, i będzie trzeba przyjść do szkoły, to ja się przejdę, mój stary 7 śram na twarzy, mama delikatna. I oczywiście posłuchałem mamy, gnój który mi dojeżdżał, zaczął jeszcze bardziej, bo można, teraz żałuje , że mając okazję nie dałem mu w ryj, chociażby z liścia.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 10 miesięcy temu...
10 godzin temu, spitfire napisał:

Tłumaczy psycholog Gestalt 

Tłumaczy bardzo dobrze, aż dziw że w dzisiejszych czasach kobiety mówią o takich rzeczach. 

 

Bo w dużej mierze to madki p0lki są sprawczyniami kalectw u swoich dzieci, przekonane o swojej świętości i nieomylności robią z mężczyzn pizdy. 

A te gadki że "jesteś zmęczony" to żywcem jakbym swoją matkę słyszał, wychowywanie na mięczaka odbiło się na mojej młodości gdzie miałem przejebane dużo bardziej niż moi rówieśnicy. 

Dlatego chciałbym mieć kiedyś, powiedzmy za 10 lat syna, któremu będę mógł dać mentalnie to, czego sam nie miałem.

 

W 1939r pewien niemiecki malarz powiedział: "nasi przeciwnicy to robaki niezdolne do działania" - miał na myśli Anglików i Francuzów gdy ci zdradzili swojego sojusznika - Polskę. 

Dziś każdy z nas niech pomyśli o tym, aby nie być takim robakiem który jak marionetka ma bierną postawę.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 10.06.2020 o 04:30, lync napisał:

Nikt mi nie wciśnie kitu, że da się dobre wzorce przekazać, jeśli mamy np "dwie mamy" lub "dwóch tatusiów", jakby to pewne środowiska chciały ogłosić jako normalność.

Nie "pewne środowiska" tylko ŚRODOWISKA LGBT...! 

To trzeba artykułować wyraźnie!

Kto jest i będzie odpowiedzialny za bagno, jakie nas czeka w niedługim czasie. 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@samiecżeta A właśnie ileż to zależy od samego procesu socjalizacji z rówieśnikami. Ileż szczęścia, że moja siostra wysłała swoje dzieci do szkoły dalej, ale gdzie jest mniej dzieci z "patologicznych"/dysfunkcyjnych rodzin, bo sam chodziłem do szkoły i w życiu mojego miasta był taki czas, gdzie klasa średnia odpłynęła na przedmieścia a do bloków wpłynęli ludzie niezbyt mocnego ducha i charakteru (bardzo staniały mieszkania w blokach, bo dużo sprzedawało wtedy je osób). No i teraz jest tam spory problem z alkoholem, fajkami i narkotykami wśród dzieci (podstawówka, nie liceum xd).


Ileż to czasem zależy od środowiska w którym się wychowujemy. Neurotyczny introwertyk z talentem i pasją do nauki? Zostanie zgnojony przez rówieśników, a w jako tako normalnej szkole gdyby znalazł jakiś kolegów nerdów, to nie byłby tak wyobcowany (tylko przykład, bo bullying w Polsce, to też wielki problem). Mój kuzyn ma tego fata ze w młodym wieku poszedł do szkoły prywatnej, gdzie są małe grupy po 5-7osób. Mówi jako tako (jak to 9 latek) w 2 językach tzn. nazywa wszystkie obiekty w domu po ang i francusku i można z nim o pogodzie pogadać, czy jak się nazywa itd. Matmę zna co najmniej 2 razy lepiej niż moja siostrzenica, która chodzi do publicznej. Gdzie moja siostra spędza sporo czasu pracując z nią w domu, a moja ciotka niekoniecznie kuzyna dopieszcza, bo sobie dobrze radzi czasem jakieś korepetycje z języka. O tyleż śmieszne, że moja siostra ma lepsze finanse, ale w mieście prywatna szkoła kosztuje 2k/mies. A w małym miasteczku gdzie ciotka jest kilka nauczycielek zrobiło taką komitywę z jakimś tam sponsorem i chyba ~800zł/mies, więc jako tako może sobie na to pozwolić.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 9.06.2020 o 18:54, StatusQuo napisał:

Dlatego uważam, że edukacja niszczy dzieci, bo przez to ile pracujemy i ile dzieci siedzą

w szkole, można powiedzieć, że ta instytucja zmonopolizowała przekazywanie wiedzy z pokolenia na pokolenie, i zamiast praktycznej

życiowej wiedzy i wartości, przekazuje im się budowę pantofelka.. z całym szacunkiem dla pantofelka.. dlatego mamy to co mamy..

Także, to niestety zauważyłem.

Dzieci nie uczy się: "Mechanizmów Dorosłego Życia" tylko często bzdur nie przydatnych w życiu codziennym.

Poza Matematyką i językami obcymi nie ma nic wartościowego w systemie edukacji.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Legionista napisał:

Także, to niestety zauważyłem.

Dzieci nie uczy się: "Mechanizmów Dorosłego Życia" tylko często bzdur nie przydatnych w życiu codziennym.

Poza Matematyką i językami obcymi nie ma nic wartościowego w systemie edukacji.

 

Bo ja wiem. Chemia, Fizyka a nawet Historia są przydatne. Problem w tym że dzieci tresuje się do testów. I uczy pamięciowo pod wyniki a nie by zrozumiały o co chodzi. 

Zresztą na ogół rodzice niczego innego nie oczekują. Dobrych ocen. To co dzieciak myśli o X jest nieistotne. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.04.2021 o 22:53, Libertyn napisał:

Bo ja wiem. Chemia, Fizyka a nawet Historia są przydatne. Problem w tym że dzieci tresuje się do testów. I uczy pamięciowo pod wyniki a nie by zrozumiały o co chodzi. 

Zresztą na ogół rodzice niczego innego nie oczekują. Dobrych ocen. To co dzieciak myśli o X jest nieistotne. 

Masz racje ale poprzez mechanizmy dorosłego życia miałem na myśli: dojrzewanie emocjonalne.

Nad tym szkoła nie pracuje w ogóle.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.